piątek, 7 listopada 2014

Rajskie Wyspy koło Vigo :)


31 lipca 2013 Środa

Rankiem gdy otwieram namiot patrzę na lewo a tam znajduje się jakiś niebieski namiot. Widać że nie tylko ja znalazłem to genialne miejsce na namiot. Udaję się po posiłku wzdłuż portu i dochodzę do - Real Club Nautico czyli klubu nurkowego zaraz obok jest budynek Mar de Ons czyli firmy wykonującej rejsy na te wyspy - Islas Cies. Tam wchodzę do środka i pytam o ceny, okazuje się że rejs kosztuje 16€, pytam czy możliwy jest powrót następnego dnia. Babka że jak najbardziej ale musi zarezerwować kemping bo to jest park narodowy i nie można spać na dziko. Ja już snuje sekretny plan aby przepłynąć na te rajskie wyspy i zostać tam na 3 lub 4 dni aby spać na dziko , bo termin powrotny można przełożyć. Jeśli ktoś zostaje na kempingu dłużej niż noc. Kupuję bilecik i teraz udaję się wyżej ulicą do sklepu - dia%. Tam robię zakupy na 3 dni, banany z kilo, ciastką, rogaliki z czekoladą, czekoladowe mleko, owsiankę, bułki, mięso, czerwoną paprykę i wodę mineralną.


Następnie z ciężkim teraz plecakiem wracam do portu i czekam na łódź. Wbijam na pokład tego promu okazując bilet, pogoda dziś idealna pełne słonce i upał. Wchodzę od razu na górę. Spotykam tam chłopaka, bo pyta się mnie skąd jestem i opowiadam. On ma na imię Rodrigo i płynie do swoich znajomych bo czekają już na niego na tym kempingu. Ruszamy, Rodrigo cyka mi fotki. Płyniemy miasto się oddala. Piękna błekitna woda, potem widać już przed nami te wyspy Islas Cies. Dopływamy do małego portu, ukazuje się przepiękna plaża na tej wyspie. Błękitna woda, coś pięknego. Jestem na rajskiej wyspie<3! Idziemy z Rodrigo gdy przechódzimy połowę plaży zauważam że ta wyspa to jakby dwie połączone bo za plażą jest woda która przypływa z drugiej strony a więc wyspy są połączone tylko plażą. Wymieniłem się nr telefonu z Rodrigo i jak coś to zobaczymy się potem. Ja chcę dostać się na najwyższy punkt wyspy czyli do latarni morskiej  - monte faro 175m. Ścieżka biegnie koło kolejnych tym razem mniejszych plaż Playa dos vińos, playa de nosa Seńora. Widać stąd błękitną wodę i wyspę obok isla sur o de san martino. Są zacumowane tam jachty, wyspa ta nie jest udostępniona dla turystów. Widok jest piękny.



Dookoła pełno skrzeczących i srających mew. Ścieżką dochodzę w końcu na samą górę do małej latarni morskiej z platformą widokową. Jest tutaj niesamowicie, przede mną otwarty ocean, po tej stronie wyspy jest pionowa skalna przepaść 175m w dół. Lata tam i siedzi na skałach tysiące mew. Fale rozbijają się w dole o skały. Widać stąd wszystko pięknie i ładnie, dwie wyspy wybrzeże i Vigo. Potem finalnie przychodzi Rodrigo z trzema pięknym koleżankami zapoznaję się więc. Lupita , Noelia i Ana ;) Opowiadam o podróży bo mnie wypytują, nie mogą uwierzyć że przebyłem autostopem tyle tysięcy kilometrów. Gdy wspominam o tym że teraz szukam łodzi na Amerykę to mówią mi że jestem szalony. Siedzimy na krawędzi przepaści i robimy fotki. Zapraszają potem na jutro abym przyszedł do nich na kemping. Teraz planuje zostać na zachód słońca, także znajomi wracają ja zostaję i oglądam piękny zachód słońca. Już wiem że chcę spać tutaj pod latarnią morską. Czekam aż wszyscy wracają na dół przed zmrokiem. Ja zostaję i rozkładam moją matę i śpiwór, prysznic z butelki. Oglądam piękne widoki nocne. Kładę się i podziwiam piękne gwiazdy, światło latarni co jakiś czas się przemieszcza po niebie. Do tego pełno skrzeczących mew. W nocy gdy zasypiam coś przebiega mi po ręce. Patrzę nic nie ma, potem później znów coś mnie budzi przebiegając po mnie. Tym razem wstaję i patrze i zauważam jakieś zwierzątko uciekające po murku nade mną. Od tego momentu już nic mnie zaczepia. Budzę się rankiem, po tak wspaniałej gwieździstej nocy. Ogarniam się i pakuje, zauważam że w mojej mydelniczce nie ma mydła, idę kawałek dalej tam gdzie się myłem też nie ma go. Teraz już wiem, te pieprzone zwierzątko zarąbało moje mydło! Po cholere jakiejś kunie czy czemuś tam moje mydło? Teraz będę musiał zakupić nowe.

 




















Oglądam po raz kolejny piękne widoki i kotaktuje się z Rodrigo, umawiamy się na kempingu. Schodzę na dół więc i w ogóle zauważam sklepik, w którym można kupić maski i rurki do nurkowania. Znajduję jakiś badziewiasty komplet za 6€, a co tam biorę. Znajduję ich miejsce i witam się z dziewczynami i zapoznaję z kolejnymi koleżankami Lorena i Iria. Gdy wszyscy przychodzą planem jest teraz pójście do małej drugiej małej latarenki w dole. Zbieramy się wszyscy i idziemy podziwiając przępiękny lazurowy błękit oceanu tu pomiędzy wyspami. Sesje zdjęciowe robimy, po powrocie rozkładamy kocyk i siadamy tam rozmawiając gdy opowiadam o podróży Lorena która dobrze mówi po Angielsku nazywa mnie Indiana Jonesem , to chyba przez ten kapelusz mój;). Jemy śniadanie, razem kanapeczki z owocami morza, pasztetem, dżem, ser do tego ciastka. Popijamy piwka i słodki likier, które jak mówią dziewczyny uwielbiają. Lupita jest z A Coruńa skąd niedawno przyjechałem. Wszystkie dziewczyny i Rodrigo studiują. Jak narazie Lorena pozdawała egzaminy wszystkie i ma wakacje w pełni jako jedyna.  Następnie po pikniku pomagam moim znajomym pakować ich obóz żeby zabrać te wszystkie ich rzeczy Rodrigo kołuje wózek. Dojeżdzamy już do ogromnej łukowej plaży, stawiamy wózek z naszymi plecakami. Rozkładamy się na plaży, dziewczyny od razu się opalają. Ja wchodzę do wody z maską i rurką i zaczynam poszukiwanie muszli, czuję się jak ryba w wodzie nurkując i zbierając muszle. Do tego widzę jakieś małe ryby piły. Po powrocie kładę się na materac. Kolejne piwko popijamy na tej rajskiej wyspie. Po plażowaniu oni mają statek tak więc zbieramy się na górę, żegnam się z nimi. Mam kontakt do Loreny i Rodrigo mówią jeśli wrócę do Vigo to żebym dał znać. Teraz planem jest zostanie na wyspie z 2 dni dłużej. Po świetnie spędzonym czasie żegnam się ze wszystkimi koleżankami i Rodrigo. Odpływają a ja idę spowrotem na plażę, następnie na kemping. Tam pytam o przesunięcie terminu powrotnego, babka mówi że muszę zarezerwować kemping. 











Ja nie mam kasy aby płacić, tak więc mówię iż nie mam takiej ochoty rezerwować. Ona a więc nie może przesunąć czasu odpłynięcia. Mówię do niej "tak wiem że to jest park narodowy, ale ja np. Mam zamiar chodzić sobie po wyspie całą noc albo siedzieć gdzieś dlaczego więc niby mam płacić za kemping?" Takie są zasady.
 Zbliża się ostatnia godzina powrotna, ja mam zamiar przejść teraz na drugą stronę wyspy. Idę więc koło plaży, tam zatrzymuje mnie strażnik i widząc mnie z dużym plecakiem pyta czy miałem rezerwację na kempingu. Odpowiadam że niby tak. Pytają gdzie idę? Mówię że na mój prom. Obserwują mnie bacznie. Teraz zastanawiam się czy nie myknąć stąd w tą ścieżkę tam prowadzącą, ale jest tutaj odkryty teren i Ci strażnicy. Daje sobie spokój z tym pomysłem bo nie chce mieć problemów. Niestety wracam tego samego dnia do Vigo i żegnam z żalem te rajskie wyspy - Islas Cies. Po powrocie słońce chyli się ku zachodowi, pora rozbić namiot w tym samym miejscu co ostatnio czyli w tym zielonym parku na górze - Parque da Guia. Pogoda jest pochmurna i wieczorem gdy rozbijam namiot jest mgła wszędzie. Rankiem wstaję i udaję się do miasta, tam sprawdzam statki kontenerowe. Jest jakiś nowy z flagą z Bahamów. Kontaktuję się z Loreną i umawiamy się na po południe. Bujam się po mieście i po galeri handlowej która jest tuż obok. Po południu idę podładować baterie do aparatu i telefonu do jednej z restauracji. Kupuję piwko aby dostać hasło do wifi. Popijając Estrella Galicja pisze do mnie Rodrigo i pyta gdzie jestem? Odpisuje za jakiś czas przychodzą koleżanki Iria którą znam i jej koleżanka z którą mnie zapoznaje. Okazuje się że koleżanka mieszkała na Kanarach 7 lat. Opowiada że nie jest tam drogo i jest cudownie ciepło na tych tropikalnych wyspach. Poza tym uważa że jeśli chcę dostać się do Ameryki to tam właśnie powinienem się udać. Przychodzi Lorena i Rodrigo. Ja planuję sprawdzić po raz ostatni statek. Mówię że zaraz wrócę, zostawiam plecak w restauracji i idę do portu. Przechodzę przez bramę z kamerami bez problemu mówiąc że idę do tego statku co ostatnio. Wędruje do kontenerowca, pytam czy jest kapitan? Facet pyta o co chodzi? Informuję że szukam łodzi na Amerykę. On na to że płyną aktualnie do Francji a nie na Bahamy. No to jednak chyba rzeczywiście oni te statki rejestrują w danym kraju. Wracam i myślę że skoro mi się tu nie udało to pojadę do Portugalii do Lizbony do jeszcze większego portu handlowego. Wracam do moich znajomych którzy trzymali kciuki aby mi się udało lecz niestety. Rozmawiamy do wieczora, potem zapraszają mnie na kolację na typowe Galicyjskie jedzenie. Idziemy z Rodrigo i Loreną szukać jakiejś taniej i dobrej restauracji. Na ulicy zaczepia nas facet Juan oferując posiłki. Lorena patrzy menu i jest ok. Jak się okazuje facet to Polak ma na imię Jan i pracuje tutaj kilka lat. Dziwi się co ja tu robię. Jak mu opowiadam że przyjechałem tu autostopem to odpowiada "no co ty chłopie, chyba kurwa żartujesz?", "nope" -odpowiadam. Mówi że ładnie można tu przyrobić w restauracjach. Prowadzi nas to niej i siadamy na zewnątrz, oglądamy menu gdy nagle zaczyna się ulewa. Prowadzą nas do środka, tam siadamy przy stoliku w restauracji z pięknym morskim wystroje, piękne obrazy. Oni wybierają menu dla nas na przystawkę empanada czyli bułeczki nadziewane farszem. Następnie frytki z rybą łososiem do, krewetki, jakieś mięso w sosie. Dodatkowo Galicyjskie wino; Albarińo. To chyba najsmaczniejszy posiłek jaki jadłem odkąd wyruszyłem z domu! Śmiejemy się ,żartujemy.


Pytają gdzie dziś śpię. Mówię że mam swoje miejsce, jutro ruszam do Portugali. Lorena proponuje że jej mama podjedzie ją zabrać to mogą mnie podrzucić gdzieś. Ok genialnie, idziemy na zewnątrz i podjeżdza jej mama, zapoznaję się z tą sympatyczną kobietą. Jedziemy na miasto i szukamy jakiegoś miejsca. Znajdujemy jakąś miejscówkę pomiędzy strefą z fabrykami i jest tam pole z trawą i drzewami. Mówię że to miejsce jest ok, wysiadam i dziękuję za wspaniałe towarzystwo na wyspie, w mieście i za pyszne Galicyjskie jedzenie. Każą mi się odezwać rano bo zostawiają mnie w środku nocy na jakimś poletku pomiędzy fabykami. Żegnamy się i życzą powodzenia mi w dalszej podróży zapraszając do Vigo ponownie. Rozbijam namiot pod drzewami i zasypiam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz