sobota, 10 stycznia 2015

Pobyt w Pantoja - Wigilia i Nowy Rok

1 tydzień w Pantoja

Piątek rano, wstaję po kompletnie nie przespanej nocy z powodu pogryzienia przez komary. Na śniadanie od tej ubogiej rodzinki dostaję trochę małych bananów i jem z bułkami które zakupiłem w Nuevo Rocafuerte po Ekwadorskiej stronie. Posilony niczym Adam Małysz biorę się za pisanie. Celem na dziś jest naprawienie mojego pokrowca na dokumenty na szyję. Kupuję więc w malutkim drewnianym sklepiku 2 małe nowe zamki płacąc za każdy po solu. Starzec powiedział mi, że wieczorem jego żona mi wszyje na maszynie nowe zamki. Tego dnia zwiedzam miasteczko w którym nie ma żadnych aut bo nie prowadzą tutaj żadne drogi. Jest to totalnie odcięte od świata miejsce, cisza i spokój, skromni, ubodzy Peruwiańczycy o brązowych odcieniach skóry od jasnego do ciemniejszego. Mieszkają oni w drewnianych domkach o dachach wyłożonych palmowymi liśćmi lub metalowymi blachami. Większość jest zbudowana na ok 1-2m palach gdzie pod nimi znajduje się pusta przestrzeń.Nie mają szyb, w domkach są po prostu wycięte otwory. W celu wentylacji niektóre domki mają małe otwory w niektórych miejscach.
Gdy idę wyżej przechodząc koło małej szkoły i boiska pytam miłej i ładnej Peruwianki o drogę do budynku z internetem. Ona jak informuje, że znajduje się niedaleko miejsca gdzie mieszkam bo na górce przy szpitalu. Idę więc w tym kierunku kolejnym chodnikiem. Drzwi do lokalu z internetem są zamknięte, dowiaduje się, że internet jest dostępny od 10.00-13.00 i od 20.00-23.00. Chadzam więc po miasteczku,potem postanawiam kupić w jednym ze sklepów moskitierę. Płacę za nią 28soli. Po powrocie do domku postanawiamy wszyć nowy zamek do mojego pokrowca na dokumenty lecz nie działa maszyna. Idę więc ze starcem wyżej i w jednym z domków on rozmawia ze swoją znajomą w moim imieniu i okazuje się ona być miłą kobietą i ręcznie wypruwa stare zamki wszywając nowe. W trakcie rozmowy dowiaduje się, że jestem fizjoterapeutą i chce masaż. Umawiam się z nią w jej chacie na godzinę 19.00. Tak się szczęśliwie składa, że spotykam jednego faceta o i imieniu Jesus, który też sobie życzy masaż pleców. Umawiam się z nim na godzinę 6.00 rano pod hostalem gdzie mieszka.  Przychodzę o umówionej godzinie do tej kobiety w średnim wieku i wykonuje jej masaż lewej nogi z kremem mentolowym. Policzyłem jej połowe mojej ceny czyli 10 soli bo wszyła mi te nowe zamki do mojego pokrowca na dokumenty. Przed wykonaniem masażu jak zawsze przeprowadzam wywiad z pacjentem i przeciwskazań nie było. Tutaj  ludzie pałają niesamowitym zdrowiem, żadnych problemów z sercem czy innymi schorzeniami lub operacjami w wyniku złego odżywiania czy też z innych powodów. Jestem zdumiony w jak dobrym stanie zdrowia są tutaj osoby w średnim i podeszłym wieku! Po powrocie do chaty jem zupę rybną z gotowanymi platanami. Przywieszam moskitierę i układam się do snu gdy głośna muzyka z klubu obok przestaje hałasować.
W nocy jednak kiepsko ze spaniem na podłodze nawet z moskitierą bo dalej czuje na sobie jakieś muszki czy inne małe robaczki.

Kolejnego dnia czyli w sobotę wędruję kawałek wyżej od tego przy rzecznego domu gdzie mieszkam znajduje się wejście do bazy wojskowej przy której leży Migraciones (miejsce gdzie załatwiamy sprawy paszportowe), tuż obok posterunek policji i centro de salud (szpital). Następnie jest budynek z internetem, lecz aktualnie jest nieczynne bo mają wizitację jakiegoś reportera. Mam wrócić ok 15.00. Koło budynku szpitalnego jest mała ławka znajdująca się pod dużym drzewem. Siadam tam więc i łapię trochę orzeźwiającego powiewu powietrza bo jest straszny upał. To miejsce akurat znajduje się na górce tak więc jest trochę wiatru w porównaniu z jego brakiem na dole przy rzece. Po chwili zagaduje do mnie jakiś chłopak ze szpitala i pyta skąd jestem itp. Dowiaduje się, że to drzewo pod którym siedzę ma pyszne owoce. Patrzę w górę i rzeczywiście na gałęziach wiszą długie, zielone i ogromne jakby fasole. Mój nowy znajomy Dentysta Armando w którego żyłach płynie Francuzka krew, ponieważ dziadkowie przypłyneli z Francji uciekając przed II Wojną Światową. Zrywa on specjalnym kijem ze sznurkiem jednego owoca. W środku tej metrowej fasolki są małe, białe i włochate owoce jeden przy drugim. Jest miękki i słodkawy, z dużą czarną pestką której się nie spożywa.


motyl ognisty 

Zagaduje do mnie kolejny facet którego spotkałem w Nuevo Rocafuerte i miałem z nim płynąć do Pantoja. Informuje mnie o wizycie tego reportera i prosi o udzielenie wywiadu. Idziemy do budynku z internetem i tam zapoznaje się z tym kamerzystą. Opowiadam o przebytej podróży. Prosi mnie o udzielenie krótkiego wywiadu odnośnie zalet internetu w tak odciętym od świata miejscu jak miasteczko Pantoja znajdującym się w dżungli przy Amazonce.Internet poza tym tutaj istnieje zaledwie od roku. Mój Hiszpański nie jest na tyle dobry abym w tym języku udzielal wywiadów więc odpowiadam na pytania po Angielsku. Po przeprowadzonym wywiadzie Peruwiańczyk obiecuje, że mi wyśle link do filmu gdy ten będzie gotowy. Za to że udzieliłem wywiadu również będę mógł skorzystać z internetu pierwszą godzinę za darmo. Potem idę szukać restauracji i znajduję ten dom gdzie rozmawiałem z tą dziewczyną. Domek znajduje się koło boiska piłkarskiego z małymi trybunami. Kupuję obiad, tutaj nie ma dwuczęściowego posiłku tak jak wcześniej spożywałem zupę i drugie danie. Jest tylko drugie danie i napój (refresco). Jest to ryż, podsmażane platany, sałata, pomidor oraz sos z aji. Po zjedzeniu obiadu rozmawiam z tą dziewczyną o pięknym imieniu Marilin. Przy okazji pytam czy może nie mieli by miejsca dla mnie na rozbicie namiotu bo w tamtym domku przy rzece gdzie mieszkam to mam tragedię co nocy z jakimiś muszkami itp. i nie mogę spać. Matka dziewczyny decyduje że zamiast namiotu na ogrodzie to mogę spać na górze na pierwszym piętrze. Dziękuję i mówię, że mam zamiar zjawić się wieczorem. Wracam do rodzinki z przy rzecznego domku i informuję o tym, że dostałem zaproszenie od innej rodzinki do ich domku i się przenoszę aby też z nimi trochę pomieszkać. Nie wspominam nic o panujących u nich w domu trudnych warunkach czyli o gryzących mnie insektach i codziennej głośnej muzyce w barze bo obraziliby się na mnie zapewne.
Idę potem się wykąpać, schodzę do malutkiego portu gdzie dzieciaki skaczą i pływają w brązowej wodzie Amazonki. Ja mam lekką obawę co do wejścia do tej wody. Mogą mnie zaatakować piranie, kajmany lub jakieś inne niebezpieczne zwierzęta, ale skoro małe dzieci się kąpią to czemu ja nie miałbym spróbować? Są dwie opcje kąpieli tutaj. Woda z wiadra lub w rzece. Nie istnieje tutaj żadne rozprowadzanie wody do kranów w domach. Ewentualnie można wziąść prysznic z deszczówki która jest zbierana w specjalnych beczkach. W tym domku w którym mieszkam nie ma takiego luksusu. Wchodzę do rzeki, namydlam się a potem pływam z dzieciakami a raczej spływam wraz z silnym nurtem rzeki.Lecz tylko kawałek, zatrzymując się przy łodziach, wracając na pieszo w to samo miejsce i powtarzając zabawę. Gdy żartuję mówiąc małym chłopcom, że płytnę do Iquitos wiosłując moimi nogami i rękoma chcą płynąć ze mną i popisują się podczas swojego pływania i skoków do wody. Pierwsza kąpiel w rzece Napo udana, nie dopadła mnie żadna pirania czy też kajman nie odgryzł mi moich dłoni więc dalej mogę wykonywać moje masaże. Pakuję plecak, zabieram moskitierę i wędruję do tej restauracji (comedor). Marilin prowadzi mnie na górę gdzie mam miejsce na drewnianej podłodze. Całe to piętro jest odkryte, nie ma żadnych ścian. Od strony boiska jest tylko mała pół metrowa ścianka połączona z podłogą oraz obok ławeczka. Przenoszę ławeczkę na drugą stronę i przywiązuje do niej i do belki moją moskitierę pod którą układam moją matę do spania. Łóżko mam gotowe, w restauracji wieczorem jedzą Ci żołnierze z bazy wojskowej. Potem ja dostaję darmową kolację i jest to po raz kolejny pyszny kurczak z ryżem i podpiekanymi platanami. Potem opowiadam o swoich wojażach. 21 letnia dziewczyna Marilin ma małego dwuletniego synka, ma również dwie siostry które znajdują się w Iquitos wraz z jej ojcem. Po kolacji i rozmowach idziemy spać. Wnętrze domku to te cienkie deski z których zrobione są ściany sypialni.

tak spałem na piętrze przez ponad 2 tygodnie

Podczas kolejnych dni generalnie wstaję rano ok 6, jem śniadania, obiady i kolację zostając zaproszonym przez rodzinkę u której mieszkam a więc nie płacę nic. Czytam tego genialnego ebooka "Papillon" o ucieczce z więzienia i przygodach w dżungli Ameryki południowej. Chadzam się kąpać nad rzekę i pływam kawałek z jej szybkim nurtem.Zrywam z palm pomarańczowe owoce kokosów i po zrobieniu w nich dziury moim nożem wypijam ze środka wodę. Z powodu panującego upału a szczególnie gdy brak wiatru sypiam w ciągu dnia na trawie , na trybunach czy w innych miejscach. Pomagam przy koszeniu trawy na ogrodzie przy domku gdzie mieszkam. Wycinam ją siekając maczetą. Mają oni również 2 domki z kurami z których przyrządają posiłki. Jem na śniadania pyszne małe jajka żółwi które są w środku tłuste i bardzo smaczne. Co do żółwii to pewnego dnia gdy wędrowałem aby użyć komputera to spotkałem mojego znajomego dentystę - Armando. Czekał on przy jednym z drewnianych domków na kolację, którą szykował jego szef. Zostałem zaproszony również na kolację. Przy stole wraz z Peruwiańczykiem i jego żoną i dziećmi poczęstowano mnie mięsem z żółwia i to prosto ze skorupy leżącej na stole! Żółw został upieczony na grillu. Podano mi go z ryżem, juką oraz do popicia owsiankowy gęsty napój. Mięso bardzo smaczne i smakiem przypominające cielęcinę. Dowiaduje się, że sezon na żółwie zaczyna się od listopada do stycznia, a więc trafiłem idealnie. Można je złapać kawałek w górę rzeki na małych plażach lub rzecznych jeziorkach. Żółw ten ważył ok 8kg. Łapie się również i spożywa małe krokodyle a nawet małpy. Przy okazji dostaję informację, że ojciec tej kobiety dobrze zna wędrowanie po dżungli do której można się udać z tej wioski. Postanawiam, że zapytam go o to czy mógłbym się z nim wybrać gdy przypłynie ten stateczek z Iquitos wraz z jej ojcem. Potem udaje się do tego budynku z internetem gdzie tu kosztuje niesamowicie drogo jak na Peru. 3 sole trzeba zapłacić za godzinę, normalnie gdy przemierzałem Peru płaciłem 1 sola. Przez 2 godziny zaledwie 20 zdjęć jestem w stanie wysłać. Tragdia z prędkością wysyłania! Każdego wieczora na boisku przy domku w którym mieszkam rozgrywane są mecze piłki nożnej 6 na 6 lokalnych zawodników. Mecz trwa od momentu gdy słońce jest już niżej czyli ok 17 do ok 18.20 gdy jest już ciemno bo boisko nie posiada oświetlenia. Tak w ogóle to jest tutaj problem z prądem bo koło szpitala znajduje się duży, paliwowy generator prądu który dostarcza go do domów od ok godziny 10.00-13.00 i od 18.00-23.00. Potem zapada już noc, podczas której wszędzie dookoła słychać dźwięki cykad, jakiś ptaków tropikalnych a przy bezchmurnym niebie można oglądać w mroku nieskończone ilości gwiazd w tym oriona, którego nigdy nie udało mi się dostrzec w Polsce. Zajadam się owocami Mamey,guaba oraz próbuję caimito (wyglądem przypominające awokado, białe w środku i bez pestek i bardzo słodkie). Udało mi się, że trafiłem tutaj właśnie o tej porze roku bo sezon na te owoce i żółwie właśnie trwa;)

porcik w Pantoja


Piątek 19 Grudnia 2014 jest bardzo smutnym dniem. Gdy przychodzę do domu kolejnego pacjenta, który życzył sobie masaż dowiaduje się, że od jego żony iż zginęła wczoraj mała 8 letnia dziewczynka. Okazuje się, że dziecko się utopiło w rzece gdy bez opieki weszła do wody. Zwłoki wyłowiono w jakiejś wiosce niżej. Opowiada mi, że twarz i oczy dziewczynki zjadły piranie czy inne ryby. Coś strasznego!! Gdzie kurwa byli rodzice? Dlaczego nikt jej nie pilnował? Przecież ta rzeka jest cholernie niebezpieczna bo nurt porywisty a w środku gałęzie i inne zagrożenia! 8 letnie dziecko, pozbawione opieki musiało stracić życie aby dać lekcję  nieodpowiedzialnym rodzicom. Wiem, że takie tragedie się zdarzają nie bez powodu, aby nauczyć czegoś rodziców. Tylko dlaczego małe dzieci mają płacic cenę życia za głupotę i nieodpowiedzialność rodziców? W ponurym nastroju wykonuje masaż w jednym z tych ubogich drewnianych domków dla kolejnego Znajomego o imieniu Roy. Płaci mi 10 soli za wykonany masaż, który był jego pierwszym w życiu zarówno jak tych wszystkich ludzi których masowałem. Zachwala bardzo gdy kończę a od jego żony dostaje zimny napój robiony z słodkiego bloku trzciny cukrowej (panela). Ostatnio poznałem też dwójkę podróżników z Chile z którymi wymieniałem się wrażeniami z podróży. Dziś również przypłynęli nowi podróżnicy jeden chłopak-żongler z Urugwaju z jakąś nowo poznaną koleżanką która pochodzi z Australii. Wieczorem kolejna kąpiel w rzece i wracając zauważam, że z domku niedaleko tego w którym mieszkam wychodzą różne osoby odwiedzając rodzinę tej małej dziewczki która się utopiła. Jedna z wracających kobiet opowiada mi, że dziewczynka nie miała matki która odeszła z powodu nagannego zachowania swojego męża. To teraz już doszło do mnie dlaczego doszło do tej tragedii. Nieodpowiedzialny ojciec wychowujący samotnie trójkę dzieci. Podobno zwłoki małej leżą na stole, ja nawet nie mam zamiaru tam wchodzić i ich oglądać z brakiem twarzy zjedzoną przez ryby i piranie. Wystarczy mi, że sobie to wyobraziłem. Poza tym jeszcze wyrwałoby mi się i wygarnąłbym ojcu co myślę o jego osobie. Ten smutny dzień kończy się dla rodziny (ojca i rodzeństwa) zmarłej i znajomych zapaleniem świec w środku domu. Dla mnie oglądaniem meczu na boisku i zjedzeniem pysznej a wieczorem medytacji w intencji dziewczynki.

2 tydzień w Pantoja

W Sobotę rano z domu zmarłej dziewczynki wyrusza garstka ludzi niosiących trumnę z ciałem małej. Nie ma tu żadnej procesji z udziałem kapłana czy tego rodzaju spraw. W wiosce nie istnieje nawet Kościół, jest tylko jeden malutki ale znajdujący się w bazie wojskowej. Ludzie idą po prostu na cmentarzyk zakopać ciało małej. Peruwiańczycy tu miejszkający mówią, że wierzą w Boga i są Katolikami lecz nie ma tutaj żadnych oznak tej religi. Są natomiast ludźmi którzy według mnie są bardziej szlachetni,pomocni, dobroduszni i otwarci aniżeli jeden Praktykujący Katolik. Po wycięciu kolejnej partii trawy maczetą na ogrodzie postanawiam spróbować więcej tych tropikalnych owoców - Kaimito. W tym celu wspinam się na drzewo, dziewczynka Rosita podaje mi kij bambusowy którym strącam te żółtawe owoce. Jest trochę niebezpiecznie bo jestem na ok 10 m a wieje wiatr co jakiś czas poruszając całym drzewem. Strącam chyba z 20 tych owoców i schodzę. Okazuje się, że pękły w większości. Pakuję do miski i przynoszę do domu. Tam oczyszczam je w wodzie i obieram ze skóry. Są słodkie i pyszne, natomiast bardzo klejące. Gdy się dotyka rękoma to za jakiś czas zostaje na nich istny klej jak ten do butów prawie;). Po południe spędzam na czytaniu ebooka.


Nawet najbrzydsze psy potrzebują pieszczot. Pies rasa Peruwiańska ;)

Kolejne dni z rana to "maczeta zabija 4" czyli koszenie trawy. Rozmowy z moim przyjacielem Armando, który jednego dnia zaprosił mnie na darmowe czyszczenie zębów specjalistyczną maszynką. Nie to żebym miał brudne ale profilaktyka jest bardzo ważna. Do tego poczęstował mnie fluorem, po takiej terapii moje zęby od razu poczuły się lepiej.

Któregoś dnia gdy odwiedzałem Armando w tym malutkim szpitalu poznałem również pewną bardzo ładną Panią Doktor tu pracującą. Czarne kręcone włosy, duży biust a w żyłach Brazylijska Krew. Odcień skóry znacznie jaśniejszy niż Peruwiańskich Indian a więc typowy dla ludzi Brazylii. Zostałem zaproszony na wigilię dla pracowników szpitala i posterunku policji która zwana jest "Reunion" i odbędzie się jutro o północy.
Tego samego dnia chciałem pomóc trochę w budowie domku należącego do jednego z członków rodziny Don Nico czyli męża Marceli u których mieszkam. Kawałek niżej idziemy do domku brata Nicolasa i tam pomagam przy budowie. Jest to jak narazie drewniana konstrukcja, podaję z dołu ostre blachy które on wraz z bratem kładą jako dach.

baza wojskowa

statek płynący do Iquitos

W dzień Wigilii postanowiłem się trochę ogarnąć i po 6 miesiącach zapuszczania brody zgoliłem ją w końcu. Gdy zobaczyłem swoją twarz nastąpił szok i nie mogłem siębie poznać;) Potem gdy rozmawiałem już ogolony przy porcie z jedną, ładną tutejszą Peruwianką zaczepił mnie podróżnik z bardzo gęstą czarną brodą (w tym momencie pożałowałem zgolenia mojej ;\ ) ale nie chcąc przeszkadzać w rozmowie powiedział tylko, że pogadamy później.

Wigilia tutaj zwana jest "Noche Buena" i zaczyna się nie tak jak zwykle gdy pojawi się pierwsza gwiazdka na niebie. Tu rozpoczyna się ona o północy i w ten Świąteczny dzień spożywa się Indyka. Nie ma wielu potraw tak jak to mamy w zwyczaju jeść w Polsce. Jest to normalny posiłek z rodziną w przypadku tej wioski gdzie się znajduję, nie ma tu żadnych świątecznych ozdób na domkach. Zauważyłem tylko w jednym jakieś świecidełka i że w lokalnym sklepiku się sprzedaje ozdóbki. Sztucznych i tym bardziej prawdziwych choinek oczywiście brak. Rodziny są tutaj bardzo biedne tak więc nie ma tradycji kupowania prezentów dla dzieci. Jedyną miłą świąteczną niespodzianką było w dniu wczorajszym rozdawanie dla wszystkich mleka kakaowego wraz z kawałkiem keksa tu zwanego - paneton. Udało mi się też spróbować tego dobrego ciasta z tym smacznym mlekiem. Okazuje się, że to nie wszystko,bo moja znajoma Pani doktor o pięknym imieniu Emily poinformowała mnie, że dziś od godziny 17.00 w szpitalu jest organizowana Wigilia dla dzieci. Poszedłem więc zobaczyć i wewnątrz budynku stało pełno dzieci ustawionych w kolejce z kubeczkami w ręce. Pracownicy szpitala czyli Emily, Armando, Jema, William i szef Tulio byli dla dzieci świętymi mikołajami lecz ubrani w normalne robocze ciuchy. W środku pomieszczenia zostały puszczone kreskówkowe bajki wyświetlane z projektora i  świąteczną muzyką. Na stole przy którym stali Armando i Emily znajdowały się zabawki dla dzieci. Każde dziecko podchodziło do stołu i wybierało sobie zabawkę dostając przy tym tego keksa "paneton" i kubeczek mleka czekoladowego od Pani przy dużym garnku. Jest to naprawdę genialne bo dla tych biednych dzieci jest to jedyna okazja na otrzymanie jakiegokolwiek prezentu. Dziewczynki wybierają jakieś małe torebeczki do szycia i świecące zawieszki a chłopcy samochodziki. Potem gdy już maluchy zostały uszczęśliwione prezentami ja wraz z pracownikami posilamy się panetonem i mlekiem czekoladowym. Wracam do rodziny u której mieszkam, przychodzi również mój przyjaciel Armando. Wraz z całą rodzinką jemy ciasto popijając oranżadą. Wieczorem ok 22.00 gdy ponownie wracam do szpitala wszyscy śpią. Ja korzystam w tym czasie z internetu. O północy przechodzimy do budynku policji. Prawie wszyscy dzwonią i odbierają telefony od najbliższych i znajomych składając sobie życzenia. Na tyłach budynku na tarasie jemy wszyscy kolację. Jest to bardzo tłuste mięso "chancho"i ziemniaki. Do picia mój ulubiony napój Inca Kola a na deser kolejna porcja mleka i keksa (paneton). Po Świątecznej kolacji wracam z Emily do szpitala, reszta idzie na imprezkę do lokalnego baru. W środku spędzamy czas przy jej komputerze do późna.
Wigilia dla biednych dzieciaczków

Ciasto wigilijne z rodzinką u której mieszkałem

Następnego dnia w końcu spotykam tego podróżnika przy porcie. Jest to 21 letni Hiszpan, który jest w podróży 3 miesiące. W jego żyłach płynie Polska krew bo jego dziadek jest Polakiem dlatego też ma on na nazwisko - Malinowski ;). W czasie II wojny światowej uciekli oni z Europy i aktualnie mieszkają w stolicy Argentyny - Buenos Aires. Mało tego dwa razy odwiedził Polskę którą bardzo zachwala i mówi że Polki to najpiękniejsze kobiety na Świecie. Zwiedził kilka miejsc np. Warszawę i Gdańsk oraz swoją rodzinę w Cieszynie. Jeszcze bardziej jestem zaskoczony gdy opowiada mi, że przypłynął tutaj na tratwie z Ekwadoru! Pomógł mu ją skonstruować pewien Indianin Ekwadorczyk w Wiosce Tiputini. Nie zapłacił nic za 3 dniową konstrukcję tej tratwy. Spłynięcie tu do Pantoja zajęło mu 2 dni. Miał nią płynąć aż do Iquitos ale rozmyślił się i ma zamiar poczekać na łódkę która go tam zabierze. Podziwiam go za ten pomysł i odwagę oraz za to że podróżuje praktycznie bez pieniędzy mając w kieszeni grosze. Przypomniał mi się bohater filmu "Into the Wild" który zrobił sobie nielegalny spływ w Wielkim Kanionie.Edi swoją podróż zaczął na Kubie z której przyleciał do Quito czyli stolicy Ekwadoru.

Kolejne dni mijają na rozmowach w naszej tzw. "Świątyni" czyli okrągłej kamiennej platformie, pokrytej dachem i z siedziskami która znajduje się przy porcie. Ważnymi tematami rozmów są również lokalne dziewczyny których większość imion już tutaj znam;). Któregoś dnia od mojej znajomej Pani doktor czyli Emili dostałem zaproszenie aby popracować trochę w ich szpitalu. Przyszedłem i przebrałem się w robocze ciuchy i gdy pacjenci przychodzili do szpitala informowałem iż jestem fizjoterapeutą. W rezultacie  masowałem jedną kobietę która prowadzi lokalny sklep. Pozostałe osoby albo z innych wiosek albo nie stać ich na terapię. Tak w ogóle to złapałem problem z żołądkiem bo znów skusiło mnie aby spróbować "Chicha" jest to sfermentowany napój który tu akurat przyżądzany jest z juki. Kobiety robią z niej coś w rodzaju papki którą przeżuwają w ustach, a następnie wypluwają i wtedy po kilku dniach zachodzi proces fermentacji. O sposobie przyrządzania tego kwaśnego napoju dowiedziałem się po fakcie. Poza tym w dzień Wigili zmieszała się ona z tym mięsem tłustym - Chancho i to spowodowało rewolucję w moim żołądku jak mi powiedzieli moi znajomi. W piątek już poczułem się lepiej i problem ustąpił. Tego samego dnia o ile dobrze pamiętam Edi chciał spłynąć swoją tratwą kawałek aby nagrać film na swojej kamerce GoPro 3. Dogadał się z miejscowymi aby potem go przyholowali spowrotem. Pomogłem mu odcumować tratwę i zaczął spływ. Ja wraz z dwoma Peruwiańczykami popłyneliśmy za nim łódką, wsiadłem również na jego tratwę zbudowaną z 4 kłód,podłogi z desek, i półkrągłego dachu z liści palmowych. Po przywiązaniu liny do małej łodzi facet ma problem z silnikiem i zamiast płynąć spowrotem w góre płyniemy w dół i zatrzymujemy się przy jednej z malutkich plaż. Tam czekamy w środku tratwy wraz z Edkiem i tym chłopakiem aż tamten drugi wróci z nowym silnikiem. Gdy czekamy tną mnie te cholerne małe muszki bo jestem w krótkich ciuchach. Po jakiś 30 minutach wraca ten facet i płyniemy w górę rzeki lecz płyniemy tak wolno że zajmuje nam to ok 20min aby wrócić odcinek ok 400m. Edek postanowił oddać tratwę facetowi o imieniu Roy którego masowałem wcześniej. Cumujemy tratwę koło jego domku i wracamy łodzią do portu. Poleciłem mu wcześniej aby tego nie robił tylko spłynął tą tratwą do Iquitos tak jak zamierzał. Podróż zajęłaby z 10 dni ale musiałby zatrzymywać się na noc w małych wioskach po drodze. On jak sam mówi jednak poczuł lęk i zmienił zdanie. Zaproponował mi że gdybym z nim popłynął to tak ale sam się obawia podróży. Ucieszyłem się gdy mi zaproponował przygodę tratwą, napewno było by to coś niesamowitego ale ja po Nowym Roku wracam do Ekwadoru. Czekam tu w Pantoja już od 12 grudnia aby wrócić do tego kraju. Odmówiłem mu więc, gdybym nie wracał na pewnobym się z nim zabrał. Teraz i tak już za późno bo tratwa należy już do Roy'a.
Moja koleżanka Pani Doktor

Edi Malinowski - Hiszpan który przypłynał tu swoją tratwą 

na tratwie Edka


27 Grudnia 2014 w Sobotę poszedłem z Edkiem do Szpitala gdzie po znajomości używam komputera i internetu który raz jest a raz go nie ma. Tam skopiowałem mu zdjęcia z naszego wczorajszego spływu tratwą. Jak się okazało posiada nawet taki sam dysk twardy WD Elements 1tb jak ja. Gdy on korzystał z internetu jak dostałem bardzo szybkie zaproszenie od Emily aby popłynąć z nią i jej pacjentami do szpitala w Nuevo Rocafuerte w Ekwadorze. W porcie już czeka wojskowa, metalowa łódź, w niej leżąca kobieta w zaawansowanej ciąży wraz z mężem, mały chłopczyk z matką który ma problemy z oddychaniem, oraz inna kobieta której problemu nie znam. Emily podpina kobiecie w ciąży kroplówkę a jej mąż trzyma ją w górze. Siadam z Emi na przodzie gdzie jest jeden żołnierz z tyłu drugi sterujący łodzią. Odpala silnik i ruszamy ale zatrzymujemy się przy porcie bazy wojskowej, gdzie dostajemy przeciwdeszowe wojskowe poncho. Widać że w górze rzeki leje, aktualnie ma ona bardzo niski poziom który obniża się z powodu braku opadów a podwyższa wraz z ich obecnością. W pewnym momencie coś uderza pod spodem łodzi, trzęsie się ona na boki i stajemy. Okazuje się że stoimy na mule bo jest niski poziom rzeki. Żołnierz odpycha wiosłem łódkę i finalnie udaje nam się znaleźć inną drogę bliżej brzegu. Rzeka teraz jest bardzo niebezpieczna bo zarówno pod spodem jak i u góry znadują się liczne piaskowe wyspy. Omijamy je wraz z mnóstwem wystających z wody konarów. Nagle nastaje jakiś problem z silnikiem, Wojskowy go wyłącza i znosi nas do brzegu pod zwisjące gałeźie zarośli. Wbijam wiosło w muł aby łódź nie spływała niżej. Żołnierz na tyle robi coś na tyle z silnikiem i udaje się go ponownie odpalić. Kłopoty z silnikiem i niskim poziomem rzeki, chorzy na wojskowej łodzi w tym kobieta w ciąży pod kroplówką. Cóż za przygoda! Załadamy nasze wojskowe poncha bo pada lecz tylko trochę i przez chwilę.  Po ok godzinie jesteśmy w Nuevo Rocafurte. Idziemy do tego szpitala gdzie mają znacznie lepszą opiekę medyczną. Pacjenci są przyjęci bez żadnego problemu, bo tutaj opieka medyczna w Ekwadorze jest za darmo. Nie ma różnicy z jakiego kraju pochodzisz! Kobieta w ciąży ma problem z płodem lecz nie groźny. Emily pokazała mi zdjęcie rentgena tego chłopczyka który ma problemy z oddychaniem. Gdy je ujrzałem zamurowało mnie. Na zdjęciu w przełyku widnieje moneta! Jest to 50 centów Peruwiańskich, takiego widoku jeszcze moje oczy nie widziały. Chłopczykowi w tym szpitalu też nie mogą pomóc i muszą popłynąć do szpitala w Coca. Gdy mama chłopca idzie gdzieś tam z Emi prosi mnie o popilnowanie chłopczyka. Biorę go więc na kolana na których śpi aż do powrotu mamy. Fajną rzeczą jest tutaj w Ekwadorze, że w szpitalach mają automaty z darmowymi prezerwatywami marki "made in Korea" ;). Pacjenci zostają w szpitalu a ja z Emily i w towarzystwie żołnierza sterującego łodzią wracamy do Pantoja. Tym razem łódź dociera z nurtem znacznie szybciej i nie napotykamy żadnych przeszkód. Po powrocie idę do domku Roy'a gdzie mieszka aktualnie Edward. Idziemy do "świątyni" i rozmawiamy do późna ok 23.30 gdy już nie ma światła. Wracam do domu na piętro zupełnie po ciemku bo nie mam ze sobą latarki i bateria w telefonie mi padła. W nocy gdy rozpętuje się burza, przenoszę moją matę do spania i śpiwór bo kropi na mnie deszcz. W chwili gdy się przenoszę zauważam dopiero przy błysku pioruna że zawieszony jest hamak tutaj i ktoś w nim śpi! Myślę "co do cholery ten ktoś tu robi?" świecę latarką i pytam go jak się on tu znalazł? Odpowiada, że jadł kolację i zapytał o miejsce na nocleg tak jak ja wcześniej. Rano wstaję i okazuje się, że kojarze tego chłopaka to on wczoraj przypłynął zaraz po nas z Rocafuerte. Okazuje się być Szkotem mieszkającym i pracującym aktualnie w Barcelonie. Jemy razem śniadanie w postaci pieczonych bułeczek z juki z warzywami w środku. Ja jestem tak głodny że płacę rodzince 5 soli za normalne śniadanie, czyli rybę z ryżem i podsmażonymi platanami. Kolejne wspólne rozmowy w "świątyni" kolega ze Szkocji miał płynąć tak ja ja do Iquitos ale też się rozmyślił i chce wracać do Ekwadoru aby stamtąd szybko dostać się do Cusco w Peru gdzie 10 stycznia ma samolot powrotny do Barcelony. Przed Nowym rokiem przypływa do portu ponownie mały stateczek tzw. lancha.

Sylwester 2014/2015

Gdy przechadzałem się po wiosce zauważyłem że pod sklepem siedzi na krześle kukła z winiaczem i panetonem. Okazuje się bowiem że ostatniego dziś robi się kukły ze szmat a następnie o północy podpala tym samym paląc nowy rok. Gdy spotykam Edwarda on też będzie takową pomagać robić w domu gdzie mieszka wraz z tymi dzieciakami. Ja też przy okazji składam wizytę w domu u jednej z koleżanek, ona akurat wraz chrześnicą przygotowują kukłę. Pomagam więc wypychać szmatami. Wieczorem spotykam się z Edkiem i postanawiamy zaprosić nasze koleżanki na sylwestra z tego domu gdzie pomagałem z kukłami. Gdy one się szykują ja kupuję butelkę alkoholu - Cańa Linda jest to coś w rodzaju 35% wódki z trzciny cukrowej. W trakcie gdy obalamy buteleczkę wznosząc toasty "na zdrowie" i po Hiszpańsku "Salud" przychodzą wystrojone koleżanki, ale mówią że idą teraz palić tą kukłę i wrócą za 10min. My czekaliśmy jakiś czas i one się nie zjawiły. Idziemy więc do lokalnego baru, tam właśnie palą jedną z kukieł. Ludzie wystrzeliwują stuczne ognie, ja składam noworoczne życzenia znajomym z wioski, potem gdy mamy iść z Edkiem w miejsce spotkania z tymi dziewczynami widzę moją kolejną znajomą Kolumbiankę którą poznałem kilka dni wcześniej. Składamy również źyczenia i potem idziemy na ławkę, rozmawiamy. Finalnie idziemy razem na dyskotekę która się znajduję w jednym z drewnianych domków. Tańczymy przy dużej ilości muzyki Peruwiańskiej do ok 5.00. Nowy rok 2015 witam więc w Peru , w towarzystwie pięknej młodej Kolumbianki z którą spędzam również miło pierwszy dzień Nowego Roku;)

takie kukły się pali w Nowy Rok

2 stycznia 2015 w Piątek następują dwa pożegnania. Mianowicie mój przyjaciel Edward opływa statkieczkiem do Iquitos. Życzę mu powodzenia w dalszej podróży i mamy nadzieje się zobaczyć gdzieś w Patagonii do której on też zmierza. Mi coś się dłuży jak narazie pierwotny plan dotarcia w to miejsce. Na chwilę obecną przebywam prawie na samej górze Ameryki Płd.  a czeka mnie zjazd na sam dół tego kontynentu. Kolejna osoba wybywa stąd a mianowicie jest to ta Kolumbianka z którą się bawiłem i miło spędziłem czas. Płynie ona wraz z ojcem i bratem do Ekwadoru do miasta Nueva Loja. Ja zostaję dłużej tutaj na pare dni bo mam problem z widzeniem. Odwodniony chyba nie jestem ale muszę przyznać, że odkąd tu jestem mało jadłem i też nie za dużo się ruszałem. Może problem jest z tym związany albo z tym, że na moim śpiworze i plecaku i jednej z koszul już jakiś czas temu zauważyłem czarne plamki wilgoci. Jestem pewny, że stało się to podczas mojego pobytu i noclegów na piętrze domku. Pomyślałem sobie, że mogłem też wdychać tą wilgoć i mam przez to problemy z widzeniem. Mam nadzieje, że nie ale postanowiłem zmienić miejsce spania na ostatnie dni mojego pobytu tutaj. Przeniosłem się więc do szpitala jak mi wcześniej już zaproponowano. Wysuszyłem na słońcu moje rzeczy. Wyprałem też ręcznie śpiwór ale te czarne plamki wilgoci nie zniknęły. Słońce je zabiło mam nadzieję i problemu nie będzie. Przeniosłem wszystkie swoje rzeczy do pokoju gdzie śpi Armando mój przyjaciel dentysta. Naprawił mi zęba, w dzień nocy sylwestrowej, który mnie już dłuższy czas pobolewał tylko w momencie gdy jadłem. Teraz ząb już jest w stanie idealnym ale aby wyruszyć chciałbym aby tak samo było z moim widzeniem. Może po prostu muszę się zacząć ruszać z moim plecakiem,bo ostatnio się rozleniwiłem. Przyleciał też samolot z Iquitos aby zabrać chorą pacjentkę do dużego szpitala w tym mieśćie. Ta Pielęgniarka Jema poleciała wraz z nią.






6 styczeń 2015 Wtorek

Czas ruszać spowrotem do Ekwadoru. W tym celu wybrałem się wczoraj nad rzekę i pytałem ludzi czy nie płyną do Nuevo Rocafuerte. Dostałem wiadomość, żeby spróbować kolejnego dnia wcześnie rano ok 6.00 bo teraz już nikt nie płynie. Wieczorem udałem się do Migraciones i dostałem wyjściową pieczątkę z Peru.

7 styczeń 2015 Środa


Dziś wstałem rano o 5 i spakowawszy plecak wyszedłem na korytarz szpitala. Wszyscy jeszcze śpią, zauważyłem jedynie małą tarantulę łażącą po podłodze. Chciałem ją z początku rozgnieść ale przecież tak na prawdę lubię ptaszniki sam posiadając jednego w domu w moim terrarium. Zlitowałem się nad nim więc i ruszyłem ponownie nad rzekę. Gdy tam dotarłem byłem praktycznie sam, dopiero później zjawiły się pierwsze osoby których zacząłem wypytywać kierunek do Rocafuerte. Zjawił się potem jeden z mieszkańców którego znam. Powiedział mi, że wypływa dziś w południe. Zaraz po nim zauważyłem jednego faceta niosącego w misce do swojej łódeczki mnóstwo platanów. Zapytałem gdzie je zabiera. Powiedział, że dla zwierząt. Poprosiłem go o możliwość otrzymania paru i dostałem 4 platany bardzo miekkie. Po zjedzeniu słodkiego śniadania, przyszedł również Nicolas u którego na pięterku mieszkałem. Również szuka możliwości dostania się do Rocafuerte. Postanowione wypływamy o 11.00. Zapłaciłem temu całemu Peterowi 15 soli za przeprawę. Przed wypłynięciem mam zamiar kupić jeszcze sobie na drogę 2 obiadki zapakowane do pudełek. Gdy przychodzę do jadłodajni gdzie mieszkałem przez długi czas, niestety nie ma jedzenia. Będzie dopiero na obiad, idę na dół nad rzękę i szukam tego całego Petera. W porcie nie ma łódki którą mi wcześniej pokazywał. Myślę, że odpłynął beze mnie i zaczynam jego poszukiwania. Finalnie znajduję go w miejscu gdzie wpadł do rzeki ten metalowy domek. Żołnierze linami do niego przywiązanymi próbują go jakoś wyciągnąć. Pompa pracuje wypompowując wodę ze środka. Peter mówi, że jednak wyruszamy o godzinie 12.00. Po powrocie do szpitala mój przyjaciel Armando w prezencie wręcza mi koszulę polo w żółto-brązowe paski oraz zajebiste spodnie supertrampa w kratę! Jestem niesamowicie ucieszony z nowego ubioru;). Ja w prezencie wręczam mu 1 groszową monetę z Polski, których zostało mi jeszcze trochę. Trzymam je na takie właśnie specjane okazje gdy ktoś mi pomógł bardzo, okazał gościnę itp. Tu w Ameryce płd. monety z danego kraju są bardzo wartościowym i docenianym prezentem, szczególnie gdy są podarowane dla ludzi ubogich. Robimy pamiątkowe zdjęcia przed szpitalem. Żegnam się z całą i ruszam w dół nad rzekę.
Moi znajomi ze szpitala od lewej William,Tulio,Emily,Ja i Armando

Pora wrócić na smoczą ścieżkę, kontynuować przygodę i ruszać w nieznane! Mam tylko nadzieję, że problem z tym nieostrym widzeniem zniknie wkrótce. Emily napisała mi skierowanie na badanie krwi, cukru, cholesterolu itp. Mam zamiar udać się do szpitala po Ekwadorskiej stronie gdzie opieka jest całkowicie darmowa i sprawdzić co jest grane z moim wzrokiem. Na dole zamawiam 2 porcje obiadu i czekam na Petera. Dostaję zapakowane w pudełka 2 porcje ryżu z mięsem i smażonymi bananami. Nicolas już siedzi na ławce i gdy wychodzi ze swojego domku Peter idziemy i wsiadamy do drewnianej, małej łodzi wraz z dziewczyną, kobietą i jej dzieckiem. Płyniemy w górę rzeki, której poziom wody w tym miejscu jest bardzo niski. Część rejsu łódką śpię a część oglądam bujne zielone drzewa z lianami i wygrzewające się na drewnianych kłodach żółwie. Dopływamy do strefy wojskowej gdzie żołnierz prosi mnie o moje dane i numer paszportu. Podaje mu je jako jedyny i ruszamy dalej. Ponownie jestem w Ekwadorze. Pierwsze co robie po dopłynięciu do Rocafuerte to idę do sklepu i tam zakupuje za 70 centów 3 pomidory i 2 czerwone papryki! Witaminy! Przez ponad 3 tygodnie prawie nie jadłem pomidorów i papryki. W Pantoja jest straszny dificyt warzyw i owoców. Można je tylko kupić po Ekwadoskiej stronie. Nawet w tych jadłodajniach nie serwowali dodatków warzywnych do tego ryżu,miesa i bananów. No może raz na jakiś czas skubnąłem kawałek pomidora. Pożądam teraz cholernie wszystkiego rodzaju warzywa i owoce które znam. Coś czuje że jak wróce do Coca to posypią się płatki owsiane z masakryczną wręcz ilością owoców. Zjadam więc mój obiad z dwoma pomidorami. Zauważyłem, że w porfelu zostało mi 9,50 sola w monetach. Na miejscu wkurzyłem się na swoją głupotę dlaczego nimi nie zapłaciłem za obiadki tylko w banktnocie. Nie mając zamiaru ich targać szukam sposobu aby zamienić je na dolary, których powinno być 3. W sklepach mi nie chcą zamienić. Idę więc do Migraciones wbić pieczątkę wlotową do kraju. Mój znajomy policjant, który wcześniej mnie odprawiał do Pantoja zgodnie z tym co powiedział teraz wpisuje mi kolejne 90 dni pobytu w Ekwadorze! Tak więc wszelkie rodzaje plotek i nieprawdziwych informacji o tym gdy upłynie twoje 90dni pobytu to trzeba czekać 6 miesięcy czy dłużej.  Jak się okazuje Nowy Rok kasuje wszystko! Haha udało się! Mam kupę czasu teraz aby zwiedzić o wiele więcej tego kraju i może z początku popracować i przyrobić sobie w dolarach. Potem udaję się do tego szpitala gdzie ostatnio przypłyneliśmy z Emily wraz z jej pacjentami w tym tego dzieciaka z monetą w gardle. Daję lekarzowi skierowania na badania i informuję o lekko poruszającym się i zamazanym obrazie. Mam iść z papierkiem do okienka, tam lekko otyła kobieta informuje mnie uprzejmie, że muszę zapłacić 12$. Ja od razu zdziwiony pytam dlaczego skoro opieka jest tu za darmo. - szpital jest na wpół prywatny i za badanie trzeba płacić. - Słyszę od niej. Postanawiam więc zrezygnować i gdy przybędę do miasta Coca tam udać się do całkiem publicznego szpitala i jak mi powiedziała nowo wybudowanego. Gdy wychodzę na zewnątrz spotykam faceta na któtko ściętego z czarną brodą. Widać, że jest turystą i zaraz zagaduje po Angielsku. Pochodzi z Turcji i nie potrafi rozmawiać po Hiszpańsku. Teraz ma zamiar się udać do Coca a stamtąd do Kolumbii do miasta Cali gdzie znajduje się jego znajomy. W sumie ostatnie wieści jakie dostałem od mojego kolegi Kamila z Polski, którego poznałem pod Machu Picchu też pochodziły z Cali. Może też się wybiorę do Kolumbii, wszyscy podróżnicy których do tej pory spotkałem zachwalają tej kraj i mówią iż jest superbezpiecznie. Gdy Siedzę na ławce i rozmawiam z moim nowo poznanym kolegą zjawia się dwóch Gringo. Są oni Australijczykami i szukają miejsca na nocleg. Polecam im więc to miejsce z hostalem gdzie ostatnio tu spałem w tym bambusowym domku na podłodze. Ja potem również tam się udaję i pytam moich znajomych o możliwość przespania na podłodze w domeczku. Dostaję pozwolenie i tym razem całkiem za darmo, nawet dostałem zaproszenie na kolację. Tradycyjnie to samo co zazwyczaj kura, ryż i smażone platany. Było mi dane też pobawić się chwilę nowym iPhonem 5 z tą funkcją zabezpieczenia na odcisk palca. 1200 $ zapłaciła ta kobieta za niego! Nigdy chyba się nie przekonam do tej marki sprzętu tym bardziej do imacków. Pamiętam gdy podłączyłem mój dysk twardy do jednego z nich kompletnie nie działał w systemie Apple'a. Po kolacji udało mi się również skorzystać z łazienki i wziąść prysznic. Pogawędziłem chwilę z Australijczykami bujającymi się na hamakach i powiedziałem im mniej więcej kiedy powinien przypłynąć stateczek płynący do Iquitos gdzie się udają. Jutro łódź odpływa do Coca o 5 rano, idę więc spać bo czeka mnie pobudka jakoś o 4.30.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz