sobota, 26 grudnia 2015

praca i Święta 2015



Pierwszego dnia Świąt umówiłem się na spotkanie z Asią – Polską podróżniczką która podróżuje ze swoją córeczką Gają. Dowiedziałem się o niej gdy jeszcze byłem w Kolumbii na couchsurfingu to mi powiedzieli moi couchsurferzy iż zjawiła się u nich Polka podróżująca z córeczką. Z córeczką ? - zapytałem. - No tak z małym dzieckiem i też jeździ autostopem. Od tego momentu chciałem się z nią zobaczyć i dostałem do niej kontakt na facebooka. Skontaktowaliśmy się wspólnie i zaczęliśmy rozmawiać i okazało się iż Asia jedzie na północ w kieunku Meksyku tak jak ja. Gdy jeszcze była w Kolumbii zapytała mnie jak się przedostać z niej do Panamy najlepiej bezpłatniej, ja oczywiście poleciłem jej drogę tą samą którą ja przebyłem czyli łodziostopem przez wyspy San Blas w Panamie z indianami Kuna. Pisała mi ostatnio, że jest w Panamie i na dniach udaje się do Kostaryki niedaleko od Stolicy czyli San Jose bo w Alajuela ok 30 km stąd.

Umówiliśmy się na dziś na godzinę 14.00 pod katedrą w centrum i potem ją zauważyłem i przywitaliśmy się gorąco obejmując i całując w policzek. Obok niej mała prawie 3 letnia córeczka Gaja kręconych blond włosach podobnych do tych u mamy. Asia – bardzo sympatyczna dziewczyna i jest moim najlepszym prezentem na te Święta bo nie ma to jak móc spotkać kogoś z Polski i to w Pierwszy Dzień Świąt – coś niesamowicie przyjemnego. Usiedliśmy sobie pod kopułą w Parku i wręczyłem jej córeczce lizaczka a potem biegała sobie ona wraz z innymi dziećmi bawiąc się.

Asia mi powiedziała iż jest w Ameryce Łacińskiej od 7 maja 2014 czyli tyle co ja bo ja przyleciałem zaledwie 3 dni po niej. Ja do Sao Paolo w Brazylii ona do Limy w Peru.
Na początku wjazdu do Kostaryki chciała stąd szybko wyjechać ale gdy powiedziałem jej o możliwości ulicznego zarobku tutaj w stolicy to zaczęła się zastanawiać nad tym aby tu rzeczywiście popracować. Teraz mieszka u swojej koleżanki w Alajuela i zastanawia się co dalej.Asia to Kobieta niezwykle silna zarówno fizycznie jak i psychicznie bo codziennie nosi na swoich plecach swoją córeczkę 14kg plus 3 kg wagi plecaka i ok 3kg dodatkowego bagażu co daje ok 20kg!

Co najzabawniejsze jest też Fizjoterapeutką tak jak ja :). Zaprosiłem ją i jej córeczkę na pizzę w centrum miasta gdzie mogliśmy sobie zjeść coś ciepłego i porozmawiać na wszelkiego rodzaju tematy! Wiedzieliśmy, że czasu nam niestarczy na wszystko także kolejną część przełożyliśmy na kolejne spotkanie. Co do pracy na ulicy zaproponowałem iż jeśli by chciała to można tu by sobie zarobić w San Jose np. puszczając bańki czy sprzedawać lizaki bo gdy pytała mnie co tu robię w tym mieście to powiedziałem że ja gram na okarynie.Generalnie jak to mówią mieszkańcy Kostaryki "Pieniądze leżą na ulicy" i mają racje bo trzeba tylko wiedzieć jak je znaleźć czyli w artystyczno-muzyczną pracę się wkręcić. Ja w kolejnych dniach planuję odpoczynek i zajęcie się trochę moim blogiem oraz youtube. Także na razie odpoczynek od pracy do której podróżnicy i uliczni artyści chodzą wtedy kiedy chcą :). Spotkanie z Autostopującą Rodaczką i jej uroczą córeczką wypadło naprawdę zaskakująco miło.

Asia z Gają


Dwie podróżniczki

Ja wraz z Asią i jej córeczką a ta druga dziewczynka to nie moja:P


Pizzowo :)

środa, 2 grudnia 2015

Praca w Stolicy Kostaryki część 2


4 Listopad 2015 Środa ( Przedłużenie pobytu w Kostaryce)

Za dwa dni upłynie mi ostatni legalny dzień pobytu w tym kraju a paczka z Polski wciąż do mnie nie dotarła tak więc zdecydowałem się na to iż muszę pojechać na granicę z nikaraguą gdzie będę mógł przedłużyć pobyt. Rankiem zabrałem pożyczoną torbę na ramię z kanapkami i wodą po czym udałem się na mały dworzec autobusowy skąd pojechałem do miasta "Ciudad Quesada" płacąc za bilet 2000 colon  i na dworcu autobusowym czekałem na kolejny do miasteczka "Los Chiles" ktòry kosztował mnie 1800 colon. Zapytałem kierowcy autobusu jak stąd dojść na granicę i powiedział że jest stąd spory kawałek ale on tam zaraz jedzie tylko jak chcę opuścić kraj to muszę zapłacić specjalny podatek zgodny z jakimś tutejszym prawem. W sklepie na rogu przyszło mi więc zapłacić ok 4000 colon czyli ok 8$ za ten ich śmieszny podatek. Dostałem wydrukowane potwierdzenie które mam pokazać na granicy do której po chwili dojehałem tym samym busem.

 Tutaj na granicy zero ruchu drogowego tylko jakieś metalowe baraki w ktòrych znajdują się biura kontroli granicznej. Kobiety strażniczki sprwdziły mi torbę ale nawet zbytnio do niego nie zaglądając co zawsze mnie jakoś spotyka no widocznie dobrze mi z oczu patrzy i ludzie mają do mnie zaufanie a po za tym to nie jest Europa gdzie Cię chcą obszukać od stóp do głów. W okienku otrzymuję pieczątkę wyjściową i przechodzę kawałek dalej na stronę Nikaragui gdzie po raz kolejny prezentuję paszport i tam mi zaglądają do torby tylko. Mówię prosto z mostu, że ja tylko na chwilę bo chcę odnowić pobyt i ostatni autobus mam o 16;30 do "Ciudad Quesada". Jest już 14.20 czyli wyszło na to że podróż zajęła mi 6 godzin tutaj bo wyruszyłem ok 8 rano. Powiedziano mi że muszę być po stronie tego kraju przynajmniej dwie godziny aby móc go opuścić ponownie. Facet zapytał dla mnie czy będzie to możliwe i się zgodzili iż będę zaraz wyjechać. Udałem się do okienka gdzie facet najpierw sprawdził mi temprrature jakimś biometrycznym urządzeniem i potem otrzymałem pieczątkę wejściową ale dopiero po tym jak zapłaciłem kolejny podatek za wjazd do kraju wynoszący 12$! Musiałem zamienić pieniądze z colon na dolary bo zostawiłem w domu u znajomych. Powiedziano mi, że będę mógł opuścić granicę szybciej i wykorzystałem czas na podładowanie trochę baterii i po zapłaceniu kolejnych 2$ opłaty wyjściowej po raz ponowny znalazłem się w Kostaryce otrzymując kolejne 90 dni pobytu ;). Gdy przyjechał autobus zapytałem kierowcy o której godzinie będziemy w mieście skąd będę mógł kolejnym autobusem do San Jose. Okazuje się iż to będzie nie możliwe bo będziemy ok 20.00 a ostatni autobus odjeżdza o 19;00 także mogę zapomnieć o powrocie do domu dzisiaj.
Zastanawiam się co robić i wpadam na pomysł aby zadzwonić do mojego znajomego z budowy i zapytać czy nie mógłbym się przenocować. Odpowiada mi że nie ma problemu i abym wysiadł w "Muelle de San Carlos" i tam mnie odbierze. Po kolejnych godzinach podróży autobusem jestem na miejscu pod sklepem i spotykam się z Santosem i Garrą z którymi się witam i jedziemy wspólnie na budowę gdzie spędziłem miesiąc pracując. Opowiadam iż zarabiam teraz na ulicy grając na okarynie. Witam się z kolejnym kolegą z pokoju Edwinem i po raz kolejny dostaję miejsce do spania na swoim łóżku ;). Na kolację jem banany i ciastka.

Rankiem kolejnego dnia idę do hangaru i oglądam po raz kolejny moje miejsce pracy . Następnie jedziemy do Muelle de San Carlos skąd wracam do San Jose do domu moich znajomych.


łóżko na którym spałem gdy tu pracowałem


z kolegami z pracy


11  Listopad 2015 Środa ( Polskie Święto Niepodległości)

Jakoś 4 dni temu sprawdziłem po raz setny chyba już na internecie czy Paczka z Polski dotarła i okazało się szczęśliwie, że tak. Musiałem natomiast zaczekać parę dni dłużej aby ją odebrać. Udałem się dziś do urzędu pocztowego z upoważnieniem od Ricardo.

Dziś magiczny dzień bo właśnie odebrałem z poczty przesyłkę z Polski!! Po ponad miesiącu oczekiwania w końcu dotarła do mnie do Kostaryki;)!! Dziś święto Niepodległości w Naszym Kraju także z tej okazji "Polskaaaaaa Biało-Czerwoni.... Polskaaaa Biało Czerwooooni!!! "

Polacy bądźmy silni i nigdy się nie poddawajmy ale bądźmy też mądrzy, uprzejmi dla drugiego człowieka oraz wyrozumiali dla innych kultur i wyznań filozofii bądźmy ludźmi świadomymi, bądźmy Wolni, spełniajmy marzenia i pomagajmy spełniać marzenia innym!!!

Dziękuję serdecznie moim Rodzicom, Siostrze i Monice za załatwienie nowej polisy ubezpieczeniowej ;)! A teraz zabieram się za delektowanie słodkościami ;)

Na słodycze składają się ;

Dwie ogromne czekolady w Wedla, rodzynki w czekoladzie, krówki, chałwa waniliowa, toblerone, 2 paczki mentosów czekoladowych, czekolada milka.

Smak Polskich słodyczy na obczyźnie - bezcenny!
Dodatkowo otrzymałem flagę Polski i koszulkę z barwami Narodowymi, nową kartę do bankomatu oraz turystyczną polisę ubezpieczeniową oraz słuchawki audio ;).
Totalnie przeznaczone było mi odebrać paczkę w Polskie Święto Niepodległości !;)


Paczka dotarła!!

Flaga z okazji Święta Niepodległości

omnomnom


11 listopada dniem pracowitym czyli grania na okarynie ciąg dalszy


13 - 15 Listopad 2015 (Couchsurfing)

Zgodnie z tym co obiecałem moim przyjaciołom u których goszczę już ponad dwa tygodnie pora ruszać do kolejnego domu tym razem na couchsurfing o który zapytałem już wcześniej. Jestem ogromnie wdzięczny moim przyjaciołom za to, że mogłem u nich przebywać przez ten czas i poczuć się jak w swoim własnym domu czy jak członek rodziny. Powiedzieli też że pomogą mi jakoś wpłacić te pieniądze zarobione tutaj z moich wcześniejszych prac i tej obecnej z grania na ulicy ponieważ raczej rzeczą niebezpieczną jest podróżować z gotówką a lepiej mieć zawsze pieniądze na koncie niż się obawiać każdego dnia że ktoś je ukradnie. Jest to dobrze znana piramida lękowa typu "im więcej dóbr materialnych posiadamy tym bardziej się boimy o ich stratę".

Robimy wpólne zdjęcia i żegnamy się ale wiemy iż zobaczymy się w któtce bo wyszło na to gdy żegnaliśmy się ostatni raz że miałem być w Nikaragui i leciec na Meksyk a wróciłem i jestem już ponad trzy miesiące w tym kraju który z początku chciałem jak najszybciej przejechać w obawie, że jest bardzo drogi.


Z rodzicami Ricardo - Rosą i Mario

z Ricardo

Pizzowo


Dziewczyna z couchsurfingu dała mi adres pod którym mam się zjawić i jest to koło "Escazu" w kierunku lotniska. Musiałem udać się na przystanek koło "coca cola" i wysiąść przy centrum handlowym "construplaza". Po dojściu pod wskazany adres przywitała mnie sympatyczna dziewczyna o imieniu Karen i pokazała mój nowy pokój. Opowiadała mi o swojej 3 miesięcznej podróży po Europie na którą wcześniej musiała zarobić pracując w New Yersey w USA. Pokazała mi też sporo zdjęć z wypadu. Wieczór spędziłem na rozmowach z nią i jej kuzynką. Powiedziałem iż rankiem udaje się do miasta grać na okarynie i wracam wieczorem.

Będąc na ulicy i grając już około 6 dni wcześniej udało mi się poznać sympatyczną i wibrującą pozytywną energią dziewczynę o imieniu Cinthia. Umówiliśmy się więc iż w tą niedzielę możemy zrobić jakiś wypad poza miasto.

W sobotę po pracy będąc w domu u mojej couchsurferki wynalazłem pomysł aby iść w góry znadujące się tuż obok. Szczyt jest zwany "Rabo de mico - małpi ogon" który sprawdziłem na mapie i aby się dostać na szlak trzeba dojechać do miasteczka San Antonio przy Escazu. Napisałem Cinthii,że tam moglibyśmy się udać na co się zgodziła i jesteśmy ustawieni na jutro rano w centrum Escazu.

15 listopad 2015 Niedziela

Rankiem wyruszyłem na przystanek gdzie złapałem autobus jadący do San Jose i kierowca nie zatrzymał się na przystanku gdzie chciałem i musiałem pojechać kawał dalej aby przesiąść do kolejnego autobusu i złapłacić podwójnie. Cinthia już czeka na mnie w parku w Escazu gdzie się umówiliśmy. Przywitaliśmy się i zaczeliśmy myśleć o tej górze przed nami jak tam się dostać a najlepiej na szczyt "Rabo de mico" 2428m.

 Zaczeliśmy wędrówkę w górę miasteczka i kawałek dalej spotkaliśmy kobietę która powiedziała nam jak dostać się do wejścia na szlak czyli najpierw do miasteczka San Antonio z buta lub autobusem.Wybraliśmy tą pierwszą opcję i udało nam się po drodze złapać stopa którym dojechaliśmy wyżej. Potem wchodziliśmy pod stromą ulicę prowadzącą w kierunku lasu. Na małym gospodarstwie gdzie mieszka rodzinka z Nikaragui zapytaliśmy o napełnienie mojej większej butelki z wodą doszliśmy do momentu w którym skończyła się droga leśna a zaczął pieszy szlak. Powiedziano nam o tym iż są dwa sczyty "Pico Blanco" i "Rabo de mico" o którym myślimy. Zaskoczyła nas schodząca na dół grupka Azjatów gdy posilaliśmy się kanapkami. Następnie sami rozpoczęliśmy wędrówkę ścieżką oznaczoną jakimiś drobnymi, klorowymi taśmami i gdy podchodziłem zauważyłem jak opadłem z sił przez te ostatnie trzy miesiące od czasu zdobycia najwyższego szczytu Kostaryki jakim jest "Cerro Chirripo 3820m". Mało tego teraz bez ciężkiego plecaka na sobie a czuję zmęczenie moich mięśni w nogach aż mi wstyd przy dziewczynie. Nie to że nie mogę iść czy coś ale jest ciężko i dla niej oczywiście też. Wiem,że schudłem i opadłem z sił bo przez te ostatnie miesiące żadnych trekkingów nie robiłem bo byłem skupiony tylko na pracy.

Moja przyjaciółka Cinthia lubi góry i przebywanie na łonie natury tak samo jak ja. Skończyła właśnie studiować biologię i niedługo udaje się do miasta Liberia aby tam robić projekt odnośnie populacji małp które mają problemy z zamieszkaniem tych terenów przez duże nasilenie urbanizacji. Cinthia jest bardzo sympatyczna i z tego co podejrzewam ma tego samego ducha podróżniczego co ja i jak sama mi mówi w grudniu kończy swój projekt i chciałaby też podróżować. Podczas wędrówki pod górę jestem bardzo zainteresowany jej osobą. Informuję ją iż niedługo ruszam na północ w kierunku Meksyku.

Przechodzimy wyżej gdzie rosną jakiegoś rodzaju sosny całe porośnięte mchem i następnie wyżej już zaczyna się tropikalny las deszczowy z dużą ilością roślinności i ścieżką tak wąską gdzie musimy się przeciskać i odgarniać te haszcze.

Potem dochodzimy do momentu gdzie ścieżki rozbiegają się w dwóch kierunkach jedna na prawo jakby biegnąca w dół i druga na lewo. Wybieramy tą na lewo pod górę i kolejne gąszcze roślin i strome podejście. Nie mamy żadnego pojęcia w kierunku jakiej góry idziemy. W pewnym momencie docieramy do płaskiego miejsca jakby na szczycie bo żadnych innych nie widać ale to może też dlatego że zrobiło się pochmurnie. Jest tutaj fajna i miękka niczym łóżko zielona trawa więc z tego względu że jesteśmy zmęczeni odpoczywamy tutaj i jemy kanapki z gotowanym jajkiem i orzechy -  pysznie ;) !

Gdy usłyszeliśmy grzmoty nadchodzącej burzy zaczeliśmy wędrówkę w dół i zaczęło trochę padać i zmokliśmy ale na szczęście nie do suchej nitki a tylko trochę.
W czasie całej wędrówki opowiadam mojej przyjaciółce o swych przygodach.

Gdy już doszliśmy do asfaltowej drogi niżej na poziomie tego gospodarstwa gdzie pytaliśmy o wodę zauważyliśmy przy drodze na trawie leżący smartfon lg z klapką w innym miejscu , płótnianą torbę i kolorowy kij. Z telefonu leciała muzyka a całe to miejsce z tymi rozrzuconymi rzeczami  wygląda jakby kogoś tutaj porwano albo zniknął. Nie wiemy co tu się stało i czyścimy lekko brudny i wilgotny telefon, wyłączam muzykę grającą z internetu i wchodzę w galerię telefonu aby zobaczyć ostatnie zdjęcia  kto jest jego właścicielem.
Ukazuje mi się twarz chłopaka wyglądającego trochę mi na złodzieja i na zdjęciu jest jego twarz z wysuniętym do przodu językiem i lężącym na nim kwadraciku LSD czy kwasu - myślę sobie "no to wszystko jasne dlaczego te rzeczy tutaj leżą zapewne złapał  niezły odlot i zostawił to wszystko ". Zabieramy wszystkie jego rzeczy i idziemy jakieś sto metrów w dół i po chwili zauważamy, że siedzi tam ten chłopak skulony i widząc z daleka swoje rzeczy cieszy się iż mu je zwróciliśmy. Chłopak siedzi pod murem przy jakiejś bramie bez butów w skarpetach, jeansach i bez koszuli i trzęsie się z zimna. Mówię mu aby nigdy więcej nie brał sam kwasu bo może źle skończyć a poza tym zaraz jest ciemno w przeciągu 2,5h i proponuje mu abyśmy razem zeszli do miasta. Ten jednak odmawia i prosi tylko abyśmy mu dali wody do picia i chce być sam i cieszyć się fazą także na siłę nie mamy zamiaru pomagać. Podczas gdy schodzimy niżej jedzie w górę pickup i powiadamiamy kierowcę o sytuacji z chłopakiem. On zaraz po chwili zjeżdza i mówi iż chłopak też mu odmówił przyjęcia pomocy. Zaraz jak na zawołanie wyjeżdza radiowóz policyjny i powiadamiamy ich o sytuacji i okazuje się iż ktoś wcześniej już zadzwonił bo go szukają także wskazujemy im kierunek i sami schodzimy w dół do drogi gdzie jeżdzą auta.

 Autostopem udaje nam się dojechać do centrum Escazu gdzie jemy kanapki siedząc na trawie przy parkingu.Zapytałem już wcześniej moją przyjaciółkę czy nie miałaby gdzie mnie przenocować i dziś podczas naszego wypadu powiedziała że w domu u jej kuzynki mają miejsce dla mnie i nie ma problemu najmniejszego.

Dzwonie do tej dziewczyny z couchsurfingu,  że wracam do domu a ona mówi iż wybyła na jakąś imprezę i nie wie kiedy wraca... . Powiedziała mi wcześniej, że będzie ok 16;00 w domu a ta godzina właśnie widnieje. Nie powiadomiła mnie o tym że wychodzi i jej nie będzie a teraz mam problem aby się dostać do domu i jestem poddenerwowany zaistniałą sytuacją która utwierdza mnie jeszcze bardziej w przekonaniu aby się jutro przeprowadzić do kuzynki mojej znajomej.

Ten wspaniały dzień kończymy w galerii handlowej gdzie tylko idziemy do księgarnii i ja kupuję bułkę na jutro i słodycz z którym dzielę się z Cinthią :). Ponadto postanowiłem, że odwiedzę ją w mieście Liberia gdzie ma do zrealizowania ten swój projekt kończący studia.


pierwsze widoki na miasto w dole



na szlaku

dżungla!

double loki style!!

i takie drzewa rodem z baśni

16 - 25 Listopad 2015

W poniedziałek umówiłem się na mieście z kuzynką Cinthii - Sofią na po południu. Pożegnałem się z moją hostką z couchsurfingu i udałem autobusem do centrum miasta na plac "plaza de la cultura" i przed wejściem do teatru spotkałem z Sofią która jak mi sama powiedziała w drodze na przystanek studiuje medycynę podobnie jak moja siostra. Autobus jedzie w kierunku "Rio azul" do San Antonio gdzie znajduje się jej dom. Gdy jesteśmy na miejscu po wejściu poznaję jej sympatyczną mamę dwa koty i kundelka. Wieczorem poznaję jej tatę i kuzyna i jak się okazuje jej rodzice organizują cattering i nawet pokazali mi zdjęcia z wyprawy statkiem z Panamy do Wenezuelii podczas rejsu którego serwowali posiłki i układali dekoracje na stoły.

Dostałem pokój Sofii i jej łóżko aż mi się głupio zrobiło bo ludzie przyjmują Cię do domu a sami rezygnują ze spania we własnym łóżku ! Gościnność ludzi Ameryki Łacińskiej nie zna granic i tu oto właśnie mam już po raz kolejny tego przykład.

Siostra mojej znajomej skończyła studia medyczne i niedawno wyszła za mąż. Dostałem oczywiście swobodny dostęp do kuchnii i zaproszenie do jedzenia tego to na co mam ochotę ale tutaj się je dużo mięsa. Ja oznajmiłem iż od prawie dwóch miesięcy już zwierząt nie zabijam po przez kupowanie mięsa także aby nie szykowali dla mnie nie potrzebnie jakiegoś dania z tym dodatkiem.

Kolejne dni spędzam na graniu na okarynie na mieście pod sklepem Arenas które jest moim szczęśliwym miejscem. Wychodzę wcześnie rano z domu ok 7;30 aby być na godzinę 8;00 -8;30 pod sklepem i po rozłożeniu kartonu z napisem i pudełka do którego ludzie podarowują monety siadam na krzesełku i rozpoczynam granie na okarynie.

Praca jako uliczny grajek jest chyba najlepszą z możliwych bo każdego dnia się poznaje nowych ludzi zainteresowanych twoją osobą, dostaje dary w postaci czegoś do zjedzenia i picia oraz obserwuje mnóstwo ludzi w tym śliczniutkich niewiast latynoskich! Ludzie gdy wrzucają monety to robią z gracją i schylają się a nawet kładą je do środka a w szczególności dzieci. W Europie o takiej staranności można raczej zapomnieć.
Gram od godziny 8;30 do 16:30 - 17;00 czyli całe dnie spędzone na ulicy ale gra warta świeczki bo zgarniam ok trzech razy więcej co osoby pracujące w sklepach czy restauracjach za stawkę nieco wyższą niż minimalną miesięczną płacę którą ja sam niedawno otrzymałem pracując na budowie po 11 dziennie !! Tak Polacy -  nie ma się czego wstydzić bo najlepsza praca z największą swobodą to ta na czarno i ta w której sami jesteśmy sobie szefami i pracujemy kiedy chcemy. Bo przecież chodzi o to aby być wolnym i mieć czas.Tak jak Ci uliczni grajkowie grający na instrumentach z recyklingu i nawet na didgeridoo wykonanym z plastykowych tub!! prawie jak Hilight tribe!!

filmik:

https://www.youtube.com/watch?v=FFFfP3rcZjA

Policja tutaj mnie zaskoczyła bo grając na ulicy ani razu nikt mi nie powiedział z policjantów abym się zabierał spod witryny sklepowej czy prosił mnie o jakieś pozwolenia na granie na ulicy co ma miejsce w Europie i Polsce! Witajmy w Ameryce Łacińskiej kraju o pełnej swobodzie!!

Walki z policją mają tutaj tylko osoby sprzedające na ulicy jakieś ubrania i elektronikę bo to jest nielegalne. Są też oni bardzo sprytni bo swoje rzeczy rozkładają na chodniku ale na dużym kartonie do którego mają poprzyklejane taśmą rzeczy które oferują i gdy zbliża się policja jeden gwiżdze i zaraz kartony składają się w czterech ruchach i pakowane są do czarnych worków jak gdyby nigdy nic ;).

Raz widziałem jakąś szarpaninę z policji z jednym z handlarzy zaraz pełno gapiów i pojawiły się kolejne patrole policji i zrobiło się zamieszanie.

tutaj link to filmiku:

https://www.youtube.com/watch?v=gApcxJCj-QY

Każdego dnia wieczorem zamieniam kieszeń pełną monet na banknoty w lokalnych sklepach które potrzebują drobniaków. Oddaję też zawsze część dla tych żebrających i wracam do domu będąc zadowolonym z owocnych zbiorów :).

W tych dniach trzyktrotnie spotkałem się również z Cinthią przed jej wyjazdem do miasta Liberia i podzieliłem tą dużą pyszną czekoladą z Wedla którą otrzymałem z Polski - było bardzo słodko ;)! W następnym tydodniu ją odwiedzę także zobaczymy się w krótce.

W kolejnych dniach nastąpiły niesamowite rzeczy i to kolejny dowód na to iż moje myśli i marzenia się spełniają po tym jak sobie o nich pomyślę.

Mianowicie tak jak już wcześniej pisałem gdy pracowałem na budowie wolny czas spędziłem na  czytaniu i oglądaniu informacji odnośnie zdrowego żywienia i rozwoju duchowego. Natrafiłem na informację żeby nie spożywać soli kuchennej a sól Himalajską która posiada w sobie 84 mikroelementy czyli wszystkie jakie są potrzebne człowiekowi do prawidłowego fukcjonowania organizmu ale oczywiście w połączeniu z witaminami, amokwasami, białkami i tłuszczami i dobrym nawodnieniu organizmu. Przez ostatnie dwa dni przeszło mi zaledwie pare razy przez myśl "gdzie ja tu w stolicy Kostaryki znajdę sól Himalajską?" Co się stało? Otóż jakoś kolejnego dnia gdy grałem na mojej okarynie podeszła pewna kobieta i wrzuciła mi monetę - ja uniosłem głowę i patrzę na koszulkę a tam nadruk z napisem "Sól Himalajska" tyle że po Hiszpańsku!! Mówię jej, że jest moim przeznaczeniem i wszechświat mi ją przysłał bo właśnie myślałem gdzie dostanę tą sól. Jak mi powiedziała ona ją sprzedaje i poleciła mi udanie się do sklepiku "macrobiotica"który jest zaledwie dwie przecznice od miejsca w którym gram!!

Tak zadowolony jak dziś dawno nie byłem;) oczywiście po pracy poszedłem i kupiłem pół kilo soli himalajskiej za 3000 colon czyli ok 22zł. Mam zamiar się nią nawadniać czyli rozpuszczać jedną szczyptę w każdych 200ml wody na 1,5 l butelkę wychodzi więc 7 szczypt soli. Picie samej wody wypłukuje dlatego trzeba się nawadniać wodą z mikroelementami a nie samą wodą. Wszyscy piliśmy powerade,gatorade i tego typu wynalazki i mają one smak lekko słonawy prawda? Podejrzewam że jest tam właśnie sól himalajska. Kosztuje on drogo jak na pojemność 500ml to dlaczego nie zainwestować w coś co sami tanio możemy sobie przyrządzić. Aby przyswoić wszystkie 84 mikroelementy trzeba w ciągu miesiąca spożyć ok 1kg soli co często jest niemożliwe dlatego też są jakieś wyciągi z tej soli nazywane "ormus z soli himalajskiej" o których niedawno słyszałem. Poniżej daje link do poczytania o soli.


Mało tego spotykam każdego dnia mnóstwo ludzi z którymi rozmawiam i mianowicie przyszła jedna ładna sympatyczna dziewczyna i zauważyłem u niej na szyi kryształ i spytałem gdzie tu można kupić jakieś? Powiedziała, że mi pokaże jakiegoś dnia jak będzie miała czas. Chyba tego samego dnia gdy padało postanowiłem zjeść kanapki które zawsze szykuje sobie do pracy i przeszedłem na przeciwko sklepu gdzie są schody przynależące do okrągłego budynku z bankomatami. Tutaj spotkałem inną siedzącą dziewczynę i zagadałem do niej i po nawiązaniu rozmowy podarowała mi jeden z ametystów które miała zawieszone na szyi!! Ponownie otrzymałem to o czym myślałem i to tego samego dnia tyle że po południu! Kupiłem tylko od faceta sprzedającego na ulicy zawieszki i bransolety sznurek do którego mi zamontował mój nowy ametyst i widocznie jest mi przeznaczony bo kryształy mają moc ale to będzie na osobny temat.

W Niedzielę zostałem zaproszony przez rodzinkę u której teraz mieszkam na wrotki i z tej okazji udaliśmy się do sali gdzie po raz pierwszy w moim życiu zacząłem jeździć na wrotkach. Na początku było ciężko ale potem już dawałem radę. Miałem kiedyś rolki ale to nie to samo a po za tym od tego czasu to nie jezdzilem z ponad 15 lat także troche minęło. Jeszcze potem drugie zaproszenie na obiadek do restauracji z pięknym widokiem a i zamówiłem sobie to co uwielbiam czyli jukę a mianowicie placki z juki omnomnom.

śniadanko u kolejnej rodzinki z którą teraz mieszkam



wroty widmo

i jakoś wroty bez wywroty i jest git!!


23 listopad 2015 Poniedziałek

Umówiłem się wczoraj z moimi przyjaciółmi z Santa Elena u których mieszkałem ponad dwa tygodnie i powiedzieli mi iż pomogą mi przelewie na moje konto paypal bo powiedziałem im iż wręczę im zarobione pieniądze w walucie CRC czyli Colon o równowartości PLN które mi wpłacą jako darowiznę.  Wieczorem z Mario robiliśmy przelew przez moją stronę internetową przekazując darowiznę w zgodnym przeliczeniu waluty CRC na PLN których po tym wyszło o wiele mniej niż się spodziewałem bo paypal podał bardzo niski rating złotego no i teraz dolar 4zł kosztuje to pewnie dlatego. Do tego po tym jak środki dostałem na moje konto paypal to policzył on sobie 5% od tej transakcji.... .

Po rozczarowaniu jakie przyszło lepiej chyba w sumie jak mam te pieniądze na koncie po chwili niż jakbym miał robić przelew między narodowy i czekać długo a poza tym dowiedziałem się, że tutaj banki nie wpółpracują z Polskimi i trzeba by wysyłać do banku innego kraju najpierw typu Hiszpania czy Niemcy a potem do Polski. Nie chciałem ryzykować to poszło na moje konto Paypal.

Kolejne dwa dni spędzam na graniu na ulicy do wieczora. Jutro śmigam do mojej przyjaciółki do miasta Liberia gdzie będę z nią szukał małp do jej projektu i to zarąbista sprawa bo wbrew pozorom jeszcze nie udało mi się zbytnio zbliżyć do małp w środowisku naturalnym ale widziałem pare razy może lecz grneralnie gdzieś przy drogach. Także teraz będzie okazja na więcej a przynajmniej taką mam nadzieję :).

Praca w Stolicy Kostaryki i Wyjście z Matrix


25 Października - 16 Listopada 2015

Zostałem przyjęty do domu moich znajomych u których już wcześniej mieszkałem przez okres 3 dni. Po zapytaniu Ricardo czy mógłbym przeczekać u nich na odebranie przesyłki z Polski mój przyjaciel bez najmniejszego problemu zaoferował mi pomoc. Aktualnie jestem więc "zameldowany" w małym miasteczku Santa Elena w prowincji Heredia które znajduje się 13 km od stolicy Kostaryki czyli miasta San Jose. W domu jestem z rodzicami Ricardo czyli Rosą i Mario oraz gromadką psów przygarniętymi z ulicy.

Postanowiłem wykorzystać ten czas oczekiwania na przesyłkę i udać się do centrum miasta aby dorobić sobie trochę jako uliczny artysta i pograć na moim instrumencie - drumli.
Pożyczyłem od Rosy małe składane krzesełko, na kartonie napisałem cel zbiórki pieniędzy co zawsze pomaga bo ludzie wiedzą na co zbierasz a tak to myślą, że zapewne na alkohol czy narkotyki. W tym przypadku napisałem to samo co wcześniej na Wyspach Kanaryjakich "para tiquete de avion - na bilet lotniczy" i zabrałem spod sklepu kartonik po butach do którego ludzie będą i wrzucać pieniążki.

Gdy dojechałem już do centrum miasta jakoś przed 8;00 Zacząłem szukać dobrego miejsca z dużą ilością przechodniów i padło na uliczkę kolo urzędu pocztowego prawie na samym rogu z "avenida central" prowadzącą aż do plaza de la cultura. Zastanawiałem się czy nie rozstawić się tam czasemb ale jednak jakoś zrezygnowałem bo za dużo ludzi i szumu a grając na tak cichym insteumencie jakim jest drumla raczej nikt na to by nie zwrócił uwagi.


Pod koniec Drugiego dnia grania na drumli niestety insteument nie wytrzymał i pękł.... :/
Problemem drumli jest to, że blaszka metalowa która odpowiada za dźwięki jest bardzo delikatna i przy tysiącach intensywnych ruchów w pewnym momencie nie wytrzymuje. Tym samym pożegnałem się z moim instrumentem ale udałem się do sklepu muzycznego i kupiłem małą plastykową okarynę przypominającą tą z gry "Zelda" za którą zapłaciłem 3000 kolonów czyli jakieś 20zł.

Przeniosłem się po ok dwóch dniach w miejsce na róg pod sklep "Arenas" dlatego iż w poprzednim miejscu osoby mijały mnie za plecami a teraz siedzę przy samej wystawie sklepu także nikt już nie mija mnie z tyłu.

Poznałem nowych znajomych ze sklepu z ubraniami którzy są bardzo zaciekawieni moją podróżą.

 Gdy gram na okarynie potężna ilość osób się do mnie uśmiecha i po chwili zatrzymuje i wrzuca pieniążki. Ciągle słyszę po Hiszpańsku jak przechodzące kobiety i dziewczyny mówią "ale przystojny.... ale piękne oczy..." uśmiechają się do mnie i oglądają za mną i ja za nimi. Nie ma co ukrywać ale tutaj w Ameryce południowej wszystkie dziewczyny kochają obcokrajowców a w szczególności blondyna z zielonymi oczami i w kapeluszu ;).

Teraz wiem, że chyba nie ma lepszej roboty jak granie na okarynie od godziny 8;00 do 16:30 i podziwianie tłumów prześlicznych latynosek które w dodatku Cię uwielbiają i się uśmiechają ponętnie.

Pełno osób również się pyta mnie czy mnie okradli czy coś? Ja oczywiście odpowiadam że nie ale iż podróżuje od prawie 2 lat i 6 miesięcy autostopem i aktualnie zbieram na bilet lotniczy. A gdzie? Niech to na razie pozostanie tajemnicą.

Ludzie są zachwyceni i podaję im również adres mojego bloga aby mogli poczytać i obejrzeć po przetłumaczeniu na język Hiszpański.

Podczas grania na prawdę można poobserwować ludzi, tysiące osób w przeróżnych strojach, z różnych kultur. No i te dziewczyny które są tak piękne iż czasami muszę wziąć głęboki oddech i wypuszczać długo z płuc. Odnośnie kobiet to chciałem napisać iż jak dla mnie są ideałem bez obrazy dla Europejek i Polek. Kobiety mają tutaj ogromne piersi co jest na porządku dziennym,kształtne pupy i śliczne twarze z prześlicznym uśmiechem. Są zadbane i pięknie ubrane i super gorące. Tak więc jeśli jesteś Polakiem czy Europejczykiem o blond włosach to wpadaj do Ameryki Łacińskiej ;).

Mój znajomy ze sklepu - Alejo wymyślił zarąbistą nazwę odnośnie mojego zarobku na ulicy porównując to do znanej serii gier "Payday";). Każdego ranka mówiąc "Hoy payday madafaka"!!

31 października oczywiście też grałem i jakoś nie było dużo Halloweenowych przebierańców chadzających po ulicach. 

Paliłem też święte ziele i przyszła wola aby spisać to o czym już wcześniej wiedziałem ale jakoś nie było okazji do napisania tego. A jest to co już wcześniej opublikowałem na moim facebooku;


Gram na drumli i zbieram hajs :)

gra na okarynie czyli Zelda w lesie

takie perfumerie gdzie sprzedaje się podróbki :)



"Wyjście z Matrix i osiąganie marzeń"

Na początku chciałem napisać iż za pewne znajdą się osoby które skrytukują to co zaraz napiszę oraz te które się z tym zgodzą w pełni, takie które na ten temat zaczną myśleć i rozważać oraz może nawet takie które już po tym nie będą chciały utrzymywać kontaktu.
Wszystko co tu napisałem nie ma na celu nikogo urazić a wręcz przeciwnie robię to w celu wyrażenia swojego poglądu na pewne tematy i z czystej intencji pomocy dla wszystkich którzy zechcą ją przyjąć.

Zapraszam do komentowania.

Żyjemy w społeczeństwie w którym jesteśmy kontrolowani przez rząd. Działamy jak roboty które są maszynką do robienia pieniędzy. Media takie jak telewizja i internet zmieniające i programujące nas tak jak to nam przekażą. Ograniczając nas np. Przepisami ruchu drogowego który kradnie nam czas z naszego życia. Podróżuje już półtora roku po Ameryce południowej i w każdym z tych krajów ludzie gdy światło zmienia na czerwone i już nic nie jedzie przechodzi na czerwonym nawet jeśli coś jedzie blisko też przechodzi przez uicę.Najlepsze jest to, że policja stoi po drugiej stronie i nic sobie z tego nie robi.
 Nie działa zupełnie zasada pierszeństwa prawej strony i każdy wyjeżdza jak chce. Ludzie są tutaj zmuszani do myślenia gdy chcą przejść przez ulicę czy prowadzić samochód. Jest to młoda kultura i nie dosięgnęła ich jeszcze tutaj tak bardzo sfera konsumpcji i przepisów oraz robotyzacji naszych umysłów. W Ameryce płd zwłaszcza od Peru w górę aż do Kostaryki gdzie aktualnie przebywam, legalnie sprzedaje się pirackie kopie filmów, gier i muzyki co w Europie jest nie do pomyślenia i grozi za to więzienie. Tutaj każdy i wszędzie piraci i jest wolnym człowiekiem i nikt go za nic nie ściga. Jest bida i trzeba jakoś zarabiać sprzedając piraty czy to cukierki na ulicach oraz podróbki elektroniki, ubrania itp. Aktualnie pracuję na ulicy z muzyką grając na okarynie i w tym kraju policja tylko ściąga z ulicy handlujące osoby. Mnie jako ulicznego artystę Policja mija przechodząc obok jakoby mnie w ogóle nie widzieli nie to co mamy w Europie.

Gdy pracujemy na czarno i podatków nie płacimy to przecież rząd nie ma zaraz pieniędzy i grozi nawet za to areszt czy problemy artystów z graniem na ulicy. Tutaj totalna swoboda. Ludzie przyjaznie się do Ciebie uśmiechają i dobrze Ci życzą.
Jeszcze mi się nie zdarzyło podróżując przez ten czas aby popatrzeć się na przykład na kogoś i usłyszeć "na go się gapisz? Chcesz wpierdol "? Nie udało mi się dostrzec tej agresji bijącej  z oczu ludzi i wiecznego szukania bójek i problemów czy dostrzec mnóstwa alkoholików.

Ta kultura nie jest zatruta i przepełniona nienawiścią i przemocą do drugiego człowieka czy maltretowania zwierząt. Latynosi to gorący ludzie o gorących sercach zawsze idący z pomocą. Ameryka Środkowa i Południowa to być może ostatni bezpieczny ląd na naszej planecie gdzie aktualnie nie panują żadne wojny pomiędzy krajami. Są wbrew pozorom jednymi z najbezpieczniejszych krajów do podróżowania ale tylko jeśli będziemy uważać. Jest tutaj bieda niesamowita ale to bardzo często bieda czyni z ludzi szlachetnych dlatego mieszkałem z indianami Quehua u 5 Różnych rodzin które zaprosiły mnie do swoich domów i traktowały jak członka rodziny pomimo braku warunków sanitarnych we wnętrzu domu wszelkie sprawy trzeba było załatwiać na zewnątrz i myć się wodą z wiadra czy ze szlaucha.

Wszystkie z tych rodzin były biedne niektóre miały internet niektóre nie. Rodziny w Peru przeważnie mieszkają w domach z pustaków w stanie surowym aby uciec od płacenia podatków a w wysokogórskich Andyjskich wioskach z błotnych bloków ! Ludzie nie mający prawie nic i żadnych materialnych dóbr a dających tyle dla innych a w szczególności wędrownika którego zupełnie nie znają.

Odbieramy różne telewizyjne bzdury i informacje które większość z nas uznaje za prawdę wzorzec w przebiegającym życiu. Modele i schematy życia które prowadzimy są oparte na silnym fundamencie konsumpcjonizmu i to praktycznie nie ustającego. Mieć więcej i co raz więcej i tak generalnie przez całe nasze życie aż do emerytury bo przecież chcemy sobie zapewnić bezpieczeństwo. Skoro jesteśmy tak bardzo szczęśliwi to czemu wiecznie narzekamy, że tylko ciężko pracujemy od weekendu do weekendu i nie mamy na nic czasu i brakuje nam gotówki czy zdrowia?? Tu teraz trzeba byłoby się zastanowić skoro narzekamy na te rzeczy  to chyba coś tu nie gra i nie jesteśmy tak szczęśliwi jak byśmy chcieli no bo tego czasu wciąż brak.

 Chcemy podróżować, chcemy mieć czas i chcemy być wolni i tworzymy marzenia i chcielibyśmy je spełniać a jednocześnie boimy się opuszczenia "bezpiecznej strefy" konsumpcjonizmu która niczym matka małe dziecko karmi nas z cycka mlekiem i czujemy się złudnie najedzeni i bezpieczni. Skoro mamy jakieś marzenie to nie odrzucajmy go na bok ciągle powtarzając "a to nie teraz może któregoś dnia zrobie to i to i pojade tam i tam" , "fajnie byłoby gdyby ...., ale nie przecież to nie możliwe, trzeba wrócić do rzeczywistości". Rzeczywistość jest tylko taka jaką sobie sami stworzymy.

Nie chcę tutaj pisać aby nie pracować bo jeżeli ktoś ma jakieś marzenie to zrealizowania to musi bardzo często na nie też zarobić i wcale nie musi to kosztować fortuny czy nie wiadomo jak długiej pracy. Ja pracowałem ostatni miesiąc na budowie za 500 zł za 6 Dni pracy po 11 h dziennie a teraz grając na okarynie przez ostatnie 7 dni 2000zł! Tak grając sobie na ulicy po 8h dziennie i wygodnie siedząąc na krzesełku.

 Nam się tylko wydaje, że na podróże trzeba mieć niezliczoną ilość gotówki. Realia są zupełnie inne bo podróż taka jak autostop to droga do spełniania marzeń podróżniczych za grosze i każdy autostopowicz dobrze wie o czym mówię. Nie tylko autostop można rowerem, można pieszo oraz samolotem kupując bilet w jedną stronę bez tych całych hotelowych bzdurnych ofert za tysiące. Wtedy mamy wolność wyboru i zwiedzania, śpimy gdzie chcemy i jemy co chcemy np. Pyszne lokalne dania danego kraju a nie jedzenie hotelowe typu all inclusive. Lecz po co ograniczać się do krótkich wakacyjnych podróżych jeśli możnaby tak było zrobić wielką podróż na przykład dookoła świata.

No nie ma nic prostrzego tylko na początku trzeba przełamać swój strach opuszczenia matrixa. Strach przed nieznanym i tym co nam wmawiano i pokazywano w mediach, że kogoś tam zabili czy okradli. To, że kogoś tam i gdzieś to nie oznacza iż Ciebie też to spotka bo każdy z nas jest inny i to że jakiegoś turystę zabili czy porwali to dlaczego miałoby Cię to samo spotkać? Może szukał narkotyków, może prowadził ciemne intersy z mafią albo kradł czy robił cokolwiek innego ze złych rzeczy trafiając na tarapaty. Znasz tego człowieka? Nie znasz. Jeśli Ty nie będziesz szukał kłopotów i utrzymywać optymistyczny stan umysłu i wiarę w siebie, czynić i życzyć innym dobrze nic złego się nie stanie. Jaką energię wysyłasz taka sama do Ciebie wraca.

 Wracając do spełniania marzeń to gdy pojawi nam się jakieś marzenie w głowie to powinniśmy częściej o tym myśleć i najlepiej minimum 30 min każdego dnia tworząc sobie wizualizajcę naszej osoby w przyszłości która dane marzenie już zrealizowała i się nim cieszy. Ważne jest aby dziękować za to iż to już się wydarzyło. Czuć zapach np. Plaży czy jakiegoś innego miejsca i to szczęście nas ogarniające. Można sobie po zamknięciu oczu wizualizować drugą osobę np. Gdy zachorowała nieszczęśliwie i wyobrażać sobie ją w stanie uzdrowienia czy wyzdrowienia i najlepiej polecić jej to samo aby sobie praktykowała. Można zastosować również niniejszą technikę w celach zarobkowych czy zmiany stylu życia na jakie chcemy. Więcej informacji na ten temat znajdzie się w książce "Sekret" autorki Rhonda Byrne. Oraz pod hasłem "Autosugestia" dr schultza.

Jeśli nie chcemy narzekać to weźmy sprawy w swoje ręce i zacznijmy zmieniać nasze życie bo jeśli my tego nie zrobimy to nikt za nas tego nie zrobi.

No ale ten czas przecież nie ma tego czasu. Jak go znaleźć? Bardzo prosto można zarezerwować sobie ok 30 minut dziennie na taką właśnie wizualizajcę siebie iż mamy dużo czasu i jesteśmy super szczęśliwi. Praktykować po 15 min (a najlepiej ile się da nawet godzinami) codziennie rano i wieczorem przebywając w zupełnej ciszy i spokoju kontrolując swój oddech przez krótsze zaczerpnięcie powietrza i po przez jak najdłuższe wydychanie i skoncetrować tylko na tym i nie myśleć najlepiej o niczym. Jak już myśleć to o ogarniającym nas szczęściu i można stosować wizualizacje na temat marzeń o której wcześniej pisałem. Organizm zacznie się uspokajać i wyciszać i odstresowywać. Więcej można sobie poszukać na internecie na temat jogi i technik oddychania. Każdy z nas jest w stanie znaleźć czas ale wiadomo iż niekiedy trzeba z czegoś zrezygnować coś poświęcić jakiś ukochany serial czy teleshow. Sami wybierzmy co jest dla nas ważniejsze : Strata czasu w postaci telewizji czy gier komputerowych czy poważne zmiany dotyczące naszego życia. Zauważmy, że nawet jadąc np. Autobusem często gramy w coś na telefonie czy tego typu rzeczy. To przecież zabiera czas a może warto było go zamienić na wizualizację o naszych marzeniach czy poczytać jakieś na prawdę wartościowe informacje?

Ale do zrealizowania naszych marzeń najczęściej trzeba wyjść z systemu matrix aby mieć jeszcze więcej czasu na myślenie o ich realizowaniu.Dam tutaj taki przykład dla tych którzy są wierzący lub nie.

Większość z nas dobrze zna hitowy film" Incepcja" Nie jest to żadne science fiction lecz prawda tak samo jak film matrix. Film opowiada o kontrolowaniu snu odsyłam do "świadome śnienie" które jest możliwe ale wymaga jak każda rzecz praktyki.

 Każdy z nas śni i gdy już w takim śnie się znajdujemy nie mamy zielonego pojęcia iż istniejemy w naszym obecnym życiu Do momentu gdy się budzimy. Dziwne nie? Żyjemy tylko w tym śnie nasza świadomość nie jest w stanie się przebić do rzeczywistości w której się obecnie znajdujemy. No fajnie obudziliśmy się ale nagle się okazuje, że to nie koniec i dalej jesteśmy w śnie i budzimy się po raz kolejny wracając do naszej rzeczywistości. Sen w śnie a to Ci niespodzianka! Wielu z nas nie wierzy w życie po śmierci ale co jeśli umierając obudzimy się w zupełnie nowej i lepszej rzeczywistości w innym wymiarze a ten tylko uznając za kolejny sen. Zaliczając do potrójnego snu i ponownie się budząc."Potrójny sen miałem ale jaja !;) był taki długi i fajny". Bądźmy świadomymi ludźmi.

Zastanówmy się czy słynny bączek z filmu Incepcja będzie kręcił się w nieskończoność czy też w końcu się zatrzyma? Myślę że warto się nad tym chwilę zastanowić.

 Wszędzie już dookoła w świecie nauki i astronomii trąbi się o kolejnych wymiarach, wszechświatach i rzeczywistościach równoległych. Co to oznacza? A to iż powoli nauka pokrywa się z religiami co mnie cieszy iż rzeczy z różnych  religii znajdują swoje potwierdzenie w nauce. Np. Ostatnio udowodniono już naukowo iż świadomość człowieka może istnieć po śmierci!! Słynna "śmierć kliniczna "to już fakty. Polecam świetną książkę "Dowód" lekarza neurochirurga który kiedyś sam srogo zaprzeczał takiemu zjawisku dopóki sam nie uległ wypadkowi.

Tak jak pisałem czas jest kluczem do sukcesu bo ma się go więcej na osiąganie swych marzeń zaczynając codzienną praktykę i wizualizację wyobrażając sobie że nasze marzenia już się zrealizowały iż już ich doświadczyliśmy i jesteśmy szczęśliwi.

Co by się stało gdyby wszyscy zaczeli żyć marzeniami? A to iż na ziemi zapanowałby ponownie Raj czy takzwany Bilblijny Eden.

Co by się stało gdyby ludzie przestali pracować np. Jednego dnia 4 miliony Polaków lub ludzi z innego dowolnego kraju zmówiłoby się i rzuciło pracę w celu rozpoczęcia podróży autostopem na niewiadomo jak długi okres czasu?Nasz rząd by oszalał i nawoływał do powrotu, znajomi i rodzina też. Banki straszyły stratą gotówki na kontach bankowych, rząd obniżeniem minimalnego wynagrodzenia za pracę. Zapanowałby chaos w celu przywrócenia systemu "bez pracy nie ma kołaczy" systemu Pana i władcy. Bo oni nie chcą abyście wyszli z Matrixa oni chcą abyście w nim trwali i napędzali niewolniczą machinę konsumpcjonizmu. Bo ciągnące z nas wampiry energetyczno - materialne tak z nas właśnie się nami żywią co bardzo ale to bardzo ciężko nam dostrzec ale oni żywią się każdym z nas. Wysysając energię z nas do oststniego naszego dnia i siedzą oni na wysoko postawionych pozycjach w rządzie, finansach i urzędach.

Tylko wystarzczy pomyśleć przez chwilę. Czy te 4 miliony ludzi rzucający swoje prace tego samego dnia wyruszający spełniać swoje marzenia i je osiągając byliby nieszczęśliwi czy Ci z Panowie i władcy z rządu którym teraz zabraknie do zakupu najnowszego modelu auta no bo nie będzie tych milionow z podatków co odczuliby srogo. Pieniądze przecież są drukowane i jakby ich zabrakło to czemu nikt ich by nie wydrukował? Oznacza to iż istnieją zatajone motywy naszej pracy przez całe życie. Ciągną oni z nas nie tylko materialnie ale też energetycznie czego nawet zazwyczaj nie zauważamy. To oni mają śliczne twarze, białe zęby i bogactwa żyjąc w dobrobycie. A my? wyniszczone ręce, zmarszczki, stres, depresję, brak pieniędzy i czasu - czasu na życie!

To od Ciebie zależy jaką pigułkę wybierzesz czerwoną czy niebieską a leży ona w zasięgu Twojej ręki wystarczy przełamać strach znaleźć czas na medytację i po nią sięgnąć zaczynając żyć marzeniami wychodząc poza szklaną kopułę i dostrzec prawdę. "Wybraniec" jest w każdym z nas trzeba go tylko w siebie odkryć ,być tego świadom i działać ;).

 Od buntownika dla buntowników, od marzyciela dla marzycieli, od podróżnika dla podróżników, od wolego człowieka dla wolnych ludzi, od zwykłego człowieka dla zwykłych ludzi ;)
                           Pozdro

Ps. Ktoś mi wcześniej napisał w komentarzach iż samo myślenie nie wystarcza a więc postanowiłem i na to odpowiedzieć.
"Dokładnie czasami same myślenie nic nie zdziała bo nasz umysł w codziennym działaniu funkcjonuje na falach beta. Podczas gdy mózg pracuje na falach alfa i theta jest zdolny do pełnego skupienia na jednym ciągu myślowym a nie jak w codziennym życiu ma miejsce tysiące różnych myśli każdego dnia. To jak mamy się skupić na tym naszym marzeniu skoro umysłem uciekamy w tysiące różnych kierunków. To tak samo jakbyśmy chcieli iść na szczyt jakiejś góry czy gdzie kolwiek tysiącami różnych ścieżek jednocześnie. Jest to nie wykonalne dobrze o tym wiemy. To samo jest z marzeniem. Dlatego właśnie pisałem o technikach wizualizacji marzeń które się już spełniły a nie spełnią. Jakbym miał ująć to co wcześniej pisałem w punktach to było by tak.

1. Rezerwacja czasu
2. Zmiana żywności i wysiłek fizyczny czy ćwiczenia jogi każsego dnia
3. Medytacja i kontrola oddechu
4. Można się wspomóc dzwiękami w mp3 tzw. Typu "music for meditacion "czy np. Autorki Kelly howell lub coś w stylu brain wave generator (medytacja właśnie wprowadza mózg w zakres fal alfa theta i delta tak samo jak te genialne mp3 - myśle że skoro mamy technologię na takim poziomie i wybitnych ludzi to należałoby z niej skorzystać)
4.praktykować jak ktoś może to pół godziny, godzina a nawet kilka godzin każdego dnia.
5. O działania nie musimy się martwić bo same przyjdą ;)

Napiszę tutaj o moim przykładzie. Otworzyłem pewien biznes i nie było zbyt wielu klientów, siedząc w przrwach zacząłem czytać o żywności i rozwoju duchowym. Stworzyłem marzenie aby podróżować i wizualizowałem je każdego dnia. Co nastąpiło? Po trzech miesiącach intensywnej medytacji miałem jeden telefon. Byli to moi znajomi z gimnazjum z którymi nie rozmawiałem ok pół roku i zapytali co u mnie słychać a potem powiedzieli iż planują rowerową wyprawę przez całą Polskę nad Morze Bałtyckie. Za trzy miesiące wyruszyliśmy i przejechaliśmy. Od tego wszystko się zaczęło. Potem stworzyłem kolejne marzenie oparte na wielu Podróżach rodaków autostopem dookoła świata. Aktualnie jestem w podróży od 2,5 roku najpierw Europa,Ameryka Płd. A teraz jestem w Ameryce Środkowej w Kostaryce. 

Już niejednokrotnie będąc w podróży myślałem tylko o znalezieniu pracy a jak zawsze wyszło tak iż nie szukałem a sama ona do mnie przyszła. I jakoś nie ruszałem dupy aby ją znaleźć ale za to przeżywałem nieziemskie wysiłki podczas wędrówek wysokogórskich w Andach. Tak jak więc widać można. A na zakończenie książka którą polecam o wizualizacji marzeń i ich szybkim spełnianiu. "Sekret "Rhonda Byrne.’'

Pozdro