15 sierpień 2013 Czwartek
Po zwiedzeniu
pomnika Chrystusa Króla i nieprzyjemnej nocy czas ruszać dalej na południe.
Jestem w mieście Almada. Wyznaczam sobię drogę na mapię kierującą do wlotu na
autostradę i obranie Kierunku do większego miasta Setubal. Idę przez miasto do
jest tutaj sklep Pingo Doce. Kupuję tam sok w kartonie i zmierzam do miasta do
centrum. Jest tutaj ulica prowadząca do autostrady. Stoję z kciukiem w górze i tabliczką
Setubal. Nikt się nie chce zatrzymać. Przechodzę więc mostem nad drogą i jestem
w zielonym parku - viveiro do Parque da Paz. Który biegnie przy samej
autostradzie. Potem nawet na nią wchodzę i próbuje złapać stopa przed zjazdem
do galerii handlowej. Wracam spowrotem na dół pod most i idę przez kolejną
część parku dochodząc do jakiegoś miasta albo części tego w którym byłem. Idę
główną narodową drogą, jedzie pełno aut ale nikt się nie chce zatrzymać gdy
pokazuje karton z napisem kolejnej miejscowości - Amora. Dopiero jakiś facet
się zatrzymuje jak już jestem po dłuższej wędrówce. Zawozi mnie do tej
miejscowości na jej sam wylot. Tutaj zmieniam tabliczkę na - Setubal i czekam
przy drodze przy jakiejś fabryce. Zatrzymuje się wytatuowany chłopak z dziewczyną,
pytają mnie o podróż. Rozmawiamy również o Amerykańskich serialach które znają
oni bardzo dobrze Typu The Walking Dead, Breaking Bad, Dexter, Californication.
Wysadzają mnie w jakiejś wiosce przy głównej drodze z drzewami i zakrętem! Tam
za chwilę zatrzymuje się ziomeczek i mówi że jedzie do Setubal - zajebiście!
Wsiadam do auta po uprzednim upchaniu mojego ogromnego plecaka na tył. Chłopak
ma na imię Luis i studiuje weterynarię. Dojeżdzamy do tej miescowości Setubal.
Jak się dowiaduje jedzie dalej na południe jeszcze niedaleko portowej
miejscowości Sines. Ok ciśniemy w tamtym kierunku. Dojeżdzamy do miasteczka w
którym mieszka a mianowicie Santiago do Cacem. Zaprasza mnie na piwo do
restauracji w miasteczku. Pytam czy wie może czy z Sines odpływają jakieś
statki na Azory? On że jest tam duży port handlowy i musiałbym sprawdzić. Poza
tym dziś w Sines jest jakaś fiesta wieczorem. Wymieniamy się numerami telefonów
i da mi znać jak tam się zjawią. Dziękuję ziomeczkowi Luisowi za piwko. On
wraca do domu bo musi pomóc rodzicom. Ja udaję się na wylot tego małego
miasteczka i udaje mi się po jakiś 40min złapać stopa ze stacji benzynowej.
Zatrzymuje się bus z dwoma facetami i jedną kobietą w środku. Wyglądają trochę
podejrzanie jak dla mnie, ale co tam wsiadam. Jak się po chwili okazuje są z
Rumunii. To już wiem dlaczego tak podejrzanie wyglądają. Droga przebiega bez
kłopotów. Wjeżdzamy w strefę szarych chmur, a przed chwilą było tak pięknie i
słonecznie. Dojeżdzamy do Sines i podjeżdzamy pod jakiś hotel, zabieramy
siostrę tej kobiety która tam pracuje. Dojeżdzamy nad malutki jachtowy port,
pełno tu lokalików i pubów. Miasto jest okropnie brzydkie i do tego ta pogoda.
Dziękuje rodzince z Rumunii za autostop i idę nad brzeg oceanu. Jest paskudnie
tutaj do tego pałęta się pełno wygłodniałych kotów na falochronie. Jem tylko
kanapki i ciastka i udaję się do lokalnej restauracji. Pytam kelnerki czy
mógłbym podładować baterie? Ona wskazuje mi stolik i kontakt. Pytam jeszcze o
hasło do wifi jak zawsze po zapytaniu o podładowanie baterii i jak zawsze bez problemu je otrzymuje;).
Luiz przyjeżdza z kolegą ok 21.00 i pakujemy się do samochodu. Podjeżdzamy do
portu na parking gdzie już stoi już pełno samochodów. Zostawiam plecak w bagażniku.
Idziemy razem w strone straganów, sprzedaje się tutaj ręcznie wyszywane dywany,
jedzenie. Próbujemy najpierw ślimaki! Wyglądają jak te które w Polsce łażą po
ścianach i są malutkie. Biorę wykałaczkę i zjadam ślmaka po raz pierwszy w moim
życiu. Byłem na początku przed spróbowaniem obrzydzony ale przełamałem się i
jednak było warto bo ślimaczej przepyszny i smakuje jak grzybki marynowane.
Następnie próbujemy fasolki - tremocho,które smakują jak żółty ser. Coś
pysznego. Poza tym podaje się je gdy zamawiamy piwko w pubie. Tłumy ludzi tutaj
są, Luiz wspomina że tutaj w tym mieście urodził się Portugalski znany odkrywca
Vasco da Gama. Probujemy jakiś serów i potem przechodzimy dalej pod scenę gdzie
gra muzyka i jakieś lokalne zespoły. Kupujemy piwko Sagres moje ulubione
Portugalskie. Potem siadamy pod parasolami i zamawiamy cały woreczek fasolek
tremocho do tego piwka. Po imprezce chłopaki pytają się czy zostaje tu dłużej w
mieście. Sam nie wiem chyba ruszam dalej na południe jutro z rańca. Mówią mi że
koniecznie muszę podróżować wybrzeżem bo od Sines zaczynają się przepiękne
plaże. Podwożą mnie za miasto w stronę jakiś fabryk. Wysadzają w nocy tam bo
jak dla mnie to miejsce jest idealne na nocleg. Po lewej stronie jest jakieś
zbocze mam zamiar tam wejść. Żegnam się z moimi nowymi przyjaciółmi. Odjeżdzają
do swojej miejscowości a ja wspinam się na to zbocze. Są tutaj jakieś krzaki i
piasek. Rozkładam tylko matę i śpiwór i układam się do snu. Zasypiam jak
dziecko na łonie natury. Nocka była jak
zawsze cieplutka i ani razu się nie obudziłem.
Rankiem wstaję i
podziwiam stąd widok na ogromny port handlowy. Pakuję się po zjedzeniu
śniadania. Idę nasypem wzdłuż drogi i spotykam potem schodzę na dół i spotykam
na ulicy dziewczynę, wędrującą z plecakiem i kijkiem ma na imię Ana i robi
Portugalską drogę świętego Jakuba, na dodatek sama! Idziemy razem opowiadam jej
o mojej nietypowej drodze do Santiago de Compostela.
Idziemy razem do
jakiegoś skrzyżowania, potem odbijamy w zwykłą drogę z tej narodowej. I
jesteśmy po chwili już na plaży z mnóstwem turystów, są tutaj jakieś
restauracyjki. Całe wybrzeże od Sines aż po Sagres czyli już południowe
wybrzeże Portugalii. Planujemy iść teraz przy samym brzegu oceanu, idziemy więc
po jakiś wydmach z roślinkami. Przepiękny widok z błękitem oceanu, potem
wędrówka staje się trudna bo piasek utrudnia wędrówkę z cieżkimi plecakami
bynajmniej moim. Ana zmierza do tej samej miescowości co ja Porto Covo. Wpadam
na pomysł złapania stopa. Przy jakiejś kolejnej restauracji pare kilometrów
dalej skręcamy i łapiemy już po chwili stopa. Podjeżdzamy z facetem daleko
przed miastem i tu wysiadamy. To co tutaj się ukazuje to cudowny widok plaż, z
pięknymi i kształtnymi skałami. Naprawdę coś niesamowitego, idziemy ścieżką
wzdłuż. Ana podróżuje korzystając z couchsurfingu. W tym miasteczku ma się udać
do jakiejś rodzinki na kemping. Przechodzimy piękne plaże i jesteśmy w
miasteczku. Ja w pewnym momencie gdy idę odczuwam silny ból w prawej stopie i
nie mogę dosłownie iść tak boli mnie. Muszę usiąść, zauważam że prawa stopa
jest opuchnięta. Chyba uszkodziłem sobie ścięgno po grzbietowej stronie stopy.
Zakładam plecak i jakoś kuśtykając dochodzę pod bramę kempingu. Ana idzie
szukać tej kobiety.
Ja czekam i
masuję stopę no to się załatwiłem. Tak sobie myśle że to przez to że nosiłem
ten cholernie ciężki plecak i łaziłem cały czas w sandałach z cienką podeszwą.
Ana mówi że weźmie mój plecak i mi poniesie.Przy jej wzroście z moim plecakiem
wygląda istnie komicznie. Pełno tutaj przyczep kempingowych i namiotów. Keming
jest ładny i zielony z mnóstwem drzew. Witam się ze starszym małżeństwem. Ana
mnie przedstawia. Starsza para jest spoko i Hipi! Opowiada babka po angielsku
jak to jeździli z dziadkiem po Europie za młodu.
Dostajemy trochę
ciastek i bułek z czekoladą. Ana robi pranid w kempingowych łazienkach,
następnie zostawiamy plecaki i idziemy w stronę oceanu. Jest tutaj pełno skałek
w wodzie, małe plażowe jaskinie. Piękna błękitna woda i te różnokształtne skały
to coś niesamowitego. Porto Covo - takie małe miasteczko a jakie piękne wybrzeże
posiada. uderzamy do miasteczka robie
małe zakupy i idziemy na plażę. Piękne skały, piaseczek. Pływam pod tymi
skałami w małej zatoczce. Ana przytargała ze sobą przewodnik Portugalii.
Pokauzje mi plaże przepiękne ze skałami niesamowitymi, a wszystko to od tego
punktu gdzie się spotkalismy czyli Sines aż na dół na południe do Sagres. Ana
chce tam dojść na piechotę. Oglądam te piękne zdjęcia plaż i spisuje ich nazwy
oraz zaznaczam na mojej mapie w telefonie. Potem pora coś zjeść.
Wracamy do miasteczka i tam idziemy do jakiegoś baru, sprzedają też pizze. Zamawiamy więc jedną na pół i do tego colę. Po posiłku zwiedzamy centrum miasteczka. Z moją stopą narazie w porządku, jakoś się rozchodziło i mogę narazie chodzić normalnie. Wracamy na kemping. Po wspólnie spędzony wieczorze. Pytają się czy zostaję tu na noc. Trzeba płacić za miejsce w euro i to chyba z ponad 5€. Daję sobie spokój. Mówię że idę za kemping gdzieś rozbić namiot. Umawiam się z Aną na jutro jak coś, dziękując starszemu małżeństwu za gościnę. Wychodzę za kemping i drogą dochodzę na jego tył za ogrodzenie, jest tam jakieś pole koło małego Kościółka z cmentarzykiem, jest to idealne miejsce na namiot;). Rankiem stopa cholernie boli. Gdy staję nie mogę prawie chodzić jakoś dochodzę do kempingu i przychodzę po Annę. Mówi że dziś musi poszukać komputera z internetem aby skontaktować się i znaleźć nocleg w następnym miejscu. Ok ja więc ruszam kuśtykając na plażę rozkładam się tam i opalam się i pływam cały czas na zmianę. Idę do miasteczka i pytam w restauracji od podładowanie baterii, podpinam się do kontaktu i zamawiam Piwko Super Bock. Jutro mam zamiar stąd wyruszać. Wieczorem rozbijam namiot w moim miejscu Koło Kościoła. Smaruję na noc stopę żelem przeciw zapalnym.
Wracamy do miasteczka i tam idziemy do jakiegoś baru, sprzedają też pizze. Zamawiamy więc jedną na pół i do tego colę. Po posiłku zwiedzamy centrum miasteczka. Z moją stopą narazie w porządku, jakoś się rozchodziło i mogę narazie chodzić normalnie. Wracamy na kemping. Po wspólnie spędzony wieczorze. Pytają się czy zostaję tu na noc. Trzeba płacić za miejsce w euro i to chyba z ponad 5€. Daję sobie spokój. Mówię że idę za kemping gdzieś rozbić namiot. Umawiam się z Aną na jutro jak coś, dziękując starszemu małżeństwu za gościnę. Wychodzę za kemping i drogą dochodzę na jego tył za ogrodzenie, jest tam jakieś pole koło małego Kościółka z cmentarzykiem, jest to idealne miejsce na namiot;). Rankiem stopa cholernie boli. Gdy staję nie mogę prawie chodzić jakoś dochodzę do kempingu i przychodzę po Annę. Mówi że dziś musi poszukać komputera z internetem aby skontaktować się i znaleźć nocleg w następnym miejscu. Ok ja więc ruszam kuśtykając na plażę rozkładam się tam i opalam się i pływam cały czas na zmianę. Idę do miasteczka i pytam w restauracji od podładowanie baterii, podpinam się do kontaktu i zamawiam Piwko Super Bock. Jutro mam zamiar stąd wyruszać. Wieczorem rozbijam namiot w moim miejscu Koło Kościoła. Smaruję na noc stopę żelem przeciw zapalnym.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz