środa, 5 listopada 2014

12 czerwiec 2013 - Dzień 2

Rankiem budzę się koło 7.30 zgodnie z budzikiem, nocka przespana dobrze ale nawiedziły mnie koszmarne sny, że ktoś mi się dobijał do namiotu itp. W nocy było ciepło mi i nie zmarzłem w śpiworze. Składam namiot i się pakuję, wracam przez ten zalany tunelik i na nim na drodze za rondem ustawiam się z kolejnym napisem " St. Pölten". Po dobrych 20 min, zatrzymuje się minivan. Pytam "Faren Sie.." i mówię czy mówi po angielsku bo ja po nie niecku ni chu chu. Facet, że nie jedzie tam ale może podwieźć mnie w lepsze miejsce aby tam dojechać. Jedziemy kawałek autostradą i zjeżdzamy z niej niedaleko miasta Tulln an der Donau. Jestem pod autobahnem przy zjazdach. Stąd idę poboczem po prawej stronie zalesionym terenem. Po 5 min gdy wystawiam kciuka zatrzymuje się młoda Pani z niemowlakiem na tyle. Wsiadam i zawozi mnie do tej miejscowości. Wysadza mnie przed szpitalem przy samym Dunaju. Tutaj jest piękny dreptak przy jego brzegu, który prowadzi mnie do pięknej fontanny gdzie się obmywam i odświeżam, na rzece są przycumowane łodzie, piękne kolorowe kwiaty.




Czysto, na dreptaku nie ma ani jednego papierka na pięknych zielonych trawnikach. Idę na rynek i tam wchodzę do centrum hadlowego i w supermarkecie kupuję jedynie kolejną butelkę wody i paczkę snikersów.Siedzę chwile na ławce pod sklepem i obserwuje tych schludnie ubranych ludzi w tym miasteczku. Pytam służb sprzątających gdzie znajduje się droga na St. Pölten, tam wędruję niedaleko i na zjeździe, przed wylotem z miasta w zatoczce łapię kolejnego stopa. Pan w średnim wieku mówi po angielsku i jadę z nim do tego miasta. Wysadza mnie zgodnie z życzeniem na wylocie tego miasta w strefie handlowej na stacji benzynowej, mówię "Vielen dank" i wysiadam. Na stacji pytam po Niemiecku czy ktoś jedzie na Turnitz i Mariazell. Po chwili się okazuje, że kierowca cysterny jedzie do Turnitz, oferuje się mnie zabrać. Pakuję się do kabiny z plecakiem. Miły, sympatyczny facet w okularach w średnim wieku. Problemem jest komunikacja bo rozumie trochę po Angielsku. Coś tam po Niemiecku gadam ale to pojedyncze słowa sklejam. Zaczynają się już górskie tereny, zielona dolina z rzeką. Wysadza mnie na zajeździe z jakąś mała restauracją. Tutaj czekam w zielonej dolinie przy pochmurnej już teraz pogodzie. Udaje mi się złapać kolejny samochód gdy napisałem tabliczkę "Mariazell", tym razem to auto osobowe. Jedziemy przez tą dolinę a następnie w górę do mieścinki - Annaberg bei Mariazell położonej w pięknym punkcie widokowym, jest tu pełno hotelików i restauracji i wyciąg narciarski w kierunku w kórym zmierzam ukazuje mi się pierwsza ośnieżona góra w oddali. 

Spędzam tutaj chwilkę na podziwianiu widoków i idę na wylot kawałek niżej. Zatrzymuje się młode małżeństwo i wsiadam na tył. Gdy im opowiadam, że przyjechałem tutaj stopem z Polski nie mogą uwierzyć;). Zawoża mnie do samego Miasteczka Mariazell, jest ono bardzo sławne z powodu ogromnej bazylijki, którą odwiedził nasz Papież Jan Paweł II. Jest ona miejscem licznych pielgrzymek. W miasteczku, pełno turystów i sklepikarzy sprzedających pamiątki. Jestem w tym miejscu po raz drugi, bo kiedyś gdy byłem mały przejeżdzaliśmy tędy z rodzicami udając się na wakacje do Włoch. Nie pamiętam zbytnio tego miejsca. Idę do ogromnej biało-różowej Bazylijki, w środku robi ona naprawdę ogromne wrażenie.




Po zwiedzeniu, trzeba ruszać dalej, na wylocie z miasta jakaś tragedia nikt się nie chce zatrzymać. Dopiero chyba po 1,5h zatrzymuje się jakaś miła Pani i zawozi mnie jedynie do kolejnej wioski Gusswerk. Tam idę do lokalnego marketu i pytam pani czy nie ma kartonów? Dostaję jeden duży i tne go na kolejne paski,składam i chowam z boku plecaka. Piszę nazwę kolejnej miejscowości "Bruck" koło miasta Kapfenberg do którego zgodnie z moją nokiową mapą prowadzi ta droga.



 Zatrzymuje się kolejne auto tym razem facet z dzieckiem i zabierają mnie doliną i przez przełęcz do małej miejscowości z lotniskiem -Thörl. Tutaj wysiadam i idę tą piękną wioską, z pięknymi willami, jest tu kemping mały. Pytam w budynku o cenę za namiot, mówią mi że ok 7€ z tego co pamiętam. Jak dla mnie to cholernie drogo, idę polną drogą w stronę lasu i tam odbijam ze ścieżki i rozbijam swój namiot na płaskim terenie pod jakąś mała skarpą kamienisto-błotną.

 Jutro mam nadzieję dotrzeć do tego upragnionego i magicznego jeziorka z krystalicznie czystą wodą - Grüner See. Jeziorko te w sumie przysłał mi w linku Damian, bo jest ono niesamowite. Dlaczego? Otóż od listopada do marca na jego dnie są ławki, ścieżki spacerowe. Oraz porośla i krzewy. Wraz z przyjściem wiosny, z ośnieżonych gór z lodowcami spływa krystalicznie czysta woda zalewając to miejsce. Wszystkie ławki i ścieżki i drzewa znajdują się pod wodą. Nurkują tam płetwonurkowie z całej Europy. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz