środa, 2 grudnia 2015

Praca w Stolicy Kostaryki część 2


4 Listopad 2015 Środa ( Przedłużenie pobytu w Kostaryce)

Za dwa dni upłynie mi ostatni legalny dzień pobytu w tym kraju a paczka z Polski wciąż do mnie nie dotarła tak więc zdecydowałem się na to iż muszę pojechać na granicę z nikaraguą gdzie będę mógł przedłużyć pobyt. Rankiem zabrałem pożyczoną torbę na ramię z kanapkami i wodą po czym udałem się na mały dworzec autobusowy skąd pojechałem do miasta "Ciudad Quesada" płacąc za bilet 2000 colon  i na dworcu autobusowym czekałem na kolejny do miasteczka "Los Chiles" ktòry kosztował mnie 1800 colon. Zapytałem kierowcy autobusu jak stąd dojść na granicę i powiedział że jest stąd spory kawałek ale on tam zaraz jedzie tylko jak chcę opuścić kraj to muszę zapłacić specjalny podatek zgodny z jakimś tutejszym prawem. W sklepie na rogu przyszło mi więc zapłacić ok 4000 colon czyli ok 8$ za ten ich śmieszny podatek. Dostałem wydrukowane potwierdzenie które mam pokazać na granicy do której po chwili dojehałem tym samym busem.

 Tutaj na granicy zero ruchu drogowego tylko jakieś metalowe baraki w ktòrych znajdują się biura kontroli granicznej. Kobiety strażniczki sprwdziły mi torbę ale nawet zbytnio do niego nie zaglądając co zawsze mnie jakoś spotyka no widocznie dobrze mi z oczu patrzy i ludzie mają do mnie zaufanie a po za tym to nie jest Europa gdzie Cię chcą obszukać od stóp do głów. W okienku otrzymuję pieczątkę wyjściową i przechodzę kawałek dalej na stronę Nikaragui gdzie po raz kolejny prezentuję paszport i tam mi zaglądają do torby tylko. Mówię prosto z mostu, że ja tylko na chwilę bo chcę odnowić pobyt i ostatni autobus mam o 16;30 do "Ciudad Quesada". Jest już 14.20 czyli wyszło na to że podróż zajęła mi 6 godzin tutaj bo wyruszyłem ok 8 rano. Powiedziano mi że muszę być po stronie tego kraju przynajmniej dwie godziny aby móc go opuścić ponownie. Facet zapytał dla mnie czy będzie to możliwe i się zgodzili iż będę zaraz wyjechać. Udałem się do okienka gdzie facet najpierw sprawdził mi temprrature jakimś biometrycznym urządzeniem i potem otrzymałem pieczątkę wejściową ale dopiero po tym jak zapłaciłem kolejny podatek za wjazd do kraju wynoszący 12$! Musiałem zamienić pieniądze z colon na dolary bo zostawiłem w domu u znajomych. Powiedziano mi, że będę mógł opuścić granicę szybciej i wykorzystałem czas na podładowanie trochę baterii i po zapłaceniu kolejnych 2$ opłaty wyjściowej po raz ponowny znalazłem się w Kostaryce otrzymując kolejne 90 dni pobytu ;). Gdy przyjechał autobus zapytałem kierowcy o której godzinie będziemy w mieście skąd będę mógł kolejnym autobusem do San Jose. Okazuje się iż to będzie nie możliwe bo będziemy ok 20.00 a ostatni autobus odjeżdza o 19;00 także mogę zapomnieć o powrocie do domu dzisiaj.
Zastanawiam się co robić i wpadam na pomysł aby zadzwonić do mojego znajomego z budowy i zapytać czy nie mógłbym się przenocować. Odpowiada mi że nie ma problemu i abym wysiadł w "Muelle de San Carlos" i tam mnie odbierze. Po kolejnych godzinach podróży autobusem jestem na miejscu pod sklepem i spotykam się z Santosem i Garrą z którymi się witam i jedziemy wspólnie na budowę gdzie spędziłem miesiąc pracując. Opowiadam iż zarabiam teraz na ulicy grając na okarynie. Witam się z kolejnym kolegą z pokoju Edwinem i po raz kolejny dostaję miejsce do spania na swoim łóżku ;). Na kolację jem banany i ciastka.

Rankiem kolejnego dnia idę do hangaru i oglądam po raz kolejny moje miejsce pracy . Następnie jedziemy do Muelle de San Carlos skąd wracam do San Jose do domu moich znajomych.


łóżko na którym spałem gdy tu pracowałem


z kolegami z pracy


11  Listopad 2015 Środa ( Polskie Święto Niepodległości)

Jakoś 4 dni temu sprawdziłem po raz setny chyba już na internecie czy Paczka z Polski dotarła i okazało się szczęśliwie, że tak. Musiałem natomiast zaczekać parę dni dłużej aby ją odebrać. Udałem się dziś do urzędu pocztowego z upoważnieniem od Ricardo.

Dziś magiczny dzień bo właśnie odebrałem z poczty przesyłkę z Polski!! Po ponad miesiącu oczekiwania w końcu dotarła do mnie do Kostaryki;)!! Dziś święto Niepodległości w Naszym Kraju także z tej okazji "Polskaaaaaa Biało-Czerwoni.... Polskaaaa Biało Czerwooooni!!! "

Polacy bądźmy silni i nigdy się nie poddawajmy ale bądźmy też mądrzy, uprzejmi dla drugiego człowieka oraz wyrozumiali dla innych kultur i wyznań filozofii bądźmy ludźmi świadomymi, bądźmy Wolni, spełniajmy marzenia i pomagajmy spełniać marzenia innym!!!

Dziękuję serdecznie moim Rodzicom, Siostrze i Monice za załatwienie nowej polisy ubezpieczeniowej ;)! A teraz zabieram się za delektowanie słodkościami ;)

Na słodycze składają się ;

Dwie ogromne czekolady w Wedla, rodzynki w czekoladzie, krówki, chałwa waniliowa, toblerone, 2 paczki mentosów czekoladowych, czekolada milka.

Smak Polskich słodyczy na obczyźnie - bezcenny!
Dodatkowo otrzymałem flagę Polski i koszulkę z barwami Narodowymi, nową kartę do bankomatu oraz turystyczną polisę ubezpieczeniową oraz słuchawki audio ;).
Totalnie przeznaczone było mi odebrać paczkę w Polskie Święto Niepodległości !;)


Paczka dotarła!!

Flaga z okazji Święta Niepodległości

omnomnom


11 listopada dniem pracowitym czyli grania na okarynie ciąg dalszy


13 - 15 Listopad 2015 (Couchsurfing)

Zgodnie z tym co obiecałem moim przyjaciołom u których goszczę już ponad dwa tygodnie pora ruszać do kolejnego domu tym razem na couchsurfing o który zapytałem już wcześniej. Jestem ogromnie wdzięczny moim przyjaciołom za to, że mogłem u nich przebywać przez ten czas i poczuć się jak w swoim własnym domu czy jak członek rodziny. Powiedzieli też że pomogą mi jakoś wpłacić te pieniądze zarobione tutaj z moich wcześniejszych prac i tej obecnej z grania na ulicy ponieważ raczej rzeczą niebezpieczną jest podróżować z gotówką a lepiej mieć zawsze pieniądze na koncie niż się obawiać każdego dnia że ktoś je ukradnie. Jest to dobrze znana piramida lękowa typu "im więcej dóbr materialnych posiadamy tym bardziej się boimy o ich stratę".

Robimy wpólne zdjęcia i żegnamy się ale wiemy iż zobaczymy się w któtce bo wyszło na to gdy żegnaliśmy się ostatni raz że miałem być w Nikaragui i leciec na Meksyk a wróciłem i jestem już ponad trzy miesiące w tym kraju który z początku chciałem jak najszybciej przejechać w obawie, że jest bardzo drogi.


Z rodzicami Ricardo - Rosą i Mario

z Ricardo

Pizzowo


Dziewczyna z couchsurfingu dała mi adres pod którym mam się zjawić i jest to koło "Escazu" w kierunku lotniska. Musiałem udać się na przystanek koło "coca cola" i wysiąść przy centrum handlowym "construplaza". Po dojściu pod wskazany adres przywitała mnie sympatyczna dziewczyna o imieniu Karen i pokazała mój nowy pokój. Opowiadała mi o swojej 3 miesięcznej podróży po Europie na którą wcześniej musiała zarobić pracując w New Yersey w USA. Pokazała mi też sporo zdjęć z wypadu. Wieczór spędziłem na rozmowach z nią i jej kuzynką. Powiedziałem iż rankiem udaje się do miasta grać na okarynie i wracam wieczorem.

Będąc na ulicy i grając już około 6 dni wcześniej udało mi się poznać sympatyczną i wibrującą pozytywną energią dziewczynę o imieniu Cinthia. Umówiliśmy się więc iż w tą niedzielę możemy zrobić jakiś wypad poza miasto.

W sobotę po pracy będąc w domu u mojej couchsurferki wynalazłem pomysł aby iść w góry znadujące się tuż obok. Szczyt jest zwany "Rabo de mico - małpi ogon" który sprawdziłem na mapie i aby się dostać na szlak trzeba dojechać do miasteczka San Antonio przy Escazu. Napisałem Cinthii,że tam moglibyśmy się udać na co się zgodziła i jesteśmy ustawieni na jutro rano w centrum Escazu.

15 listopad 2015 Niedziela

Rankiem wyruszyłem na przystanek gdzie złapałem autobus jadący do San Jose i kierowca nie zatrzymał się na przystanku gdzie chciałem i musiałem pojechać kawał dalej aby przesiąść do kolejnego autobusu i złapłacić podwójnie. Cinthia już czeka na mnie w parku w Escazu gdzie się umówiliśmy. Przywitaliśmy się i zaczeliśmy myśleć o tej górze przed nami jak tam się dostać a najlepiej na szczyt "Rabo de mico" 2428m.

 Zaczeliśmy wędrówkę w górę miasteczka i kawałek dalej spotkaliśmy kobietę która powiedziała nam jak dostać się do wejścia na szlak czyli najpierw do miasteczka San Antonio z buta lub autobusem.Wybraliśmy tą pierwszą opcję i udało nam się po drodze złapać stopa którym dojechaliśmy wyżej. Potem wchodziliśmy pod stromą ulicę prowadzącą w kierunku lasu. Na małym gospodarstwie gdzie mieszka rodzinka z Nikaragui zapytaliśmy o napełnienie mojej większej butelki z wodą doszliśmy do momentu w którym skończyła się droga leśna a zaczął pieszy szlak. Powiedziano nam o tym iż są dwa sczyty "Pico Blanco" i "Rabo de mico" o którym myślimy. Zaskoczyła nas schodząca na dół grupka Azjatów gdy posilaliśmy się kanapkami. Następnie sami rozpoczęliśmy wędrówkę ścieżką oznaczoną jakimiś drobnymi, klorowymi taśmami i gdy podchodziłem zauważyłem jak opadłem z sił przez te ostatnie trzy miesiące od czasu zdobycia najwyższego szczytu Kostaryki jakim jest "Cerro Chirripo 3820m". Mało tego teraz bez ciężkiego plecaka na sobie a czuję zmęczenie moich mięśni w nogach aż mi wstyd przy dziewczynie. Nie to że nie mogę iść czy coś ale jest ciężko i dla niej oczywiście też. Wiem,że schudłem i opadłem z sił bo przez te ostatnie miesiące żadnych trekkingów nie robiłem bo byłem skupiony tylko na pracy.

Moja przyjaciółka Cinthia lubi góry i przebywanie na łonie natury tak samo jak ja. Skończyła właśnie studiować biologię i niedługo udaje się do miasta Liberia aby tam robić projekt odnośnie populacji małp które mają problemy z zamieszkaniem tych terenów przez duże nasilenie urbanizacji. Cinthia jest bardzo sympatyczna i z tego co podejrzewam ma tego samego ducha podróżniczego co ja i jak sama mi mówi w grudniu kończy swój projekt i chciałaby też podróżować. Podczas wędrówki pod górę jestem bardzo zainteresowany jej osobą. Informuję ją iż niedługo ruszam na północ w kierunku Meksyku.

Przechodzimy wyżej gdzie rosną jakiegoś rodzaju sosny całe porośnięte mchem i następnie wyżej już zaczyna się tropikalny las deszczowy z dużą ilością roślinności i ścieżką tak wąską gdzie musimy się przeciskać i odgarniać te haszcze.

Potem dochodzimy do momentu gdzie ścieżki rozbiegają się w dwóch kierunkach jedna na prawo jakby biegnąca w dół i druga na lewo. Wybieramy tą na lewo pod górę i kolejne gąszcze roślin i strome podejście. Nie mamy żadnego pojęcia w kierunku jakiej góry idziemy. W pewnym momencie docieramy do płaskiego miejsca jakby na szczycie bo żadnych innych nie widać ale to może też dlatego że zrobiło się pochmurnie. Jest tutaj fajna i miękka niczym łóżko zielona trawa więc z tego względu że jesteśmy zmęczeni odpoczywamy tutaj i jemy kanapki z gotowanym jajkiem i orzechy -  pysznie ;) !

Gdy usłyszeliśmy grzmoty nadchodzącej burzy zaczeliśmy wędrówkę w dół i zaczęło trochę padać i zmokliśmy ale na szczęście nie do suchej nitki a tylko trochę.
W czasie całej wędrówki opowiadam mojej przyjaciółce o swych przygodach.

Gdy już doszliśmy do asfaltowej drogi niżej na poziomie tego gospodarstwa gdzie pytaliśmy o wodę zauważyliśmy przy drodze na trawie leżący smartfon lg z klapką w innym miejscu , płótnianą torbę i kolorowy kij. Z telefonu leciała muzyka a całe to miejsce z tymi rozrzuconymi rzeczami  wygląda jakby kogoś tutaj porwano albo zniknął. Nie wiemy co tu się stało i czyścimy lekko brudny i wilgotny telefon, wyłączam muzykę grającą z internetu i wchodzę w galerię telefonu aby zobaczyć ostatnie zdjęcia  kto jest jego właścicielem.
Ukazuje mi się twarz chłopaka wyglądającego trochę mi na złodzieja i na zdjęciu jest jego twarz z wysuniętym do przodu językiem i lężącym na nim kwadraciku LSD czy kwasu - myślę sobie "no to wszystko jasne dlaczego te rzeczy tutaj leżą zapewne złapał  niezły odlot i zostawił to wszystko ". Zabieramy wszystkie jego rzeczy i idziemy jakieś sto metrów w dół i po chwili zauważamy, że siedzi tam ten chłopak skulony i widząc z daleka swoje rzeczy cieszy się iż mu je zwróciliśmy. Chłopak siedzi pod murem przy jakiejś bramie bez butów w skarpetach, jeansach i bez koszuli i trzęsie się z zimna. Mówię mu aby nigdy więcej nie brał sam kwasu bo może źle skończyć a poza tym zaraz jest ciemno w przeciągu 2,5h i proponuje mu abyśmy razem zeszli do miasta. Ten jednak odmawia i prosi tylko abyśmy mu dali wody do picia i chce być sam i cieszyć się fazą także na siłę nie mamy zamiaru pomagać. Podczas gdy schodzimy niżej jedzie w górę pickup i powiadamiamy kierowcę o sytuacji z chłopakiem. On zaraz po chwili zjeżdza i mówi iż chłopak też mu odmówił przyjęcia pomocy. Zaraz jak na zawołanie wyjeżdza radiowóz policyjny i powiadamiamy ich o sytuacji i okazuje się iż ktoś wcześniej już zadzwonił bo go szukają także wskazujemy im kierunek i sami schodzimy w dół do drogi gdzie jeżdzą auta.

 Autostopem udaje nam się dojechać do centrum Escazu gdzie jemy kanapki siedząc na trawie przy parkingu.Zapytałem już wcześniej moją przyjaciółkę czy nie miałaby gdzie mnie przenocować i dziś podczas naszego wypadu powiedziała że w domu u jej kuzynki mają miejsce dla mnie i nie ma problemu najmniejszego.

Dzwonie do tej dziewczyny z couchsurfingu,  że wracam do domu a ona mówi iż wybyła na jakąś imprezę i nie wie kiedy wraca... . Powiedziała mi wcześniej, że będzie ok 16;00 w domu a ta godzina właśnie widnieje. Nie powiadomiła mnie o tym że wychodzi i jej nie będzie a teraz mam problem aby się dostać do domu i jestem poddenerwowany zaistniałą sytuacją która utwierdza mnie jeszcze bardziej w przekonaniu aby się jutro przeprowadzić do kuzynki mojej znajomej.

Ten wspaniały dzień kończymy w galerii handlowej gdzie tylko idziemy do księgarnii i ja kupuję bułkę na jutro i słodycz z którym dzielę się z Cinthią :). Ponadto postanowiłem, że odwiedzę ją w mieście Liberia gdzie ma do zrealizowania ten swój projekt kończący studia.


pierwsze widoki na miasto w dole



na szlaku

dżungla!

double loki style!!

i takie drzewa rodem z baśni

16 - 25 Listopad 2015

W poniedziałek umówiłem się na mieście z kuzynką Cinthii - Sofią na po południu. Pożegnałem się z moją hostką z couchsurfingu i udałem autobusem do centrum miasta na plac "plaza de la cultura" i przed wejściem do teatru spotkałem z Sofią która jak mi sama powiedziała w drodze na przystanek studiuje medycynę podobnie jak moja siostra. Autobus jedzie w kierunku "Rio azul" do San Antonio gdzie znajduje się jej dom. Gdy jesteśmy na miejscu po wejściu poznaję jej sympatyczną mamę dwa koty i kundelka. Wieczorem poznaję jej tatę i kuzyna i jak się okazuje jej rodzice organizują cattering i nawet pokazali mi zdjęcia z wyprawy statkiem z Panamy do Wenezuelii podczas rejsu którego serwowali posiłki i układali dekoracje na stoły.

Dostałem pokój Sofii i jej łóżko aż mi się głupio zrobiło bo ludzie przyjmują Cię do domu a sami rezygnują ze spania we własnym łóżku ! Gościnność ludzi Ameryki Łacińskiej nie zna granic i tu oto właśnie mam już po raz kolejny tego przykład.

Siostra mojej znajomej skończyła studia medyczne i niedawno wyszła za mąż. Dostałem oczywiście swobodny dostęp do kuchnii i zaproszenie do jedzenia tego to na co mam ochotę ale tutaj się je dużo mięsa. Ja oznajmiłem iż od prawie dwóch miesięcy już zwierząt nie zabijam po przez kupowanie mięsa także aby nie szykowali dla mnie nie potrzebnie jakiegoś dania z tym dodatkiem.

Kolejne dni spędzam na graniu na okarynie na mieście pod sklepem Arenas które jest moim szczęśliwym miejscem. Wychodzę wcześnie rano z domu ok 7;30 aby być na godzinę 8;00 -8;30 pod sklepem i po rozłożeniu kartonu z napisem i pudełka do którego ludzie podarowują monety siadam na krzesełku i rozpoczynam granie na okarynie.

Praca jako uliczny grajek jest chyba najlepszą z możliwych bo każdego dnia się poznaje nowych ludzi zainteresowanych twoją osobą, dostaje dary w postaci czegoś do zjedzenia i picia oraz obserwuje mnóstwo ludzi w tym śliczniutkich niewiast latynoskich! Ludzie gdy wrzucają monety to robią z gracją i schylają się a nawet kładą je do środka a w szczególności dzieci. W Europie o takiej staranności można raczej zapomnieć.
Gram od godziny 8;30 do 16:30 - 17;00 czyli całe dnie spędzone na ulicy ale gra warta świeczki bo zgarniam ok trzech razy więcej co osoby pracujące w sklepach czy restauracjach za stawkę nieco wyższą niż minimalną miesięczną płacę którą ja sam niedawno otrzymałem pracując na budowie po 11 dziennie !! Tak Polacy -  nie ma się czego wstydzić bo najlepsza praca z największą swobodą to ta na czarno i ta w której sami jesteśmy sobie szefami i pracujemy kiedy chcemy. Bo przecież chodzi o to aby być wolnym i mieć czas.Tak jak Ci uliczni grajkowie grający na instrumentach z recyklingu i nawet na didgeridoo wykonanym z plastykowych tub!! prawie jak Hilight tribe!!

filmik:

https://www.youtube.com/watch?v=FFFfP3rcZjA

Policja tutaj mnie zaskoczyła bo grając na ulicy ani razu nikt mi nie powiedział z policjantów abym się zabierał spod witryny sklepowej czy prosił mnie o jakieś pozwolenia na granie na ulicy co ma miejsce w Europie i Polsce! Witajmy w Ameryce Łacińskiej kraju o pełnej swobodzie!!

Walki z policją mają tutaj tylko osoby sprzedające na ulicy jakieś ubrania i elektronikę bo to jest nielegalne. Są też oni bardzo sprytni bo swoje rzeczy rozkładają na chodniku ale na dużym kartonie do którego mają poprzyklejane taśmą rzeczy które oferują i gdy zbliża się policja jeden gwiżdze i zaraz kartony składają się w czterech ruchach i pakowane są do czarnych worków jak gdyby nigdy nic ;).

Raz widziałem jakąś szarpaninę z policji z jednym z handlarzy zaraz pełno gapiów i pojawiły się kolejne patrole policji i zrobiło się zamieszanie.

tutaj link to filmiku:

https://www.youtube.com/watch?v=gApcxJCj-QY

Każdego dnia wieczorem zamieniam kieszeń pełną monet na banknoty w lokalnych sklepach które potrzebują drobniaków. Oddaję też zawsze część dla tych żebrających i wracam do domu będąc zadowolonym z owocnych zbiorów :).

W tych dniach trzyktrotnie spotkałem się również z Cinthią przed jej wyjazdem do miasta Liberia i podzieliłem tą dużą pyszną czekoladą z Wedla którą otrzymałem z Polski - było bardzo słodko ;)! W następnym tydodniu ją odwiedzę także zobaczymy się w krótce.

W kolejnych dniach nastąpiły niesamowite rzeczy i to kolejny dowód na to iż moje myśli i marzenia się spełniają po tym jak sobie o nich pomyślę.

Mianowicie tak jak już wcześniej pisałem gdy pracowałem na budowie wolny czas spędziłem na  czytaniu i oglądaniu informacji odnośnie zdrowego żywienia i rozwoju duchowego. Natrafiłem na informację żeby nie spożywać soli kuchennej a sól Himalajską która posiada w sobie 84 mikroelementy czyli wszystkie jakie są potrzebne człowiekowi do prawidłowego fukcjonowania organizmu ale oczywiście w połączeniu z witaminami, amokwasami, białkami i tłuszczami i dobrym nawodnieniu organizmu. Przez ostatnie dwa dni przeszło mi zaledwie pare razy przez myśl "gdzie ja tu w stolicy Kostaryki znajdę sól Himalajską?" Co się stało? Otóż jakoś kolejnego dnia gdy grałem na mojej okarynie podeszła pewna kobieta i wrzuciła mi monetę - ja uniosłem głowę i patrzę na koszulkę a tam nadruk z napisem "Sól Himalajska" tyle że po Hiszpańsku!! Mówię jej, że jest moim przeznaczeniem i wszechświat mi ją przysłał bo właśnie myślałem gdzie dostanę tą sól. Jak mi powiedziała ona ją sprzedaje i poleciła mi udanie się do sklepiku "macrobiotica"który jest zaledwie dwie przecznice od miejsca w którym gram!!

Tak zadowolony jak dziś dawno nie byłem;) oczywiście po pracy poszedłem i kupiłem pół kilo soli himalajskiej za 3000 colon czyli ok 22zł. Mam zamiar się nią nawadniać czyli rozpuszczać jedną szczyptę w każdych 200ml wody na 1,5 l butelkę wychodzi więc 7 szczypt soli. Picie samej wody wypłukuje dlatego trzeba się nawadniać wodą z mikroelementami a nie samą wodą. Wszyscy piliśmy powerade,gatorade i tego typu wynalazki i mają one smak lekko słonawy prawda? Podejrzewam że jest tam właśnie sól himalajska. Kosztuje on drogo jak na pojemność 500ml to dlaczego nie zainwestować w coś co sami tanio możemy sobie przyrządzić. Aby przyswoić wszystkie 84 mikroelementy trzeba w ciągu miesiąca spożyć ok 1kg soli co często jest niemożliwe dlatego też są jakieś wyciągi z tej soli nazywane "ormus z soli himalajskiej" o których niedawno słyszałem. Poniżej daje link do poczytania o soli.


Mało tego spotykam każdego dnia mnóstwo ludzi z którymi rozmawiam i mianowicie przyszła jedna ładna sympatyczna dziewczyna i zauważyłem u niej na szyi kryształ i spytałem gdzie tu można kupić jakieś? Powiedziała, że mi pokaże jakiegoś dnia jak będzie miała czas. Chyba tego samego dnia gdy padało postanowiłem zjeść kanapki które zawsze szykuje sobie do pracy i przeszedłem na przeciwko sklepu gdzie są schody przynależące do okrągłego budynku z bankomatami. Tutaj spotkałem inną siedzącą dziewczynę i zagadałem do niej i po nawiązaniu rozmowy podarowała mi jeden z ametystów które miała zawieszone na szyi!! Ponownie otrzymałem to o czym myślałem i to tego samego dnia tyle że po południu! Kupiłem tylko od faceta sprzedającego na ulicy zawieszki i bransolety sznurek do którego mi zamontował mój nowy ametyst i widocznie jest mi przeznaczony bo kryształy mają moc ale to będzie na osobny temat.

W Niedzielę zostałem zaproszony przez rodzinkę u której teraz mieszkam na wrotki i z tej okazji udaliśmy się do sali gdzie po raz pierwszy w moim życiu zacząłem jeździć na wrotkach. Na początku było ciężko ale potem już dawałem radę. Miałem kiedyś rolki ale to nie to samo a po za tym od tego czasu to nie jezdzilem z ponad 15 lat także troche minęło. Jeszcze potem drugie zaproszenie na obiadek do restauracji z pięknym widokiem a i zamówiłem sobie to co uwielbiam czyli jukę a mianowicie placki z juki omnomnom.

śniadanko u kolejnej rodzinki z którą teraz mieszkam



wroty widmo

i jakoś wroty bez wywroty i jest git!!


23 listopad 2015 Poniedziałek

Umówiłem się wczoraj z moimi przyjaciółmi z Santa Elena u których mieszkałem ponad dwa tygodnie i powiedzieli mi iż pomogą mi przelewie na moje konto paypal bo powiedziałem im iż wręczę im zarobione pieniądze w walucie CRC czyli Colon o równowartości PLN które mi wpłacą jako darowiznę.  Wieczorem z Mario robiliśmy przelew przez moją stronę internetową przekazując darowiznę w zgodnym przeliczeniu waluty CRC na PLN których po tym wyszło o wiele mniej niż się spodziewałem bo paypal podał bardzo niski rating złotego no i teraz dolar 4zł kosztuje to pewnie dlatego. Do tego po tym jak środki dostałem na moje konto paypal to policzył on sobie 5% od tej transakcji.... .

Po rozczarowaniu jakie przyszło lepiej chyba w sumie jak mam te pieniądze na koncie po chwili niż jakbym miał robić przelew między narodowy i czekać długo a poza tym dowiedziałem się, że tutaj banki nie wpółpracują z Polskimi i trzeba by wysyłać do banku innego kraju najpierw typu Hiszpania czy Niemcy a potem do Polski. Nie chciałem ryzykować to poszło na moje konto Paypal.

Kolejne dwa dni spędzam na graniu na ulicy do wieczora. Jutro śmigam do mojej przyjaciółki do miasta Liberia gdzie będę z nią szukał małp do jej projektu i to zarąbista sprawa bo wbrew pozorom jeszcze nie udało mi się zbytnio zbliżyć do małp w środowisku naturalnym ale widziałem pare razy może lecz grneralnie gdzieś przy drogach. Także teraz będzie okazja na więcej a przynajmniej taką mam nadzieję :).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz