czwartek, 13 listopada 2014

Dwutygodniowy couchsurfing !



21 lipiec 2014 Poniedziałek

Rankiem pakuję wszystko i wyruszam na plac siadając koło pomnika. O umówionej godzinie zjawia się Victoria, kobieta o ciemnej Indiańskiej karnacji w średnim wieku bardzo sympatyczna. Przedstawiam się i idziemy w stronę tego hostalu gdzie spałem, koło mercado wsiadamy do tego 3 kołowego motoru z drzwiami, daszkiem. Jedziemy w górę od centrum ulicą Grau, dojeżdzając na plac Santa Anna. Stąd pylistą drogą, wkraczamy w strefę biednej dzielnicy z ubogo wyglądającymi domkami. Wyżej droga jest bardziej stroma i jesteśmy na terenie poza miastem z drzewami eukaliptusowymi, agawami i żółtawymi trawami. Jej domek zbudowany jest z cegły, mały ogródek. Do tego położony powyżej miasta, zupełnie oddalony od hałasu i spalin, to miejsce wygląda jak mała wioska. Zaprasza mnie do środka, gdzie we wnętrzu ściany z cegieł, trochę mebli i pełno tekstyli - artesania, którą tworzą i żyja. Jej mąż Jimmy Sosa właśnie jest w Cusco, pojechał tam sprzedawać ich wyroby. Mają dwójkę dzieci które są właśnie w szkole. 

Victoria pokazuje mi mój pokój z materacem, jednym biurkiem i atlasem do ćwiczeń. Pytam ilę mogę zostać bo host na 2 nocki jest, ona odpowiada, że tydzień czy dwa to nie problem. Potem zaprasza mnie na obiad, przed obiadem oni odmawiają modlitwę. Jest pyszna zupka i kurczak z ryżem i ziemniakami. Przychodzi w trakcie jego spożywania jej młodszy syn Gherson, następnie starszy Danny. Opowiadam im o mojej podróży o moim kraju. Po obiedzie idę z Ghersonem na jego uczelnie bo występuje na przedstawieniu. Uczęszcza do liceum na kierunku informatyka. Na placu przed uczelnią pełno młodzieży. Organizują występy taneczne, dla każdej z klas. Jest trójka jury, która ocenia występy. Zaczynają się tańce typowe dla Peruwiańskiej kultury Quechua, każdy występ jest inny, w kolorowych strojach lub typowo wiejskie tańce w stylu Quinua, przerzucają siano, pracując i tańcząc przy tym z kobietami. Walczą też o nie w zabawnym stylu. Wracamy po występie Ghersona na piechotę do domu po drodze na placu kupując moje ulubione ziemniaczane chrupiące bułeczki z warzywkami w środku. Kolację zjadam więc z trudem w domku. Pytam o której wstają na śniadanie. Pobudkę mają ok 7.00 a śniadanie jakoś przed 8.00. Kładę się na moim dużym materacu z dwoma kocami i zasypiam. Nie bedę się rozpisywał dużo o Ayacucho bo jak się okazało mieszkałem z couchsurfingową rodzinką przez okres aż dwóch tygodni. Napiszę tylko po krótce co w tym czasie się działo. 

Przez ten okres w Ayacucho, jem śniadanka z rodzinką na które przeważnie jest napój z aveny czyli owsianki i bułki z masłem, potem relaksuję się w domku przy ebookach i filmach na telefonie lub chadzam do miasta do kafejki internetowej, tudzież mercado po zakup owoców. Poznaję też stoisko gdzie rodzinka sprzedaje swoje tekstylia - artesanie. Coś pięknie kolorowego, dywaniki, poduszki, bransolety materiałowe na nadgarstek, które robi Gherson i daje mi jedną w prezencie. Oni należą do Kościoła Mormonów, jakiegoś odłamu Katolicyzmu, idę więc z nimi na niedzielną mszę, która zaczyna się od poczęstunku chlebem, następnie kieliszkiem wody, śpiewa się psalmy jakieś. Generalnie rozmawia przy mównicy, brak jakiegokolwiek krzyża w tej świątyni. Wygląda to bardziej jak salka. Tak więc poznaję ich kulturę i religię, idę też na meczyk piłki nożnej i gram z kolegami Ghersona 17 lat i Dannego 19 lat. W domu postanawiam zrobić dla nich typową Polską potrawę czyli pierogi ruskie. Smakuję im bardzo z podsmażoną cebulką i masełkiem. Sam zajadam się jak opętany bo to moja pierwsza Polska potrawa w Ameryce Płd. Omnomnom;). Któregoś dnia gotuję pierożki ze szpinakiem i białym serem w środku oraz z moim ulubionym dodatkiem roztopiony żółtym serem na wierzchu. Z tego co mi mówią, pierogi ze szpinakiem wymiatają;).









Pyszne obiadki i kolacje. Prawie zawsze na stole jest napój chicha oraz cancha tostada - czyli kukurydza która strzela jak popcorn gdy podsmażmy ją na oleju. Jest o wiele większa i bardziej chrupiąca z dużą ilością białka. Jest to mój ulubiony przysmak. Rodzinka nie ma toalety tak ps. Ani prysznica już nie wspominając o ciepłej wodzie, która tutaj w Peru jest luksusem w większości zabudowań poza centrum miasta i w małych wioskach. Także żyję w spartańskich warunkach jak inni couchsurferzy przede mną u tej miłej rodzinki. Kąpiele z wiadra tylko, toalety na łonie natury. Doświadczam więc pięknego Peruwiańskiego życia w zgodzie z naturą. Na zewnątrz rodzinka ma piecyk, w który generalnie rozpalają ogień do gotowania większej ilości jedzonka. Poznaję w pierwszym tygodniu ojca chłopaków Jimniego. Pomagam w przyrządzaniu posiłków, w burzeniu muru z kamieni bo będą stawiać mur z bloków błotnych z których tu w Peru buduje się domy poza centrum miasta. W piątek 25 lipca 2014 rozpoczyna się impreza. Uczestniczymy z Ghersonem i Victorią w imprezie niedaleko bo niżej na placu Św. Anny przy Kościółku.

 Fiesta zaczyna się od podpalenia stosów traw przez malutkie dzieciaczki, płoną one na całym placu, następnie kolejną atrakcją są 2 zamki drewniane - castillony, na których zamontowane są fajerwerki. Facet podpala dolną część zamku i zaczynają się dźwiękowe kręcące się fajerwerki o pięknych różnorakich kolorach, następnie wyżej kolejne spirale i ognie z iskrami, tak pięknych fajerwerków jeszcze nie widziałem, ogień dociera na górę zamku i finalne wirowania i  piękne wzory, fajerwerki strzelają następnie w powietrze. Po placu biega facet byk - toro z strzelającymi i wirującymi iskrami straszący ludzi. Odpalony zostaje drugi castillon, podaje się darmowe napoje pyszne - ponche con leche, oraz chichę. Po finalnym ukoronowaniu fiesty fajerwerkami wracamy do domu. Kolejnego dnia na tym samym placu odbywa się fiesta z bykami, które wypuszczane są z ciężarówki i kontrolowane przez kilku chłopaków trzymających byki na linach. Biegają po placu goniąc lokalnych śmiałków, niektórzy dostają rogami po dupie. Co najlepsze dziś na placu rozdają butelki darmowego piwka. No nie wierzę, fiesta na maksa. Do tego duże butelki w Peru mają pojemność ponad 600ml. Obalam 3 butle najlepszego piwa w Peru tj. Cusqueńa, Pilsen i Cristal oglądając wraz z tłumami ludzi te byczki.









Któregoś dnia wraz z Dannym i jego ojcem Jimmim jedziemy za miasto do małej wioski Rancha. Tutaj odbywa się kolejna fiesta, pełno straganów z jedzeniem i tekstyliami, wszyscy obserwują jedynego białego czyli mnie. Słyszę dookoła "Gringo, Gringo". Jedna babka siedząca na ziemi z dzieckiem gdy koło niej przechodzę dotyka mojej nogi i głaszcze moją skórę, aż taką atrakcją jestem dla tych Peruwiańskich Indian. Jest tu mała arena na której będą walki z bykami. Tu kolejne głosy "Gringo, Gringo" jacyś miejscowi pijacy gdy podchodzimy do bramki z bykami witają mnie w swojej wiosce i polewają kieliszek spirytusu, jeszcze nie zdążyłem do wypić a z drugiej strony kolejni ludzie nawołują i zapraszają na darmowe jedzenie które tu się podaje. Takiej gościnności i zainteresowania moją osobą się niespodziewałem. W tak małej wiosce, raczej turystów się nikt nie spodziewa, wszyscy są w Ayacucho. Dostaję potrawę -  puka czyli ziemniaki z ryżem i gęstym sosem, do tego jedna babka chodzi polewając colę firmy KR, do plastykowych kubeczków. Stojący obok ludzie pytają skąd przybywam, odpowiadam, że z Polski. Nikt nie ma pojęcia co to za kraj i gdzie to jest dopiero jak mówię, że kraj Jana Pawła II Papieża to kojarzą i mówią "aaaaa" wszyscy tu znają Papieża Polaka, wdrażam też trochę geografii i wyjaśniam, że mamy granicę z Niemcami i Ukrainą na której teraz trwa wojna o Krym. Także może bardziej skojarzą albo sprawdzą sobie na mapie bądź globusie;)

Dostaję dokładkę pysznego - puka oraz dolewkę coli. Wędrujemy na stadion, tutaj odbywają się dookoła błotnistego jeziorka wyścigi konne, jeźdzami są małe dzieciaki, dookoła na trawie powyżej toru pełno ludzi siedzi. Wszyscy patrzą na jedynego Gringo w tej wiosce. Zajmujemy miejsce i oglądamy zawody, potem pare razy dzieciaki tracą kontrolę nad końmi, jeden z nich biegnie w naszą stronę. Ludzie się rozbiegają, na szczęście nikomu nic się nie staje. Na trawie na placu po zawodach, gramy w piłkę nożną z jakimś znajomym Jimmiego i młodzieżą. 








Wieczorkiem po meczu jedziemy wszyscy spowrotem do Ayacucho na ciężarówce. Chadzam również do kafejki internetowet w której mają szybki internet a godzina to kosz 1 sola a więc ok 1.20zł. Tam podpinam mój 1TB dysk twardy i ściągam mnóstwo nowych filmów i serali. Wpadam na genialny pomysł, ściągam i instaluję Steam oraz ściągam na dysk Grę Teamfortress 2, w którą potem wymiatam godzinami grając online na steam;). Poniżej link do filmiku full hd z niesamowitego fajerwerkowego castillonu:
https://www.youtube.com/watch?v=Iz7Mqxsm4dM



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz