środa, 5 listopada 2014

Podbój góry Schmittenhöhe i wędrówka pod Grossglockner


18 czerwiec 2013 Wtorek - Minał właśnie tydzień podróży

Rano pakuję wszystkie graty i wyruszam drogą do góry, przechodzi ona w bezasfaltową i jestem w lesie, potem dochodzę wyżej z prawej strony biegnie kolejka linowa z niesamowicie nowymi kabinami.



Idzie mi się cholernie cieżko z tym cholernym plecakiem, do tego upał i pełne słońce. Odpoczywam wielokrotnie w cieniu sosen na tej drodze popijając mnóstwo wody. Zagadują do mnie jacyś turyści z dzieciakami, dochodzę do stacji kolejki linowej, nie co wyżej siadam na łące i podziwiam pasmo górskie ze śnieżnymi szczytami za którymi leży Salzburg. Kawałek w górze mały staw z pięknymi widokami w górze widać już szczyt góry i znajdującą się tam restaurację do której dojeżdza kolejka linowa. Koło statawu całkiej spora metalowa piramida energetyczna. Wyżej na kolejnym etapie drogi ukazują mi się krowy pasące się na śniegu!



Sa tutaj jeszcze miejsca na łące ze śniegiem. Ostatni odcinek to przejście pomiędzy dużymi górami śniegu na których pozuję do zdjęcia. Jestem na szczycie ok godz 15.30 ! Udało się 2 tysięcznik zdobyty. Piękna panorama na wszystkie strony do tego Masyw najwyższej góry w Austri Grosrglockner 3798m w chmurach aktualnie.Lata tutaj pełno paralotniarzy, coś pięknego!



 Idę za restaurację i oglądam panoramę na południowy Masyw od strony Salzburga. Gdy chcę porozmawiać z rodziną to puszczam sygnał i tato oddzwania po płacę 29gr za odebraną minutę a więc 3 min za 1zł mi ściąga z romingu. Moja babcia ma dziś imieniny a więc udaję mi się porozmawiać z całą rodzinką siedząc na 2 tysiącach metrów. Po posileniu się kanapkami i po relaksie. Wracam pod restaurację gdzie wcześniej bylo pełno turystów, teraz nie ma już totalnie nikogo. Rozbijam namiot koło restauracji z widokiem na Grossglocknera i pełno śnieżnych szczytów doodoła. Moim kolejnym punktem który zaplanowałem jest przedostanie się właśnie pod tą górę. Po druiej stronie doliny, jest kolejna prowadząca w górę do 2 jezior. Tam mam zamiar udać się jutro. Gdy siedzę koło namiotu i podziwiam góry zauważam, że skończyły mi się bułki, a zostały kabanosy . Idę do tej zamkniętej restauracji, tam wita mnie sympatyczny kucharz w średnim wieku. Pytam go czy mógłbym może odkupić bułek trochę i pomidorów. On każe mi wziąźć ile chce za darmo, gdy mówię że jestem z Polski to każe mi mówić po Polsku bo rozumie po Polsku bo jest ze Słowacji i ma na Imię Pavel.






Kurcze ale niespodzianka, do tego jem kolację przy stoliku, jest tu jeszcze jakiś jego kolega z pracy z brodą groźnie wyglądający. Siedzę właśnie sobie w cholernie drogiej restauracji i jem darmową kolację i piję do tego piwko zimne. Dodatkowo zaproponował mi prysznić. Przechodzę więc kuchnie i idę do łazienek, biorąć odświeżający prysznic po całym dniu wędrówki. Po rozmowach i kolejnym piwku wracam do namiotu. Dostałem zaproszenie na jutro rano na śniadanie. Mam totalne szczęście, ludzie wszyscy zjechali na dół o 17.00 już, ogłądam widok zachodzącego słońca nad górami, dodatkowo darmowe jedzenie i gościna od sąsiada Słowaka. 





Dopiero teraz uświadamiam sobie jak ludzie potrafią być życzliwi, jak chcą Ci pomóc gdy widzą, że podróżujesz. Nawet gdy chcesz im zapłacić absolutnie nie chcą Twojej zapłaty i jeszcze by się za to mogli obrazić. W nocy świeci księżyc, jest cieplutko i to na 2 tysiącach, podświetlam latarką namiot i cykam fotkę z nocnym motywem.


 Zasypiam po kolejnym wspaniałym dniu podróży, która dopiero tak na prawdę się zaczyna moim skromnym zdaniem. - Gute Nacht ;)
 Rano niebo totalnie bezchmur, przejrzystość powietrza powalająca, obraz na Grossglockner i Kitzsteinhorn jak żyleta w Ultra HD;) z takimi widokami po wyjściu z namiotu to ja mogę wstawać codziennie i to w ciepełku na takiej wysokości. Znajduję jakieś małe okulary przeciwsłoneczne, zabieram je i chowam do plecaka. Namiot trochę mokry, tak więc rozkładam go na restauracyjnym tarasie widokowym. Dostaję chleb, wędliny, masło i dżemy i sporządzam sobie śniadanko. Pavel z kolegą szykują restaurację do otwarcia. Po pysznym śniadanku żegnam się z moim znajomymi, dziękując za gościne w ich miejscu pracy. W miejscu gdzie stał przed chwilą mój namiot są już paralotniarze.





Ta góra jest podobno bardzo sławna bo są tu warunki idealne do tego, płaska góra i piękne widoki. Schodzę drogą zgodnie z moją mapką, niżej gdy idę paralotniarze już latają i szybują nade mną kolorowymi parałotniami. Zgodnie z mapką muszę zejść do doliny do wioski - Piesendorf, po paru godzinach wędrówki w dół przez las jestem w niej. Dochodzę na główną drogę i maluję karton z napisem "Kaprun" większego miasteczka aby dostać się do doliny prowadzącej do jezior. Łapię tam krótkiego stopa, stąd aby dostać się wyżej do jezior proponują mi busika jadącego do tego parkingu na górze. Płacę 1€ za bilet i dojeżdzam do miejsca z parkingiem. Tutaj trzeba kupić bilet na górę specjalnym autobusem za ok 10€ do tego babka mówi, że już dziś nie ale jutro z rana. Jest godzina 17.00 i ja mam na to wyrąbane bo zgodnie z mapką jest tu ścieżka trekkingowa, tak więc idę kawałek wyżej i jest wąska mała ścieżka w zalesionym terenie, idę w gorę i jest tu nade mną most kamienny, duży wodospad, trzeba przejść przez rzekę, następnie kroczącz przez lasek spoglądam na ziemię i widzę jaszczurkę o niesamowitym wyglądzie. Jest cała czarna - a jest to czarna salamandra! Cykam fotę po czym mi ucieka. Po lewej stronie tej wąskiej doliny zalega jeszcze śnieg, po prawej wodospad piękny, przechodzę przez strome pastwiska krów, otwierając do nich drewniane drzwiczki i zamykając aby krowy nie uciekły. Dochodzę do tej asfaltowej drogi i widać stąd już ogromną tamę pierwszego jeziora - Stause wasserfallboden. Tutaj zaraz jest wąski tunel podziemny dla aut, zakaz pieszej wędrówki. Co za bzdura, pieszy szlak na mapie właśnie tędy prowadzi.A poza tym przypomniało mi się że babka powiedziała o ostatnim autobusie o 17.00 a więc w takim razie już nic tędy nie jeździ. Jestem totalnie sam, wchodzę do tunelu oświetlonego lampami, w nim jest dosyć chłodno, zakładam Polar i idę mijając kałuże stworzone z kapiącej z góry wody. Po przejściu tunelem około kilometra, ponownie wychodzę na światlo dzienne i jestem przy samej tamie ogromnego jeziora. Jest one w połowie napełnione wodą o kolorze szarości. Zaraz kolejny długi tunel. Potem zauważam że jest ścieżka trekkingowa. Teraz idę nią mając po lewej stronie jezioro, po 20min marszu, ścieżka jest zamknieta przez leżący tutaj śnieg, rezygnuję z przeprawy przez tą ogromną masę śniegu i lodu, moge wpaść do środka. Muszę wrócić się niestety do wejścia do tunelu. Wracam więc i z niego widzę po lewej stronie małe okienko które jest zasypane przez śnieg, to chyba to które chciałem przekraczać właśnie. Po wyjściu z tunelu, po lewej stronie drogi jest mała chatka z zieloną trawką, do tego stąd widać już u góry ośnieżone szczyty z lodowcami pod którymi leży kolejne jezioro. Rozbijam tu namiot i idę kawałek niżej do małego wodospadu przy drodzę i tam szybki prysznic w lodowatej wodzie. Jest już 20.00 a więc cały dzięń wędrówki dzisiaj, jestem wykończony! Przeszedłem chyba z tego Schmittenhöhe z 30km łącznie. Cały dzień wędrówki, jak co wieczora o latarcę zapisuję moje wspomnienia.











O świcie, pakuję namiot i zaczynam posiłek w postaci kanapek, słyszę że z dołu jedzie jakieś auto. Staję przy drodzę i zatrzymuję ciężarówkę wiozącą piwa. Facet mówi, że jedzie do góry. Czeka chwilę, ja biegnę i pakuję to jedzenie do plecaka i wchodzę do auta. Dobrze że wcześniej wstałem. Facet zawozi mnie na górę pod samą restaurację która jest jeszcze zamknięta. Dziękuję mu serdecznie i idę pod restaurację, tutaj przede mną błękitne jezioro Stausee Mooserboden, nad nim ogromna góra z lodowcem prawie do niego schodząca. Przyjeżdzają właściciele tej restauracji i dziwią się co ja tutaj w ogóle robie jeszcze przed nimi. Haha się trekkinguje sie ma! Poza tym nie ma jeszczę tutaj tłumów turystów które pojawią się wraz z pierwszym autobusem. W restauracji zostawiam moją zapasową baterię do aparatu aby się podładowała i mówię że wpadnę potem po nią. Idę pierwszą tamą jest ogromna. Pomiędzy dwoma tamami jest górka z krzyżem tam chcę wejść. Gdy zaczynam wchodzić po stromych kamiennych schodach przyjeżdzają turyści. Idę na górę i jestem pierwszy, przed turystami na  jej szczycie z krzyżem 2100m!
 Stąd dopiero jest niesamowity widok na dwie potężne bętonowe tamy i to błękitne magiczne jezioro. Po drugiej stronie w dole jezioro wzdłuż którego wczoraj szedłem, a za nim daleko daleko widać górę Schmittenhöhe, na której spałem i z której przyszedłem w to miejsce nie licząc jednego autobusika i 2 krótkich stopów.











 Przychodzą pierwsi turyści a więc koniec ciszy i spokoju. Wykorzystuje ich więc i proszę o zdjęcia na górze. Schodzę na dół i idę teraz nad kamienisty brzeg jeziora gdzie dalej znajduje się śnieg na który wchodzę pod samą stromą górą. Relaksuję się w tym miejscu, potem idę na drugą stronę jeziora bliżej restauracji, tam ze spływającego z lodowca strumyka nabieram wody do mojej butelki i od razu piję zimną, orzeźwiającą i krystalicznie czystą wodę. W restauracji dziękuję za podładowanie baterii i trzeba wracać na dół, tylko jak ja teraz przejdę przez te tunele skoro w ciągu dnia jest zakaz. Decyduję się wrócicić tym cholernie drogim autobusem za 8€ chyba z tego co pamiętam. Jadę na dół siedząc koło jakiegoś starszego Pana, który wypytuje mnie o moją podróż. Następnie gdy dojeżdzamy do parkingu oferują mi podwózkę, idziemy na ogromny piętrowy parking gdzie wsiadam z nimi do najnowszego czarnego Mercedesa. Oferują mi krótką podwózkę do niżej położonego Kaprun i wysadzają przy głównej drodzę. Tam maluję napis "Bramberg am Wildkogel". Tutaj po jakiś 5 min mam już kolejne auto. Miła Pani podwozi mnie do Mittersill od którego do mojej kolejnej miejscowości. Z wylotu miasteczka udaję mi się złapać stopa z młodym małżeństwem i jadą nawet za tą miejscowość! Genialnie! Do tego pyta się mnie czy wiem, że jest tu jeden z największych i najwyższych wodospadów w Europie. Coooooo? Gdzie? Jak się okazuje, że właśnie koło wioski w której mieszkają. Tak więc mówię, że rozbijam namiot i jutro z ranka ruszam. Proponują mi żebym rozbił u nich na posesji więc dojeżdzamy do ich drewniano-kamiennego dużego piętrowego domku z gospodarstwem. Pokazują mi miejsce na namiot. Na zewnątrz kran z wodą gdzie mogę się umyć, jakbym czegoś potrzebował to mam pukać do domku. Czego mi więcej potrzeba od tych przemiłych ludzi, wodę mam, bezpieczny nocleg też w pięknej Alpejskiej dolinie, a jutro zmierzam na trekking do jednego z największych wodospadów Europy - Krimml wasserfalle. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz