17 styczeń 2016 (przylot znajomego z Polski)
Dziś przylatuje do Kostaryki mój kolega z
Polski wraz z rodziną tj. Swoją kobietą i dwójką dzieci. Niestety nie mogę
podać ich imion bo woleli być anonimowi.
Z moim kolegą już pisałem wcześniej przez
internet i napisał mi on, że planuje przeprowadzkę tutaj do tego kraju a
spodobało mu się bo czytał dużo na moim blogu, oglądał zdjęcia i filmy. Także
dziś dzień spotkania po prawie dwóch latach i 6 miesiącach bo to wtedy byłem
ostatni raz w Polsce.
Powiedziałem o tym już wcześniej mojemu znajomemu
Bernalowi i powiedział on, że pojedziemy razem na to lotnisko ich odebrać.
Wyruszyliśmy więc w drogę na lotnisko międzynarodowe bo oni mają przylot o
godzinie 12:40. Gdy tam dotarliśmy było już pełno ludzi w tabliczkami
oczekujący na tych co już wylądowali i wychodzą. Po ponad godzinie oczekiwania
w końcu się pojawił mój kolega ale go nie poznałem bo zapuścił takie włosy i
taką brodę, że masakra. Zaraz koło niego jego kobieta oraz dwójka małych
córeczek. Przywitaliśmy się i poszliśmy w stronę parkingu aby dojść do
samochodu. Przeraziłem się tylko jednym a mianowicie ilością bagaży jaką ze
sobą zabrali bo całość zajęła im 2 wózki na bagaże. Pomogłem pchać jeden z nich
i potem wszystko zapakowaliśmy na dach samochodu a pozostałą część do
bagażnika.
Ruszyliśmy w drogę i rozmawialiśmy wiele
podczas tej przejażdżki. Najpierw udaliśmy się do Cartago gdzie zakupiliśmy w
Mercado trochę prowiantu. Następnie podjechaliśmy na chwilę do domu Bernala
gdzie mieszkam, zabrałem najpotrzebniejsze rzeczy i dojechaliśmy na to
gospodarstwo. Tam moi znajomi przywitali mały domek w dwoma pokoikami i
łazienką na wzór takie naszej altanki bo tutaj wiele osób w tropikach takie
właśnie domki stawia.
Moi znajomi rozmawiali z Bernalem i powiedziała
im, że mogą tutaj zostać 2 tygodnie na spokojnie bez żadnych opłat. Całe to
miejsce mają do dyspozycji, ja oczywiście też postanowiłem, że zostanę tutaj z
nimi na jakiś czas i ponad to miejsce to jest przepełnione naturą a więc jest
mega magicznie tutaj.
Wybuch Wulkanu Turrialba jak widać kłęby pyłu unoszą się w górę |
Magiczna dolina Orosi |
Orosi - Panorama |
Magia Natury na gospodarstwie Bernala |
przedziwne gniazdo os |
gdzie kończy się droga a zaczyna natura! |
Niesamowita Wojskowa Żaba !! |
i Piękne insekty |
18 styczeń – 1 luty 2016
W pierwszą sobotę zaproponowałem koledze, żeby
wybrać się do San Jose aby kupić więcej jedzenia na tym takim specjalnym targu
gdzie jest o wiele taniej niż normalnie (owoce i warzywa). Zrobiliśmy zakupy
części produktów tam a części w innym markecie w centrum miasta. Obczailiśmy
ile kosztuje paczka 10kg ryżu u chińczyków w supermarkecie i zadecydowaliśmy
aby dorobić sobie na ulicy. Ja oczywiście w moim miejscu a kolegę wysłałem w
inne miejsce. Spędziliśmy cały dzień dorabiając od 10:00 do 18:30 i spotkaliśmy
się potem pod mercado a następnie poszliśmy po ten ryż i fasolę. Zakupów było
tyle, że ledwo co się z tym wszystkim zabraliśmy. Pojechaliśmy do Cartago i
kolega przekimał się u mnie gdzie wynajmuję ten pokoik a z rańca następnego
dnia wyruszył z połową zakupionego prowiantu na gospodarstwo do Bernala gdzie
czeka na niego jego kobieta i córeczki. Ja powiedziałem, że dojadę po
weekendzie jakoś we wtorek czy środę bo muszę jeszcze dokupić resztę rzeczy
której nie zdołaliśmy dziś oraz popracować trochę nad blogiem.
Tak więc poniedziałek i wtorek spędziłem w San
Jose załatwiając te sprawy oraz oczywiście dorabiając sobie :).
Tyle hajsu z ulicy ! |
ktoś nawet wrzucił dolarową koszulkę :D |
W środę zabrałem pozostałą część jedzenia i
wyruszyłem na gospodarstwo Bernala i powitałem moich rodaków. Oni jak się
okazało dostali od tutejszych ludzi którzy uprawiają warzywa i owoce mnóstwo
darów. Pomarańcze, paprykę czerwoną, jukę, kabaczek, trawę cytrynową na herbatę
oraz trawę citronelli. Nie byłem w stanie zabrać wszystkich moich rzeczy tak
więc wróciłem na moje mieszkanie do Cartago i zabrałem plecak i wszystkie moje
rzeczy aby już nie płacić za pokój i przeprowadzić się na ten pozostały tydzień
tutaj na gospodarstwo. Gdy wracałem to postanowiłem, że będę autostopował ten
odcinek w górę doliny bo aby dotrzeć do miejsca trzeba iść z buta ponad
godzinę. Zatrzymał się samochód terenowy i powitał mnie kierowca jakoś ok 60tki
i po Angielsku do mnie także z akcentu słychać było, że Amerykanin. W środku
również kobieta w podobnym wieku i przesiadła się do tyłu aby mi zrobić
miejsce, wrzuciliśmy plecak do bagażnika i pojechaliśmy. Kierowca okazał się
być mistrzem chodzenia po rozżarzonych węglach i był w wielu miejscach na
świecie w tym na Hawajach, Australii itp. Ponad to powiedział mi, że zna
Drunvalo Mechizedek'a oraz pracował z jego metodą przez wiele lat. W trakcie
jazdy dowiedziałem się, że jadą oni nad rzekę aby odprawić ceremonię chcieli
abym w niej uczestniczył. Ja zapytałem co to za ceremonia bo muszę wiedzieć z
czym mam do czynienia. Okazało się po przyjeździe nad rzekę, że chcą oni
pomodlić się w taki bardziej doskonały i znany mi sposób czyli medytacja i to w
super intencji bo „o to aby przywódcy świata poszli po rozum do głowy i czynili
dobro”. Z początku nie byłem przekonany, kobieta weszła do rzeki i znalazła
miejsce w rzece z wysepką z kamieniami które ułożyły się w dokładny trójkąt. Od
razu załapałem, że związane jest to ze świętą geometrią która znana mi jest już
od lat!! Usiedliśmy wspólnie, każdy w rogu kamiennej naturalnej struktury.
Zapytałem czemu trójkąt to kobieta odpowiedziała, że żywa woda opływa dookoła i
jest lepszy przepływ energii. Najpierw zapaliła drewno-kadzidło w celu
oczyszczenia przed złymi duchami. Kobieta miała również specjalny krzyż
zrobiony jak się okazało z kości delfina! Oczywiście był martwy gdy znalazła go
na plaży w Australii. Zapytałem dlaczego krzyż z kości delfina a ona
powiedziała a raczej przypomniała mi o tym o czym dobrze wiem, że delfiny są
super wyjątkowymi zwierzętami i wysoko energetyczne o niesamowitych wibracjach.
Kości te jak mi powiedziała emanują wciąż bardzo silną energią. Nad kością
ułożony był taki patyk coś w rodzaju pomostu energetycznego. Bardzo
inteligentnie zrobione i pomyślane i wszystko mi się pokrywa z moją dobrze mi
znaną „Świętą geometrią” .
Następnie potem, facet wyciągnął takie karty
„ascended masters – oświeceni mistrzowie” Każdy bez patrzenia wylosował kartę.
Pierwszy był mężczyzna i po prostu szczęka mi odpadła gdy wylosował kartę z
Thotem! Ja wylosowałem kartę z joginem Babaji :) a kobieta nie pamiętam już
jaką. Każda taka karta zawierała krótki opis tegoż oświeconego mistrza i jego
nauki w skrócie. Chyba nawet mieli Jezusa w zestawie. Przypominam tylko, że
wielu było na świecie wspaniałych nauczycieli oraz oświeconych mistrzów, Jezus,
Budda, Kryszna, Toth, Odyn, itp. itp. każda kultura miała swoich. Następnie
powiedziałem mojemu nowemu znajomemu jako, że jest mistrzem chodzenia po
węglach to opowiedziałem mu o moich snach które pojawiają mi się jakoś od roku
a mianowicie” śnię o tym, że jestem na wulkanie jakimś i on wybucha i ja
uciekam a lawa jest tuż za mną i mnie goni!! Uciekam w dół aby mnie nie
spaliła, ona jest tuż za mną. „ Te sny śnią mi się i powtarzają co jakiś czas
ponadto uświadomiłem sobie w jednym momencie, że cała moja podróż jest związana
z wulkanami a nawet całe moje życie, bo wywodzę się spod góry Ślęży która jest
wygasłym i bardzo starym wulkanem!! Ponad to gdy byłem na Kanarach to całe
wyspy są nimi usiane co szczególnie można zobaczyć wspinając się na wulkan
Teide na Teneryfie czy będąc na wyspie Lanzarote gdzie można chodzić po
zaschniętej lawie!! Po moim przybyciu do Ameryki Łacińskiej myślałem, że pojadę
w dół na południe do Patagonii ja jednak podążając z głosem intuicji wyruszyłem
stopem na północ i tam w Andach – najdłuższym paśmie górskim Świata zaczęła się
tak naprawdę moja przygoda z wulkanami. Pierwsze pojawiły się na pustyni
Atacama w Chile na wysokościach ponad 4000m. Następne w Peru na suchym południu
gdzie wszedłem na jeden i jak dotychczas jest to najwyższy szczyt mojego życia
Wulkan Misti 5825m. Następnie Ekwador!! W Ekwadorze liczne trekkingi po prawie
wszystkich wulkanach w tym kraju! Kolumbia kolejne wulkany!! W Panamie jeden na
północy Wulkan Baru 3475m Potem dotarłem tutaj do mojego ulubionego kraju i
zarazem raju!! Kostaryka!! Cała usiana jest wulkanami!! Piękną naturą, dostęp
do dwóch oceanów! W tym wspiąłem się nielegalnie na najwyższy wulkan tego kraju
wulkan Irazu 3432m - obozowałem na wprost aktywnego i ziejącego pyłem wulkanu
Turrialba 3340m przed którym potem uciekałem!
Cała moja trasa jest związana z wulkanami a
najlepsze jest to, że absolutnie tego nie planowałem. Plany pojawiały się co
raz to nowe ale już w trakcie mojej podróży lub na spontanie.
Tak więc gdy spotkałem tego faceta – mistrza
chodzenia po ogniu po prostu wiedziałem, że to kolejna z wielu osób w mojej
podróży które miałem spotkać w danym czasie i miejscu. Przeznaczenie działa
magicznie, zawsze ogarnia mnie niesamowite szczęście, łzy pchają się aby się
wydostać bo człowiek jest taaak szczęśliwy bo wie, że na to właśnie czekał.
Mianowicie mój „mistrz Lawy” bo tak się do
niego zwróciłem, powiedział mi ważne rzeczy na temat mojego snu i wyjaśnił mi
go.
Ciąg dalszy tej wspaniałej ceremonii to było
śpiewanie wspólne mantry „OM” co dało się odczuć naprawdę pozytywnie robiąc to
w trójkę! Trójca ma MOC!! Kobieta potem wyśpiewała przecudnie Gayatri Mantrę
oraz wykonała magiczne gwizdy coś w rodzaju takim jak mnisi tybetańscy. W ogóle
okazało się, że kobieta jest uzdrowicielką! Poprosiłem ją aby również już na
koniec wykonała , krótką ceremonię dla mnie. Następnie wymieniliśmy się
facebookiem oraz podziękowałem za udział w ceremonii do której na początku
byłem sceptycznie nastawiony ale wyszło, że moja intuicja jak zwykle mnie
prowadzi tak jak ma prowadzić i ceremonia była tak naprawdę jedną z najlepszych
rzeczy i najszczęśliwszych jakie do tej pory przeżyłem!! No i spotkanie mistrza
ognia który nawet zaprosił mnie na spotkanie jak będę chciał bo jak się okazało
on kupił domek niżej tej drogi na wprost jedynego hotelu który się tam
znajduje. Od gospodarstwa Bernala jest kawałek bo jakieś 30minz buta.
Umówiliśmy się wstępnie na ten piątek bo ja mam jeszcze trochę pytań:)
Moi znajomi śpią sobie w domku a ja na górze w
ogrodzie na takim ranczo z dachem gdzie rozbijam namiot. Mam tutaj ciszę i
spokój oraz budzę się rano wraz ze śpiewem ptaków jakoś o 6:20 gdy słońce
wschodzi i oświetla to miejsce które położone jest w dolinie.
Jakoś następnej nocy przyśnił mi się po raz
kolejny sen z wulkanami tym razem ” było to na Oceanie i wyglądało to jak
Hawajskie wyspy. Tym razem robiłem zdjęcia i poszedłem na pewien mały wulkan
ale nie wiedziałem, że był aktywny i wybuchł i zginąłem. Oczywiście tak jak
zawsze gdy ginę w snach nigdy nie budzę się tylko śnię dalej. Nigdy nie umieram
w snach ale zawsze odradzam się niczym Fenix z popiołów i wracam nowo
narodzony, odświeżony i o wiele silniejszy. Na dodatek zawsze pamiętam co się
działo poprzednio. Powracam w to samo miejsce gdzie były te wyspy ale tym razem
jestem z dala od tego aktywnego wulkanu wciąż mam aparat i tym razem nawet
lepszy widok także cykam zdjęcia. Potem przenoszę się w środowisko wodne chyba
jakiś kamieniołom czy coś i kojarzę tyle, że cała moja elektronika zanurza się
w wodzie i staram się ją odratować i oczywiście udaje mi się to. „
Obudziłem się rankiem i oczywiście rozpocząłem
Jogę którą umila piękny widok oraz śpiew ptaków. Potem jak co dzień idę do
domku gdzie są moi znajomi. Jem śniadanie a potem wyruszam nad rzekę. Nad rzeką
nie ma oczywiście nikogo tak więc postanawiam się kąpać jak w naturze przystało
nago, woda zimna ale jest super miejsce z takim silnym prądem. Tak sobie
mantruje i korzystam z energii wody, wymawiam swoje intencje. Zabrałem potem
mój telefon i owinąłem go w ręcznik i poszedłem kawałek w górę strumyka, gdy
usiadłem podniosłem ręcznik do góry i zupełnie zapomniałem, że był tam telefon
i wpadł mi momentalnie do wody!! Wyciągnąłem go szybko i już się zdenerwowałem
bo po wytarciu o koszulkę, okazało się że nie chce się włączyć pojawiało się
tylko logo samsunga i gasło i telefon uruchamiał się ponownie tylko do tego
momentu. Pomyślałem sobie, że mam przerąbane! Nowy telefon zaledwie ponad pół
roku i już chyba będzie lipa. Wróciłem na miejsce przy rzece i otworzyłem
telefon położyłem na kamieniu do
wysuszenia potem jakoś po 30min już okazało się, że wszystko przeschło i
telefon działa!!! Wyświetlacz git, Wszystko git bez zmian tak jak było
wcześniej! Dopiero teraz sobie skojarzyłem, że przecież dziś w nocy mi się
śniły te wulkany i ten sen o tym jak elektronika mi wpadła do wody!! Śnię
rzeczy a już następnego ranka mi się to przytrafia!! To już nie pierwszy raz
gdy o czymś śnię i kolejnego dnia to się dzieje! Napiszę może o innych snach
które mi się przytrafiły innym razem albo potem.
Kolejne dni spędzam tak samo, obozuje na
rancho, rankiem ćwiczę jogę, potem nad rzekę gdzie się kąpię, medytuję oraz
robię wizualizacje. W domku moi znajomi z Polski zajmują się dziećmi, gotujemy
na ogniu w ceglanym piecyku i nasz główny obiad to ryż z warzywami oraz przyprawami
. Na śniadanie jadam to co lubię owsiankę z papają i kokosem. Kokosów nakupiłem
5 także jest ich sporo.
koliber |
widok z rancho gdzie śpię w namiocie |
psina " princessa" |
rajskie ptaki |
widok z góry |
zmęczony koliberek |
tyle darmowych witamin ! |
widok z mojego ranczo |
mały zakład stolarski |
bliźniacze magiczne kwiaty |
ogromny kopiec mrówek |
kwiat "Ave del Paraiso - ptak z raju" |
i czarne pszczoły wysysające kwiatowy nektar |
Zbliża się 1 luty czyli koniec pobytu moich
znajomych na gospodarstwie. Kolega kontaktuje się w przed dzień wyjazdu z pewną
osobą w prowincji Guanacaste gdzie mają zamiar jechać. Planują sobie jechać
stąd na jakąś plażę i tam zostać jakiś czas. Ja miałem też jechać tam z nimi
ale plany się zmieniły jak zawsze. Zapytali się o transport do miasta San Jose
jakiegoś sąsiada tutaj co im dawał te warzywa i z nim się zabrali tam właśnie.
Wyjechali wcześnie rano gdy ja jeszcze spałem także nie mieli okazji się
pożegnać nawet.
1 – 20 luty 2016
Miałem zaplanowane opuszczać Cartago i jechać
na wybrzeże Karaibów tutaj w Kostaryce niedaleko miasta Limon i Puerto Viejo
ale osoby które miały mnie ugościć powiadomiły, że jest to teraz niemożliwe.
Wróciłem więc do Cartago na mój pokój który wynajmuję i kontynuowałem zarobek
na ulicy. Kolejni wspaniali ludzie, dzielenie się z nimi wszystkim bo tutejsza
dobroć i otwartość nie zna granic! Zacząłem pić wodę ze źródełka przy Katedrze
w Cartago która podobno ma uzdrawiającą moc i czyni cuda. Rzeczywiście jakoś w
pierwszych dniach jak nabierałem ją do butelki i piłem czułem taki jakiś
przypływ energii! Zastanawiam się w sumie czemu przez tyle czasu pobytu tutaj
na mieszkaniu nie przyszło mi do głowy aby pić z tego źródełka? Lepiej późno
niż wcale a takie pomysły bardzo często przychodzą właśnie podczas pobytu w
naturze tak samo jak i te niesamowite sny prorocze i nowe rewolucyjne idee.
Tak więc teraz gdy idę na dworzec aby dojechać
do San Jose za każdym razem idę najpierw napełnić 3l butelkę wodą ze źródełka
przy Bazylijce w Cartago. Dopiero stamtąd idę na dworzec i jadę do miasta
zgarniać hajs. Przyszły mi też nowe pomysły odnośnie tego co chciałby teraz
robić.
W weekend oczywiście widzę się z Cinthią :).