niedziela, 31 maja 2015

Zapraszam Serdecznie do Polubienia mojej strony na Facebooku

Witam Serdecznie wszystkich czytających mojego bloga:)

Chciałem was zaprosić do polubienia mojej nowej strony na facebooku i zachęcam też do udostępniania na swojej tablicy . Pozdrawiam :)

facebook.com/okrazycswiatautostopem

środa, 27 maja 2015

Trochę się zasiedziałem czyli pobyt w Cali



12 Maj 2015 Wtorek

Wyszło na to że w Popayan spędziłem u dwóch hostów z couchsurfingu łącznie 6 dni. Rano ogarniam się i szykuję do drogi i robię śniadanie dla mnie i Diany którym się raczymy. Poleciła mi ona aby  podjechać autobusem z Popayan do jakiegoś miasteczka - El Cofre zamiast iść daleko na wylot miasta. Podarowała mi na drogę jabłka, jogurt i napój energetyczny i potem idzie odprowadzić mnie na autobus gdzie się żegnamy. Ona zarówno jak i jest rodzina to sympatyczne, spokojne i bardzo pozytywne osoby tak więc czas u nich spędzony był dla mnie nie lada gościną;) Autobus kosztuje mnie 1700peso i po pół godziny wysiadam na ostatnim przystanku i jestem zupełnie na jakimś zadupiu przy głównej drodze gdzie jest może 5 domków i jakieś sklepiki. Czekam w upale ponad półtora godziny i nikt się nie chce zatrzymać. Zmieniam miejsce i idę pod jakieś drzewo w cieniu gdzie przychodzi do mnie pewien miły pan i gdy mówię mu że nie mogę nic złapać wręcza mi 2200 peso na autobus który ma zawieźć mnie kawałek dalej do Piendamo bo tam jest stacja benzynowa i podobno będzie łatwiej ogarnąć stopa. Finalnie po chwili zatrzymuje się bardzo stary jeep nisana z facetem i chłopakiem w środku i wsiadam bo jadą właśnie do tej mieściny ale po chwil gaśnie silnik i nie da rady zapalić. Z pomocą przychodzi ten pan który dał mi kasę i po ok 15 minutach auto jest już na chodzie, jak wyszło właśnie dziś kupili za milion peso;) Wysadzają mnie przy głównej drodze skąd idę do tej stacji benzynowej i dalej ciężko idzie wyczuwam że tu w Kolumbii ludzie boją się zabierać autostopowiczów. Moim wybawcą jest kierowca tira-cysterny z paliwem z którym przejeżdzam ok 130km do Cali. 



na każdej drodze bazy wojskowe patrolujące okolicę przed niebezpieczną Guerrillą

wojsko, wojsko i wojsko



Moja couchsurferka podała mi adres i napisała że jest to koło uniwersytetu Valle na południu w El Ingenio tam więc wysiadam ale wychodzi na to że jestem daleko od tego miejsca bo ulica 53 jest znacznie wyżej. Idę z buta bo jest już 15.00 a ja jestem umówiony z nią za godzinę pod wskazanym adresem. Gorąco jest cholernie tutaj w Cali i to jeszcze z tym ciężkim plecakiem, pytam więc pewnego faceta o to gdzie to jest i który bus mnie tam zawiezie to mnie informuje, że autobusy "Mio" są na specjalne karty. On mówi mi że mnie podwiezie za 3tys peso, wsiadamy więc do jego auta w garażu i wiezie mnie pod wskazany adres z ulicą nr 53 i ostatecznie nie chce zapłaty za przejazd. W życiu bym się nie spodziewał takiej uprzejmości w środku dużego miasta. Czekam na moją hostkę i po 16.00 zjawia się młoda, ładna i sympatyczna kobieta o imieniu Elena. Witamy się i prowadzi mnie na mieszkanie dobrze wyglądającego i chronionego kilku piętrowego budynku. Mieszkanie małe i przytulne z dwoma pokojami, łazienką i kuchnią Dostaję swój pokój z materacem który spoczywa na szachownicy czarno-białych kafli. Elena niedawno wróciła z ok 2 letniej podróży a była między innymi w Europie w Hiszpanii i Francji, Australii, Nowej Zelandii, Nepalu, Indiach,Tajladii, Kambodży itp. Jestem więc zafascynowany opowieściami. Teraz pracuje jako dziecięcy psycholog a po godzinach zajmuje się sprawami związanymi ze sztuką i teatrem ze swoimi przyjaciółmi. Posilamy się wspólnie Arepą z serem i idziemy na miasto bo ona musi wybrać pieniądze z bankomatu. Wieczorem przychodzi jej znajomy na herbatę i jemy wspólnie słodycze z guayaby i probujemy pyszne mleko migdałowe w połączeniu z herbatą którą przywiozła z Indii. Teraz jak sama mówi jest zabiegana i trochę nie może się odnaleźć po powrocie z tak długiej podróży ale w krótce znów chcę uciec tylko teraz musi popracować aby zarobić pieniążki.Jutro jest zajęta do wieczora ale mam do dyspozycji całe mieszkanie lub jak chcę wyjść to nie ma problemu bo zostawia mi klucz ;)

13 - 27 Maj 2015 Czyli jak zasiedziałem się w mieście Cali

Generalnie to nie planowałem z początku zostawać tutaj dłużej niż 3-4 dni ale jak z reguły wyszło inaczej i wyszło to na dobre ;)

Od 13 do 16 maja przebywałem na mieszkaniu u tej hostki z couchsurfingu Eleny która okazała być się strasznie zabiegana i wracała zazwyczaj do domu wieczorem. Udałem się też do miasta autobusem Mio które mają w środku elekroniczne czytniki na kartę którą się doładowuję w punktach „Gane” Lub na stacjach "metro" ale za przejazd to wychodzi 1700 peso a więc ceny tu w Kolumbii jakieś chore. Tak w ogóle to przed dostaniem się do centrum na przystanku dowiedziałem się od stojącej tam dziewczyny, że trzeba mieć tą kartę a iż karty nie miałem to była tak uprzejma i zafundowała mi przejazd ;). W mieście bez jakiejkolwiek mapy czy przewodnika łaziłem tu i tam oglądając jakieś zabytkowe Kościoły, place i parki. Miasto w centrum jest nawet ładne ale też pełno ubóstwa na ulicach tutaj się szerzy i trochę podejrzanych typów patrzy się na Ciebie gdy łazisz z apartem tak więc trzeba mieć się na baczności i uważać. Zwiedzanie miasta bardzo ale to bardzo umilają przechodzące przepiękne Kolumbijskie dziewczyny tak piękne że jeszcze w życiu takich nie widziałem i uśmiechają się do Ciebie i oglądają nawet za Tobą! Chyba tu zostane ;). W życiu takiego zainteresowania moją osobą nie doświadczyłem czy to ze strony pięknych dziewczyn czy to ze strony miejscowej ludności ale dlaczego? Odpowiedź jest prosta - "bo jestem Gringo o zielonych oczach i jasnych włosach". Było to odczuwalne szczególnie w Peru gdzie indianie Quechua spoglądali na mnie jak na kosmitę ale też w Ekwadorze. Czasami tęsknię za uczuciem niewyróżniającego się z tłumu człowieka przechodzącego sobie ulicami miast, wsi czy gór ale tutaj w Ameryce Łacińskiej jest to niemożliwe no ale wychodzi w sumie na plus z dziewczynami ;).

Plac San Francisco z Katedrą

Plaza Caicedo

Minuty sprzedaje się wszędzie !


parque del rio

iglesia la Ermita

park kotów i kici ;)

kot sado maso


W ciągu tych dni jako couchsurfer u Eleny gotowałem trochę bo lubię a w szczególności gdy mam dostęp do kuchni. Przyrządziłem Arepy (to takie okrągłe placki kukurydziane) ze szpinakiem oraz ugotowałem zupę w dniu w którym udałem się z Eleną i jej kolegą za miasto na pewną daczę jej znajomego którego wcześniej dane było mi poznać. Podjechaliśmy więc na przystanek z jeepami i jeden z nich zawiózł nas w zachodnią i biedną cześć miasta w stronę gór wjeżdzając do sektoru miasta Cali zwanego” Los Mangos „. Stamtąd kawałek przeszliśmy na tą zieloną posiadłość z bananowcami, oczkami wodnymi, ścieżkami, wysokimi bambusami. To miejsce zostało stworzone do medytacji, dzielenia się pozytywną energią, masaży, balneoterapii prowadzoną przez Raynado wraz z żoną. Chodziłem na boso i wszedłem w bambusy gdzie na górze znalazłem spory kamień i nie wiem czy kamieniem był bo był niesamowicie ciepły. Uznałem go za miejsce dobre do trenowania równowagi stania na jednej nodze i pomedytowałem trochę. Wieczorem w domku po herbacie i ciastkach ale wystrój i kształty oraz ozdoby energetyczne zrobiły na mnie niesamowite wrażenie. W takich domach ludzie powinni mieszkać właśnie na łonie natury w harmonii i zgodzie z otoczeniem i samym sobą. Wieczorem po konwersacjach przy herbacie Elena w domu obok spotkała swoich znajomych z dzieciństwa z którymi nie rozmawiała od ponad 2 lat bo była w podróży, potem wrociliśmy na dół do miasta tym jeepem do którego z tyłu wskakiwali biedni chłopcy prosząc kierowcę o przejazd bez zapłaty. 


w drodze do tej haciendy

ale gdzie teraz.... ?

zielono i z wodą


magic place 



Elena powiedziała mi że w Sobotę jedzie z rodzicami do Pasto na jakiś tam wypoczynek także będę musiał opuścić mieszkanie ale już wcześniej odpowiedziała mi kolejna Hostka z Cali że mogę się u niej zatrzymać. Ma na imię Margarita i mieszka też tutaj na południu niedaleko bo ul. 83 ja jestem na 50 także umówiliśmy się na Sobotę rano pod szkołą tańca Salsa Swing. Pożegnałem się z Eleną dziękując za couchsurfing i powędrowałem na 9.00 pod wskazany adres już spocony cały przez ten upał tutaj i cholernie cieżki plecak z którym chyba w krótce będę musiał coś zrobić bo jak mam jechać na północ Kolumbii i łazić z nim w tropikach to z takim obciążeniem nie dam rady bo stracę więcej wody niż wypiję ;p. Przychodzi moja hostka Margarita, bardzo ładna kobieta w średnim wieku i witamy się. Prowadzi mnie do blokowisk chronionych przez ochroniarza otwierającego bramkę w środku jest nawet basen i można popływać! Dostaję swój pokoik z materacem i potem wychodzimy na miasto do jednego z parków po którym mnie oprowadza. Moja hosta mieszka sama i jest Panią Doktor Medycyny. Zaskoczyła mnie, że już niejednokrotnie uczestniczyła w ceremoniach spirytualnych które są tutaj bardzo popularne w Ameryce Łacińskiej w szczególności dla turystów. Ayahuasca, kaktus San Pedro a nawet Peyote (Jazgrza Williamsa) pochodząca z Meksyku nie są jej obce. Ocziwiście ceremonie z udziałem tych halucynogennych roślin są prowadzone pod kontrolą lokalnego szamana i przewodnika tego Spirit Tripa i organizowane w otoczeniu przyrody i natury. Ma ona też wiedzę na temat kultury starożytnych Majów bo w domu posiada nawet swój własny horoskop ułożony z kolorowych Majańskich kinów! Kolejna osoba na mojej drodze o bardzo podobnej wiedzy i poglądach ;). Nie bez powodu się tutaj znalazłem bo jak się okaże zostane tu przez jakiś.

z moją hostką - na opalanie sok z marchewki


16 - 27 Maja 2015 Pobyt w Cali

Podczas tego okresu zadomowiłem się u mojej Hostki z Couchsurfingu ale to już za długo jak dla mnie także wkrótce ruszam ponownie na drogę z kciukiem uniesionym ku górze. Gdy mieszkałem u niej gotowałem sporo przyrządzając potrawy ze szpinakiem niestety dostęp do gotowania ograniczony z powodu braku piekarnika. Kąpałem się w lokalnym basenie dla mieszkających tutaj osób (no to mi się trafiła chata na couchsurfingu ;D 

Udałem się też do San Antonio czyli starego miasta z fajnym parkiem na wzgórzu gdzie powitał mnie świetny widok na miasto i jakieś ogromne tropikalne drzewo z ogromnymi i zwisającymi korzeniami. 

uliczny handel w Cali

Cali się Pali ?


Iglesia de San Antonio

ogromne drzewo w San Antonio

taaaki bluszcz

dum dum dum

bazylijka San Francisco




Bancolombia San Nicolas

W Środę 20go maja udałem się z Margaritą w góry do Pance na kemping. Najpierw w mieście przy ulicy 100 złapaliśmy autobus recreativo który zawiózł nas do wioski przy "rio pance" gdzie zakupiliśmy owoce i picie oraz piwka, resztę prowiantu w mieście ogarneliśmy. Idąc w górę w kierunku kąpieliska ”Chorrera del Indio”
Zauważyliśmy pełno prywatnych kąpielisk gdzie za wejście do których trzeba płacić 6 tysięcy peso. Wyżej doszliśmy do chyba najbardziej popularnego z nich bo posiadającego dwa wodospady ale że Margarita powiedziała mi o górze Pico de Loro 2000m Na którą moglibyśmy się udać także wodospadu mi się odechciało i poszliśmy dalej w górę tą drogą w zielonej dolinie. Wyżej udaje nam się złapać autostop na pace wozu wypełnionego butlami gazowymi gdzie przez okienko kierowca pociąga sznurkiem bijąc w dzwon który sygnalizuje sprzedaż gazu tak więc jedziemy w rytmie "dzyń dzyń dzyń dzyń....." podskakując przy tym lecz nie z powodu tańca przy dzwonach a wyboistej bezasfaltowej drogi ;). Tak w ogóle to jeszcze stopem z tyloma butlami gazowymi nie jechałem i jakby one pierdolnęły no to szukaj i  składaj nas Panie jak puzzle 5000 części. Dojeżdzamy do wioski Pance o tej samej nazwie co rzeka gdy już wysiedliśmy facet mówi że jedzie wyżej jeszcze także ładujemy się ponownie i wysiadamy w miejscu gdzie droga się kończy a wita nas rzeka z mostem przez który się przeprawiamy. Margarita zna to miejsce a więc jest mi przewodniczką i ścieżką dochodzimy do małego kąpieliska na rzece płynącej tą piękną i zieloną doliną wypełnioną różowymi kwiatami! Postanawiamy ogarnąć teren wyżej i zobaczyć czy jest tam jakieś lepsze miejsce i po jakimś czasie jesteśmy w miejscu gdzie łączą się dwie rzeki i jest w drugiej dolinie mały, bambusowy most wiszący. Zjawia się jakiś facet i tłumaczy że ta rzeka to "rio Pato" - rzeka kaczka a ta po drugiej stronie to rzeka Pance i poleca wyżej jakaś kopalnie kwarcu także wspólnie przeprawiamy się przez ten most ale każdy osobno bo jest on tak niepewny i z małymi dziurami że strach po nim chodzić. Jest z nami też mały piesek który przyszedł wraz z facetem. Po drugiej stronie jest teren bardziej płaski i bez tych tropikalnych zarośli więc nadaje się dobrze na kemping no i  pełno drzew cytrynowych. Facet doprowadza nas do małej dziury w skale i ja go pytam czy to ta kopalnia?? On że tak. No to chyba większej kopalni kurwa to ja nie widziałem niż dwa metry jakiejś dziury. Mówi też że jest jakaś skała w wodzie wyżej tak więc my pytamy jak daleko a on na to odpowiada " 5 quadras" co oznacza 5 ulic czy przecznic. Jesteśmy w dolinie gdzie prowadzi mała wydeptana ścieżka a ten gada jakbyśmy byli w mieście jesteśmy czy coś no i ta "ogromna kopalnia" kwarcu! Ja patrzę na Margaritę, ona na mnie i już wiemy, że nigdzie z tym facetem nie idziemy. Z twarzy niby kolo ok ale nigdy nie wiadomo bo ja nie wiem czy on jakieś głupie żarty sobie stroi czy co także gaz pieprzowy w pogotowiu. Jeszcze na koniec gada że idzie teraz grać w golfa ze znajomym bo golfistą jest a jeszcze 5 min temu pytał nas czy lubimy rum to widać że po pijaku chyba gra zazwyczaj no i zresztą gdzie tu ludzie pare posiadłości jakieś małe domki bo reszta terenu jest zarośnięta. Decydujemy że zostajemy tu na tym płaskim terenie i jest zejście do rzeki. Facet sobie idzie a my w końcu jemy kanapki na obiad i przychodzi do nas koń lecz jakiś wygłodniały bo szuka jedzenia i nie daje nam spokoju i teraz mam wyraźne obawy aby rozbijać tu namiot z powodu tego konia żeby mi go nie zniszczył i z powodu tego dziwnego faceta. Kąpiemy się w rzece ale woda jest zimna tutaj ale co tam trzeba się hartować w górskich klimatach i krystaliczej wodzie. Wieczorkiem udaliśmy się wyżej ścieżką i znaleźliśmy małe zielone wzgórze nadające się na keming. W nocy oprócz nas żywej duszy nie było ale za to tak dużo komarów że rano zobaczyliśmy jak bardzo jesteśmy pogryzieni. 

w Cali oczekiwanie na busa


wybuchowy autostop



bo kochamy drzewa



az strach przechodzić


woda zimna ale co tam




zagrasz w pokera ?

Rano kolejnego dnia udaliśmy się niżej do miejsca gdzie ktoś zbudował tamę i woda jest głębsza lecz nadal zimna, byli też koło nas Kolumbijczycy obalający flaszkę i słuchający muzyki. Kemping i trekking w tej pięknej dolinie był na prawdę udany i cieszę się też bo gdy wracaliśmy w dół znalazłem na ścieżce bardzo ładny krzyżyk na szyję o kolorze błyszczącego grafitu a więc od razu przypiąłem sobie go na szyję.


takieeee liście


do rzek skaczę niczym Ninja




kocham te kwiaty i rośliny tutaj !!

Kolejne dni to jak wcześniej gotowanie, rozmyślanie i spędzanie czasu z moją przyjaciółką. Może to dobrze że zostałem tutaj w Cali trochę dłużej bo mam doskonałe towarzystwo i jestem w stanie sobie tutaj trochę podjeść. Na razie nie wyruszam na wędrówkę bo gromadzę energię i może trochę przytyję bo ostatnio dużo schudłem ale nie jest tak, że źle się z tym czuję czy coś w tym stylu bo wręcz przeciwnie czuję się wyśmienicie ale może lepiej zgromadzić trochę zapasu energii bo wkrótce znów mam zamiar udać się w góry Kolumbii.

Moja przyjaciółka Margarita ma też zmiany nocne i wraca rano i gdy ostatnio po niej chciała się jeszcze udać rano na zawody w pływaniu jako lekarz to odradziłem jej bo musi się w końcu wyspać i odpoczywać a nie pracować non stop. Na szczęście posłuchała i została odpoczywając w między czasie gdy ja gotowałem obiad czyli tym razem ziemniaki ze szpinakiem. Kocham Szpinak <3 !


Arepa ze szpinakiem

tortilla z juki i szpinaku

podsmażane ziemniaczki ze szpinakiem


przepyszne słodycze z Guayaby


moja couchsurferowa chata z basenem