We wtorek
05.08.2014 dokładnie 89 dnia mojej podróży po Ameryce południowej przychodzi
czas pożegnać moich przyjaciół i miasto Ayacucho.
Stąd z Ayacucho
zostało mi do przejechania 860km dokładnie do mojego celu czyli Huaraz.
Intuicja podpowiada, że koniec z obawami autostopu w Peru. Będę autostopował
znów tak jak przez Argentyne i Chile. Wyplewiam z siebie wszelkie obawy,
zapominam o ostrzeżeniach ludzi, którzy straszyli jak zawsze. Muszę wydostać
się na wylot z miasta aby złapać stopa, Victoria poleca mi abym kupił busa do następnego
małego miasteczka Huanta. Stamtąd łapać stopa, żegnam się z przyjaciółmi po
nietypowym 2 tygodniowym couchsurfingu. Jimmy odprowadza mnie na przystanek z
busikami, tam ładują mój plecak na górę i przywiązują. Wręczam Jimmiemu również
w podziękowaniu monetę 1 groszową z Polski. Odjeżdzam z Ayacucho i po 40min
jestem w miasteczku Huanta. Tutaj chyba po raz kolejny jestem jedynym Gringo bo
raczej turystyczna miejscowość to nie jest. Pytam ludzi o wylot z miasta na
kierunek Huancayo czyli kolejnej dużej miejscowości do której stąd jest 200km.
Idę miasteczkiem główną drogą, zaopatrzam się w 2,5l butelkę wody. I jestem już
na wylocie z miasta, tutaj wkraczam na drogę pylistą która nic nie jedzie, ale
pewna Peruwianka informuje mnie, że to droga do Huancayo którą w większości
jadą autobusy i tiry, auta osobowe jadą jakąś górną drogą. Idę nią dalej,
jakieś chłopaki widząc mnie pytają się gdzie zmierzam? Mówię więc że do
Huancayo. "Na piechotę ?" - pytają. "oczywiście" -
odpowiadam z uśmiechem.
Jedzie w końcu
jakieś auto, czerwony stary amerykański pickup forda, nie wystawiam kciuka
tylko macham dłonią w górę i dół bo tu w Ameryce płd. Nie znają kciuka. Ten
gest oznacza zawołanie kogoś lub zatrzymanie. Starszy Pan się zatrzymuje i
ładuję się na pakę z tyłu, jest tam mały chłopczyk. Jedziemy tylko ok 4km,
dobre i to, dziękuję za podwózkę. Przejeżdzają jakieś busy kurząc mi do oczu,
upalna pogoda, widoki piękne bo po lewej stronie zielona dolina. Mijam jakieś
domki z ogródkami, nic nie jedzie oprócz tych trójkołowych motorów. Do tego
zaczyna się duży próblem, dopadają mnie jakieś małe muszki i gryzą pijąc krew.
To chyba takie same jak występują w lecie na Syberii o których słyszałem.
Kąsają mnie gdy tylko się zatrzymuje. Idę cały czas tą ścieżką, żadnego ruchu ani
wiosek. Po ok godzie wędrówki widzę jadący z góry trójkołowy motor, macham i
zatrzymuje się podbiegam i pytam czy mogę się zabrać, w środku na tyle jest
jakaś kobieta która płaci za tą taksówkę, wsiadam i jedziemy. Opowiadam o
podróży, znów autostop lub motorostop nie trwa długo bo przejeżdżamy może z
3km, tam dziękuję za przejazd. Ta pylista droga jest w budowie, jeździ w tym
miejscu trochę ciężarówek. Dochodzę do skarpy, siedzi pod nią dziewczyna
kierująca ruchem, którego tu brak, dziwi się i pyta co ja tu robię. Odpowiadam,
że próbuje złapać stopa do Huancayo. Gdy jadą pracujące tu cieżarówki to
wystawia znak zielony, że możliwy przejazd. Siadam w cieniu skarpy i walczę z
tymi kąsającymi muszkami.
Mówię do mojej koleżanki, że musi złapać
dla mnie stopa jadącego do mojej kolejnej miejscowości dużej Huancayo. Za
jakieś 10min to właśnie następuje. Wystawia dla mnie czerwony znak Pare - stop
zatrzymując ogromnego tira firmy International i pytając czy nie zabraliby
Gringo w stronę tego miasta? Haha udaje się i
W środku tira wita mnie sympatyczna rodzinka - kierowca , jego żona -
Luz i 9 letnia córeczka - Leslie. Kładę plecak na kanapie do spania i siedzę
koło dziewczynki. Opowiadam o mojej długiej podróży, uczę trochę Polskiego,
słuchamy muzyki i
śpię. Podróż z nimi trwa ok 8h i dojeżdzamy do ich przydrożnej ręstauracji
oddalonej ok 15Km od Huancayo. Zapraszają mnie na rybkę Trucha z frytkami i
ryżem. Poznaję tam ich całą rodzinkę Gawędzimy i jak potem wychodzi, śpię u nich w restauracji po zamknięciu
rozkładając matę i śpiwór na ziemi. Podziwiają mój ekwipunek tzn bardzo wygodny śpiwór i ciepły. Yeny się chcę zamienić nawet na łóżko a ona będzie spać w moim. Tutaj ludzie są totalnie zafascynowani technologią. W życiu nie widzieli takiego śpiwora jeszcze. Robim sesje zdjęciowe razem i chcą koniecznie na mojej macie i śpiworze ją wykonać :) Przytulają się do mnie jakbym był przybyszem z innej planety. Potem wszyscy idziemy spać.
Następnie wracam i jem
kolacje z rodzinką. Następnie przyjeżdza cały autobus z ludźmi.Pomagam nosic zamówienia. Po kolacji
przychodzi jakaś sąsiadka, starsza Pani, mówi iż nie ma latarki i prosi aby ją
odprowadzić do domu. Zakładam swoją czołówkę i pomagam jej. Wędrujemy ciemną
drogą w górę wioski, następnie atakują nas jakieś rozwścieczone psy, zaczynają
szczekać i się zbliżać od jednego z tych budynków. Babuszka od razu zabiera się
za działanie, podnosi kamień i trafia jedną z bestii, lecą kolejne kamienie z
mojej ręki. Psy odpuszczają, wędrujemy dalej w górę rozmawiając. Mówi, że
jeszcze nie miała tak okazji porozmawiać z Gringo, jest bardzo ucieszona gdy
odprowadzam ją pod dom. Żegnam się z tą babcią i wracam do restauracji po
drodze po raz kolejny przeganiając szczekające bestie. Potem po rozmowach z
przyjaciółmi udaję się do spania bo jutro wyruszam dalej na północ w stronę Huaraz
a zostało mi jeszcze 630km. W nocy budzę się przy ogromnym trzasku, wstaję
zapalam światło a na ziemi niedaleko miejsca gdzie spałem leży cegłówka. Gdybym
leżał na tym miejscu mogłoby być po mnie bo spadła ona z ok 4 metrowego muru, w
miejscu gdzie blaszany dach łączy się z murem zbudowanym z takich właśnie
cegłówek. Gdybym tam rozłożył matę i ona spadłaby mi na głowę to mogłoby być
nieciekawie. Jestem totalnie zdezorientowany, jest druga w nocy i nie wiem co
się stało, czy ktoś ją zepchnął żeby mnie ubić tutaj i okraść czy co! Sprawdzam
drzwi pozamykane, wychodzę na zewnątrz, zaraz po tym zdarzeniu tam też nikogo
nie ma. Idę spać dalej ale odsuwam o 3m moją matę od tego cholernego muru. W
nocy zimno bo tu jestem na wysokości 3300m. Także nosem ze śpiwora czuję chłód,
rankiem wstaję i od razu przebieram się w jeansu, polar i zimową czapkę. Na
zewnątrz, szron na trawie, musiało być na na prawdę zimno w nocy. Luz i Jenny
gdy opowiadam o cegłówkowym zamachu na moje życie mówią, że wałęsa się tutaj
pełno kotów. Zapewne jeden z nich łaził po tym murze i zepchnął cegłówkę przez
przypadek. Dla mnie i tak dalej to wydaję się co najmniej dziwne.
Mieszkam z Rodzinką Quechua :)
7 sierpień 2014 Czwartek
7 sierpień 2014 Czwartek
Pakuję plecak i po 2 dniowej gościnie
żegnam się z moimi nowymi przyjaciółmi z restauracji w Pampa Cruz. Staję przy
drodzę i po jakiś 20 min, łapię stopa. Facet okazuje się być policjantem i
zaprasza mnie do swojego domu na śniadanie. Nie no nie wierzę autostop w Peru
działa wyśmienicie. Tam poznaje jego żonę, pokazuję mi swojego policyjnego Glocka,
oraz w prezencie dostaję od niego 4 monety o nominacji 1 sola ale w specjalnej
edycji z przepięknymi symbolami starożytnych Inków. Następnie zawozi mnie na
wylot miasta, niestetu nie ma tutaj warunków do łapania stopa, kupuję więc
bilet do miasteczka Concepcion za 1,5 sola a stamtąd od razu kupuję busa za 3
sole do miasta Jauja, godzinę jazdy z Huancayo. Nie mam ochoty na zwiedzanie
miasta i szybko przekraczam z buta tą mieścinę wychodząc na wylot, udaję mi się
złapać auto – taksi i to znów darmowe. Ale nie jedzie daleko bo tylko 6km do
miasteczka Acolla. W środku starsza kobieta i całkiem ładna Peruwianka, która
gdy wysiada wręcza mi gruszkę. Żegnam się i z kierowcą jadę do centrum, tam jem
obiad czyli zupę i drugie danie za 5soli. Gdy kończe jeść zjawia się w tej restauracji
ta dziewczyna z mojej autostopowej taksówki i zaprasza do jej namiotu z
jedzeniem który posiada.Łał co za miła niespodzianka:). Ma na imię Milagros i
tam w namiocie z jedzeniem poznaję jej 2 siostry Shriley i Pati ze swoim
niemowlakiem oraz ich ojca. Dostaję duży talerz ryżu z miesem. Najadam się do
pełna, po tym podwójnym obiedzie, nie potrzebnie tylko płaciłem te 5 soli za
obiad w restauracji. Może gdybym nie zapłacił za obiad pewnie nie doszłoby do
ponownego spotkania. Jak zawsze kolejna osoba jest mi przeznaczona na mojej
podróżniczej drodze. W miasteczku jest fiesta, na którą mnie zapraszają tak
więc postanawiam zostać.
Idę
potem z Shirley i Milagros na plac, gra tu orkiestra, wszyscy tańczą w
przepięknych kolorowych strojach. Shirley jest przebrana w jeden z nich. Stojąc
w okręgu pijemy piwka Cusqueńa z plastykowego kubka przekazując go sobie
zgodnie z ruchem wskazówek zegara, tak schodzi pare butelek. Następnie wracamy
do ich namiotu z jedzeniem i tam dostaję Picarony ( pyszne słodkie okręgi
smażone na oleju i polewane gorącym miodem). Wieczorkiem pomagam rodzince w ich
przygotowywaniu i podawaniu dla klientów w namiocie. Kończymy jakoś o 23.00
następnie śpię właśnie w tym kuchennym namiocie.
Kolejnego dnia uzyskuję informację ,że
jest w wiosce obok ksiądz z Polski. Postanawiam go odwiedzić, jadę na rowerze z
bratem dziewczyn – Miguelem do wioski Marco, wchodzimy do budynku do
sekretariatu. Pani tam siedząca mówi do mnie po Polsku gdy mówię skąd jestem”
dzień dobry, tak itp”. Widzę, że ją wyszkolili z Polskiego. Jak się potem
okazuje wita mnie ksiądz Mariusz, po tym co mi mówi nie mogę w to uwierzyć
mieszkał w Kamieńcu Ząbkowickim i uczył się w Dzierżoniowie! Jest tu już od 3
lat, rozmawiamy dobrych parę godzin. Wieczorkiem wracam do namiotu pomagać w
przyrządzaniu picaronów. Nazywam je - Picarones a Gringito;) schodzi tak do
północy przy rozmowach i żartach z dziewczynami . Następnie tylko 4 h snu w
namiocie bo o 4.00 rano zaczynamy pakować namiot , przyjeżdża auto - taskii
ładujemy rzecźy do środka i zawozimy do ich domu.
Spędzam z rodzinką, 4 siostrami i ich
bratem Miguelem jeszcze kolejne 3 dni w ciągu których, poznaję kolejną z sióstr
Miluscę oraz jej kuzynkę. Pomagam im w przyrządzaniu picaronów, gotowaniu w
domu oraz opowiadam o moich wojażach, jedząc z nimi pyszne Peruwiańskie
posiłki. Odwiedzam po raz kolejny księdza Mariusza. Jadę również z Milagros i
jej braćmi do Jauja której nie miałem okazji zwiedzić. Małe miasteczko z ładnym
placem i przepiekną Katedrą, w której zupełne inne wizerunki Świętych, Matek
Boskich i Jezusa. Przede wszystkich typowo ciemna karnacja typowa dla
Peruwiańskich Indian.
Naprawdę świetnie napisane. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń