sobota, 8 listopada 2014

Z Polskimi znajomymi do Kadyksu


28 sierpień 2013 Środa

Wychodzę z pubu o 23.00 jakoś. Trochę się zasiedziałem a pora znaleźć miejsce na namiot. Idę przy drodze i szukam miejsca. Mam moją zasadę bezpieczeństwa że w miastach po nocy nie chodzę a tym bardziej nie rozbijam namiotu ani nie śpię na widoku. Nie mam zaufania do miast. Idę przy głównej drodze i naglę po lewej stronie zauważam jakiś kwadratowy parterowy opuszczony budynek bez ogrodzenia. Postanawiam tak sprobować się przekimać. Wchodzę ostrożnie do środka, sprawdzam teren latarką i nie ma nikogo, jest tutaj pełno rupieci i desek. Znajduję jedno pomieszczenie z tymi gratami. Uważam jak stąpam aby nie narobić hałasu. Rozkładam matę na brudnej zakurzonej ziemi, przesuwam jakieś metale. Rozkładam śpiwór, wyciągam gaz pieprzowy,nóż i latarkę. Plecak jak zawsze gdy śpię bez namiotu kładę przy samej głowie na nim worek z kosmetykami i butelkę i przykrywam ciuchami gdyby ktoś chciał zarąbać to na pewno usłyszę. Do tego portfel i telefon śpi razem ze mną w śpiworze ze względu bezpieczeństwa. No to zabezpieczony maksymalnie udaję się do snu. Nocka jak najbardziej udana. Wstaję wcześnie rano jeszcze przed wschodem słońca. Wychodzę z budynku i jak się okazuje spałem w zrujnowanej i opuszczonej małej szkole. Stąd wracam w teren zabudowany. Kontaktuje się z Asią i Przemkiem piszą mi smsa że dadzą mi znać gdy będą wyjeżdzali. Pytają również gdzie będę czekać. Piszę więc że na głównej drodze av. de Jerez. Czekam na nich przy samej drodze. Piszą że wyjeżdzają już po mnie, po nie długim czasie zatrzymują się i zgarniają mnie z ulicy. W samochodzie jest z nimi Madzia. Witam się ponownie z moimi przyjaciółmi. Okazuje się że Ania z Przemkiem są Lekarzami. Aktualnie są na urlopie. Ciśniemy autostradą w kierunku Kadyksu. Już po niedługim czasie tam dojeżdzamy po przejechaniu ok 123km. Jesteśmy w mieście ale jest tu jakaś porąbana sytuacja z jedno kierunkowymi ulicami znajdującymi się wszędzie. Znalezienie miejsca parkingowego graniczy z cudem. Udaje się fartem znaleźć miejsce w nieodpłatnym miejscu niedaleko portu.

Zostawiam oczywiście mój ogromny plecak w samochodzie. Idziemy w kierunku centrum. Bierzemy tam darmowe mapki turystyczne miasta dla każdego z nas. Miasto Kadyks to jedno z najstarszych miast Europy zachodniej. Jest w kształcie długiego i bardzo wąskiego półwyspu. Jego historia sięga do okołu roku 1100 p.n.e. kiedy swoją rybacką osadę o nazwie Gadis założyli w tym miejscu Fenicjanie. Są tutaj również jakieś odkrycia archeologiczne datowane na okres starszy niż 2 tysiące lat. Idziemy na główny plac i zwiedzamy katedrę. Potem wędrujemy na stragan i kupujemy zielone owoce kaktusa które starsza kobieta obiera niezwykle zwinnie. Owoce kaktusa smakują przepysznie. Stąd zajadając się nimi udajemy się do lokalnego zabytkowego marketu-targu żywnościowego. Sprzedaje się tutaj owoce, warzywa, mięsa różnego rodzaju mięsa i sery, które ja próbuje za darmo pytając o degustację pod pozorem kupna które nie następuje. Następuje natomiast kupno tanich bananów i paru jabłek. Idziemy zabytkowymi uliczkami, planem jest teraz udanie się na plaże. Idziemy dreptakiem przy samym brzegu oceanu. Dochodzimy do promenady - paseo Fernando Quinones biegnącej w głąb oceanu zbudowana jest ona z kamienia i łączy mała wysepkę z fortem na końcu i małą latarnią morską. Robimy przed fortem serię skakanych fotek i potem zwiedzamy tą małą fortecę całkiem za darmo. Tuż obok znajduje się mała plażyczka z piękną błekitną wodą i małym kanałem pod tym mostkiem. Rozkładamy się i idziemy do wody która w tym miejscu jest niesamowicie ciepła. Gdy przepływamy pod mostkiem ciąg wody wyciąga Cię na zewnątrz natomiast gdy chce się wpłynąć wypływająca z niego woda sprawia że płyniesz w miejscu, trzeba się przyłożyć aby wpłynąć spowrotem do środka. Miejsce na plażowanie jest genialne. Spędzamy tutaj trochę czasu. Potem gdy wysychamy postanawiamy iść spowrotem do miasta. Dochodzimy do kolejnego fortu - Castillo de Santa Catalina gdzie w środku znajduje się wystawa pięknych fotografii. Stamtąd udajemy się do parku - parque Genoves. Są tu przepiękne drzewa, nawet jest jakieś drzewo z pniem z kolcami! Do tego są tu plastykowe figury dinozaurów. Jest nawet mała sztuczna jaskinia z wodospadami. Na prawdę piękny park.



















Kontynuujemy wędrówkę dreptakiem przy samym brzegu oceanu dochodząc do punta candelaria z małą latarnią morską. Asia z Przemkiem planują kemping gdzieś mówię że ogarnąłem na mojej gpsowej mapie miejsce za miastem. Mapa pokazuje mi kolejny długi półwysep z zaznaczonymi tam na żółto plażami niedaleko - punta del Boqueron. Zgodnie z mapą teren jest zaznaczony jest na zielono a więc tak jak zawsze musi to być rezerwat przyrody lub park narodowy. Idziemy przez miasteczko spowrotem do auta. Teraz trzeba jechać na jakieś zakupy. Jedziemy więc tymi porąbanymi jedno kierunkowymi uliczkami i jakimś cudem dojeżdzamy do supermarketu. Wpadam na kolejny pomysł aby kupić olej i ziemniaki to przyrządzimy frytki jakieś na mojej kuchence bo mam cały osprzęt. Bierzemy jajka również. Kupujemy bułki, chipsy, napoje, oni kupują wina ja jakoś nie mam ochoty na winko a więc biorę dla siebie dwie litrowe butelki piwka. Mamy też chipsy, ja kupuję mój przysmak który kiedyś wyczaiłem w Czechach w markecie. Mianowicie jest to chrupka, twardawa i solona kukurydza gigant! Z zapasami alkoholu i jedzenia ruszamy za miasto. Kieruje Przemka zgodnie do z moją mapą na ten plażowy półwysep. Po prawej stronie biegnie długa piękna plaża. Dojeżdzamy do parkingu są na plaży drewniane kibelki i wieża ratownicza. Jest tutaj drewniany mostek który prowadzi na małe wydmy.

Oczywiście jest tu znak ze wszystkimi zakazami w tym kempingu na dziko. Nas zakazy nie obowiązują, bo przecież nie jesteśmy turystami którzy obozują i śmiecą do okoła wszędzie zanieczyszczając środowisko naturalne. Idziemy najpierw na chwilę na plaże wciąż jeszcze jest tutaj sporo osób. Idę tym mostkiem kawałek na wydmy i znajduje idealne miejsce na kemping w środku wydm, nie widać tutaj tego parkingu ani z plaży poza tym są tutaj jakieś krzaki które osłaniają to miejsce z tego drewnianego pomostu. Wracam i idziemy do samochodu. Zabieramy wszystkie najpotrzebniejsze rzeczy, namioty, śpiwory maty do spania. Jedzenie i mój palnik gazowy z kartuszem, garnkami, sztućcami i solą. Wędrujemy pomostem na te wydmy i zaczynamy rozbijać nasze namioty. Kończymy w tym samym momencie prawie.

Ja już ogarniam garnki, kobiety zajmują się kuchnią polową czyli obieraniem ziemniaków, siedzimy na piasku. Gdy wszystko gotowę odpalam moją zajebistym niebieskim cliperem z pająkiem palnik. Gdy olej jest juź rozgrzany wrzucamy ziemniaki i smażymy talarki ziemniaczane, potem jajecznicę robimy już z nie pamiętam ilu jajek. Niestety przez zasrany aluminiowy garnek się przypala trochę na spodzie. Ale fryteczki z jajkiem na wydmach u wybrzeża Atlantyku i to w doborowym towarzystwie to kolacja bajka. Po posiłku leją się strumienie wina i piwa gdy siedzimy na plaży już o zmroku przy świetle gwiazd. Potem zjawia się gość, jest i oto koło namiotów ogromny szczur który jest atrakcją wieczoru. Dziewczyny trochę panikują bo się nie boi i podchodzi bliżej. Idę do pogonić rzucając kamieniami i ucieka w krzaki, odwiedza nas pare razy obchodząc z różnych co raz to stron. Ponownie kamienie idą w ruch i ucieka gnój gdzieś w stronę blaży. Madzia tak pobladła że świeci prawie jak duch w nocy. Szczur już nas nie odwiedza także spokojnie możemy dalej pić sobie. O którejś tam godzinie pora już spać bo jutro walimy na plaże do której mamy bardzo daleko bo jakieś 20m;).Teraz ustalamy kto z kim śpi bo jest nas czwórka a mamy dwuosobowe namioty. No dziewczyny chcą spać razem, hmmm ciekawie się robi ;) no ale wychodzi na to że śpię z Przemkiem. Ale jak to? Dlaczego nie z Madzią? Przeżywam rozczarowanie no ale cóż. Mam nadzieję że Przemek nie będzie miał za złe gdy to będzie czytał ale wole spać z kobietami ;). No gdy nie ma mojego plecaka w środku rzeczywiście jest sporo miejsca. Rozmawiamy jeszcze a potem zapadam w sen.
Pobudka o którejś tam rano jakoś przed wschodem słońca. Aha mały gnój dobrał się do reklamówki którą zostawiliśmy na zewnątrz i wyżarł coś ze środka. Chyba były tam same śmieci. Gdy dziewczyny wstają, idziemy razem na mostek i podziwiamy z niego piękny wschód słońca nad jakimiś rozlewiskami się tutaj znadującymi. Potem pakujemy namioty i wędrujemy na plażę. Rozkładamy się na naszych matach. Opalamy się, posiłkujemy kanapkami z tuńczykiem i oliwkami. Idziemy potem pływać, Madzia zostaje na plaży mówiąc że boi się wejść do wody. Chyba tak się wystraszyła wczoraj tego szczura że myśli może o jakiś pływających w oceanie szczurach. My natomiast pływamy ale są tutaj jakieś małe meduzy które chyba delikatnie oparzyły Asię. Mnie też coś tam musneło. Miała rację Madzia - nie wchodzić do wody bo jeszcze coś nas pożre;). Plażujemy jeszcze chwilę, potem po zjedzeniu całej paczki kukurydzy gigant pora się zbierać z plaży. Poza tym zrobiło się pochmurnie i brzydko. Madzia teraz zarówno jak i ja chce wrócić do Kadyksu. Asia z Przemkiem udają się teraz w stronę Gibraltaru tak gdzie i ja potem. Postanawiają nas zawieźć do miasta. Wysadzają nas przy porcie. Tutaj się żegnamy z zakochańcami po bardzo miło spędzonym wspólnym czasie.














Madzia idzie na dworzec autobusowy i sprawdza godzinę autobusu. Wędrujemy razem do centrum informacji turystycznej i tam pytam gdzie znajduje się główny port babka wskazuje miejsce na mapce. Postanawiam sprawdzić port czy nie płyną jakieś statki przez ocean. Żegnam się następnie rownież z Madzią. Ja natomiast wędruje do portu i dochodzę do biura jakiejś firmy Acciona. Narazie mają przerwę i jest zamknięte postanawiam poczekać, gdy siedzę pod drzwiami to przychodzi facet i mówi żebym poszedł do baraku biurowego obok, mają otwarte. Tam w biurze pytam czy istnieje jakaś szansa załapania się na ten prom który płynie na wyspy kanaryjskie. Facet mówi że nie za bardzo bo nie zabierają normalnie pasażerów za darmo. Mówię o tym że jestem autostopowiczem i szukam możliwości przedostania się przez Atlantyk. Niestety facet nie potrafi pomóc i mówi abym zapytał się w biurze po przerwie obiadowej bo to od nich wszystko zależy. Czekam więc na chodniczku leżąc sobie na nim i czytając książkę. Gdy otwierają biuro pytam o taką możliwość przepłynięcia, niestety sprzedają tylko bilety za cenę ok 140€. A do tego najbliższy termin rejsu na wyspy Kanaryjskie to za dwą czy trzy tygodnie. Daję więc sobie spokój. Idę ponownie do miasta wędruję w stronę tej małej plaży koło fortecy. Tam oglądam zachód słońca i potem czekam do zmroku jak całe miasto jest oświetlone światłem latarni. Widok niesamowity z tego miejsca. Gdy idą ludzie kawałek dalej, schodzę niżej pod mur i tam postanawiam spać. Rozkładam matę i śpiwór. Przechodzi jeszcze dużo osób nade mną, ale nikt mnie nie zauważa bo nie wychyla się za mur. Leżę na skałach pod samym fortem, walczę z komarami przez noc gdy tu śpię.







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz