środa, 5 listopada 2014

11 czerwiec 2013 r – Wtorek (dzień wyjazdu)

Rankiem domu panuje napięta atmosfera, sprawdzam czy mam wszystko, robię kanapki na podróż. Tato jedzie do pracy na 8.00 postanawiam się z nim zabrać i zacząć stopa z Dzierżoniowa w kierunku Kamieńca Ząbkowickiego, aby zgodnie z moją trasą dostać się do Czech, stamtąd do Austrii i dojechać do mojego pierwszego punktu w Alpach - jeziorko Gruner See koło Kapfenberg. Żegnam się z mamą i siostrą i mówię "życzcie mi powodzenia, medytujcie w mojej intencji i nie martwcie się, a i nie wiem kiedy wracam". Tato podwozi mnie na ząbkowicką na wylot z miasta, ale ostatecznie kawałek dalej decyduje się mnie zawieźć do Piławy Dolnej. Wysiadam na przystanku autobusowym i tam żegnam się z Tatą ściskając mocno i długo. Wyciągam namalowany na kartonowym pasku wcześniej napis "Kłodzko" i unoszę kciuka w górę zaczynając autostopową podróż przez Świat ;)

Długo nie czekam bo zatrzymuje się po jakiś 15 minutach biały bus i facet oferuje mi podwózkę do Ząbkowic, wysadzając mnie na stacji benzynowej w kierunku Kłodzka. Tam dziękuję pięknie i wysiadam, pytam teraz chodząc z plecakiem czy ktoś nie jedzie na Kudowę. Po 5 minutach mam już kolejne auto tym razem osobowe z małrzeństwem w średnim wieku, mówią iż jadą tylko do Kłodzka ale facet może zapytać dla mnie o Kudowę przez radio CB. Po chwili zgłasza się jakiś facet i mówi, że stoi na kolejnej stacji kawałek dalej, jak się tam okazuje na parkingu wita mnie wyłysiały w średnim wieku kierowca tira.

 Ładuję się z moim ogromnym plecakiem do kabiny i jedziemy. Pyta gdzie jadę , tak więc mówie że w Alpy ale najpierw muszę dostać się do Hradec Králové a stamtąd przez Pardubice,Jihlava do miejsowości granicznej z Austrią - Znojmo. Jak się okazuje on właśnie jedzie do Pragi przez Hradec, w Kłodzku zatrzymujemy się na parkingu przy sklepie on robi tu jakieś zakupy żywności. Następnie gdy wracamy do kabiny mówi, że musi tu posprawdzać ciśnienie w kołach itp. Tak więc trochę mu zejdzie. Mówi, żebym spróbował coś złapać przez ten czas, piszę kolejną tabliczkę "Hradec Kral" i ustawiam się z plecakiem przy drodze. Zatrzymuje się facet w okularkach i mówi, że jedzie do Hradec właśnie. Podjeżdzamy najpierw już po Czeskiej stronie i tam przy drodze on kupuje truskawki. W Hradec wysadza mnie na rondzie, przechodzę kawałek dalej na właściwy dla mnie zjazd i kolejna tabliczka z napisem "Znojmo". Po jakiś 15min, zatrzymuje się długi samochód cieżarowy, pytam łysego młodego faceta czy jedzie w kierunku Jihlava i znojmo. Mówi, że tak, wsiadam z plecakiem do kabiny i ruszamy w drogę. Rozmawiam z nim po Polsku bo nie zna angielskiego. Okazuje się, że był na wojnie w byłej Jugosławi, ale nie wypytuję go o szczegóły a on się nimi nie chwali. Uczy mnie trochę po Czesku ja go po Polsku. Jak się potem okazuje mówi, że musi zjechać z trasy bo jedzie na załadunek, a potem będziemy kontynuować, za jakieś 20 min w jakiejś wiosce skręcamy w zalesioną drogę, zaczynam się niepokoic, w razie czego mam gaz i scyzoryk pod ręką w prawej kieszeni jeansów. Dojeżdzamy do jakiejś zagrody i drewnianego domku, dzwoni i mówi, że już jest. Po jakiś 10 minutach przyjeżdza samochód ciężarowy, na nim świnie. Mój znajomy otwiera drzwi tylne i specjalnym mostkiem zagania te prosiaki z tego auta do naszego, to nie koniec bo czekamy kolejne 10min na drugi taki transport. Dopiero po załadowaniu wszystkich świń ruszamy dalej. Świnie z tyłu krząkają i piszczą głośno co jakiś czas. Takiego autostopu z się niespodziewałem. Po wspólnym przejechaniu 190km jesteśmy w Znojmo. Tutaj facet wysadza mnie przy wylocie z miasteczka. Dziękuję mu za wspólną podróż i żegnam się. 



Zgodnie z moją trasą muszę dostać się do miasta Stockerau koło Wiednia. Staję przy drodze tym razem bez tabliczki i wystawiam kciuka. Podchodzi do mnie jakaś kobieta wyglądająca mi z lekka na lokalną prostytutkę i ćpunkę co widzę po jej wyniszczonych od dragów zębów. I po czesku mnie pyta gdzie potrzebuje się dostać? Mówię, że do Stockerau, ona "ja i mój kolega mamy samochód, dasz na paliwo to Cię zawieziemy". Chyba ją porąbało, szuka jakiegoś frajera, żeby na pewno okraść z kasy i nie wiadomo co jeszcze. Mówię jej tylko "nie dzięki, podróżuję stopem". Idę od tego dziwnego budynku ze sto metrów i ustawiam się ponownie przy drodze. Po 10 min może zatrzymuje się czarne nowe Audi A5 na Austryjackich blachach a w nim dwójka dziwnie i trochę dziwnie wyglądających młodych facetów, jeden łysy w okularach przeciwsłonecznych a drugi z nażelowanymi ciemnymi włosami. Pytam czy jadą do Stockernau, oni że tak. Coś kiedyś czytałem aby nigdy nie ładować się do auta z dwoma facetami, ale postanawiam zaryzykować, może dlatego, że mam przy sobie ten gaz pieprzowy. Wsiadam więc na tył z plecakiem. Jak się okazuje chłopaki jadą na imprezkę do Wiednia i już teraz nastrajają się jakąś muzyką techno. Po krótce tylko opowiadam skąd jestem i gdzie się udaję. Ciśniemy potem szybko autostradą i zatrzymują się na niej przy jakimś zjeździe. 



Tam wysiadam i jestem na autostradzie.Stąd idę na stację bęzynową, posilam się moimi kanapkami i 
tam pytam po Niemiecku "Faren Sie nach St. Pölten.?"czy ktoś jedzie na mój kolejny punkt do celowy do miasta St. Pölteń. Niestety nikt, ale podwozi mnie tylko blondynka w średnim wieku do kolejnego wjazdu na autostradę. Już jest po zachodzie słońca. Pora szukać miejsca na kemping. Przechodzę pod autostradą, zalanym i zamkniętym tunelem. Za nim jest jakiś park bardzo gęsty albo nawet lasek. Wszędzie dookoła pełno wody stoi na trawach i przy tej ścieżce. Drzewka dosłownie wyrastają z wody. Tutaj niedaleko jest Dunaj a więc wiadać skutki tej powodzi która niedawno miała miejsce. Znajduję płaski, trawiasty teren koło autostrady zaraz przy jakimś zamkniętym tartaku. Rozbijam tutaj więc namiot i zapisuję pierwszy, jakże atrakcyjny dzień mojej podróży. Przejechałem dziś pod sam Wiedeń dokładnie 370km! Co jak na pierwszy dzień jest zajebistym osiągnięciem. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz