1 czerwiec 2014 Niedziela
Żegnam się z moim Chilijskim kolegą po przejechaniu ok 300km. Stąd cudowny widok na wulkany z gór z których właśnie przybyliśmy, do tego oświetlonych czerwono-różowym światłem zachodzącego już słońca. Tutaj zmiana czasu na godzinę wstecz a więc zamiast 20.20 mamy 19.20. Z 6 godzinną różnicą do czasu w Polsce a więc tam jest teraz 20min po pierwszej w nocy. Wszędzie koło drogi jest pustynny szary piasek, za parkingiem rozbijam namiot. Nie ma to jak nocka na pustyni Atacama;)
Rankiem
wędrówka w kierunku miasteczka, są małe drewniane domki otoczone piaskiem,
wszędzie na domkach powiewają biało-czerwone flagi Chile. Jestem na głównej
drodze dochodząc do targu, stamtąd do centrum. Jest mały placyk z Kościołem i
drzewkami, domki uliczkami których szedlem to coś niesamowitego. Zbudowane są z
brązowego błota! Ogrodzenia również, rzeźbione drewniane latarnie z wzorkami. W
centrum informacji turystycznej biorę mapkę miasta. Pora wybrać pieniądze z
bankomatu, najpierw używam wifi i sprawdzam kurs peso Chilijskiego, 1000peso to
5,55zł wybieram więc 80 tys peso. W miasteczku planuję udać i spróbować
snowboardu na piaskach wydm czyli sandbordu;). Spędzam tutaj cały dzień,
najpierw oglądając piękne uliczki, następnie korzystając z wifi i pijąc
herbatę. Przychodzi czas na spanie, niechcąc płacić za hostal, idę za
miasteczko i rozbijam namiot na jakimś piasku. Rankiem widać oświetlone
porannym słońcem skaliste szczyty i jakieś piaski w oddali, to chyba te wydmy
na których się sandboarduje. Dziś wędruję pod moją kawiarnię gdyż mam hasło do
wifi. Mam okazję porozmawiać z babciami z którymi nieczęsto rozmawiam. Po
chwili widzimy się na skypie rozmawiając.
Dziś w miasteczku
totalny relaks w postaci ebooka i spisywania wspomnień. Po południu spotykam
podróżnika z Argentyny, czestuje mnie pyszną sałatką z owoców i warzyw. Po
całym leniwym dniu pora na obóz, tym razem idę pod drzewa koło rzeki ponieważ
rano widziałem pijaków w miejscu gdzie obozowałem. Kolejny zachód słońca który
oświetla na czerwono wulkany.
3 czerwiec 2014 Wtorek
Po spakowaniu namiotu dziś planem jest kupienie tego sandbordu, lecz najpierw muszę znaleźc hostal jakiś tani i zostawić tam mój plecak. Idę więc na poszukiwania. Mam jeden adres hostalu o nazwie "casa de los musicos". Wędruję poza centrum miasteczka szukać tego właśnie hostalu. Dochodzę pod wskazany adres, nie widać tu nic. Więc idę do innego ulicę obok, cena za pokój to 10tys peso czyli ponad 13€. Dzięki, wychodzę i jednak odnajduje ten adres ponownie. Otwiera mi miła pani w średnim wieku, w środku totalnie staromodnie. Mówi, że noc kosztuje 7tys peso, pokazuje mi pokój z piętrowymi łóżkami tam jest jakiś chłopak z USA. Rozmawiamy więc, mówi że nie długo jedzie do Santiago de Chile a stamtąd do Buenos Aires uczyć dzieci angielskiego. Postanawiamy iść razem na sandboard. Idziemy kupić na plac wycieczkę na jazdę, dostaniemy deskę,buty i nakręcą na film potem udamy się na zachód słońca. Koszt to 14tys, wyjazd o 14.00. Robimy zakupy jedzenia, wracamy do hostalu. Właścicielka tego miejsca jest Francuzką. Miała dziadka Polaka. Ruszamy z moim współlokatorem Casey do biura na plac.
Po spakowaniu namiotu dziś planem jest kupienie tego sandbordu, lecz najpierw muszę znaleźc hostal jakiś tani i zostawić tam mój plecak. Idę więc na poszukiwania. Mam jeden adres hostalu o nazwie "casa de los musicos". Wędruję poza centrum miasteczka szukać tego właśnie hostalu. Dochodzę pod wskazany adres, nie widać tu nic. Więc idę do innego ulicę obok, cena za pokój to 10tys peso czyli ponad 13€. Dzięki, wychodzę i jednak odnajduje ten adres ponownie. Otwiera mi miła pani w średnim wieku, w środku totalnie staromodnie. Mówi, że noc kosztuje 7tys peso, pokazuje mi pokój z piętrowymi łóżkami tam jest jakiś chłopak z USA. Rozmawiamy więc, mówi że nie długo jedzie do Santiago de Chile a stamtąd do Buenos Aires uczyć dzieci angielskiego. Postanawiamy iść razem na sandboard. Idziemy kupić na plac wycieczkę na jazdę, dostaniemy deskę,buty i nakręcą na film potem udamy się na zachód słońca. Koszt to 14tys, wyjazd o 14.00. Robimy zakupy jedzenia, wracamy do hostalu. Właścicielka tego miejsca jest Francuzką. Miała dziadka Polaka. Ruszamy z moim współlokatorem Casey do biura na plac.
Czemy tam na
przewodnika który powinien się w krótce zjawić. Poznajemy dwie koleżanki z USA,
oraz małżeństwo z Australi. Wraz z przewodnikiem wędrujemy do minibusa, z
przypiętymi na górze deskami snowboardowymi. Jedziemy w stronę tych skał ,
dojeżdzamy do potężnej wydmy z dużym nachyleniem. Tutaj parkujemy auto,
przymierzam buty i zakładam takie duże. Dostrajam położenie zapięć, wędruję ścieżką
na górę wydmy i widoki stąd są piękne na wzorzyste w dole skały i wulkany w
oddali. Facet w dole jest kamerzystą i będzie kręcił nam filmy, daję mu znak z
góry wydzierając się "Ron!!" i ruszam . Nie ma co pierwszy raz w
życiu jadę po piachu, ale że jeżdzę na desce chyba z 12lat to udaje mi się
zjechać idealnie bez wywrotki. Daję kamerzyście mój aparat aby nakręcił zdjęcia
moim. Po ciężkiem wędrówce na wydmę zakładam zimową czapkę aby poczuć się
trochę jak w zimowych warunkach europejskich ;). Od przewodnika dostaję świecę
którą nacieram deskę, no to będzie speed teraz. Ruszam w dół, wykonuję ładny
180stopniowy obrót ale łądowanie z trudem bo piach twardy. Pożyczam od Casey
kamerkę go pro 3 i kręcę film. Poniżej linki do filmików w full hd:
Po 2h świetnej
zabawy, jedziemy busem na górę gdzie jest pełno turystów, tutaj pijemy rum i
wcinamy chipsy oczekując na zachód słońca nad Atacamą. Piękne widoki na całe
pasmo górskie i faliste wzory skał z małymi plamami białej soli. Wracamy do
miasteczka i umawiamy się na 20.00 całą ekipą na kolację do restauracji. Z
Caseyem kupujemy zimne małe piwka, które wypijamy w szybkim tempie. Jesteśmy w
restauracji, gdy przychodzi cała sandboardowa ekipa zamawiamy jedzenie, ja
jakiegoś pizzo-naleśnika. Gawędzimy mnóstwo czasu. Wracamy do hostalu i ze
zmęczenia padam na łóżko.
Rano jest totalna
tragednia, boli mnie lekko gardło i nie mogę nic mówić bo gdy coś próbuje to
brzmię jak zombie "khaaaaaa". No to załatwiłem sobie gardło tym
zimnym piwem. Totalnie nie mogę wydobyć z siebie głosu. Gospodyni robi mi herbatę
z miodem. Postanawiam zostać w hostalu dłużej bo z takim gardłem stopem stąd
nie wyruszę. Tak więc wracam do łóżka i ściągam przez wifi które tu mają
Irlandzki świetny serial Love/Hate. Tak spędzam czas w tym właśnie hostalu
prawie nic nie mówiąc. Kolejnego dnia jest trochę lepiej, dzis trzeba zrobić
jakięś zakupy. Otwieram drzwi hostalu które mają świetny motyw. U góry nad
futryną jest zamontowana mała gitara i gdy drzwi się zamykają lub otwierają
patyczek gra na niej "drrrrę". Wracam z tuńczykiem i ryżem oraz
warzywami. Do dospozycji mam kuchnie, tam więc z Caseyem przygotowujemy obiad.
Następnie jemy ryż z tuńczykiem i warzywami. Wracam do łóżka kurować moje
gardło i ogładam serial. Żegnam sie z moim znajomym bo ma autobus do Santiago
de Chile. Wymieniam się muzyką z mojego dysku twardego z gospodynią. Rankiem
opuszczam hostal płacąc 21 tys peso. Spędzam ostatni dzień w uroczym miasteczku
San Pedro, obozuje w tym miejscu na piasku poza miastem.
Największa kopalnia miedzi na Świecie!
7 czerwiec 2014 Sobota
Rankiem ruszam łapać stopa, owsianka z bananami zasila mnie jak bateria i ustawiam pod pięknym kolorowym malowanym przystankiem autobusowym. Stoi on na pustyni poza miastem, do tego mam piękne widoki. Stoję chyba z 40min a nikt nie chcę się zatrzymać, stają niedaleko kolejni autostopowicze. Pickup ich mija a zatrzymuje się przy mnie;) Zgodnie z moim przewodnikiem z Lonely Planet celem jest teraz pustynne miasto Calama z największą i najgłębszą kopalnią miedzi na Świecie. Facet właśnie zmierza do tego miasta.
Rankiem ruszam łapać stopa, owsianka z bananami zasila mnie jak bateria i ustawiam pod pięknym kolorowym malowanym przystankiem autobusowym. Stoi on na pustyni poza miastem, do tego mam piękne widoki. Stoję chyba z 40min a nikt nie chcę się zatrzymać, stają niedaleko kolejni autostopowicze. Pickup ich mija a zatrzymuje się przy mnie;) Zgodnie z moim przewodnikiem z Lonely Planet celem jest teraz pustynne miasto Calama z największą i najgłębszą kopalnią miedzi na Świecie. Facet właśnie zmierza do tego miasta.
Po chwili
podbiegają wszystkie 3 osoby do auta , jedna dziewczyna wchodzi na tył, a
pozostała dwójka z plecakami na pakę. Jedziemy, zaczyna się właśnie Munial 2014
w Brazyli i pełno aut jedzie w przeciwnym kierunku, na autach widnieją ogromne
biało-czerwone flagi. Czuję się jak w Polsce na tej drodze przemierzając
pustynne tereny Atacamy. W oddali widac już kopalnie, i miasto Calama w dole. W
miasteczku idę na plac do centrum, widnieje tam duży pomnik górnika wykonany
cały z miedzi. Zwiedzam kolejny plac z parkiem i Kościołem. Zgodnie z
przewodnikiem można załapać się na darmową wycieczkę do najgłebszej i
największej kopalni miedzi Świecie - Chuquicamata. Wycieczka jest organizowana
przez firmę Codelco, na krzyżówce ulic Granaderos i Central Sur. Idę do kafejki
i sprawdzam na google adres tego miejsca, wygląda na to że jest w północnej
częśch miasta. Wędruję więc w tym kierunku, zatrzumując się w jakiejś obskórnej
knajpie i jedząc tanią ale dobrą zupę i drugie danie .Miasto Calama jest
brzytkie i nie ma tu nic ciekawego. Mijam mnóstwo salonów samochodowych z Amerykańskimi
markami, jest pełno znaków których nigdy nie widziałem.
W północnej części
miasta rozglądam się za miejscem na kemping. Jest tutaj jakieś gruzowisko za
domkami ale widzę jakieś drewniane fawele w oddali , a więc nie chcę ryzykować
rozbijania tu namiotu, w zabudowanym terenie również nie będę ryzykował tego,
że rano mogę się już nie obudzić na tym świecie. Jak zwykle mój wewnętrzny
przewodnik przychodzi mi z pomocą;) widzę niedaleko mały Kościółek, z dużym
betonowym ogrodzeniem, postanawiam na jego terenie rozbić mój namiot. Dzwony
akurat biją na mszę, rozmawiam potem z ojcem, mówie, że jestem podróżnikiem z
Polski i chciałbym rozbić za Kościołem namiot. Wita mnie i mówi, że
porozmawiamy po mszy. Siadam więc w środku małego nowoczesnego Kościoła. Uczestnicze
w tej mszy do tego ojciec z ołtarza wita mnie i wszyscy zgromadzeni choć nie ma
ich wielu biją mi brawo;). Po mszy ojciec mówi, że w nocy jest bardzo zimno w
tej górskiej części Atacamy. Tu na 2200m temperatura spada w nocy poniżej zera.
Dostaje zaproszenie do drugiej parafi gdzie mieszkają. Dojeżdzam tam autem i
wypytuje o ojca Lorenzo. Czekam w sekretariacie gdy na zewnątrz jest już
zupełnie ciemno.
Po chwili
przychodzi łysy ojciec Lorenzo, opowiadam mu że przyjechałem tu tutaj z drugiej
parafi i zostałem zaproszony na noc. Opowiadam mojej podróży i dostaję miejsce
na 2 noclegi, w małej salce katechetycznej na piętrze. Są krzesła, stół ,
tablica i obraz z Jezusem. Rozkładam więc moją matę na podłodze i śpiwór i mam
swoją noclegownie;). Dziś jest 07.06.2014 Sobota, muszę przeczekać do
Poniedziałku aby dostać się do biura gdzie organizują wycieczkę. Mam dostęp do
kuchni a więc zaparzam sobie herbatę i znajduje jakieś ciastka tam przy okazji.
Oczywiście wieczorem film zapuszczam na telefonie i dopiero kima. Rano wyruszam
do marketu tottus i kupuję trochę owoców i jedzenia. Następnie ebook na ławce
na świeżym powietrzu. Gotuję w kuchni obiadek, czyli ryż z bananami. Dzień
spędzam z ebookiem.
9 czerwiec 2014 Poniedziałek
Rano o 9.00 ruszam do biura, co mi zajmuje 10min, tam ładna pani zapisuje mnie na godzinę 13.00 na darmową wycieczkę do kopalni Chuquicamata. Wracam do domu mieszkalnego Franciszkanów. Po zjedzeniu obfitej porcji ebooka i ryżu z bananami ruszam spowrotem do biura. Pojawiają się same kobiety w średnim wieku i jedna ładna dziewczyna, dostajemy kaski czerwone i pomarańczowe kamizelki. W autobusie jest przewodnik który mówi po Hiszpańsku i tłumaczy na Angielski. Dojeżdzamy do opuszczonego kopalnianego miasteczka Chuquicamata. Tutaj totalnie klimat jak z apokalipsy zombie. Całe miasteczko jest opuszczone. Na placu wchodzimy do budynku i prezentacja fotografii tego miejsa w przeszłości oraz miedzianej płyty 170kg której cena to tysiąc euro. Na placu jest opuszczony szpitalik, plac zabaw dla dzieci z pinokiem oraz mały teatr w oddali. Miasteczko jest totalnie wymarłe od 5 lat z powodu skażenia jakie tu panuje. Wsiadamy do autobusu i i mijamy potężną koparkę wysoką chyba na 40m, po odebraniu pozwolenia na wjazd wjazd do kopalni. Jedziemy na zewnątrz w górę, widać kursujące tu największe na świecie ciężarówki-wywrotki komatsu 960e! Są super potężne i wysokie oraz szerokie. Dojeżdzamy do punktu widokowego. Wchodzę na nią i mam niesamowity widok. W dole potężny otwór kopalni który jest szeroki na 4km długi na 2,5km a głęboki na 1km !! Na poteżnych spiralnych drogach jeżdzą te ogromne ciężarówki komatsu a z otworu wydobywa się pełno pyłu.
Rano o 9.00 ruszam do biura, co mi zajmuje 10min, tam ładna pani zapisuje mnie na godzinę 13.00 na darmową wycieczkę do kopalni Chuquicamata. Wracam do domu mieszkalnego Franciszkanów. Po zjedzeniu obfitej porcji ebooka i ryżu z bananami ruszam spowrotem do biura. Pojawiają się same kobiety w średnim wieku i jedna ładna dziewczyna, dostajemy kaski czerwone i pomarańczowe kamizelki. W autobusie jest przewodnik który mówi po Hiszpańsku i tłumaczy na Angielski. Dojeżdzamy do opuszczonego kopalnianego miasteczka Chuquicamata. Tutaj totalnie klimat jak z apokalipsy zombie. Całe miasteczko jest opuszczone. Na placu wchodzimy do budynku i prezentacja fotografii tego miejsa w przeszłości oraz miedzianej płyty 170kg której cena to tysiąc euro. Na placu jest opuszczony szpitalik, plac zabaw dla dzieci z pinokiem oraz mały teatr w oddali. Miasteczko jest totalnie wymarłe od 5 lat z powodu skażenia jakie tu panuje. Wsiadamy do autobusu i i mijamy potężną koparkę wysoką chyba na 40m, po odebraniu pozwolenia na wjazd wjazd do kopalni. Jedziemy na zewnątrz w górę, widać kursujące tu największe na świecie ciężarówki-wywrotki komatsu 960e! Są super potężne i wysokie oraz szerokie. Dojeżdzamy do punktu widokowego. Wchodzę na nią i mam niesamowity widok. W dole potężny otwór kopalni który jest szeroki na 4km długi na 2,5km a głęboki na 1km !! Na poteżnych spiralnych drogach jeżdzą te ogromne ciężarówki komatsu a z otworu wydobywa się pełno pyłu.
Po sesji
zdjęciowej autobus zabiera nas do fabryk gdzie topią miedź, niestety tylko z
zewnątrz. Ogromne plątaniny rur i metali. Wracamy przez wymarłe miasteczko do
Calamy.
Tam możesz złożyć darowiznę jeśli chcesz. Ja jako ubogi podróżnik
muszący oszczędzać na produkty żywnościowe dziękuję i wychodzę oraz Ja wracam
do mojej salki katechetycznej. Dziękuję zakonnikom za pobyt u nich, następnie
wieczorem gdy już się ściemnia ruszam na wylot miasta znajdując za nim miejsce
na namiot na pustynnym piasku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz