piątek, 7 listopada 2014

Wkroczenie na Drogę św. Jakuba ( Camino de Santiango)


20 lipiec 2013 Sobota

Gdy wychodzi słońce suszę namiot i wracam do schroniska, za parę euro wykupuje śniadanie, jak to zwykle na słodko, kakao pieczywo i dżemy. Po posiłku ruszam w dół ponownie krocząc przepiękną doliną i oglądając moje wodospady w których się zakochałem. Piękna słoneczna pogoda.Wracam do parkingu stamtąd tą ścieżką trekkingową. Od tego mostku koło kempingu, postanawiam kontynuować wędrówkę ścieżką trekkingową. Jestem już przy miasteczku Torla. Idę przez most i kieruję się w górę zabytkowymi i wąskimi ścieżkami. Jestem w centrum na małym placyku z restauracjami i kawiarniami. Siadam tu na schodkach i ogarniam mapę. Pora ruszać na szlak - Camino de Santiago ( droga świętego Jakuba). Gdy ogarniam mapę podchodzą do mnie te dwie dziewczyny. Pytają gdzie teraz się udaję, mówię że na Camino de Santiago i muszę dostać się do Jaca. One że jadą w tym kierunku i mam koniecznie się z nimi zabrać. Haha lepiej być nie może! Jak się potem okaże jednak może;). Zapraszają mnie do kawiarni na pyszną mrożoną kawę z bitą śmietaną, opowiadam o mojej drodze. Idziemy na ten parking za miasto i wkładamy plecaki, mój wędruje jak zwykle na tył ze mną, mój nigdy nic nie mówiący kompan podróży prawie tak wysoki jak ja sam hehe. No to jedymy ! Dziewczyny sympatyczne i bardzo miłe.

Ruszamy jadąc krętymi drogami doliny. Opowiadam o swojej podróży, przebytej trasie i miejscach. One jadą teraz do domu gdzieś koło Pamplony. Kierują się swoim gpsem. Jest zjazd na miasto Jaca gdzie zarówno one jak i ja powinniśmy się udać. Przegapiają zjazd, zatrzymujemy się one sprawdzają swój gps który im mówi gdzie mają jechać. Ja mówię do nich żeby przestały go słuchać i kieruję je spowrotem na Jaca abyśmy wrócili. Mam swoją nokiową mapę która mnie nie zawiodła i informuję że podróżuje już trochę z tą mapą i mnie nie zawiodła poza tym dobrze ją ogarniam. One coś tam przestawiają w gpsie i wolą słuchać się durnej baby która każe jechać już teraz autostrada prosto przed siebie nadrabiając drogę. Jak to kobiety z lęku przed nieznanym i problemami orientacyjnymi wolą tą właśnie prostą jak budowa cepa autostradę. Jedziemy więc nią prosto w kierunku południowo-wschodnim przejeżdzając miejscowość Huesca. Słuchamy muzyki Hiszpańskiej zespołu - Mana. Tańcujemy i śpiewamy rozmawiając i żartując oczywiście po angielsku bo po Hiszpańsku ni chuchu co najwyżej (Hola, Buenos Dias, Buenas Noches, usted a, gracias amigo) za dużego pola manewru nie ma;). Następne ogromne miasto przez które przejeżdzamy to Zaragoza. Rozpętuje się kolejna burza i ulewa, teraz na szczęście jestem w doskonałym izolatorze - samochodzie. Ponownie zaczynam więc lubić moje burze z błyskawicami. Z zaragozy obieramy kierunek północny, jedziemy przez suche i płaskie tereny tej części Hiszanii. Dojeżdzamy do miasta Logrono, a stąd do ich małego miasteczka, które leży obok - Viana. Miasteczko leży dokładnie na trasie Camino de Santiago, dodatkowo jutro zaczyna się lokalne Święto - Fiesta!

No to już wiem że tu zostaję. Teraz trochę o Drodze świętego Jakuba. Camino Frances szlakiem świętego Jakuba jest ona najważniejszą drogą pielgrzymkowych. Istnieje wiele dróg świętego Jakuba na całym świecie , nawet w Polsce lecz ta która zaczyna się po Francuskiej stronie Pirenejów w miasteczku - Saint Jean Pied de Port a kończąca się w Santiago de Compostela należy do najważniejszej i najbardziej popularnej pieszej lub rowerowej drogi pielgrzymkowej. Cała trasa ma długość ok 750km, przechodzi przez takie miasta jak Pamplona, Burgos, Leon, Astorga, Ponferda. Znajdują się tam wspaniałe katedry i budowle pięknej Hiszpańskiej Architektury. Szlak ten jest coraz częściej przemierzany przez turystów z całego świata po premierze filmu - The Way. Link z opisem filmu: http://www.filmweb.pl/film/Droga+%C5%BCycia-2010-590595
O którym wcześniej pisałem i jeszcze raz polecam.

Przygoda polega na tym aby podążać szlakiem oznaczonym muszelkami i żółtymi strzałkami wskazującymi drogę. Trasa prowadzi przez góry, doliny, wioski i pustkowia. Jest to ok 750km pieszej lub rowerowej przygody. Na początku trasy dostajemy książeczkę pielgrzyma w dowolnym Albergue czyli schronisku pielgrzyma gdzie można spać tanio bo za około 5€. Należy zbierać pieczątki w tych właśnie schroniskach lub gdziekolwiek w sklepach, na stacjach benzynowych. Pieczątkę można dostać wszędzie. Dziennie trzeba przejść około 30km z plecakiem. Gdy wybieramy się na rower to już inna bajka. Celem jest dotarcie do potężnej Katedry w Santiago de Compostela. Po zgromadzeniu pieczątek, okazujemy naszą książeczkę i uzyskujemy certyfikat przebycia trasy. Aby go uzyskać należy zgromadzić pieczątki przynajmniej ze stu kilometrów przebytej trasy.Jako pielgrzymi powinniśmy uczestniczyć w mszy, gromadzą się tam wszyscy którzy dotarli po przejściu całej Hiszpanii z wschodu na zachód. Nie który nie kończą tutaj swojej wędrówki a kontynują drogę do wybrzeża oceanu Atlantyckiego do miejscowości Fisterra która oznacza po łacinie koniec ziemi. Zapraszam do zapoznania się z tematem szerzej na stronce;  mypielgrzymi.com/o-camino/ 

Naprawdę wszystkim polecam film - The Way, który zainspirował cały świat, łącznie ze mną ;). Z dziewczynami od Ordesy przejechałem 330km a łącznie od początku podróży 3286km autostopem, nie licząc pieszych wędrówek. Dziś jest 21 lipiec 2013 a więc minąło dokładnie 40 dni odkąd wyruszyłem. Dziękuje dziewczynom za genialnego stopa i idę szukać teraz noclegu. Idę obok starożytnego budynku z placem. Tutaj jest Albergue - Andres Munoz ze znakiem muszelki Camino de Santiago. W recepcji pytam o książeczkę pielgrzyma, dostaję więc wpis z datą że zaczynam pielgrzynkę do Santiago de Compostela. Książeczka kosztuje 4€, wykupuję też nockę tutaj za jedyne 5€. Dostaję pokój na piętrze, dzielony z metalowymi piętrowymi łóżkami. Są tu jacyś pielgrzymi. Facet z kobietą, zajmuje swoje łóżko na górze. Idę się wykąpać, wracam i ogarniam że mają tu wifi tak więc biorę hasło. Oglądam moją książeczkę pielgrzyma, są tutaj miejsca na pieczątki, w środku mapa ze szlakami Św Jakuba. Ogległości pomiędy miastami. Wieczorkiem przychodzą kolejne osoby w tym jakaś stuknięta dziewczyna który cały czas przeklina i śię śmieje sama do siebie. Ogarniam pisanie pamiętnika, ale nie ma spokoju i ciszy. Dodatkowo w nocy chrapanie rozlega się po całym pokoju tak że nie idzie spać. Jeśli chcemy spać w Albergue to zapewnijmy sobie stopery.


Rankiem pakuję plecak i ruszam na miasto. Wszędzie pełno osób ubranych na biało z czerwonymi wstęgami, chustami. Idę do pobliskiego kościoła i zwiedzam po raz piękny Hiszpańską piękną architekturę. Jest tutaj mały placyk na którym ustawiona jest już scena. Wąskie uliczki z starego kamienia o kremowo-żółtym kolorze sprawiają na prawdę wyjątkowy klimat. Dowiaduje się od lokalnych ludzi że juto będzie fiesta z bykami w miasteczku! No to wiem już że zostaje dzień dlużej;). Rozpoczynają się występy na scenie setki ludzi w tych białych strojach z czerwonymi chustami i pasami robią na mnie wyjątkowe wrażenie. Okazuje się że jutro będzie tutaj święto mini san fermin - czyli święto obchodzone każdego roku w pamplonie z biegami byków po ulicach o 6-14 lipca. Siadam koło restauracji przy stoliku i oglądam występy. Potem dopadam mnie pragnienie, widzę w lodówce jakiś sok w dużej plastykowej butelce, kupuję za 1,20€. Wychodzę i gdy siadam przy stoliku patrzę że to nie sok! To 1l czerwonego wina Sangria! Haha no to fiesta! Rozmawiam z Hiszpanami, wszyscy tu raczej piją niż tańczą jak narazie. Zbiera się co raz więcej ludzi, zapełnia się cały plac. Generalnie słucham muzyki, oglądam występu i bawię się.












 Kolejnego dnia pobudka w moim namiocie na takiej górze z laskiem poza miastem gdzie go rozbiłem.Ruszam do miasteczka rano i są pustki jak narazie, syf po fiescie. Szwędam się tu i ówdzie i zwiedzam miasteczko, niedługo impreza z bykami. Dowiaduje się że dziś będzie można kupić porcję jedzenia z kubkiem wina. Idę już na placyk, jest tam już przygotowana drewniana arena i trybuny metalowe przyłączone do jednego z budynków, po miasteczku lata jakiś facet przebrany za byka i straszący dzieci. Buduje się barykady na uliczkach bo byki będą po nich biegać. Przygotowania trwają. Potem na placu z areną. Zaczyna się sprzedaż jedzenia. Na okrągłej arenie jest rozstawiona potężna metalowa patelnia o średnicy dobrych 10m dla całego miasta! Takiej patelni to moje oczy jeszcze nie widziały. Ustawiły się kolejki za taśmą.  Kupuję 2 bony za 2€. Czekam w tej kolejce, pokazuję moje karteczki i za 2 eurasy dostaję 2 plastykowe talerze pełne - Paella czyli ryżu o żółtawym kolorze i różnego rodzaju mięsa. Oraz 2 plastykowe kubki wina!Fiestaaa!;) Jem potężne dwa talerze, popijam dwoma kubanami wina. Tak się najadam że potem śpię pod budynkiem uliczce razem z resztą obżartych osób. Potem odpoczywam na ławce leżąc. I po co mi bylo tyle jeść. Chociaż w sumie nadrobiłem kalorie.
Najedzony wracam pod to Albergue gdzie spałem, jest teraz zamknięte i korzystam z neta. Potem czas się zbierać na byki.Ludzie już się schodzą, wędruję na trybuny zajmuje miejscę i siadam wysoko. Najpierw wypuszczają byki z ciężarówki, na arenie są matadorzy ale widać że nie profesjonalni. Rozpoczyna się matadorstwo, płachty idą w ruch i byki atakują. Liczne uniki, byki latają jak głupie próbując trfić cel. A niech go dziabnie! Będzie miał nauczkę aby nie męczyć zwierząt. Następnie wypuszczają byki glówną uliczką trasa to może z 150m. Tutaj lokalni śmiałkowie biegną przed bykami które ich gonią. Restauracje i kawiarnie są zabarykadowane stołami albo deskami nie którzy tylko stoją w drzwiach i chowają się gdy byki biegną po ulicy. Biegają w tą i spowrotem aż na arenę.Cykam foty obserwuję ochotników. Potem wędruję do innych blokad przy Albergue.

  










Brak komentarzy:

Prześlij komentarz