sobota, 8 listopada 2014

Patelnia Europy czyli Wizyta w Sewilli


27 sierpień 2013 Wtorek

Budzę się rano i pakuję namiot. Idę na drogę i udaję sterczę z napisem przy wlocie na autostradę, nikt się nie chce zatrzymać. Widzę że ludzie albo jadą prosto mijając zjazd albo na nią wjeżdzają tak więc zupełnie nie rozumiem dlaczego nikt się nie zatrzymuje skoro wszyscy jadą w kierunku miasta Huelva! Tracę cierpliwość, sprawdzam mapę na nokii i okazuje się że jestem niedaleko jakiegoś małego miasteczka - Lepe. Poza tym biegnie tam narodowa droga którą mogę również się dostać do Huelva. Zmieniam więc plan i zamiast stercząc z kartonem ruszam przez rondo w stronę tego miasta. Gdy jestem na jakiejś nie uczęszczanej bocznej drodze zatrzymuje się facet swoim czarnym Leksusem. No to mi się przyfarciło, jedzie właśnie tą wypasioną bryką do miasteczka Lepe. Otrzepuje plecak nie chcąc mu nabrudzić z tyłu. Dojeżdzamy do jego sklepu meblowego w sumie już na wylocie z tego miasteczka. Genialnie, mam do niego tylko jedną prośbę. Pytam go mianowicie czy nie ma tam u siebie wody pitnej i nie przelałbym mi do mojej 1,5l butelki bo ostatki poszły na owsiankę. On każe mi zaczekać, podnosi metalowe zasłony i wraca z nowiótką butelką wody i do tego dwu litrową. Dziękuję mu serdecznie. Mało tego jeszcze starą zabiera i wyrzuca potem do śmietnika. Coż za zajebisty ziomeczek i zajebiście piękny początek dnia. Jako że z autostopem nie mam większych problemów i idzie mi to bardzo szybko, nawet za szybko tak mi się wydaję. Celem jest dotarcie dziś do Sewilli! No to jak znalazł po może 5 minutach na głównej ulicy zatrzymuje się sympatyczna kobieta. Jedzie właśnie do Huelva. Opowiadam jej o mojej podróży, słucha moich opowieści w skrócie. Pytam czy w tym mieście do którego się udaje jest coś ciekawego. Mówi mi że tu mieszka ale miasto jest portowe, brzydkie i nie ma tutaj nic ciekawego. Ona kocha Maroko skąd pochodzi i ma tam rodzinę. Mówi że jest tam bardzo tanio i ludzie są niesamowici. Poleca mi się tam udać. Informuję ją więc że jest to bardzo prawdopodobne bo zmieniły się moje plany podróży i cisnę właśnie na Gibraltar a stamtąd rzut beretem do Maroka przez cieśninę Gibraltarską. Dojeżdzamy do Huelva, widać z mostu ogromny port handlowy. Wysadza mnie przy samej autostradzie na stacji benzynowej. Po pożegnaniu się z Marokanką śmigam na shella i pytam czy ktoś nie jedzie czasem na Sewillę. Jak to speedy gonzalez po dosłownie paru minutach znajduję facecika w białym busie który się tam właśnie udaje. Ciśniemy jak torpeda autostradą w tym kierunku. Facet mówi że Sewilla jest tak w ogóle najgorętszym miastem w Europie. Po 100km jesteśmy w Sewilli. Facet mówi mi że jest to najgorętsze miasto w całej Europie. Temperatury dochodzą tutaj do 40 stopni celcjusza.A nawet przekraczają tą temperaturę dzieje się tak za sprawą afrykańskich szerokości tropikalnych a także naturalnej ochronie gór Sierra Nevada, które zatrzymują chłodne masy powietrza z północy kontynentu. Sewilla jest nazywana również "patelnią Europy". Ponad to w miesiącach zimowych temperatura nie powinna zejść poniżej 18 stopni celcjusza. Zatrzymujemy się w samym centrum przy rzece Guadalquivir.

Zwiedzanie miasta i spotkanie Polaków

Wysadza mnie przy pierwszej atrakcji w Sewilli przy sławnej arenie walk byków - Plaza de toros de la real maestranza. Jest ona najstarszą areną w Hiszpanii i najbardziej znana impreza to - feria de abril. Festiwal byków organizowany dwa tygodnie po wielkanocy. Niestety jest teraz zamknięta a więc oglądam ją tylko zewnątrz. Udaję się zabytkowymi pięknymi uliczkami i zwiedzam liczne Kościoły i budynki. Jest i tak cholerny upał tutaj pomimo że facet z którym tu przyjechałem powiedział że mam szczęście bo trafiłem na chłodniejszy dzień. Udaję się pod przepiękną zajebiście dużą katedrę Najświętszej Maryi Panny która jest największym i jednym z najwspanialszych gotyckich kościołów na świecie. Powstała na miejscu meczetu w latach 1402-1506. Pytam pewną dziewczynę po Angielsku o zrobienie mi przed nią zdjęcia. Pytam skąd jest. Odpowiada że z Polski. Jak miło ponownie spotkać rodaków na swojej drodze. Ma na imię Joanna i jest tutaj ze swoim chłopakiem z którym po chwili się zapoznaje, ma na imię Przemek. Są bardzo sympatycznymi osobami. Opowiadam im o podróży i gdzie teraz się udaję.Gdy oglądamy wspólnie zza bramy Archivo de Indias pytam czy mówię mianowicie, że po Sewilli jadę do Kadyksu a stamtąd na Gibraltar. Słyszałem że właśnie w Kadyksie jest tam jakiś port i mam może szansę przedostać się przez Atlantyk. Asia z Przemkiem mówią mi że właśnie jadą jutro do Kadyksu. Pytam czy nie zabraliby mnie tam może? Odpowiadają że jak najbardziej. Nagle zza pleców zagaduje po Polsku sympatyczna blondyneczka w okularach. Przedstawia się jako Madzia jest również zainteresowana transportem do Kadyksu bo podróżuje autobusem normalnie. Haha no to się zebrała przypadkowo ekipa Polaków udających w to samo miejsce. A tak na prawdę nieprzypadkowo bo nic nie jest przypadkiem na tym świecie. Wszyscy jesteśmy połączeni ze sobą energetycznie. W pewnym momencie nasze drogi się krzyżują i wpadamy na siebie dokładnie w przeznaczonym nam doskonałym momencie. Wymieniamy się numerami telefonów i umawiamy wstępnie na jutro rano. Oni już większość tutaj zwiedzili a teraz mają jakieś swoje plany teraz a ja swoje bo pora zwiedzić pozostałe atrakcje. Ruszam dalej na południe miasta i oglądam zabytkowy budynek - Alfonso XIII, obok niego jest równie zabytkowy uniwersytet do środka którego wchodzę. Potem udaję się do parku - Jardines del prado de San Sebastian. Są tutaj te krany z wodą pitną gdzie po naciśnięciu przycisku można się napić. To jest na prawdę genialny wynalazek w miastach Hiszpanii. Darmowa pitna woda, można sporo zaoszczędzić i nie kupować butelkowanej. Ja napełniam moją butelkę i idę do kolejnej atrakcji mianowicie parku w którym znajduje się Plaza de Espana. Ukazuje mi się potężny plac z placem i pałacem w kształcie półksiężyca. Zaprojektował to miejsce Archtekt Anibal Gonzalez. Budowle stanowią nieprawdopodobną mieszankę stylów czerpiące wzory z Architektury Mauretańskiej. Budowla tworzy barwną całość z mnóstwem kolumn i różnorodnych zdobień. Mało tego jest tutaj piękna fontanna i kanał w którym można sobie przepłynąć gondolą!! Na ścianach budowli są zarezentowane herby i osiągnięcia poszczególnych prowincji ułożonych z ceramicznych płytek azulejos. Całe to miejsce jest przepiękne właśnie po raz kolejny się zakochałem <3. Cała plaza de Espania znajduje się tuż obok pięknego Parku - parque de Maria Luisa. Idę do butki z lodami i zamawiam lodowy sorbet w postaci drinka. Latają tu pomiędzy drzewami i skrzeczą małe rajskie papugi. Po wypiciu zimnego lodowego napoju udaję się do środka parku w którym są liczne stawiki przy jednym z nich siadam i relaksuję się czytając książkę otrzymaną od rodzinki z Ukrainy. Zwiedzam liczne fontanny i jakiś kolejny mały placyk. Park jest przepiękny. W Sewilli można zwiedzić dodatko takie zabytki jak Złotą wieżę, dom piłata, alkzar - dawny pałac królewski, szpital miłosierdzia oraz te główne archiwum indii i jakieś muzea itp. Zgodnie z moją mapą udaję się na wylot Sewilli w kierunku autostrady bo potem będzie trzeba szukać miejsca na namiot. Udaję się główną ulicą oglądam jakieś piękne pałacyki i dochodzę do stadionu piłkarskiego klubu - Real Betis. Stadion Sevilli jest po drugiej stronie miasta którego nie będę miał okazji zobaczyć. Dochodzę do jakiejś małej knajpy i pytam kelnerek czy mógłbym podładować baterie do aparatu. Wskazują mi miesce przy oknie przy parapecie. Siadam na barowym krześle i ładując telefon i baterię do aparatu zapisuję pamiętnik. Jest już po zachodzie słońca i zapada zmrok, spędzam tutaj z dobre 1,5h.














































Brak komentarzy:

Prześlij komentarz