wtorek, 11 listopada 2014

Uciekam z miasta w piękne góry Gran Canarii


4 grudzień 2013 Środa

Moja idea zmienia się, przed odpłynięciem z tej wyspy chcę ją trochę zwiedzić, planuję uderzyć w góry. Tak więc rankiem po zrobieniu zapasów żywności wyruszam autobusem do wioski Vega de San Mateo. Ukazują się mi zielone piękne doliny, porośnięte trawą, mnóstwo wookół też drzew eukaliptusowych. Stamtąd planem jest dotarcie na najwyższy punkt wyspy, Pico de Las Nieves 1949m.Z wioski łapię stopa z jakimś zjaranym gościem i zawozi mnie pod ścieżkę trekkingową w kierunku tego szczytu. Jest świetna pogoda i widać już z góry ładnie wybrzeże. Wędruję więc ścieżką w górę, wyżej robi się pochmurno, po przejściu przez las dochodzę do drogi asfaltowej, tam udaje mi się złapać stopa na górę pod sam szczyt pico de las nieves ( góra dziewic). Tak jest też ogrodzona baza wojskowa. Jest już wieczór, znajduje idealne miejsce na nocleg. 









Jest tutaj pochyła skała pod którą można spać, zbieram drewno i rozpalam ogień, na nim gotuję makaron z warzywami. Dokładam drewna po zjedzeniu, oglądam niebo pełne gwiazd z najwyższego punktu na wyspie, następnie zasypiam przy palącym się ognisku. Gdy gaśnie trochę zimno mi w moim lidlowym śpiworze niby do -6st. Następnego dnia idę na tą skałę Pico de Las Nieves, widać stąd całą wyspę, liczne kaniony i małe jeziorka w dole. Wpadam właśnie teraz na genialny plan zwiedzenia wszystkich jeziorek na wyspie ;). Widać również stąd potężny prawie 4km wulkan Teide na wyspie z której niedawno przypłynąłem. Wędruję dziś przez przełęcze i sosnowy las w kierunku potężnej skały-maczugi roque nublo. Docieram tam jakoś po południu ok 16.00. Skała jest potężna położona na płaskim skalistym terenie, pełno tutaj turystów i jakaś wycieczka z rozkrzyczonymi dzieciekami. Idę sobie na drugą stronę skały pomedytować trochę, następnie robię zdjęcia , przychodzą chmury klimat jest niesamowity, czuję się jakbym stał na szczycie świata, śłońce w górze. Chmury pode mną. Spędzam tu trochę czasu oglądając zachód słońca i podziwiając Teneryfę z wulkanem Teide z której przypłynąłem. Następnie na górze jestem sam, rozbijam mój namiot pod rogue nublo i po dniu trekkingu zapdam w błogi sen.










6 grudzień 2013 Piątek - Mikołaj

Rano ustawiam mój aparat jak zawsze gdy chcę sobie zrobić fotkę na moim wysokim plecaku. Patrzę a plecak się przewraca i aparat spada i turla się po skałach ok 1m. Podnoszę go i co się okazuje, nie działa. Kurwa!! No to po mojej lustrzance tyle czasu mój ukochany sony alfa 100. Tak się super składa, że dziś jest 6 grudzień, a więc Mikołaj. Tak sobie myślę albo jakiś Bad Santa albo byłem niepokorny czy co, nie ma jak dostać taki prezent. No cóż trzeba będzie trzeba wrócić do Las Palmas, sprzedać uszkodzony sprzęt i kupić jakiś tani badziewiasty kompakt. Idę w dół ścieżką , dochodzę do malowniczego pięknie położonego miasteczka Tejeda. Jest tu widok na piękną zieloną dolinę i u góry na roque nublo z którego właśnie zszedłem. Następnie jak się okazuje z okazji mikołaja dzwonią do mnie rodzice, mówię o zaistniałej sytuacji, że nie mam aparatu. Słyszę coś bardzo miłego, mówią że z okazji Mikołaja, dostanę prezent.Nowy aparat! Mam sobie wybrać jaki chcę! Łaaał tego się niespodziewałem. Dziękuję moim rodzicom bo ratują mi życie tym przemiłym gestem;) Następnie pytam w jakimś hoteliku czy mają wifi. Dostaję hasło i siedząc w wygodnej recepcji na moim telefonie szukam aparatu kompaktowego  ale takiego z bardzo jasnym obiektywem i jakimś tam zoomem. Czytam opinie i testy paru modeli zapisując nazwy.Wieczorem już mam tu rozbijać namiot, gdy nagle spotykam jednego faceta i okazuje się, że jedzie do Las Palmas. Jest już po zmroku ale co tam , ciśniemy w dół przez górskie spirale. On i jego żona przypłyneli tu z Teneryfy w odwiedziny jego rodziców. Wysadzają mnie przed miastem, tam na jakimś terenie z palmami koło drogi rozbijam namiot.



Rano ruszam z buta, przekraczając autostradę do części ekonomicznej LP. Tak kieruję się w stronę Media Markt. Widać już świąteczne dekoracje, i oferty nowego Xboxa One. To już wyszedł? Nie wiedziałem.Szukam teraz sklepu z używanym sprzętem elektronicznym , jest taki w galeri handlowej , sklep się nazywa Cash Converters. Można tutaj sprzedać sprzęt. Po obejrzeniu mojego aparatu nie chcą kupić uszkodzonego. Idę do tych Hinduskich sklepów z elektroniką ale tam też nie chcą kupić. Wracam do Cash Converters. Sprzedaje jedynie sam kitowy obiektyw oraz 32gb szybką kartę pamięci CF za jedyne 40€. Pod galerią próbuje sprzedać Aparat facetowi z dzieckiem, oferuje za 40€ Mówię 30€ i 25€ gdy nie chce. Dobra bierz Pan za darmo, dla dziecka może uda się naprawić. Ja nie mam zamiaru płacic fortuny w euro za jego naprawdę. Odchodzą zadowoleni a ja wędruję do Media Markt i szukam pewnego kompaktu z Olympusa, niestety nie mają. Wędruje do cholernie oddalonego tesco, tam same kompakty samsunga których nie chcę. Zaczynam szukać świetnego ale drogiego kompaktu nikona coolpix p7700 z boskim światłem 2.0 - 4.0. W media markt cena powala 410€ za sam aparat ,chyba ich porąbało. Polecono mi w centrum miasta sklep Visanta prowadzony przez Hindusów, którzy mają cały monopol elektroniczny na każdej z wysp. Tutaj mają ten aparat. Kupuję upragnionego full manualnego nikona z szybką kartą 32gb sandiska, pokrowcem, zapasową baterią, filtrem UV, za 420€! W media markt zapłaciłbym 410€ bez niczego. Sklep Visanta wymiata! Dostaję gwarancję i zadowolony wychodzę ze sklepu! Mogę wrócic do robienia moich ukochanych zdjęć i kontunuować zwiedzanie gór Gran Canarii ;)

 Rozbijam namiot na jakimś placu przy fabryce, rano po obejrzeniu przepięknego wschodu słońca derzam na wylot z miasta w kierunku drogi do miasteczka Teror. Zaopatrzony jestem jak zawsze w owsianke, bułki, mięso i ser na kanapki , jakieś tam pomidory i ciastka. Do tego standardowa duża 1,5l butelka z wodą. Po długim oczekiwaniu na stopa łapię pickupa z miłym dziadkiem i jedziemy w górę , nie jeździ tu wiele aut. Zawozi mnie prosto do miejsca do którego chciałem się dostać Artenara. Miasteczko jest położone w górach, widnieje tu widok na roque nublo i doliny w dole. Po prawej stronie jest sosnowy las , na górze miasta biały pomnik Jezusa. Mam ze sobą mała mapkę którą dostałem z informacji turystycznej ze szlakami trekkingowymi. Postanawiam ruszać grzbietem górskim, obozuje w leśie sosnowym i jem kolacje z herbatą zrobioną na moim palniku gazowym. Rano ruszam w stronę szczytu , tam przepiękny widok na Teneryfę. Schodzę w dół i jestem już w kanionie z małym jeziorkiem, teraz szlakiem schodzę w dół kanionu.













Po prawej skalna ściana a w niej mieszkalne jaskninie! Tutaj ludzie mają mieszkania w jaskiniach. Nawet jedna z nich jest wystawiona na sprzedaż z namalowanym koło niej napisem "se vende".Domki totalnie są w jaskinie wtopione a kolorowa część mieszkania wystaje poza skałę. Jest to wioska la culata. Pytam jedną rodzinkę czy mogliby nalać mi górskiej wody do butelki, otrzymuję. Udaję mi się też zobaczyć ich jaskiniowe mieśzkanie wypełnione zdjęciami i meblami, skala pomalowana na biało w środku. Tutaj też rozbijam namiot na jakimś poletku.







La Suerte i tropikalny sztorm! Czyli szczęście w szczęściu :)

11 grudzień 2013 Środa

Rankiem schodzę w dół totalnie zielonej doliny i kieruję się w kierunku większego miasta Agaete. Dochodzę do miejsca z drzewkami pomarańczowymi, zrywam trochę i jem. Następnie z drzew migdałowych a raczej z ziemi zbieram cały worek migdałów. Rozłupuje kamieniem i rozkoszuję się smakiem tych szlachetnych orzechów. Dochodzę do asfaltowej drogi, tutaj udaję złapać stopa z parą starszych  Belgów. Wpadamy na chwilę do ich hostalu, małego domku który wynajmują. Chcą ubrać kurtki bo zaczyna wiac i padać. Tam poznaje właściciela tych domków - Sancho. Opowiadam o podróży o którą mnie wypytuje, oferuje mi darmowy nocleg tutaj w domku u góry. Pogoda totalnie się załamuje leje i wieje mocno. Sancho opowiada, że na Kanarach panuje czerwony alarm, w Las Palmas łodzie są poprzewracane. W górach ściężki zamieniają się w górskie potoki a najgorsza sytuacja panuje na Tepneryfie. Ta wioska to La Suerte ( szczęście po hiszpańsku) tak więc mam prawdziwe szczęście, że na czas huraganu panującego na Kanarach dostałem bezpieczne schronienie;). Jadę z Belgami do Agaete, tam w bibliotece wrzucam nowe foty na fejsa. Wracamy jakoś wieczorem i zostaje zaproszony na kolację okazuje się, że on pisze książki o biomechanice ptaków. Jego żona napisała jakąś kucharską książkę o przyrządzaniu ryb. Po smacznej kolacji wracam do siebie. Sancho dal mi swój nr telefonu do siebie w razie kłopotów. Mieszka w Las Palmas a więc tam się udał. Do dyspozycji mam duży pokój z wypoczynkiem, łóżkiem i tv, do tego łazienka i kuchnia. Za oknem cały czas leje i wieje. Odpalam w tv informacje i oglądam zniszczenia na Kanarach. Zalane i zniszczone drogi i łodzie. Biorę gorący prysznic skaczę na łóżko. Rano pogoda się nie poprawia, kontaktuje się ze mną Sancho i dostaję informację, że mogę zostać tu jeszcze pare dni. Świetnie , czytam sobie książkę na moim ebooku, cały dzień się relaksuje!  

Następnego dnia pogoda się trochę poprawia, łapię więc stopa do Agaete i robię zakupy jedzenia. Następnie wracam kolejnym stopem, gotuję obiad. Kupiłem gulasz w puszce a więc jem z makaronem. Potem oczywiscie czytam Ucztę dla wron. O poranku kawa i ruszam na zwiedzenie miaśta Agaete bo się przejaśniło. Wspinam się na klif, ukazuje mi się niesamowity widok na ocean, miasto w dole i poteżne klify na dole. Spędzam tam troche czasu medytując i robiąc zdjęcia. Aparat spisuje się naprawdę ekstra;). Następnego dnia wraca Sancho, mówię że jutro wyruszam zwiedzać dalsze części wyspy. Dziękuję mu za noclegi w tym pięknym miejscu, pięknej zielonej dolinie z trawami, pomarańczami i palmami. Zachwalam jego kaktusowy ogród, oferuje mi również noclegi w Las Palmas bo ma tam 2 apartamenty. Spędzam ostatnią noc w moim pokoju . 




















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz