piątek, 25 września 2015

Praca w Fortuna i Święto Niepodległości

26 Sierpień - 21 Wrzesień 2015

Postanowiłem zostać trochę w mieście Fortuna i popracować aby zarobić może właśnie fortune ;). Nazwa miasteczka nie bez powodu jest taka bo jest ono chyba najbardziej turystycznym miejscem w całej Kostaryce. Leży u stóp wulkanu Arenal 1633 m który w 1968r po 400 latach uśpienia się w końcu obudził i zginęło 87 osób a w jaki sposób to miało miejsce opowiedział mi właściciel domku gdzie wynajmuję pokój. Otóż ten starszy Pan powiedział, że w 68 gdy erupcja miała miejsce to on mieszkał pod samym wulkanem. Większość ludzi zaraz spanikowała i zaczęła uciekać a to było błędem bo wysunęli się na bardziej otwartą przestrzeń i tak się nieszczęśliwie złożyło, że wiatr przywiał gazy z wulkanu i wszyscy umarli w przeciągu sekund!! Gdy to usłyszałem byłem wielce zdziwiony bo nie zdawałem sobie sprawy iż gazy wulkaniczne tak szybko mogą Cię załatwić! Facet natomiast na pełnym rekaksie pozostał przy samej podstawie wulkanu gdzie żadnego wiatru nie było i dzięki temu mogę dzisiaj z nim rozmawiać. Od 1968r aż do 2010r wulkan nie ustawał w erupcjach i codziennej porcji gorącej lawy spływającej po jego zboczu.
Tak jak już wcześniej pisałem postanowiłem porzucić pracę związaną ze sprzedażą wycieczek dla turystów w której wyczułem emanującą tam złą energię. Skupiłem się na drukowaniu ulotek z masażami które każdego dnia roznosiłem chodząc po miasteczku rozdając przechodniom, w sklepach, restauracjach, salonach fryzjerskich itp. Kóregoś dnia udałem się w stronę wulkanu oczywiście autostopem i dojechałem do gorących źródeł i położonym przy nim hotelu "Tabacon" gdzie w recepcji zostawiłem swoje ulotki w języku Hiszpańskim oraz zaprosiłem pracujący tam personel. Od tego hotelu rozpocząłem wędrówkę na piechotę wstępując do kolejnych ekskluzywnych 5 gwiazdkowych hoteli. Już ok gdy byłem zmęczony zaczęła się straszliwa ulewa a ja bez parasola utkwiłem w przy budce strażniczej ochroniarza hotelu ale zaraz zjawiły się dwie wychodzące z pracy kobiety i zapytałem czy jadą może spowrotem do miasta? Powiedziały mi, że tak i mogę się z nimi zabrać. Gdy jechaliśmy tak lało, że nic nie było widać ale jakoś dojechałem pod supermarket przed miastem skąd złapałem kolejnego stopa już pod sam dom gdzie mieszkam. Dodam, że jak dziś wychodziłem roznosić ulotki to w jednym z pobliskich hoteli niedaleko gdzie mieszkam jego właściciel chciał od razu masaż tak więc wymasowałem jego bolące plecy i policzyłem sobie za to 13 000 colon (91zł) bo tyle tutaj biorę za każdy masaż ale oczywiście cena do negocjacji. W całym miasteczku takie właśnie są stawki za masaże i to te najtańsze bo ceny idą w górę. Ja ustaliłem sobie cenę 13 tysięcy czyli 25$ i tego się będę trzymał ;)

Kolejnego dnia zacząłem tam gdzie skończyłem przy hotelu "Volcan Logde" i oczywiście piechotą w dół wstępując do innych. I na koniec gdy już byłem w miasteczku "Zeta" jakieś 2 km od Fortuna załapałem kolejnego klienta na masaż który chciał oczywiście u siebie w domu. Dostałem najpierw posiłek ryż z tuńczykiem i kurczakiem a potem wykonałem masaż jak to tradycyjnie miało miejsce na łóżku pacienta no bo przecież swojego przenośnego nie posiadam. Pacient zadowolony i wymasowany z użyciem olejku migdałowego i umówił się na kolejną sesję na następny dzień.

Jakieś kilka dni wcześniej miałem jedną pacientkę z bólem stóp - właścicielkę małej knajpy i tak się z nią dogadałem iż obniżę jej cenę za masaż gdy przyrządzi mi obiadek bo akurat mi się zgłodniało straszliwie;). Oczywiście do kompromisu doszło i najadłem się niesamowicie i potem z pełnym brzuchem wykonywałem jej terapię.
Chodząc po miasteczku i rozdając ulotki odkrywałem jego nowe okolice oraz poznawałem wielu ciekawych ludzi i nowych znajomych ale potem stała się rzecz straszliwa. Mianowicie gdy robiłem totalny format swojego telefonu po przywróceniu danych okazało się iż nie mogę aktywować mojego Kolumbijskiego numeru whatsapp bo nie mam roamingu!! Mało tego ten numer z Kostaryki do kontaktu telefonicznego który wydrukowałem na ulotkach okazał się niepoprawny! Był tam jeden błąd którego nie sprawdziłem także wszystkie ulotki które rozdawałem w miasteczku, hotelach, sklepach i ludzią na ulicy były wydrukowane na darmo! Jak mogłem być tak głupi i nie sprawdzić dokładnie tego numeru do dzwonienia przed wydrukowaniem? Straciłem pieniądze, czas i energie przez te 10 dni roznoszenia ulotek zupełnie na darmo! Wkurzony jestem niesamowicie bo być może ludzie dzwonią do mnie ale się nie dodzwonią niestety, no i mnóstwo znajomych na moim whatsapp z Kolumbii też z nimi nie pogadam. Postanawiam używać mojego Polskiego numeru jako whatsapp bo działa mi w roamingu tak więc mogę dokonać aktywacji programu i rozsyłam moim znajomym mój nowy numer whatsapp. Dokonuję też korekty ulotek i następnego dnia ponownie roznoszę po miasteczku Fortuna a gdy ludzie się upominają mówiąc, że już mają muszę wyjaśniać, że to całkiem dwa nowe numery a tamte co im dałem wcześniej aby do śmietnika je wyrzucili.

Spędzam kolejne dni pod supermarketem "Supercristian" gdzie rozdaję przechodzącym osobą ulotki ale nie tylko rozdaję ale też wyjaśniam mówiąc iż jest najtaniej w mieście informując o moich promocjach. Lepiej z każdym człowiekiem nawiązać krótki kontakt czy rozmowę aby wyjaśnić co się oferuje i uśmiechać przy tym  do pięknych dziewczyn i kobiet co oczywiście one odwzajemniają do rozmawijącego z nimi przybysza z dalekich krain. Gdyby tylko rozdawać ulotki i nie poświęcać ludziom chwili na rozmowę to przyniesie to mniejszy efekt dlatego iż nie zwracają na Ciebie uwagi i nie są w stanie Cię zobaczyć i przyjrzeć się Tobie i wiedzieć z kim mają do czynienia.
Pewnego dnia zadzwoniła do mnie Polka - Kinga która mieszka niedaleko miasta Fortuna i też jest terapeutką robiącą akupunkturę. Miałem zapisany jej numer w telefonie bo podarowała mi go pewna osoba jakiś czas wcześniej na mieście. Gdy zadzwoniła więc do mnie Kinga i jak jej odpowiedziałem po imieniu to była wielce zaskoczona. Zainteresowana jest terapią na bark bo odczuwa tam jakieś bóle i postanowiła się ze mną umówić w mieście.

Jakoś za dwa dni ustawiliśmy się przy supermarkecie gdzie rozdaję przechodniom ulotki i ukazała mi się w pewnym momencie kobieta w średnim wieku bardzo sympatycznie wyglądająca, o ciemnych oczach już gdy miałem dać jej ulotkę zaczynając po Hiszpańsku ona do mnie "Cześć Kinga" byłem z miejsca zupełnie zaskoczony bo nie wyglądała mi na Polkę a bardziej jak kobietę stąd. Zaprosiła mnie na kawę do pobliskiej restauracji gdzie pogawędziliśmy sobie i dowiedziałem się, że pochodzi z Głogowa z Polski i mieszkała przez długi czas w USA ale zakochała się w Kostaryce i mieszka już od ok 10 lat w tym kraju wraz ze swoim mężem. Opowiadałem jej o mojej podróży  od ponad 2 lat i 3 miesięcy autostopem po świecie. Mieliśmy zaledwie pół godziny na pogawędkę bo umówiła się z mężem w jakiejś restauracji. W krótce się ze mną skontaktuje w celu terapii.
Podczas kolejnych dni spędzonych pod supermarketem z ulotkami spotkałem pewnego faceta który jest właścicielem Peruwiańskiej restauracji i zapytałem go czy nie ma czasem pracy dla mnie i  od razu  odpowiedział mi "claro amigo mas tarde me llamas y hablamos" co znaczy "jasne przyjacielu zadzwoń do mnie wieczorem i pogadamy". Gdy prawie skończyły mi się wszystkie ulotki już nastała wieczorna pora i zadzwoniłem do Peruwiańczyka i umówiłem się z nim w jego restauracji "Cevivche del Rey" na 19;00 i udałem się tam o tej godzinie. Zobaczyłem ładny kolorowy wystrój restauracji z zawieszonymi tam Peruwiańskimi recznymi wyrobami tekstylii. Zaprosił mnie do kuchni gdzie poznałem gotującą tam młodą kucharkę i patrzyłem jak się przyrządza sosy i smaży mięso oraz ceviche. Potem zapytałem szefa od kiedy mogę zacząć pracę jako pomocnik kuchenny to powiedział mi że od tego piątku i płaci za 8h dziennie i sześć dni pracy w tygodniu 140 000 colonów (983zł) co dwa tygodnie bo tak tutaj się płaci w Kostaryce a nie tak jak u nas co miesiąc więc pieniążki otrzymujemy 15 i 30 każdego miesiąca. Wychodzi na to, że przez miesiąc mogę zarobić ponad 1800zł co w mojej autostopowej podróży przy minimalnych wydatkach i tak jest to majątek no i może ktoś będzie chętny na masaże dodatkowo bo w ostatnich dniach nie miałem pacientów.

11 - 20 Wrzesień 2015 ( Praca w Restauracji Ceviche del Rey)

Czemu tak krótko? O tym napiszę potem a najpierw jak się wszystko zaczęło otóż przyszedłem w piątek ubrany do pracy w długie spodnie, moje buty trekkingowe, czystą koszulkę i z kapeluszem na głowie aby włosy nie powpadały do jedzenia. W pracy spotkałem dwóch kelnerów-barmanów Santosa i Felixa oraz w kuchni dziewczynę Marię i jej koleżankę Marci obie one pochodzą z Nikaragui i już od jakiegoś czasu pracują tu w Kostaryce. W kuchni rozpocząłem naukę czyli patrzenia się jak kucharki przyrządzają posiłki, podawałem im różnego rodzaju miski, robiłem sałatkę, zmywałem sterty naczyń i nauczyłem się robić tzw "kauzę" czyli puree ziemniaczane włożone od spodu do okrągłej foremki z warstwami krewetek, awokado i majonezu które jest przykryte kolejną warstwą puree oraz na wierzchu plasterkiem jajka, czerwoną papryką i oliwkami. Rzeczywiście jak to ma miejce w restauracji smaży się frytki i mięso na starym oleju który jest ciągle podgrzewany i wyłączany przez 11 godzin dziennie przez 7 dni co najmniej! - Masakra.
 Fajnie, że załapałem prace w kuchni bo oferowany jest dla pracowników jeden posiłek dziennie, który przyrządza moja koleżanka a mało tego gdy się gotuje i przyrządza to można sobie podjadać sporo z resztek które zostają na patelni. Tego właśnie mi brakowało chyba - pracy w której sobie można za darmo jeść a że ostatnio mi się schudło to akurat jak znalazł ;).

Odwalałem też  brudniejszą robotę poza kuchnią bo były do oczyszczenia kałamarnice i ośmiornice także po założeniu gumowych rękawiczek czyściłem wnętrzności tych kalmarów co do przyjemnych nie należało ale nawet się ucieszyłem, że teraz przynajmniej wiem jak oczyścić i przyrządzić te tzw. "Owoce morza" które zawsze lubiłem jeść a nawet łowić czasami jeszcze podczas wakacyjnych wyjazdów do Chorwacji. Wtedy tylko łowiłem i wypuszczałem natomiast teraz gdy przyjdzie mi jakieś złowić to od razu powędrują na patelnię ;). Cieszę się z tego nowego doświadczenia kucharskiego. Pomagałem też przyrządzać "Ceviche" czyli te typowe Peruwiańskie jedzenie morskie zmiksowane z rybą i owocami moża które jest przyprawiane sokiem z cytryny pieprzem, solą oraz cebulą.

piękny zachód słońca i widok na wulkan Arenal 1633m który jeszcze niedawna bo do 2010r wyrzucał z siebie lawę !
w kuchennej pracy

jako pijany barman

i z pijanym barmanem

przyrządzam jedzonko

15 Wrzesień 2015 Środa (Święto Niepodległości)

Dziś udałem się na miasto bo słyszałem iż jest organizowana parada z okazji święta niepodległości. Kostaryka w 1821 i wraz z sąsiednimi republikami weszła w skład Stanów Zjednoczonych Ameryki Środkowej. Od 1839 jest niezależną republiką. W 1871 przyjęta została konstytucja Kostaryki, która była później kilkakrotnie poprawiana.

Oczywiście dzień ten jest dniem wolnym od pracy ale nie dla mnie bo ja na drugą mam być w restauracji ale zapewne do tego czasu impreza się już zakończy. Wyszedłem więc na ulice przed 10 rano i udałem się niżej placy głównego gdzie już policja zabezpieczyła drogę  żółtymi taśmami. Na drodze już ustawione grupy uczniów wyposażone w różnego rodzaju instrumenty takie jak bębny, cymbały i przepiękne kolorowe stroje w barwach flagi Kostaryki. Dzieciaki od tych większych do najmniejszych niektóre niosące flagę inne zaś wykonujące tańce. Wygląda to bardzo kolorowo i pięknie i w każdej grupie inny styl odzieży i odmienny również styl muzyki. Postanowiłem nagrać z tego wydarzenia film aby jakoś pokazać to bardziej na żywo i w ruchu. Były też ładne młode dziewczyny pięknie tańczące i uśmiechające się za każdym razem gdy przy nich byłem – tak wszystkie dziewczyny lubią Gringo z Polski J Nawet jeden z małych chłopczyków niosiących te kolorowe parasole zapytał mnie „a to nie Pan proponował masaż mojej mamie?” hahah już mnie tutaj wszyscy znają w miasteczku. Tak więc  święto niepodległości przbiegło bardzo muzycznie i bardzo kolorowo w udziałem pięknych dziewczyn i bardzo pokojowo w dobrej energii bez nie potrzebnych wytykania czyiś win z przeszłości. Dodam, że Kostaryka nie posiada Armii tak więc jedynymi stróżami prawa i porządku jest tutaj policja.

maluchy trzymające flagę Kostaryki

jest i baba jaga !

młode tancerki





Piękne tancerki w barwnych strojach




chronić Ziemię!!

jest i dyrygeny


laski obracające laskami :D !



taki tir prosto z dżungli

Film z wydarzenia:
Przez kolejne dni chodziłem sobie do pracy na godzinę 14:00 i kończyłem po 22;00. Restauracja ta jest położona zaledwie 6 minut pieszej wędrówki od miejsca w którym płacę za pokój. Nauczyłem kucharki przeklinać po Polsku i było bardzo zabawnie gdy jedna z kucharek zaczęła powtarzać Polskie przekleństwa ;). Ryba którą przyrządzamy nazywa się "Corvina" a że "C" w Hiszpańskim to jak u nas "K" tak więc wymawia się "Korwina" ale ja wynalazłem oczywiście lepszą nazwę "Kurwina !" I było genialnie gdy Marci też zaczęła tak ją nazywać ;). Był też w weekend inny dodatkowy kelner który okazał się być Gejem i w ogóle zaczął do mnie tam coś gadać w stylu podrywać mnie kurwa! Ja mu powiedziałem bardzo spokojnie co o tym myślę, że ja to tylko z dziewczynami tylko także może o tym zapomnieć. Do następnego weekendu go nie było go na szczęście w restauracji. Gdy się pojawił zaczął coś tam znowu z tymi swoimi głupimi gadkami to mu powiedziałem, że ma szczęście bo ja jestem akurat spokojny ale też mam swoją granicę wytrzymałości i jak mu dałem do zrozumienia o tym, że w Polsce i w Europie już dawno by dostał po ryju za takie gadki to się uspokoił.

Wyszła taka sytuacja iż kucharki chciały żebym ja pracował po 11 h dziennie tak jak one w kuchni ale ja powiedziałem, że nawet nie ma takiej opcji bo miałem pracować 8h. Poza tym używam mój wolny czas przed pracą na roznoszenie ulotek oraz na spokojne gotowanie obiadku i relaks. Mianowicie szefa nie ma aktualnie a czuje, że kucharki chciałby sobie ulżyć i zaprzęgnąć mnie do dłuższej roboty za którą nikt mi nie zapłaci bo jak przez przypadek mi się wygadała kucharka pierwszego dnia w pracy - właściciel nie zapłacił jej za 3 godziny pracy i to każdego dnia! Takvwięc teraz sobie skojarzyłem i wiedziałem iż nie mam zamiaru robić dłużej niż 8 godzin dziennie. Jak mnie zwolnią to nic się nie stsnie bo tu jest tyle pracy wokół, że zawsze coś się znajdzie a nawet lepszego niż dosyć stresująca praca w kuchni.

Szefa nie było przez ostatnie 4 dni ale przyjechał w Sobotę i postanowiłem z nim pogadać i wyszło na to, że będę pracować do jutra czyli Niedzieli i zapłaci mi za osatanie 5 dni oczywiście bo za poprzednie 5 już otrzymałem.

W niedzielę więc udałem się na ostatni dzień do pracy i wcale nie w takim złym humorze bo wiem, że tak miało być właśnie i akceptuję to z pokorą. Zdaje sobie sprawę, że to tak na prawdę nie ma znaczenia a tym bardziej iż jestem wolnym człowiekiem i mogę pracować sobie gdzie ickiedy tylko zechcę i nic nie muszę. Jak każdy z nas - "nic nie musimy" my tylko sobie wmawiamy do naszej głowy, że coś musimy ale prawda jest taka iż myślimy w ten sposób bo niby nie ma innego rozwiązania. To jest nieprawdą bo wszystko jest możliwe a ograniczenia które sobie sami zakładamy to przez strach który też jest nam wpajany i zaszczepiany przez społeczeństwo, media i nawet najbliższych znajomych. Boimy się, że coś stracimy i chcemy dalej w tym bezmyślnie tkwić nawet jeśli wewnętrznie czujemy się rozdarci, smutni i bezsilni. Nie ma co się martwić przez zmianami związanymi z utratą bo gdy coś tracimy zaraz coś innego zyskujemy i zazwyczaj jest tak, że jest to o niebo lepsze niż poprzednie. Także strachy pod pachy i nie ma co się bać a ruszyć w kierunku który wyraźnie nam podpowiada nasza intuicja i zacząć pozytywne zmiany w naszym życiu ;)
Peruwiańczyk powiedział, że zapłaci mi w ten sam dzień w którym miałem skończyć pracę ale jednak kazał mi przyjść w poniedziałek po zapłatę także przyszedłem w ten dzień ale musiałem pofatygować się dwa razy aby odebrać zapłatę. Praca w restauracji " Ceviche del Rey" - zakończona co i tak uważam za niezłe doświadczenie i nie małą zapłatę w postaci 180$ a że teraz przeliczam wszystko ostatnio na Polskie to wychodzi nie mała kwota. Pora wracać do mojego roznoszenia ulotek na masaże i oczekiwać na klientów ale chcę oczywiście ogarnąć kolejną pracę podstawową a dodatkową mogą być masaże bo jak narazie nie ma chętnych tzn. Byli ale piszę tu o ostatnich dniach, że nikt się nie zjawił.
Kolejne dni spędzam więc pod marketem "Super cristian" mówiąc do ludzi tradycyjnym podrowieniem Koataryki czyli "Pura Vida - czyste życie" lub "Acachete" ;). Zatrzymuję piękne kobiety które uśmiechając się z przyjemnością biorą moje ulotki i wysłuchują co mam do zaoferowania. Fajnie jeszcze byłoby gdyby tak się większość z nich ze mną skontaktowała ;).

22 Wrzesień 2015 Wtorek

Moja przyjaciółka z Australii którą poznałem dzięki mojej pracy z masażami zaprosiła mnie dziś na jakąś kolację którą organizuje jej koleżanka. Spotkałem się z Breen o 17;00 w biurze turystycznym w którym pracuje i poszliśmy do pubu na przeciwko gdzie poznałem jej znajomą o imieniu Taresa. Pochodzi z USA ale już dwa lata mieszka w mieście Fortuna. Czekamy na dwójkę kolejnych znajomych i w międzyczasie pijemy piwko które już wcześniej zakupiłem. Potem gdy podjeżdza dwóch chłopaków ładuję się z dziewczynami na tył i jedziemy do domu Taresy na chwilę gdzie zapalamy fajkę pokoju a następnie jedziemy kawałek niżej do domu kolejnych znajomych. Są tam dwie blondynki - jedna to Pani średnim wieku z USA a druga to Bułgarka Diana z mężem który jest Kostarykaninem. Kobiety rządzą w kuchni i przyrządzają jedzenie a my siadamy na zewnątrz i gawędzimy. Dostajemy wszyscy wino sangrię i popijając cieszymy się pyszną kolacją w postaci sałatki z nachosami oraz zapiekanki z warzywami i serem ;). Potem wychodzi niesamowita sprawa bo tutaj w Kostaryce na Penisa mówi się "Picha" co wymawia się Picza! Jak ja im powiedziałem, że w Polsce Picza to tak się mówi na Pochwę to zapanowała niesamowita radość. Wznosiliśmy toast po Polsku "na zdrowie" i przez cały czas już zapadały co jakiś czas słowa "Picza czy Piczka" hahah tak się ubawiłem a nawet film mi się udało nakręcić z tego wieczoru;

Potem potańczyliśmy trochę ale w kole podtrzymując się wzajemnie no bo nam się już trochę popiło w sumie. Potem na piechotę wróciliśmy z Breen do miasteczka a jej koleżanka ze swoim znajomym. Wieczorek więc był bardzo miły - pyszne jedzonko i miła atmosfera. Jednym słowem - w piczę ten wieczór heheh ;)


domówka

joł

"Smile"






wtorek, 8 września 2015

Dymiący Wulkan Poas, Plantacja Ananasów i Most z Iguanami



13 Sierpień 2015 Czwartek



Ze względu na to, że wszystkie moje rzeczy są mokre postanawiam wysuszyć zarówno ubrania i elektronikę aby nie uległa uszkodzeniu przez tą wilgoć. Rozkładam wszystkie rzeczy na metalowym drążku a buty i aparat na ławce bo właściciel wypuścił dwa psy to mam stracha, że mi wezmą i pogryzą bo już jeden chciał mi zajumać mydło. Słońce grzeje już tak silnie, że chowam się do cienia bo nie mam jakoś ochoty na opalanie i smarowanie się filtrem. Na śniadanie proszę tylko o zagotowanie wody i przyrządzam nietypowo owsiankę z tuńczykiem i sosem sojowym, która wychodzi mi smacznie. A potem jeden z mężczyzn ucina mi liść aloesu i smaruję sobie stopy w miejscu obtarć tym żelem z rośliny. Gdy już wszystko jest suche pora się zbierać na dół w stronę miasteczka aby podładować baterie i ogarnąć internet. Obklejam stopy plastrami i wkładam trochę bandaża do środka po czym ruszam w drogę. W miasteczku jest prawie pusto i wchodzę do jednej z restauracji na piętro gdzie witają mnie trzy młode kelnerki. Pytam czy mógłbym podładować tutaj baterie do aparatu i telefonu po czym od razu dostaję miejsce przy stoliku. Kupuję kawę z mlekiem aby dostać hasło do wifi i spędzam tu czas od 14;00 do 19;00 ładujac baterie i ciesząc się internetem. Już wiem gdzie będę dziś spał bo obok restauracji jest boisko piłkarskie gdzie mam zamiar rozbić namiot. Idę do sklepiku gdzie kupuję bułkę, mortadellę, ciastka i mleko i rozbijam namiot na boisku po czym spożywam kolację;) Jutro ruszam w stronę wulkanów "Irazu i Poas" które znajdują się niedaleko stolicy Kostaryki czyli miasta San Jose.


kemping na ogródku
14 Sierpień 2015 Piątek



Wcześnie rano pobudka na boisku piłkarskim gdzie miałem swój "kemping trenera" i szybko się pakuję, po chwili jestem już gotowy do podróży. Pod sklepem zatrzymuje się samochód jadący w dół tak więc pytam czy mogliby mnie zabrać ze sobą?Facet mnie zaprasza a ja szybko pakuje swoje graty bo skończyłem jeść śniadanie przed chwilą i w minutę już siedzę w aucie na tyle koło młodej dziewczyny. Opowiadam o mojej autostopowej podróży którą tutaj w Kostaryce się nazywa "Ride". Rodzina jedzie na dół do samego San Isidro bo muszą coś załatwić z tą wędrówką na szczyt Cerro Chirripo z którego ja właśnie wróciłem. Mieszkają w San Jose i jak tam będę to zapraszają mnie serdecznie do siebie do domu. Dostaję na drogę od nich kanapkę i ruszam z buta na jedną z oddalonych stacji benzynowych ale tam okazuje się, że większość aut to lokale i postanawiam przejść z buta na ostatnią ze stacji. Tam totalnie brak ruchu i stacja znajduje się po przeciwnej stronie ulicy a więc w zupełnie odwrotnym kierunku do mojego autostopowania. Ustawiam się więc z plecakiem przy drodze i zatrzymuje się za chwilę ogromny tir, wsiadam do środka kabiny i wita mnie godny zaufania kierowca który jedzie przez to miasto do którego zmierzam czyli "Cartago". Sympatyczny facet opowiada mi o tym, że mieszkała pewna Niemka w jego domu wraz z jego rodziną przez okres roku i była to jakiegoś rodzaju wymiana rodzin. Droga pnie się ostro w górę i po jakimś czasie jesteśmy na szczycie tej góry która zwie się "Cerro de La Muerte 3451m" . Kierowca zaprosił mnie do przydrożnego baru gdzie dostałem hamburgera i powerade'a po czym ruszyliśmy dalej tym razem zjeżdzając już z góry. Pogoda jest straszna bo wszędzie pełno chmur a gdy wjechaliśmy do miasta "Cartago" zaczęło potężnie padać. Kierowca miał mnie tutaj wysadzić abym stąd mógł się udać w stronę tego wulkanu "Irazu" lecz z powodu takiej pogody jakoś mi się odechciało. On jedzie do samego San Jose czyli stolicy gdzie mam znajomego którego poznałem na Machu Picchu w Peru i już się z nim kontaktowałem wcześniej, że  na dniach się zjawie. Kierowca daje mi zadzwonić do niego i informuję, że jestem niedaleko i wpadam w krótce. Ricardo wyjaśnia mi abym dostał się do miasteczka Heredia na północ od San Jose bo aktualnie jest na uniwersytecie. Jak się pięknie okazuje mój kierowca właśnie jedzie na załadunek niedaleko tej miejscowości ;). Przejeżdzamy przez kawałek stolicy gdzie akurat panują straszne korki ale udaje nam się dojechać na obwodnicę po której już idzie szybciej i dojeżdzamy do San Joaquim i tam żegam się z kierowcą skąd wędruje na przystanek autobusowy i jadę busem do Heredia. Ricardo powiedział mi, że spotkać się możemy pod "Pizza Hut" tak więc zapytałem w autobusie ludzi gdzie mam wysiaść i odezwali się studenci mówiąc, że idą na uniwersytet i mogę się z nimi zawinąć bo będą przechodzić koło pizza hut. Proszę chłopaka aby dał mi zadzwonić na sekundę bo nie kupowałem tutaj w Kostaryce numeru a mam tylko Kolumbijski whatsapp z którego korzystam. Okazuje się, że mój znajomy jest koło innego pizza hut bo są tutaj dwa ale ja inteligentnie wydedukowałem, że skoro był na uniwerku to będzie niedaleko pizza hut koło uczelni ale jak wyszło był gdzieś w parku ale jednak już po chwili się zjawił mój znajomy z Machu Picchu z którym się serdecznie przywitałem i zacząłem opowieści z podróży w drodze do jego miejscowości. Ricardo mieszka w stylowym domku z ogrodem i 5 psami które zaraz po wejściu zaczęły na mnie szczekać, mój znajomy jak sam powiada wszystkie psy zgarneli z ulicy. Pierwsze co robię po wejściu to idę pod prysznic a potem dostaję obiadek. Zaraz przyjeżdza na skuterze jego dziewczyna z którą się zapoznaję. Ricardo zapewne chce spędzić z nią trochę czasu to ja myślę aby zająć się przygotowaniem informacji na bloga. Dostaję małego notebooka i swój własny pokój gdzie będę spał który należy do jednego z dwóch braci Ricarda ale, że są oni już na tyle dorośli i mieszkają sami to nie ma problemu z wolnym miejscem dla mnie. Jutro w Kostaryce jest Dzień Matki i jako 15 sierpień jest dniem wolnym od pracy! Polacy - brać przykład i czynić to samo i kolejny dzień w roku byłby wolny. Z tej okazji dziś cała rodzina udaję się na kolację bo jutro jeden z braci Ricarda leci do Argentyny tak więc nie będzie możliwości. Wieczorem zapoznaję się z ojcem mojego znajomego wraz z którym jedziemy do miasteczka Heredia do domu w którym mieszkają bracia Ricarda - Mario i Leonardo oraz tam poznaję ich matkę. Gdy wszyscy są gotowi do drogi ruszamy dwoma autami do jednej z restauracji gdzie posilamy się pyszną kolacją z okazji dnia matki. Wybrać mogłem sobie co chciałem a padło na rybkę z ziemniaczanym puree i surówką. Podczas posiłku poszły 2 kolejki piwek "Imperial". Dawno nie jadłem tak dobrego posiłku ale gdy wybierałem potrawę to zauważyłem cenę 8000 Colonów co jest równe 16$ i to jest cena za normalny obiad czy kolację i wcale nie należy do drogich menu - tak właśnie wyglądają ceny w Kostaryce... .



Po kolacji wróciliśmy do domu Mario i Leonarda aby zjeść deser czyli pyszne ciasto. Mąż z żoną tam zostali a ja wsiadłem do ich SUV'a Kia którym kierował Ricardo lecz bez prawka i drogę wskazywał nam Leonardo jadąc na swoim motorze. Potem już z górki bo wyjechaliśmy z miasteczka pełnego uliczek w których można zabłądzić. Po powrocie wszyscy poszliśmy do spania.


Kemping Trenera na boisku w San Gerardo :)

kciuki w górę i pod górę

KaaaaaaBoooooM !!

Autostop z browarami Pilsena

Jakieś tam widoki na San Jose czyli stolicę Kostaryki

Z Moim znajomym spotkanym na Machu Picchu i jego rodzinką (Uroczysta kolacja z okazji dnia Matki)

15 sierpień 2015 Sobota



Dziś Ricardo musiał się skupić na swojej pracy przy komputerze i to samo uczyniłem ja przygotowując informacje na bloga ale walczyłem bardzo długo z komputerem który okazywał się być tak wolny i się zawieszał iż niejednoktrotnie traciłem cierpliwość. Ok godziny 19;00 udaliśmy się na przystanek aby pojechać do San Jose gdzie Ricardo umówił się ze swoją dziewczyną na wieczór. Postanowił pokazać mi trochę miasta nocą więc z buta przechodziliśmy przez liczne place i parki widzieliśmy teatr, muzeum i inne bardzo pięknie wykonane budowle. Po zwiedzaniu skoczyliśmy do jednego z pubów na piwko a potem do McDonalds gdzie zakupiłem 2 kurczakoburgery za każdego płacąc 4,70zł co nie było tak dużym wydatkiem jak się spodziewałem. Zostałem odprowadzony na przystanek przez mojego przyjaciela bo on zostaje na noc tutaj dziś u swojej kobiety także ja biorę autobus za 400 colonów i wracam do domu będąc tam jakoś o 22;30. Jutro rodzice Ricarda zaproponowali mi, że możemy się wspólnie wybrać na wulkan "Poas" na który chciałem się udać. Problemem jest to, że cały czas tutaj pada deszcz i jest pochmurnie także obawiam się iż gówno będzie widać na górze. Mało tego w Kostaryce możemy zapomnieć o tanich biletach wejściowych do różnego rodzaju Parków Narodowych, muzeum i innych atrakcji. Z tego co czytałem bilet na wulkan dla obywateli Kostatyki to wydatek zaledwie 1000 colonów - 2$, dla wszystkich obcokrajowców bilet to 15$ czyli aż 7 razy więcej!! Kostaryka okazuje się być najdroższym krajem z tych które do tej pory odwiedziłem a szczególnie jeśli chodzi o wejściówki i ceny obiadów.



16 Sierpień 2015 Niedziela



Po śniadanku i spakowaniu potrzebnych rzeczy wyruszam z rodzicami Ricardo samochodem w kierunku wulkanu Poas. Wyszło w końcu słońce także pogoda zrobiła się idealna jeśli chodzi o wyprawę ale niestety gdy jesteśmy u zbocza wulkanu zaczyna się wyżej mgła i chmury oraz lekko pada. Podjeżdzamy do punktu kontrolnego gdzie zakupuje się bilety i dostaję bilet o wartości 15$ w prezencie. Po zaparkowaniu samochodu na parkingu ruszamy z torbą wypakowaną owocami, ciastkami oraz wodą do picia. Jest tutaj pełno turystów a raczej są ich tłmumy czego nie lubię i to pomimo tak dupnej pogody. Idziemy asfaltową ścieżką jakieś 400m w górę do punktu widokowego tyle, że wszystko jest we mgle i totalnie nic nie widać tak jak się tego spodziewałem. Czekamy chwilę ale jednak stuacja się nie poprawia to postanawiamy, że pójdziemy sobie ścieżką w stronę jeziorka które tutaj się znajduje a może akurat gdy wrócimy sytuacja ulegnie zmianie jakimś cudem. Na ścieżce spotykamy wiewiórkę która jest już oswojona z turystami i siedzi na małym pieńku oraz podchodzi do ludzi prosząc o jedzenie. Następnie jesteśmy na punkcie widokowym z którego normalnie widać jezioro lecz występuje tu taka sama sytuacja jak przy kraterze czyli mgła. Gdy idziemy dalej zaczyna ulewnie padać, dostaję jeden z parasoli i myślę sobie, że gorzej już być nie może. Wracamy do głównej ścieżki i skrywamy się wraz z innymi turystami w domku z toaletami czekajac jak ustanie padać. Ostatnia szansa na zobaczenie krateru, idziemy ponownie w górę w nadziei, że coś uda nam się zobaczyć i rzeczywiście mgła zniknęła i ukazuje mi się potężny krater z turkusowym jeziorkiem w dole z którego się dymi. Krater ma średnicę 1300m i jest najszerszym na świecie! Wieje wiatr i pada deszcz ale nie ważne bo w końcu udało się zobaczyć ten monstrualny krater znajdujący się na wysokości 2574m ;).



Przemoknięci ale zadowoleni wracamy na dół do budynku wejścia gdzie jest małe muzeum które jeszcze zwiedzamy przy okazji a następnie wracamy do samochodu gdzie się ogrzewamy ciepłym powietrzem bo wszyscy mamy zmarznięte ręce i stopy. Niżej zajeżdzamy do jednej z restauracji gdzie zostaje zaproszony na pyszną i ogromną rybkę z frytkami i surówką. Po wyjściu oglądam kolibry latające przy specjalnych pojemnikach ze słodkim płynem który je przyciaga i konsumują go przez specjalne małe otworki.


omnomomnonomnom





Krater wulkanu Poas


aż czacha dymi !!!
 Po powrocie do rodzice Ricardo idą spać a ja rozpoczynam pracę z komputerem i finalnie udaje mi się skończyć dwu częściowy film o mojej wizycie w największej kopalni szmaragdów na świecie w Muzo skąd pochodzą najpiękniejsze szmaragdy świata;



Youtube;



Kopalnia Szmaragdów część 1 (Polskie Napisy)




Kopalnia Szmaragdów część 2 (Polskie Napisy)






17 Sierpień 2015 Poniedziałek



Rankiem zbieram się do drogi bo zauważyłem, że pogoda się poprawiła i wyszło słońce. Ricardo jeszcze nie wrócił do domu bo powiedział mi, że będzie jakoś dziś wieczorem mnie natomiast wzywa intuicja do opuszczenia dziś tego miejsca i udanie się w kierunku "Muelle de San Carlos" gdzie znajduje się pewien most z tymi ogromnymi jaszczurami - Iguanami. Żegam się z rodzinką która mnie ugościła w swoim domu, nakarmiła wielokrotnie i zapłaciła za wejście do Parku Narodowego na wulkan Poas. Pranie które zrobiłem już wyschło tak więc pakuje je do worka foliowego w plecaku aby nie uległo przemoczeniu w przypadku jakiegoś dużego deszczu. Zostaję odprowadzony na przystanek autobusowy gdzie żegnam się ponownie i miałem jechać autobusem do Heredia aby obrać tą samą drogę co wczoraj na wulkan Poas aby przjechać przez góry i dostać się do tego mostu z iguanami. Stąd gdzie jestem  biegnie główna droga w kierunku wybrzeża Morza Karaibskiego do Limon ale można z niej odbić w moim kierunku potem. Stoją akurat na poboczu 3 duże wywrotki i pytam kierowców którzy coś naprawiają czy mogliby mnie zabrać? Jeden z nich odpowiada iż nie ma problemu to czekam jak skończą naprawiać przewód z powietrzem i idę z jednym z kierowców i wsiadam do kabiny. Przejeżdzam z nim przez góry na drugą stronę i wysadza mnie przy jakiś zajazdach i stacji benzynowej skąd muszę obrać drogę do "Puerto Viejo" ale najpierw kupuję w sklepie 1,5 l wody która kosztowała mnie prawie 2$ bo byłem na tyle inteligenty, że zostawiłem moją 2 litrową butelkę w domu gdzie mieszkałem. Stoję na jakimś parkingu i czekam na swojego autostopa, po jakiś 30 minutach zatrzymuje się facet małym dostawczym z paką wsiadam do środka i okazuje się, że jedzie aż do samego "Muelle de San Carlos" gdzie jadę aby zobaczyć Iguany! Opowiadam mu o mojej już ponad 2 letniej podróży autostopem po świecie. Facet ma na imię Santos i zajmuje się budowaniem domów ma nawet swoją firmę zatrudniajacą pracowników. Zapytałem do tak dla żartów czy nie miałby dla mnie czasem jakiejś roboty? A on powiedział, że jak najbardziej ma i płaci za miesiąc pracy 500 tysięcy Colonów co daje 950$ (3500zł) i do tego płaci za jedzenie i daje miejsce do spania ;). Mówię, że jak wrócę z Meksyku tutaj ponownie do Kostaryki to chciałbym pracować aby podszkolić się w sprawach konstrukcji i zgarnąć hajs na dalszą podróż. Facet serdecznie mnie zaprasza po powrocie i żebym się nie martwił ;). A teraz tak w ogóle to pojedziemy na uprawę ananasów. Dojeżdzamy na firmę "Transunion S.A" która jest liderem tu w Kostaryce jeżeli chodzi o produkcję najlepszych jakościowo ananasów w całym kraju i na świecie! Widać wszędzie pola uprawne gdzie wystają długie zielone liście tych owoców. Potem idziemy do miejsca gdzie wózkami widłowymi przywożą potężne metalowe kontenery z ananasami które następnie są płukane w wodzie i jadą na taśmę gdzie zespół kobiet wyszukuje owoce które nie nadają się do sprzedaży. Potem już po kolejnej taśmie owoce zjeżdzają sobie na pakę samochodu i odjeżdzają aby je przetransportować do Polski ;) Firma ta posiada prawie 3 tysiące hektarów pól uprawnych z ananasami, zatrudnia 1200 osób i roczna produkcja to ok 8 milionów skrzynek z ananasami. W całej Kostarce produkuje się ich niezliczone ilości i są one najsmaczniejszymi i eksportowane na cały świat.


Ananasowa Fabryka

kąpiel ananasów

pola końca nie widać

Ananasowy uśmiech

Ananasowy Traktor

Bo tu w Kostaryce wszystko jest Ananasowe

Santos zaprasza mnie na piwko do przydrożnego baru a potem do kolejnego na pyszny obiad ( ryż z krewetkami i frytkami i kolejne piwko "imperial". Najedzeni jedziemy potem do tej miejscowości "Muelle de San Carlos" i idziemy na ten sławny most z iguanami i rzeczywiście na drzewach tuż obok znajdują się poteżne jaszczury wylegujące na gałęziach. Jest ich pełno a byłoby ich jeszcze więcej gdyby była słoneczna pogoda to wtedy są ich tutaj całe stada. Potem jedziemy na kolejną uprawę ananasów tak dużą, że końca nie widać. Po raz pierwszy jestem w stanie zobaczyć jak rosną ananasy i to najsmaczniejsze na świecie ale aby dojrzeć potrzebują cały rok. Zawsze myślałem, że ananasy to na drzewie czy na jakimś krzaku a one coś w rodzaju naszych truskawek na polach uprawnych. Potem idziemy do małych domków które właśnie konstruuje i tutaj mają mieszkać pracownicy którzy pracują przy polach uprawnych i gdy wrócę z Meksyku to tu będę mógł pracować, mieszkać i wpierdzielać tonami ananasy ;).



prawie jak dinozaur

- siema co tam? - a nic tak se siedzę

- podziwiaj jaki piękny jestem !
Dziś chcę dojechać do tego jeziora Arenal z wulkanem Arenal i tam jakiś kemping sobie zorganizować. Poznaję trójkę pracowników z którymi jedziemy do pobliskiego miasteczka do kolejnego baru napić się "Imperiala", w kolejnym miasteczku odwiedzamy kolejny bar. Dojeżdzamy do miasta "Fortuna" które jak mi mówią moi znajomi jest cholernie turystycznym miastem i cholernie drogim. Wpadli na pomysł abym mógł zostać na noc na gospodarstwie kuzyna jednego z pracowników i znajduje się ono przy samym jeziorze;). W centrum tego turystycznego miasta zatrzymujemy się w supermarkecie i znajomi zakupują 2 zgrzewki "Imperiali". Dojeżdzamy na gospodarstwo, zapoznaje się z facetem który okazuje się być Nikaraguańczykiem i wchodzimy do drewnianej chaty gdzie jemy kolację którą przyrządza mój znajomy i też z Nikaragui. Pijemy kolejne piwka a potem znajomi się zbierają a zostaje dostawszy własny,skromny pokoik z drewnianym łóżkiem z materacem i kocem. Dziękuję za wszystko serdecznie mojemu przyjacielowi Santosowi i mamy nadzieję się zobaczyć po moim powrocie z Meksyku ;).


Film z wulkanu Poas i mostu z jaszczurkami:
https://www.youtube.com/watch?v=UXMeCAtUnoo

Film z plantacji Ananasów:
https://www.youtube.com/watch?v=z0DdJBcIN64



18 Sierpień 2015 Wtorek



We wtorek postanowiłem skupić się na zapisywaniu wapomnień na bloga i spędziłem cały dzień na farmie gdzie cały czas pada. Wieczorem natomiast stała się rzecz straszliwa bo gdy szedłem do łazienki spadł mi telefon i pękł mi cały wyświetlacz i to w takim stopniu, że czytanie i pisanie na nim graniczy z niemożliwym. Postanowiłem się udać jutro do miasteczka Fortuna gdzie w punkcie naprawy będą prawdopodobnie go w stanie wymienić.



19 Sierpień 2015 Środa



Rankiem z moim przyjacielem Jose ruszamy do miasta Fortuna i parkujemy pod supermarketem. Idziemy zobaczyć gdzie są jakieś serwisy telefonów w pobliżu i są jakieś dwa ale oczywiście zamknięte o tej godzinie także muszę poczekać. Potem się rozstajemy bo on wraz ze swoją piłą mechaniczną rusza autobusem do innego miasta w celu naprawy. Po otwarciu sklepu z komórkami pytam się ile będzie kosztowała wymiana wyświetlacza do mojego galaxy trend plus bo facet mi mówi, że 20 000 kolonów czyli 40$. Jestem przerażony bo mam ostatnie 30 tysięcy ale patrzyłem na internecie za ile wymieniają w stolicy to wyszło, że 15tys tak więc dużej różnicy nie ma a do Jan Jose daleko aby tam jechać. Zostawiam swój telefon i Pani każe mi wrócić ok godziny 16;00 i będzie do odebrania. Wracam pod supermarket gdzie rozstałem się z moim znajomym ale jego czerwone auto jeszcze stoi tak więc nie wrócił. Wcześniej przy publicznej toalecie spotkałem pracującą tam sympatyczną dziewczynę i jak się okazało z Nikaragui tak więc w sumie cały czas oczekiwania spędziłem na rozmowach z nią i opowieściach z podróży. Postanowiłem udać się wcześniej i sprawdzić czy telefon jest już do odebrania i jak się okazało o 14;30 już miałem gotowy. Wymienili mi szkło na nowe ale z napisem samsung duos, po zapłaceniu 140zł postanowiłem kupić porządny zamykany pokrowiec taki jak miałem wcześniej i teraz wiem, że głupi byłem i nie zaopatrzyłem się w nowy pokrowiec wcześniej tylko zwlekałem ze sklejeniem starego! No cóż człowiek uczy się na błędach. Zakupiłem w innym sklepie pokrowiec ale za jaką cenę 7000 (50zł) czyli na naprawę i porowiec poszło mi łącznie 190zł! Telefon mam naprawiony i jest git ale  Kostaryka jest tak droga, że jutro uciekam w stronę Nikaragui! Musiałem wymienić w banku moje dolary z Ekwadoru bo w portfelu zostało jedyne 2000 colonów co nawet nie starczy na obiad. Udałem się na wylot miasta i złapałem autostopa na jakieś zadupie skąd motorostopem dojechałem do gorących źródeł "Tabacon". Wstęp jest darmowy także pomimo braku kąpielówek wbiłem do gorącej rzeki gdzie relaksowałem się po nerwowym dniu. Po godzince przyszła pora na powrót także po wyschnięciu złapałem kolejnego stopa busem turystycznym i kierowca zapytał mnie o zawód i inne rzeczy. Gdy się dowiedział o tym, że podróżuję tak długo i jestem fizjoterapueutą to powiedział mi iż ma pracę dla mnie i mogę sprzedawać wycieczki tutystom oraz wykonywać masaże bo niedługo otwiera biuro a na górze salon masażu. Wymieniam się z nim numerem telefonu i jak coś to jesteśmy w kontakcie. Po opuszczeniu samochodu po raz kolejny nie mogę uwierzyć w to, że to już po raz drugi kolejna propozycja pracy tu w Kostaryce ;). Wracam kolejnym autostopem na gospodarstwo i rozmyślam wieczorem co by tu robić i gdzie się udać.

 
tak wyglądał mój wyświetlacz po upadku.....


i love You too


widok od strony jeziora na wulkan Arenal




20 Sierpień 2015 Czwartek



Zadzwoniłem dziś do faceta który wczoraj zaproponował mi pracę w biurze "Jungle Tours" i powiedziałem, że przybędę po południu.



Farma gdzie mieszkam znajduje się na wzgórzu z widokiem na jezioro ale niestety tutaj ciągle pada i zobaczenie czegoś jak narazie graniczy z niemożliwym. Do głównej drogi jest ok 8 minut piechotą ale miejsce jest to na takim odludziu, że gdy stoje przy drodze nikt się nie chce zatrzymać. Postanawiam przejść z buta w stronę jeziora gdzie odpływają łodzie z turystami i po ok godzinie wędrówki drogą w dżungli zatrzymuje się biały turystyczny bus do którego wsiadam i jadę z kierowcą do jakiegoś hotelu volcano lodge i tam muszę wysiąść bo facet skręca. Na ulicy trwają roboty drogowe i wszystkie auta stoją więc korzystam z okazji i już po chwili siedzę w kolejnym turystycznym busie którym dojeżdzam do samego miasta Fortuna. Dzwonie do faceta i informuję, że jestem na miejscu i czekam w Parku a potem na wprosr zauważam to całe biuro "Jungle Tours" i idę pytając o faceta który zwie się Luis. Pracownicy do niego dzwonią i informują, że czekam. Czekam i czekam i nikt się nie zjawia tutaj to wykonuje kolejny telefon jeden z pracowników i przychodzi zaraz po mnie jakiś chłopak i prowadzi w góre miasteczka do tego budynku gdzie remontują. Za jakiś czas zjawia się Luis z jakąś plastykową listwą którą mocują do sufitu. Pytam go o szczegóły pracy bo mi powiedział, że można zgarnąć ponad 1500$ za miesiąc pracy w biurze na sprzedażach wycieczek. Od razu zauważam, że facet to taki cwaniaczek tłumaczyć mu się nie chce i każe mi o wszystko pytać tego chłopaka Davida który prowadzi mnie do biura "Jungle Tours" i tam będę mógł patrzeć jak pracownicy sprzedają wycieczki aby nabyć umiejętności a nawet wyślą mnie na jedną z wycieczek abym poznał trasę i wszystkie informacje. Poznaje ceny wycieczek mniej więcej i oferty jakie posiadają a są to np. Całodzienny trekking do małego jeziorka z krarerze, Rio celeste czyli rzeka o błękitnym zabarwieniu wody, rafting, zjazd na linach, quady, jazda na koniach itp. Zostałem w międzyczasie zaproszony przez Davida na posiłek do lokalnej restauracji. Wieczorem po spędzeniu wielu godzin w biurze mój kolega odwozi mnie motorem aż 20km pod to gospodarstwo na którym teraz mieszkam. Umawiamy się na jutro rano, że po mnie tutaj przyjedzie i pojedziemy do biura. Wracam na gospodarstwo idąc ok 10 min pod górę o latarce. Przyjechałem po 22;00 tak więc Jose i jego ojciec już śpią.



21 - 25 Sierpień 2015 (Szukanie pracy w mieście Fortuna)



W ciągu pierwszych dni wychodziłem z gospodarstwa wcześnie rano aby być w biurze. Jakoś pierwszego dnia czyli w Piątek, Jose zawiózł mnie do miasta Fortuna gdzie zawędrowałem do "Jungle Tours" i spotkałem Davida i oddałem mu jego kask. Zaprosił mnie na śniadanie po którym rozpocząłem edukację odnośnie wycieczek i pod biurem po Angielsku zacząłem oferować turystom wycieczki. Moja praca będzie polegać na sprzedaży wycieczek od którego będzie mi zapłacona prowizja od sprzedaży która wynosi ok 35% od kwoty która zostaje dla biura i nie jest ona jakaś zaskakująca w zależności od ceny wycieczki. Tuż obok znajduje się salon masażu i rozmawiam z właścicielką z którą też się dogaduję, że gdy przyprowadzę tutaj osobę na masaż zapłaci mi ok 25% za wykonany masaż i podobnie gdy chciałbym sam wykonać masaż z przyprowadzoną przeze mnie osobą. Wpadam na pomysł wydrukowania ulotek tak jak to miało miejsce podczas mojej pracy z masażami w Ekwadorze. Gadam do turystów zapraszając do kupna wycieczek i gdy nie wiem co mówić z braku informacji przekazuję pałeczkę kolegom i słuchając jak oni wyjaśniają ofertę. Robię też notatki związane z wycieczkami i cenami. Wieczorem wracamy z Davidem motorem pod gospodarstwo i gdy podjeżdzamy pod bramę na ulicy pełznie ogromny długi chyba na dwa metry wąż!!Szybko zsiadamy z motocyklu i wyciągam moją czołówkę i świecę szukając bestii ale uciekła na trawę dopiero potem widać  jej koniec jak znika w trawie. Co raz mniej jestem przekonany do tego miejsca bo wracam w nocy a z drogi na farmę jest ok 10 minut i może przecież wyleźć mi taki wąż i ukąsić a do miasta jest stąd z 30 min. Podjeżdza Jose już porządnie wstawiony, na siedzeniu sześciopak imperiali. Zapoznaje Davida z Jose - gadamy i oni wpadają na pomysł aby pojechać się napić do miasta Arenal skąd właśnie wrócił Jose. Otwieramy bramę i zostawiamy tam motor mojego kumpla. Potem wszyscy ładujemy się do auta i prowadzi David po drodze obalamy pare piwek i finalnie jesteśmy w Arenal gdzie jest parę barów wbijamy do jednego z nich i dostaję kolejne piwko. Jose tam flirtuje z barmanką a gdy ja podchodzę to mnie przedstawia wbrew mojej woli i kończy się tak, że mam do niej numer whatsapp ale raczej nie mam zamiaru z niego korzystać bo tutaj wszyscy obecni w tym barze prawdopodobnie mają do niej numer. Jutro z Davidem mamy na rano być w pracy w biurze a już jest grubo po północy i chcemy wracać tyle, że Jose nie odpuszcza barmance i nie chce iść także we dwójkę bierzemy go i wynosimy z baru i pakujemy do auta. Prowadzi David i gdy wracamy pod gospodarstwo ja wsiadam za kierownicę i jadę ze śpiącym Jose pod górę na gospodarstwo a kolega na motorze. Potem wszyscy idziemy w kimę.




W sobotę jadę z moim kolegą z rańca do biura ale dziś ciężki dzień bo jestem na kacu.  Po śniadaniu w restauracji za które zapłacił mi David poszliśmy do biura. Wczoraj kupiłem za 2$ tutejszy numer telefonu firmy "Kolbi" którą polecam i po pierwszym doładowaniu za 1$ dostałem promocyjne smsy i 150mb internetu. Wydrukowałem ulotki na masaże które przygotowała dla mnie moja serdeczna przyjaciółka Yennifer z Panamy;).



A wyglądają one tak;

Siedziałem więc i zapraszałem turystów lecz tylko nieliczni byli zainteresowani. Dziś na ulicy będzie organizowany przemarsz studentów wygrywających muzykę a teraz na placu na scenie rozdaje się darmowe jedzenie tak więc idę tam i ustawiam się w kolejce. Biorę dwa talerzyki i zostaje mi nałożona porcja ryżu z tuńczykiem, fasola i warzywka do tego też dwa kubki zimnej oranżady. Siadam w parku i ucztuję podwójną porcją darmowego jedzenia;) Wykorzystuje dużo czasu na roznoszenie ulotek oferując masaże. Potem wracam do biura które znajduje się przy samej ulicy gdzie organizowana jest parada uczniów i oglądam i słucham jak maszerują grając na cymbałach i bębnach wygrywając różnego rodzaju melodie. Gdy ma miejsce ta parada nie ma w zupełności zainteresowania wycieczkami. Wróciłem dziś wieczorem z Davidem pod gospodarstwo. Po powrocie okazało się, że Jose jeszcze nie wrócił także udałem się spać.




W niedzielę rankiem na gospodarstwie Jose oznajmił mi, że muszę mu pomóc z samochodem bo wczoraj pojechał do Arenal i znów się spił i gdy jechał do góry ścieżką na farmę wybiegła krowa i jedno koło jest w rowie i nie może ruszyć. Ja szykuję się do pracy  i potem schodzimy kawałek niżej i rzeczywiście tylne, lewe koło zwisa w rowie, przynosimy betonowe bloki i długi drewniany pal i unosimy podwozie do góry gdy w tym czasie ojciec Jose wsuwa bloki pod koło. Potem mój znajomy odpala i udaje się wyjechać na szczęście i zostaje zawieziony przez niego do miasta Fortuna .

tak to Jose narozrabiał

Wczoraj dogadałem się z kolegą w biurze obok, że go zastąpie dzisiaj i będę oferować wycieczki oraz masaże. Tak więc usiadłem sobie wygodnie na krzesełku i wypatrywałem turystów zachęcając do wycieczek i masaży. Dziś kolejny przemarsz tym razem tańczące konie i jeźdźcy oraz piękne cycate jeźdźczyni. Tłumy ludzi i pięknych kobiet ubrane w skąpe stroje i kapelusze. W miasteczku panuje klimat dzikiego zachodu a ja siedzę w biurze. Prawie nawet udało mi się wcisnąć wycieczkę dwum Chińczykom ale nie podali mi nazwy swojego hotelu a bez tego rezerwacji nie zrobisz no ale,  że Chińczycy nic nie ogarniają to co poradzić. Potem znajomi z salonu masażu mają wyrąbane na prace i rozpalają grilla przed wejściem. Dostaję i ja oraz pijemy wszyscy whisky - Jasia Wędrowniczka i jakąś inną markę której jeszcze nie słyszałem bo chyba tutejsza. Już po chwili się robi weselej rozmawiam ze znajomymi itp. Dzwoniłem do Davida czy będzie mógł mnie dziś podwieźć na gospodarstwo ale mówi, że lipa także idę na dworzec i biorę ostatni autobus który mam o 17;30! Bilet mnie kosztuje 1600 kolonów czyli 11 zł za zaledwie 20km poupadali na głowy tu w tej Kostaryce, że jest tak drogo czy co. Poza tym uświadamiam sobie, że jeśli chce tu pracować to muszę się tu przeprowadzić z tego gospodarstwa bo niemożliwe jest łapanie stopa do miasta i płacenie za autobus. Rozmawiałem z Davidem może pomógłby mi coś ogarnąć. Mówię kierowcy aby zatrzymał się na tym zadupiu gdzie wysiadam, mało tego pada deszcz i w ciągu 10 min wędrówki przemakam do suchej nitki na szczęście węży nie było bo jeszcze tego by brakowało. Gdy jestem na farmie drzwi mi otwiera ojciec Jose i mówi, że on jeszcze nie wrócił. Ja korzystając z pakietu danych w telefonie swobodnie korzystam sobie z internetu.



whisky pijemy i masujemy


W poniedziałek rano wstaję wcześnie, widzę że drzwi do pokoju Jose są zamknięte czyli wrócił. Gdy idę do łazienki na podłodze znajduję nabój od pistoletu i odkładam go na blat kuchenny. Jose coś tam wspominał, że brał udział w wojnie która miała miejsce jakiś czas temu z Nikaragui. Obudził się mój znajomy i gdy otwiera drzwi do pokoju mówi, że rozjebał samochód. Znowu?!! Dziś rano go podnosiliśmy bo koło było w rowie a teraz rozbił całą przednią szybę. Zauważam na jego łóżku damską, niebieską torebkę i pytam czyje to jest i skąd to ma? Mówi mi, że wczoraj pojechał znów do Arenal aby poderwać tą barmankę i gdy z nim jechała mieli wypadek bo on wjechał w ciężarówkę z drewnem i gdy doszło do wypadku dziewczyna wybiegła z samochodu zostawiając wszystkie swoje rzeczy poza tym nie ma on swojego smartfona bo podobno ona wybiegła wraz z nim.



W jednej chwili przyszedł mi na myśl ten nabój od pistoletu który znalazłem przed chwilą na podłodze! Ciąg myśli (Rozbita szyba - damska torebka - nabój od pistoletu) w jednej chwili ogarnął mnie strach i czy na pewno się nic nie stało tej kobiecie? Zaufanie do mojego znajomego spadło do poziomu zera i zapytałem go o stan dziewczyny to mnie przekonywał, że nic się nie stało i zaraz jedzie autobusem do Arenal aby oddać jej torebkę i odzyskać telefon.


Jose narozrabiał po raz drugi ale tym razem przesadził

co z tą barmanką czy jej nic nie jest ???
Idziemy na dół do drogi razem i czekamy na autobus on mnie pyta czy mam zadzwonić do niej bo mam numer przypadkowo ale mówie mu, że nie mogę się dodzwonić nawet nie wybrawszy numeru bo gdyby coś się jej stało mój numer będzie widniał także nie chcę aby mnie z czymś powiązano czasem. Mówię mojemu znajomemu, żeby dał sobie spokój z prowadzeniem po pijaku bo zabije siebie i innych przy okazji. Opowiadam mu iż w Polsce już dawno by mu zabrano prawko. Idę na piechotę gdy przestaje padać bo autobus nie przyjechał ale gdy idę zaraz nadjeżdza i wsiadam. Po chwili autobus się zatrzymuje bo utworzył się jakiś korek i wysiadam aby zobaczyć co się stało i okazuje się, że to ogromne drzewo się przewróciło na drogę. Przyjeżdza straż pożarna i tnie je na kawałki piłą łańcuchową i potem już droga wolna.





Dziś w zupełności postanowiłem roznosić moje ulotki na masaże i chodziłem po sklepach i restauracjach oraz rozdawałem ludziom na ulicy wyjaśniając, że robie najtańsze masaże w mieście i promocje; jak zaproszą klientów obniżam cenę, jak chcą sesję obniżam cenę i za wizytę domową która normalnie jest droższa też obniżam cenę bo pracuję niby w spa i mi płacą prowizję a gdy mam wizytę domową to wszystkie pieniążki są dla mnie i przez to właśnie obniżam cenę. Dzwonię najpierw do tej barmanki gdy już jestem w mieście i pytam czy jest wszystko w porządku? Mówi mi, że tylko ma jakieś zadraśnięcia szkłem z rozbitej szyby - także wszystko git. Chodzę długie godziny po miasteczku i roznoszę ulotki w salonach fryzjerskich, restauracjach, sklepach i rozdając je przechodniom na ulicy. Odpuściłem sobie dzisiaj zupełnie pobyt w biurze i wciskanie wycieczek bo chcę skoncentrować się jak narazie na  masażach. Byłem tam wieczorem i w biurze spotkałem pewnego faceta który tutaj pilnuje w nocy i śpi i zapytałem go czy nie wie gdzie można kupić tanio jakiś pokój na miesiąc? Okazało się, że zna jedną miejscówkę i poszliśmy tam razem w górę miasteczka do jego biedniejszej dzielnicy i tam zapytałem o tzw. "Cabinas" czyli pokój z łazienką ale w jednym okazało się za drogo i poszliśmy na wprost do jednego z domków gdzie na parterze zapytałem pewnej rodzinki o pokój. Wynegocjowałem cenę 50 000 kolonów czyli 370zł i jutro będę mógł się tutaj rano już zjawić. Na wylocie z miasta próbowałem złapać stopa ale nikt się nie chciał zatrzymać i skontaktowałem się z Davidem który powiedział mi, że zawiezie mnie ale dopiero o 23;00 tak więc czekałem na niego do tej godziny. Wróciłem na gospodarstwo wykończony i poszedłem spać.






Wtorek 25 sierpień 2015 ( moje 27 urodziny i to już trzecie w podróży) - Never stop travelling ;) !!



Taki prezent sobie sprawiłem z okazji moich 27 urodzin i postanowiłem się wynieść w cholerę z tego gospodarstwa i zakupić sobie ten pokoik na miesiąc tutaj aby rozpocząć pracę z masażami i może ze sprzedażą wycieczek.



Rankiem pakuje moje wszystkie rzeczy, Jose już poszedł na autobus i mu wcześniej już mówiłem, że będę się przenosić do miasta Fortuna. Żegnam się ze staruszkiem dziękując za gościnę i jedzenie i ruszam już z plecakiem w dół do drogi. Na szczęście nie pada tak więc idę sobie w kierunku miasta Fortuna bo i tak jak narazie nic nie jedzie. Potem mijają mnie jakieś auta ale nikt się nie chce zatrzymać na odludziu a dopiero po godzinie wędrówki staje ciężarówka i wsiadam do kabiny i dojeżdzam z kierowcą pod ten dom gdzie mam zamiar kupić pokój. Witam się z rodzinką tam mieszkającą i babka mówi, że będzie zasłonki wieszała niedługo. W pomieszczeniu które mam okupować jest przedsionek i na lewo jakieś małe pomieszczenie a w pokoju jest tylko łóżko i łazienka. Gdy już rozpakowuje swoje rzeczy wyczuwam, że cholernie tutaj śmierdzi pleśnią i ten materac na łóżku jest nawet lekko wilgotny. Wczoraj gdy oglądałem pokój tego jakoś nie wyczułem teraz w jednej chwili zmieniam zdanie i nie mam zamiaru tutaj spać na tym syfiastym materacu. Powiadamiam tą rodzinę o  sytuacji i mówię że ten materac nadaje się na śmietnik i jest niebezpieczny dla zdrowia. Postanawiam poszukać innego miejsca i z ponownie ze spakowanym plecakiem ruszam kawałek niżej i zauważam całkiem przyzwoicie wyglądający domek z napisem "cabinas" i wchodzę do recepcji gdzie wita mnie sympatyczna kobieta ok 60tki. Przedstawiam się i wyjaśniam sytuację, że szukam pokoju na miesiąc ale za tą cenę 50 tysięcy colonów jak się dogadałem z poprzednią właścicielką. Babka mówi, że normalnie miesiąc kosztuje 75 tys ale ostatecznie po negocjacjach udaje mi się wytargować te 50 tysi. Oglądam pokoik z dużym łóżkiem i wentylatorem. Ściany, sufit i pogłoda drewniane w kolorze oliwy i morskiego zielonego koloru. Łazienka jest na zewnątrz i nawet mają tu wifi także rewelacja w porównaniu z tamtą norą gdzie nie miałem nic poza roztoczami i pleśnią. Wypakowuje swoje rzeczy i rozkładam się w moim nowym apartamencie i jest to pierwszy raz podczas całej mojej podróży gdy płacę jakiś miesięczny czynsz za pokój ale mam nadzieję, że dzięki mojej pracy mi się szybko zwróci. Generalnie cały dzień się obijam i rozkoszuję moim pokojem. Odpoczywam bo ostatnie dni wyjeżdzałem wcześnie rano do biura i wracałem po 22;00 także pora się trochę zrelaksować. Rozmawiałem dziś co najważniejsze ze swoją Rodziną przez skype ;).



Wieczorem wyskoczyłem na piwka z moim kuplem Davidem i oblewaliśmy moje urodziny. Nie miałem ochoty na jakieś imprezy czy szaleństwa lub niewiadomo jakie spijanie się czy coś w tym stylu. Ostatnie dwa świętowania moich urodzin - te pierwsze w Portugalii z przyjaciółmi z Ukrainy i te w tamtym roku z rodzinką w Quechua w Peru należały do spokojnych i postanowiłem również w tym roku tak je spędzić

kraina w której się właśnie znajduję

plac główny z widokiem na wulkan Arenal

moje ulubione !

Trawka, zajawka, miłość i pokój !