poniedziałek, 1 grudnia 2014

Wodospad Pailon del Diablo :)


24 listopad 2014 Poniedziałek

Wstaję wypoczęty po nocy przespanej w tym wygodnym łóżku w tymczasowym schronisku. Ogarniam się i potem witam z tym chłopakiem Michaelem który tu pracuję, kupuję pyszne śniadanie, kakao, jajka, bułki z dżemem i masłem za 2$. Dziś postanawiam się udać do miejscowości - Rio Verde i zobaczyć ten sławny wodospad Pailon del Diablo. Oglądam też małe muzem rodzinne i widnieją tutaj zabytkowe raki dziadka tego chłopaką, który był pierwszym przewodnikiem i udało mu się wejść na szczyt tego wulkanu. Potem idziemy razem drogą na dół w kierunku Banos. Gdy schodzimy zatrzymuje się pickup i podrzuca nas na dół do głównej drogi. Stamtąd idziemy w kierunku miasta, Michael opowiada że jego tato jest również przewodnikiem. Potem żegnamy się, ja idę dalej i tak się składa ,że przechodzę koło tego sklepu gdzie kupowałem słodycze i dostałem sok z trzciny cukrowej. Witam się z moim znajomym który jak się okazuje pracuje na stacji benzynowej, od jego żony dostaję pitną żelatynę i słodką bułeczkę, kręcę również krótki filmik jak się robi sok z trzciny, następnie przechylam szklankę i rozkoszuje się jego zajebistym smakiem. Mogę nawet skorzystać z komputera w ich domu i przy okazji poznaję dwóch synków. Od jego żony dostaję obiad, następnie pora ruszać.
 
przygotowywanie trzciny cukrowej na sok

pyszny sok z trzciny cukrowej

lub wysysamy bezpośrednio z kawalków trzciny
Dziękuję za wszystko i idę w stronę miasta. Niesamowite jak ludzie są gościnni, pytasz czasem tylko o drogę a nieoczekiwanie masz nowych znajomych którzy cię chcą nakarmić, napoić itp. Zwiedzam w Banos tylko plac z Kościołem i postawioną tu choinką. Następnie idę na wylot z miasta szukając tego znaku z zagrożeniem wybuchem wulkanu. Po drodze kupuję 6 bułek i 2 sery. Nie ma nigdzie tego znaku niestety, wiem że był przy wjeździe do miasta. Postanawiam wrócić, patrzę a na stacji benzynowej jest mój znajomy który robił sok z trzciny, gadamy tylko przez chwilkę bo zatrzymuje się auto. W nim ładna blondynka z Niemiec, która zawozi mnie pod sam znak ostrzegający o wybuchu wulkanu. Mając upragnione zdjęcie bez którego stąd bym się nie ruszył, teraz mogę się ruszyć. Idąc w kierunku centrum, w  jednym ze sklepów widzę faceta który ma zaczepioną na haku masę karmelu z trzciny cukrowej i ją rozciąga na chyba 2m. Coś niesamowitego, ludzie wyrabiają słodycze we własnych sklepikach przy głównej drodze. Kupuję za 50 centów kawałek tej masy którą on wyrabia własnymi rękoma.
tak się ciągnie karmel w Banos

W banos uważaj bo jak wulkan wybochnie to Cie nie ma :)

Potem idę na dworzec  autobusowy bo nie mam zamiaru znów wędrować na wylot taki kawał. Właśnie odjeżdza bus do tej miejscowości Rio Verde z tym wodospadem. Wsiadam do autobusu i płacę 50centów za przejazd. Siędzę przy kierowcy który z ciekawością wypytuje o Polskę. Przejeżdzamy licznymi tunelami i wysiadam w Rio Verde. Malutka wioska, jestem w centrum i potem przechodzę most i jest znak "do wodospadu". W sklepiku kupuję loda ale jego jedzenie przerywa coś niesamowitego. Mały zielony owad, coś jak szarańcza lecz jego skrzydła dosłownie wyglądają jak zielone liście! Coś nieprawdopodobnego. Wygląda jak żywy liść. Po fascynacji owadem, idę ścieżką z zaroślami w dół, wstęp do wodospadu Pailon del Diablo niestety kosztuje 1,50$. Mi udaję się zapłacić 1$ bo nie mam więcej drobnych. Jestem na platformnie, wodospad jest wysoki i poteżny. Są tutaj genialnie piękne schody którymi można zejść niżej, tak też czynię i podziwiam wodospad. Jest tutaj też pod skałą małe przejście w górę wodospadu. Trzeba kucać aby przejść, zostawiam więc plecak i idę w górę. Jestem teraz w miejscu gdzie można wejść pod wodospad. Wchodzę więc pod niego ale na krótko bo zewsząd leje się woda. Pod tak ogromnym wodospadem to jeszcze nie byłem. Masy wody spadają z tego ogromnie wysokiego wodospadu. Wracam na dół po mój plecak i schodzę niżej, jest tutaj wiszący most którym przechodzę na drugą stronę pod jakiś drewniany domek który jest aktualnie w konstrukcji. Już wiem gdzie będę spał, w tym domku  właśnie. Cykam zdjęcia wodospadu z mostu i piszę wspomnienia. Potem po zmroku wchodzę schodami na piętro budynku, które nie ma podłogi. Są tu położone deski tylko partiami, dokładam do jednej z partii desek i mam miejsce na tyle długie i szerokie abym niespadł na dół na skały. Rozkładam matę i śpiwór i miejsce na nocleg mam idealne. Szum wodospadu Pailon del Diablo jest niesamowicie głośny. Wszędzie lata pełno świetlików, które mrugają w różnych miejscach. Do tego dźwięki owadów i ptaków tropikalnych. Leje deszcz w nocy, mam dach nad głową na szczęście to nie mokne.
totalny liść !! 

Pailon del diablo



Magiczne schody przy pailon del diablo


Pailon z mostu

Kemping na dziko przy wodospadzie w domku który jest w trakcie budowy :)
 Autostop do miast Tena

25 listopad 2014 Wtorek

Budzę się po 6.00 jakoś i oglądam z mojego domku w dżungli wodospad Pailon del Diablo. Nocka totalnie na dziko i w najlepszym kontakcie z naturą. Ogarniam się i pakuję, widzę że drzwi od mostu są zamknięte. U góry na szczęście jest przestrzeń, przeprawiam się przez nią najpierw ja a potem plecak przenoszę z trudem. Restauracja jest zamknięta jak narazie. Jest 7.30 a ja właśnie opuściłem zamknięty teren. Cały czas lekko kropi, dochodzę do miasteczka i pytam jak dojść do mostu nad wodospadem i zobaczyć go z drugiej strony. Babka w sklepiku mówi że na skrzyżowaniu w lewo a więc ruszam z plecakiem z założoną ochroną przeciwdeszczową. No nie! Kolejna kontrola tu się znajduje, dodatkowo pada deszcz. Facet z psem mówi że 1,50$ kolejne. Ja mówię że tam w dole mi powiedziano że to wstęp na cały wodospad i nie będę musiał płacić drugi raz. On że z tej strony wodospadu trzeba też zapłacić, daję mu 10$ ale mówie że niech mi policzy za dolara jak dla dzieci, bo nie miałem pojęcia że mam płacić dwukrotni,on akurat nie ma wydać i przy wyjściu odbiorę resztę. Idę ścieżką, zostawiam plecak i wchodzę na most z którego widać genialnie cały wodospad i te magicze schody na których wczoraj stałem<3. Coś pięknego jednak warto było zapłacić za wejście z tej strony. Schodzę niżej pod skałą i jestem ponownie pod wodospadem lecz teraz z innej strony. Z tej strony tony wody spadają w dół tuż nad moją głową. Coś niesamowicie zajebistego. Pailon del Diablo na prawdę jest jednym z moich ulubionych wodospadów,a widziałem ich mnóstwo. Wracam do kasy i odbieram moje 9 dolarów, potem idę do wioski i czekam na otwarcie biura informacji w którym można bezpłatnie skorzystać z internetu. Otwierają o 10.00 trzeba się wpisać na listę tak jak w bibliotece i potem przez 2h siedzę przy kompie gdy za oknem potężna ulewa. Dobrze że udało mi się zobaczyć wodospad gdy tak nie padało.





 Potem udaję się na drogę pomiędzy dwoma tunelami i już po minucie łapię stopa! Wsiadam do busa, w środku dwie kobiety i kierowca. Jadą do Puyo gdzie się udaje. Czas schodzi na opowieściach o podróży. Dojeżdzamy na rondo przed miastem Puyo. Tutaj wysiadam i próbuje złapać stopa przez jakieś 20min na miejscowość Tena gdzie się udaję. Niestety bezskutecznie, znajduje się przed wlotem do miasta a więc zapewne miejsce do dupy, postanawiam przejść dalej. Po jakiś 2km jestem kawałek dalej, łapię stopa po chwili, jest to stary pickup. Z przodu dwóch młodych facetów. Nie ma miejsca w kabinie, ładuje się na pakę i przejeżdzam 80km podziwiając zielone krajobrazy Ekwadorskiej dżungli. Przyjeżdżam do miasta Tena i wysiadam z całym mokrym tyłkiem bo na pace była woda i gdy facet jechał szybko się przemieściła mocząc mi gacie. Teraz jest już koło 15.00 chcę znaleźć jakiś hostal i biuro z informacją turystyczną. Ludzie polecili mi tanie hostale koło dworca autobusowego. Idę i pytam o ceny. Szukam czegoś za 5$. Okazuje się że jest jeden za 8$ za drogo, drugi za 4$ facet mi pokazuje pokój ale gdy otwieramy drzwi woda w środku. No to wpadka, poza tym wygląda to okropnie i bałbym się nawet tu zostawić mój plecak, bardziej przy głównej ulicy znajduje się hotel Boliviar. Wchodzę i mówię że szukam czegoś taniego. Kobieta mówi że kosztuje 8$ normalnie, ale ma dla mnie za 6$ bo się targuje a poza tym nie ma telewizora. Nie interesuje mnie tv, jak się okazuje w tym hotelu mają Wifi, idealnie! Płacę, dostaje hasło i wentylator. Zostawiam rzeczy i idę główną ulicą w kierunku centrum. Tam znajduje koło mostu małe biuro turystyczne gdzie biorę mapę okolicy. Facet poleca udanie się do wioski Talag na zachód od Tena. Jest tam wodospad Pimpilala i jezioro - laguna azul. No to już postanowione, jutro z rańca tam uderzam. Na wyprawę do dżungli z wodospadami i jakimiś jeziorami. Autobus kosztuje 50centów, poza tym nic tam nie jeździ prawie jeśli chodzi o auta. Idę teraz szukać jakiegoś taniego jedzenia. Przechodzę mostem nad rzeką Napo i widać kolejny most który jest podświetlany nocą, bo widziałem na zdjęciu. Jest mały park, pytam o mercado gdzie można zjeść tanio. Wędruję tam i na pierwszym piętrze już te malutkie restauracyjki wszystkie prawie zamknięte. Znajduję jedną z napisem "Almuerzo 2,25$" czyli obiad za tą cene. No jest to o wiele drożej niż w Peru, gdzie obiadek kosztuje 1,30$. W sumie w porównaniu do cen w Polsce to i tak kosztuje grosze ;). Dostaję pyszną zupę z kury. Na drugie danie ryż, udko z kury, sałata i smażony platan. Do tego 2 kubki pysznego napoju zwanego - refresco. Najedzony na dole mercado kupuję 5 dużych bananów za 50centów. Ser biały za 1$ oraz bułki po drodze do parku gdzie stoją rzeźby polujących Indian w dżungli. Potem udaję się na ten nowoczesny most dla pieszych. Wchodzę na wieżę widokową i oglądam widoki miasta z zieloną bujną roślinnością, słucham wrzaski papug i oglądam zachód słońca nad górami tworzący piękne pomarańczowe kolory i promienie na chmurach. W dole zauważam pewną dziewczynę idącą mostem i robiącą zdjęcia. Chyba jest turystką, jak się po chwili okazuje wchodzi na wieżę, zaczynamy rozmawiać. Ma na imię Elisabeth i jest z Hiszpanii, chcąć praktykować mój Hiszpański rozmawiam z nią tylko w tym języku nie zmieniając na Angielski. W sumie powinienem bo mój Hiszpański to porażka, ale dowiaduje się że jest tutaj trochę czasu, potem jedzie do Bańos skąd przyjechałem. Polecam jej więc wodospad pod którym spałem - Pailon del Diablo. Opowiada mi że pracuje w mieście San Sebastian koło bilbao, jest to przy Pirenejach a więc kraina Basków. Tak oboje znamy bardzo dobrze ich wynalazek Kalimotxo czyli 50% kartonowego czerwonego wina zmieszany z 50% coca coli. Piło się to jadąc stopem drogą św. Jakuba ;). Robi się ciemno a świateł na moście jak nie było tak nie ma, a ja chce moje zdjęcie z podświetlonym mostem. O 18.30 most się podświetla, na kolor niebiesko-fioletowy i jakiś tam jeszcze. Schodzimy na dół nad rzekę i tam cykamy nasze nocne foty. Potem udajemy się kupić piwo Pilsener do lokalnego sklepu, tu kosztuje 1,50$ z butelką, gdy się odda 25centów zwracają. W Malacatos 1,25$ i tyle zamo za zwrot czyli za dolara wychodziło. Idziemy ponownie nad rzekę na ławkę. Powiedziałem o moim planie na jutro i Elisabeth postanawia się udać ze mną w to miejsce. Po długiej konwersacji umawiamy się na jutro rano pod moim hotelem bo jest on przy dworcu na godzinę 7.30. Ja po drodzę oddaje butelki i kupuję w budce z jedzeniem frytki z mięsem, sałatką i sosami. A co tam głodny jestem to wieczorny fast food za 2,50$ jeszcze nikomu nie zaszkodził ;). Najedzony wracam do hostalu i w końcu biorę upragniony prysznic.
Mapa rejonu Tena


Park w Tena


Prawdziwe rajskie ptaki z opon :)

widok z tena na most i wulkan Sumaco


Piękny most w Tena


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz