piątek, 23 grudnia 2016

Spotkanie z Polskimi autostopowiczami w Panamie, kemping na plaży i krokodyle !!


21 listopad 2016 Poniedziałek - wyruszam do Panamy


Wcześnie rano pakuję się, zabieram wszystkie moje rzeczy. Część zostawiam w kanciapie jakieś pudło ze starymi butami, kocyk i jakieś drobiazgi. Oddaje Bernalowi klucze do mieszkania i żegnam się z dwoma współlokatorami, z pozostałymi nie mam okazji bo ich nie ma w domu aktualnie. Bernal zawozi mnie na wylot miasta Cartago skąd mam zamiar łapać stopa. Żegnamy się, dziękuję za gościnę i widzimy się w styczniu także mówię mu „hasta luego – czyli do zobaczenia”.

Oczywiście już wcześniej pożegnałem się z Cinthią bo powiedziałem jej iż jadę do Panamy odwiedzić Polskich podróżników i zarabiać tam do stycznia grając na ulicy.

Teraz już sam ponownie z plecakiem na stacji benzynowej, pogoda dziś tutaj jest akurat dobra na łapanie stopa bo jest chłodno i pochmurnie a lepsze to niż stanie w palącym słońcu. Pytam trochę osób na stacji benzynowej lecz większość mówi mi iż jest stąd. Czuję, że coś tu nie za bardzo miejscówka to idę jednak na drogę główną i tam ustawiam się przy drodze i wystawiam kciuk. Nie czekam długo bo zaledwie parę minut i już zatrzymuje się samochód – nowy srebrny SUV a w nim jakieś małżeństwo w średnim wieku. Pytam czy jadą w kierunku przełęczy „Cerro de la muerte – góra umarłych” która jest najwyższą przełęczą w Kostaryce bo osiąga wysokość 3491m. Jadą w tym kierunku i zabierają mnie wysoko drogą niedaleko miejsca zwanego „San Gerardo de Dota” i wysiadam pod restauracją. Od razu idę pytać kolejne osoby w samochodach tutaj na parkingu i jeden facet jedzie do miasta „San Isidro” ale mówi mi, że zabierze mnie jeśli mu coś odpalę kasy. Ja mu tłumaczę iż podróżuję autostopem i nie mam pieniędzy aby płacić. Facet taki trochę dziwny ale jednak dobra każe mi plecak włożyć do bagażnika co do mądrych decyzji nie należy ale jednak go tam wkładam. Nie ufam facetowi zupełnie bo rozpoczynamy jazdę i pyta się mnie jak to tak bez kasy? Od razu zaczyna tematy o finansach podróży czyli o tym o czym ja nie lubię rozmawiać oraz jest to bardzo niebezpieczny temat. Tłumaczę mu jak wygląda podróż autostopem i jak to się ogarnia i śpi za darmo w różnych krajach świata. Dojechaliśmy na tą najwyższą przełęcz i potem zaczęliśmy zjeżdżać w dół i facet sam się przyznał iż przysypia, zakrętów pełno także zacząłem się niepokoić. Zatrzymał się w końcu na zatoczce i tam ja postanowiłem wyciągnąć mój plecak z bagażnika pod pretekstem zjedzenia banana. On zdrzemnął się w aucie jakieś 15min i ja czekałem na niego. Gdy się obudził włożyłem tym razem plecak już na tylne siedzenie. Pojechaliśmy do miasta i tam dostałem od niego w prezencie jakiś napój a on sam kupił sobie browara i 2 butelki 300ml tutejszej flaszki robionej z trzciny cukrowej która ma ok 35%. Pojechaliśmy na myjnię bo facet jak sam opowiada pracuje w jakiejś wypożyczalni samochodów dla turystów i trzeba oddać auto w ładnym stanie. Facet powiedział, że zabierze mnie aż do samej granicy prawie bo jedzie do miasteczka „El golfito”. Ja myślałem, że jedzie do tego San Isidro gdzie mieszka ale jak się okazało jedzie dalej. Następnie zaczyna jechać i pić tą flaszkę ja tylko patrzę i obserwuję i oczywiście pasy zapięte w razie czego.

Jedziemy przez piękne zielone doliny, rozmawiam z nim i podziwiam widoki. Finalnie dojeżdżamy do małej wioski „Rio Claro” 30km od granicy z Panamą. Tutaj facet się zatrzymuje i jeszcze potem proponuje mnie, że jak chcę to możemy pojechać kawałek dalej i pokaże mi okolice. Moja intuicja mówi mi wyraźnie iż coś jest nie tak z tym gościem. Odpowiadam mu iż idę do granicy zanim znów zacznie padać deszcz, wysiadam i dziękuję za podwózkę.

Na prawdę dziwny ten gość i wyczułem jakieś niebezpieczeństwo. Deszcz się ponownie zbliża bo tak w ogóle na Kostarykę zbliża się huragan i ma uderzyć w miasto „Limon” na wybrzeżu po stronie Karaibów. Stąd te deszcze i stan alarmowy. Mam tylko nadzieje, że tutaj nie dotrze bo w sumie jestem zaraz przy wybrzeżu Oceanu Spokojnego.

uprawy trzciny cukrowej gdzieś na trasie

górskie wodospady

widoki podczas autostopowej wyprawy do granicy

Idę na stację zjeść owoce oraz idę do banku wymienić Colony na Dolary i dostaję ich 230. Potem ustawiam się przy drodze i łapię kolejnego stopa do samego przejścia granicznego w „Paso Canoas”. Idę zapłacić podatek wyjściowy z kraju wynoszący 8$ i idę do okienka aby wbili mi pieczątkę wyjściową. Następnie idę do granicy po stronie Panamy i tam kamerka robi mi zdjęcie, muszę przykładać moje 4 palce do specjalnego skanera, potem kciuk prawej dłoni. Babka każe mi jeszcze 2 rękę przyłożyć ja jestem zaskoczony totalnie przecież mam kurwa paszport biometryczny to z jakiej racji mam jej drugą rękę na skaner kłaść? Pytam więc dlaczego 2 rękę mam położyć na skaner?? Ona do mnie po Hiszpańsku „cuanto manos usted tiene – ile masz rąk”? Mówię, że chyba jasne, że dwie. To ona na to „to dlatego, że ma Pan 2 ręce to skanujemy dwie”. Kładę więc 2 dłoń na tym zasranym skanerze, lampki zmieniają kolor na zielony czyli jest ok, potem kciuk, zapala się ponownie zielona dioda i zabieram rękę stamtąd. Strażniczka wbija mi 180dni pobytu w Panamie i jestem wolny. Nikt mi nie sprawdzał nawet mojego dużego bagażu co jest dla mnie zaskoczeniem.
Wkurzyłem się tylko na ten skaner bo nie chcę być skanowany jak jakiś przestępca, że muszę 2 dłonie kłaść na skaner linii papilarnych. Im mniej technologii i śledzenia mojej własnej prywatności tym lepiej. Wcześniej jak przekraczałem granicę w sierpniu tamtego roku takich skanerów nie było jeszcze – teraz już są.

Napisałem wcześniej do moich znajomych w Paso Canoas tutaj przy granicy gdzie w tamtym roku u nich rozbijałem namiot na ogródku. Zapytałem czy nie mógłbym się przekimać dzisiaj i ruszyć jutro z rana w stronę miasta Panama. Powiedzieli mi iż nie ma problemu. Przyszedłem więc pod dom okazało się iż jest ten młody chłopak i gra z kolegami w fifę. Przywitaliśmy się po ponad roku i opowiedział mi iż tato w pracy i przyjdzie za jakiś czas a jego mama pojechała do szpitala w Kostaryce. Zapytałem co się stało to powiedział mi iż mama zachorowała na nowotwór ponownie i pojechała tam na Konsultację bo ona pochodzi z Kostaryki. Smutna to informacja, a mało tego zapytałem o dużego psa którego widziałem rok temu na ogrodzie i chłopak powiedział iż zdechł bo zachorował na nowotwór....... W tym momencie się przeraziłem i zasmuciłem bardzo :/ .

Tutaj w Panamie przestawia się tak w ogóle czas o godzinę do przodu także z 17:00 przestawiłem na 18:00 i powiedziałem do chłopaka iż jest zajęty i ma kolegów u siebie w domu to ja nie będę zawracał głowy może i pójdę do drogi i spróbuje złapać jeszcze jakiegoś stopa przed zmrokiem a ewentualnie jak mi się nie uda to wrócę i zostanę na noc.

Poszedłem i rozmawiałem z kierowcami tirów ale jednak nie udało mi się nic znaleźć poza tym odradzali mi podróżowanie po nocy w sumie mają rację bo przecież jedną z moich zasad jest unikanie podróżowania po zmroku. Wróciłem więc do domku znajomych i przywitałem się z gospodarzem. Porozmawialiśmy trochę potem wieczorem zaproponowali mi iż jak nie chcę rozbijać namiotu to przyniosą mi materac do spania. Położyłem go na tarasie, zamocowałem moją moskitierę na hamaku i doczepiłem do krzesełka i mam teraz królewskie łoże do spania :D. Jutro z rana wcześniej wstaję i ruszam w stronę do miasta Panama na spotkanie z Polskimi Podróżnikami z mojego rejonu :).



22 listopad 2016 Wtorek

Wstaje rano jakoś po 6:00 deszcz jeszcze leje potężnie to tylko myślę jak ja teraz stopa będę łapać jeśli nie ustanie. Na śniadanie oczywiście owsiankę jem a potem pakuje rzeczy, ściągam moskitierę i dziękuję mojemu znajomemu za nocleg na tarasie i mówię do zobaczenia.

moje miejsce noclegowe u znajomych - moskitiera przypięta do ławeczki oraz hamaka, materac i kocyk 

Deszcz pada lecz nie tak mocno jak przedtem, kupiłem małą parasolkę składaną to sobie ją otwieram i idę. Przy granicy zero tirów.... jestem rozczarowany, idę dalej za most do stacji benzynowej gdzie nie ma żadnych samochodów tak naprawdę, deszcz cały czas pada i nie wiem co robić. Mam tylko nadzieję, iż nie przyjdzie tutaj ten huragan który już w Panamie spowodował ogromne deszcze które wywołały liczne szkody.

Idę jakieś 100m wyżej do takiej kontroli wojskowej gdzie zatrzymują się auta i pytam strażników czy pomogliby mi może złapać jakiegoś stopa. Oni jednak mówią iż niby nie mogą robić takich rzeczy i informują mnie iż mam iść na przystanek i tak łapać. Deszcz dalej pada to odpuszczam sobie stanie i moknięcie i biorę autobus za 2,10$ do miasta „David” gdzie wysiadam przy głównej drodze czyli Panamericanie. Jednak stąd na wylot jest ogromny kawał to idę na stację benzynową gdzie pytam ludzi. Jeden z kierowców oferuje mi, że zabierze mnie na wylot miasta, pakuję plecak i jadę z nim na kolejną stację. Okazuje się iż tutaj jest jeszcze gorzej bo nie ma zupełnie żadnych aut. Za chwilę jednak przyjeżdża jakiś pickup i pytam kierowcy czy nie jedzie czasem gdzieś dalej i nie zabrałby mnie do kolejnej stacji. Mogę wsiadać i jedziemy, zamiast dowozić mnie tylko kawałek mówi iż jedzie jakieś niecałe 60km do miasteczka „San Felix” przyjeżdżam tam z nim i to się dopiero okazuje być zadupie!! Droga jest w przebudowie, deszcz leje także można zapomnieć o ustawieniu się przy drodze i łapaniu stopa a poza tym nawet nie ma gdzie. Jest tutaj jakiś supermarket jedynie, parking i mały dworzec autobusowy. Pytam jednego z kierowców czy nie jedzie czasem do miasta Panama, on niestety nie jedzie ale wskazuje mi autobus. Pytam ile kosztuje mówi, że 12$. Ile? To strasznie drogo! - Odpowiadam. Facet się uśmiecha i wyciąga z kieszeni dolary i mówi, żebym je brał. Odmawiam, ale on nalega i wręcza mi 7$ na podróż :). Postanawiam, że skoro dostałem hajs to dołożę te 5$ i kupie bilet autobusowy do miasta Panama. Poza tym jeśli bym próbował łapać stopa przy takiej pogodzie to nie dość, że na pewno dziś bym tam nie dojechał to jeszcze bym zmoknął.

Autobus przyjeżdża o 12:30, pakuję plecak i wsiadam do środka. Staje gdzieś po drodze w mieście „Santiago” tam kupuję obiadek i komunikuję się z Maćkiem Badziakiem i daje mu znać, że będę wieczorem na 18:00 czy 19:00 w mieście Panama. Maciek powiedział mi, że przyjdzie po mnie z Olkiem na ten cały dworzec autobusowy na Albrook'u.

Panama - indianie Chiriqui w autobusie

Przejeżdżam mostem na kanałem Panamskim gdzie widać te wszystkie statki – kontenerowce i zaraz potem jestem na dworcu. Zapomniałem iż tutaj godzina jest zmieniona to myślałem że jest 19:00 bo na tą godzinę się umówiliśmy na terminalu. Dzwonie do Olka przez Whatsappa i tłumaczy mi jak się dostać do miejsca gdzie będą na mnie czekać. Tutaj jest metro normalne przyłączone do tego dworca autobusowego także mam pojechać metrem i wysiąść na stacji „12 de octubre” oni tam będą na mnie czekać na stacji metra. Aby przejechać metrem trzeba mieć kartę metra ale przejazd kosztuje 0,35$ . Idę i proszę jednej kobiety aby mi przesunęła kartą abym mógł przejść przez bramkę wejściową i daję jej 35 centów. Pierwszy raz w ogóle jadę metrem, metro nowe jak widać wybudowane oczywiście przez Amerykanów zresztą jak całe miasto Panama i kanał Panamski. W metrze cholerny ścisk, ludzie się przepychają i nie ma w ogóle miejsca!

Dojeżdżam na stację i schodzę po schodach i już widzę czekających na mnie chłopaków! Witam się z Maćkiem oraz z Olkiem jest powitanie kolegów podróżników z mojego rejonu bo Maciek jest z Pieszyc a Olek z Bielawy czyli mojego miasta :). Rozmawiamy i idziemy do miejsca gdzie mieszkają. W ogóle plany Maćka się zmieniły też bo miał on siedzieć w mieście Panama a okazało się iż dostał zaproszenie od rodziny na Święta do USA i w piątek już tam leci czyli pojutrze! Chce tam pracować i dorobić sobie hasju. Zapłacił tutaj za mieszkanie do 12go grudnia także mogę zostać na jego miejscu. W mieszkaniu mieszka ponad 10 Wenezuelczyków bo teraz jest potężny kryzys w Wenezueli i mieszkańcy tego kraju przyjechali tu do Panamy aby pracować i uciec przez biedą.

Co mnie rozwaliło tutaj na wejściu do jest fakt iż za dzielony pokój gdzie są 2 piętrowe łóżka i jedno normalne trzeba tu płacić 180$ za miesiąc!! To kosmiczna cena za pokój i to dzielony! Ceny za wynajem podobno zaczynają się od 180$ w górę!!

Na mieszkaniu po przyjściu zaraz robimy sobie kolacyjkę w postaci jajecznicy z makaronem i fasolą mieloną :) Nie ma to jak posiłek z Polakami podróżnikami :)

Widzę iż Maciek z Olkiem już poduczyli Wenezuelczyków trochę Polskiej mowy a dokładnie łaciny:) Potem wychodzimy sobie na zewnątrz, siadamy na krzesełkach i rozmawiamy do późna.

W końcu się spotkaliśmy !! Kolacja mistrzów podróży - od lewej Olek z Bielawy, Ja i Maciek z Pieszyc !:D

23 listopad 2016 Czwartek


Rankiem kolejnego dnia postanowiliśmy wspólnie pójść do tego największego centrum handlowego w Ameryce Środkowej zwanego „Albrook Mall” gdzie znajduje się ponad 550 sklepów. Jutro jest czarny piątek i chciałem zobaczyć sobie czy mają tam te całe maty samopompujące. Po śniadaniu wybraliśmy się więc metrem na ostatnią stację jaką jest właśnie Albrook Mall i poszliśmy do ogarniać sklepy, ja nie przepadam za centrami handlowymi ale jeśli jutro ma być ten czarny piątek i mają być promocje nawet do -50% no to może uda mi się znaleźć ten materac samopompujący. Maciek jutro wylatuje do USA także powiedział iż wraca się na chatę aby tam się ogarnąć przed wylotem. Ja wraz z Olkiem i Wenezuelczykiem Carlosem chodziliśmy więc i patrzeliśmy na sklepy. Olek chciał sobie jakieś spodnie ogarnąć ja ten materac.

Po przejściu przez cały Mall okazało się, że były tylko 3 sklepy zaledwie z takimi rzeczami i o macie samopompującej mogę zapomnieć. Tutaj w ogóle nie sprzedaje się takiego sprzętu! Nie ma praktycznie nic odnośnie kempingu oraz typowo górskiego. W sumie nie ma co się dziwić w Panamie w ogóle nie ma gór ale myślałem, że będzie ta mata chociaż.

Celem tutaj w Panamie jest zarobek, granie na ulicy. Olek z Maćkiem grali na takim moście tutaj właśnie na Albrook'u i zarobili kupę hajsu. Problemem jest to, że policja goni bo most należy do stacji metra która jest prywatna i należy do Amerykanów. Na granie trzeba mieć pozwolenie od władz metra. Napisaliśmy więc pismo dzisiaj rano o pozwolenie. Poszliśmy do takiego biura władz metra i tam złożyliśmy podanie. Aby tam wejść trzeba było mieć długie spodnie, bo inaczej Ochrona nie wpuszcza. Potem przebrałem się w z powrotem w krótkie ciuchy i japonki.

Poszliśmy potem na jedyny targ warzywno – owocowy „Mercado Abastos” gdzie udało nam się znaleźć darmowe warzywa. Ja miałem jeden taki dość nietypowy incydent bo gdy sobie dreptałem tam wpadłem po pas w śmierdzący kompost!! Wyciągnął mnie Olek podając mi rękę ! Jak mogłem być tak ślepy i nie zauważyć iż to pode mną to nie ziemia tylko kompost!

Przy wyciąganiu stóp zgubiłem japonki, całe szczęście byłem w krótkich spodenkach i zabrałem ciuchy na przebranie bo inaczej miałbym przerąbane!! Poszedłem szybko na ten market i tam skorzystałem ze szlaucha i opłukałem się z tej gnojówki do której wpadłem. Pierwszy dzień w Panamie a ja wpadłem po pas do gnojówki przez swoją nieuwagę hahaha . W sumie zawsze to jakieś nowe doświadczenie :D ! Przebrałem się z powrotem w długie jeansy, założyłem buty i wróciliśmy do mieszkania!! Od razu z miejsca wskoczyłem pod prysznic aby pozbyć się zapachu z kompostu oraz ubrania do pralki wrzuciłem!

Nawet dobrze z Maćkiem nie zdążyłem się zapoznać i pogadać a on już musi wylatywać to USA. Leci tam do rodziny i do pracy. Chłopaki chcą szukać łodzi z Panamy do Australii jakoś pod koniec stycznia lub na początku lutego także tutaj wraca Maciek na pewno. Kolejny członek wyprawy – Maniek jest aktualnie w Kostaryce i gdy ja wyjeżdżałem z Kostaryki on do niej wjeżdżał także się minęliśmy Pożegnaliśmy się więc przed jego wylotem, pojechał na lotnisko a ja zostałem w mieszkaniu na jego miejscu.

24 listopad – 6 grudzień 2016 „Pobyt w Panamie – nie tak to miało wyglądać !!! ”


W czarny piątek pojechałem sam na most w Metrze na stacji Albrook Mall gdzie wcześniej grał Maciek z Mankiem i zgarniali hajs. Posiedziałem na moście godzinę grając na okarynie i przechodnie wrzucali mi pieniążki. Ucieszyłem się bo zauważyłem, że wpadają prawie same monety dolarowe oraz banknoty. Tutaj w Panamie monety są bite własne i noszą one nazwę starej panującej tutaj waluty „Balboa”. Nie nacieszyłem się długo bo nie minęła jeszcze godzina a przyszedł jakiś pracownik metra i powiedział iż tutaj jest zakazane granie itp. i nie mogę tu przebywać. Ustąpiłem więc i podliczyłem hajs i wyszło 29$ w godzinę!! Rewelacja! Pojechałem metrem na ulicę „5 de mayo” gdzie jest taka ulica w rodzaju promenady gdzie samochody nie mogą się poruszać. Myślałem iż będzie to wyglądało coś na wzór tej głównej ulicy gdzie gram w Kostaryce w San Jose. Przyszedłem i okazało się jednak, że ulica ta jest opanowana przez samych czarnych, oraz rdzennych mieszkańców Panamy. Dodatkowo bieda cholerna tam panowała aż się bałem tam chodzić w sumie. Ludzie patrzyli na mnie ze zdumieniem bo byłem jedynym białasem!! Policja patrolowała ulicę także trochę poprawiło mi się poczucie bezpieczeństwa. Cała ta ulica to liczni sprzedawczyki handlujący warzywami i owocami i jakieś tanie sklepy gdzie można kupić ciuchy i buty za parę dolców. Wszedłem do jednego bo musiałem kupić sobie jakieś klapki czy japonki bo wczoraj mi je zassało w kompoście :D. Kupiłem za 2$ jakieś podróbki crocksów, zakupiłem trochę platanów, awokado i wróciłem na most na Albrooku gdzie ponownie rozłożyłem się aby grać. Nie minęło nawet 5 min a już przyszła Policja i powiedziała iż to jest tu zabronione! W ogóle postraszyła mnie mandatem i już chcieli mnie zabierać do biura aby mi go wlepić a wynosi on 400$!! Udawałem głupiego i powiedziałem iż nie wiedziałem iż to tu jest zabronione. Policja powiedziała, że most należy do stacji metra a jego granicy kończy się się na dworcu autobusowym za schodami i tam być może mogę grać. Za schodami już ich nie obchodzi co ja będę robił. Poszedłem więc aby się rozstawić na dworcu i grać aby zgarniać hajs i zaraz ochrona przyszła i też mnie wygonili.

Totalna lipa! Nic nie zarobię więcej tutaj i mam pozamiatane ! Jestem wkurzony na maksa bo dziś czarny piątek w cholerę ludzi tędy przechodzi a ja nie mogę grać. Pojechałem na tą stację z powrotem na ulicę „5 de mayo” i ustawiłem się pod wejściem do metra i jestem na ulicy teraz która jest publiczna! Tutaj nikt nie ma prawa mi zwrócić uwagi oraz policja wygonić lecz nie ma to znaczenia w sumie bo siedziałem godzinę i zarobiłem zaledwie 2$! Sam się zwinąłem stamtąd bo ludzie w ogóle nie wykazują zainteresowania! Wróciłem do mieszkania i powiedziałem Olkowi jaki dzisiaj miałem dzionek ! Dosłownie podsumowałbym go jako Czarny Piątek!!

Wygląda na to, że bez tego pozwolenia nie pogramy sobie na Albrooku. Musimy czekać na pozwolenie i jeśli w ogóle je dostaniemy. Powiedziano nam, że w 3dni powinni nam dać odpowiedź.


Kolejne dni mijają tak naprawdę na opierdzielaniu się bo już wiemy iż nie ma nawet co próbować grać i zarabiać na ulicy a tym bardziej na stacji metra gdzie jest potężne siano ale jest to zabronione. Nie chcemy ryzykować.

W mieszkaniu jest na szczęście klimatyzacja bo jest tutaj w Panamie strasznie gorąco, można z nich korzystać od 21:00 – 7:00 rano potem przychodzi właściciel i ją wyłącza zabiera pilot. O 15:00 przychodzi dziewczyna i sprząta całe mieszkanie. Jest kuchnia to możemy sobie gotować obiadki.

Miasto Panama jest cholernie droga, najtańszym supermarketem jest tutaj „Super 99”. Poszliśmy więc z Olkiem zrobić jakieś zakupy. Kupiliśmy jajka, ryż, fasolę, soczewicę oraz owsiankę.

Co do warzyw to nie braliśmy nic bo mamy darmowe na tym „Mercado Abastos” gdzie się wyrzuca tony dobrego jedzenia!! Jest to jedna z rzeczy których nie cierpię! Marnotrastwo jedzenia!

Na świecie 50% produkowanego jedzenia wyrzuca się do śmietnika!! 50% !!! Pierdolona połowa produkowanego jedzenia na świecie się marnuje ! Ludziom już dawno się w głowach popierdoliło! Mówimy o ekologii, o ochronie środowiska, o ociepleniu klimatu, oraz o biedzie i głodzie i staramy się pomagać innym i organizować akcje pomocy lecz tak naprawdę wyrzucamy do śmietnika połowę światowego jedzenia! To jest przerażające! Tym jedzeniem które się marnuje można by nakarmić całą Afrykę i połowę Azji!!

Większość ludzi kupuje jedzenie na zapas pakując do koszyka wszystko co się da, potem ładując do lodówek i nawet nie jest w stanie tego wszystkiego zjeść. Skończy się termin ważności to zakupione jedzenie idzie do śmietnika! Tak to właśnie wygląda!! Niby się mówi aby chlebem nie rzucać bo jak rzucisz to zaraz zostaniesz za to skarcony i upomniany a może nawet wyzwany! Ale jak ktoś wyrzuca jedzenie do śmietnika to jest już niby w porządku?Co za pierdolenie!! Chleb to tylko symbol jedzenia! Mało takie samo marnotrawstwo następuje w przypadku supermaketów które wszystkie rzeczy poza terminem ważności wypieprzają do śmietnika! Klienci restauracji którzy najpierw płacą gruby hajs za gotowe jedzenie a potem zostawiają na talerzach bo już „nie mogą i mają pełne bebechy” to po ch..j tyle zamawiałeś?? Trzeba wiedzieć ile się jest w stanie zjeść!

Jak ktoś nigdy nie podróżował lub nie głodował to nie ma szacunku do jedzenia oraz własnych pieniędzy na nie wydane!!

Ja już dawno się nauczyłem jak szanować jedzenie, każdy jego kęs, czasem nie jesz pizzy przez miesiące podróży a ktoś Cię na taką pizzę zaprasza i odczuwasz niesamowite szczęście, szacunek do tego co otrzymujesz i zaczynasz szanować każdy kęs.

Ja nauczyłem się tzw. recyklingu już na wyspach Kanaryjskich gdzie to inni wspaniali podróżnicy nauczyli mnie jak to robić! Idziesz wieczorem pod supermarket i czekasz gdy pracownicy pchają koszyki wypchane jedzeniem po terminie ważności. Prawda jest taka iż produkty które są przeterminowane są jeszcze świeże przez minimum miesiąc !! Ten cały zasrany termin ważności to jedynie chwyt marketingowy. Ja na Kanarach z takiego supermarketu miałem wszystko, chleb, jogurty, warzywa i owoce który miały zaledwie obicie lekkie na skórce!! Miałem nawet torty, ciasta a nawet lody MAGNUM!!

Dostawałem w jednej z restauracji od dwóch ładnych dziewczyn tam pracujących wieczorkiem kanapeczki z kurczakiem, tuńczykiem itp. Wszystko świeże a nawet ciepłe!! Bo przecież trzeba rano przygotować nowe kanapki ! Dostawałem w warzywniaków ładne owoce i warzywa które normalnie szły by na śmietnik!! Miałem prawie każdego wieczora 3 reklamówki jedzenia! Miałem go tyle, że rankiem kolejnego dnia szedłem i rozdawałem połowę dla biedaków pod supermarketem którzy nie potrafiliby go zapewne ogarnąć tak jak ja! Dzieliłem się połową tego jedzenia z biednymi i żebrakami! Ja byłem w stanie tak łatwo je zdobyć a może innym przyszłoby to z wielkim trudem!

Na Kanarach żyłem prawie za darmo a jedyne pieniądze jakie wydawałem to na browary i jakieś słodycze z tego co pamiętam !

Jeśli jesteś w podróży to możesz pytać w każdym warzywniaku lub targu o takie dary! Warzywa i owoce które są bardzo często w stanie idealnym.

Tutaj w Panamie na tym „mercado abastos” zdobyliśmy za darmo piękne lśniące pomidorki, czerwoną paprykę, pomarańcze oraz przyprawę do gotowania. Wszystko nówka! Nawet jak bym chciał to mógłbym nabrać tego w cholerę i rozstawić się gdzieś na ulicy i zacząć sprzedawać te warzywa i owoce i na pewno znalazłoby się mnóstwo chętnych aby to kupić bo niczym się nie różniły te warzywa i owoce od tych które sam kupuję.


Cały ten czas tak naprawdę czekaliśmy z Olkiem do tego 6 grudnia bo on zapłacił do tego dnia za mieszkanie. Nie dostaliśmy zgody na granie na metrze! Ludzie tutaj w Panamie okazali się być bardzo nie przyjaźni szczególnie w sklepach i na tym „mercado abasto” gdy chciałem kupić kokosy i papaje to nie dość, że podwoili cenę bezczelnie to jeszcze byli wulgarni. Ludzie tutaj jak widać nienawidzą białych. Myślą, że jesteś Gringo z USA i dlatego mają na Ciebie wyrąbane i są nie uprzejmi. A to zapewne z powodu tego iż tutaj przecież w Panamie była inwazja przez Amerykanów gdy była ta cała wojna o kanał Panamski. Całe miasto Panama zostało wybudowane przez Amerykanów. Liczne wieżowce, hotele i apartamentowce oraz mini drapacze chmur robią tutaj wrażenie takiego amerykańskiego stylu. Tak poza tym to nawet Donald Trump tutaj ma swój hotel „Trump Ocean Club” i parę wysp! Dajcie spokój! To zupełnie nie dla mnie takie miasto.

Ludzie stąd Cię nie lubią, miasto zbyt nowoczesne, w metrze ludzie się przepychają niczym bydło. Niesamowity ścisk, tłok, wysokie ceny. Nie da rady pracować na ulicy i grać na metrze bo policja goni, Olek też już tu siedzi prawie od miecha i roboty nie może znaleźć bo jeszcze tu jakiś pozwoleń podobno wymagają.

Jakie jest rozwiązanie? Już oboje wiemy z Olkiem, że 6go grudnia spadamy do Kostaryki za którą już mi się cholernie tęskni.

Jeszcze nawet w ostatnich dniach pobytu tutaj na mieszkaniu miała miejsce jedna bardzo nieprzyjemna sytuacja. Mianowicie tej sympatycznej dziewczynie która sprząta mieszkanie zginął telefon. Już piszę jak to się stało. Gdy ja siedziałem sobie w garażu i pisałem na kompie przyszedł z pracy jeden Wenezuelczyk, po nim drugi ale tym razem Kolumbijczyk i wszedł do mieszkania i zaraz po zaledwie 3 minutach wyszedł. Ja tylko obserwowałem siedząc i pisząc bo nie wiedziałem wtedy jeszcze co się stało. Poszedłem do kuchni a dziewczyna Irina powiedziała, że ktoś jej ukradł chyba telefon bo była w jednym z pokojów sprzątnąć na 3 minuty a telefon zniknął zaraz. Nie może go znaleźć także na pewno nie ma go na mieszkaniu. Poza tym nie tylko zniknął jej telefon ale też drugi który dostała od właściciela mieszkania jako służbowy. Dzwonili oni na ten numer aby może zadzwonił i się odnalazł ale okazało się iż telefon został wyłączony. Także ktoś go na pewno zabrał i wyłączył. W tym momencie zaskoczyłem co się stało i przypomniałem sobie tego gościa który tu mieszka i wrócił do mieszkania na chwilę zaraz wyszedł. Powiedziałem że był on jedyną osobą która wychodziła na zewnątrz. Za jakieś 15min wrócił z fajką, wszyscy już na niego dziwnie popatrzeliśmy. Zapytali oni czy nie widział telefonu Iriny bo zginął gdzieś i zapytali gdzie wyszedł ? On powiedział, że po fajkę bezczelnie kłamiąc. Powiedziałem wprost że był jedyną osobą która wychodziła z mieszkania i dziwne, że telefonu nie ma a ona akurat wychodził. Podszedł do mnie i zaczął coś się do mnie pluć i burzyć, że go oskarżam o to. Wstałem też i powiedziałem iż lepiej żeby się uspokoił i nie ma prawa do mnie wyklinać. Zgasiłem go tym i usiadł i coś tam się tylko czwaniaczkowo uśmiechał i udawał debila. Tym samym upewnił mnie że to on go ukradł i bezczelnie kłamał i to przy płaczącej Irinie. Przyjechał właściciel i powiedziałem mu co zaobserwowałem siedząc w garażu i kto jako jedyny wychodził z garażu, oczywiście nie miał o żadnego telefonu przy sobie bo na pewno go gdzieś schował na zewnątrz. Irina zapłakana wyszła z mieszkania i poszła do domu to był jej ostatni dzień w pracy tutaj bo znalazła nową robotę! Na zakończenie pracy ten frajer z Kolumbii ukradł jej telefon.

Jakoś tak się potem złożyło, że jeden z lokatorów wyszedł z mieszkania na ulicę i znalazł telefon w doniczce zaraz przy domku!! Właściciel mieszkania od razu skontaktował się z dziewczyną i pojechał jej wręczyć telefon. Ten drugi telefon się nie znalazł ale jednak cała historia zakończyła się szczęśliwie bo dziewczyna odzyskała telefon! Potem przez messengera podziękowała mi ładnie za to jak się zachowałem i stanąłem w jej obronie i w ogóle za to iż zauważyłem tego gościa wychodzącego z mieszkania bo gdybym tego nie widział to nie wiadomo byłoby nic co się stało.


Wszystkie znaki na ziemi i niebie wskazują na to że trzeba stąd spadać i nie mamy zamiaru mieszkać ze złodziejem pod jednym dachem. Poza tym nie ma roboty i tak to nic nas tu nie trzyma. Nie opłaca się tutaj zostawać na dłużej i marnować czasu i pieniędzy i jak widać nerwów też.


metro w Panamie

Drapacze chmur - w tym gdzieś jest tam hotel Donalda Trumpa !

Mos na stacji Albrook gdzie niestety nie mogliśmy zarabiać grając bo goniła nas policja i straszyła mandatami :/

6 grudzień 2016 Wtorek „Ruszam z Olkiem do Kostaryki :) ”


Pakujemy się rano, oddajemy klucze właścicielowi mieszkania i ruszamy w drogę. Idziemy na stację metra gdzie o tej godzinie rano jest tyle ludzi, że upychamy się jak bydło środku. Co z tego, że Panama ma metro jak nie ma w nim w środku zupełnie miejsca w godzinach szczytu a ludzie przepychają się niczym szaleńcy aby się z niego wydostać potem. Wysiadamy na stacji albrook i żegnamy znajdujący się na nim most gdzie niestety nie udało nam się zarabiać. Ustaliłem, że stopa zaczniemy od miasteczka La Chorrera gdzie jest stacja benzynowa na której zatrzymują się auta jadące na północ kraju.

Wsiadamy do tzw” chicken bus” czyli starego amerykańskiego szkolnego autobusu. Bilet kosztuje 0,90$ do La Chorrera gdzie dojeżdżamy po ponad godzinie. Autobus podjeżdża pod samą stację gdzie chciałem dojechać. Tam na stacji pytamy kierowców o transport na północ a najlepiej do miasta David z którego już nie daleko do granicy z Kostaryką. Znalazł się jeden kierowca ale chciał żeby mu płacić jakieś pieniądze za transport także zrezygnowaliśmy.

Olek ustawił się przy drodze z kciukiem wystawionym i próbował łapać stopa tam a ja czekałem na podjeżdżające auta na stację i pytałem kierowcę. W końcu trafił się jakiś gość z wypasionym pickupem i powiedział, że jedzie do miasta Santiago i może nas tam zabrać. Wrzuciliśmy więc plecaki na pakę, wsiedliśmy do środka wszystko full wypas, skóra, gps, automatyczna skrzynia biegów – dawno takim ekskluzywnym autem nie jechałem. Mało tego dostaliśmy po coca coli w puszce od kierowcy. Facet gadał z nami w większości po Angielsku bo Olka Hiszpański strasznie kaleczy także aby wszystko dobrze zrozumieć to przeszliśmy na inny język.

Dojechaliśmy do tego miasta Santiago i kierowca wysadził nas na stacji benzynowej w mieście która podobno jest najlepszym punktem do łapania stopa. Zgłodnieliśmy i posililiśmy się pieczywem z masłem orzechowym a potem po raz kolejny przyszło nam łapanie stopa. Ja ponownie na stacji zagadywałem ludzi a Olek przy drodze z kciukiem. Minęły już ponad 2 godziny a my wciąż nie załatwiliśmy żadnego transportu. Potem jakoś po 3 godzinach podjechał jakiś facet z brodą nowym małym autem suzuki z jeszcze ofoliowanymi siedzeniami. Powiedział, że jedzie do samego miasta David i może nas zabrać ale tutaj znowu nie miła niespodzianka bo chciał nas skasować za przejazd. Mówimy, że jeździmy autostopem i nie płacimy za transport a gość na to że niby on to rozumie bo sam podróżował ale moglibyśmy coś odpalić. Pytam Olka co i jak bo kierowca zgodził się na 5$, za nas obu dobra jedziemy.

Potem gdzieś na trasie zatrzymała nas policja za prędkość kierowca wystrachany, że będzie mandat ale jakoś wybłagał i nie dostał. Nasz kierowca należy do klubu motocyklistów czy raczej harlejowców i opowiadał mi jego historię. Nawet miał dziewczynę z Polski która tu przyleciała do Panamy i prezentowała jakieś tańce ludowe których on nazw nie zna i o dziwo nawet imienia tej Polki. Z jego opowieści wynikało iż dziewczyn miał tak dużo iż w sumie nie dziwne iż nie pamięta ich imion.

Dojechaliśmy do miasta David już po zmroku jakoś ok 19:00 i kierowca nam zaproponował, że jak nie mamy gdzie się przekimać to możemy rozbić namioty za klubem harlejowców i jest tam spoko. Zadzwonił do znajomego i zapytał o zgodę i możemy tam się udać. Gdy się z nim żegnaliśmy to powiedział, że żadnej kasy za przejazd od nas nie będzie brał jednak i wyjaśnił taksówkarzowi gdzie ma nas zawieźć.

Jesteśmy pod tym klubem harlejowców i wita nas typek co tam za ochronę robi, pokazał nam miejsce gdzie możemy się rozbić i zawinął się do domu. Olek poszedł do sklepu kupić jedzenie na kolację którą zjedliśmy sobie a potem ładnie z tyłu budynku rozbiliśmy nasze 2 namioty na posadzce pod dachem. W razie jakby padało to mamy ochronę przed deszczem.


7 grudzień 2016 Środa

nasz kemping z tyłu klubu harlejowców

symbol klubu harlejowców - strach się bać

Wstajemy rano, myjemy się i składamy namioty. Nocka minęła bardzo spokojnie bez problemów żadnych, po śniadanku ruszamy w drogę do centrum miasta. Tam zatrzymujemy się przy Maku aby skorzystać z neta bo Maniek chce się z nami spotkać. Ustalamy miejsce docelowe czyli plaże w miejscu Uvita w Kostaryce po Stronie Pacyfiku. Kupujemy busa do granicy za 2,10$ do przejścia w Paso Canoas. Wysiadamy i idziemy najpierw do okienka aby dostać pieczątkę wyjazdu z Panamy i idziemy na zakupy do supermarketu i tam kupujemy makarony, 3 puszki sardynek, ogórka oraz cebulę na ten kemping na plaży. Ja mam kartusz gazowy także spoko.

Idziemy do granicy po stronie Kostaryki i tutaj zaczynają się problemy!

Strażniczka w okienku żąda ode mnie okazania biletu, że opuszczam kraj. Bez tego nie wjadę! Mówię z oburzeniem, że jakiego biletu wcześniej tu wjeżdżałem i nikt ode mnie żadnego biletu nie chciał. Babka coś tam zagadała do kolegi i on do nas z Olkiem, że mamy się ustawić na bok. Czekamy i już wkurzeni, że mamy przesrane i będą problemy.

Wkurzyłem się strasznie, że żądali jakiś bilet wyjazdowy z kraju, mam im okazać kiedy wyjeżdżam z Kostaryki bo inaczej mnie nie wpuszczą. W ogóle to jest jakieś nie zgodne z prawem bo to nie jest wyspa gdzie żądać mogą takiego czegoś. To jest normalny ląd i ja podróżuje po lądzie. Maniek chciał przekraczać granicę z Kostaryki do Panamy na północy kraju i powiedzieli mu jeszcze gorzej jakieś brednie!! Żądali biletu lotniczego!

Strażnik wpuszcza nas do środka i pokazuje jakieś dwa papiery i każe podpisywać. Ja pytam co to jest bo nie będę podpisywać nic dopóki się nie zapoznam z tego treścią chyba gościa porąbało, że mu podpiszę w sekundę jakiś dokument ! On się wkurza i wychodzimy z nim na zewnątrz i prowadzi nas do granicy z Panamą. Mówi po drodze, że mamy mu pokazać bilet wyjazdowy z kraju bez tego nie wjedziemy. Tam w biurze po Panamskiej stronie oddają nam paszporty i teraz zastanawiamy się jak kupić bilet na autobus przekraczający granicę. W końcu udaje nam się to załatwić i kupujemy bilet autobusowy z Kostaryki z San Jose do Panamy miasta David. Przychodzi nam zapłacić 21$ za to!! Bilet można wykorzystać podobno przez 3 miesiące.

Idziemy z powrotem do okienka granicznego i tym razem babka nie robi problemów i wbija pieczątkę wjazdową. Na reszcie jesteśmy Kostaryce bo licznych problemach w Panamie i tu na granicy czego po Kostaryce w życiu bym się nie spodziewał. Podobno taka sytuacja ma teraz miejsce, że trzepią ludzi i utrudniają im życie bo jest pełno tutaj nielegalnych imigrantów z Afryki, wcześniej byli Kubańczycy także może jakieś przepisy zaostrzono!

Olek udający, że autostopuje :)

Ustawiamy się przy drodze i łapiemy stopa do miasteczka „Ciudad Nelly'” gdzie łapiemy kolejnego o dziwo z Kobietą do samej Uvity gdzie mamy spotkać się z Mańkiem i jego koleżanką.
Idziemy szukać drogi do plaży i weszliśmy w jedną ze ślepych uliczek gdzie nie mogliśmy przejść z powodu dużej rzeki ale za to przywitał nas kolorowy tukan. Potem z powrotem do drogi głównej i dotarliśmy do właściwego wejścia. Poszliśmy do centrum wioski gdzie ogarnialiśmy wejście na plażę ale jakiś chłopak powiedział nam, że tamto jest płatne i zna inne i polecił nam abyśmy szli do przystanku autobusowego i za nim skręcili w prawo. W międzyczasie skontaktował się ze mną Maniek przez neta i powiedział, że dojechali do tego miasta Dominical ale to kawałek stąd. Powiedziałem żeby cisnęli tutaj do nas. My w międzyczasie poszliśmy na ten przystanek autobusowy gdzie ugotowaliśmy sobie kolacyjkę, makaron z sardynkami i oliwkami oraz cebulą. Maniek napisał, że są w tym Uvita to powiedziałem iż spotkamy się na boisku piłkarskim. Poszedłem po nich i przyszli z plecakami – Maniek czyli kolejny rodak z Polski oraz jego koleżanka Juanita. Poszliśmy na przystanek a stamtąd po napełnieniu butelki z wodą poszliśmy w kierunku plaży. Niestety rozpadał się deszcz i schroniliśmy się w otwartym garażu na jednej z hotelowych posesji po uzgodnieniu z właścicielem. Kolejne gotowanie tym razem Maniek z koleżanką. Potem ruszyliśmy do tej plaży i znaleźliśmy świetne miejsce na kemping pod uschniętymi palmami kokosowymi także nam nie spadnie kokos na głowę w razie czego. Rozbiliśmy nasze 3 namioty i pogadaliśmy trochę tylko tak naprawdę bo jakieś komary czy muszki zaczęły nas straszliwie gryźć. Jeszcze poszliśmy z Olkiem się wykąpać w oceanie o świetle księżyca.

przywitał na przepiękny tukan


schronieni przed deszcze pod dachem hotelowego garażu - Olek, Ja oraz Maniek wraz z koleżanką


8 grudzień 2016 Czwartek

Rankiem obudziłem się na magicznej plaży, gdzie widniały skały wystające z oceanu, po lewej stronie zauważyłem już te ogromne jaszczurki – iguany wygrzewające się na słońcu na drzewie obok. Dorwałem aparat oczywiście i zacząłem cykać fotki i kręcić filmy bo udało mi się podejść do nich bardzo blisko i nie płoszyły się wcale. Gdy się przesuwasz bardzo wolno albo czołgasz bez gwałtownych ruchów to jest duża szansa na zbliżenie się do zwierząt.

Potem powstawała cała ekipa i każdy sobie przyrządzał śniadanko swoje. Następnie totalny relaks na plaży ja z iguanami, Maniek gdzieś poszedł z koleżanką. Potem wygrzewałem się na słońcu i kąpałem w oceanie oraz surfowałem na klatce piersiowej tak jak lubię. Olek też trochę podłapał nawet technikę moją do tej niesamowitej zabawy.

Po obiedzie poszliśmy z Olkiem do tego sławnego punktu „cola de ballena” czyli ogon wieloryba który jest specyficznym punktem. Otóż z lotu ptaka wygląda on dokładnie jak ogon czyli tyla płetwa wieloryba. Jest to naturalny twór połączony z brzegiem plaży wąskim przesmykiem z piaskiem oraz ten cały ogon tworzą skały! Coś niesamowitego! Potem zaczęło padać także wróciłem do namiotu. Wszyscy już pozamykani w nich siedzieli. Ja natomiast postanowiłem wykorzystać deszcz i obmyć się z soli bo wcześniej się kąpałem w oceanie. Także do namiotu wchodzę czyściutki. Potem na kompie odpalam film gdy na zewnątrz cały czas pada.

taki kemping !!

przepiękna plaża w Uvita

panoramka

nasz kemping pod palmami

widok po wyjściu z namiotu

iguana

iguana jak dinozaur


tutejszy król terytorium



lustro wody na plaży

jesteśmy na ogonie wieloryba


 Oceanie rozstąp się!! No i się stało ocean z lewej i ocean z prawej można iść po piasku :)


Wszechobecne palmy kokosowe


Ogon Wieloryba - widok z powietrza!! Niesamowite

suszymy nasze namioty i ubrania



9 grudzień 2016 Piątek

Rankiem po śniadaniu w postaci owsianki z papają zaczynamy się wszyscy pakować. Suszymy nasze rzeczy i namioty bo pora ruszać w drogę. Maniek z koleżanką jadą do Panamy a my z Olkiem ciśniemy do San Jose a raczej do miasta Cartago gdzie mieszkam. Olek chyba zostanie u mnie na noc bo ma załatwiony couchsurfing na sobotę u jakiejś klientki z San Jose.

Spakowani opuszczamy piękną plaże w Uvita i idziemy w kierunku do drogi. Prowadzimy z Olkiem potem oglądamy się a Maniek z koleżanką już stopa ogarnęli i to jeszcze przed dotarciem do głównej drogi a jak się jeszcze potem okazało z Polakami złapali stopa. No nic machamy im na pożegnanie. My natomiast mamy kawał do przejścia, dochodzimy do drogi głównej a stamtąd do parkingu gdzie mamy nadzieję złapać stopa. Znalazłem na ziemi 1000 CRC czyli jakieś 2$ dobry początek myślę sobie jednak jak mówią kasa szczęścia nie daje i to racja bo czekamy w cieniu drzewa jakieś dobre 2,5 h a nikt się nie zatrzymuje. Potem jednak ratuję nam dupę facet i nas zabiera jeszcze nie pytałem dokładnie dokąd jedzie ale powiedział w trakcie, że nie daleko alajuela to przy samym San Jose – super!! Nasz kierowca okazuje się być policjantem i jedziemy z nim na sławny most z krokodylami w tarcoles. Most ten jest sławny bo był tutaj Dawid Fazowski i schodził on do krokodyli na dół pod most aby nakręcić je swoim go pro. My z Olkiem jednak na górze mostu bo po zobaczeniu tych bestii oraz ile ich tam było to zrezygnowaliśmy z pomysłu aby tam schodzić to znaczy ja zrezygnowałem bo przed przyjechaniem tam się nad tym zastanawiałem ale potem mi się odechciało. Tak czy siak pierwszy raz widziałem krokodyle w naturze tak i w takiej ilości oraz z tak bliska! Niesamowicie emocjonujące wrażenie!

jeden fałszywy ruch i po tobie - krokodyl już czeka !

bestie - czyli ogromne krokodyle na moście w tarcoles



ptaki jak widać mają wyrąbane i się nie boją :D


prawdziwy Smok


!!



Następnie udaliśmy się z kierowcą do jakiejś mieściny nie daleko miasta san ramon i tam czekaliśmy na jakieś leki które kierowca miał odebrać dla swojego ojca. W międzyczasie wszyscy zgłodnieliśmy i nasz znajomy zaprosił nas na jedzenie u chińczyka czyli ryż z krewetkami. Posileni pojechaliśmy dalej dojeżdżając do miasta san ramon i tam pożegnaliśmy się z naszym uprzejmym kierowcą i kupiliśmy autobus do stolicy Kostaryki czyli miasta San Jose aby być w Catago jakoś przed nocą. Były straszne korki i zanim dojechaliśmy do miasta to już 21 prawie była. W mieście ulewa to taksówkę tanio udało się ogarnąć na terminal autobusowy do Caratgo aby nie łazić po nocy w deszczu poza tym jest niebezpiecznie po zmroku łazić z plecakami i wyglądać jak turysta.

Na dworcu kupiłem tylko jeszcze mleko i kakao i dojechaliśmy do Cartago jakoś po 21:00 musiałem się spotkać z moim kolegą z mieszkania w barze w którym pracuje aby odebrać klucze do mieszkania bo nikogo tam teraz nie ma.

Przyszliśmy i rozpakowaliśmy się i po kubku kakao wypiliśmy, Olek sobie walnął swoją matę na podłodze ja zarzuciłem na łóżko moją moskitierę i poszliśmy w kimę.


10 grudzień 2016 Sobota

Olek dziś zbiera się na ten couchsurfing do San Jose do jakiejś dzielnicy w San Pedro. Pospaliśmy sobie na spokojnie dziś do późna, zjedliśmy śniadanko i obiadek czyli ostanie sardynki oraz makaron które nam zostały jeszcze z Panamy. Olek aby nie targać ekwipunku kolegi to zostawił u mnie na mieszkaniu plecak i rzeczy Maćka który poleciał do USA z Panamy. Potem pojechaliśmy wspólnie autobusem do miasta San Jose i do tego San Pedro gdzie Olek się miał spotkać z Couchsurferką. Przyszła potem i odebrała go. Pożegnaliśmy się i wkrótce się widzimy bo Olek chce też jakąś robotę ogarniać ale nie wie czy na mieście będzie robił tak jak ja czy inaczej. Także odprawiłem bezpiecznie kolegę w ręce koleżanki z couchsurfingu.


Niedługo Święta Bożego Narodzenia – zobaczymy gdzie tym razem i w jakich okolicznościach przyjdzie mi je spędzić :)!


Zapraszam na film relacjonujący te wydarzenia jak zwykle w Full HD:


   



niedziela, 18 grudnia 2016

Gra na didgeridoo i spotkanie Dan'a Flynn'a




20 październik – 20 listopad 2016

W ciągu tego czasu wydarzyło się wiele a może inaczej pozmieniało się wiele moich planów. Zacznę od tego, że jakoś po zrobieniu mojego bambusowego instrumentu Didgeridoo zacząłem na nim praktykować i grać. Jakoś zaraz na dniach gdy wpadłem na pomysł z didgeridoo zjawił się w stolicy Kostaryki w San Jose jeden z najlepszych didgeridoo ' istów na świecie. Ponad to podróżuje on z USA swoim kamperem był w wielu krajach Ameryki Łacińskiej i środkowej. Podróżuje więc on i zatrzymuje się w miastach aby grać na instrumentach didgeridoo które sam wytwarza. 

Gdy zobaczyłem go zaraz po tym jak wpadłem na swój pomysł z didgeridoo nie mogłem po prostu uwierzyć, że ponownie i jak już wiele wiele razy dzieje się to o czym sobie pomyślę. Czuję się jakbym miał wzgląd w przyszłość tego co się wydarzy!! Może niedługo opiszę parę takich historyjek na ten temat jak mi się rzeczywistość materializuje i jak ją tworzę! Wiem, że to magicznie brzmi ale tak to już jest i nie ma w tym chyba nic dziwnego jeśli ktoś wie jak działa ten świat i jak się go tworzy za pomocą własnych myśli. Jak działa energia, jak my wszyscy ludzie na świecie jesteśmy połączeni ze sobą i to iż przypadki nie istnieją! Nie ma przypadków - wierz lub nie ale ja za dużo miałem perfekcyjności w spotkaniu ludzi i za dużo sytuacji idealnie dogranych żeby wierzyć w jakieś przypadki. Tak mogą mówić ludzie którzy są zamknięci w systemie, którzy ogólnie nigdy nie doświadczyli innego stylu życia zamknięci w szklanej kopule i krytykujący to co znajduje się poza nią gdy nigdy sami jeszcze nie byli na zewnątrz i nie wiedzą jak tam na prawdę jest. Jeśli nie byli na zewnątrz to nie mogą krytykować tego czego sami nie doświadczyli. Poza tym nawet nie zdają sobie sprawy ile magii jest poza szklaną kopułą! Oczywiście nie mam zamiaru nikogo przekonywać do czegoś albo kazać w coś wierzyć bo każdy sobie może wierzyć w co chce lub może wierzyć w coś lub nie. Ja po prostu piszę jak jest poza szklaną kopułą :)

Poniżej filmiki jeden mój czyli praktyka gry na didgeridoo oraz profesjonalny didgeridoo 'ista Dan Flynn spotkany w San Jose w Kostaryce :








Najpierw napisał do mnie mój znajomy Maciek Badziak z Pieszyc który podróżuje autostopem wraz z dwójką kolegów Aleksandrem z Bielawy :) oraz Mankiem cała ekipa zwie się „Autostopem Dookoła Świata” oraz ich wyprawę ich monitoruje telewizja Sudecka. Od dłuższego czasu mieliśmy się spotkać także wygląda na to, że wkrótce to nastąpi bo jak się okazało przepłynęli oni z Kolumbii do Panamy przez wyspy San Blas które im polecałem i teraz przyjechali właśnie do miasta Panama aby coś hajsu sobie dorobić. Maciek mówił mi iż byli na ulicy i grali piosenkę komara i zarobili spory hajs. Wygląda na to iż można więcej zgarnąć niż tutaj w Kostaryce. Powiedziałem Maćkowi aby ogarnął dokładnie jak tam sprawy się mają i będziemy w kontakcie.

Ja zastanawiam się co teraz robić czy jechać do tej Nikaragui czy lecieć do Panamy gdzie jest ekipa podróżników z mojego rejonu „Autostopem dookoła świata” chciałem się z nimi zobaczyć no i dorobić sobie na ulicy grając .

Wybór pada na Panamę w poniedziałek opuszczam miasto Cartago i cisnę do podróżników Polaków. W Styczniu chcę wrócić do Kostaryki aby przywitać mojego ziomka Kamila który przylatuje wraz ze swoją rodziną.