21 lipiec 2014 Poniedziałek
Rankiem pakuję wszystko i wyruszam na plac siadając koło pomnika. O umówionej godzinie zjawia się Victoria, kobieta o ciemnej Indiańskiej karnacji w średnim wieku bardzo sympatyczna. Przedstawiam się i idziemy w stronę tego hostalu gdzie spałem, koło mercado wsiadamy do tego 3 kołowego motoru z drzwiami, daszkiem. Jedziemy w górę od centrum ulicą Grau, dojeżdzając na plac Santa Anna. Stąd pylistą drogą, wkraczamy w strefę biednej dzielnicy z ubogo wyglądającymi domkami. Wyżej droga jest bardziej stroma i jesteśmy na terenie poza miastem z drzewami eukaliptusowymi, agawami i żółtawymi trawami. Jej domek zbudowany jest z cegły, mały ogródek. Do tego położony powyżej miasta, zupełnie oddalony od hałasu i spalin, to miejsce wygląda jak mała wioska. Zaprasza mnie do środka, gdzie we wnętrzu ściany z cegieł, trochę mebli i pełno tekstyli - artesania, którą tworzą i żyja. Jej mąż Jimmy Sosa właśnie jest w Cusco, pojechał tam sprzedawać ich wyroby. Mają dwójkę dzieci które są właśnie w szkole.
Victoria pokazuje
mi mój pokój z materacem, jednym biurkiem i atlasem do ćwiczeń. Pytam ilę mogę
zostać bo host na 2 nocki jest, ona odpowiada, że tydzień czy dwa to nie
problem. Potem zaprasza mnie na obiad, przed obiadem oni odmawiają modlitwę.
Jest pyszna zupka i kurczak z ryżem i ziemniakami. Przychodzi w trakcie jego
spożywania jej młodszy syn Gherson, następnie starszy Danny. Opowiadam im o
mojej podróży o moim kraju. Po obiedzie idę z Ghersonem na jego uczelnie bo
występuje na przedstawieniu. Uczęszcza do liceum na kierunku informatyka. Na
placu przed uczelnią pełno młodzieży. Organizują występy taneczne, dla każdej z
klas. Jest trójka jury, która ocenia występy. Zaczynają się tańce typowe dla
Peruwiańskiej kultury Quechua, każdy występ jest inny, w kolorowych strojach
lub typowo wiejskie tańce w stylu Quinua, przerzucają siano, pracując i tańcząc
przy tym z kobietami. Walczą też o nie w zabawnym stylu. Wracamy po występie
Ghersona na piechotę do domu po drodze na placu kupując moje ulubione
ziemniaczane chrupiące bułeczki z warzywkami w środku. Kolację zjadam więc z
trudem w domku. Pytam o której wstają na śniadanie. Pobudkę mają ok 7.00 a
śniadanie jakoś przed 8.00. Kładę się na moim dużym materacu z dwoma kocami i
zasypiam. Nie bedę się rozpisywał dużo o Ayacucho bo jak się okazało mieszkałem
z couchsurfingową rodzinką przez okres aż dwóch tygodni. Napiszę tylko po
krótce co w tym czasie się działo.
Przez ten okres w
Ayacucho, jem śniadanka z rodzinką na które przeważnie jest napój z aveny czyli
owsianki i bułki z masłem, potem relaksuję się w domku przy ebookach i filmach
na telefonie lub chadzam do miasta do kafejki internetowej, tudzież mercado po
zakup owoców. Poznaję też stoisko gdzie rodzinka sprzedaje swoje tekstylia -
artesanie. Coś pięknie kolorowego, dywaniki, poduszki, bransolety materiałowe
na nadgarstek, które robi Gherson i daje mi jedną w prezencie. Oni należą do
Kościoła Mormonów, jakiegoś odłamu Katolicyzmu, idę więc z nimi na niedzielną
mszę, która zaczyna się od poczęstunku chlebem, następnie kieliszkiem wody,
śpiewa się psalmy jakieś. Generalnie rozmawia przy mównicy, brak jakiegokolwiek
krzyża w tej świątyni. Wygląda to bardziej jak salka. Tak więc poznaję ich
kulturę i religię, idę też na meczyk piłki nożnej i gram z kolegami Ghersona 17
lat i Dannego 19 lat. W domu postanawiam zrobić dla nich typową Polską potrawę
czyli pierogi ruskie. Smakuję im bardzo z podsmażoną cebulką i masełkiem. Sam
zajadam się jak opętany bo to moja pierwsza Polska potrawa w Ameryce Płd.
Omnomnom;). Któregoś dnia gotuję pierożki ze szpinakiem i białym serem w środku
oraz z moim ulubionym dodatkiem roztopiony żółtym serem na wierzchu. Z tego co
mi mówią, pierogi ze szpinakiem wymiatają;).
Pyszne obiadki i
kolacje. Prawie zawsze na stole jest napój chicha oraz cancha tostada - czyli
kukurydza która strzela jak popcorn gdy podsmażmy ją na oleju. Jest o wiele
większa i bardziej chrupiąca z dużą ilością białka. Jest to mój ulubiony
przysmak. Rodzinka nie ma toalety tak ps. Ani prysznica już nie wspominając o
ciepłej wodzie, która tutaj w Peru jest luksusem w większości zabudowań poza
centrum miasta i w małych wioskach. Także żyję w spartańskich warunkach jak
inni couchsurferzy przede mną u tej miłej rodzinki. Kąpiele z wiadra tylko,
toalety na łonie natury. Doświadczam więc pięknego Peruwiańskiego życia w
zgodzie z naturą. Na zewnątrz rodzinka ma piecyk, w który generalnie rozpalają
ogień do gotowania większej ilości jedzonka. Poznaję w pierwszym tygodniu ojca
chłopaków Jimniego. Pomagam w przyrządzaniu posiłków, w burzeniu muru z kamieni
bo będą stawiać mur z bloków błotnych z których tu w Peru buduje się domy poza
centrum miasta. W piątek 25 lipca 2014 rozpoczyna się impreza. Uczestniczymy z
Ghersonem i Victorią w imprezie niedaleko bo niżej na placu Św. Anny przy
Kościółku.
Fiesta zaczyna
się od podpalenia stosów traw przez malutkie dzieciaczki, płoną one na całym
placu, następnie kolejną atrakcją są 2 zamki drewniane - castillony, na których
zamontowane są fajerwerki. Facet podpala dolną część zamku i zaczynają się
dźwiękowe kręcące się fajerwerki o pięknych różnorakich kolorach, następnie
wyżej kolejne spirale i ognie z iskrami, tak pięknych fajerwerków jeszcze nie
widziałem, ogień dociera na górę zamku i finalne wirowania i piękne wzory, fajerwerki strzelają następnie
w powietrze. Po placu biega facet byk - toro z strzelającymi i wirującymi iskrami
straszący ludzi. Odpalony zostaje drugi castillon, podaje się darmowe napoje
pyszne - ponche con leche, oraz chichę. Po finalnym ukoronowaniu fiesty
fajerwerkami wracamy do domu. Kolejnego dnia na tym samym placu odbywa się
fiesta z bykami, które wypuszczane są z ciężarówki i kontrolowane przez kilku
chłopaków trzymających byki na linach. Biegają po placu goniąc lokalnych
śmiałków, niektórzy dostają rogami po dupie. Co najlepsze dziś na placu rozdają
butelki darmowego piwka. No nie wierzę, fiesta na maksa. Do tego duże butelki w
Peru mają pojemność ponad 600ml. Obalam 3 butle najlepszego piwa w Peru tj.
Cusqueńa, Pilsen i Cristal oglądając wraz z tłumami ludzi te byczki.
Dostaję dokładkę
pysznego - puka oraz dolewkę coli. Wędrujemy na stadion, tutaj odbywają się
dookoła błotnistego jeziorka wyścigi konne, jeźdzami są małe dzieciaki, dookoła
na trawie powyżej toru pełno ludzi siedzi. Wszyscy patrzą na jedynego Gringo w
tej wiosce. Zajmujemy miejsce i oglądamy zawody, potem pare razy dzieciaki
tracą kontrolę nad końmi, jeden z nich biegnie w naszą stronę. Ludzie się
rozbiegają, na szczęście nikomu nic się nie staje. Na trawie na placu po
zawodach, gramy w piłkę nożną z jakimś znajomym Jimmiego i młodzieżą.
Wieczorkiem po meczu jedziemy wszyscy spowrotem do Ayacucho na ciężarówce.
Chadzam również do kafejki internetowet w której mają szybki internet a godzina
to kosz 1 sola a więc ok 1.20zł. Tam podpinam mój 1TB dysk twardy i ściągam
mnóstwo nowych filmów i serali. Wpadam na genialny pomysł, ściągam i instaluję
Steam oraz ściągam na dysk Grę Teamfortress 2, w którą potem wymiatam godzinami
grając online na steam;). Poniżej link do filmiku full hd z niesamowitego fajerwerkowego castillonu:
https://www.youtube.com/watch?v=Iz7Mqxsm4dM
https://www.youtube.com/watch?v=Iz7Mqxsm4dM
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz