22 lipca 2013 Poniedziałek
Po spędzeniu 2 dni w tym pięknym miasteczku i po raz pierwszy oglądnięciu tradycyjnego biegu z bykami pora ruszać w kierunku Santiago de Compostela.Już podczas wędrówki w Pirenejach myślałem bardziej intensywnie na Drogą Świętego Jakuba i doszedłem do następującego wniosku, że nie przebędę tego szlaku ani pieszo ani na rowerze. Dlatego, że z moim ciężkim i ogromnym plecakiem jest to nie możliwe chodzić codziennie po 30km. Zrobię tą trasę ale Autostopem i również wędrując jak zawsze;). Mam w dupie spanie w Albergue, w których ludzie chrapią, hałasują i itp. Co mi ze spania jak się nie wyśpie?. Poza tym nie dbam o jakieś zasrane pieczątki, które mi dadzą certyfikat. Jeśli ktoś chce przebyć tą trasę dla samego certyfikatu to proszę bardzo. Ja mam swój namiot i nie dbam o noclegi. Prawda jest taka, że ta cała trasa to czysta komercja, nabijanie kabzy od zagranicznych turystów. Ja chcę poprostu przebyć tą trasę dla samego przebycia i dotarcia do Santiago de Compostela. Wędrówkę z małym lekkim plecaczkiem i całkowite przejście lub przejechanie tej trasy zostawie sobie na kiedyś indziej. Poza tym pieczątki można dostać wszędzie na stacjach, w sklepach i restaurcjach nie koniecznie płacąc ciągle za Albergue. Dodatkowo gdy ma się właśnie namiot i utkwimy na jakimś polu między wiosjami, lepiej tam rozbić i tam spać w ciszy i spokoju. Takie jest moje osobiste podejście. Pora się zbierać, idę na wylot miasteczka.
Logrono i rodacy
Tam udaję mi się
złapać stopa zaraz z Hiszpańskim starszym małżeństwem, które zawozi mnie do
pobliskiego miasta Logrono. Tam wysiadam gdzieś w centrum przy parku, dziękuję
pięknie za podwózkę i idę prosto do supermarketu, tam bagietki, kolejna porcja
mortadelli i czerwonej papryki. Do tego paczka ciastek i woda. Ruszam zgodnie z
moją mapą na telefonie przez centrum miasta w kierunku wylotu i wjazdu na
autostrdę. W parku wkraczam na ścieżkę oznaczoną znakiem żółtej muszelki na
niebieskim tle. Do tego żółte strzałki. Idę pod piękną małą kadedrę , potem
przechodzę zabytkowym mostem gdzie muszelki są wtopione nawet w chodnik. W
miastach postanawiam wędrować szały czas Jakubowym szlakiem. Potem mijam rondo
z piękną fontaną wokół której rozstawione są brązowe pomniki królów oraz
dodatkowo przez portal klasztorny. Oczywiście stare miasto przeplata się z
nowoczesnymi budynkami i galeriami handlowymi których tutaj pełno. Podążam cały
czas za żółtymi strzałkami i muszelkami. Dzieciaki na ulicach widząc mnie z
plecakiem pokrzykują " Pelegrino, Pelegrino" co oznacza Pielgrzym. No
moja podgróż bardziej a nie pielgrzymka zaczęła się ponad miesiąc temu.
Idę na ulicę
wylotową z miasta i piszę tabliczkę z nazwą miejscowości. Nikt totalnie nikt
się nie chcę zatrzymać. Postanawiam więc iść dalej. Już jestem poza miastem
przed wlotem na autostradę prawie. Dopiero potem zatrzymuje się jakiś facet i
zabiera mnie i jedziemy autostradą wysadza mnie w małym miasteczku Navarrete .
Stąd zbieram się od razu i idę na wylot w kierunku autostrady. Jest nad nią
ogromne rondo ze zjazdami. Staję wiec na rondzie i po może 20 minutach
zatrzymuje się małżeństwo, samochód mają obładowany jakimiś gratami . Wsiadam
więc do bagażnika i opowiadam po angielsku skąd jestem i dokąd jadę, po raz
kolejny zaskakuję ludzi. Jadę z tym miłym małżeńtwem do kolejnej malutkiej
miejscowości - Najera, a właściwie przed bo na głównej drodze.Tam idę w górę
wśród drzew słysząc auto obracam się i wystawiam kciuka utrzymując kontakt
wzrokowy z kierowcami co jest bardzo ważne przy łapaniu stopa no i lekko się
uśmiecham ale tak lekko nie jak jakiś wariat wystawiając zęby na wierzch bo
raczej by mnie nikt nie zabrał. Za zakrętem jest placyk czy zatoczka do łapania
stopa. Staję więc tutaj i zatrzymuje się facet zarostem podwożący mnie może z
5km dalej bo mówi że to miejsce jest gówniane do łapania stopa. Wysiadam na
poboczu drogi. Stoję z tabliczką "Burgos" - kolejnego dużego miasta
na mojej drodze. Nikt się nie chcę zatrzymać, kierowcy tirów ani osobowe. Dopiero
po jakiś dwudziestu minutach zatrzymuje się minivan. W środku mężczyzna z
kobietą i dwójka malych chłopców na tyle. Pytam po angielsku "are you
going to Burgos?" pytają od razu skąd jestem? Mówię że z Polski. -
"no tak myślałam, wsiadaj". Haha kolejni rodacy na mojej drodze jak
miło! Pakujemy plecak do bagażnika. Witam się mówiąc "Dzień dobry i cześć
do chłopaczków". Poteżny dobrze zbudowany
Facet to Zbigniew - Jimmy, Kobieta to Beata I chłopcy Filip i Dawid.
Jadą w kierunku Burgos do miasteczka Santo Domingo de la Calzada. Jedziemy i
opowiadam o mojej autostopowej podróży, okazuje się że oni gdy byli młodsi też
autostopowali i zjeździli tak całą Europę. Pytają gdzie będę dziś spał? Mówię
że w namiocie jak zawsze. Proponują mi że mogę zostać u nich na mieszkaniu na
nockę. Super! Wjeżdzamy do miasteczka i podjeżdzamy pod ich budynek przy
głównej ulicy. Oni wysiadają a ja z Jimmym jedziemy zaparkować auto. Wracamy do
domu wchodząc na piętro po schodach. Wchodzę do ich przytulnego mieszkanka,
dostaję swój pokój odrazu. Ściągam plecak ogarniam się trochę w łazience.Jimmy
chce iść na zakupy i proponuje abym poszedł z nim. Beata zostaje w mieszkaniu z
chłopaczkami.
Idziemy, Jimmy
opowiada że pochodzi z Wrocławia. Mieszkał na blokowiskach, opowiada o swoim pobycie
w wojsku i jakiejś tam bójce z sierżantem. W sklepie kupujemy jedzenie, do tego
2 kartony czerwonego wina i butelkę coli. Wracamy na mieszkanie. Tam chłopaczki
trochę wariują i się popisują. Jimmy ma kompa, także korzystam ze skypa i
rozmawiam z rodziną widząc się korzystając z kamerki. Potem kolację jemy w
postaci pysznych kanapeczek które przyszykowała Beata . Po kolacji Jimmy mówi
że pora się napić Kalimotxo - Calimocho. Nie znam tego drinka, mianowicie
tworzymy go nalewając do szklanki 50% wina i 50% coca coli. Napój został
wynaleziony przez Basków tu w Hiszpanii. No to zdrowie! Pijemy, jest bardzo
smaczny, jeszcze nigdy nie piłem wina z colą. Beata idzie na nocną zmianę do
hotelu gdzie pracuje my polewamy kolejne szklanki kalimotxo. Jimmy uwielbia
grać w gry komputerowe aktualnie naparza w Word of Tanks i jakieś RPG Online
chyba Tibię. Mówię, że też grałem w czołgi przed wyjazdem, na prawdę giera
świetna i darmowa online. Prześcigiwałem się z Damianem, kto lepszy czołg
ogarnie i toczyliśmy wspólne bitwy na serwerach;). Ogarniamy muzę na youtube,
jakieś filmiki i rozmawiamy. Siedzimy chyba do 3 czy 4 nad ranem gadając i
pijąc. Beata wraca z pracy i jeszcze się dziwi że nie śpimy. "Do
spania" - mówi. Ok pora do łóżek;) śpię chyba do 10.00 jem dobre śniadanko
z nimi. Chłopcy wołają do mnie "Pelegrino" haha. Zarosło mi się
trochę na głowie, pora ściąć włosy. Jimmy robi za fryzjera, odpala kosiarkę i
jazda. Trawnik został przycięty na parę milimetrów;).Następnie dziękuję
serdecznie za gościnę moim rodakom przemiłymi dziećmi. Oni że jak chcę to mogę
zostac dłużej. Ituicja podpowiada mi że pora ruszać dalej. Nie wiem może
rzeczywiście wszyscy mają rację, że się śpiesze w mojej podróży. Lecz intuicja
podpowiada mi gdzie się mam udać i kiedy. Robię to co czuję a czuję że pora
ruszać;). Żegnam się, kontakt mam do nich. Wychodzę na miasteczko które chwile
zwiedzam, katedrę i zabytkowe budynki. Następnie idę na wylot miasteczka łapać
kolejnego stopa.
Przepiękna
katedra w Burgos
Tam stojąc z
kartonem z namalowanym napisem "Burgos", zatrzymuje się Hiszpan, z
którym rozmawiając i żartując dojeżdzam aż do samego miasta. Tam wysiadam i
zauważam pierwszą muszelkę z Jakubowym szlakiem. Osobiście nie lubię dużych
miast, zawsze gdy mam okazję ich unikam. Wolę naturę i mniejsze miasteczka oraz
wioski. Jest tam dla mnie o wiele bardziej przyjemnie, nie ma spalin i hałasu.
Nigdy nie zamieniłbym miejsca zamieszkania na duże miasto. Tutaj Hiszpańskie
miasta na drodze do Santiago de Compostela akurat są przepiękne i jestem w nich
zakochany. Burgos to na prawdę piękne miasto o czym zaraz się przekonam ;). Tak
więc idę zgodnie z muszelkami i strzałkami żółtymi. Oglądam piękne zabytki
portale, Kościoły i przepiękną ogromną gotycką katedrę św Marii znajdującą się
na liście światowego dziedzictwa UNESCO.Oglądam ją głównie z zewnątrz bo za
wstęp trzeba płacić chyba z dychę w euro. Te wierze i główne wejścia coś
pięknego. Poza tym do głównych atrakcji w Burgos należą; żeński klasztor Las
Huelgas, kościoły, łuk trumfalny Arco de Santa Maria, oraz zamek wybudowany w
884r i ratusz. Jest tutaj również Hobitton :)
Po obejrzeniu tej
przepięknej katedry ruszam już w kierunku wylotu za miasto. Tam próbuję złapać
stopa za rondem, nikt się nie zatrzymuję. Dobra walić to przejdę się z buta.
Wchodzę na polną drogę, która zgodnie z moją mapą mnie doprowadzić do
autostrady potem. Idę polami na kamiennych słupkach i drzewach widnieją tu
tutaj żółte strzałki wskazujące drogę św Jakuba. Idę więc przed siebie. Mijają
mnie widząc wędrującego z dużym plecakiem mówiąc "hola pelegrino "
oraz "Buen Camino" czyli tradycyjne pozdrowienie na szlaku świętego
Jakuba. Dalej jest jakiś maly lasek z placem zabaw do tego jest tutaj kolejny
kran z wodą pitną. W Burgos nabierałem butelkę przy jednym z nich. Przynajmniej
wodę pitną mam za darmo;). Robię tutaj kanapki z mortadellą i papryką i posilam
się. Jest już wieczór, oglądam zachódw słońca nad łąką. Jest tu obok jakaś
wioska czy miasteczko. Znajduję dalej trawnik z żywopłotami. Rozbiajm po zmroku
namiot za jednym z nich tak aby nie było widać mnie z drogi okazuje się że są
tam jakieś kolce z tego żywopłotu i muszę przenienieść namiot. Po wspaniałym
dniu pora na odpoczynek. Rankiem budzi mnie dzwięk uderzającej wody o mój
namiot. Myślę zaspany że deszcz, otwieram wejście a tu woda chlapie mi lekko po
twarzy. Zraszacze poszły w ruch! Pakuję więc plecak, wychodzę z namiotu z nim i
wynosze go w suche miejsce. Potem wyciągam śledzie, woda mnie ochlapuje trochę
i przenoszę namiot koło plecaka. Tam wyciągam i suszę jedząc owsiankę na
śniadanie i ciastka. Słońce już grzeje, zraszacze rozpryskują wodę dookoła po
zielonym trawniku. Cóż za piękny poranek;).
Leon
Pora ruszać dalej przechodzę wioskę i idę
dalej polami, dochodzę do głównej drogi, tam staję na poboczu, plecak stoi koło
mnie. Jestem w miejscu gdzie potem jest wjazd na autostaradę w kierunku
kolejnej dużej miejscowości na szlaku Camino de Santiago. Jest to miasto Leon.
Może po jakiś 40 min udaje ogarnąć mi się pierwsze auto, zatrzymuje się młody
facet czarnym bmw. No taki autostop to mi się podoba. Ciśniemy ponad 160km/h
autostradą i w sumie zaraz jesteśmy koło jakiejś małej wioski Olmillos de
Sasamon. Tutaj wysiadam na skrzyżowaniu na stacji benzynowej. Jest tu jakaś
droga narodowa biegnąca wzdłuż autostrady, którą nic nie jedzie. Na
autostradzie nie mogę łapać stopa. Pytam na stacji benzynowej więc czy ktoś nie
jedzie przypadkiem do Leon? Niestety nikt, idę i ustawiam się przy wjeździe na
Autopistę też nikt nie zatrzymuje samochodu. Wracam więc na stację benzynową
tam ponownie pytam. Siedzę na krawężniku i czekam na kolejne auta które się nie
pojawiają. Na parking podjeżdza Tir, idę tam szybko i pytam kierowcy czy nie
jedzie może do Leon? On że tak i może mnie zabrać ale każe mi poczekać bo
będzie jadł. Czekam 5 min po czym mnie woła i mówi że jednak nie może mnie
zabrać. Coo? Dlaczego? Szef dzwonił i mu zabronił. Oficjalnie jest to
zabronione dla kierowców tirów. Szlag trafił stopa i czas. Nie ma zamiaru
marnować kolejnej godziny na sterczenie na jakimś zadupiu więc ruszam na
piechotę drogą. Idę chyba z godzinę albo dłużej podczas tego czasu mijają mnie
kolejne auta ale nikt się nie chce zatrzymać. Chyba myślą sobie że
"Pielgrzym do Santiago de Compostela,a więc niech ciśnie z buta" Otóż
nie! Ja podróżuję autostopem ale chyba ludzie tego nie rozumieją i mają na mnie
wyrąbane. Dochodzę do jakiegoś wjazdu na autostradę tam wyjeżdza właśnie
samochód wystawiam kciuka i tak zatrzymuje się! Pytam czy jedzie w stronę Leon?
"tak" - odpowiada i każe mi
wsiadać. Jedziemy normalną drogą, jak dobrze że mówi po Angielsku. Kolejne
opowieści przekazuję. Wjeżdzamy na autostradę i wysadza mnie na stacji
benzynowej. Tutaj stawiam plecak na krwężniku i chadzam do kierowców i pytam
"Usted a Leon?" wszyscy mówią że nie. Potem zjawia się czarna nowa
skoda SuperB jako taksi z pasażerem w środku. Pytam faceta czy jedzie do Leon?
On odpowiada że nie ale może mnie wysadzić przed na obwodnicy miasta. Pakuję
się z plecakiem na tył. Ruszamy. Okazuje się że facet jest Portugalczykiem i
jego kolega kierowca miał wypadek i złamał rękę. Także przyjechał po niego i
zawozi go spowrotem do Portugalii. Mówię że ładny kurs trzaska;). Dojeżdzamy do
tego miejsca facet zatrzymuje się przy jakimś wyjeździe, dziękuję i wysiadam z
plecakiem na autostradzie. Przechodzę przez wyjazdowy pas i udaję się na jakieś
suche pola z trawami tuż obok autostrady. W oddali widzę tam główną drogę do
której się muszę dostać. W oddali widać już miasto Leon i jakieś wieże
Katedralne u góry. Wędruje przez jakieś suche pole koło fabryk i staję przy
południowej drodze wlotowej do miasta. Tutaj jest jakaś strefa handlowa ustawiam
się koło sklepu. Po chwili zatrzymuje się auto z rudowlosą kobietą i facetem w
okularach. Jadą do centrum, wsiadam więc i witają mnie serdecznie. Pytają jak
zawsze skąd,dokąd, ile mam lat i o podróż. Odpowiadam na pytania. Okazuje się
że facet jest inwalidą, jedziemy razem na parking przy starym mieście. Tam
kolega wsiada na wózek i razem z koleżanką idziemy pod ogromną Katedrę Santa
Maria de la Regla która jest ogromna i piękna nawiązująca do gotyku
Francuskiego. Znajomi zapraszają mnie do środka, kupują mi bilet wejściowy;).
Oglądam kolorowe piękne witraże łącznie ok 700! Jest to drugi co do wielkości
zespół witraży na świecie. Ołtarze, grobowce, chur i króżganki. Po obejrzeniu
Katedry dostaję kolejne zaproszenie do kawiarni. Idziemy więc zaraz obok na tym
placu głównym, zamawiamy lody;). Dowiaduje się od mojego znajomego że jest
świeżo po rozwodzie, trochę zasmucony w sumie gdy o tym mówi. Natomiast gdy
wracamy do tematu o mojej podróży oni są bardzo szczęśliwi gdy im o tym
opowiadam, chyba nawet bardziej niż ja. Cóż za pozytywni ludzie. Następnie
zbieramy się, oni muszą jechać gdzieś tam. Życzą mi udanej podróży " z
Bogiem" jak to już wiele innych osób mi powiedziało. W Leon do zwiedzenia
mamy dodatkowo Bazylijkę, Klasztory, Kościoły, Pałace, ratusz, mury obronne i
place i most - puente de san Marcos. Wkaczam na ścieżkę Camino de santiago
którą zauważam jako żółtą strzałkę na którymś z budynków idę uliczkami
przepełnionymi turystami, widać też paru pielgrzymów z kijkami drewnianymi i
plecakami. Oglądam piękne zabytki miasta idąc szlakiem Camino de Santiago.
Potem kieruje się
na wylot miasta przemierzając jakąś główną ulice. Dochodzę do jakiejś strefy
przemysłowej, rozglądam się za miejscem na rozbicie namiotu. Po prawej widzę
jakąś opuszczoną fabrykę i pole z trawą. Niestety trawa z jakimis krzakami. Idę
po niej i dochodzę do ogrodzenia tej fabyki, patrzę że jest zniszczone
częściowo. Przechodzę przez tą siatkę i jestem na terenie opuszczonej fabryki.
Pora teraz znaleźć miejsce do spania, kawałek dalej jest malutki biały domek
dla pracowników. W środku nikogo nie ma. Są drzwi i szafki metalowe,
porozwieszane plakaty nagich babeczek na ścianach, wszystko zakurzone. Ostatni
dzień kalendarza to w czerwonej ramce 20 lipiec 2010. Idealne miejsce na nocleg.Rozkładam
więc matę i śpiwór. W razie czego nad głową i pod ręką latarka, gaz pieprzowy i
nóż. Dodatkowo zamykam drzwi i na klamkę wewnątrz kładę butelkę wody. Jak ktoś
otworzy drzwi to będzie wielkie "buuuum" bo bezpieczeństwo to sprawa
pierwszorzędna. Otwieram sobie nawet okieko w tym pracowniczym domeczku, abym
oddychać świeżym powietrzem. Po przępięknym dniu pora na sen. W nocy spokojnie,
spałem jak zabity.
Astorga
Budzik nastawiłem
na 8.00, owsiankę jem na śniadanie i koguty pieją gdzieś tam dalej za fabyką. Widzę
już tuż obok pielgrzymów idących uliczką. Pakuję graty i ruszam rano idąc drogą
dochodzę do pobliskiej stacji benzynowej. Tam golę się jak zazwyczaj w WC,
doprowadzam do porządku. Następnie pytam ludzi czy nie jadą może do Astorga,
nikt tam nie jedzie. Ustawiam się z tabliczką przed stacją nikt się nie
zatrzymuje. Dopiero jak przechodzę poza teren zabudowany bliżej wlotu na
autostradę zatrzymuje się facet białym seatem i mówi że jedzie do Astorga.
Ciśniemy Autostadą szybko do tego miasta i wysadza mnie w centrum. Dziękuje
serdecznie i pora na zwiedzanie kolejnego miasta na drodze Świętego Jakuba.
Słońce grzeje, upał, ja śmigam w sandałach,krótkich spodniach i długiej koszuli
w kratę i kapeluszu. Od razu widać piękny pałac biskupi wokół którego można sobie
pochodzić, ścieżka wiedzie na górze muru obronnego. Do tego tuż obok jest
piękna Katedra z dwoma wieżami stylem dominującym jest gotyk który robi
wrażenie, jest aktualnie zamknięta. W dole pod murem jakieś szałasy rycerskie
bo był tutaj turniej rycerski. Największe wrażenie robi na mnie pałac z pięknym
ogrodem. Z lotu ptaka dach jest krzyżem. Po zwiedzeniu miasteczka, nabieram z
fuenty czyli tego kamiennego źródełka z kranem wody pitnej.
Gotowy ruszam
zgodnie z prowadzącymi mnie muszelkami i strzałkami żółtymi. Droga teraz
prowadzi na wylot z jakąś zwykłą narodową LE-142, Idę mija mnie zaledwie pare
aut i dopiero w sumie gdy dochodzę prawie do jakiejś wioski Castrillo de los
Polvazares zatrzymuje się jakiś chłopak, wkładam plecak na tył i jedziemy do kolejnej
Santa Colomba do Somoza. Przechodzę po brukowej kostce główną ulicą tą wioską.
Wszędzie Albergue czyli te noclegownie dla pielgrzymów. Wszyscy się do mnie
uśmiechają i mówią "Buen Camino Pelegrino" . Wychodzę i znów jestem
na głównej drodzę, ścieżka prowadzi przez pola no ale ja idę łapać stopa. Droga
pusta, wszędzie dookoła zielone wzgórza na których dalego widać te białe
wiatraki. Potem zatrzymuje się jakimś starym autem facet. Mówi że jedzie tylko
kawałek. Wjeżdzamy na wzgórze i tam na poboczu się zatrzymujemy. Mówi że jedzie
zapolować na kuropatwy i zające i pokazuje mi swoją broń! No fajnie super nie
lubie broni tak więc trochę mnie strach obleciał gdy ją wyciągnąl. Ręka na
pulsie w prawej kieszeni na moim gazie. Wysiadam i już po chwili jedzie auto
kolejne, wystawiam kciuka auto się zatrzymuje , żegnam się z myśliwym i pytam
pięknej dziewczyny w okularach przeciwsłonecznych czy jedzie do Astorga. Mówi
że zatrzymuje się niedaleko przed w jakiejś mieścinie. Wsiadam na przód i
rozmawiamy. Aż się dziwie że taka ładna laska nie boi się zabierać z drogi
jakiegoś podróżnika. To może dlatego że jedzie właśnie za nią kolejne auto i
zjeżdza na pobocze. Okazuje sie że to jej kolega i
jadą razem do tej mieściny. On prowadzi a my za nim, podziwiam piękne zielone
wzgórza i widok zachodzącego słońca nad nimi. Jesteśmy w miasteczku Molinaseca
tutaj dziękuję za podwózkę i wysiadam. Zaraz obok piękny staw z pięknym
mostkiem i pełno turystów. Przechodzę koło kościólka zabytkowego i wchodzę na
jakąś polną drogę biegnącą w górę za miasteczko. Znajduje miejsce na płaskiej
trawie niedaleko małej wieży radiowej. Woda z butelki jako prysznic i wbijam do
namiotu zapisując wspomnienia w moim zeszycie.
Jest to jak dla mnie jeden z najlepszych blogow. Dobrze się czyta i mam wrazenie jakby z się przemieszczal z tobą.Nie skonczylem go czytac jestem na etapie Hiszpanii gdzies w tym czasie minelismy sie na polwyspie ja wracalem z Peru ty podazales dalej. Mam pewnosc ,że dalej bedzie jeszcze ciekawiej
OdpowiedzUsuńpozdrawiam