06 lipiec 2013 Sobota
Od Eigeru ze Szwarcarii do Chamonix-Mont-Blanc przejechałem kolejne 307km. Co do tej pory daje przebytych autostopem ok 1721km! Pora pożegnać się z Alpami po tylu kilometrach, przepięknych widokach i miejscach, tylu spotkanych wspaniałych ludzi. Czas przejechać moją trasą przez Francję i przywitać kolejne góry - Pireneje!! Są one granicą pomiędzy Francją a Hiszpanią. Planem jest zdobycie ich najwyższego szczytu - Pico de Aneto 3404m ;). Pora ruszać!
Od Eigeru ze Szwarcarii do Chamonix-Mont-Blanc przejechałem kolejne 307km. Co do tej pory daje przebytych autostopem ok 1721km! Pora pożegnać się z Alpami po tylu kilometrach, przepięknych widokach i miejscach, tylu spotkanych wspaniałych ludzi. Czas przejechać moją trasą przez Francję i przywitać kolejne góry - Pireneje!! Są one granicą pomiędzy Francją a Hiszpanią. Planem jest zdobycie ich najwyższego szczytu - Pico de Aneto 3404m ;). Pora ruszać!
Z wylotu
miasteczka łapię stopa pyta faceta "vous allez en Annecy?". On jedzie
w tym kierunku,którym jadę z facetem do miasta Bonnevile. Tutaj zakupy i udaję
się na piechotę na wylot z miasteczka w kierunku autostrady teraz. Tam udaje mi
się złapać stopa do Annecy, jestem gdzieś w mieście jest już wieczor. Idę przez
mostek, przez jakieś osiedle kierując się na wylot z miasta ale szukać miejsca
na namiot. Dochodzę do jakiegoś osiedla domków jednorodzinnych i postanawiam
zapukać do drzwi i zapytać czy mógłbym rozbić namiot na jedną nockę, bo nie mam
zamiaru rozbijać w środku miasta. Dzwonie dzwonkiem do jednego z losowo
wybranych dzwonków. Przychodzi facet o szarych włosach i w okularach. Pytam o
taką możliwość, opowiadając że jestem podróżnikiem. On każe mi zaczekać bo musi
spytać żony. Wraca i mówi że niestety jest to nie możliwe, ale poleca mi
kawałek dalej jest miejsce z trawnikiem i tam mogę rozbić namiot. Tak więc idę
tym pięknym osiedlem i jestem na dużym trawniku. Pod żywopłotem rozbijam
namiot, potem prysznic wodą z butelki. Patrzę a przychodzi do mnie ten facet co
go pytałem i przeprasza że żona nie pozwoliła i proponuje że zapłaci dla mnie
za hotel! Ja mówię że nietrzeba, poza tym miejsce bezpieczne. Mówi, że zaraz
wróci i wraca po chwili, z reklamówką. Mówi że przyniósł mi jedzenie i picie.
Patrzę do środka a tam 3 małe puszki coli, woda mineralna, czekolada, ciastka i
owoce! Łaaał jest tego od groma, dziękuje mu serdecznie. Do tego zaprasza mnie
rano na kawę;). Piję od razu dwie puszki zimnej coli i jem czekoladę;) no to
kolację mam z głowy. Na trawniku dzieci bawią się jakimiś świecidełkami,
rzucając nimi i tworząc wzory. Potem zasypiam i nocka mija super spokojnie.
Rankiem pakuję namiot i idę do domku, otwiera mi jego córka i zaprasza na
ogród. Witam się z facetem ponownie, ma na imię Henri. Pijemy kawę na ogródku
przy stole, poznaję jego żonę ale widać że jakoś podejrzliwie na mnie patrzy.
Dolewka kawy i opowiadam Henriemu o podróży, dodatkowo potem pytam go czy nie
zamieniłby mi 100 franków na euro bo w Chamonix mi jakąś prowizję naliczyć
chcieli, on że nie ma problemu. Mówię mu jaki kurs ma a on nawet tego nie
sprawdzając zamienia mi bezproblemowo wręczając 80€. Jestem zaskoczony jego
uprzejmością. Potem ofreruje mi, że mnie podrzuci pod autostradę we właściwymi
kierunku. Pakuję się do jego auta i ruszamy.
Wysadza
mnie,żegnam się i dziękuje mu serdecznie za wszystko. Idę w dół zjazdu i staję
przed
bramką płatniczą na autostradę, długo nie czekam i zatrzymuje się kolejne
auto, którym udaję autostradą aż koło Chambery, wpadam na genialny pomysł do
łapania autostopa i wysiadam przy kolejnej bramce płatniczej. Tutaj zmieniam
stronę i ustawiam się z kierunkiem na Lyon. Po chwili łapię stopa i jedziemy w
kierunku Lyonu. Odbijam przed Burgoin-Jallieu na południe do już zwykłą drogą.
Łapię stopa z Murzynem i jedziemy do Grenoble bo mówi że stąd złapie stopa. Tam
wysiadam za rzeką, podziwiam przez chwilę piękny widok z mostu w Grenoble.
Pod
spodem płynie rzeka L'lsere. Jakoś czuję wewnętrznie, że nie będę tu zostawał i
zwiedzał i chcę szybko dostać się w Pirenejskie góry nie wjeżdzając do dużych
miast. Postanawiam za mostem złapać stopa bo jest tu zaraz wjazd na autostradę
i muszę wrócić się.
Tak więc staję przy drodze z tabliczką Valence. Zatrzymuje
tutaj się przemiła Pani z dziećmi i jak się okazuje jadą prosto do tego miasta.
Rozmawiamy o mojej podróży przez Alpy. Wysiadam przy kolejnej bramce
płatniczej. Tutaj napis Orange bo tam muszę odbić na Nimes. Zarnia mnie jakiś
facet busem, ale słabo mówi po angielsku. Jakoś o 18.00 jestem w Orange. Tutaj
widać że spokojne małe miasto, piękne trawniki zielone. Ja udaję się do
pobliskiego Mc Donalds zjeść coś porządnego i skorzystać z darmowego wifi.
Zamawiam 5 kurczakoburgerów i wrzucam fotki na fb. Niedługo będzie ciemno,
trzeba szukać miejsca na namiot. Idę sobie za parking a potem wchodzę na jakąś
uliczę Impasse des Rosiers tam wybieram losowo wybrany domek. Dzwonię dzwonkiem
i wychodzi facet młody, opowiadam że jestem podróżnikiem i pytam o możliwość
rozbicia namiotu. On na to że musi zapytać się żony. Co Ci Francuzi mają, że
tak boją się tych swoich żon i muszą pytać o pozwolenie. Przychodzi młoda,
kobieta z niemowlakiem na rękach i zgadza się. mają piękny ogród z basenem.
Dokładnie pierwsze o co mnie pytają to czy nie chcę się wykąpać w ich basenie?
Pewnie, że chcę! Odkrywają mi zasłonę i mam cały basen dla siebie, ozbijam
namiot koło basenu i pływam jak wariat chyba z 15min! Coś niesamowitego, co za
gościnni ludzie!
Zapraszają mnie
na kolację na zewnątrz pod im drzewem figowym, próbuję szynek, sera, dżemu.
Opowiadam o mojej podróży, jak im mówię że przyjechałem tu stopem ok 2197km to
nie mogą uwierzyć i dolewają sobie i zarówno jak i mi kolejne kieliszki
pysznego Francuskiego wina ;). Do tego jak sami mówią ich krajowe piwa są do
dupy, tak więc dostaję Belgijskie piwka. No tośmy się spili trochę. Trza iść
spać, dziękuję za przemiły wieczór i wracam do namiotu. Rankiem od razu już
pakuję namiot i witam się z moimi znajomymi. Idę kolegą i jego dzieckiem w
wózku po chlebek świeży piękne małe miasteczko.Tu w Orange między 10 a 25
rokiem n.e. Wybudowano rzymski teatr pod który właśnie idziemy. Dodatkowo łuk
triumfalny Tyberiusza który został zbudowany w 27 roku na pamiątkę zwycięstwa
na Galami które zostały wpisane na liste UNESCO. Także miasteczko jest bardzo
piękne i zabytkowe i leży niedaleko od sławnego Avignon.
Wracamy do domu i
jemy tradycyjne śniadanko czyli mleko z kakao, opiekany chleb i dżem. Ten
akurat jest przezajebiście pyszny. Najsmaczniejszy jaki jadłem w moim życiu
dżem figowy. Mało tego pochodzi z ich drzewa figowego pod którym właśnie
siedzimy i spożywamy śniadanie <3!! Proponują, że dadzą mi go na drogę.
Pakują do słoiczka i mam cały słoik tego przepysznego dżemu.Pokazują mi u
siebie w mieszkaniu niesamowity rower dwuosobowy profesjonalny tandem
MTB!!Jeżdzą nim po górach koło Grenoble. Po śniadaniu pora ruszać dalej. Gdy
mówię, że będę jechał koło dużego Montpellier skąd wywodzi się sławny uliczny
komik którego znamy z Youtube - Remi Gaillaard . Polecają mi owiedzenie
nadmorskiego miasta popularnego w całej Francji - Sete. Żegnam się i dziękuję
za wspaniałą gościnę. Mam nadzieje ich jeszcze kiedyś zobaczyć;).
Idę w to
miejsce z którego przyjechałem koło wjazdu na autostradę. Ustawiam się z
tabliczką "Nimes". Zatrzymuje się miła młoda kobieta i wjezie mnie do
tej miejscowości a dokładnie na kolejny wjazd-wyjazd z autostrady. Tutaj
autostop jest banalnie prosty i już śmigam kolejnym autem do Montpellier,
zastanawiam się czy tam wjechać i zobaczyć wygłupiającego się na ulicach
Remiego ;). Jednak wiem, że jak się tam wpakuję to wyjechać potem z tego miasta
to będzie tragedia. Decyduję się zostać na bramce i łapać stopa. Jak się
okazuje łapię zaraz kolejnego stopa z zarąbistym ziomeczkiem, w aucie rozkoszujemy
się zielenią i słuchając przy tym wypasionej muzy. Dojeżdzam z nim do samego
Sete i totalnie nie ogarniam;). Ukazuje mi się piękny kanał, stojące tam małe
łodzie. Idę potem na górę nad miastem z potężnym krzyżem i punktem widokowym.
Stamtąd idę nad wybrzeże, piękne małe skały z plażą i błękitną wodą morza
śródziemnego. We Francji nad morzem jeszcze nie byłem. Oglądam tu piękny zachód
słońca i rozbijam namiot na dole na plaży pod samymi skałami. Oprócz mnie nie
ma już o tej porze nikogo. Zasypiam przy szumie fal. Jak się okazuje zostaję
tutaj 2 kolejne dni. Opalam się na plaży, pływam, piję piwka zimne totalnie się
relaksując i odpoczywając trochę od tego autostopu i po Alpejskich trekkingach.
Odpływam tu totalnie, jest przepięknie, cicho i spokojnie.
https://bialczynski.wordpress.com/slowianie-tradycje-kultura-dzieje/wielka-zmiana-nauka-i-spoleczenstwo/nowa-wiara-slowianska-i-nowy-narod-panstwo-i-struktury-plemienne/27773-2/
Potem
rzeczywiście widać tutaj jakieś wozy hipisów itp. Miejsce musi być
interesujące. Jedziemy dalej razem rozmawiając i żartując, finalnie wysiadam w
miasteczku Couiza. Dziękuję mojej nowo poznanej znajomej za podwózkę. Tutaj
udaje mi się złapać stopa z totalnie zjaranym kolesiem, autostop nie trwa długo
bo widząc jakieś 2 laseczki również łapiące stopa każe mi wysiadać, bo nie ma
miejsca dla nich przez mój plecak. No i git, bo w sumie mogłoby być
niebezpiecznie jechać z tym kolesiem. Łapię zaraz kolejnego stopa minibusem do
Quillan z facetem totalnie Hipi! No to witamy w krainie Hipisów. Tam idę na
zakręt na wylot i udaje mi się złapać małżeństwo, z którym jadę krętą i stromą
drogą przez górski las. Tam wysadzają mnie przy jakiejś drodze odbijającej
wyżej. Ja muszę zostać na głównej, w sumie jest już wieczór, ja jestem na
jakimś parkingu, placu pustym z jakimiś drobnymi kamyczkami. Postanawiam za tą
górą kamieni przy tej drodze rozbić namiot. Dziś w jeden dzień przejechałem od
tej plaży w Sete aż w Pireneje 229km!Masakra! Wieczorem po zmroku słyszę że
ktoś przyjechał na ten plac i kradnie te kamyczki z innej kupki, ja jestem
zamaskowany po drugiej stronie i nawet mnie nie widzą. Rankiem owsianka i
ruszam na drogę, łapię stopa do małego miasteczka - Puivert gdzie widać na
wzgórzu Chateau czyli zameczek. Jest tu zgodnie z moją mapką małe jeziorko.
Upał cholerny to pora popływać. W dole jest kemping i pełno ludzi już tutaj
jest. Rozbieram się i wchodzę do ciepłej wody tegoż jeziorka, robie parę rundek
kraulem i żabką i wracam totalnie odświerzony. Potem gdy wysycham udaję się
ponownie na drogę i łapię stopa przez doliny, widać pełno zameczków na
wzgórzach.
Teraz punktem
docelowym jest Foix, a stamtąd odbicie w kierunku Pico de Aneto. Jak zawsze
plany ulegają zmianie bo facet z którym jadę poleca mi odwiedzenie mi
miasteczka Tarascon Sur Ariege gdzie jest zamek i niedaleko jakieś starożytne
jaskinie. Dobra! Uderzam więc z facetem do tej miejscowości. Dojeżdzamy do
małego zabytkowego miasteczka, które jest zabytkowe. Przechodzę mostkiem rzekę
i zauważam jakąś starożytną wieżę z zegarem na skarpie tuż nad rzeką. Najpierw
centrum informacji biorę darmmową mapkę miasta i okolicy. Idę zabytkowymi
uliczkami i kamiennymi schodami, które doprowadzają mnie do tej wieży z
zegarem, stąd rozciąga się piękny widok na całe miasteczko z błękitną rzeką
położonego w tej pięknej i malowniczej dolinie. Teraz oczywiście planem jest
dostanie się do sławnej jaskini Niaux która leży wyżej w kolejnej przeciwległej
dolinie. Jaskinia ta jest jaskinią prechistoryczną, są w niej pradawne malunki
zwierząt ( bizonów,koni,jeleni i koziorożców) datowane na 14 tysięcy lat p.n.e!
Dodatkowo obok w miasteczku Ussat znajduję się jaskinia Lombrives. Jest ona
największą jaskinią w Europie, ma ona długość 39km!
Dodatkowo jest
tutaj pełno innych jaskiń których wejścia widać na ścianach doliny którą idę
już w kierunku Niaux. Jest tam parę kilometrów ale udaję mi się złapać stopa.
Wysiadam w małym miasteczku, dziś już za późno na jaskinię pora na kemping. Po
lewej stronie jest jakiś mały domek z otwartym ogrodem. Pukam do drzwi, otwiera
młody facet. Mówię iż jestem podróżnikiem i czy mógłbym rozbić namiot kolo ich
domku na tej trawie? On że jasne, zaprasza mnie potem do siebie. Rozbijam więc
namiot, zabieram tylko z niego dokumenty, kasę i aparat i idę do nich. Poznaję
milą kobietę, jego żonkę. Biorę prysznic na górze w łazience. Następnie idę do
salonu gdzie mają plazmę 50 i playistation 3. Tutaj jem z nimi kolację i pijemy
piwka carlsberga, palimy i gramy na playstation trochę. Opowiadam o mojej
podróży. Oni totalnie zaskoczeni i zdziwieni że nie boję się tak jeździć tym
stopem? "Oczywiście, że nie, sami zajebiści ludzie na mojej drodze a żywym
przykładem jesteście wy " - mówię. Zadowoleni pijemy jeszczę jedno piwko.
Rankiem uderzam na jaskinie. Dostaję zaproszenie na śniadanie na rano. Wracam
do namiotu i śpię i śnię bardzo zielono;). Rankiem pukam do drzwi już po
spakowaniu namiotu, wchodzę więc plecakiem. Dostaje pyszne śniadanie z
wędlinami i serem oraz dżemem. Na drogę dostaję jeszcze ciastka i musli. Żegnam
się z moimi znajomymi i idę w górę ścieżką w kierunku jaskini. Nagle po prawej
stronie jest jakaś grota z tabliczką i namalowanymi nietoperzami. Przede mną
czarna jak smoła dziura. Postanawiam wejść, tutaj jest wysokie drewniane
ogrodzenie z zakazem wstępu. Ja postanawiam się tam dostać, jest skalna półka
po której można wejść i przejść. Przechodzę ostrożnie z plecakiem i staję po
drugiej stronie tej półki. Schodzę niżej na ścieżkę i jestem w ciemnej dzikiej
jaskini zupełnie sam. Zakładam moją czołówkę i ukazuje mi się ścieżka
prowadząca w głąb. Nade mną chyba ze dwadzieścia metrów wysokości. Pełno
stalaktytów i stalagmitów. Nade mną lata pełno nietoperzy, do tego pleśniowy
smród ich odchodów. Zostawiam plecak bo i tak tutaj nikogo nie ma (mam taką
nadzieję). Ruszam w głąb, są małe stawiki z krystalicznie czystą wodą, jakieś
białe wapienne osady na górze. Kręta ścieżka prowadzi mnie do kolejnej komnaty.
Tam na ścianach widać te starożytne rysunki zwierząt. Łaaał nawet w tej jaskini
są te dzieła. Jest tutaj przepięknie. Chcę iść wyżej do kolejnej komory lecz
nie mam liny i nie wdrapię się tam. Następnie cykam fotki ustawiając aparat na
dłuższy czas naświetlania podczas którego oświetlam całą komorę jaskini. Proces
powtarzam wielokrotnie. Po ok 2h chodzenia po jaskini postanawiam wracać.
Gdy wychodzę
czuję że kaszlę, płuca mam podrażnione przez ten odór nietoperzych odchód.
Udało się zwiedzić jaskinie, klimat był nieziemski, żadnych krwiożerczych
potworów, mutantów i psychopatów tam się ukrywających. Totalny
wizualno-klimatyczny odjazd. Teraz udaję się wyżej drogą przede mną ogromne wejście do jaskini wysokie
i szerokie na dobre 50m. Potężna wnęka w skale. Jest tu parking samochodowy i
ogromna metalowa szpiczasta wieża. Wstęp 12€ tu kosztuje, jak dla mnie za drogo
z moim budżetem płacic za bilety wstępu to raczej dupa. Tak więc zadowalam się
oglądaniem zdjęć na tej galerii tego metalowego podestu. Poza tym jest tu w
cholere turystów, ja osobiście nie nawidzę organizowanych wycieczek z tłumami
turystów do tego zwiedzanie w pośpiechu. Wolę moje przygody z dzikimi
jaskiniami nieoświetlonymi, wędrując jedynie o mojej latarce, co przed chwilą
miało miejsce;).
Wracam więc stąd i mam zamiar przedostać się na drugą stronę
rzeki bo po przeciwnej stronie doliny widziałem tam jakieś kolejne wejścia do
jaskiń. Wracam do miasteczka i schodzę ponownie pod domek moich znajomych. Tam
ich spotykam i wybierają się do Foix, mam okazję się z nimi zabrać. Tak też robię,
ponowna zmiana planów i robię to co mi podpowiada intuicja. Pod wpływem jakiejś
chwili, impulsu lub po wcześniejszym przemyśleniu planów. Nigdy nie planuję
gdzie będę spał. Po prostu idę i wybieram intuicyjnie jakieś miejsce lub domek
pytając o pozwolenie.Po mału zaczynam
rozumieć o co w tym wszystkim chodzi, że w życiu wszystko jest możliwe. Jest to
tzw. Prawo przyciągania. Chodzi w tym o to że wszystko o czym sobie pomyślimy i
mówimy przyciągamy do siebie. Jeśli czegoś się boimy i ciągle o tym myślimy
"
-nie podróżuje bo
mnie okradną, -i tak mi się nie uda przecież,
-wszystko jest do
dupy
-zabiją mnie
jacyś psychopaci
-a jak będzięmy
mieć wypadek?" to prędzej czy później to do siebie przyciągniemy. Tak więc
żyjąc z ciągłym pesymistycznym nastawieniem do wszystkich i do wszystkiego nie
dziwmy się potem że nam się nie układa i mamy same życiowe problemy. Natomiast gdy
myślimi pozytywnie "
-uda mi się to
-nic mi się nie
stanie w mojej podróży
-zarobie dużo
kasy
-znajdę dobrą
pracę
-czy rzucę pracę
i zacznę żyć marzeniami" Również to do siebie przyciągniemy. Zauważmy, że
tak właśnie się dzieje gdy do czegoś się optymistycznie nastawiamy, tworząc np.
jakiś plan wszystkie myśli idą w tym kierunku i potem dzieje się to o czym myślimy.
Podejmujemy jakieś działania, krok po kroku czy też spontanicznie i osiągamy
nasz upragniony cel. Tylko najważniejszą rzeczą - kluczem jest utrzymywanie
tego pozytywnego nastawienia i optymizmu. Bo gdy to przerwiemy wszystko szlag
trafia i musimy zaczynać wszystko od nowa bo wkradły nam się do głowy lęki i
obawy i niestety popłyneliśmy z tym prądem. Tak więc umysł to generator
potężnej energii który dzięki niej jest w stanie przyciągnąć wszystko dobre co
tylko chcemy od wszechświata ale uważajmy żeby nie przeistoczył się w generator
zła który zasieje destrukcję wszystkiego dookoła i tego czym jesteśmy otoczeni,
a na końcu eksploduje niszcząc samego siebie! O pozytywnej mocy przyciągania
która w nas drzemie i instrukcję jak z niej właściwie każdego dnia korzystać
polecam świetną książkę tej autorki Rhonda Bryne - Sekret. Można poszukać na
chomikuj i ściągnąc za darmo.
Jadę więc z moimi
przemiłymi znajomymi do miasta Foix. Tutaj mnie wysadzają i żegnam się z nimi
dziękując pięknie jak zawsze. Tutaj na skale nad miastem jest zamek hrabiów
Foix z 987r. Został on dopiero zdobyty po raz pierwszy w 1486r na skutek zdrady
jednej ze zwaśnionych gałęzi rodu Foix. Idę wyżej więc pod sam zamek oglądam go
z zewnątrz, bo znów trzebaby płacić grube euro za wstęp. Wpadam na genialny
pomysł, chcę wejść wyżej nad miasto i zobaczyć je z góry wraz zamkiem. Idę
główną drogą poza to urokliwe zabytkowe miasteczko, wkraczam na jakąś polną
drogę z jakimiś gospodarstwem. Tam spotykam pewnego faceta, który pyta mnie
skąd jestem.Opowiadam o podróży i mówię że chcę przejść tą łąką i wejść wyżej i
mieć widok na miasto. Dodatkowo pytam już czy jak wrócę za jakieś 2h będę mógł
rozbić namiot u niego na ogrodzie. Nie ma problemu ponad to jest tu pełno drzew
czereśniowych i on każe mi zrywać ilę chcę i sobie pojeść. Zrywam więc i pakuję
do worka. Po jakiś 30min wędrowki jestem przy dużej skale. Stąd mam widok na
piękne zielone pola dookoła, całe miasteczko Foix, z tej strony idealnie widać
zamek który góruje nad nim. Lepszego miejsca widokowego być nie mogło. Po
medytacji w tym pięknym miejscu udaję się spowrotem na czereśniowy ogród. Tam
rozbijam namiot pod wielkim drzewem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz