15.09.2014
Poniedziałek
Zostały mi
ostatnie 3 dni legalnego Pobytu w Peru,teraz chcę udać się do Ekwadoru. Tak czy
siak muszę przekroczyć granicę. Po zwiedzeniu najpiękniejszych gór w Peru tj.
Cordillera Blanca i 6 dniowym pobycie w Caraz gdzie mieszkałem zaproszony przez
tą rodzinkę rankiem w Mercado kupuję jedzenienie na podróż, ser, bułki,
winogrona, banany, 2 awokado, pomidory, owsiankę i wodę. Jem ostatnie
śniadanko w restauracji u Pedro i
Margarity i żegnam się z nimi za gościnę i pyszne jedzenie. Robimy pamiątkowe zdjęcie.
Następnie pora ruszać na terminal. Stąd udaję się busem za 25soli czyli 25zł do
Chimbote jadąc jakimś potężnym kanionem. Na dworcu ok 15.00 w tym mieścię
kupuję busa za 40soli którym odjeżdzam tego samego dnia do miasta Piura o
22.00. Bus luksusowy przywozi mnie we wtorek rano na 7.00 do tego miasta. Mając
w portfelu ostatnie 10 soli idę pod bankomat pod którym spotykam podróżniczkę z
Francji, ma na imię Camille i mieszka we Francuskiej części Kanady - Montreal.
Okazuje się, że również jedzie do Ekwadoru do miasta Loja gdzie i ja się udaje
w celu zwiedzenia parku narodowego - Podocarpus. Za 22 sole robimy zakup na
autobus do miasta Tumbes przy granicy z Ekwadorem.
Wyjazd 8.30, przemierzamy
ostatni odcinek Peru wybrzeżem przejeżdzajac sławną miejscowość Mancora z
plażami i palmami. O 15.00 jesteśmy w Tumbes. Pora znaleźć hostal, udaje nam
się znaleźć koło centrum zbijając cenę z 15 do 10 soli, a nasze zakwaterowanie
to mały bambusowy szałas za budynkiem;) Pierwsze co robimy to pijemy po butelce
zimnego piwa (Brahma) po długiej przeprawie autobusem. W Mercado czyli lokalnym
targu kupujemy owoce m.in truskawki których nie jadłem od wyjazdu z Polski, sam
nie wiem czemu. Smakują wyśmienicie. Zwiedzamy miasto jedząc owoce na głównym
placu.
Po naszej hostelowej nocy w szałasie, rano o 7 wyruszamy busem za 2 sole
do Aquas Verdes, tam pakujemy plecaki na 3 kołowy motor-taksi i ruszamy nim
płacac 2,5 sola na głowę do miasta w Ekwadorze - Huapuillas. W Ekwadorze walutą
jest dolar Amerykański a więc będzie drożej niż w Peru. Wita nas ogromna
niebieska tablica z Napisem "Bienvienido a la republica del Ecuador".
Wędrujemy do
żółtej taksówki, która kosztuje nas 3 dolary do kotroli granicznej. Co jest co
najmniej dziwne bo już jesteśmy w Ekwadorskim mieście a musimy wyjechać za nie
spory kawałek do budynku kontrolnego. Camille zapłaciła za motor ja rozmieniam
50 dolców i płacę za taksi. Na granicy wypełniamy dokumenty i dostajemy
pieczątkę wjazdową na 90dni.
Idziemy za rondo i po chwili łapiemy stopa, tutaj
w Ameryce płd. Ludzie nie znają zbytnio tradycyjnego "dedo" czyli
kciuka. Sposobem na złapanie stopa który zaczałem praktykować w Peru to
machanie dłonią w kierunku góra - dół, jest to znak do zatrzymania upragnionego
auta. Tak więc na rondzie po dosłownie 30 sekundach łapiemy pierwszego stopa w
Ekwadorze. Pick-upem dojeżadzamy do kolejnego miasta - Arenillas. Wszędzie
zielono dookoła, totalnie tropikalny klimat, oraz mnóstwo drzew z bananami
które podobno można kupic za grosze tutaj. Banany z Ekwadoru wymiatają, obecnie
eksportuje się je na cały świat! Wysiadamy z auta i dosłownie po chwili kolejny
stop pick-upem. Po podziękowaniu kolejnemu kierowcy stajemy na drodze w
kierunku loja, jemy banany niestety nie te ekwadorskie lecz zakupione wczoraj w
Peru. Nie czekając nawet 3 min łapiemy kolejne auto tym razem osobowe. Nie mogę
uwierzyć że idzie nam tak szybko tutaj łapanie stopa. Nawet nie zdążyłem zjeść
mojego banana a już upolowaliśmy kolejne auto! Przemierzamy piękny zielony
krajobraz Ekwadorskich lasów. Jesteśmy na krzyżówce dróg, posilamy się na
krawężniku kanapkami z serem i dojadamy marakują i czekoladkami. Tym razem
płacimy za samochód taksi po 1$ na głowę który zawozi nas do Balsas Canton.
Stąd łapiemy stopa ciężarówką z odkrytą naczepą, ja jadę na naczepię, Camille w
kabinie.
Na górze jest
trzech Ekwadorczyków, na stopa dosiada się kolejny, sprzedający lody. Kupuję
jednego od niego za 25 amerykańskich centów Jeszcze w życiu nie kupiłem loda
ani żadnego jedzenia podczas jazdy autostopowym transportem;). Na moście gdy
wysiadamy oczekujemy kolejnego stopa. Po 5 min. Zatrzymuje się już dziś trzeci
pick-up. Wsiadamy po załadowaniu naszych plecaków na pakę. Opowiadamy o naszych
krajach i podróży. Mamy dzis takie tempo, że masakra do tego mamy farta bo do
Loja zostało 170km, a te właśnie auto zabiera nas przez zielone góry Ekwadoru
prosto do tego miasta. To chyba jakiś sen... .Camille ma zamiar dostać się do
miasteczka Vilcabamba do pracy w wolontariacie. Miasto jest położone 40km na
południe od Loja w którym właśnie się znajdujemy. To miejsce z wolontariatem
jest azylem dla ofiar seksualnej przemocy włacznie z małymi dziećmi.
Postanawiam jechać z nią do tego miejsca. Kupujemy busa za 1$ bilet do
Vilcabamba. Tu w Ekwadorze ta Loja, dworzec autobusowy, budynki i auta to zupełnie
piekne i nowe. Całkiem inny i bogaty kraj, w Porównaniu do biednego Peru. Gdy
jedziemy w dół doliny nastaje ulewa, w Vilcabamba płacimy za taksi 1$ na głowę
do tego miejsca z wolontariatem. Poznaję się z facetem który nas wita w
ośrodku. Okazuje się, że mogę również tutaj zostać i pomóc. Poznaję inne osoby
z faceta z Norwegii, Kanady, chłopaka Rosji i
Tak więc wygląda na to, że moja przygoda z Ekwadorem zacznie się od
pracy w Wolontariacie;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz