poniedziałek, 13 marca 2017

Przylot znajomego z Polski i przepiękna natura, dżungla, dzikie węże i rajskie ptaki


17 styczeń 2016 (przylot znajomego z Polski)


Dziś przylatuje do Kostaryki mój kolega z Polski wraz z rodziną tj. Swoją kobietą i dwójką dzieci. Niestety nie mogę podać ich imion bo woleli być anonimowi.

Z moim kolegą już pisałem wcześniej przez internet i napisał mi on, że planuje przeprowadzkę tutaj do tego kraju a spodobało mu się bo czytał dużo na moim blogu, oglądał zdjęcia i filmy. Także dziś dzień spotkania po prawie dwóch latach i 6 miesiącach bo to wtedy byłem ostatni raz w Polsce.
Powiedziałem o tym już wcześniej mojemu znajomemu Bernalowi i powiedział on, że pojedziemy razem na to lotnisko ich odebrać. Wyruszyliśmy więc w drogę na lotnisko międzynarodowe bo oni mają przylot o godzinie 12:40. Gdy tam dotarliśmy było już pełno ludzi w tabliczkami oczekujący na tych co już wylądowali i wychodzą. Po ponad godzinie oczekiwania w końcu się pojawił mój kolega ale go nie poznałem bo zapuścił takie włosy i taką brodę, że masakra. Zaraz koło niego jego kobieta oraz dwójka małych córeczek. Przywitaliśmy się i poszliśmy w stronę parkingu aby dojść do samochodu. Przeraziłem się tylko jednym a mianowicie ilością bagaży jaką ze sobą zabrali bo całość zajęła im 2 wózki na bagaże. Pomogłem pchać jeden z nich i potem wszystko zapakowaliśmy na dach samochodu a pozostałą część do bagażnika.

Ruszyliśmy w drogę i rozmawialiśmy wiele podczas tej przejażdżki. Najpierw udaliśmy się do Cartago gdzie zakupiliśmy w Mercado trochę prowiantu. Następnie podjechaliśmy na chwilę do domu Bernala gdzie mieszkam, zabrałem najpotrzebniejsze rzeczy i dojechaliśmy na to gospodarstwo. Tam moi znajomi przywitali mały domek w dwoma pokoikami i łazienką na wzór takie naszej altanki bo tutaj wiele osób w tropikach takie właśnie domki stawia.

Moi znajomi rozmawiali z Bernalem i powiedziała im, że mogą tutaj zostać 2 tygodnie na spokojnie bez żadnych opłat. Całe to miejsce mają do dyspozycji, ja oczywiście też postanowiłem, że zostanę tutaj z nimi na jakiś czas i ponad to miejsce to jest przepełnione naturą a więc jest mega magicznie tutaj.

Wybuch Wulkanu Turrialba jak widać kłęby pyłu unoszą się w górę

Magiczna dolina Orosi

Orosi - Panorama

Magia Natury na gospodarstwie Bernala



przedziwne gniazdo os


gdzie kończy się droga a zaczyna natura!



Niesamowita Wojskowa Żaba !!

i Piękne insekty





18 styczeń – 1 luty 2016

W pierwszą sobotę zaproponowałem koledze, żeby wybrać się do San Jose aby kupić więcej jedzenia na tym takim specjalnym targu gdzie jest o wiele taniej niż normalnie (owoce i warzywa). Zrobiliśmy zakupy części produktów tam a części w innym markecie w centrum miasta. Obczailiśmy ile kosztuje paczka 10kg ryżu u chińczyków w supermarkecie i zadecydowaliśmy aby dorobić sobie na ulicy. Ja oczywiście w moim miejscu a kolegę wysłałem w inne miejsce. Spędziliśmy cały dzień dorabiając od 10:00 do 18:30 i spotkaliśmy się potem pod mercado a następnie poszliśmy po ten ryż i fasolę. Zakupów było tyle, że ledwo co się z tym wszystkim zabraliśmy. Pojechaliśmy do Cartago i kolega przekimał się u mnie gdzie wynajmuję ten pokoik a z rańca następnego dnia wyruszył z połową zakupionego prowiantu na gospodarstwo do Bernala gdzie czeka na niego jego kobieta i córeczki. Ja powiedziałem, że dojadę po weekendzie jakoś we wtorek czy środę bo muszę jeszcze dokupić resztę rzeczy której nie zdołaliśmy dziś oraz popracować trochę nad blogiem.

Tak więc poniedziałek i wtorek spędziłem w San Jose załatwiając te sprawy oraz oczywiście dorabiając sobie :).

Tyle hajsu z ulicy !

ktoś nawet wrzucił dolarową koszulkę :D


W środę zabrałem pozostałą część jedzenia i wyruszyłem na gospodarstwo Bernala i powitałem moich rodaków. Oni jak się okazało dostali od tutejszych ludzi którzy uprawiają warzywa i owoce mnóstwo darów. Pomarańcze, paprykę czerwoną, jukę, kabaczek, trawę cytrynową na herbatę oraz trawę citronelli. Nie byłem w stanie zabrać wszystkich moich rzeczy tak więc wróciłem na moje mieszkanie do Cartago i zabrałem plecak i wszystkie moje rzeczy aby już nie płacić za pokój i przeprowadzić się na ten pozostały tydzień tutaj na gospodarstwo. Gdy wracałem to postanowiłem, że będę autostopował ten odcinek w górę doliny bo aby dotrzeć do miejsca trzeba iść z buta ponad godzinę. Zatrzymał się samochód terenowy i powitał mnie kierowca jakoś ok 60tki i po Angielsku do mnie także z akcentu słychać było, że Amerykanin. W środku również kobieta w podobnym wieku i przesiadła się do tyłu aby mi zrobić miejsce, wrzuciliśmy plecak do bagażnika i pojechaliśmy. Kierowca okazał się być mistrzem chodzenia po rozżarzonych węglach i był w wielu miejscach na świecie w tym na Hawajach, Australii itp. Ponad to powiedział mi, że zna Drunvalo Mechizedek'a oraz pracował z jego metodą przez wiele lat. W trakcie jazdy dowiedziałem się, że jadą oni nad rzekę aby odprawić ceremonię chcieli abym w niej uczestniczył. Ja zapytałem co to za ceremonia bo muszę wiedzieć z czym mam do czynienia. Okazało się po przyjeździe nad rzekę, że chcą oni pomodlić się w taki bardziej doskonały i znany mi sposób czyli medytacja i to w super intencji bo „o to aby przywódcy świata poszli po rozum do głowy i czynili dobro”. Z początku nie byłem przekonany, kobieta weszła do rzeki i znalazła miejsce w rzece z wysepką z kamieniami które ułożyły się w dokładny trójkąt. Od razu załapałem, że związane jest to ze świętą geometrią która znana mi jest już od lat!! Usiedliśmy wspólnie, każdy w rogu kamiennej naturalnej struktury. Zapytałem czemu trójkąt to kobieta odpowiedziała, że żywa woda opływa dookoła i jest lepszy przepływ energii. Najpierw zapaliła drewno-kadzidło w celu oczyszczenia przed złymi duchami. Kobieta miała również specjalny krzyż zrobiony jak się okazało z kości delfina! Oczywiście był martwy gdy znalazła go na plaży w Australii. Zapytałem dlaczego krzyż z kości delfina a ona powiedziała a raczej przypomniała mi o tym o czym dobrze wiem, że delfiny są super wyjątkowymi zwierzętami i wysoko energetyczne o niesamowitych wibracjach. Kości te jak mi powiedziała emanują wciąż bardzo silną energią. Nad kością ułożony był taki patyk coś w rodzaju pomostu energetycznego. Bardzo inteligentnie zrobione i pomyślane i wszystko mi się pokrywa z moją dobrze mi znaną „Świętą geometrią” .

Następnie potem, facet wyciągnął takie karty „ascended masters – oświeceni mistrzowie” Każdy bez patrzenia wylosował kartę. Pierwszy był mężczyzna i po prostu szczęka mi odpadła gdy wylosował kartę z Thotem! Ja wylosowałem kartę z joginem Babaji :) a kobieta nie pamiętam już jaką. Każda taka karta zawierała krótki opis tegoż oświeconego mistrza i jego nauki w skrócie. Chyba nawet mieli Jezusa w zestawie. Przypominam tylko, że wielu było na świecie wspaniałych nauczycieli oraz oświeconych mistrzów, Jezus, Budda, Kryszna, Toth, Odyn, itp. itp. każda kultura miała swoich. Następnie powiedziałem mojemu nowemu znajomemu jako, że jest mistrzem chodzenia po węglach to opowiedziałem mu o moich snach które pojawiają mi się jakoś od roku a mianowicie” śnię o tym, że jestem na wulkanie jakimś i on wybucha i ja uciekam a lawa jest tuż za mną i mnie goni!! Uciekam w dół aby mnie nie spaliła, ona jest tuż za mną. „ Te sny śnią mi się i powtarzają co jakiś czas ponadto uświadomiłem sobie w jednym momencie, że cała moja podróż jest związana z wulkanami a nawet całe moje życie, bo wywodzę się spod góry Ślęży która jest wygasłym i bardzo starym wulkanem!! Ponad to gdy byłem na Kanarach to całe wyspy są nimi usiane co szczególnie można zobaczyć wspinając się na wulkan Teide na Teneryfie czy będąc na wyspie Lanzarote gdzie można chodzić po zaschniętej lawie!! Po moim przybyciu do Ameryki Łacińskiej myślałem, że pojadę w dół na południe do Patagonii ja jednak podążając z głosem intuicji wyruszyłem stopem na północ i tam w Andach – najdłuższym paśmie górskim Świata zaczęła się tak naprawdę moja przygoda z wulkanami. Pierwsze pojawiły się na pustyni Atacama w Chile na wysokościach ponad 4000m. Następne w Peru na suchym południu gdzie wszedłem na jeden i jak dotychczas jest to najwyższy szczyt mojego życia Wulkan Misti 5825m. Następnie Ekwador!! W Ekwadorze liczne trekkingi po prawie wszystkich wulkanach w tym kraju! Kolumbia kolejne wulkany!! W Panamie jeden na północy Wulkan Baru 3475m Potem dotarłem tutaj do mojego ulubionego kraju i zarazem raju!! Kostaryka!! Cała usiana jest wulkanami!! Piękną naturą, dostęp do dwóch oceanów! W tym wspiąłem się nielegalnie na najwyższy wulkan tego kraju wulkan Irazu 3432m - obozowałem na wprost aktywnego i ziejącego pyłem wulkanu Turrialba 3340m przed którym potem uciekałem!

Cała moja trasa jest związana z wulkanami a najlepsze jest to, że absolutnie tego nie planowałem. Plany pojawiały się co raz to nowe ale już w trakcie mojej podróży lub na spontanie.


Tak więc gdy spotkałem tego faceta – mistrza chodzenia po ogniu po prostu wiedziałem, że to kolejna z wielu osób w mojej podróży które miałem spotkać w danym czasie i miejscu. Przeznaczenie działa magicznie, zawsze ogarnia mnie niesamowite szczęście, łzy pchają się aby się wydostać bo człowiek jest taaak szczęśliwy bo wie, że na to właśnie czekał.

Mianowicie mój „mistrz Lawy” bo tak się do niego zwróciłem, powiedział mi ważne rzeczy na temat mojego snu i wyjaśnił mi go.

Ciąg dalszy tej wspaniałej ceremonii to było śpiewanie wspólne mantry „OM” co dało się odczuć naprawdę pozytywnie robiąc to w trójkę! Trójca ma MOC!! Kobieta potem wyśpiewała przecudnie Gayatri Mantrę oraz wykonała magiczne gwizdy coś w rodzaju takim jak mnisi tybetańscy. W ogóle okazało się, że kobieta jest uzdrowicielką! Poprosiłem ją aby również już na koniec wykonała , krótką ceremonię dla mnie. Następnie wymieniliśmy się facebookiem oraz podziękowałem za udział w ceremonii do której na początku byłem sceptycznie nastawiony ale wyszło, że moja intuicja jak zwykle mnie prowadzi tak jak ma prowadzić i ceremonia była tak naprawdę jedną z najlepszych rzeczy i najszczęśliwszych jakie do tej pory przeżyłem!! No i spotkanie mistrza ognia który nawet zaprosił mnie na spotkanie jak będę chciał bo jak się okazało on kupił domek niżej tej drogi na wprost jedynego hotelu który się tam znajduje. Od gospodarstwa Bernala jest kawałek bo jakieś 30minz buta. Umówiliśmy się wstępnie na ten piątek bo ja mam jeszcze trochę pytań:)

Moi znajomi śpią sobie w domku a ja na górze w ogrodzie na takim ranczo z dachem gdzie rozbijam namiot. Mam tutaj ciszę i spokój oraz budzę się rano wraz ze śpiewem ptaków jakoś o 6:20 gdy słońce wschodzi i oświetla to miejsce które położone jest w dolinie.

Jakoś następnej nocy przyśnił mi się po raz kolejny sen z wulkanami tym razem ” było to na Oceanie i wyglądało to jak Hawajskie wyspy. Tym razem robiłem zdjęcia i poszedłem na pewien mały wulkan ale nie wiedziałem, że był aktywny i wybuchł i zginąłem. Oczywiście tak jak zawsze gdy ginę w snach nigdy nie budzę się tylko śnię dalej. Nigdy nie umieram w snach ale zawsze odradzam się niczym Fenix z popiołów i wracam nowo narodzony, odświeżony i o wiele silniejszy. Na dodatek zawsze pamiętam co się działo poprzednio. Powracam w to samo miejsce gdzie były te wyspy ale tym razem jestem z dala od tego aktywnego wulkanu wciąż mam aparat i tym razem nawet lepszy widok także cykam zdjęcia. Potem przenoszę się w środowisko wodne chyba jakiś kamieniołom czy coś i kojarzę tyle, że cała moja elektronika zanurza się w wodzie i staram się ją odratować i oczywiście udaje mi się to. „

Obudziłem się rankiem i oczywiście rozpocząłem Jogę którą umila piękny widok oraz śpiew ptaków. Potem jak co dzień idę do domku gdzie są moi znajomi. Jem śniadanie a potem wyruszam nad rzekę. Nad rzeką nie ma oczywiście nikogo tak więc postanawiam się kąpać jak w naturze przystało nago, woda zimna ale jest super miejsce z takim silnym prądem. Tak sobie mantruje i korzystam z energii wody, wymawiam swoje intencje. Zabrałem potem mój telefon i owinąłem go w ręcznik i poszedłem kawałek w górę strumyka, gdy usiadłem podniosłem ręcznik do góry i zupełnie zapomniałem, że był tam telefon i wpadł mi momentalnie do wody!! Wyciągnąłem go szybko i już się zdenerwowałem bo po wytarciu o koszulkę, okazało się że nie chce się włączyć pojawiało się tylko logo samsunga i gasło i telefon uruchamiał się ponownie tylko do tego momentu. Pomyślałem sobie, że mam przerąbane! Nowy telefon zaledwie ponad pół roku i już chyba będzie lipa. Wróciłem na miejsce przy rzece i otworzyłem telefon  położyłem na kamieniu do wysuszenia potem jakoś po 30min już okazało się, że wszystko przeschło i telefon działa!!! Wyświetlacz git, Wszystko git bez zmian tak jak było wcześniej! Dopiero teraz sobie skojarzyłem, że przecież dziś w nocy mi się śniły te wulkany i ten sen o tym jak elektronika mi wpadła do wody!! Śnię rzeczy a już następnego ranka mi się to przytrafia!! To już nie pierwszy raz gdy o czymś śnię i kolejnego dnia to się dzieje! Napiszę może o innych snach które mi się przytrafiły innym razem albo potem.

Kolejne dni spędzam tak samo, obozuje na rancho, rankiem ćwiczę jogę, potem nad rzekę gdzie się kąpię, medytuję oraz robię wizualizacje. W domku moi znajomi z Polski zajmują się dziećmi, gotujemy na ogniu w ceglanym piecyku i nasz główny obiad to ryż z warzywami oraz przyprawami . Na śniadanie jadam to co lubię owsiankę z papają i kokosem. Kokosów nakupiłem 5 także jest ich sporo.


koliber


widok z rancho gdzie śpię w namiocie

psina " princessa"


rajskie ptaki


widok z góry 

zmęczony koliberek

tyle darmowych witamin !


widok z mojego ranczo


mały zakład stolarski




bliźniacze magiczne kwiaty 

ogromny kopiec mrówek



kwiat "Ave del Paraiso - ptak z raju"

i czarne pszczoły wysysające kwiatowy nektar 


Zbliża się 1 luty czyli koniec pobytu moich znajomych na gospodarstwie. Kolega kontaktuje się w przed dzień wyjazdu z pewną osobą w prowincji Guanacaste gdzie mają zamiar jechać. Planują sobie jechać stąd na jakąś plażę i tam zostać jakiś czas. Ja miałem też jechać tam z nimi ale plany się zmieniły jak zawsze. Zapytali się o transport do miasta San Jose jakiegoś sąsiada tutaj co im dawał te warzywa i z nim się zabrali tam właśnie. Wyjechali wcześnie rano gdy ja jeszcze spałem także nie mieli okazji się pożegnać nawet.


1 – 20 luty 2016

Miałem zaplanowane opuszczać Cartago i jechać na wybrzeże Karaibów tutaj w Kostaryce niedaleko miasta Limon i Puerto Viejo ale osoby które miały mnie ugościć powiadomiły, że jest to teraz niemożliwe. Wróciłem więc do Cartago na mój pokój który wynajmuję i kontynuowałem zarobek na ulicy. Kolejni wspaniali ludzie, dzielenie się z nimi wszystkim bo tutejsza dobroć i otwartość nie zna granic! Zacząłem pić wodę ze źródełka przy Katedrze w Cartago która podobno ma uzdrawiającą moc i czyni cuda. Rzeczywiście jakoś w pierwszych dniach jak nabierałem ją do butelki i piłem czułem taki jakiś przypływ energii! Zastanawiam się w sumie czemu przez tyle czasu pobytu tutaj na mieszkaniu nie przyszło mi do głowy aby pić z tego źródełka? Lepiej późno niż wcale a takie pomysły bardzo często przychodzą właśnie podczas pobytu w naturze tak samo jak i te niesamowite sny prorocze i nowe rewolucyjne idee.

Tak więc teraz gdy idę na dworzec aby dojechać do San Jose za każdym razem idę najpierw napełnić 3l butelkę wodą ze źródełka przy Bazylijce w Cartago. Dopiero stamtąd idę na dworzec i jadę do miasta zgarniać hajs. Przyszły mi też nowe pomysły odnośnie tego co chciałby teraz robić.

W weekend oczywiście widzę się z Cinthią :).