14 czerwiec 2013 Piątek
Rankiem pobudka zgodnie z Super Mariowym budzikiem. Pakuję namiot, skaleczenie już jest zaschnięte lekko. Idę rańcem do drzwi i witam się z przemiłą kobietą, dostaję od niej pyszne śniadanie przy stole na zewnątrz. Dżem, ser, pyszne pieczywo, herbatkę i owoce. Po posiłku poznaje jej syna w średnim wieku. Mówi po angielsku więc opowiadam mu skąd przybywam i gdzie zmierzam. Ładuję w kuchni u nich baterię do aparatu i telefon. Po podładowaniu dziękuję za gościnę i pyszne śniadanko, robię z Panią Domu zdjęcie pamiątkowe i z jej pięknym psem.
Dostałem od niej
dużą porcję chleba który upiekła i trochę wędliny ;) Wyruszam jakoś ok 11 .00 i
przechodzę na parking Mc Donalds. Tam pytam młodzieży czy nie jadą czasem w
kierunku miasta Murau, okazuje się że tam właśnie jadą. Jedziemy piękną doliną,
w miasteczku wysiadam i od razu maluję tabliczkę Tamsweg. Staję na przystanku i dosłownie po 30
sekundach zatrzymuje się ładna kobieta, która zawozi mnie prosto do tego
miasteczka. Stąd kolejny stop z dwójką młodych chłopaków do miasteczka sankt
Michael in Lungau. Sprawdzają dla mnie drogę na gps swoich najnowszych
smartfonach. Widać, że z nich jacyś informatycy jak mi to potem potwierdzają.
tutaj pochmurnie. Wysiadam pod marketem, kupuję tam 3 jabłka, oraz wodę nową.
Biorę nowe kartony i tne na paski mocując z boku plecaka. Przygotowuje tu
kolejny napis "Flachau". Po zjedzeniu kanapek ze świerzo zakupionymi
bułkami, idę z tego centrum handlowego i staję po druiej stronie drogi.
Zatrzymuje się kolejne auto po jakimś czasie, wsiadam i wjeżdzamy na autostradę
która wiedzie przez liczne tunele w górach w kierunku północnym do Flachau, tam
wysiadam w tym miasteczku i łapię kolejnego stopa przez przełęcz do miasta St.
Johann im Pongau. Tutaj facet wysadza mnie na stacji benzynowej. Gdzie po
chwili udaje mi się znaleźc kobietę która jedzie tym kierunku ale tylko do
następnej miejscowości Schwarzach im Pongau, gdzie wysadza mnie przy małym
placyku z Kościółkiem i marketem. W nim zaopatrzam się w butelkę wody, parę
bananów i jabłek. Jest już po 20.00
grubo. Czas szukać miejsca na namiot. Idę wyżej stromą drogą i wychodzę
za centrum miasteczka. Jest tu tylko strome zbocze z zielonymi trawami, ja
potrzebuje płaskiego terenu. Tak więc idę wyżej i pytam przy pewnym drewnianym
domku czy mogę rozbić namiot u nich na nieogrodzonym terenie. Mają tu jakieś
składowisko z wiórami z desek, tam rozbijam swój namiot po uzyskaniu zgody od
miłej kobiety w średnim wieku. Proszę staruszki w budynku którym trzymają
zwierzęta o wlanie wody do mojego prysznica. Widok jest niesamowity, jestem nad
zieloną piękną doliną z przepiękną kolorową tęczą i górskimi szczytami w
oddali, coś zajebiście pięknego;)
Poza tym o czym po raz kolejny się przekonuje gościnność Alpejska nie zna granic, widzą Cię z dużym plecakiem gdy pukasz do drzwi,zupełnie nie znają, a bez problemu pozwalają Ci rozbić namiot koło domu. Do tego dziś przejechane autostopem kolejne 200km co razem daje 840km. Rankiem pobudka, otwieram wejście do namiotu i okazuje mi się ta piękna dolina.
Po zjedzeniu
owsianki na śniadanie, pakuję wszystko i zauważam że pękła mi osłona na
obiektyw do aparatu. Witam się z Panią w oknie "guten tag", z domku
wychodzą 2 ładne dziewczyny i ta kobieta co jej pytałem o pozwolenie. Pytam tym
razem czy nie mają może super glue? Sklejam moją osłonę. Pytają mnie gdzie się
udaję? Mówię iż do Zell am See. Siostry właśnie się tam udają. Pakuję plecak do
bagażnika i zabieram się z nastolatkami. Strasznie się dziwią, że jadę stopem i
pytają czy się nie boję? Oczywiście, że nie jak bym się bał to bym nie wyruszył
w podróż. Dojeżdzamy do zielonej doliny, do Schüttdorf i tam wysadzają mnie
przy markecie do którego się udają. Jest tu piękna zielona trawa, latają małe
samoloty i szybowce nade mną bo jest tu lotnisko. Dodatkowo w oddali u góry
widoki na ośnieżone szczyty, jeden z nich to wysoki szpic Kitzsteinhorn 3203m.
Widok magiczny,
stąd udaję się ulicą przy torach do miasta i jeziora o tej samej nazwie - Zell
am See.Wchodzę na
przejście nad torami kolejowymi i ukazuje mi się to piękne jezioro, jest
ogromne, do tego otaczające je góry, dalej widać centrum miasta. Schodzę na promenadę
i idę brzegiem jeziora w kierunku miasta, piękne różowe kwiaty przy brzegu,
płynące łabędzie z małymi oraz pływające łódki na środku jeziora sprawiają, że
krajobraz niczym z bajki.
Dochodzę do parku
i tutaj ukazuje mi się widok na drugą stronę tego jeziora i płynący po nim duży
biały statek na tle śnieżnych gór w oddali czyli park narodowy Berchtesgaden z
górą hochkalter i jeziorkiem Königssee już po Niemieckiej stronie, a dalej już
rzut kamieniem od Salzburga.
Miasteczko tworzy półwysep na jeziorze i leży
dokładnie na jego środku. Spędzam trochę czasu w Parku, a potem idę do centrum,
piękne domy i hotele, wszędzie czysto i zadbanie, poza tym przez środek
miasteczka biegną tory kolejowe i przejeżdza tędy kolejka.
Idę do centrum informacji turystycznej i biorę
mapkę turystyczną i ogarniam to miejsce co tu jest ciekawego do zobaczania.
Zaraz wypatruję nad miastem górę Schmittenhöhe 2000m, no to już mam plan,
trzeba tam wejść. Bujam się po miasteczku idę nad jezioro a potem wracam do
informacji i pytam o jakiś tani hostal. Polecają najtańszy za 20€ jest. Idę go
góry na Schmittenstrase i tam znajduję Gästenhaus Haffner. Schodzi Pani z
dzieckiem i pytam o wolny pokój. Idziemy na 1 piętro i dostaję pokoik z plazmą,
wifi, czajnikiem, a na łóżku czeka na mnie mała czekola milki! Haha Witamy w
Alpach !
Jak się za chwile okazuje za oknem rozpoczyna się potężna burza i ulewa! Ja jestem bezpieczny w alpejskim hostalu. Gdy ustaję wyruszam do Spara po zakupy, warzywa i owoce są cholernie drogie. Gdy je warzę podtrzymuję lekko i znacznie obniżam sobie cenę za owoce i warzywa. Do tego parę bułek i snickersy. Wracam do hostalu biorę prysznic, surfuje na necie i ogarniam mapkę rejonu, jutro rankiem ruszam na tą górę.
Jak się za chwile okazuje za oknem rozpoczyna się potężna burza i ulewa! Ja jestem bezpieczny w alpejskim hostalu. Gdy ustaję wyruszam do Spara po zakupy, warzywa i owoce są cholernie drogie. Gdy je warzę podtrzymuję lekko i znacznie obniżam sobie cenę za owoce i warzywa. Do tego parę bułek i snickersy. Wracam do hostalu biorę prysznic, surfuje na necie i ogarniam mapkę rejonu, jutro rankiem ruszam na tą górę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz