sobota, 15 listopada 2014

Wolontariat w Ekwadorze część 1

17 września przyjechałem z Camile do tego wolontariautu w miejscowości Malacatos. Jak mi odpowiadała wcześniej to miejsce ma być ośrodkiem pomocy dla dzieci i kobiet, które padły ofiarą gwałtów i przemocy seksualnej.  Camile przyjeżdzając tutaj miała nadzieje pracować z tymi poszkodowanymi osobami znajdując to miejsce na specjalnie do ego stworzonych stronach internetowy na których możemy znaleźć różnego rodzaju wolontariaty. Najbardziej popularne stronki to www.workaway.info oraz www.helpx.net .

Ja natomiast dzięki niej trafiłem tutaj przypadkiem albo i nie, bo miałem zamiar szukać pracy jako masażysta, ale zmieniłem zdanie i chciałem zostać i popracować 5 godzin dziennie i skonczyć mojego bloga którego zacząłem spisywać będąc w Peru. Napiszę trochę o tym miejscu i osobach w wolontariacie.

Całe to miejsce jest położone na wzgórzu nieopodal miasta Malacatos. Teren jest ogrodzony i ogromny, należą do niego mały budynek po lewej stronie od wejścia gdzie mieszkają nasi koordynatorzy z Dziecmi i psem labradorem – Scottem. Jest to młode Ekwadorskie małżeństwo Maira z mężem i dzieci (Joseline lat 9, Melisa lat 7 oraz malutki Diego 20 miesięcy). Wolontariusze to Ja, Camile z Montrealu, Jordon z Canady, Max z Rosyjskiej Syberii, Paul z USA który wygląda jak świr oraz 2 osoby z Norwegii Andiran oraz Sander 19 letni chłopak z objawami padaczki. Tak wygląda nasza ekipa. Mieszkamy w budynku z dużym przestrzennym salonem, kuchnią i sypialniami. Cały ten teren posiada potężny ogród, lecz wszystko jest zarośnięte chaszczami. Miejscem zarządza Kobieta z Norwegii o imieniu Pearl (perła). Pierwszego dnia gdy wieczorem przyjechałem rozmawiałem z nią i dowiedziałem się że ma wiedzę na tematy spirytualne, medytacji, jogi jest ona również bioenergoterapeutką ponieważ posiadza mistrza Reiki. Jak się okazuje miejsce to ma zacząć funkcjonować od Grudnia tego roku. Należy więc je przygotować do działania, przygotować ogród, pomalować itp.

W pierwszych dniach pracy robimy na ogrodzie. Jest tutaj obok duży teren z chwastami i trawami Max i Jordon są w tym miejscu jakoś od ok 2 tygodni. Max zaczął wycianie trawy łopatą bo nie mamy narzędzi do pracy nawet. Ja mając kilof i grable oczyszczam teren z kamieni który został uprzednio oczyszczony z traw z Maksem. Camile i Sander pracują w drugiej części ogrodu bliżej wejścia sadząc jakieś rośliny. Paul wpada na pomysł stworzenia sitka z drewna i metalu aby odzielać kamienie od dobrej ziemi. Nasze godziny pracy to 8.00-13.00. Następnie Maira i Camile gotują pyszny obiad który jemy wspólnie w kuchni. Właścicielka tego miejsca jest wegetarianką a więc zasadą jest nie spożywanie mięsa w tym wolontariacie a więc przyrządzają one wegetariańskie potrawy.Pierwszy dzień mija bardzo mile, poznajemy się i wymieniamy wspólnymi historiami z podróży. Potem jak już zaplanowałem wcześniej w godzinach wolnych spisuję z głowy moje wspomnienia z podróży bo moim głównym celem jest teraz skończenie bloga i pomoc w wolontariacie. Tak więc godziny wolne spędzam na jego spisywaniu. W niedzielę mamy zbiórki darmowego jedzenia.
Mamy przygotowane specjalne czarne koszulki z namalowanymi na przodzie sercami i nazwą naszej fundacji na tyle „ Hearts for a new life”. Wyruszamy o 8.00 rano taksi pickupem z naszym kierowcą Julio który zawozi nas do miasta Malacatos. Dziś jest targ na ulicy i pełno straganów z różnego rodzaju jedzeniem, warzywami i owocami i mnóstwem bananów bo Ekwador to kraina bananów! Właścicielka tego miejsca dostała pozwolenie na te zbiórki poza tym ich organizatorką jest Maira czyli nasza koordynatorka. Ona idzie pierwsza wzdłuż stoisk a my za nią. Maira wita się ze sprzedawcami na straganach i dostajemy pierwsze darmowe jedzenie dla naszej fundacji. Ludzie prawie z każdego straganu nasm coś wręczają są to np. ( Juka-coś jak ziemniak, pomidory,ogórki, cebule, ziemniaki, słodkie ziemniaki, masę bananów i platanów, mandarynki,bloki cukrowe – panela, sałaty, fasole, groch, kukurydze no dosłownie wszystko co można sobie wymarzyć!) Pakujemy to do ogromnych worków i mamy je ponad 2. Jest to tak cholernie ciężkie że to jest masakra w ciągu godziny zebraliśmy dobre 50kg darmowego jedzenia!! Ładujemy wszystko na pickupa i zawozimy do wolontariatu. Dopiero po wypakowaniu wszystkiego z worków widzimy ile na prawdę mamy jedzenia. Coś niesamowitego. Znam bardzo dobrze tą sytuację z wysp Kanaryjskich gdzie po zapytaniu właścicieli sklepików i restauracji dostawałem mnóstwo warzyw, owoców i kanapeczek.


2 miesiące w zwariowanym wolontariacie! Cała prawda

Postanawiam zostać na jakiś czas w tym miejscu aby skończyć mojego bloga. Sytuacja się całkowicie zmienia na bardzo złą. Już podczas pracy w ogrodzie mój szalony przyjaciel z Rosji – Max opowiada że Paul nic nie pracuje i nie pomaga. Poza tym Sander również pracuje podobno kiedy chce. Dodatkowo nie mamy narzędzi do pracy na ogrodzie. Pracujemy we dwoje a mamy do dyspozycji jedne grabie, kilof i łopatę. Musimy się zmieniać, informujemy również koordynatorkę Mairę, że nie możemy pracować w takich warunkach. Potrzebujemy narzędzi. Głównym koordynatorem jest Roberto, on przekazuje instrukcje Mairze a ona nam. Lecz w sumie żadnych instrukcji nie dostajemy, tylko mamy za zadanie oczyścić ten teren z kamieni i przygotować bo oni chcą tutaj zasiać trawę i stworzyć ogród. Pracujemy ciężko we dwójkę za to reszta się obija oprócz Jordona który maluje napis z nazwą tego miejsca. Andiran pracuje w biurze bo pełni funcję sekeretarki i ma za zadanie również pozyskiwanie sponsorów dla tego miejsca.Poza tym Camile chciała porozmawiać z tą właścicielką po przeczytaniu strony internetowej którą prowadzi oraz bloga. Gdy jemy śniadanie któregoś dnia Jordon mówi mi że Camile opuściła to miejsce zaledwie po 6 dniach bo dowiedziała się od właścicielki że nie ma ona żadnego wyksztacłenia w temacie psychologa dziecięcego co podobno zawarła na stronie że takowe posiada. Również wydało mi się dziwne to iż Camile opuściła to miejsce po niespełna tygodniu bo planowała zostać na dłużej. Mieliśmy spotkanie z właścicielką jak co środę i tym głównym koordynatorem, zachodzą zmiany w gotowaniu i zarządzaniu kuchnią. Wcześniej była ona otwarta, każdy przyrządza posiłki według własnego uznania i gotouje sobie kiedy chce. Teraz mają być o 7 rano śniadania, obiad po pracy czyli ok 13.30 i kolacje o 19.00. Dochodzi do zmian, Paul przejmuję role kucharza i wszystko się zmienia.

Przygotowuje on śniadania raz to jajka smażone z opiekanym chlebem i kawałkami sera, a raz owsiankę. Na stole jest jedynie woda do picia. Mówiłem mu żeby zagotował trochę wody w garnku to każdy będzie mógł sobie przygotować kawę lub herbatę. Nie chcę się posłuchać tej sugestii i dodatkowo bezczelnie odpowiada że „jeśli chcesz to ssam to zrób ja nie mam zamiaru”. „Sory ale to ty zarządzasz kuchnią a nie ja i gdy się szykuje śniadanie wypada chociaż przygotować dla każdego herbatę lub kawę” – odpowiadam i dalej on się spiera.Facet ma 51 lat i wkurwia mnie totalnie jak i Jordona i Maxa. Ponad to całe śniadanie to jest nic, ja z Maxem pracując ciężko na ogrodzie potrzebujemy dużo energii do pracy. Jest tyle jedzenia które mamy i tyle możliwości a on przyrządza porcję jak dla dziecka i mało tego jajka i owsianka na zmianę. Co to ma być kurwa??! Wszyszcy jesteśmy wkurzeni.

 Gdy pracujemy na ogodznie z Maxem jest wesoło, rozmawiamy po Polsku i Rosyjsku dużo zwrotów mamy takich samych lub podobnych szczególnie przekleństw :). Oczywiście radość łączy się z dostrzeganiem kolejnych spraw. Musimy dbać o psa Scotta bo ta rodzina w ogóle o nie go nie dba. Max powiedział mi że jak tu przyjechał to Scott był samą skórą i kośćmi! Zadbali o to żeby mu sie poprawiło i go dokarmili. Maira z mężem nie dają mu prawie nic! Mało tego jej mąż wychodzi gdzieś rano i nie ma go cały dzień w wolontariacie. Mało tego Maira również zostawia dzieci po południu i idzie gdzieś na długie godziny. Trójka małych dzieci ciągle spędza czas z nami. Ze mną mało bo ja siedzę w moich słuchawkach i słucham muzyki pisząc mojego bloga gdy one hałasują u nas w budynku. To jest jakieś nieporozumienie Ci rodzice. A najbardziej szkoda mi tego przecudownego psa, który jest moim przyjacielem i ciągle się chce bawić. Biega, jest radosny i szczęśliwy ale wydaje mi się że tylko dlatego że my tu jesteśmy i te dzieci. Jest on moim przyjacielem, kocham go! Leży ze mną na fotelu i ciągle spędza ze mną czas.

Tak w ogóle to Max opowiedział mi na samym początku że tu straszy. Całe to miejsce jakiś czas temu było domem spokojnej starości i wiele osób tutaj umarło! Mało tego w moim pokoju miałem obok jeszcze łożko szpitalne z materacem i 2 pierwsze noce słyszałem jakieś skrzypienie! Potem je przemieściliśmy z trudem z mojego pokoju bo  zajmowało miejsce no i skrzypiało! Co się zdarzyło potem. Gdy oglądałem z Maxem i dziećmi filmy cudotwórcy Stevena Frane’a zwanego Dynamo którego polecam gorąco. Człowiek jest jak współczesny Houdini. Topi szkło ręką, czyta w myślach, chodzi po Tamizie po wodzie, lata, wkłada iphony do butelek, czyta w myślach i wiele innych. Jak dla mnie gość jest mistrzem. Podróżuje po całym świecie czyniąc cuda!! A mało tego robi to również dla bardzo ubogich i biednych ludzi. Nie ma w tym żadnej wkrętki. Polecam ściągnięcie 4 sezonów torrentem bo na youtube są tylko kawałki. Ten cudotwórca jest mistrzem i sprawia że pojawia Ci się uśmiech na twarzy i ogarnia szczęście gdy to oglądasz. Nikt jeszcze nie wyajśnił jak on to robi. Bo prawdą jest że chłopak potrafi łamać prawa fizyki, czasu i przestrzeni. Ma moc którą posiadają niektórzy mnisi Buddyjscy. Poniżej link do youtube ale polecam całe sezony „Więcej Niż Magia / Dynamo: Magician Impossible”https://www.youtube.com/watch?v=QFG9T4rpVdE&index=3&list=PLoviL6p3RAyNzcEdN7GQlWEDxatulObr5

Tak więc po obejrzeniu odcinków z jego nowych podóży po świecie powiedziałem coś takiego „no to teraz walić duchy w tym wolontariacie mamy dobrą energię bo obejrzeliśmy Dynamo” Co się dzieje tego samego dnia. Za około godzinę idę smażyć frytki z juki. Po posiłku siedzę z Melisą i jej braciszkiem. Ona nagle wstaje i idzie z nim do kuchni ja idę za nimi. Patrzę a ona zahipnotyzowana idzie prosto do kuchenki i wyciąga rękę aby dotknąć mojej patelnii!! Co jest kurwa!? Mówię Melisa nie !! Nigdy mi nie dotykaj kuchenki to nie miejsce dla dzieci!! Naszczęście nie dochodzi do kontaktu z patelnią. Sprawdzam olej i jest wciąż ciepły ale nie gorący. Gdyby to się zdarzyło 5 minut wcześniej i patelnia spadła na nią i jej bracisza to nawet nie chce myśleć. Koniec z tym! Maira nie ma prawa zostawiać dzieci na całe popołudnia i iść sobie nie wiadomo gdzie i nie wiadomo co robi! Nawet nie mówi nam że wychodzi i nie poprosi o przypilnowanie dzieci. Gdyby coś się stało to potem ja mogę za to odpowiadać i czuć się winny! Nie ma zostawiania dzieci. Poza tym te dzieci mają 9, 7 i chłopczyk nie całe 2 latka! To jest kurwa jakieś nieporozumienie z tymi rodzicami których oni tak na prawdę nie mają. Jak oni w ogóle mogą być nadzorującymi?? Są nieodpowiedzialni, nie dbają o dzieci o psa. Mało tego jej mąż jeszcze nam zabiera narzędzia do pracy na ogrodzie bo podobno są jego. Nie dość że nie robią to jeszcze utrudniają nam pracę i zatruwają czas wolny przez swoją nieodpowiedzialność. Wieczorem tego samego dnia gdy idę podsmażyć ziemniaki o to co się dzieję. Odpalam palnik, nagle po jego odpaleniu ogień znika robiąc „puffff” i przenosi się w moją stronę na zewnątrz kuchenki paląc małym płomieniem tuż przy pokrętle!!! Szybko zakręcam to i odsuwam się daleko bo za sciana mamy 4 butle gazowe! Jak to wybuchnie to po nas! Teraz to się przestraszyłem ! Tu straszy na pewno i są tu jakieś nieczytste duchy! Wszyscy są w szoku że to się stało. Max jeszcze straszy mnie bardziej. Potem dochodzę do wniosku że to być moja wina za to co powiedziałem wcześniej „no to teraz walić duchy w tym wolontariacie mamy dobrą energię bo obejrzeliśmy Dynamo”. Jestem przerażony bo dzis była ta sytuacja z Melisą która jak zahipnotyzowana przyszła do kuchni i chciała dotknąć patelnię i teraz ta z tym ogniem który zniknął z palnika i przeniósł się w kierunku mojej dłoni na zewnątrz kuchenki! Wieczorem przepraszam urażone dusze po tym co powiedziałem medytuje w intencjji zagubionych dusz i nakłaniam do odnalezienia światła i udania się w podróż do wiecznośći a zarazem opuszczenia tego miejsca. Jestem osobą która głęboko wierzy w rzeczy spirutualne, medytację życie po śmierci i również duchy. Po tym incydencie nie wydarzyło się już nic podobnego. Na spotkaniu z koordynatorem i właścicielką wspólnie daliśmy do zrozumienia że takie sytuacje się nie mogą powtarzać że ona zostawia znami dzieci na całe popołudnia i nawet nas o tym nie informując.

Dalej pracujemy na ogrodzie z Maxem, Jordon maluje napis. Problemy już zaczęły się w kuchni z Paulem. Gotuje ciągle fasole po której żołądek nie pracuje najlepiej. Jedzenia jest od zarąbania, gdy chcę zmieszać makaron z fasolą której jest pół wiadra on mówi „ proszę nie , bo to jest na kolacje” Chyba Cię człowieku porąbało! Jest tyle jedzenia i to dla wszystkich że mam prawo jeść co mi się podoba. Sytuacja się powtarza z Maxem i Jordoem którzy odpowiadają mu ostrzej niż ja a ten wstaje od stołu i niczym dziecko wychodzi na zewnątrz z płaczem i idzie gdzieś. Paul ma problemy psychiczne, żadnej kontroli nad emocjami i do tego tworzy same konflikty. Nie rozumie nic co co niego się mówi, poza tym nie gotuje za dobrze i jeszcze uważa się za wielkiego szefa kuchni wyliczając jedzenie! O nie nie ! Następuje bunt wolontariuszy ja, Max i Jordon zwołujemy specjalne spotkanie w jego sprawie. Przyjeżdza właścicielka jak zwykle z dużym dekoltem eksponując swoje cycki i urodę w wieku ponad 50 lat. Wielce uduchowiona osoba która dba tylko o swoją zewnętrzność jak dla mnie. Nawet nie troszczy się o wolontariuszy, nie rozmawiałem z nią dłużej niż 5 min. Przyjeżdza raz w tygodniu i zajmuje się swoimi sprawami i przesiaduja w biurze. Nie pyta Cię o szczegóły skąd przybywasz, o to jak się czujesz. Dba o pozyskiwanie sponsorów tylko przez internet. Sory ale jak dla mnie na pierwszym miejscu powinna dbać o wolontariuszy! Ponieważ bez nich to miejsce nie będzie funkcjonować. Nie rozumiem jak osoba podająca się za tak wielce uduchowioną osobę, znająca filozofie Drunvalo Melchidezeka (którego książki obowiązkowo polecam) medytację wschodu i po spędzeniu czasu w Indiach tak traktuje wolontariuszy. Adrian i Paul tłumaczą że jest zapracowana, no ale prawda jest taka że ma tutaj willę i mieszka w niej sobie cały tydzień przyjeżdzając raz w tygodniu na obiadek który szykuje zapatrzony w nią jak w obrazek Paul. Nie pyta się nic wolontariuszy. Doszło do tego spotkania, wyrzucamy swoje żale na temat Paula z którym nie jest możliwe przebywanie. Opowiadam o tym jak pewnego dnia chciałem obrać Jukę tym nożykiem do skórek a Paul powiedział mi żebym tego nie używał. Zapytałem więc czemu? Używaliśmy tego nie raz z Camile itp. „Bo to kupiłem i jest moje” – odpowiada. Chcę zapytać „Używaliśmy tego wcześniej, więc czemu....” – on przerywa mi w tym momencie i krzyczy mi w twarz po angielsku „shut the fuck up!!” co znaczy zamknij kurwa ryj po Polsku. Szczerząc zęby i mając twarz diabła dosłownie. Pokazując mi przy tym „Fuck You”.! Jestem w totalnym szoku.... Po chwili gdy jest w kuchni obracam go i mówię „ Nigdy więcej mi kurwa nie krzycz bo tego nie nawidzę, nigdy więcej”. Jestem bardzo spokojny ale jak ktoś rozdrażni smoka to mogę urządzic mu piekło i po 1 dniu opuści to miejsce ten wariat! Powiedziałem o tym incydencie właścicielce że jest on niebezpieczny nawet. Za dużej reakcji nie było, przyjeli to z milczeniem. A Paul mówi że „ przecież Cię przeprosiłem”. Wybacz ale nie wyobrażam sobie osoby niestabilnej emocjonalnie, niebezpiecznej prawdopodobnie w wolontariacie który ma być ostoją dla kobiet i dzieci po przejsciach na tle seksualnym! Paul sam potrzebuje pomocy a więc nie jeste to miejsce dla niego, bo stwarza same problemy w kuchni i poza nią. Oni tylko mówią że to problemy komunikacją między nami.Należy usiąść i porozmawiać i rozwiązać problemy. Rozmawialiśmy już wiele razy ale on nie słucha nic totalnie nic.

Teraz trochę pozytywnych rzeczy jakie zmieniliśmy w wolontariacie. Pewnego dzionka dostaliśmy informację że dostaliśmy dotację i jedziemy przesadzić drzewa bananowe . Jedziemy więc pickupem z maczetami, łopatami do miejsca koło Malacatos. Tam jest teren poza właścicielem z którego mamy przesadzić bananowce. Idziemy więc i wykopujemy małe drzewka i też duże z pomocą jakiegoś ogrodnika który pracuje na tej willi u właścicielki. Wykopujemy mnóstwo drzewek i ładujemy na pickupa. Potem ich część idzie do domu właścicielki. Resztę przywozimy na teren naszej fundacji. Teraz mamy kolejny problem bo nie mamy wykopanych dziur na ich posadzenie. Jak zwykle zaczynamy od dupy strony, najpiejrw mogli nasz uprzedzić aby wykopać dziury a potem pojechać po bananowce. Postanawiamy posadzic je w dwóch liniach wzdłuż ogrodzenia po lewej stronie. Zauważamy coś niesamowitego, przez załadowaniem ucieliśmy maczetami górę drzewa tą z liśćmi. Po upływie 2 godzin już wyrosła nowa łodyga na ok 3cm z niektórych bananowców! To jest coś niesamowitego! Powiedzieli nam że rosną one szybko ale niespodziewaliśmy się że aż tak szybko. Wykopujemy więc dziury w ziemi, cześć sadzimy a część zostawiamy na posadzenie jutro. Sadzimy bananowce i potem podlewamy, robię specjalne okręgi z ziemi które mają utrzymywać wodę. Ziemia jest bardzo kamienista i sucha ale mamy nadzieję że przetrwają i za 9 miesięcy będą banany. Co do bananów to zerwaliśmy tam również ich dużo i przywieźliśmy do nas. Pracujemy z Maxem na ogrodzie dalej. Ja oczyszczam ziemie z kamieni a Max ścina trawę. Dostajemy w końcu po wielu prośbach nowe łopaty i grabie. Któregoś dnia dostajemy kolejną dotację od ludzi dla naszej fundacji. Tym razem jedziemy do miasteczka Malacatos i tam czekamy na ciężarówkę. Podjeżdza mała z drewnianą otwartą paką, ładujemy się do środka i jedziemy za miasto bezasfaltową drogą i zbieramy cegłówki od ludzi którzy je wytwarzają w specjalnych piecach. Poza miastem jest mnóstwo takich miejsc. Oczywiście dają nam takie gorsze lub te które są w ogóle poza użytkiem. Dostajemy też część dobrych które oni chcą wykorzystać potem do budowy domku dla kurczaków. Na terenie fundacji mamy jeden murowany budynek w którym rodzina Mairy trzyma świnki morskie które jedzą. W drugiej części chcą mieć kurczaki i otrzymywać od nich jaja. Jeździmy więc od miejsca do miejsca i zbieramy cegłówki ładując na pakę. Nwet w kilku z nich z góry na samochód facet opuszcza specjalną drewnianą rynnę i po niej spuszcza cegłowki które odbieramy i układamy. Po powrocie wszystkie układamy pod budynkiem mieszkalnym rodziny Mairy.

Odwiedza nas również dużo pięknych stworzeń.Wlatują czasami do środka budyku ptaki, jednym razem koliber, poteżny duży robal prawie jak jedna trzecia mojej dłoni. Dodatkowo szalony nietoperz który nie chce wylecieć z jednego z pomieszczeń.Piękna różowa ważka która jest jak dotąd najpiękniejszą ważką jaką kiedykolwiek widziałem <3 ! Dodatkowo potężne Ekwadorskie mrówki z kolcami na zewnątrz, rajskie kolorowe ptaki znajdujące się naszym ogrodzie które lubią przylatywać rankiem.Pracujemy z Maxem przy zdejmowaniu krat z okien, odkręcamy śruby i zdejmujemy kraty w nietypowy sposób.

Poniżej daję również linki do moich filmików na Youtube z tych wydarzeń:
Zapraszam więc do subskrybcji mojego kanału na Youtube :) Mam nadzieję kręcić więcej filmów w Full HD z mojej podróży.

Przy zdejmowaniu krat następuje jedno wydarzenie. Ktoś przyspawał 2 potężne kraty ze sobą, mało tego spaw znajduje się przy ścianie jest w nią wtopiony lekko i nie możliwe jest jego przecięcie. Po usunięciu śrób planujemy więc zrzucić na raz 2 potężne kraty.Mówimy no to będzie kaboooom potężne gdy spadną. Następuje ten moment, krata od strony Maxa spada ale moja nie, obraca się lekko i uderza w jedno z okien rozwalając je na kawałki! Kurwa.... co się stało? Jak się okazuje w jednym miejscu u góry przy mojej kracie jakiś idiota przyspawał w środku sufitu wewnątz betonu metalem. Sprawdziliśmy to miejsce wcześniej i nic nie wskazywało na to że tak jest jakiś spaw ukryty! Co za ludzie idioci takie rzeczy robią! Poza tym z tej wysokości krat nie dało rady ściągnąć nawet w trzy osoby, są choernie ciężki i przywarły bo tylu latach do muru. Jedynym rozwiązaniem jest ich popychanie i spadek w dół. No to rozpierdzielilismy okno mamy nasze upragnione niespodziewane KABOOOOOM!!! Hahahah! W sumie po rozwaleniu okna jedyne co następuje to śmiechy których nie możemy powstrzymać z Maxem. Jordon przecina kratę którą kładziemy na ziemi. Ja z Maxem idę do środka dużego pomieszczenia pustego z łóżkami w którm teraz wszędzie pełno szkła. Sprzątamy wszystko dalej myśląc o tym idiocie który zrobił ukryty spaw w betonie!



















Gdy otrzymujemy jedzenie każdej niedzieli po ok 50kg w tym bardzo duże ilości juki też gotuję. W weekendy każdy ma swobodę przyrządzania posiłków dla siebie. Więc ja robię frytki z juki, które kroję na cienkie paski i smażę na oleju. Dodatkowo mam nawyk który przywiozłem z Peru a jest to jedzenie pikantnego sosu z papryczek aji. Postanawiam zrobić własny, kupuję czerwone mega pikatne papryczki aji, miksuje marchewki i dodaję mlek i papryczki. Sos jest mega pikanty i idealny lecz nie dorównuje tym z Peru. Kocham jukę więc przyrządzam z niej naleśniki, miksując ją i dolewając mleko i smażąc na patelni i polewając kremem bananowym. Wszyscy podziwiają moje pomysły na wykorzystanie juki której co niedzieli mamy aż po uszy. Gdy jesteśmy tam i zbieramy jedzenie po zbiórce każdy ma czas wolny. Kupujemy dużo owoców 1 banan kosztuje tutaj 5 centów czyli jakieś 16gr. A np. Za dolara można kupić 25 bananów. Kupuję więc cały pakiet, truskawki pół kilo to 1,25 $, owoce granadilla, jogurt owocowy 1 l za 1,20$. W fundacji robię z tego milk shake. Miksuje owoce i dodaję mleko bądź jogurt. Genialnie smakują i są bardzo energetyczne. Popatruję również pomysł od Jordona który zamraża wszystk nawet owoce, tworzy lody z jogrutów. Ja postanawiam część milk shaków również zamrozic i stworzyć lody. Spisuję godzinami moje wspomnienia na moim telefonie. Zapytałem Paula który ma laptopa czy będę mógł potem użyć jego kompa do skopiowania wszystkiego i ogarnięcia mojej strony z blogiem. Mówi że jak najbardziej. Paul ma licze pytania i problemy z kompem, na które zawsze chętnie odpowiadam i pomagam mu w problemach. Pewnego dnia mówię że nie długo będę kończył pisanie na telefonie i będe chciał użyć kompa. On odpowiada mi na to że „ miałem sen że ktoś zepsuł mój komputer i przykro mi ale nie chcę żeby ktokolwiek z niego korzystał”. Cooooo? Chyba Cię człowieku totalnie powaliło? Pomogłem Ci tyle razy w problemach z komputerem,s kopiowałem filmy, muzykę a teraz ty mówisz mi że miałeś jakiś pieprzony sen i nie mogę użyć komputera?? Co za idiota totalny. Co za zła czarna energia!! Człowiek o anielskiej cierpliwości przy nim zamieni się w diabła! Tak on działa na ludzi. Pieprzony sen miał jak dziecko 51 latek co za ...! To jestem w dupie teraz bo gdy prawie skonczyłem spisywanie wspomnień i chcę użyć kompa ten mówi nie. Tym bardziej że mi obiecał i tyle razy mu pomogłem. Jak można być takim chamem i idiotą i tak wkurzać każdego człowieka w wolontariacie? Teraz będę chyba musiał chadzać do kafejki do miasta i płacic 1 dola za godzinę, a godzin potrzebuję wiele. Tak więc nie stać mnie na to. Myślę żeby zapytać głównego koordynatora o pożyczenie komputera za opłatą może kogoś zna. Opowiadam mu również o tym co tu się dzieje, że ten facet nie może tu zostać. Są z nim same problemy i co będzie gdy tu trafią kobiety z dziećmi bo on tu chce zostać jako wolontariusz na rok!! To jest niemożliwe, on zniszczy to całe miejsce i wszyscy stąd pouciekają. Nowi wolontariusze nie wytrzymją tu z nim dłużej niż tydzień i uciekną.Roberto da mi znać czy ktoś ma komputer do pożyczenia.

Jakoś chyba kolejnego dnia mam rozmowę z Paulem i mówię mu że mu pomogłem tyle razy a on takie rzeczy odwala bo chyba sobie nawet z tego sprawy nie zdaje. Po rozmowie on mówi że ok jak skończe pisać to będę mógł użyć jego kompa na ogarnięcie bloga. Pyta mnie ile czasu potrzebuje. Nie wiem może tydzień? On mówi że ok, chyba do niego dotarło jakim chamem jest i postanowił zmienić zdanie. Ja jestem w sumie pocieszony że nie będę musiał płacić majątku za używanie komputera. Jest tu jeszcze Adiran z komputerem ale on wykorzystuje go cały czas w ciągu dnia do pracy biurowej itp. Tak więc nie miałbym możliwości raczej z niego skorzystać. Wcześniej korzystałem z kompa Paula do wrzucenia wszystkich moich zdjęć za ameryki południowej na genialny serwis jakim jest dropbox. Ponadto odkryłem promojcję dla użytkowników samsunga dostajesz dodatkowe 48gb miejsca! Normalnie jest tylko 2gb dla darmowych użytkowników. Gdy masz telefon lub tablet samsunga możesz po spełnieniu prostych warunków dotać 48gb! Dzięki temu mogłem wrzucić wszystkie moje filmy i zdjęcia z Ameryki Południowej które już wcześniej mi się skasowały. Dobrze że to zrobiłem bo pewnego dnia mój 1 TB dysk WD przestał działać. Nie mogłem na niego wejść. Postanowiłem go sformatować i staciłem wszystkie dane, filmy, muzykę , zdjęcia. Ponownie straciłem dane! Jestem genialny i znalazłem program Recuva, do odzysku danych i odzyskałem wszystkie dane spowrotem po sformatowaniu. Muzykę, filmy. Sam sobie zawiniłem bo zawsze odłączałem dysk ręką z portu USB. Nie słuchałem ostrzeżeń innych którzy mówili rób to zawsze z systemu po przez „bezpieczne usuwanie sprzętu” a potem odłącz kabel. Na szczęście przywróciłem dane spowrotem.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz