czwartek, 6 listopada 2014

Ściana Śmierci – Góra Eiger (The North Face, Die Nord Wand)


25 czerwiec 2013 Wtorek

W nocy padało a więc namiot ponownie mokry, rankiem rozkładam go do wyschnięcia. Poznaję ojca Laury, jemy wspólnie śniadanie konwersując. Gdy pora na mnie, dają mi swój adres i telefony do siebie, w razie jakichkolwiek problemów mam się z nimi kontaktować. Dziękuję serdecznie za gościnę u nich i tyle pysznego jedzenia.

Idę na wylod z miasteczka i ustawiam się z kolejną tabliczką, łapię dziadka nowiutkim mercedesem z którym jadę w górę przez cholernie wysoką przełęcz Obreralpass 2046m! Tutaj jest bardzo wysoko położone jezioro, potem zjeżdzamy w dół do pięknego alpejskiego miasteczka Andermatt, pełno tutaj turystów i drewnianych domków z czerwonymi pelargoniami na balkonach. Tutaj tylko w sklepie biorę kolejne kartony i tne na paski.  Przechodzę za miasteczko i idę przy torach łapać stopa. Przejeżdza zaraz koło mnie ta Alpejska kolejka o czerwonym kolorze. Nikt się nie zatrzymuję więc idę drogą wzdłuż kolejki do kolejnego miasteczka Hospental. Tutaj udaje mi się złapać stopa, jedziemy w górę na przełęcz Furkapass a potem zjeżdzamy w dół spiralami Alpejskimi, dojeżdzając do skrzyżowania w miejscu Gletsch. Jest tutaj tylko hotel przy drodzę, ja muszę dostać się w górę na kolejną przełęcz Grimselpass 2165m! Stoję z 30 min czy godzinę i nie mogę złapać stopa. Dopiero potem zatrzymuje się kobieta busem, wiezie w środku pełno kartonów i jakiegoś sprzętu. Wkładam do tyłu plecak i siadam na przodzie. Ta miła i sympatyczna kobieta ma na Imię Jutta, jedziemy w górę stromą drogą. Tam masakra, wszystko w śniegu, dodatkowo jezioro na samej przełęczy jest skute lodem i pokryte śniegiem. Wychodzimy na zewnątrz jest tu na minusie szybkie zdjęcia i wracamy do cieplutkiego samochodu. Uciekamy z tej krainy śniegu i lodu. Zjeżdzamy kolejnymi spiralami na dół, oglądam piękne widoki i rozmawiam z Juttą,okazuje się że jedzie do samego Interlaken w którym mam odbić aby dostać się pod Eiger.
 









Przejeżdzamy koło dużego jeziora Brienzersee, potem wjeżdzamy do dużego miasta Interlaken, zawozi mnie kawałek dalej do miasteczka Wilderswill skąd już niedaleko do miejscowości Lauterbrunnen z której rozpoczyna się trekking w kierunku Eigeru. Gdy powiedziałem jej, że potem muszę wrócić tą samą drogą aby dostać się ponownie do tej doliny z której przyjechaliśmy bo ona prowadzi do mojego kolejnego punktu Matterhorna. Tutaj niespodzianka mówi mi, że będzie wracała właśnie tą samą trasą pojutrze albo za 2dni jak chcę z nią wrócić to zaprasza. Lepiej być nie mogło! Wymieniamy się numerami telefonów i jesteśmy w kontakcie. Ja wysiadam i łapię kolejnego stopa do miasta Lauterbrunnen. Pogoda jest tutaj pochmurna, piękne miasteczko ale przepełnione turystami z całego świata. Pełno azjatów, biorę z informacji darmowe mapki trekkingowe. Jest tutaj stacja kolejki, miasteczko położone jest w dolinie, z których zboczy spadają wodospady i znikają w powietrzu nad miastem. Krajobraz dosłownie jak te góry z Avatara!
  
 


 Coś pięknego. Zgodnie z mapką pora wyruszać na szlak, przechodzę stację kolejki i wkraczam na stromą, zalesioną ścieżkę. Obok której jedzie kolejka. Dochodzę do malutkiego miasteczka Wengen, tutaj same hotele i pensjonaty. Przechodzę dalej i na końcu wyżej koło jakiegoś drewnianego domku przy drodze rozbijam namiot bo już robi się ciemno. Jutro wyruszam na sławną na całym świecie przełęcz Kleine Scheidegg skąd widać zabójczą północną ścianę Eigeru! Rankiem po śniadanku pakuję namiot. Potem idą drogą pastuszkowie z całym ogromnym stadem owiec przed sobą pokrzykując na nie. Do tego jest tam też pastuszkowa dziewczyna. Ruszam zaraz za nimi i idę w górę, na szlaku jestem sam bo wszyscy bogaci turyści jadą sobie kolejką-pociągiem. Widać już poteżne góry ale wszystko jest w czarnych chmurach, po może 2h wędrówce jestem na przełęczy Kleine Scheidegg 2061m. Jest tu restauracja i duży piętrowy hotel. Stacja kolejowa została w wybudowana w jeszcze przed drugą wojną światową.Stąd można przesiąść się do kolejki Jungfraubahn i pojechać na przełęcz Jungfraujoch 3454m. Droga prowadzi przez wykłuty tunel w górze Eigeru, nawet jest tam okno w skale gdzie można podziwiać widok z jego zabójczej pionowej ściany.Polecam świetny film oparty na prawdziwej historii dwójki alpinistów, który mnie zainspirował aby tu przybyć - north face 2008r. Aktualnie Eigeru nie widać jak i innych szczytów bo wszystko jest w chmurach.Przyjeżdza czerwona kolejka na stację, wysiadają z niego dosłownie tłumy turystów a mało tego sami Hindusi i Azjaci. Azjaci jak zwykle jeszcze nie wysiedli a już bez opamiętania cykają foty wszystkim i wszystkiemu dookoła swoimi lustrzankami. Na stacji panuje istny szał.



Idę do tej restauracji i zamawiam jedynie zupkę szpinakową chyba za 5 franków czy więcej. Do tego ładuje baterie i korzystam z neta wifi. Następnie ruszam ścieżką nad przełęcz, tutaj jest mała drewniana chatka z ładnym punktem widokowym, Eiger częściowo w chmurach , widzę jego potężną pionową ścianę. Widok jest tylko przez chwilę potem znowu pokrywa się chmurami.





Następnie wyruszam ścieżką wyżej, i jest tutaj ciemnobłękitne jeziorko obłożone kamieniami, jak się okazuje na każdym z nich jest wyryte imię i nazwisko poległych na Eigerze, ja patrzę a tutaj jest Toni Kurtrz 1936r , to jest dokładnie bohater tego filmu o którym pisałem i polecałem. Coś niesamowitego, przy jeziorku jest mała chatka, jak się okazuje jest to muzeum starych aparatów fotograficznych, w drugim pomieszczeniu jest ciemno, ławka i panel sterowania a u góry drewniana płaskorzeźba eigeru. Do tego szum wiatru panujący na Eigerze leci z głośników.Po naciśnięciu przycisku z datą wyprawy i nazwiskiem zielony laser wskazuję przebytą drogę uczestników wyprawy. Naprawdę niesamowita projekcja, sprawdzam różne drogi. Wychodzę i udaję się dalej ścieżką która jest częściowo zasypana śniegiem. Jestem teraz na skale, na punkcie widokowym. Tutaj siadam i medytuje podziwiając ogromny lodowiec, przychodzi potem do mnie jakieś małżenśtwo Hindusów, mówią że są z Bombaju. Dostaję od nich całą tabliczkę czarnej czekolady z midgałami. Na jej owdrocie bezpośrednio na tabliczce z tyłu widnieją złote namalowane napisy firmy - Läderach. Pierwszy raz w życiu widzę taką czekoladę ze złotymi napisami które można zjeść. Nawet nie chcę myśleć ile ona kosztowała. Z tego co wiem sławne szwajcarskie czekolady są kosmicznie drogie! Delektuje się kawałkiem tej Alpejskiej przepysznej czekolady pod pięknymi Alpejskimi szczytami. Reszta na potem, bo zjem zaraz wszystko. Wracam na dół i jestem przy tej chatce z widokiem na górę.







Przychodzi wieczór i trzeba się przekimać, patrze do tej drewnianej chaty, drzwi otwarte, do tego pusta w środku, idealne miejsce na noclego. Rozkładam na drewnianej podlodze folię plastykową którą tu znajduję na niej pompuję matę i rozkładam śpiwór. Wchodzę do śpiwora w jeansach i polarze bo już jest chłodno, a nie chcę myśleć co będzie w nocy. Zasypiam u ponóża mojej góry Eigeru!! Budzę się w nocy kilkakrotnie bo marznę a więc cieżko jest spać, wstaję już o 6.00 rano, otwieram drzwi chaty a to co mi się ukazuję to prawie zwala mnie z nóg. Widać cały przepoteżny Eiger, pionową ścianę i wierzchołek, do tego na wschodzie po mojej lewej stronie wschodzi słońce. Widzę moją upragnioną ścianę śmierci 3970m, za nim w oddali ogromny cienki szpic Finsteraarhorn 4274m, od lewej Schreckhorn 4078m. Natomiast od jego prawej strony widać ośnieżone i z lodowcami poniżej szczyty Mönch 4107m, przełęcz i Jungfrau 4158m, białą piramidę Silberhorn 3695m. Jestem zakochany w tym widoku <3, a w Eigerze najbardziej. Pomimo tego, że zgineło na nim przynajmniej 64 osoby od roku 1935. Nie mogę uwierzyć, że udało mi się tutaj dojechać autostopem z Polski! Po przejechaniu ok 1414km jestem przy moim głównym punkie wyprawy Ścianie Eigeru ;). Potem po spakowaniu plecaka jem śniadanko, podgrzewam na palniku owsiankę i siedząc na trawie podziwiam widok na pionową górę i jem. 





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz