czwartek, 6 listopada 2014

Piękne Jeziorka i górski trekking w Flims

22 czerwiec 2013 Sobota

Rankiem gdy otwieram namiot, czuję zapach skoszonej trawy na tym polu. Kolejny piękny słoneczny dzień. Jem owsiankę na śniadanie i ruszam polem, potem wkraczam na ścieżkę która wiedzie do tamy na tej rzece i otwartymi śluzami wodnymi, przechodzę po niej na drugą stronę i tutaj ścieżka asfaltowa na której biegają i jeżdzą na rowerze pojedyncze osoby, wędruję w górę rzeki przechodząc pod jakimś tunelem skalnym, następnie jestem w małym urokliwym miasteczku Tamins, następnie laskiem mijam wodospad z którego nabieram wodę do butelki. Kawałek dalej jestem na głownej drodze gdzie łapie paro kilometrowego stopa do Flims. Tutaj w centrum informacji biorę tylko mapkę tego rejonu, poniżej miasta jest las w którym znajdują się moje jeziora. Tam właśnie idę pomału, znaki już wskazują drogę do jeziora, bardo rwąca rzeka prowadzi w dół do pierwszego jeziora - Crestasee. Jest tutaj hotelik, parasole i leżaki nawet. Jest już pochmurno ale zielona krystaliczna woda powoduje magiczny widok. Tutaj długi odpoczynek. W wodzie widać też zatopione trawy a nawet jest malutka wysepka na której rośnie sosna, idę więc brzegiem jeziorka. Parę osób się kąpie. Pora wyruszyć w górę do kolejnego jeziora.Ruszam leśnym szlakiem i po jakimś czasie jestem, przy jeziorze Caumasee z równie przejrzystą wodą i dużą wyspą na środku. Teren tutaj niestety jest ogrodzony ale na szczęście otwarty. Wchodzę więc i z tarasu jakiejś restauracji podziwiam tu widoki, okazuje się że oni zamykają to miejsce, na noc ale mam czas tak więc kładę się na pięknej zielonej trawie nie robiąc nic. Mam zamiar się udać teraz wyżej, górskim trekkingowym szlakiem i dojść w góry a może na lodowiec.





Wyruszam laskiem dochodząc do jakiegoś ośrodka sportowego, stąd do głównej drogi  a za nią kolejny gęsty las, małe jezioro ale tym razem to wygląda na bagnisko bo woda bez totalnie żadnej przejrzystości. Z lasu trafiam na łąkę i z racji tego że już jest po 21.00 rozbijam namiot pod drzewami. Rano po śnianiadaniu i spakowaniu namiotu obok jest jakieś drewniane schronisko runcahöhe. Pytam tutaj czy mogę podładować baterie do aparatu i mój telefon. Facet podpina sprzęt w kuchni. Siadam na zewnątrz, ogarniam mapkę i piszę pamiętnik. Następnie wyruszam w górę, droga doprowadza mnie do zielonej doliny z mnóstwem pasących się krów i koni. Na szlaku mija mnie tylko jeden facet. Wyżej pnie się ostra kamienista droga w górę. Jest jakaś ścieżka już na zboczu z żółtawymi trawami gdzie biegają i świstają świstaki;). Ścieżka prowadzi mnie do krzyża gdzie znajduje się jakieś małe gospodarstwo i mieszkający tu pastuszkowie. Jest już od jakiegoś czasu szaro i pochmurno. Przede mną u góry szczczyty Vorab glacier 3018m ź lodowcem, a od prawej - La Siala 2810m.

Wchodzę wyżej, gubię gdzieś ścieżkę i idę po trawach, wyżej ogromne płaty śniegu dookoła, tutaj już widać wyżej pełno śniegu stąpam ostrożnie i po nim i udaje mi się dojść do jakiejś zamkniętej chatki, gdy dochodzę posilam się snickersem a z nieba leje deszcz, nawet nie ma jak się schować pod tym dachem bo kapie na mnie woda. Widzę w oddali jakiś duży budynek.Zakładam pokrowiec przeciwdeszczowy , bo pada śnieg z deszczem i jest niesamowicie zimno. Idę szybko i jestem pod tym budynkiem. Jest tutaj dziura w ścianie z wyłamanych desek do jakby piwnicy, wchodzę do niej, plecak cały mokry jest bo ten pokrowiec z jakiegoś gównianego materialu. Jestem pod budynkiem, jest tutaj pełno metali i jakiś betonowych struktur, na zewnątrz leje i pizga. Odpalam latarkę bo jest tu ciemno. Dobrze że znalazłem to wejście z wyłamanych desek do tej piwnicy. Są tu jakieś metalowe drzwi i włącznik światła oraz kontakt. Odpalam lampę i od razu weselej. Pociągam za klamkę tych drzwi - otwarte! Wchodzę więc. W środku przed moim nosem ogromny hak na łańcuchu, jestem trochę przerażony. Okazuję się być w pomieszczeniu wypełnionym smarami, narzędziami, śrubkami. Taki warsztat, jest tu nawet toaleta, patrzę na stolik a jest tutaj kuchenka elektryczna nawet. Jestem przemoczony, więc przynoszę plecak do środka i zamykam te duże metalowe drzwi, od razu cieplej. Na ogromnym haku wieszam do wyschnięcia moją kurtkę. Są z tego pomieszczenia schodki w górę i kolejne drzwi, idę obadać teren. Gaz pieprzowy zabieram ze sobą. Jestem w korytarzyku przede mną kolejne drzwi, wchodzę a tu jest małe pomieszczenie, a w nim jakieś puszki tam patrzę a tu szparagii w puszce, pomidory, mikrofala, do tego makaron i ryż. Jakieś soki w szklanych butelkach. Patrzę na daty, wszystko już po terminie. Idę dalej do kolejnego pomieszczenia, tam kolejne narzędzia. Wchodzę po schodach i jestem na górze, jest tu ogromny hangar ze złożonymi krzesełkami i ławami wyciągu narciarskiego. Haha jestem na stacji narciarskiej zupełnie opuszczonej, bo nie ma tu nikogo. Po sprawdzeniu terenu wracam do tego małego pomieszczenia i biorę całą puszkę szparagów, i makaron. Wracam do warsztatu, podłączam kuchenkę i gotuję wodę, solę i wrzucam makaron gotując. Ale mi się udało jestem w pustej stacji narciarskiej w której udalo mi się schronić przed śnieżycą która teraz panuje na zewnątrz. Do tego mam kuchenkę i gotuję właśnie kolację, dodaję moję mięso i szparagi i jest pycha. Na drewnianym podeście rozkładam swoją matę i śpiwór. Idealne miejsce na nocleg;). Rano wcześniej wstaję i pakuje się, puszkę po szparagach wkładam głęboko do kubła na śmieci zacierając po sobie ślady wszelkiej obecności, odłączam podładowane baterie, ubieram się i ruszam przez otwór w piwnicy opuszczając stację moją stację narciarską. Tak się zebrałem przed 8 w razie czego jakby ktoś miał przyjechać i mnie tu zastać. Pruszy lekko śnieg, gdy tylko opuszczam stację zjawia się tutaj samochód z pracownikami którzy wchodzą do stacji właśnie. Hahaha ja to mam farta nieziemskiego!





Teraz ścieżka wiedzie do kolejnej stacji a następnie w dół do jeziorka małego, szaro i pochmurno. Idę w moich spodniach nieprzemakalnych, polarze, kurtce, zimowej czapce i rękawiczkach. Znów zaczyna padać, jak się potem okazuje dochodzę do tego schroniska gdzie ładowałem baterie, jestem cały przemoczony. W środku piękne drewniane stoliki i ogień w kominku, jestem sam i właściciele restauracji. Siadam przy stoliku i zamawiam tylko ciepłą zupkę za 5 franków. Cena nie gra roli, muszę wyschnąć i się ogrzać. Spędzam tutaj trochę czasu, gdy za oknem świeci już słońce pora wyruszać w dalszą autostopową drogę. Schodzę laskiem i ustawiam się na drodze już teraw jadąc do mojej upragnionej ściany śmierci - potężnej góry Eiger. Tego samego dzionka dostaję autostopową podwózkę z ładną blondynką w okularach do miasteczka Disentis/Muster, proponuje mi ona postawienie mojego namiotu u niej. Mmmm ciekawa propozycja;D. Dojeżdzamy do jej nowego domku , tam poznaję jej matkę, wchodzę do środka, piękny nowy wystrój. Rozbijam więc mój namiot u nich na ogródku. Potem gorący prysznic! Tego mi brakowało. Zostaję zaproszony na kolację. Siadam przy stole z Laurą i jej mamą, opowiadając o mojej podróży. Wieczorem po rozmowach i pysznej kolacji mając hasło do ich wifi wracam do namiotu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz