czwartek, 6 listopada 2014

Kierunek Mont Blanc


2 lipiec 2013 Wtorek

Dokupuję trochę bułek i paprykę, ruszam za miasteczko i zaczynam wędrówkę w dół, udaje mi się złapać stopa z kolejnym pracownikiem tego miasta i dojechać spowrotem do Visp. Teraz pora udać się do mojego ostatniego punktu w Alpach - Chamonix-Mont-Blanc.Po południu bo chyba o 15.00 Staję na rondzie i łapie stopa bardzo długiego bo młody chłopak z którym gadam o grach na xboxa 360 głównie,zawozi mnie tą przepiękną doliną przez Sion, tam na parkingu gdy wysiadam a nastolatek chce mi dać 30CHF! Mówię że nie chcę żadnej kasy, on nalega że mam wziąźć na moją podróż i wręcza mi te pieniądze. Dziękuje mu za ten przemiły gest. Idę z parkingu na wylot z miasta. Tego bym się niespodziewał, uprzejmość ludzka nie zna granic i właśnie stałem się bogatszy o 30 franków czyli jakięś 100zł ;) teraz łapię stopa do Martigny. Tutaj już Francuskie nazwy miejscowości się pojawiają. Teraz przekraczam rzekę i muszę odbić z głównej drogi do góry. Piszę kolejną tabliczkę "Chamonix" i ustawiam się tuż za rondem. Zatrzymuje się biały bus, facet oferuje mi podwózkę, dodatkowo zatrzymujemy się pare razy w zatoczkach i oglądamy widoki na dolinę. Do tego robie zdjęcia. Od samego początku, gdy łapałem stopa, moją lustrzankę chowałem u góry do mojej kieszeni w  kominie plecaka gdzie mam łatwy dostęp do niej przez rozpięcie zamka. Tak więc gdy wsiadam do aut to aparat zawsze schowany w plecaku, bo nie ma po co się chwalić sprzętem i kusić losu. Nawet gdy moja lustrzanka sony a100 kosztuje teraz grosze, ale kto o tym wie ważne że aparat jest duży i wygląda na profesjonalny. Wyciągam jednak tym razem po raz kolejny lustro i cykam piękne foty. Widać przed nami jakiś wysoki biały szczyt, facet mówi mi jego nazwę ale nie jestem w stanie zapamiętać jej w tym Francuskim, trudnym jak dla mnie języku. Wysadza mnie w jakiejś malutkiej wiosce mam na myśli z 6 domków może, niedaleko Chamonix. Tutaj przy drodzę czekam na stopa i to jakieś 30min, wszyscy jadą do Chamonix, a nikt się nie zatrzymjuje, mało tego bezczelnie sterczę z tym napisem dużym i wyraźnym. Co jest z wami ludzie!? Za to że się naczekałem przyjechała nagroda, piękny nowiutki Mercedes. Wkładam na tył plecak i jadę tą rakietą z facetem wyglądającym na jakiegoś biznesmena. Dziękuję pięknie i wysiadam przy głównej ulicy. Jest już wieczór, stąd kieruję się zaraz zgodnie z moją mapą w telefonie która pokazuje koniec zabudowanego terenu. Idę w górę nad miasteczko na zbocze po przeciwnej stronie Mount Blanca, wkraczam na jakąś polną ścieżkę i rozbijam namiot pod laskiem, stąd widok na miasteczko w dole a nad nim wszystkie szczyty Augille du Midi  3842m na którego szczyt prowadzi kolejka linowa za 25€ z niego można przedostać się następną na górę Helbronner. Po prawej widnieje ogromny Lodowiec - Glacier des Bossons Lodowiec schodzący nad same miasteczko. Coś pięknego <3!





 Oczywiście wejście namiotu ustawiam na tą stronę. Nie mogę uwierzyć w to że jestem w Chamonix, pod najwyższą górą w Europie. Tego samego wieczorka dzwoni Damian z Martą i wypytują jak tam podróż. Opowiadam o wojażach i przebytej trasie. Coś tam Edek wspomina "że te koszulki to już na Tobie wiszą" haha oczywiście schudło mi się sporo już odkad wyruszyłem, dużo trekkingu, mało jedzenia bo owsianka i kanapki. Na obiady w cholernie drogiej walucie Euro mnie nie stać. Wydaję więc ok 10-13€ na ok 2-3 dni. Z tego co pamiętam. Ale przez to że mniej jem, a dużo się ruszam czuję się o wiele "lżejszy", z większą ilością energii i nawet plecak cieżki już od dawna nie ciąży bo mam takiego powera ;). W tym miejscu nawet mam malutki strumyk, a więc myje się zapisuje wspomnienia i idę spać. Rankiem wyruszam spowrotem do miasteczka.
Idę na ryneczek i z centrum informacji turystycznej biore mapki trekkingowe tego rejonu. Z placu widać kawałek Mont Blanc 4810m! Zostało mi sto Franków Szwajcarskich. Chce je zamienić tutaj w Banku, co się okazuje, że pobierają jakąś chyba 20% prowizję za to, totalnie mi się to nie opłaca, w drugim banku to samo!Co to za pierdzielenie w Austrii w banku mi zamienili pieniądze bez problemu a w tym skomercjalizowanym miasteczku jest to nie możliwe. Mam wyjebane na wszystkie zasrane banki w tym mieście. Wyciągam moją magiczną kartę z Eurobanku która pobiera tylko 5zł przy wybierani gotówki na całym świecie i wybieram 100 euraczy. Pełno turystów na ulicach i ulicznych porzebieranych artystów. Teraz do Marketu na zakupy, ser, mięso, bułki, ten sam pakiet snikersów co w szwajcarii tutaj kosztuje 2€ ponad, chyba ich z deczka porąbało. Biorę banany, ogórka, pomidory i moją tradycyjną czerwoną paprykę, woda mineralna. Płacę chyba z 12€! Z calą torbą zakupów idę pod malutki kościólek, siadam w cieniu drzewa jem i oglądam góry i lodowiec nad miastem. Następnie słyszę jakiś Polaków obok mnie.Mówię więc "dzień dobry" i witam się. Jest tu poteżny facet z brodą o czarnych włosach - Przemek. Oraz małżeństwo w średnim wieku - Ewa i Mirek. Rozmawiają na temat swojej wyprawy na Mount Blanc, ja też o tym myślę, tak więc pytam czy może bym się nie mógł zabrać z nimi? Oni, że nie mam sprzętu, ale mówię że mam zamiar wypożyczyć tu w Chamonix. Są przygotowani na wejście w trójkę na górę i tak jest podobno bezpiecznej. Ja tam się nie znam w sumie. Mówią, że jadą do jakiegoś miasteczką skąd dostają się zabytkową kolejką na dolne schronisko pod Mount Blanc, tam mogliby mnie zabrać ale kolejka kosztuje kupę szmalu. Zapraszają mnie do restauracji, tam Przemek stawia mi pyszne piwko Guiness, potem kolejne ;). Dowiaduje się, że on nurkuje w jaskiniach w Polsce i nie tylko. Miałem kiedyś fascynację tym, chciałem robić kurs nurkowania nawet. Ale jest to cholernie drogi sport, cały osprzęt itp. Rozmawiamy, opowiadam im o mojej podróży, wymieniam się z Przemkiem nr. Telefonu gdybym chciać się z nimi zabrać. Dziękuję za piwka i jak coś to do zobaczenia.




Ja idę następnie do tych sklepów sportowych i pytam o wypożyczenie sprzętu. Jak się okazuje nie wypożyczają okularów lodowcowych których potrzebowałbym na tej wysokości. Gdy patrzę na ceny wyporzyczenia sprzętu to plan wejścia na Mount Blanc legnie w gruzach za same raki zapłaciłbym 20€ za jeden dzień! Dziękuję i wychodzę ze sklepu, trzeba gzieś podładować baterie. Idę do Mc Donalds, tam podpinam ładowarki i patrzę na coś do zjedzenia. Tutaj kolejna załamka za hamburgera trzeba zapłacić 1,90€. Normalnie kosztuje 1€! Skąd tu takie ceny? Myślałem że w Mc Donalds mają ceny równe wszędzie, bynajmniej w Polsce tak jest.Okazuje się że to kolejne miasto dla bogaczy zaraz po Zermatt  w Szwajcarii. Także obserwuję tylko jak inni się obrzerają. Ogarniam też mapkę trekkingową i postanawiam wejść na górę Plan Praz 2000m po przeciwnej stronie masywu Mont Blanc. Ruszam więc do góry koło tego miejsca gdzie spałem, tam prowadzi szeroka droga, pytam faceta jak daleko na górę. On jest przewodnikiem i poleca mi skrót , zamiast iść drogą to mam się udać wąską ścieżką pod kolejką linową. Mówi że to jest droga dla ratowników. Wkraczam więc na ścieżkę, tak mi się przypomina wejście na Wielką Sowę pod Wyciągiem, tylko że tutaj ścieżka jest z 2 razy bardziej stroma, prawie pionowa! Idę w górę, jadą nade mną kabiny w miare nisko, ludzie patrzą na mnie jak na wariata, z jakimś dużym plecakiem, część z nich się do mnie uśmiecha i macha mi. Zbieram sobie na tej ścieżce poziomki i zajadam się nimi, bo jest tu ich pełno. Wyżej droga się kończy i rozwidla na prawo i lewo biegnąc po płaskim. Patrzę na mapkę i wybieram tą na prawo nie mając pewności. Idę wąską ścieżką po prawej mam ogromną przepaść. Jak spadne to może zatrzymam się w Chamonix. Potem jest zawalone drzewo, osuwiska skalne, coś mi nie pasuje bo teraz ścieżka biegnie w zupełnie innym kierunku. Postanawiam zawrócić pod kolejkę linową, tutaj idę w kierunku wcześniej nie wybrałem, zrobiło się już pochmurno. Ścieżka prowadzi przy małych wodospadach, następnie stromo pnie się w górę. Po jakimś czasie udaje się jestem na Plan Praz, gdzie dojeżdza stacja kolejki, chcę wejść wyżej na górę Le Brevent 2525m. Pogoda się załamuje i zaczyna padać deszcz. Jest już koło 19.00 także nie ma sensu moknąć. Rozbijam szybko tropik, wkladam do środka rzeczy i nie moknąc podwieszam sypialnię z widokiem na Augille du Midi, ale co mi z widoku jak pada. W namiocie kolacja i odpalam ponownie grę Final Fantasy VI.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz