sobota, 8 listopada 2014

Przepiękne Średniowieczne miasteczko i Lizbona


12 sierpień 2013 Poniedziałek

Rankiem ruszam przed siebie dalej w dół w kierunku Lizbony w celu znalezienia kontenerowca na Azory. Przed wyjazdem słyszałem że jest to możliwe, ogarnięcie pracy na statku lub załapanie się na rejs przy jakimś farcie. Pakuję namiot i postanawiam wrócic do ronda i tam spróbować złapać stopa. Idę drogą poboczem bo lubię, gdy słyszę nadjeżdzające auta to się obracam i wystawiam kciuka w górę. Nie działa to w ogóle. Jak do tej pory nie miałem problemów ze stopem to odkąd wjechałem do Portugali jest gorzej. Lecz nie będę generalizował, bo jak już wiem każdy ma swoje własne doświadczenie. Ja mogę stać na tej samej drodze z 4 godziny bez skutku a inna osoba w tym samym miejscu złapie stopa 5 minutach. Teraz wiem już jak to ludzie uogólniają mówiąc że z autostopem w tym kraju czy miejscu jest fatalnie. Ja na początku też narzekałem, bo przy takiej ilości samochodów jak mijałem wcześniej i przejażdzka tym autobusem do miasta z mostem. Wydaje mi się że był to jeden z gorszych dni autostopowania. Wtedy człowiek ma tendencję do narzekania. Do tego jeszcze ludzie w aucie Ci mówią że kierowcy się boją zatrzymywać bo było pare historii w telewizji, że zamordowano kogoś. Puszcza się takie gówno na cały kraj bo było jeden czy dwa przypadki i potem zmienia to nastawienie do autostopowiczów i nikt się nie chce zatrzymać. Rozpierdolić wszystkie telewizory! Zastrasza się ludzi przez te wszystkie informacje z których 95% to wojny, zabójstwa, gwałty i wiele innych. Potem stoi sobie taki kapelusznik jak ja przy drodze z dużym plecakiem i kciukiem w górze chcący się dostać do stolicy Portugali a tu nic. O ktoś się lituje nade mną po ok 4km wędrówki chyba. Zatrzymuje się małżeństwo z którymi dojeżdzam do pobliskiej wioski Famalicao. Tutaj schodzę z narodowej drogi nr.242 i zgodnie z tym jak zapytałem lokalnego faceta o drogę do wlotu autostrady. Przechodzę przez tory kolejowe, popijam wodę z butelki i wkraczam do lasku. Nic tutaj nie jeździ prawie. Następnie gdy już dochodzę do jakiś domków zatrzymuje się van a nawet nie łapałem stopa. Minął mnie i sam się zatrzymał. W środku potężnie zbudowany kierowca przyjazny z twarzy oraz z trójką dzieci. Niemowlak na tyle z braciszkiem i dziewczynka z przodu. Pyta mnie dokąd się udaję? Odpowiadam że do Lizbony. On "to wsiadaj bo jadę w tym kierunku". Genialnie, pakujemy plecak do bagażnika , dziewczynka się przesiada a ja siadam na przodzie. Opowiadam o planie i podróży. Facet ma na imię Paul, mówi że jak jadę do Lizbony to może mnie wysadzić na stacji benzynowej na autostradzie. Po chwili jednak zmienia zdanie i mówi że ma lepszy pomysł, zawiezie mnie do średniowiecznego miasteczka Obidos, które mam koniecznie zobaczyć. Do Lizbony on będzie jechał jutro rano, jak chce to mogę się z nim zabrać. Super! Wymieniamy się numerem telefonu. 

Wysadza mnie na rondzie przed miasteczkiem. Na górze widnieje zamek. Idę w strone miasteczka. Jestem w Obidos co z łaciny chyba oznacza fortyfikacja.  Podchodzę pod potężny mur obronny. Tutaj kawałej dalej jest brama wejściowa z balkonikiem wyłożonym tymi płytkami ceramicznymi. Pełno turystów. We wnętrzu ukazuje mi się pełno średniowiecznych budynków. Wchodzę schodami na mury obronne. To co mi się ukazuję to coś przepięknego. Całe stare miasteczko jest otoczone średniowiecznymi murami dookoła i zamkiem w środku po drugiej stronie. Cofam się w czasie o dobre 1000 lat, takiego miasteczka moje oczy jeszcze nie widziały. Wędruję murem obronnym w stronę baszty. Następnie podziwiam z niej widoki. Wędruję ponownie murem w kierunku zamku. Okazuje się że się spóźniłem bo niedawno się zakończył średniowieczny festyn, podczas którego były organizowane walki rycerskie, jarmarki, tawerny, jedzenie pochodzące z czasów średniowiecza. Początki miasta Obidos datowane są na 308r p.n.e gdy to zostało założone przez Celtów. No to teraz to jednak zmieniam zdanie cofam się w czasie o 2321 lat! Schodzę z murów do specjalnie przygotowanych drewnianych domków na festyn średniowieczny który się już niestety zakończył. Ponad to miasteczko słynie z jeszcze innego festiwalu - festiwalu czekolady który odbywa się co roku jesienią. Zjeżdzają się tutaj z całego świata profesjonalni cukiernicy. Mistrzowie słodkiego rzemiosła przez kilka jesiennych dni przygotowują najwymyślniejsze wyroby; czekolady,trufle,lody,ciasta i napoje i wiele innych. Dodatkowo miasteczko słynie z wiśniowej nalewki - Ginjinha. Do produkcji likieru służą wiśnie z okolic miasteczka zebrane w odpowiednim okresie dojżewania. Spacerując uliczkami miasteczka można spróbować tego specjału którego wyrabianie jest kultywowane od wieków. Oglądam piękny zamek a następnie kontynuuję wędrówkę murem obronnym.  Miasteczko dosłownie wygląda jak z gry Assasins Creed. Tak też się czuję gdy siedzę na kominie, i chodzę po dachach miasteczka. Tak mnie zainspirował ten pomysł z gry że wdrażam to w życie. Niesamowite doświadczenie;) schodzę na dół i zwiedzam dolną część tego niesamowitego miasteczka. Jest tutaj facet w średniowiecznym kostiumie medyka z ptasim nosem gdy to w Europie panowała epidemia Dżumy czyli czarnej śmierci.
















Postanawiam sobie też dorobić, siadam na uliczce gdzie przechodzą turyści. Kładę mój kapelusz na bruku i zaczynam grać na mojej drumli, wpadają do niego pierwsze eurasy. Ludzie się uśmiechają i słuchają mojej gry na tym instrumencie. Jak zawsze najbardziej zainteresowane są dzieci i proszą od rodziców o pieniążką którego chcą koniecznie wrzucić. Gram ok 30 minut, nagle mój instrument pęka! No nie! No to pozamiatane i pograne. Już nie pogram sobie na moim instrumencie ani nie dorobie. Podliczam pieniążki i zarobiłem ok 10€. Wynik niesamowity jak dla mnie grania na streecie i zarobienia w tak krótkim czasie takiej kwoty. Zastanawiam się ile bym zarobił jeśli pograłbym parę godzin. Zachowuję instrument, bo może uda mi się go jakoś naprawić. Pieniążki mam to wychodzę z tego pięknego miasteczka i wędruję do supermarketu Pingo Doce na zakupy. Kupuję kiełbasę chorizo, ziemniaki, olej malutki. Do tego bułki, ciastka i sok w kartonie oraz wodę. Siadam na zewnątrz marketu, koło parkingu samochodowego. Kroję ziemniaki i smażę na mojej kuchence na oleju fryteczki - talarki ziemniaczane i podsmażam kiełbasę. I zajadam się na zielonej trawie pod marketem. Kontaktuje się z Paulem i jutro mam być o 5 rano na tym rondzie gdzie mnie wysadzał. Idę na górę i oglądam zachód słońca a potem rozkładam namiot pod średniowieczną wieżą zegarową z widokiem na miasto;). Pobudka o 4 nad ranem , zaczynam pakowanie namiotu. Całe miasteczko jest oświetlone przez światła latarni, na ulicy nie ma nikogo. Całe miasto śpi. Gdy oddalam się drogą w stronę ronda widać pięknie oświetlony zamek w Obidos.




Przyjeżdza Paul i zgarnia mnie z ronda. Teraz jedziemy autostradą w kierunku stolicy Portugali - Lizbony.Jak się okazuje Paul pracował wcześniej w służbach specjalnych w wojsku. Wykonywał misje na całym świecie. Uczestniczył również w wojnie w Byłej Jugosławii. Rozmawiamy o typach broni, mówi że jest fanem glocka. Teraz już nie pracuje dla wojska i jest strażnikiem więziennym i jedzie teraz do pracy. Dojeżdzamy do Lizbony, do jakiegoś zalesionego terenu koło autostrady. Tam wysadza mnie, chce mi podarować pieniądze. Ja mówię że nie chcę żadnych od niego, mówiąc że i tak mi pomógł i dzięki niemu zwiedziłem najpiękniejsze średniowieczne miasteczko na świecie - Obidos. On nalega żebym wziął kasę. Dziękuję mu serdecznie i w razie czego mam dzwonić do niego.Odjeżdza a ja trzymam w ręku 30€! No to ładnie mi kasą sypnął jak bym to miał przeliczyć na złotówki to właśnie otrzymałem 130zł! Idę drogą przez ten park i robię kanapki na ławcę i się posilam przed wędrówką przez Lizbonę, bo oczywiście jak zawsze nie mam zamiaru korzystać z transportu miejskiego. Z parku przechodzę do terenu zabudowanego zgodnie z moją nokiową mapą. Jestem koło jakiegoś uniwersytetu Technicznego. Tutaj z góry widać już całe miasto. Przechodzę kawałek niżej i jestem na placu ze świetną zabytkową wieżą zegarową z kogutem na górze. Mało tego zaraz obok znajduje się piękny pałac - palacio nacional da ajuda. Zaraz obok gdy przechadzam się ulicą w dół jest jakiś potężny ogród, brama jest otwarta to wchodzę do środka. Jak się okazuje jest to przepiękny ogród botaniczny - Jardim Botanico da Ajud przepięknymi roślinami, żywopłotami i pawiami. Kontynuuję wędrówkę w dół miasta do dzielnicy Belem znajduje się tutaj przepiękny klasztor Hieronimitów (Mosterio dos Jeronimos). Po drugiej stronie ulicy mały park i fontanny. Dalej już jestem w rzecznym porcie tutaj przy samej wodzie piękny biały Pomnik Odkrywców. Jestem przy brzegu rzeki gdzie jest dreptak. Pełno tu biegających ludzi i śmigających na rowerze. Kieruje się teraz na wschód wzdłuż rzeki w kierunku tego przepotężnego mostu w Lizbonie. Po drodzę widzę jakąś budkę z rowerowym serwisem. Pytam faceta o to czy nie ma jakiś łatek bo przebiła mi się już w Hiszpanii moja mata samopompująca do spania i uchodzi z niej całe powietrze prawie. Pokazuje mi jakiś zafoliowany zestaw naprawczy za 8€. Mówię że to za dużo stanowczo a poza tym chciałbym żeby on mi tutaj to zrobił na miejscu, jako profesjonalista. Pokazuje mi jakąś okrągłą łatkę i mówi że mi naprawi. Pyta mnie skąd przybywam. Odpowiadam że z Polski autostopem tu przyjechałem. On na to że "chyba żartujesz?" i każe mi opowiadać o podróży. Łatamy matę w miejscu przebicia, najpierw polał wodą całą i sprawdziliśmy gdzie jest dziura. Dziękuje mu serdecznie i pytam ile płaacę. On że ani centa i życzy mi udanej podróży i owocnych poszukiwań łodzi na Amerykę. Ruszam dalej i dochodzę do mostu Vasco da Gama (ponte vasco da gama) jest on najdłuższym mostem w Europie ma 17 km długości, 6 pasów i 30m szerokości i 150m wysokości poza tym wygląda tak samo jak most z San Francisco. Spina brzegi rzeki Tag. Jest tak poteżny i zajebisty że mówię mu stanowcze TAG! Siedzę koło niego na brzegu rzeki i podziwiam most. Stamtąd udaję się już stąd ulicą przy porcie, mijam kolejne pałace. Dochodzę do pięknego ratusza , potem na ogromny plac główny - praca do Comercio z pomnikiem i pięknymi budynkami dookoła. Na wprost ogromny kamienny portal - Arco da rua Augusta.W Zabytkowej uliczce skręcam na wschód i zgodnie z mapką którą zabrałem z centrum informacji turystycznej udaję się w stronę zabytkowych kościołów takich jak Igreja da Magdalena, Igreja de Santo Antonio de Lisboa a następnie do pięknej katedry Naświętszej Maryi Panny wybudowanej w 1150r która upamiętnia wyzwolenie miasta spod władzy Maurów. Teraz obieram kierunek północny jakimiś wąskimi i zabytkowymi uliczkami i doprowadza mnie do zamku św. jerzego(Castelo de Sao Jorge) położonego na wzgórzu. Został on wybudowany w XII wieku przez Maurów. Niestety wstęp jest płatny, są tutaj elektroniczne bramki obrotowe z czytnikiem na bilety oraz ochroniaże. Oglądam więc zamek z zewnątrz bo nie mam zamiaru płacic za wstęp grubych euro. Od zamku udaję się uliczkami w dół i dochodzę na plac Martim Moniz, stąd koło przechodzę na plac - praca Dom Pedro IV, a stamtąd na kolejny plac - praca dos Restauradores z kolejnym pomnikiem. Stąd do góry biegnie główna droga Av. Da Liberdade z cholernie długim parkiem który doprowadza do ogromnego ronda z pomnikiem - praca Marques de Pombal. Powoli zmierzam na wylot z miasta gdzieś szukać miejsca na namiot. Idę od tego ronda główną drogą av. Eng. duarte pacheco. Wyżej jest jakaś duża galeria handlowa - Jumbo. Widać tam napis Mc Donalds. Jestem głodny tak więc pora się porządnie i kalorycznie najeść. Wchodzę do galerii i idę na pierwsze piętro. Mc Donalds jest po dwóch stronach korytarza. Dostałem od Paula dziś rano te 30€ a więc trzeba się najeść. Zamawiam ileś tam chikenburgerów, frytki i napój. Do tego mam internet a więc jest genialnie. Ogarniam też mapę na telefonie i widzę że muszę kontynuuować wędrówkę w kierunku autostrady bo jest tam jakiś teren zaznaczony na zielono. A więc prawdopodopnie bez terenu zabudowanego. Po kolacji udaję się tą drogą. Muszę zejść w stronę domków. Już się robi prawie ciemno, a ja akurat wchodzę w jakąś biedniejszą dzielnice i to ze ślepą uliczką. Gaz w kieszeni i ręka na pulsie. Muszę wrócić, ludzie mnie obserwują. Pytam jednego dziadka jak dojść do jakiejś tam uliczki. Kieruje mnie ulicą w dół. Zapadł już zmrok, muszę znaleźć miejsce na spanie bo nie podróżuje w nocy. Schodzę do głównej drogi przechodzę pod tą autostradą. Udaję się wyżej do góry tutaj droga rozwidla się na zjazdy w tym na autostradę. Ja zaraz przy autostradzie znajduję jakąś zarośniętą ścieżkę. Nie ma tu nikogo. Rozbijam tam namiot pomiędzy jakimiś chwastami. Chodziłem po mieście cały dzień.Nie wiem ile kilometrów przeszedłem ale ciesze się zwiedziłem tą piękną stolicę Portugalii. Jutro wyruszam z buta ponownie tym razem do portu szukać statku. Zmęczony padam spać na moją naprawioną matę samopompującą.


























Brak komentarzy:

Prześlij komentarz