wtorek, 11 listopada 2014

Znalazłem łódź na Amerykę !! Ale...


7 stycznia 2014  Wtorek

Po spotkaniu z Wiolą i Arturem oraz kempingu na dzikiej plaży rano ruszam na wylot z miasta próbuję teraz złapać stopa do Las Palmas i znaleźć tą łódz na Amerykę. Nikt się nie chce zatrzymać.
Przechodzę dobre 10km i dochodzę do autostrady, tam idę na stację benzynową i udaję mi się ogarnąć stopa do Las Palmas, w mieście na pożegnanie dostaje od faceta 10€.Dziękuję bardzo za podwózkę i euro. Idę teraz do biblioteki na internet, kontaktuje się również z Sancho, dając znać że jestem w mieście.

Wieczorem spotykam się w parku z Sancho, zaprasza mnie do swojego apartamentu. Tam dostaje materac i własny pokoik który obiecał mi w wiosce La Suerte gdzie spałem 5 nocek w darmowym odjazdowym hoteliku.
Rano chcę ruszyć do portu w poszukiwaniu łodzi, ma tylko jeden klucz do mieszkania. Jak będę wychodził to mam tylko zatrzasnąć drzwi. Gdy bedę chciał wejść to mam się z nim skontaktować przez telefon. On wraca do swojego bardziej luksusowego apartamentu. Ja kładę się na moim materacu i zasypiam. Spędzam tak kilka dni na chodzeniu po porcie i pytanie ludzi o możliwość zabrania się na rejs przez Atlantyk.
Chodzę po całym porcie i pytam kapitanów jachtów, niestety same odmowy. Potem wędruję do biblioteki , wieczorem idę do fruterii i dostaję całą reklamówkę owoców od moich już znajomych w sklepie. Postanawiam zebrać trochę innego rodzaju jedzenia. Pytam w pewnej restauracji czy nie mają czegoś na zbyciu? Dwię piękne dziewczyny wręczają mi całą torebkę z kanapkami. Chyba z kilogram i do tego niektóre są jeszcze ciepłe:) Dziękuję pięknie, po co mam płacić za jedzenie skoro tyle dobrego i świeżego jedzenia marnuje się każdego dnia. Sancho przychodzi i otwiera mi drzwi do mieszkania. Po otrzymaniu jedzenia rano idąc do portu rozdaję połowę moich kanapek i owoców bezdomnym i żebrającym pod marketem. Dziś również nie udało mi się nic znaleźc w porcie, za to wieczorem kolejny worek kanapek i owoców:)




15 stycznia Środa

Gdy przechodzę na jedną z platform  gdzie zacumowane są łodzie spotykam pewno kapitana w okularach. Ma na imię Hannes i płynie na karaiby. Kapitan (Austryjak) mówi, że zwolniło się jedno miejsce bo jego kolega nie przylatuje. Jestem ogromnie ucieszony, że Hans mnie przyjął. Znalazłem wreszcie łódź na Amerykę!! Co do łodzi to jest szybki sportowy jacht Volvo-60. Tego samego dnia poznaje kolejnego członka załogi Jhona z Irlandii. Idziemy wieczorem do różnych pubów, pijąc piwa czyli typowo po Irlandzku. Następnego wieczora wybieramy się do ponownie klubu-pubu.
 Rano gdy budzę się w mojej kajucie i słyszę, że ktoś na pokładzie gra na gitarze.Po ogarnięciu się, widzę dwóch chłopaków. Jeden z potężną brodą grający na gitarze. Zagaduję do drugiego co się okazuje, że jest z Polski! Ma na imię Roland. No nie dwóch Polaków na pokładzie , ekstra! Mówi, że poznał kapitana tej łodzi na Giblartarze i kazał mu tutaj przylecieć bo nie miał miejsca na łodzi. Następnie idziemy zrobić potężne zakupy do Hiperdino. Bierzemy wszelkiego rodzaju jedzenia, miesa, serów, konserw. Dużo warzyw i owoców oraz 3 wózki wody pitnej. Do kasy podjeżdzamy chyba sześcioma wózkami, na szczęście nie musimy tego targać, ludzie z Hiperdino dostarczą zakupy pod wskazany adres czyli do portu. Idziemy tylko do Spara kupić trochę więcej słodyczy. Wracamy do portu, tam czekamy na dostawę, gdy przywożą upychamy i pakujemy jedzenie. Dzwonię potem do rodziny się pożegnać, wypływam w 2 tygodniowy rejs na Karaiby. 



Potem przylatuje dwóch kolejnych członków załogi, 2 facetów po 50tce, gdy spojrzałem na ich twarze i w oczy cała moja sytuacja uległa gwałtownej zmianie. Faceci jak dla mnie wyglądają jak kryminaliści, emenuje z nich jakaś dziwna, mroczna energia. Moja intuicja podpowiada mi głośno, "nie płyń z nimi" i tak co chwile. Po zapoznaniu się z nimi i rozmowie, stwierdzam, że na dodatek ją jacyś sztywni bez poczucia humoru, kapitan też się do takowych zalicza. Poza tym mam płynąć dwa tygodnie przez Atlantyk, już na następny dzień z ludźmi, których zupełnie nie znam! Następnie kapitan zaprasza załogę na uroczystą kolacje. Jedziemy taksówką do jakiejś drogiej restauracji. Tam dostaję steka ze śliwkami. Cały czas mam mieszane uczucia i tą myśl "Nie płyń". Roland i ja za dużo nie mówimy i wydaje się że on też ma mieszane uczucia do do tego rejsu. Po rozmowie z nim i podzieleniu się moją opinią on mówi że jednak płynie z nimi. Ja postanawiam jak zawsze słuchać się mojego przewodnika czyli Intuicji. Rano następnego dnia, mówię, że boli mnie gardło. Nie mogę płynąć w takim stanie, poza tym pozarażam ich.Tak więc pakuje się, przepraszając, że tak wyszło. Następnie żegnam się z załogą życząc powodzenia.

Jakoś potem gdy jestem w porcie przychodzi mi do głowy taki plan. Zupełnie zmieniam idę, planuję przepłynąć sobie na kolejną wyspę Lanzarote, następnie stamtąd udać się na miesiąc lub dwa do Polski a potem wyruszyć do Norwegii czyli to co chciałem zrobić zanim gdy zrodził mi się pomysł przekroczenia Alp. Na zupełnym chillaucie, chodzę po mieście, kąpie się w oceanie.

Pod biblioteką spotykam studentów ze Szwecji. Jest dziewczyna Kimberly jest tu ze swoim kolegą Martinem. Kim studiuje medycynę, tak jak moja siostra. Rozmawiamy, opowiadam im o sobie. Zapraszają mnię na posiłek do restauracji który mi fundują- jest przepyszny. Następnie umawiamy się na kolejny dzień.
Spędzamy wspólny czas w parku Santa Catalina,chadzając po dreptaku aż daleko za plażę na La Isleta biegając po słupkach i obserwując miasto w oddali.Wieczorem idziemy do jednej z pizzeri ale za to jakiej w wystroju filmowym. Cała pizzeria jest oklejona filmowymi plakatami i aktorami. Zamawiamy więc pizze filmową God Father :). Przechodzimy całe miasto aż do parku San Telmo gdzie niedaleko znajduje się apartament w którm mieszkam. W pubie pijemy kanaryjskie piwka Tropical produkowane tu na Gran Canarii oczywiście.












Zarabiam na ulicy grając muzykę !

Na dniach gdy medytuje w namiocie postawionym na górze nad parkiem Doramas, wpadam na kolejny pomysł, tym razem na zarobienie trochę pieniędzy grając na jedynym instrumencie na którym potrafie grać - drumla. (Jaw harp). Mały metalowy instrument, który trzyma się ręką w zębach lub na wargach, poruszając metalową wajchą modulując dzwięki. Tak więc następnego dnia idę za park San Telmo , na najbardziej komercyjną ulicę w mieście z mnóstwem sklepów oryginalnych marek. Na ulicy widać pełno innych ulicznych artystów, grających na gitarze, skrzypcach itp. Chcę sobie dorobić w sumie na bilet lotniczy do PL. Maluję na kartonie napis w dwóch językach "para billete de avion/for a plane ticket" żeby było wiadomo na co zbieram. Ściągam kapelusz z głowy, zaczynam grać moje electro na drumli. Ludzie wrzucają do kapelusza pierwszy hajs.

Zagadują do mnie Hiszpanie, dziewczyny pytając skąd jestem i wypytując o podróż. Ja siedzę po turecku i gram, ludzie przynoszą mi nawet jedzenie z pobliskiego Mc Donalds wraz z napojami. Pierwszego dnia udaje mi się zarobić ok 45€. Przychodzę kolejne dni, grając dodatkowo jakaś młodzież kręci ze mną wywiad do szkoły, poznaję tutaj nowych znajomych. Pełno osób pyta dokąd chce lecieać? Mowię, że do Polski a potem na Norwegię. W pewnym momencie moja drumla pęka, cholera nie mogę dalej grać. Szukam więc sklepu muzycznego i kupuję nową nieco większą za 7€. Wracam do grania, dzieci tańczą przy mojej muzyce. Przynosząc też pieniążki od rodziców. Gram moje głośne electro w pocie czoła aby coś z tego wyszło. Młodzież się jara gdy je gram i podchodzi do mnie chcąc abym zagrał coś dla nich. Ich tunele w uszach wirują na boki gdy poruszają głowami ;). Któregoś dnia łamie się kolejna drumla. Shit! Muszę wydać kolejne 7 eurasów na następną. Jak widać instrument nie jest trwały tak jak myślałem , grająć na nim ok 8h dziennie i męcząc go przy tym ostro, nie wytrzymuje długo. 

W między czasie jest tutaj jakiś maraton w mieście i urządzane są biegi wyznaczoną trasą. Tysiące osób bierze udział startując i biegnąc przez Miasto Las Palmas. 30 stycznia przez ulicę na której gram na drumli przechodzi pokojowa manifestacja młodzieży wykrzykująca hasła namawiające do pokoju na świecie. Dzieciaki grają przy tym na bębnach doskonale się przy tym bawiąc.








Poznaje na ulicy pół Polaka pół Francuza Michaela. Jest ze swoją dziewczyną. Mówi, że prowadzi biuro turystyczne i pomoże mi z biletem do PL.
 Wymieniamy się nr telefonu i fb. Uderza teraz w góry na trekking. Mam się odezwać jak wróci. Ja gram , poznaje mnóstwo nowych osób. Grając na ulicy spędzam 24 dni zarabiając 780€!! To prawie tyle co zabrałem z domu wyruszając w podróż bo zaczynałem z 1000 euro dokładnie! Aktualnie wróciłem znów na parę dni do mieszkania mojego przyjaciela Sancho. Za jakiś czas kontaktuje się z Michałem i zaprasza mnie do siebie na mieszkanie koło parku San Telmo. Tam jego dziewczyna Marie przyrządza pyszne nadziewane cukinie. Następnie rozmawiamy do późnej nocy. Michał tutaj studiuje inżynierię. Mieszka z Argentyńczykiem i kolegą Maxem który aktualnie obozuje z psem Husky na plaży. Michał opowiada mi niesamowite historie ze swoich podróży po Świecie. Następnego dnia jakoś mówi, że właścicielka mieszkania chce robić remont i będę musiał się jutro wyprowadzić na jakiś czas, potem da mi znać kiedy sytuacja się poprawi. Gdy opuszam mieszkanie to wracam na moją górę ze świetnym widokiem. Potem wracam na mieszkanie do Sancho, który wynajmuje apartament dla turystów no i te domki w La Suerte. Wieczorkami chadzam po darmowe kanapki i owoce następnego dnia dzieląc się połową z biednymi ludźmi na ulicy. 18 lutego zaczyna się karnawał na Kanarach. Któregoś dnia bawię się i tańczę w tłumie przebierańców na jednym z Placów. Coś niesamowitego, jedna wielka fiesta, jest na placu wielki ścisk. Po udanej imprezie wracam do mojego apartamentu u Sancho.









1 komentarz: