Rankiem domu
panuje napięta atmosfera, sprawdzam czy mam wszystko, robię kanapki na podróż.
Tato jedzie do pracy na 8.00 postanawiam się z nim zabrać i zacząć stopa z
Dzierżoniowa w kierunku Kamieńca Ząbkowickiego, aby zgodnie z moją trasą dostać
się do Czech, stamtąd do Austrii i dojechać do mojego pierwszego punktu w
Alpach - jeziorko Gruner See koło Kapfenberg. Żegnam się z mamą i siostrą i
mówię "życzcie mi powodzenia, medytujcie w mojej intencji i nie martwcie
się, a i nie wiem kiedy wracam". Tato podwozi mnie na ząbkowicką na wylot
z miasta, ale ostatecznie kawałek dalej decyduje się mnie zawieźć do Piławy
Dolnej. Wysiadam na przystanku autobusowym i tam żegnam się z Tatą ściskając
mocno i długo. Wyciągam namalowany na kartonowym pasku wcześniej napis
"Kłodzko" i unoszę kciuka w górę zaczynając autostopową podróż przez
Świat ;)
Długo nie czekam
bo zatrzymuje się po jakiś 15 minutach biały bus i facet oferuje mi podwózkę do
Ząbkowic, wysadzając mnie na stacji benzynowej w kierunku Kłodzka. Tam dziękuję
pięknie i wysiadam, pytam teraz chodząc z plecakiem czy ktoś nie jedzie na
Kudowę. Po 5 minutach mam już kolejne auto tym razem osobowe z małrzeństwem w
średnim wieku, mówią iż jadą tylko do Kłodzka ale facet może zapytać dla mnie o
Kudowę przez radio CB. Po chwili zgłasza się jakiś facet i mówi, że stoi na
kolejnej stacji kawałek dalej, jak się tam okazuje na parkingu wita mnie wyłysiały
w średnim wieku kierowca tira.
Ładuję się z moim ogromnym plecakiem do kabiny i
jedziemy. Pyta gdzie jadę , tak więc mówie że w Alpy ale najpierw muszę dostać
się do Hradec Králové a stamtąd przez Pardubice,Jihlava do miejsowości
granicznej z Austrią - Znojmo. Jak się okazuje on właśnie jedzie do Pragi przez
Hradec, w Kłodzku zatrzymujemy się na parkingu przy sklepie on robi tu jakieś
zakupy żywności. Następnie gdy wracamy do kabiny mówi, że musi tu posprawdzać
ciśnienie w kołach itp. Tak więc trochę mu zejdzie. Mówi, żebym spróbował coś
złapać przez ten czas, piszę kolejną tabliczkę "Hradec Kral" i
ustawiam się z plecakiem przy drodze. Zatrzymuje się facet w okularkach i mówi,
że jedzie do Hradec właśnie. Podjeżdzamy najpierw już po Czeskiej stronie i tam
przy drodze on kupuje truskawki. W Hradec wysadza mnie na rondzie, przechodzę
kawałek dalej na właściwy dla mnie zjazd i kolejna tabliczka z napisem
"Znojmo". Po jakiś 15min, zatrzymuje się długi samochód cieżarowy,
pytam łysego młodego faceta czy jedzie w kierunku Jihlava i znojmo. Mówi, że
tak, wsiadam z plecakiem do kabiny i ruszamy w drogę. Rozmawiam z nim po Polsku
bo nie zna angielskiego. Okazuje się, że był na wojnie w byłej Jugosławi, ale
nie wypytuję go o szczegóły a on się nimi nie chwali. Uczy mnie trochę po
Czesku ja go po Polsku. Jak się potem okazuje mówi, że musi zjechać z trasy bo
jedzie na załadunek, a potem będziemy kontynuować, za jakieś 20 min w jakiejś
wiosce skręcamy w zalesioną drogę, zaczynam się niepokoic, w razie czego mam
gaz i scyzoryk pod ręką w prawej kieszeni jeansów. Dojeżdzamy do jakiejś
zagrody i drewnianego domku, dzwoni i mówi, że już jest. Po jakiś 10 minutach
przyjeżdza samochód ciężarowy, na nim świnie. Mój znajomy otwiera drzwi tylne i
specjalnym mostkiem zagania te prosiaki z tego auta do naszego, to nie koniec
bo czekamy kolejne 10min na drugi taki transport. Dopiero po załadowaniu
wszystkich świń ruszamy dalej. Świnie z tyłu krząkają i piszczą głośno co jakiś
czas. Takiego autostopu z się niespodziewałem. Po wspólnym przejechaniu 190km
jesteśmy w Znojmo. Tutaj facet wysadza mnie przy wylocie z miasteczka. Dziękuję
mu za wspólną podróż i żegnam się.
Zgodnie z moją trasą muszę dostać się do
miasta Stockerau koło Wiednia. Staję przy drodze tym razem bez tabliczki i wystawiam
kciuka. Podchodzi do mnie jakaś kobieta wyglądająca mi z lekka na lokalną
prostytutkę i ćpunkę co widzę po jej wyniszczonych od dragów zębów. I po czesku
mnie pyta gdzie potrzebuje się dostać? Mówię, że do Stockerau, ona "ja i
mój kolega mamy samochód, dasz na paliwo to Cię zawieziemy". Chyba ją
porąbało, szuka jakiegoś frajera, żeby na pewno okraść z kasy i nie wiadomo co
jeszcze. Mówię jej tylko "nie dzięki, podróżuję stopem". Idę od tego
dziwnego budynku ze sto metrów i ustawiam się ponownie przy drodze. Po 10 min
może zatrzymuje się czarne nowe Audi A5 na Austryjackich blachach a w nim
dwójka dziwnie i trochę dziwnie wyglądających młodych facetów, jeden łysy w
okularach przeciwsłonecznych a drugi z nażelowanymi ciemnymi włosami. Pytam czy
jadą do Stockernau, oni że tak. Coś kiedyś czytałem aby nigdy nie ładować się
do auta z dwoma facetami, ale postanawiam zaryzykować, może dlatego, że mam
przy sobie ten gaz pieprzowy. Wsiadam więc na tył z plecakiem. Jak się okazuje
chłopaki jadą na imprezkę do Wiednia i już teraz nastrajają się jakąś muzyką
techno. Po krótce tylko opowiadam skąd jestem i gdzie się udaję. Ciśniemy potem
szybko autostradą i zatrzymują się na niej przy jakimś zjeździe.
Tam wysiadam i
jestem na autostradzie.Stąd idę na stację bęzynową, posilam się moimi kanapkami
i
tam pytam po Niemiecku "Faren Sie nach St. Pölten.?"czy ktoś jedzie
na mój kolejny punkt do celowy do miasta St. Pölteń. Niestety nikt, ale podwozi
mnie tylko blondynka w średnim wieku do kolejnego wjazdu na autostradę. Już jest
po zachodzie słońca. Pora szukać miejsca na kemping. Przechodzę pod autostradą,
zalanym i zamkniętym tunelem. Za nim jest jakiś park bardzo gęsty albo nawet
lasek. Wszędzie dookoła pełno wody stoi na trawach i przy tej ścieżce. Drzewka
dosłownie wyrastają z wody. Tutaj niedaleko jest Dunaj a więc wiadać skutki tej
powodzi która niedawno miała miejsce. Znajduję płaski, trawiasty teren koło
autostrady zaraz przy jakimś zamkniętym tartaku. Rozbijam tutaj więc namiot i
zapisuję pierwszy, jakże atrakcyjny dzień mojej podróży. Przejechałem dziś pod
sam Wiedeń dokładnie 370km! Co jak na pierwszy dzień jest zajebistym
osiągnięciem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz