sobota, 8 listopada 2014

Algarve część 3 – Miasto Faro, flamingi i ponowny wjazd do Hiszpanii


25 sierpnia 2013 Piątek (moje 25 urodziny)

Po pożegnaniu się z przemiłym Ukraińskim Małżeństem.Staję przy drodze i kilkoma stopami udaję się w kierunku Faro. Jednym z nich jest młody facet, mówi że jedzie do jakiegoś tam miasteczka nidaleko Faro do koleżanki na śniadanie. Zaprasza i mnie na posiłek. Podjeżdzam z nim pod mały domek i pukamy do drzwi, otwiera nam piękna murzynka. Kolega mnie przedstawia swojej koleżance. Sam opowiada że jakiś czas temu sam autostopował po Europie z plecakiem. Zawsze gdy widzi autostopowiczów pomaga w podwózce. Koleżanka podgrzewa pizze i do tego surówkę jemy, herbatka i ciasteczka. Na prawdę przed wyjazdem bym się nie spodziewał że ludzie Ci młodzi i Ci starsi potrafią być tak pomocni i gościnni. Zabierając do auta jakiegoś gościa z plecakiem którego zupełnie nie znają. Mało tego zapraszając do domu na nocleg czy takie pyszne śniadanko które właśnie wcinam. Zapraszając do restauracji, oferując grubą kasę w euro, jedzenie i picie. Następnie czarnoskóra koleżanka się szykuje do wyjścia bo jadą na miasto. Oferują mi podwózkę pytajac gdzie chcę z nimi pojechać? Mówię że chcę zobaczyć te rozlewiska. Ok nie ma problemu, wsiadamy do auta jadąc prawie do samego Faro, na krzyżówce odbijamy na południe niedaleko lotniska. Są tutaj potężne rozlewiska, z tego co czytałem można zobaczyć tutaj pełno tropikalnych ptaków w tym flamingi żyjące tutaj na wolności! Cały teren potężnych rozlewisk jest rezerwatem przyrody, dodatkowo do rozlewisk należą też wysepki są to (ilha do cabo de snta maria z wrakami statków i przepiękną plażą,ilha da culatra,ilha da armona). Ziomeczek wysadza mnie koło lotniska zaraz koło tych właśnie rozlewisk. Piękny widok na jedną z tą wysepek. Potem wracam w stronę lotniska i znajduję ścieżkę na rozlewiska. Są tutaj również zbiorniki z wodą gdzie zauważam pierwsze z ptaków z dziwnymi długimi dziobami oraz inne piękne których jeszcze w życiu nie widziałem. Gdy przechodzę pomiędz tymi stawami zauważam stojące w wodzie na długich nogch flamingi! Podchodzę bliżej i udaje mi się zrobić fotki, potem się płoszą i cała grupa wznosi się w potwietrze odlatuje i wraca po chwili przemieszczając się kawałek dalej. Flamingi na wolności - piękniejszego widoku ptaków jeszcze w życiu nie widziałem. Ponad to chcę zobaczyć kameleona śródziemnomorskiego, który tutaj gdzieś się chowa po drzewach. W przewodniku który czytałem u Dari i Wasyla było napisane że występuje w okolicach Faro. Idę dalej i znajdują się tutaj ogromne baseny-soliska. Wchodzę tam i moczę stopy z nadzieją że sytuacja mojej prawej stopy ulegnie polepszeniu i opuchlizna całkowicie zejdzie. Potem już wkraczam w strefę eukaliptusów potem sosen. Miejsce jest tak piękne że postanawiam rozbić tutaj keming na piasku pod sosnami. Wieczorem odbieram liczne telefony i smsy od rodziny i znajomych z urodzinowymi życzeniami. Wieczorem jakaś sowa cały czas drze dziub do drugiej gdzieś obok i ciężko zasnąć przez to.













Kolejnego dzionka idę przez las iglasty i wkraczam do miasta Faro. Jakoś nie mam ochoty go zwiedzać więc na mojej gpsowej mapie już wyznaczam sobie drogę ulicami na jego wylot. Idę totalnie nieturystycznymi dzielnicami. Przechodzę tory kolejowe za którymi rośnie drzewko z małym dzikimi owocami granatu. Zrywam chyba z 15 i nożem wyskubuje ze środka, pakuję do woreczka część a drugą zjadam. Przejście przez miasto główną ulicą zajmuje trochę czasu. Na wylocie na rondzie główna atrakcja miasta i dnia czyli na budynku czaszka z faketem;) 





Zatrzymuje się jakiś chłopak w stroju roboczym oferuje mi podwózkę. Dojeżdzamy do miasteczka Olhao. Zaprasza mnie ziomeczek na piwo. Co oni mają wszyscy z tymi zaproszeniami na browar. Nie można się napić herbaty czy soku? No ale dobra zimne piwko w podróży raz na pare dni jest rewelacyjne. Podjeżdzamy do jakiegoś baru popijamy piwko Sagres najlepszy Portugalski browar. Ziomeczek ma na imię Paulo i pracuje na lotnisku w Faro. Właśnie skończył robotę a więc pora na chillaut. Idziemy więc do jego mieszkania tuż obok i palimy fajeczkę pokoju. Dostaję od niego w prezencie nawet odjazdową zapalniczkę z pająkiem. Po chillaucie pora ruszać, zielono mi i udajemy  się do jego auta gdzie zostawiłem plecak. Uderzam na drogę główną spowrotem. Teraz kierunek do miasteczka Castro Marim z jakimś zameczkiem. Wyczaiłem to w przewodniku. Miasteczko to leży przy samej granicy z Hiszpanią.

Łapię kilka stopów w jednego stopa ze studentem medycyny i dojeżdzam do miasteczka Castro Marim. Wysiadam w centrum i ukazuje mi sie na wzgórzu przepiękny zamek z XIV wieku - Castelo de Castro Martin. Idę tam od razu. Przed bramą główną jakiś facet mówi że jest nieczynne, bo trwają naprawy jakieś. Ja natomiast udaje się pod jego mury obronne wspinając na wzgórze. Siadam we wspaniałym miejscu, widać stąd potężny most łączący brzegi Portugali i Hiszpani. Pod nim przepływa rzeka - rio guadiana która jest granicą. Genialny widok, zajadam się tutaj ciasteczkami i popijam soczkiem z kartonika. Widok z tego miejsca odjazdowy. Obchodzę zamek dookoła przy samych murach, na ziemi znajduję papierową koronę króla! Zabieram ją i zauważam z tej strony wzgórza zaraz obok fortecę - Forte de Sao Sebastiano. Schodzę w dół schodami i zaraz po drugiej stronie ulicy jest ścieżka na mur obronny fortecy. Wchodzę na jej platformę, zakładam koronę i jestę królę - teraz pora zdobyć zamek na wprost mnie;).







Po zwiedzeniu miasteczka pora udać się na wylot i łapać stopa w kierunku miast Huelva a potem na Sewillę. Gdy przechodzę przez miasteczko zauważam jakis caravan w trupimi czaszkami w kabinie i wyposażeniem średniowiecznym z tyłu. Jak się okazuję babka z dziadkiem z wyglądu przypominających piratów mówią mi że był tutaj niedawo festiwal średniowieczny, podczas którego zjeżdzali się ludzie z całej Europy. Cóż za szkoda po raz drugi ominął mnie Medieval festival. Na wylocie z miasteczka za rondem udaje mi się zatrzymać auto stojąc z napisem "Huelva". Zgarnia mnie małżeństwo, z którym przejeżdzam przez ten most graniczny z rzeką. Akurat zachodzi słońce, jedziemy autostradą niedaleko za granicę i wysadzają mnie na jakimś zjeździe koło autostrady. Jest tutaj totalne pustkowie, pare domków i pola uprawne. Idę w ścieżkę przy autostradzie i znajduję jakiś teren prywatny z drzewkami cytrynowymi. Nie ma tu nikogo. Poza tym bunkruje się z moim ciemno zielonym namiotem pomiędzy tymi drzewkami z niesamowicie silnym cytrynowym zapachem. Miejsce na namiot idealne.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz