wtorek, 11 listopada 2014

Ponowna ucieczka w góry Gran Canarii :)


24 luty 2014 Poniedziałek

Postanawiam udać się w moje ukochane góry Gran Canarii. Najpierw planuje pomóc trochę Sancho, jedziemy do apartamentów w La Suerte gdzie miałem swój domek. Tam pracuje na ogrodzie i wyrywam różnego rodzaju chwasty, po pracy żegnam się z Sancho i udaję się z plecakiem na kolejną wyprawę w góry. Tym razem inna trasa. Wędruję z wioski La Suerte , piękną zieloną doliną w górę. Za wioską Los Berrazales odbijam w lewo wędrując w górę innego kanionu i dochodzę do wioski fagajesto. Tam pytam na pewnej posesji pewnego faceta o wodę, facet o niezwykłym imieniu Abraham. Abraham napełnia moją butelkę, opowiadam mu po krótce o podróży. Następnie pogoda załamuje się gdy dochodzę do sosnowego lasu. Zaczyna padać, następnie wieczorem rozbijam namiot w magicznym miejscu pomiędzy dwoma lasami tym sosnowym i eukaliptusowym. Ranem ruszam na wzgórze, pogoda jeszćze gorsza niż wczoraj. Bo wieje straszny wiatr. 





Dochodzę do drogi i łapię stopa do Artenary w której jestem po raz drugi. Stąd chcę udać się do Tejeda , która też już odwiedziłem. Tak więc ruszam w górę miasta, pogoda na szczęście się poprawia i wychodzi słońce, lecz wiatr nie ustaje.
 Wchodzę na leśną trekkingową ścieżkę. Wiatr cholernie utrudnia trekking. Po prawej pionowa ściana z przepaścią. Widać stąd Tejeda i górę z roque nublo, której już przebaczyłem zepsucie mojej starej lustrzanki. Na górze w lesie kolejne załamanie pogody, pada tutaj śnieg z deszczem. Stamtąd z nowo poznanymi turystami z Holandii schodzimy w dół, do wioski na przełeczy - La Degollada. Tam odpoczywam i kieruję się dalej w dój do Tejeda. Jestem tam po południu, na placu gotuję makaron z tuńczykiem, karmiąc przy tym jakiegoś wygłodniałego pieska. Hasło do wifi które zdobyłem wcześniej wciąż działa i łapie zasięg z placyku. Następnie idę nad miasteczko i stawiam namiot w magicznym miejscu z widokiem na całą dolinę. 


















 Rano czytam sobie ebooka w namiocie bo na zewnątrz pada deszcz. A więc nie mam zamiaru wychodzić nigdzie. Dopiero ok 11.00 wychodzi słońce na chwilkę a deszcz ustaje, więc pakuje namiot i ruszam za miasteczko w górę w stronę roque nublo. Ciągle wieje a za plecami mam czarne chmury.Zmierzam w stronę San Bartolome de Tirajana w celu odwiedzenia moich przyjaciół z którymi spędziłem tam święta. Dochodzę do przełęczy pod roque nublo, tutaj ukazuje mi się piękny widok na południową część wyspy. Cała ta strona jest w pełnym słońcu i ani jednej chmurki na niebie nie widać.

Klimat na tej wyspie jest totalnie zróżnicowany. Schodzę z przełeczy w dół. Na wyspie jest piękna wiosna, drzewka migdałowe zakwitły i wypuściły nowe zielone migdały. Pełno jasno zielonych barw. Mamy luty a tu na Kanarach piękna wiosna. Zbieram spod drzew migdały i pakuję do woreczka. Następnie dochodzę do drogi ,kroczę nią. Nikt się nie chce zatrzymać. Dochodzę do skrzyżowania, z drogą w dół nad moje ulubione jeziorko (presa de chira). Słońce chyli się już ku zachodowi a mnie jeszcze czeka długa droga w dół, na szczęście jedzie jakieś autko ze staruszkami w środku, zabierają mnie nad same jeziorko. Tym fartownym stopem po rozbiciu namiotu przy samej wodzie kończy się mój wspaniały dzień. Spędzam nad jeziorkiem 3 noce i 2dni. Zajadajm się pomarańczami i ciastkami, opalam się, czytam już kolejnego ebooka Taniec Ze Smokami tom 1. A wieczorami słucham wyskakujące z wody karpie. Aż dziwne, że nie ma tu nikogo oprócz mnie i wędkarzy w oddali. 









Odwiedzam moich przyjaciół w San Bartolome

28 luty 2014 Piątek

Wyruszam rankiem w górę za wioskę, tam łapię stopa z Małżeństwem z Belgii. Dowiadują się, że jestem z Polski, mówią mi, że jest teraz jakaś niebezpieczna sytuacja koło mojego kraju. Pytam "jaka niebezpieczna sytuacja?" opowiadają o problemie na Ukrainie. Mówię, że pierwsze słyszę bo nie interesują mnie zupełnie informacje ze świata.Ponieważ 99,9 procent informacji jest złych i smutnych. Wojny, gwałty, morderstwa itp. Nie potrzebne mi zatruwać mojego umysłu tymi syfami, czarną, smolistą energią. To wszystko jest stworzone i sprytnie zaplanowane do manipulacji ludźmi, wszystkie informacje i te komercyjne reklamy. Wyciąganie najgorszych możliwych syfów i publikowanie to w TV. Ma to na celu zastraszenie ludzi, aby najlepiej nie wychodzili z domu. Pracowali i siedzieli po godzinach w koncie trzesąc się ze strachu " oj jaki ten świat straszny" . Potem ludzie boją się podróżować autstopem na przykład. Gówno prawda! Świat jest przyjazny i jak najbardziej bezpieczny, a ludzie jak najbardziej pomocni i uczciwi! Jeśli nie pchamy się tam gdzie nie trzeba oczywiście.

Małżeństwo zawozi mnie z nad jeziorka na przełęcz. Stamtąd chcę sobie zejść. Rozpoczął się pieszy maraton przez wyspę tzw. Trans Gran Canaria. Trzeba przejść, przebiec czy przeleciec jak ktoś potrafi w 2 dni odcinek 120km czyli całą wyspę. Czyli z Północy z Agaete na południe do Maspalomas. Idzie się w dzień i w nocy z tego względu na drzewach, krzakach i skałach porozwieszane są odblaski z napisem "trans gran canaria 2014". Ja schodzę w Dół, i jestem po ok 2h w San Bartolome. Pukam do drzwi i otwiera mój przyjaciel Kilian. Wita mnie również Lanza, Mama chłopaków, oraz ich znajomy który mieszka w Angli. Do tego gromada 3 psów, do tego jeden mój ulubiony pit bull noszący imię Tzolkin ( kalendarz Majów). Opowiadam o ostatnich chwilach spędzonych na wyspie. Następnie Kilian z bratem grają na gitarze, dostaje moje ulubione pyszne gofio z mlekiem i cukrem. Rozmawiamy, słuchamy muzyki na pc. Następnego dnia chłopaki idą do pracy ja ruszam na trekking.

Ruszam ścieżką i idę z mnóstwem zawodników wyścigu trans gran canaria, czuję się prawie jak jej uczestnik. Celem jest dotarcie na przełęcz gdzie przebiega szlak wyścigu. Po męczącej wędrówce osiągam przełęcz, tutaj widoki na południowe słonecze wybrzeże wyspy. Spędzam trochę czasu medytując na skale pod choinkami. Schodzę na dój po południu i wracam do domu, tam korzystam z komputera Lanzy. Wrzucam nowe fotki na facebooka, przyjeża Kilian z bratem. Jemy wspólny obiad przy wspólnych rozmowach. Dużo tematów przy zimnych piwkach o naszej spirytualnej filozofii, oraz na temat kultury starożytnych Majów. Kilian opowiada również o tym jak to mnóstwo pięknych dziewczynyn leci na hotelowych ratowników. A on wlaśnie jest ratownikiem. Ehh jestem mega zazdrosny i myślę nad zaczęciem pracy jako ratownik na Kanarach ;D. Po udanym wieczorku pora na błogi sen. 





Następnego dnia żegnam się z całą rodzinką ponownie, z zabójczym ale kochanym pitbullem Kiliana. Ruszam kontunuować moją podróż. Teraz chcę ruszyć spowrotem do Las Palmas na czas karnawału. W miasteczku zaraz po wyjściu z domu moich przyjaciół spotykam siedzącego z dużym plecakiem na kamiennej ławce podróżnika z Francji. Chłopak gotuje obiad i dzieli się nim ze mną , mowi że generalnie chodzi na piechotę, ma też swój drewniany kijek włóczykija. Planujemy odwiedzić to jeziorko presa de santa lucia. Schodzimy drogą do miasteczka Santa Lucia de Tirajana. Tam kupujemy trochę więcej jedzenia. Następnie wędrujem w drogą dół prowadzącą do kanionu. W kanionie słychać jakąś muzykę na bębnach. Po chwili jesteśmy w magicznej wiosce Hipisów. Domki zbudowane z bambusa, łapacze snów, oraz spirytualne rośliny w doniczkach. Widzę kaktusa San Pedro zapewniające Halucynogenne działanie. Jest tutaj w kolorowych strojach kilka osób, my pytamy o drogę aby przedostać się na drugą stronę kanionu i obozować na pięknym zielonym naturalnym tarasie. Wskazują nam drogę. Dochodzimy do naszego miejsca i rozbijamy tu obóz. 
Dowiaduję się, że on wkrótce leci do Maroko, które leży zaledwie 120km od tej wyspy. Tam chce wyruszyć przez góry Atlas i przejść na piechotę stamtąd całą drogę, na północ aż do cieśniny Gibraltarskiej. Podziwiam ten szalony pomysł. Niebo nad nami przepiękne widać setki bilionów gwiazd. 







Rano przyrządzamy śniadanie, on chcę teraz przejść przez górę i dojść do Maspalomas. Ja wyruszam też na południe ale inną drogą. Żegnamy się i życzę mi powodzenia w jego przeprawie przez Maroko. Następnie wkraczam do wioski hipisów. Wita mnie para Argentyńczyków oczekujących dziecka. Kupuję od nich jedną z bransolet na rękę za 5€. Następnie dochodzę do drogi, mija mnie pełno aut a nikt się nie zatrzymuję. A co tam cisnę z buta w kierunku miasteczka El Doctoral. Totalnie nikt nie chce zabrać autostopowicza z Polski. Jedzie policyjny radiowóz, a co mi tam. Kciuk w górę, zatrzymuje się i pytam o podwózkę, ładuje plecak do bagażnika i wsiadam do auta. Facet okazuje się być spoko, gadamy o piłce nożnej, nawet zna naszego sławnego zawodnika Roberta Lewandowskiego. Po miłej gadce jesteśmy w El Doctoral, patrzę jest tutaj Lidl, jak miło ileż czasu ja nie widziałem tego marketu. Mam ochotę na mleko z musli, tak więc z marketem na ławcę obalam całą miskę. Pełny ruszam w kierunku wylotu z miasta łapać stopa spowrotem do Las Palmas. Niestety jest tu autostrada, muszę przejść spory kawałek aby dojść do stacji Shella. Tam pytam się kierowców . Po chwili jadę już autopistą z ładną dziewczyną i jej niemowlakiem do LP.




Karnawał w Las Palmas







Wieczorem umawiam się z Michałem, zaprasza mnie do mieszkania. chillautujemy gramy na jego playstation 2 itp. Po pobudce około południa, planujemy iść na bodysurf na plażę. Pożyczam od Michała strój do surfingu, ma tylko jedną deskę z decathlonu Tribord, ale jakoś się podzielimy. Są całkiem duże fale, pełno profesjonalnych surferów. Wchodzę do wody z deską i czekam na moją fale życia ;). Łapię jedną ale nici z surfu, dopiero potem udaje mi się taką która zabiera mnie z dużą prędkością do samego brzegu. Michał z plaży kręci film jak łapie kolejne. Następnie zmiana i ja z aparatem w dłoni. Po udanym surfingu wracamy na mieszkanie. Michał kupił mi wcześniej przez internet za 100€ bilet lotniczy do Polski z wyspy na którą w krótce się udaje - Lanzarote. Moj karta nie obsługuje płatności online. Tak więc zapłacił swoją a ja mu wręczyłem równowartość w gotówce.
Któregoś tam dnia wieczorem idziemy na La Isletę gdzie obozuje jego kolega max i jego pies. Urządzamy tam kemping śpiąc w jaskini, w nocy niestety mamy przypływ i fale podpływają pod samą jaskinię. Musimy w nocy z Michałem budować i umocnic wał kamienny. Jakoś udaje nam się przespać bez podtopienia :)











Na spontanie wpadamy na pomysł umalowania mnie na Charliego Chaplina. Michał maluje mi wąsa, brwi i rzęsy. Mamy czarny rondelkowy kapelusz i czarną bluzę. Patrzę w lustro, no sobowtór Charliego Chaplina;). Michał jest przebrany a raczej umalowany za Leminga z niebieską peruką. Wychodzimy z mieszkania , a po chwili wchodzimy do mieszkania sąsiadów. Mają urodzinową imprezkę, dostajemy kawałek torta śpiewając sto lat. Następnie wędrujemy w stronę parku Santa Catalina gdzie jest największa karnawałowa impreza na wyspach Kanaryjskich. Tłumy pięknych przebranych dziewczyn. Jest duża scena, z głośną muzyką. Wszyscy piją, tańczą, robimy zdjęcia z innymi rożnymi przebierańcami. Tak schodzi nam impreza do późnej nocy. 






9 marzec 2014 Niedziela

Dziś udajemy się na kolejną karnawałową imprezę. Tym razem umawiamy się z naszą koleżanką Kasią na wieczór i idziemy bawić się razem. My z Michałem szykujemy makijaż, dziś Charlie Chaplin jest bardziej seksi ;). Michał przebiera się za Generała Che Guevare.Zapoznałem go również jakiś czas temu z moją znajomą Polką - Kasią, którą poznałem na roque nublo gdy byłem tam z Wiolą i Arturem tak więc wieczorem przyjeżdza do nas Kasia ubrana w kolorową sukienkę i czerwoną pęrukę. Ruszamy razem z butelką whisky na miasto. Dziś jest finałowa impreza karnawału, wcześniej w oceanie odbył się "pogrzeb sardynki" na zakończenie karnawału. Na przystanku spotykamy chłopaka z Kolumbii przebranego za Son Goku z Dragon Balla. Przyłącza się do nas i ruszamy razem na imprezę. Wchodzimy w tłum przebierańców i robimy fotki. Z różnymi osobami w różnych strojach. Następnie bawimy się pod sceną gdzie na niej śpiewają i tańczą piękne dziewczyny.















Rano po ogarnięciu się w mieszkaniu, postanawiamy iść na plażę na bodysurf, przyjeżdzamy tam z Kasią, Michał dojedzie później bo załatwia coś z mamą która przyleciała do niego w odwiedziny na Kanary. Dziś fale są ogromne, idę do wody z deską i próbuje złapać falę. Jedna z nich jest tak silna, iż spędzam dobre 20sekund pod wodą. Po wypłynięciu okazuję się, że z Tribordowej deski została połowa!! Ogromna fala połamała deskę, no to świetnie się dziś surfowało. W sumie cieszę się, że to nie ja tak wyglądam jak ta deska. Z drugiej strony Michał pewnie się wkurzy na mnie. Przychodzi potem ale jednak się nie przejmuje. Postanawiam mu oddać kasę za deskę. Jednak zabawa się nie kończy a dopiero zaczyna , łapiemy z Michałem fale bez desek i płyniemy. Wracamy na mieszkanie. Oddaję Michałowi 30€ za deskę. Bilet do Polski Mam kupiony z wyspy Lanzarote na 1 kwietnia 2014.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz