czwartek, 6 listopada 2014

Pożegnanie z Alpami i przejazd Francją do Pirenjenów

06 lipiec 2013 Sobota

Od Eigeru ze Szwarcarii do Chamonix-Mont-Blanc przejechałem kolejne 307km. Co do tej pory daje przebytych autostopem ok 1721km!  Pora pożegnać się z Alpami po tylu kilometrach, przepięknych widokach i miejscach, tylu spotkanych wspaniałych ludzi. Czas przejechać moją trasą przez Francję i przywitać kolejne góry - Pireneje!! Są one granicą pomiędzy Francją a Hiszpanią. Planem jest zdobycie ich najwyższego szczytu - Pico de Aneto 3404m ;). Pora ruszać!

Z wylotu miasteczka łapię stopa pyta faceta "vous allez en Annecy?". On jedzie w tym kierunku,którym jadę z facetem do miasta Bonnevile. Tutaj zakupy i udaję się na piechotę na wylot z miasteczka w kierunku autostrady teraz. Tam udaje mi się złapać stopa do Annecy, jestem gdzieś w mieście jest już wieczor. Idę przez mostek, przez jakieś osiedle kierując się na wylot z miasta ale szukać miejsca na namiot. Dochodzę do jakiegoś osiedla domków jednorodzinnych i postanawiam zapukać do drzwi i zapytać czy mógłbym rozbić namiot na jedną nockę, bo nie mam zamiaru rozbijać w środku miasta. Dzwonie dzwonkiem do jednego z losowo wybranych dzwonków. Przychodzi facet o szarych włosach i w okularach. Pytam o taką możliwość, opowiadając że jestem podróżnikiem. On każe mi zaczekać bo musi spytać żony. Wraca i mówi że niestety jest to nie możliwe, ale poleca mi kawałek dalej jest miejsce z trawnikiem i tam mogę rozbić namiot. Tak więc idę tym pięknym osiedlem i jestem na dużym trawniku. Pod żywopłotem rozbijam namiot, potem prysznic wodą z butelki. Patrzę a przychodzi do mnie ten facet co go pytałem i przeprasza że żona nie pozwoliła i proponuje że zapłaci dla mnie za hotel! Ja mówię że nietrzeba, poza tym miejsce bezpieczne. Mówi, że zaraz wróci i wraca po chwili, z reklamówką. Mówi że przyniósł mi jedzenie i picie. Patrzę do środka a tam 3 małe puszki coli, woda mineralna, czekolada, ciastka i owoce! Łaaał jest tego od groma, dziękuje mu serdecznie. Do tego zaprasza mnie rano na kawę;). Piję od razu dwie puszki zimnej coli i jem czekoladę;) no to kolację mam z głowy. Na trawniku dzieci bawią się jakimiś świecidełkami, rzucając nimi i tworząc wzory. Potem zasypiam i nocka mija super spokojnie. Rankiem pakuję namiot i idę do domku, otwiera mi jego córka i zaprasza na ogród. Witam się z facetem ponownie, ma na imię Henri. Pijemy kawę na ogródku przy stole, poznaję jego żonę ale widać że jakoś podejrzliwie na mnie patrzy. Dolewka kawy i opowiadam Henriemu o podróży, dodatkowo potem pytam go czy nie zamieniłby mi 100 franków na euro bo w Chamonix mi jakąś prowizję naliczyć chcieli, on że nie ma problemu. Mówię mu jaki kurs ma a on nawet tego nie sprawdzając zamienia mi bezproblemowo wręczając 80€. Jestem zaskoczony jego uprzejmością. Potem ofreruje mi, że mnie podrzuci pod autostradę we właściwymi kierunku. Pakuję się do jego auta i ruszamy.





Wysadza mnie,żegnam się i dziękuje mu serdecznie za wszystko. Idę w dół zjazdu i staję przed 
bramką płatniczą na autostradę, długo nie czekam i zatrzymuje się kolejne auto, którym udaję autostradą aż koło Chambery, wpadam na genialny pomysł do łapania autostopa i wysiadam przy kolejnej bramce płatniczej. Tutaj zmieniam stronę i ustawiam się z kierunkiem na Lyon. Po chwili łapię stopa i jedziemy w kierunku Lyonu. Odbijam przed Burgoin-Jallieu na południe do już zwykłą drogą. Łapię stopa z Murzynem i jedziemy do Grenoble bo mówi że stąd złapie stopa. Tam wysiadam za rzeką, podziwiam przez chwilę piękny widok z mostu w Grenoble.
Pod spodem płynie rzeka L'lsere. Jakoś czuję wewnętrznie, że nie będę tu zostawał i zwiedzał i chcę szybko dostać się w Pirenejskie góry nie wjeżdzając do dużych miast. Postanawiam za mostem złapać stopa bo jest tu zaraz wjazd na autostradę i muszę wrócić się. 
Tak więc staję przy drodze z tabliczką Valence. Zatrzymuje tutaj się przemiła Pani z dziećmi i jak się okazuje jadą prosto do tego miasta. 


Rozmawiamy o mojej podróży przez Alpy. Wysiadam przy kolejnej bramce płatniczej. Tutaj napis Orange bo tam muszę odbić na Nimes. Zarnia mnie jakiś facet busem, ale słabo mówi po angielsku. Jakoś o 18.00 jestem w Orange. Tutaj widać że spokojne małe miasto, piękne trawniki zielone. Ja udaję się do pobliskiego Mc Donalds zjeść coś porządnego i skorzystać z darmowego wifi. Zamawiam 5 kurczakoburgerów i wrzucam fotki na fb. Niedługo będzie ciemno, trzeba szukać miejsca na namiot. Idę sobie za parking a potem wchodzę na jakąś uliczę Impasse des Rosiers tam wybieram losowo wybrany domek. Dzwonię dzwonkiem i wychodzi facet młody, opowiadam że jestem podróżnikiem i pytam o możliwość rozbicia namiotu. On na to że musi zapytać się żony. Co Ci Francuzi mają, że tak boją się tych swoich żon i muszą pytać o pozwolenie. Przychodzi młoda, kobieta z niemowlakiem na rękach i zgadza się. mają piękny ogród z basenem. Dokładnie pierwsze o co mnie pytają to czy nie chcę się wykąpać w ich basenie? Pewnie, że chcę! Odkrywają mi zasłonę i mam cały basen dla siebie, ozbijam namiot koło basenu i pływam jak wariat chyba z 15min! Coś niesamowitego, co za gościnni ludzie!
Zapraszają mnie na kolację na zewnątrz pod im drzewem figowym, próbuję szynek, sera, dżemu. Opowiadam o mojej podróży, jak im mówię że przyjechałem tu stopem ok 2197km to nie mogą uwierzyć i dolewają sobie i zarówno jak i mi kolejne kieliszki pysznego Francuskiego wina ;). Do tego jak sami mówią ich krajowe piwa są do dupy, tak więc dostaję Belgijskie piwka. No tośmy się spili trochę. Trza iść spać, dziękuję za przemiły wieczór i wracam do namiotu. Rankiem od razu już pakuję namiot i witam się z moimi znajomymi. Idę kolegą i jego dzieckiem w wózku po chlebek świeży piękne małe miasteczko.Tu w Orange między 10 a 25 rokiem n.e. Wybudowano rzymski teatr pod który właśnie idziemy. Dodatkowo łuk triumfalny Tyberiusza który został zbudowany w 27 roku na pamiątkę zwycięstwa na Galami które zostały wpisane na liste UNESCO. Także miasteczko jest bardzo piękne i zabytkowe i leży niedaleko od sławnego Avignon.
Wracamy do domu i jemy tradycyjne śniadanko czyli mleko z kakao, opiekany chleb i dżem. Ten akurat jest przezajebiście pyszny. Najsmaczniejszy jaki jadłem w moim życiu dżem figowy. Mało tego pochodzi z ich drzewa figowego pod którym właśnie siedzimy i spożywamy śniadanie <3!! Proponują, że dadzą mi go na drogę. Pakują do słoiczka i mam cały słoik tego przepysznego dżemu.Pokazują mi u siebie w mieszkaniu niesamowity rower dwuosobowy profesjonalny tandem MTB!!Jeżdzą nim po górach koło Grenoble. Po śniadaniu pora ruszać dalej. Gdy mówię, że będę jechał koło dużego Montpellier skąd wywodzi się sławny uliczny komik którego znamy z Youtube - Remi Gaillaard . Polecają mi owiedzenie nadmorskiego miasta popularnego w całej Francji - Sete. Żegnam się i dziękuję za wspaniałą gościnę. Mam nadzieje ich jeszcze kiedyś zobaczyć;). 






Idę w to miejsce z którego przyjechałem koło wjazdu na autostradę. Ustawiam się z tabliczką "Nimes". Zatrzymuje się miła młoda kobieta i wjezie mnie do tej miejscowości a dokładnie na kolejny wjazd-wyjazd z autostrady. Tutaj autostop jest banalnie prosty i już śmigam kolejnym autem do Montpellier, zastanawiam się czy tam wjechać i zobaczyć wygłupiającego się na ulicach Remiego ;). Jednak wiem, że jak się tam wpakuję to wyjechać potem z tego miasta to będzie tragedia. Decyduję się zostać na bramce i łapać stopa. Jak się okazuje łapię zaraz kolejnego stopa z zarąbistym ziomeczkiem, w aucie rozkoszujemy się zielenią i słuchając przy tym wypasionej muzy. Dojeżdzam z nim do samego Sete i totalnie nie ogarniam;). Ukazuje mi się piękny kanał, stojące tam małe łodzie. Idę potem na górę nad miastem z potężnym krzyżem i punktem widokowym. Stamtąd idę nad wybrzeże, piękne małe skały z plażą i błękitną wodą morza śródziemnego. We Francji nad morzem jeszcze nie byłem. Oglądam tu piękny zachód słońca i rozbijam namiot na dole na plaży pod samymi skałami. Oprócz mnie nie ma już o tej porze nikogo. Zasypiam przy szumie fal. Jak się okazuje zostaję tutaj 2 kolejne dni. Opalam się na plaży, pływam, piję piwka zimne totalnie się relaksując i odpoczywając trochę od tego autostopu i po Alpejskich trekkingach. Odpływam tu totalnie, jest przepięknie, cicho i spokojnie.















 Po odpoczynku pora ruszać w drogę. Ruszam więc na wylot z miasteczka. Tam zatrzymuję białego busika, którym jadę podziwiając wodę po obu stronach drogi aż do Agde, tutaj facet wysadza mnie przy dużym centrum handlowym z parkingiem. Wchodzę do środka, wszyscy na mnie dziwnie patrzą myśląc "co tu robi jakiś koleś w sandałach i kapeluszu na głowie maszerując przez galerię?" dodatkowo gdy chcę wejść do supermarketu Hyper U , to facet z ochrony każe mi go tu zostawic. Ja na to że nie ma mowy nawet, to jest cały mój dom, mam tam aparat , dokumenty i wszystko inne. "ok, ok" mówi i śmigam do środka. zaopatrzam się w kolejne tanie mięso, 3 długie bagietki, czerwoną paprykę, ogórek i pare słodkości. Oraz serek w twarogu - krem. Zajadam się się nim siedząc na krawężniku pod marketem przy koszykach. Posilony i pełen energii, wyruszam tutaj tuż obok biegnie autostrada. Na małym rondzie za sklepem łapie już kolejne auto do miasta Bessan. Tam jakoś gdy idę na wylot patrzę że przy głownej drodze stoi jakiś samochód na awaryjnych, patrzę na rejestrację - Polska! Podchodzę do drzwi i od razu po Polsku "Dzień dobry". - "Ooo dzień dobry odpowiadają" Pytam czy nie jadą może na Narbonne? Oni że cisną tą autostradą właśnie w tym kierunku. Na tyle siedzi ich córka i jadą na wakacje, robią mi miejsce na tyle i ładuję się tam z plecakiem. Ciśniemy szybko autostradą. Są tak w ogóle z Wrocka i znają Dzierżoniów, Bielawę i Góry Sowie ;). Jestem miło zaskoczony, że znają moje tereny. Jesteśmy w Narbonne miałem tu odbić, ale planuję jechać z nimi dalej aż do Perpignan. Oni udają się jeszcze niżej bo do Barcelony. W centrum na światłach on się zatrzymuje, muszę szybko wysiadać. Żegnam się w pośpiechu o mało nie zapominając mojej samochodowej ładowarki którą ładowałem moją nokię. Papapa i jestem na chodniku, facet nie mógł się wcześniej zatrzymać tak więc muszę się wrócić przy autostradzie i dotrzeć do drogi zgodnej z moją trasą. Tak więc ruszam przy autostradzie, potem przechodzę jakimiś polami do zjazdu z autostrady, tutaj teraz drogą w górę. Siadam na chodniku i  chwilę odpoczywam. Potem wstaję i przechodzę dalej, sprawdzam kieszeń i nie mam telefonu!! Wracam szybko w to miejsce gdzie siedziałem bo wiem że wypadł mi w tym momencie, ale tam go nie ma! Ktoś go zabrał! Patrze i trąbi jakiś facet z czerwonego auta coś mi pokazując. Trzyma w ręce mój telefon! Zatrzymuje się na rondzie i mi go oddaje! Cóż za szczęście, na prawdę spotykam samych Aniołów na swej drodze. Gość jechał autem i widział jak mi wypada telefon, mógł go sobie zabrać i oddjechać! Nie mogę w ogóle uwierzyć w to co się stało. Mam mój telefon, bo co ja bym zrobił bez moich map całej europy w telefonie! Stąd ruszam kolejnym stopem na wylot małego miasteczka pod jakiś salon samochodowy i rondo. Tak w ogóle to jestem już u podnóża Pirenejów co wskazują górzyste tereny przede mną;). Tutaj na rondzie stoję z kartonem i kciukiem i kartonem, zatrzymuje się sympatyczna dziewczyna małym starym renaultem. Oferuje mi podwózkę, zbaczamy z mojej trasy i wkraczamy na jakąś prawie nie uczęszczaną drogę. Postanawiam jechać z nią tak daleko jak mnie zawiezie, ważne że zmierzając we właściwym kierunku. Wjeżdzamy na jakąś cholernie wąską górską drogę z wapiennymi skałami nad nami i kanionem z rzeką w dole. Zatrzymują ruch bo droga jest tak wąska i musimy przepuścić auta. Jedziemy tym pięknym skalistym kanionem. Opowiada mi że jest tutaj magiczna góra bardzo sławna - Bugarach. Mówi że została ona zamknięta przez Policję i wojsko 21 grudnia 2012r bo miało tam się zgromadzić 10tys osób czekających na domniemany koniec świata. Pełno jest w tym rejonie Hipisów, mistyków i zwolenników UFO. To wsystko dlatego że góra emanuje jakaś niezwykłą energią np. Laptopy i komórki oraz wszelkie urządzenia przestają tam działać! Góra jest tu od starożytności energetycznym miejscem. Do zapoznania się z tą górą ze zjawiskami paranormalnymi podaję link poniżej ;
https://bialczynski.wordpress.com/slowianie-tradycje-kultura-dzieje/wielka-zmiana-nauka-i-spoleczenstwo/nowa-wiara-slowianska-i-nowy-narod-panstwo-i-struktury-plemienne/27773-2/

Potem rzeczywiście widać tutaj jakieś wozy hipisów itp. Miejsce musi być interesujące. Jedziemy dalej razem rozmawiając i żartując, finalnie wysiadam w miasteczku Couiza. Dziękuję mojej nowo poznanej znajomej za podwózkę. Tutaj udaje mi się złapać stopa z totalnie zjaranym kolesiem, autostop nie trwa długo bo widząc jakieś 2 laseczki również łapiące stopa każe mi wysiadać, bo nie ma miejsca dla nich przez mój plecak. No i git, bo w sumie mogłoby być niebezpiecznie jechać z tym kolesiem. Łapię zaraz kolejnego stopa minibusem do Quillan z facetem totalnie Hipi! No to witamy w krainie Hipisów. Tam idę na zakręt na wylot i udaje mi się złapać małżeństwo, z którym jadę krętą i stromą drogą przez górski las. Tam wysadzają mnie przy jakiejś drodze odbijającej wyżej. Ja muszę zostać na głównej, w sumie jest już wieczór, ja jestem na jakimś parkingu, placu pustym z jakimiś drobnymi kamyczkami. Postanawiam za tą górą kamieni przy tej drodze rozbić namiot. Dziś w jeden dzień przejechałem od tej plaży w Sete aż w Pireneje 229km!Masakra! Wieczorem po zmroku słyszę że ktoś przyjechał na ten plac i kradnie te kamyczki z innej kupki, ja jestem zamaskowany po drugiej stronie i nawet mnie nie widzą. Rankiem owsianka i ruszam na drogę, łapię stopa do małego miasteczka - Puivert gdzie widać na wzgórzu Chateau czyli zameczek. Jest tu zgodnie z moją mapką małe jeziorko. Upał cholerny to pora popływać. W dole jest kemping i pełno ludzi już tutaj jest. Rozbieram się i wchodzę do ciepłej wody tegoż jeziorka, robie parę rundek kraulem i żabką i wracam totalnie odświerzony. Potem gdy wysycham udaję się ponownie na drogę i łapię stopa przez doliny, widać pełno zameczków na wzgórzach.




Teraz punktem docelowym jest Foix, a stamtąd odbicie w kierunku Pico de Aneto. Jak zawsze plany ulegają zmianie bo facet z którym jadę poleca mi odwiedzenie mi miasteczka Tarascon Sur Ariege gdzie jest zamek i niedaleko jakieś starożytne jaskinie. Dobra! Uderzam więc z facetem do tej miejscowości. Dojeżdzamy do małego zabytkowego miasteczka, które jest zabytkowe. Przechodzę mostkiem rzekę i zauważam jakąś starożytną wieżę z zegarem na skarpie tuż nad rzeką. Najpierw centrum informacji biorę darmmową mapkę miasta i okolicy. Idę zabytkowymi uliczkami i kamiennymi schodami, które doprowadzają mnie do tej wieży z zegarem, stąd rozciąga się piękny widok na całe miasteczko z błękitną rzeką położonego w tej pięknej i malowniczej dolinie. Teraz oczywiście planem jest dostanie się do sławnej jaskini Niaux która leży wyżej w kolejnej przeciwległej dolinie. Jaskinia ta jest jaskinią prechistoryczną, są w niej pradawne malunki zwierząt ( bizonów,koni,jeleni i koziorożców) datowane na 14 tysięcy lat p.n.e! Dodatkowo obok w miasteczku Ussat znajduję się jaskinia Lombrives. Jest ona największą jaskinią w Europie, ma ona długość 39km!





Dodatkowo jest tutaj pełno innych jaskiń których wejścia widać na ścianach doliny którą idę już w kierunku Niaux. Jest tam parę kilometrów ale udaję mi się złapać stopa. Wysiadam w małym miasteczku, dziś już za późno na jaskinię pora na kemping. Po lewej stronie jest jakiś mały domek z otwartym ogrodem. Pukam do drzwi, otwiera młody facet. Mówię iż jestem podróżnikiem i czy mógłbym rozbić namiot kolo ich domku na tej trawie? On że jasne, zaprasza mnie potem do siebie. Rozbijam więc namiot, zabieram tylko z niego dokumenty, kasę i aparat i idę do nich. Poznaję milą kobietę, jego żonkę. Biorę prysznic na górze w łazience. Następnie idę do salonu gdzie mają plazmę 50 i playistation 3. Tutaj jem z nimi kolację i pijemy piwka carlsberga, palimy i gramy na playstation trochę. Opowiadam o mojej podróży. Oni totalnie zaskoczeni i zdziwieni że nie boję się tak jeździć tym stopem? "Oczywiście, że nie, sami zajebiści ludzie na mojej drodze a żywym przykładem jesteście wy " - mówię. Zadowoleni pijemy jeszczę jedno piwko. Rankiem uderzam na jaskinie. Dostaję zaproszenie na śniadanie na rano. Wracam do namiotu i śpię i śnię bardzo zielono;). Rankiem pukam do drzwi już po spakowaniu namiotu, wchodzę więc plecakiem. Dostaje pyszne śniadanie z wędlinami i serem oraz dżemem. Na drogę dostaję jeszcze ciastka i musli. Żegnam się z moimi znajomymi i idę w górę ścieżką w kierunku jaskini. Nagle po prawej stronie jest jakaś grota z tabliczką i namalowanymi nietoperzami. Przede mną czarna jak smoła dziura. Postanawiam wejść, tutaj jest wysokie drewniane ogrodzenie z zakazem wstępu. Ja postanawiam się tam dostać, jest skalna półka po której można wejść i przejść. Przechodzę ostrożnie z plecakiem i staję po drugiej stronie tej półki. Schodzę niżej na ścieżkę i jestem w ciemnej dzikiej jaskini zupełnie sam. Zakładam moją czołówkę i ukazuje mi się ścieżka prowadząca w głąb. Nade mną chyba ze dwadzieścia metrów wysokości. Pełno stalaktytów i stalagmitów. Nade mną lata pełno nietoperzy, do tego pleśniowy smród ich odchodów. Zostawiam plecak bo i tak tutaj nikogo nie ma (mam taką nadzieję). Ruszam w głąb, są małe stawiki z krystalicznie czystą wodą, jakieś białe wapienne osady na górze. Kręta ścieżka prowadzi mnie do kolejnej komnaty. Tam na ścianach widać te starożytne rysunki zwierząt. Łaaał nawet w tej jaskini są te dzieła. Jest tutaj przepięknie. Chcę iść wyżej do kolejnej komory lecz nie mam liny i nie wdrapię się tam. Następnie cykam fotki ustawiając aparat na dłuższy czas naświetlania podczas którego oświetlam całą komorę jaskini. Proces powtarzam wielokrotnie. Po ok 2h chodzenia po jaskini postanawiam wracać.














Gdy wychodzę czuję że kaszlę, płuca mam podrażnione przez ten odór nietoperzych odchód. Udało się zwiedzić jaskinie, klimat był nieziemski, żadnych krwiożerczych potworów, mutantów i psychopatów tam się ukrywających. Totalny wizualno-klimatyczny odjazd. Teraz udaję się wyżej drogą  przede mną ogromne wejście do jaskini wysokie i szerokie na dobre 50m. Potężna wnęka w skale. Jest tu parking samochodowy i ogromna metalowa szpiczasta wieża. Wstęp 12€ tu kosztuje, jak dla mnie za drogo z moim budżetem płacic za bilety wstępu to raczej dupa. Tak więc zadowalam się oglądaniem zdjęć na tej galerii tego metalowego podestu. Poza tym jest tu w cholere turystów, ja osobiście nie nawidzę organizowanych wycieczek z tłumami turystów do tego zwiedzanie w pośpiechu. Wolę moje przygody z dzikimi jaskiniami nieoświetlonymi, wędrując jedynie o mojej latarce, co przed chwilą miało miejsce;). 


Wracam więc stąd i mam zamiar przedostać się na drugą stronę rzeki bo po przeciwnej stronie doliny widziałem tam jakieś kolejne wejścia do jaskiń. Wracam do miasteczka i schodzę ponownie pod domek moich znajomych. Tam ich spotykam i wybierają się do Foix, mam okazję się z nimi zabrać. Tak też robię, ponowna zmiana planów i robię to co mi podpowiada intuicja. Pod wpływem jakiejś chwili, impulsu lub po wcześniejszym przemyśleniu planów. Nigdy nie planuję gdzie będę spał. Po prostu idę i wybieram intuicyjnie jakieś miejsce lub domek pytając o pozwolenie.Po mału zaczynam rozumieć o co w tym wszystkim chodzi, że w życiu wszystko jest możliwe. Jest to tzw. Prawo przyciągania. Chodzi w tym o to że wszystko o czym sobie pomyślimy i mówimy przyciągamy do siebie. Jeśli czegoś się boimy i ciągle o tym myślimy "
-nie podróżuje bo mnie okradną, -i tak mi się nie uda przecież,
-wszystko jest do dupy
-zabiją mnie jacyś psychopaci
-a jak będzięmy mieć wypadek?" to prędzej czy później to do siebie przyciągniemy. Tak więc żyjąc z ciągłym pesymistycznym nastawieniem do wszystkich i do wszystkiego nie dziwmy się potem że nam się nie układa i mamy same życiowe problemy. Natomiast gdy myślimi pozytywnie "
-uda mi się to
-nic mi się nie stanie w mojej podróży
-zarobie dużo kasy
-znajdę dobrą pracę
-czy rzucę pracę i zacznę żyć marzeniami" Również to do siebie przyciągniemy. Zauważmy, że tak właśnie się dzieje gdy do czegoś się optymistycznie nastawiamy, tworząc np. jakiś plan wszystkie myśli idą w tym kierunku i potem dzieje się to o czym myślimy. Podejmujemy jakieś działania, krok po kroku czy też spontanicznie i osiągamy nasz upragniony cel. Tylko najważniejszą rzeczą - kluczem jest utrzymywanie tego pozytywnego nastawienia i optymizmu. Bo gdy to przerwiemy wszystko szlag trafia i musimy zaczynać wszystko od nowa bo wkradły nam się do głowy lęki i obawy i niestety popłyneliśmy z tym prądem. Tak więc umysł to generator potężnej energii który dzięki niej jest w stanie przyciągnąć wszystko dobre co tylko chcemy od wszechświata ale uważajmy żeby nie przeistoczył się w generator zła który zasieje destrukcję wszystkiego dookoła i tego czym jesteśmy otoczeni, a na końcu eksploduje niszcząc samego siebie! O pozytywnej mocy przyciągania która w nas drzemie i instrukcję jak z niej właściwie każdego dnia korzystać polecam świetną książkę tej autorki Rhonda Bryne - Sekret. Można poszukać na chomikuj i ściągnąc za darmo.

Jadę więc z moimi przemiłymi znajomymi do miasta Foix. Tutaj mnie wysadzają i żegnam się z nimi dziękując pięknie jak zawsze. Tutaj na skale nad miastem jest zamek hrabiów Foix z 987r. Został on dopiero zdobyty po raz pierwszy w 1486r na skutek zdrady jednej ze zwaśnionych gałęzi rodu Foix. Idę wyżej więc pod sam zamek oglądam go z zewnątrz, bo znów trzebaby płacić grube euro za wstęp. Wpadam na genialny pomysł, chcę wejść wyżej nad miasto i zobaczyć je z góry wraz zamkiem. Idę główną drogą poza to urokliwe zabytkowe miasteczko, wkraczam na jakąś polną drogę z jakimiś gospodarstwem. Tam spotykam pewnego faceta, który pyta mnie skąd jestem.Opowiadam o podróży i mówię że chcę przejść tą łąką i wejść wyżej i mieć widok na miasto. Dodatkowo pytam już czy jak wrócę za jakieś 2h będę mógł rozbić namiot u niego na ogrodzie. Nie ma problemu ponad to jest tu pełno drzew czereśniowych i on każe mi zrywać ilę chcę i sobie pojeść. Zrywam więc i pakuję do worka. Po jakiś 30min wędrowki jestem przy dużej skale. Stąd mam widok na piękne zielone pola dookoła, całe miasteczko Foix, z tej strony idealnie widać zamek który góruje nad nim. Lepszego miejsca widokowego być nie mogło. Po medytacji w tym pięknym miejscu udaję się spowrotem na czereśniowy ogród. Tam rozbijam namiot pod wielkim drzewem.







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz