piątek, 14 listopada 2014

W kierunku Ekwadoru!

15.09.2014 Poniedziałek

Zostały mi ostatnie 3 dni legalnego Pobytu w Peru,teraz chcę udać się do Ekwadoru. Tak czy siak muszę przekroczyć granicę. Po zwiedzeniu najpiękniejszych gór w Peru tj. Cordillera Blanca i 6 dniowym pobycie w Caraz gdzie mieszkałem zaproszony przez tą rodzinkę rankiem w Mercado kupuję jedzenienie na podróż, ser, bułki, winogrona, banany, 2 awokado, pomidory, owsiankę i wodę. Jem ostatnie śniadanko  w restauracji u Pedro i Margarity i żegnam się z nimi za gościnę i pyszne jedzenie. Robimy pamiątkowe zdjęcie. Następnie pora ruszać na terminal. Stąd udaję się busem za 25soli czyli 25zł do Chimbote jadąc jakimś potężnym kanionem. Na dworcu ok 15.00 w tym mieścię kupuję busa za 40soli którym odjeżdzam tego samego dnia do miasta Piura o 22.00. Bus luksusowy przywozi mnie we wtorek rano na 7.00 do tego miasta. Mając w portfelu ostatnie 10 soli idę pod bankomat pod którym spotykam podróżniczkę z Francji, ma na imię Camille i mieszka we Francuskiej części Kanady - Montreal. Okazuje się, że również jedzie do Ekwadoru do miasta Loja gdzie i ja się udaje w celu zwiedzenia parku narodowego - Podocarpus. Za 22 sole robimy zakup na autobus do miasta Tumbes przy granicy z Ekwadorem. 
Wyjazd 8.30, przemierzamy ostatni odcinek Peru wybrzeżem przejeżdzajac sławną miejscowość Mancora z plażami i palmami. O 15.00 jesteśmy w Tumbes. Pora znaleźć hostal, udaje nam się znaleźć koło centrum zbijając cenę z 15 do 10 soli, a nasze zakwaterowanie to mały bambusowy szałas za budynkiem;) Pierwsze co robimy to pijemy po butelce zimnego piwa (Brahma) po długiej przeprawie autobusem. W Mercado czyli lokalnym targu kupujemy owoce m.in truskawki których nie jadłem od wyjazdu z Polski, sam nie wiem czemu. Smakują wyśmienicie. Zwiedzamy miasto jedząc owoce na głównym placu. 












Po naszej hostelowej nocy w szałasie, rano o 7 wyruszamy busem za 2 sole do Aquas Verdes, tam pakujemy plecaki na 3 kołowy motor-taksi i ruszamy nim płacac 2,5 sola na głowę do miasta w Ekwadorze - Huapuillas. W Ekwadorze walutą jest dolar Amerykański a więc będzie drożej niż w Peru. Wita nas ogromna niebieska tablica z Napisem "Bienvienido a la republica del Ecuador".

Wędrujemy do żółtej taksówki, która kosztuje nas 3 dolary do kotroli granicznej. Co jest co najmniej dziwne bo już jesteśmy w Ekwadorskim mieście a musimy wyjechać za nie spory kawałek do budynku kontrolnego. Camille zapłaciła za motor ja rozmieniam 50 dolców i płacę za taksi. Na granicy wypełniamy dokumenty i dostajemy pieczątkę wjazdową na 90dni. 

Idziemy za rondo i po chwili łapiemy stopa, tutaj w Ameryce płd. Ludzie nie znają zbytnio tradycyjnego "dedo" czyli kciuka. Sposobem na złapanie stopa który zaczałem praktykować w Peru to machanie dłonią w kierunku góra - dół, jest to znak do zatrzymania upragnionego auta. Tak więc na rondzie po dosłownie 30 sekundach łapiemy pierwszego stopa w Ekwadorze. Pick-upem dojeżadzamy do kolejnego miasta - Arenillas. Wszędzie zielono dookoła, totalnie tropikalny klimat, oraz mnóstwo drzew z bananami które podobno można kupic za grosze tutaj. Banany z Ekwadoru wymiatają, obecnie eksportuje się je na cały świat! Wysiadamy z auta i dosłownie po chwili kolejny stop pick-upem. Po podziękowaniu kolejnemu kierowcy stajemy na drodze w kierunku loja, jemy banany niestety nie te ekwadorskie lecz zakupione wczoraj w Peru. Nie czekając nawet 3 min łapiemy kolejne auto tym razem osobowe. Nie mogę uwierzyć że idzie nam tak szybko tutaj łapanie stopa. Nawet nie zdążyłem zjeść mojego banana a już upolowaliśmy kolejne auto! Przemierzamy piękny zielony krajobraz Ekwadorskich lasów. Jesteśmy na krzyżówce dróg, posilamy się na krawężniku kanapkami z serem i dojadamy marakują i czekoladkami. Tym razem płacimy za samochód taksi po 1$ na głowę który zawozi nas do Balsas Canton. Stąd łapiemy stopa ciężarówką z odkrytą naczepą, ja jadę na naczepię, Camille w kabinie.







Na górze jest trzech Ekwadorczyków, na stopa dosiada się kolejny, sprzedający lody. Kupuję jednego od niego za 25 amerykańskich centów Jeszcze w życiu nie kupiłem loda ani żadnego jedzenia podczas jazdy autostopowym transportem;). Na moście gdy wysiadamy oczekujemy kolejnego stopa. Po 5 min. Zatrzymuje się już dziś trzeci pick-up. Wsiadamy po załadowaniu naszych plecaków na pakę. Opowiadamy o naszych krajach i podróży. Mamy dzis takie tempo, że masakra do tego mamy farta bo do Loja zostało 170km, a te właśnie auto zabiera nas przez zielone góry Ekwadoru prosto do tego miasta. To chyba jakiś sen... .Camille ma zamiar dostać się do miasteczka Vilcabamba do pracy w wolontariacie. Miasto jest położone 40km na południe od Loja w którym właśnie się znajdujemy. To miejsce z wolontariatem jest azylem dla ofiar seksualnej przemocy włacznie z małymi dziećmi. Postanawiam jechać z nią do tego miejsca. Kupujemy busa za 1$ bilet do Vilcabamba. Tu w Ekwadorze ta Loja, dworzec autobusowy, budynki i auta to zupełnie piekne i nowe. Całkiem inny i bogaty kraj, w Porównaniu do biednego Peru. Gdy jedziemy w dół doliny nastaje ulewa, w Vilcabamba płacimy za taksi 1$ na głowę do tego miejsca z wolontariatem. Poznaję się z facetem który nas wita w ośrodku. Okazuje się, że mogę również tutaj zostać i pomóc. Poznaję inne osoby z faceta z Norwegii, Kanady, chłopaka Rosji i  Tak więc wygląda na to, że moja przygoda z Ekwadorem zacznie się od pracy w Wolontariacie;)



  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz