czwartek, 13 listopada 2014

Wjazd do Peru – witamy w krainie Inków


20 czewiec 2014 Piątek

Po wschodzie słońca, po godzinie 7 ruszamy w kierunku dworca autobusowego. Musimy dokupić też jakiś śmieszny bilet terminalowy który kosztuje ok 400peso. Wsiadamy i potem wchodzi też facet do autobusu, zaczyna rapować! WTF? okazuje się, że potem zbiera pieniądze za swój występ. Tu w Chile na północy tak ludzie na siebie zarabiają, sprzedając coś lub śpiewając jak widać i słychać. Dojeżdzamy do granicy z Peru po Chilijskiej stronie. Wysiadamy i okazujemy paszporty, potem strona Peru, tutaj wyciągamy plecaki i dajemy do prześwietlenia. Pieczątka na 90dni, witamy w krainie Inków!

Do autobusu wsiada znów jakiś koleś z głośnikiem i mikrofonem. Znów jakiś raper? Okazuje się, że totalna tragedia. Głośno zaczyna nawijać o jakiś problemach z żołądkiem i próbuje wcisnąć jakieś tabletki. Ludzie ani ciszy i spokoju, człowiek wjeżdza do Peru chcąc cieszyć się pierwszymi chwilami w tym kraju a tu ból uszu! Jedynym ratunkiem jest chyba tylko wyskoczenie z autobusu lub muzyka. Wybieram tą drugą opcję;).Wkładam słuchawki i odpływam wraz nurtem muzyki podziwiając pustynne widoki. Dojeżdzamy do Tacna. Moim planem jest udanie się nad jezioro Titicaca. Sprawdzamy autobusy do Puno które leży nad tym jeziorem. 20soli koszt przejazdu. Ludzie polecają nad udać się najpierw do sławnej Arequipy, gdzie jest najgłebszy kanion na świecie. 2 razy przebijając głębokość Grand Canyonu w USA! Mało tego pierwszy spływ w historii tym kanionem dokonała grupa Polaków! To Ci piękna informacja;). Bez zastanowienia kupujemy bilet na 22.15 za 25soli. Idziemy na miasto i tam na plac główny z pięknym kamiennym łukiem, parkiem oraz katedrą. Rozdzielamy się , ja idę szukać nowych jeansów, mam moje krótkie, ale pora kupić nowe długie, bo mam zszytą tą dziurę na kolanie. Jest jakiś sklep, po przymierzeniu wybieram ładny model za 80soli  płacę kartą bo taniej chyba. Następnie idę pod Katedrę gdzie umówiłem się z Edim na 14.00 bo on nie ma komórki. Ja mam dwie ale jedna w roamingu. A mój smartfon samsung jak narazie służy tylko do internetu i filmów i nie ma karty w środku.



Chodzimy po mieście trochę zwiedzając Mercado i kupując tam owoce oraz jakieś bułki. Większość ludzi to typowi potomkowie Inków, o ciemnej brązowej karnacji. Typowi Peruwiańscy Indianie. Do tego na ulicach pełno taksówek, ludzi w małych budkach sprzedających słodycze lub warzywa i owoce. Widać biedę, nie to co w Chilijskich miastach nowe auta tak jak w Europie. Tutaj auta są totalnie stare i jest taki zapach spalin od nich, że nie idzie wytrzymać, no ale co zrobić , po prostu bieda. Następnie do sklepu z książkami bo Edi szuka czegoś do poczytania. Idziemy do kafejki internetowej godzina kosztuje 1sola czyli nieco ponad złotówkę. Ogarniam informacje o Arequipie do której się udajemy dziś wieczorem. Jeziorze Puno oraz moim dalszym celu czyli jak dostać się do oddalonego od Cusco o 120km Machu Picchu. Jest opcja przedostania się tam za grosze nie płacąc setek dolarów za kursujący tam pociąg dla bogatych turystów! Opcja wyglada tak; za 15soli kupujemy bilet autobusowy do wioski Santa Maria, stamtąd za kolejne 15soli taksi do stacji Hydroelectrica. A stąd już torami pociągu po 2h marszu docieramy  do miasteczka u podnóża Machu Picchu czyli Aquas Calientes. Z kafejki wędrujemy zjeść coś normalnego, zamawiamy w restauracji Cheviche za 20soli. Czyli potężny talerz owoców morza, do tego w muszlach sos pikantny, sałata ,frytki, słodkie ziemniaki. Coś pięknego a do tego mega smacznego. Leci od razu z tej okazji fotka. Mamy farta bo grają kolejny mundialowy mecz gra Honduras z Ekwadorem. Kupujemy oczywiście jedno piwko do meczu.









Wracamy do kafejki i czekamy tam do 21.40 następnie na dworzec, musimy znów kupić bilet podatkowy na dworcu co kosztuje mnie 2sole. Nasze plecaki zostają oznaczone przez doczepienie nr bagażu. Wsiadamy i idziemy na pierwsze piętro, na dole jest WC również.

Arequipa

21 czerwiec 2014 Sobota

W nocy prawie nie śpię w tym autobusie firmy Mogeua. Puszczają głośno filmy w tv, w słuchawkach muszę zapuścić głośno muzykę co nie pozwala mi zasnąć. A no właśnie, dlaczego w ogóle autobus a nie Autostop którym przejechałem w szerz Argentyne i pustynną północ Chile. Otóż dużo osób powiedziało mi "tu w Chile jest bardzo bezpiecznie ale w Peru chłopie...nawet nie myśl o stopie, jest bardzo niebezpiecznie". Także po paru historiach jakoś narazie moja intuicja odradza mi autostop w Peru. W każdym razie dojeżdzamy o 5.30 do Arequipy. Tam na dworcu już sprawdzamy bilety do Puno nad jez. Titicaca który najtaniej można kupić za 15soli. My narazie chcąc zwiedzić Arequipę idziemy poza dworzec napadają na nas taksówkarze oferując przewóz. Odmawiamy i idziemy idąc w kierunku centrum. Panuje tu totalna bieda , zniszczone budynki, obskórne mury, do tego dużo budynków jest zbudowanych z cegły w stanie surowym. Ludzie powstawiali okna i tam mieszkają. Takie peruwiańskie fawele, co tutaj jest modne bo gdy nie kończysz budować domu to nie płacisz za niego podatku ani normalnych opłat więc mieszkasz prawie za darmo. Ludzie nie mając prawie z czego żyć tak właśnie tu mieszkają, poza centrum miasta. Z tego powodu i dziwnie obserwujących nas ludzi rezygnujemy z pomysłu spaceru do centrum, szybko posilamy się owsianką i ruszamy polować na minibusa. Udaje nam się go złapać i wiezie nas za grosze bo 70 centów do do centrum.

W minibusie sami Perówiańczycy, mały chłopak obsługuje rozsuwane drzwi i nawołując ludzi z ulicy a następnie gdy chcą wsiąść rozsuwa drzwi. Dojeżdzamy blisko centrum , stąd z mostu podziwiamy górę ze śnieżną czapą Chachani 6075m. Widok powala z nóg, niestety nie mogę za długo leżeć bo trzeba znaleźć tani hostel i zwiedzić miasto;). Tak więc po 5min docieramy do głównego placu Plaza de Armas z małym parkiem i potężną Katedrą. Tam zagaduje do nas kobieta oferując hostal, już mam jej odmawiać ale mówi, że ma referencje od Polaków! Otwiera zeszyt z opiniami i czytam pozytną opinię pary z Krakowa. Ok idziemy z nią w dół tej ulicy z której przyszliśmy. Jest duża kamienica z dala od ulicy, pokoik na parterze. Ciepły prysznic, wifi, kuchnia za 20soli. Ok bierzemy wpisując się w Księgę gości. W hostelu jest też Francuz i mówi mi , że chciał wejść na pobliski wulkan Misti 5822m ale wylała mu się woda w plecaku i musiał zawrócić. Plany z wyjazdu do Puno zmieniają się momentalnie. Chcę wejść na ten wulkan najpierw, potem najgłębszy kanion na świecie- kanion Colca.




















Zostawiamy plecaki i idziemy teraz swobodnie zwiedzać miasto. Najpierw na plaza de Armas. Katedra jest narazie zamknięta, idziemy więc głowną komercyjną ulica, pełne sklepów z elektroniką i fasfoodami. My kierujemy się do Mercado kupić jakieś warzywa i owoce, po drodze mijamy jakieś małe kościoły oczywiście o Hiszpańskiej Architekturze. Na ulicach pełno ludzi, obserwują nas a niektórzy z nich pod nosem mówią "Gringo! Wskazując na nas" Dochodzimy do dużego budynku z targiem. Wewnątrz ciepły pomarańczowy kolor od światła bijącego z dachu. Pełno stoisk z owocami, mięsem, warzywami, przyprawami, dosłownie wszystkim wraz z elektroniką. Kupuję orzechy w karmelu, pare bułek i pomarańczy. Ja wracam do hostalu, Edi idzie na internet. Po jeggo powrocie pytam się jakie są jego plany bo ja uderzam jutro zdobyć najwyższy szczyt mojego życia. On chce jechać do Puno nad titicaca. Więc wygląda na to, że nasza wspólna podróż się właśnie skończyła.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz