niedziela, 9 listopada 2014

Wspinaczka na najwyższy szczyt mojego życia – Wulkan Teide 3718m !


12 wrzesień 2013 Czwartek

Rano udaję się do pobliskiej restauracji i pytam o podładowanie baterii. Jak zwykle nie ma problemu i jeszcze dostaje hasło do wifi nie płacąc za nic. Kupuję jedzenie ruszam na wylot z tego małego miasteczka, łapię stopa po południu pod sam parking, jak sie okazuje z dwoma Niemcami którzy naprawiają kolejki, bo ta na wulkan się uszkodziła i nie działa. Podjeżdzamy pod sam parking powyżej 2300m, stąd rozpoczynam trekking, dochodzę wieczorem pod zbocze wulkanu i tam na kamieniach wulkanicznych rozbijam mój namiot, w nocy tragedia wieje tak mocno że muszę podtrzymywać mój namiot barkiem, bo prawie się składa. Rano po nie przespanej nocy zauważam że zrobiła się dziura w tropiku u dołu. Wkurzony rozpoczynam wędrówkę z moim ciężkim plecakiem jakoś o 7 rano po bardzo stromym pylisto-kamienistym zboczu. Dochodzę do schroniska powżej 3tys metrów. Stamtąd ostatni etap wejścia na stożek. Taaaak udało się!po 4 godzinach wędrówki  jestem na górze jak do tej pory najwyżej w moim życiu Wulkan Teide 3718m!!! HuraaaaJ! Mogę powiedzieć ‘’Pocałuj mnie w dupę Teide – zdobyłem Cię po t ak cholernie męczocym trekkingu i nieprzespanej nocy”!! Ogarnia mnie niesamowite szczęści ,jestem na najwyższym szczycie na całym oceanie Atlantyckim i zarazem na najwyższym sczycie w Hiszpanii. Pogoda jest bezchmurna, czuć zapach siarki a co najważniejsze widać stąd całą wyspę z góry, ocean i oddalone wyspy La Palma, La Gomera, malutką wysepkę El Hierro i po drugiej stronie na wschodzie Gran Canarie na którą potem chcę się udać w poszukiwaniu łodzi i przekroczyć Atlantyk. Spędzam tu dobre 2h sam, medytując i napawając się widokami. Coś mnie parzy w łydkę, ja się odwracam, patrzę i zauważam mały otworek z buchająca parą.Jest cholernie gorąca i bucha z dziury Wulkan śpi ale czuwa i w każdej chwili może się obudzić. Znajduję na górze pomiędzy skałami mała, białą czapeczkę z daszkiem z napisem – Tenerife i jej symbolem czyli Gekonem – jaszczurką :)





















Dziewczyny z Polski i ponowne spotkanie Muzyka!

Po ponad dwu godzinnym pobycie na najwyższym szczycie mojego życia czyli wulkanie Teide
schodzę na dół. Podczas zejścia spotykam grupkę turystów, jeden z nich podwozi mnie do kolejnej miejscowości Puerto de la Cruz, jest już po zmroku , idę szukać miejsca na namiot. Ostatecznie rozkładam moja matę i śpiwór i śpię na plantacji Platanów (inny rodzaj banana). Kolejnego dnia spędzam w sumie cały dzień przy markecie wylegując się na zielonej trawie pod palmami i smażę jajecznicę. Totalny relaks cały dzień. Następnego dnia zwiedzam to portowe turystyczne miasteczko Jest tu pełno sklepów z elekroniką, aparatami cyfrowymi, kamerami i smartphonami i wszystkie są prowadzone przez Hindusów. Można tu kupić elektronikę taniej niż na kontynencie bo na Kanarach sa niskie podatki. W centrum kursuje ciuchcia która zawozi za darmo gdy mamy wykupiony bilet do sławnego Loro Park z tropikalnymi zwierzętami. Przechodzę wzdłuż ciemnych wulkanicznych plaż i idę pod park Loro. Kasy na bilet wstępu mi szkoda a poza tym zbytnio nie lubie zamkniętych zwięrząt i oglądania ich w klatkach! Oglądam park z zewnątrz i idę na wylot z miasta ale zaraz za parkiem poznaję 2 dziewczyny z Polski Olę i Kasię.














Koleżanki są tutaj na Erasmusie, wymianie studentów z PL. Zapraszają mnie do siebie na mieszkanie. Tam biorę upragniony prysznic. Następnie słyszę, że ktoś gra na moim ulubionym instrumencie Hung Drum. Wyglądam przez okno i nie mogę w to uwierzyć, to Diego, uliczny artysta którego spotkałem na północy Hiszpani w mieście A Coruńa dokładnie 26 lipca.
Krzyczę przez okno “Diegoooooo” on patrzy w górę, zauważa mnie i przestaje grać.Schodzę na dół i witam się z moim przyjacielem, który jest również ogromnie zaskoczony. Rozmawiamy, następnie on gra pod restauracją z innym muzykami-podróżnikami tworząc travelband i unikalny styl. Jak się okazuje mieszka tutaj na Teneryfie! Aktualnie zarabia grając dla restauracji. Coś niesamowitego spotkać tego gościa prawie po dwóch miesiącach, to moje tzw. Linie przeznaczenia którymi jesteśmy połączeni. Nasze drogi ponownie się skrzyżowały. Słucham jego grania wraz z innym podróżnikami. Wracam na mieszkanie z dziewczynami i gotujemy obiad. Następnie chillaut wspólny popijając winko. Wreszcie nocka w wygodnym łóżku.









1000 letnie Smocze drzewo i klify Los Gigantes

16 wrzesień 2013

Rano dziewczyny ruszają na uczelnie ja do kolejnego punktu trekking do pieknej wioski Masca.Mówię o tym że chcę zobaczyć ogromne żółwie w El Puertito i mogą też tam ze mną się zabrać, umawiamy się wstępnie na wspólne odwiedzenie tego miejsca. Żegnam się z moimi pięknymi koleżankami. Na wylocie z miasta po przejściu go z buta łapię stopa do miasteczka Icod de Los Vinos gdzie znajduje się bardzo stare drzewo.Wiek szacuje się na ok 1000 lat!! Jest to słynna dracena – drzewo smocze (drago milenario). Sok z drzewa nazywany jest – smoczą krwią ponieważ w kontakcie z powietrzem zmienia kolor na czerwony! Wypas!





Chcę też udać się do jaskini wiatru (cueva del viento) wytłoczonej przez lawę z wulkanu Teide. Ale że kosztuje to gruby hajs to odpuszczam sobie tą atrakcję. Trekkinguje do tego miejsca ale niestety całuję klamkę a raczej kłódkę bo jaskinia jest zamknięta. Nie można tam wejść nielegalnie jakimś innym wejściem niestety. Rozbijam więc niedaleko kemping.
Następnego dnia po kempingu w sosnowym lesie ruszam spowrotem do miasta Icon de Los Vinos. Następnie na wylot rozpoczynam wędrówkę na piechotę główną drogą, nikt się nie chce zatrzymać gdy idę drogą i obracam się wystawiając kciuk ku górze gdy nadjeżdza auto. Dopiero po przejściu jakiś 4 km z Icod de Los Vinos łapię stopa minibusem jak się okazuje Polacy, jedziemy do malowniczego miejsca(punta de Teno) do latarni morskiej wybudowanej na zastygłej magmie. Jak się okazuje rodzinka ma firmę i organizuje kursy nurkowe, tak sie składa, że w aucie mają maski i rurki. Nurkuję więc pierwszy raz w oceanie i podziwiam kolorowe rybki. Są stąd mega widoki na ogromne 300m klify (Los Gigantes). Po wodnej rozrywce zawoża mnie do miasta Buenavista del Norte, tu rozbijam namiot na plantacji pomarańczy , podjadająć trochę.













Brak komentarzy:

Prześlij komentarz