sobota, 4 lipca 2015

Spotkanie koleżanki z Polski w Zipaquira

15 - 22 czerwiec 2015 

Strażnik przyszedł jednak trochę później bo obudził mnie jakoś po 5.00 to zacząłem nie wyspany się ogarniać aby zmyć się z cmentarza przed tą drugą zmianą ochroniarzy co mi powiedział wczoraj ten który mnie zastał obozującego w namiocie. Miejscówki lepszej na nocleg nie mogłem chyba znaleźć będąc pilnowanym przez ochronę i śpiąc w namiocie na tyłach małej kapliczki. Udałem się na przeciwną stronę ulicy i gdy wychodziłem z terenu chronionego cmentarza podziękowałem temu miłemu facetowi który nie robił problemu z mojego nielegalnego noclegu. Chciałem na jednej ze stacji benzynowych ogarnąć wi-fi aby sprawdzić couchsurfing czy ktoś mi odpowiedział i będę mógł zostać na nocleg w Stolicy Kolumbii ale rankiem tylko pare restauracji było otwartych i tylko w jednej z nich wi-fi mieli lecz okazało się, że nie działa to zjadłem śniadanie przy stoliku i pracująca tam kobieta była tak miła, że zalała mi wrzątkiem moje liście boldo na herbatę oraz podarowała mi kartę  a przejazdy autobusowe linii "trasmilenio". Zapytałem jej gdzie można skorzystać z internetu w pobliżu to mi powiedziała iż mam złapać busika po drugiej stronie ulicy który zawiezie mnie w okolicę ulicy nr 100 do exito i tam są supermarkety i można ogarnąć neta. Po zjedzeniu kanapek z serem i dżemem z owoców guayaby dziękuję miłej kobiecie za wrzątek i podarowaną kartę na autobus i po drugiej stronie ulicy łapię busa i  dojeżdzam na północ Bogoty. Tam po drodze udaje mi się złapać wifi pod jednym z marketów które o tej godzinie są jeszcze zamknięte i na dodatek po sprawdzeniu couchsurfingu okazuje się, że dostałem jak na razie same odmowy co do przenocowania mnie w stolicy. Po otwarciu uderzam do środka jednej z galerii handlowych i pod pretekstem podładowania baterii siedzę w jednej z kawiarnii i ciągnę neta bo dostałem hasło od ładnych dziewczyn tu pracujących. Niestety nikt nie odpisuje jak na razie to wpadam na taki pomysł aby skontaktować się z Polką - Kasią która jest na wolontariacie niedaleko od Bogoty w miasteczku "Zipaquira" i jak wcześniej się umówiliśmy zaprosiła mnie aby ją tam odwiedzić. Pytam więc przez whatsapp czy jakbym dziś przyjechał to niebyłoby problemu i ewentualnie mieliby gdzie mnie przenocować. Kasia mi odpisuje, że jak nie znajdę couchsurfingu w Bogocie to jak najbardziej mogę wpadać do niej już dziś do Zipaquira. Wychodzę z galerii i spędzam trochę czasu na rogu ulicy gdzie kupiłem cukierki w lokalnym mobilnym kiosku i rozmawiałem z pracującą tam dziewczyną. 


W międzyczasie rozmawiałem też przez telefon jedną z hostek która powiedziała mi, że nie może mnie przenocować ale możemy się spotkać i pogadać. Minęła godzina 15.00 piszę Kasi, że nie ogarnąłem kanapy tu w Bogocie i jadę do niej do Zipaquira. Ruszam więc z buta ulicą 100 która doprowadza mnie do głównej "autopista norte" gdzie pytam jakiejś pary w sportowych strojach gdzie złapię busa na wylot z Bogoty? Oni mówią, że muszę udać się najlepiej do miasteczka Chia i stamtąd dojadę do Zipaquira ale najpierw muszę dostać się na dworzec autobusowy "portal norte" w tym celu mam złapać autobus na tej ulicy na której się znajduję z stacji metro transmilenio czyli zamkniętego przystanku działającego na te karty magnetyczne. Doładowuję kartę za 2000 peso którą otrzymałem dziś rano od tej kobiety i przykładając ją otwieram bramkę na stację, tam poznaję kolejną parę z którą rozmawiam i na dworcu autobusowym chłopak robi mi hotspota z telefonu i dzięki niemu jestem w stanie skontaktować się z Kasią która podaje mi adres i dwa numery telefonu na które mam się kontaktować. Autobus kosztuje mnie 3500 peso i po ok 40 min jestem z Zipaquira, wysiadam na skrzyżowaniu z jednym chłopakiem który zna adres pod który mam się udać. Idziemy i po chwili z naprzeciwka idzie w moją stronę Kasia - wysoka i sympatyczna blondynka z oczami o kolorze zieleni. W końcu mam okazję ją poznać po tym jak umawialiśmy się gdy byłem w Ekwadorze gdzie niestety nie mieliśmy się okazji spotkać. Kasia  pochodzi z Ustki i przebywa od ponad 4 miesięcy tutaj w Kolumbii na wolontariacie ucząc dzieci Angielskiego w małej szkole. Prowadzi mnie do mieszkania w którym mieszka z dwoma koleżankami które również są z nią na wolontariacie i się z nimi zapoznaję; Marii z Rosji oraz Isabell z Hiszpanii. Marii aktualnie jest tutaj z mamą która przyleciała w odwiedziny i zaprosiła mnie na kolację którą był czerwony barszcz!! Nie jadłem barszczu od ponad roku, cóż za radość mnie ogarneła mogąc zjeść przepyszną zupę której tak bardzo mi było brak, co prawda nie jest to barszcz Polski bo Rosyjki ale jest przepyszny i smakuje jak ten nasz także zachwalam naszych wchodnich sąsiadów za tą przepyszną zupę :). Po kolacji poznaję syna kobiety która jest właścicielką szkoły gdzie pracuje Kasia - Alejandro oraz podróżnika z Portugali - João który też uczył w tej szkole wcześniej. Pijemy wspólnie piwka i wymieniamy się opowieściami potem chłopaki proponują, że mogę spać u nich na mieszkaniu zamiast cisnąć się u dziewczyn na kanapie w salonie. Zbieram się więc i ruszamy samochodem do centrum na mieszkanie które znajduje się przy samym placu głównym z Kościołem i dostaję swój własny pokoik z materacem do spania. Chłopaki idą spać bo jutro do szkoły ruszają na rano, ja mogę spać do której chcę bo Alejandro zostawia mi klucze od mieszkania i swojego kompa na którym będę mógł sobie ogarnąć bloga ;).

Barszcz!!! 

z Kasią i znajomymi (Polska,Kolumbia,Rosja,Portugalia)
Pobyt w Zipaquira

Przez te dni pobytu w Zipaquira spędziłem dużo czasu z moim przyjacielem João z Portugalii opowiadając mu o miejscach które zwiedziłem w jego kraju a on mi o swoich wojażach tutaj w Ameryce południowej gdzie już jest 19 miesięcy.

Przyjechała do mnie ta dziewczyna z couchsurfingu co nie miała dla mnie miejsca w Bogocie ale chciała się spotkać. Spotkaliśmy się tego dnia którego grała Kolumbia z Brazylią a ja siedziałem w pubie z João i popijałem piwko oglądając mecz. W czasie jego trwania zadzwoniła Eylin, że jest już na mjejscu także wyszedłem po nią i przywitawszy się przyprowadziłem bo baru a najlepsze było to, że zabrała ze sobą śpiwór wraz z którym weszliśmy do lokalu. Eylin jest bardzo ładną i szczupłą Kolumbianką i włosach blond (oczywiście zafarbowanych) i razem wszyscy oglądaliśmy zwyciestwo Kolumbii z Brazylią 1;0 czyli rewanż za przegrany mecz Mundialu w tamtym roku. Wszyscy obecni i ubranii w żółte koszulki jako barwy Narodowe zaczęli świętować! Na ulicach rozpoczął się szał i odgłosy trąbek oraz klaksonów z samochodów. Eylin została oczywiście na noc bo przyjechała późno.

plac główny w Zipaquira


Mecz Kolumbia - Brazylia
Kolejnego dnia udaliśmy się wspólnie z Eylin aby zobaczyć Katedrę soli "Catedral de Sal" czyli tutejszy cud architekury Kolumbijskiej. Jest to kopalnia soli w której została utworzona świątynia z drogą krzyżową. Coś w rodzaju Polskiej Wieliczki gdzie podstawowy bilet wstępu bez dodatkowych pakietów kosztuje 23 tysiące peso czyli jakieś 37zł.

W kopalnii wita nas tunel podświetlony kolorowymi lampami, oczywiście jest grupa z przewodnikiem do której dołączamy i idziemy w głąb gdzie zaczyna się korytarz z drogą krzyżową. Są tutaj duże sale czy otwory gdzie przed każdym z nich widnieje pięknie wyrzeźbiony krzyż z klęcznikami które są podświetlane światłami
O zmieniających się kolorach. Kolejne sale czy wnęki są udekorowane różnymi rzeźbami krzyża i klęczników. Dochodzimy do miejsca głównej atrakcji czyli ogromnej sali w której odprawiane są msze jest to istny Kościół w kopalni soli z ławkami, ołtarzem i ogromnym podświetlonym krzyżem. Sala jest tak potężna i ubarwiona prześlicznymi światłami a szczególnie sufit - naturalne wzory na nim wyglądają jak jakaś galaktyka czy kosmos czuję się jakbym zawitał do innego świata. Jesteśmy z Eylin potem w sali obok gdzie są solne rzeźby żłobka Jezusowego oraz potężny zastygnięty solny wodospad !! Na tym samym poziomie są też różnego rodzaju sklepy gdzie można kupić pamiątki a nawet zjeść w znajdujących silę tutaj restauracjach. Ta strefa nas nie interesuje poza wykutym w soli poteżnym drzewem oraz prezentacją świateł LED w jednej z sal. W każdej z sal i wnęk jest tyle różnych rzeźb i zmieniających się kolorów świateł, że warto było zapłacić za wstęp tutaj. Po zwiedzeniu Solnej Katedry jemy obiad a potem po wspólnie spędzonym czasie wieczorem Eylin musi wracać spowrotem do Bogoty gdzie mieszka.

z Eylin









nieznana mi błękitna  planeta :)



kosmos!



solny wodospad


lustro z wody




W piatek udaję się rano dojeżdzając busem do miasteczka Cogua oddalonego o 4km od Zipaquira - do szkoły "divino niño" gdzie pracuje Kasia. Zarówno Kasia i Alejadro zaprosili mnie tutaj bo dziś jest ostatni dzień szkoły i dzieci będą mieć od jutra dwa tygodnie ferii tak więc będzie wolne i dla nauczycieli. W szkole powitał mnie Alejandro otwierając mi bramę a potem Kasia będąca w jednej z klas. Przedstawiła mnie swoim uczniom po angielsku jako podróżnika, mówiąc jak mam na imię i ile mam lat i wszystkie dzieci za nią powtarzały jednocześnie a potem wróciła do klasy skąd wyszła bo dziś ma dwie także ja zostałem w klasie gdzie mnie zostawiła. Dzieci podnosiły ręce w górę i po wybraniu przeze mnie mogły zadać mi pytanie ale po angielsku gdy nie wiedziały jak to im pomagałem po Hiszpańsku oraz zerknąłem do jednego z zeszytów czego się nauczyły w ostatnim czasie i kazałem napisać im między innymi godzinę wybierając ochotników się zgłaszających.Potem przyszłedł czas na przerwę i udałem się z Alejandro do kuchni gdzie wydawane są posiłki którymi okazały się hamburgery i pizza oraz napoje. Posiliłem się jednym z nich oraz tuskawką w czekoladzie która była przepyszna ;). Następnie Kasia przedstawiła mnie swojej kolejnej klasie gdzie dzieci ponownie zadawały mi pytania zaciekawione obecnością kolejnego Gringo w szkole. Po zakończeniu piątkowych zajęć udaliśmy się wspólnie ze wszystkimi nauczycielami i uczniami do hali sportowej w innej części miasteczka aby rozpocząć treningi taneczne przed jutrzejszym z okazji dnia rodziny "dia de la familia" w tym dnia ojca. Wszystkie dzieci tańcowały i ćwiczyły w rytmie latynoskiej muzyki w tym salsy a na samym końcu nauczyciele bo jutro mają wykonać finalny taniec na zakończenie imprezy. Kasia poprosiła mnie o kręcenie filmów i wykonywanie zdjęć jej aparatem tak więc z trybun oglądałem i dokumentowałem taneczną próbę. Po zakończeniu i spakowaniu sprzętu wspólnie udaliśmy się pod dom Kasi gdzie dziewczyny wysiadły a my wróciliśmy na mieszkanie Alejandro. Wieczorem mięso na hamburgery zjadłem z podsmażoną juką i serem ale po kolacji nie czułem się najlepiej bo zauważyem osłabienie organizmu i poczułem lekko bolące gardło. Od razu rozpocząłem kurację, w szafce znalazłem czosnek i zrobiłem napój z cytryny i paneli który wypiłem na gorąco tak sobie pomyślałem, że to zapewne od tego iż w pokoju w nocy nie jest za ciepło i zmarzłem też na tej sali dziś gdy oglądałem próbę. Na jutro zostałem zaproszony tak więc wypada pójść i zobaczyć taniec dzieci i Kasi ;)

W sobotę rano wstałem z katarem i lekko bolącym gardłem, João jeszcze spał gdy wychodziłem bo zapewne pił do późnej nocy bo dostał wypłatę ze szkoły w której pracował i jutro chce ruszać na dwutygodniowego tripa i pojechać do Bucaramanga. Busem do Cogua dojechałem już przed 8.00 i doszedłem do hali sportowej ale okazało się, że w środku jeszcze nie ma Alejandro ani Kasi. Pomogłem w przywieszaniu ostatecznej dekoracji i po przyjeździe Alejandro nosiłem jeszcze pare rzeczy w tym pingwiny wypełnione słodkościami które mają być podarowane rodzicom po zakończeniu imprezy. Na zewnątrz sali rozpoczął brzmieć gdzieś z oddali odgłos orkiestry i drogą w tym kierunku zaczęła zmierzać parada studentów wraz z nauczycielami. Orkiestra wygrywała rytmy na trąbkach, cymbałach itp. a przebrane w kolorowe stroje dzieci zaczęły wchodzić na teren od tych najmniejszych do najstarszych i potem pojawiała się kasia ubrana na galowo ze swoją klasą ;) Rodzice jeszcze czekali przed wejściem do momentu aż wszystkie dzieci rozmieściły się siadając  a trybunach a następnie i oni zajeli miejsce. Rozpoczęła grać ponownie orkiestra, przemowa na powitanie a potem już tylko tańce dzieci w kolorowych strojach które oglądałem z Kasią stojąc z boku przy trybunach. Potem przyjechał João i poszliśmy zjeść empanady na śniadanie i po powrocie oglądaliśmy wspólnie kolejne tańce. Z trybun wszyscy mnie obserwowali bo byłem tam jedynym męskim Gringo, potem nastąpiła krótka przerwa podczas której był podawany prosiak wypełniony ryżem i mięsem z chrupiącą skórką zwany "lechona". Nastał czas na finalny taniec nauczycieli który mi się bardzo podobał bo był motyw wiedźmy która przewracała czyli usypiała tancerzy a potem toczyła walkę z jednym z nich i ostatecznie przegrała to też zwycięzca wskrzeszał leżących na parkiecie aby mogli ponownie tańczyć. Po zakończeniu imprezy udałem się do miasta z João i jego kolegą na autobus ale potem oni gdzieś wybyli a ja w tym czasie postanowiłem, że wrócę do Zipaquira na piechotę bo to zaledwie 4 km tak więc przeszedłem spowrotem medytując i podziwiając widoki zamiast tracić kase na bilet i przejechać tą trasę w 10 minut. Jutro mam spotkać się z koleżanką i imieniu Bibiana tu w Zipaquira ale nie czuje się najlepiej to w celach kuracji przygotowuje kolejną porcję cytryny z cukrem z paneli oraz czosnek jem i ładuje się do łóżka okrywając się kocami i tym razem śpię w nocy w polarze i długich spodniach.

z dzieciaczkami w szkole

z Kasią, Alejandro i uczniami




W niedzielę przyjeżdza na godzinę 13.00 Bibiana i spotykamy się na placu koło Kościoła skąd rzut beretem do mieszkania. Chłopaki wychodzą na mecz bo dziś gra znów Kolumbia tym razem przeciwko Peru. Ja nie za bardzo mam ochotę na świętowanie i picie kolejnych zimnych piw. Spędzam czas z Bibianą do wieczora a potem żegnam się z Alejandro bo wylatuje dziś do USA do Nowego Jorku na dwa tygodnie. Bibiana wieczorem jedzie do Cogua gdzie jej ciotka ma gospodarstwo i dostaję zaproszenie na jutro aby tam się zjawić. Potem przychodzi pijany już João i proponuje mi abym się z nim napił piwka, miałem nie pić ze względu na moje gardło ale jak tu odmówić podróżnikowi w potrzebie. Gdy wyglądam przez okno zauważam coś niesamowitego w kałuży, bo światło latarni odbija się niesamowicie pulsując podczas gdy pada deszcz i wszystkie krople zdają się być wciągane do środka przez to "słońce" znajdujące się w środku. Efekt jest tak niesamowity, że nie da się tego opisać - to trzeba zobaczyć, nakręciłem film ale pojawi się na youtube jak będę miał czas aby ogarnąć i wrzucić nowe filmy. João też nie może uwierzyć w to co widzi i zachwalając to "atomowe słońce jakiejś kosmicznej galaktyki" pijemy dalej.

W Poniedziałek z rańca wstaję wcześniej ale leje deszcz od wczorajszego wieczora i jak narazie nie ustaje. João jeszcze śpi, czekamy aż przestanie padać a potem po spakowaniu plecaków ruszamy wspólnie na dworzec autobusowy gdzie się żegnam z João - Tinder'menem ;) Jadę do wioski Cogua skąd z buta dochodzę na gospodarstwo i witam się z Bibianą poznając jej kuzynkę i kuzynów. Po południu po zapaleniu fajki pokoju wracamy razem do Cogua a stamtąd busem do Zipaquira. Bibianie się tak spodobały moje oczy (zresztą jak już niejednej Kolumbiance), że mówi mi iż mając teraz wakacje chciałaby ze mną po podróżować trochę ;). Zobaczymy co z tego będzie, ja jadę teraz na północ niedługo bo kończy mi się pobyt w Kolumbii 17go lipca, także trzeba będzie przekroczyć granicę przed tyn terminem najlepiej. Żegnamy się bardzo całuśnie gdy ona idzie z kuzynem do domu babci na obiad a ja zmierzam do mieszkania Kasi. Witam się z tą przesympatyczną Polką i rozkładam swoje rzeczy w pokoju jej koleżanki z Rosji która tam poleciała na czas szkolnych ferii. Kasia przygotowuje się na wizytę swoich rodziców którzy przylatują odwiedzić ją tutaj wraz z jej bratem i jego synem. Potem idziemy zakupić coś do jedzenia i picia (po 3 piwa aguila na wieczór) a na obiado-kolację gotujemy spaghetti z tuńczykiem i sosem Knor który Kasia przytargała z Polski niedawno bo wróciła na chwilę do Kraju na wesele swoich znajomych. Danie wyszło niesamowicie smacznie no i nie ma jak to zjeść w towarzystwie koleżanki z Polski do obiadu pijąc piwko i wznosząc toast "Na zdrowie!" ;). Po kolacji Kasia wychodzi na jakiś czas bo umówiła się ze swoją koleżanką na siłkę tak więc ja czekam na jej powrót. Po powrocie okazuje się że przyprowadziła swoją znajomą ze sobą i mnie z nią zapoznaje - jest to Kolumbijka która również uczy dzieci Angielskiego i ma za sobą już podróże po różnych krajach świata. Rozmawiam z nią gdy Kasia maluje napis powitalny dla swojej rodziny bo zjawią się jutro na 19;00 potem wieszamy go na ścianie. Schodzi nam jakoś do późna bo chyba do 1;00  w nocy. Jutro udaję się w kierunku północnym gdzie pojechał João ale chciałbym zobaczyć góry w Cocuy także trzeba ruszać w drogę po tygodniu spędzonym w Zipaquira.

1 komentarz: