22 czerwiec 2014 Niedziela
Rankiem wstaję wcześniej, ogarniam się i pakuje. Żegnam z Edim po wspólnej podróży, on zostawia w hostelu swój plecak do przechowania i rusza na miasto. Ja wpadam na ten sam pomysł pozostawienia części rzeczy z mojego plecaka jeśli mam się wspinać na ten wulkan 5822m. Przepakowuję do torby część ubrań, elektronikę i większość kosmetyków zostawiając na gorze w bezpieczym pokoju gdzie mieszka właścicielka.
Muszę dostać się
poza miastą do wioski położonej przy wulkanie czyli Chiguata. Pytam więc
taksówkarza o drogę, muszę dostać się na ul. Avenida Jesus, idę więc na
piechotę nie płacąc za transport po mieście. Po 35min wędrówki jestem na tej
krzyżówce. O 10.40 mam tego mini busa. Wsiadam więc na tyle zajmując miejsce w
środku z moim plecakiem. Wsiadają sami Peruwiańczycy, ruszamy. W mieście tutaj
jest tragedia z tymi spalinami, totalnie ich nie znoszę. Jedziemy w górę poza
miasto biedną dzielnicą, pełno tutaj tych nieskończonych budynków z cegieł i z
talerzami tv na dachach. Droga pnie się do góry i miasto zostaje w tyle. Przed
12.00 busik dojeżdza do Chiguata. Jest tu malutki placyk i kościółek. Widać
stąd potężny wulkan Misty który muszę zdobyć! Kupuję w sklepiku tylko parę
bułek i banany. Mam jedną 2,5l butelkę wody. Mam też kolejną pustą. Idę za
miasteczko. Jest tutaj ścieżka do góry, odsłania się piękny zielony widok,
traw, drzew i roślin. Do tego w dole w dolinie mały wodospad i rzeka. Po prawej
stronie w oddali jakieś inne szyty. Tym razem totalnie nie mam żadnej mapki
darmowej ale wiem, że na wulkan są 3 różne drogi z różnych stron. Ja wybrałem
tą z tej wioski. Dochodzę do kolejnej o nazwie Cachamarca. Tutaj pytam
lokalnych Indian jak mam się jak na niego wejść. Informują, że mam dojść do
kolejnej mini wioski i stamtąd będzie ścieżka. Czas to niby 8h na szczyt.
Macha żebym
zaczekał, przycgodzi do mnie pochwili mężczyzna typowy Indianin, odziany w
zimową czapkę, dziurawe buty i podarte ubraniu. Chce mi wskazać drogę na
wulkan, prowadzi mnie ścieżką jakieś 20min, potem chce wracać na swoje pole.
Dziękuję mu bardzo za pomoc, i ruszam pylistą ścieżką w górę idąc po ledwie
widocznych śladach mułów. Śłońce grzeje bardzo mocno, przede mną ogromny wulkan
misti. Ścieżka doprowadza mnie do szarego wulkanicznego pyłu, z rosnącymi tu
kłującymi żółtawymi trawami. Plecak ciąży więc siadam i odpoczywam. Droga się
dłuży. W oddali widać zbocze pod samym stożkiem wulkanu, muszę tam dojść, męczę
się bardzo idąc po tym pyle. Przebijam się przez te kłujące trawy, odpoczywając
co jakiś czas. Po wspinaczce na tą górę padam na ziemię ze zmęczenia. Mam
zamiar tu obozować, oglądam widoki stąd na jezioro w dole i ogległe wulkaniczne
stożki. Planuję tutaj obozować, także kawałek wyżej znajduje kamienne schrony
które chronią od wiatru. Tam jest ścięta ta kłująca trawa jako podłoże.
Rozbijam namiot w schronie. Wydaje mi się, że jestem na jakiś 5tys metrów może
poniżej. Jestem zmęczony totalnie więc po zachodzie słońca idę spać. Rankiem
wstaję i widzę szron wewnątrz, łaał musiało być zimno. Ja na szczęście w moim
śpiworze do -26 stopni śpiąc tylko w bieliźnie i żadnego chłodu nie poczułem.
Pierwszy test śpiwora w ekstremalnie niskiej temperaturze zaliczony;)
Rankiem przed
wschodem słońca o 5.40 ruszam po spakowaniu namiotu. Wędruję pod stożek z
szarym pyłem wulkanicznym i kamieniami. Ostro góry, zboczem biegnie mała
wydeptana ścieżka i tutaj zaczyna się tragedia, po przejściu może z 10-15m
sapie jak koń, totalnie nie mam mocy i nie wiem co jest grane. Muszę
odpoczywać, co chwilę oddychając bardzo głeboko i szybko. I tak cały czas,
następnie próbuje podejść mniejszym nachyleniem idę zapadając się w pył, to nie
był dobry pomysł bo trace totalnie siły, nie ma tu tej udeptanej ścieżki. Muszę
wrócić na moją ścieżkę co przychodzi mi z trudem na tej wysokości i ciężkim
plecakiem. Gdy tam w końcu dochodzę wędruję w góre nie gubiąc już i nie
zmieniając podejścia lecz 10m, szybkie oddechy i 1minuta przerwy. Mam już wracać
bo wiem, że nie mam totalnie energii. Lecz budzą się we mnie wewnętrzne
spirytualne zapasy energii, muszę to zrobić, uda mi się! Kontynuję tempo 10-15
kroków i 1 min przerwy. Dochodzę do ostatniego etapu, bo widać zygzakowatą
ścieżkę i na górze metalowy szczyt. Po ciężkim wejściu jestem na górze!
Zdobyłem najwyższy szczyt w moim życiu - wulkan Misti 5822m w Peruwiańskich
Andach!! Podziwiam przepiękny widok, jest godz 17.10 słońce chyli się ku
zachodowi. W oddali widać jakiś inny potężny wulkan z którego wydobywają się
kłęby dymu. Cholera mam nadzieje, że nie wybuchnie, oraz zarówno ten na którym właśnie stoje bo
moja podróż uległaby zakończeniu w tym właśnie miejscu. Widok roztacza się na
setki kilometrów na wschód, na północy tuż obok ośnieżony 6 tysięcznik
Chachani. Arequipy prawie nie widac ze wzgledu na panujący tam smog.
Słońce jest co
raz niżej , rzuca tak ogromny i długi cień na ziemię, że jeszcze w życiu
takiego nie widziałem! Zapach siarki i ulatniające się kłęby pary wodnej z
ogromnego krateru który znajduje się tuż pode mną. Jest w nim trochę śniegu,
mało tego muszę rozbić tutaj namiot na szczycie pod dużym metalowym zielonym
krzyżem. Nie mam zamiaru schodzić po ciemku do mojej bazy na dole. Mam farta bo
koło krzyża jest płaski skrawek terenu, po walce z wiatrem udaje mi się rozbić
namiot na 5822m, coś niesamowitego. Wypijam wodę z butelki i wcinam orzechy.
Ładuję się do mojego super ciepłego śpiwora i zasypiam po jakimś czasie. Budzik
dzwoni o 5, czas się zbierać, w nocy było tak zimno, że woda w butelce zamarzła
zupełnie. Ja natomiast nie poczułem żadnego dyskomfortu;). Pakuję namiot,
oglądam piękne widoki po spędzeniu nocy najwyżej w moim życiu.
Po wschodzie
słońca czyli o 6 , czas ruszać spowrotem szczyt zdobyty! Zaczynam schodzić tą
samą stroną z której przyszedłem. Zejście jest bardzo proste, bo zsuwam się po
wulkanicznym pyle i kamieniach których nie ma zbyt wiele. W dole widać mój
niżej położony obóz, znajduje wąską ścieżkę w kierunku cachamarca skąd
przyszedłem. Zsuwam się dalej po stożku wulkanu, wody mam może z 200ml w
postaci tego lodu. Wiatr wieje silnie utrudniając wędrówkę. Zaczyna mi się
lekko kręcić w głowie, chyba się odwodniłem albo to z braku energii bo nie
jadłem zbyt dużo. Jestem już na dole pod wulkanem gdzie zaczynam się przebijać
przez te gęste kłujące trawy. Woda już się skończyła, totalnie bez siły, oraz z
lekkim kręcącym się obrazem idę przed siebie w kierunku wioski. Za zdobycie
Misti postanawiam wynagrodzić się w postaci zakupu całej dużej butelki 2,25l
Inka Koli. Stawiam sobie ją teraz przed oczyma i nogi same prowadzą mnie powoli
w doł.
Udało się!
Dochodzę do tego małego akweduktu gdzie obozowałem koło wioski, zrzucam z
siebie plecak i biegne po wodę, nabieram pół butelki i opróżniam ją w Szybkim
tempie. Następnie idę do cienia pod eukaliptusowego drzewa, tam się kładę na
polarze i śpię tam 2h odpoczywając. Nawet nie patrze na wulkan za plecami,
który mnie totalnie zmasakrował, ale ja go bardziej pokonałem mojego potężnego
przeciwnika - zwycięstwo!! O 14.00 ruszam w dół i idę powoli totalnie bez mocy,
zjadłem już całe moje jedzenie. W Cachamarca jestem o 15.00 w tej wiosce nie ma
żadnego sklepu, żadnych osób. Po chwili zauważam pracujących przy domkach 2
facetów. Padam na ziemie z plecakiem, mówię że wróciłem z Misti i pytam ich czy
nie mają czegoś do jedzenia? Facet przychodzi i wręcza mi całą miskę ryżu, do
tego w środku duże smażone jajko - omnomnom mega pyszne! Jedząc opowiadam o
Misti i się dziwią, że nie miałem przewodnika i sam tam wszedłem z ciężkim
plecakiem. Dziękuję za jedzenie. Mam zamiar rozbić tutaj gdzieś mój namiot i
jutro z rana dostać się busikiem spowrotem do Arequipy i odebrać moje rzeczy z
hostalu. Dziadek stojący obok sprzedaje mleko, kupuję od niego 1l i rozkoszuje
się jego smakiem. Nowi znajomi z wioski mówią iż mogę rozbić namiot na małym
terenie za jednym z domków. Tak też robię, wieczorem słyszę że koło mojego
namiotu zjawia się jakiś facet, słyszę iż przyprowadza tu jakieś zwierzęta.
Wychylam się i patrzę , 3 osły są przypinane łańcuchem koło mojego namiotu.
Pytam czy jest ok żebym tu spał bo mam pozwolenie od innych osób, on tylko tyle
odpowiada żebym przesunął namiot w stronę domku, ja że to problem bo jest już
przymocowany śledziami i padam ze zmęczenia. Chowam się spowrotem i po
obejrzeniu filmu idę spać.W nocy parę razy budzę się bo muły hałasują trochę.
26 czerwiec 2014 Czwartek
Rankiem gdy otwieram namiot ukazują mi się ich dwie głowy spoglądające na mnie ze zdziwieniem. Za nimi w tle Misti 5822m który został przeze mnie zdobyty przed wczoraj. Po spakowaniu namiotu idę do dziadka i kupuje od niego kolejny litr mleka za 1,5 sola. Wędruje na placyk i czekam na busa który ma przyjechać o 8.30. Gdy się zjawia wysiadają z niego Peruwiańczycy i pyta się część z nich skąd jestem. Mówię że z Polski. Pytam czy wiedzą gdzie to jest? Oni nie mają bladego pojęcia. Mówię więc, że ziemia Jana Pawła II. Dopiero wtedy kojarzą jakieś tam fakty. Wsiadam do busa, część wieśniaków przewozi jakieś duże torby wypełnione owocami i warzywami lub ziołami. Jadą do miasta je sprzedać. Jedziemy pylistą i wyboistą drogą. Dojeżdzamy do Chiguata, stąd ostatnie widoki z bliska na wulkan. Ok 10 jestem na tej ulicy gdzie wsiadałem wcześniej , stąd wędruje prosto do hostalu, tam zdziwiona babka otwiera drzwi. Mówi, że miała dzwonić na policje bo zostawiłem rzeczy a nie było mnie od Niedzieli. Mówię iż poinformowałem jej ojca że nie będzie mnie 3 dni gdy zostawiałem część rzeczy. Może ma jakieś zaniki pamięci i zapomniał jej powiedzieć. Odbieram część rzeczy i postanawiam zostać aby zregenerować moje siły. Pierwsze co robie to idę do supermarketu i za 6,50 sola kupuję upragnioną nagrodę - 2,25l Inka Koli i rozkoszuję się jej pysznym smakiem. Do tego pełno słodyczy. Postanowiłem zostać tutaj 3 dni w Arequipie, podczas których chadzam na targ kupując owoce i w budkach za sola mój przysmak, chrupiące bułeczki ziemniaczane wypełnione warzywami lub miesem - papas rellenas, które są przepysyne. 4-5 bułek i zapełniają Twój żołądek całkowicie, do tego podają do nich majonez, ketchup, musztardę i sos pikantny. Nalewasz ile chcesz, chyba najtańsze jedzenie w mieście. Oczywiście po tym trzeba się czegoś napić, sprzedaję się w środku mercado soki ze świeżo wyciskanych owoców. Najtańszy jest zmiksowany z wielu owoców - jugo surtido, który kosztuje 3sole/ponad 3zł za 2 duże szklany. Po takim jedzeniu bułeczek i soku nic tylko się kłaść i spać w parku;).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz