poniedziałek, 17 sierpnia 2015

Kostaryka - Wodospady i Nielegalne zdobycie najwyższego szczytu!


9 Sierpień 2015 Niedziela

Wstaję w miarę wcześnie i na zewnątrz budynku podłączam telefon do ładowania. Spakowuję namiot i rozkładam go do wyschnięcia na ogrodzeniu. Gdy mój znajomy wstaje jako pierwszy mogę skorzystać z komputera aby popisać trochę a następnie prezentuje mój instrument "jaw harp". Gdy telefon podładowany i śniadanie zjedzone pora ruszać w drogę, żegnam się z moimi znajomymi i idę do centrum miasteczka. Chodzę po Chińskich sklepach i szukam małej butli gazowej do mojej kuchenki ale nic z tego bo nie mają gazu do tego typu mocowania co mój. Postanawiam zakupić jedzenie przez prekroczeniem granicy i alkohol 95% aby zrobić kuchenkę z puszki i gotować w Kostaryce bo o zjedzeniu obiadków za 2-3$ mogę zapomnieć. Udaję się do apteki gdzie zaopatrzam się w dużą butelkę alkoholu za 2$  a potem idę do lokalnego supermarketu i tam zakupuję 1kg ryżu, owsiankę, chiński makaron, 3 tuńczyki, 3 puszki fasoli, sos sojowy, sos pomidorowy, oregano, cebulę, 2 główki czosnku, 2 marchewki, zieloną paprykę i napój w puszce za wszystko płacę 14$ i 4$ za spodenki do kąpieli. Mój plecak teraz waży tyle, że masakra no ale jestem wyposażony w jedzenie na parę dobrych dni. Udaję się do "Migraciones" czyli na granicę gdzie najpierw sprawdzony zostaje mój plecak w specialnym pomieszczeniu. Myślałem, że będę musiał wyciągać wszystko ale gdy wypakowuję z góry rzeczy mówiąc "comida, comida, comida - jedzenie .... .... " facet karze pakować  mi spowrotem wszystko i po sprawie. W okienku po Panamskiej stronie dostaję pieczątkę wyjściową i przechodzę do budynku już po stronie Kostaryki gdzie strażnik pyta mnie o cel wizyty, ile mam pieniędzy na koncie i gotówce. Z tego co mi wiadomo przy przekroczeniu granicy z tym Państwem podobno minimalna kwota którą można posiadać to 300$. Od razu mówię mu że cisnę do Meksyku a pieniędzy w gotówce jakieś 200$ i na koncie wystarczająco. Strażnik patrzy na mnie i uśmiechając się wbija mi 90 dni pobytu w tym kraju. Pierwszym celem tutaj w Kostaryce jest najwyższy szczyt "Cerro Chirripo 3820m". Ustawiam się z plecakiem tuż przy granicy i unoszę kciuka w górę zaczynając autostop w tym kraju. Większość ludzi widząc mnie pokazuje mi pewien znak a jest to dłoń uniesiona palcami do góry które są ze sobą złączone. Na początku nie kumam o co chodzi ale potem łapie ze to znaczy iż są "pełni" i nie mają miejsca. Zatrzymuje się po jakimś czasie auto osobowe i trąbi, ja biegnę z plecakiem i szczęśliwy, że udało mi się złapać pierwszego stopa.


z rodzinką u której mogłem rozbić namiot



Kostaryka!!
Facet jedzie do jakiegoś miasteczka "Rio Claro" gdzie mnie wysadza. Nie mam żadnych pieniędzy tak więc idę do pobliskiego bankomatu z którego wybieram 45 000 Colonów co wynosi 321 zł a za tą kwotę w Kostaryce to raczej dużo nie kupimy. Pieniądze są najpiękniejsze na świecie bo przedstawiają zwierzęta i na dodatek wszystko w kolorze !! Teraz już wiem czemu tutaj tak drogo bo aby wydrukować tak piękne i kolorowe banknoty to nie małe koszta są zapewne. Zgłodniałem zaraz i maszeruję pod jakiś budynek bo pada deszcz i tak rozkładam swoje rzeczy do gotowania. Koło mnie jacyś pijacy czy ćpuni i pytają skąd jestem i co tu robię. Mam jeszcze resztę gazu w butli z której korzystam gotując zupę z tego chińskiego makaronu, pomidora i sosu sojowego oraz czosnku. Posilony przy drodzę ustawiam się z plecakiem i chcę złapać stopa ale ludzie coś nie chcą się zatrzymać dopiero ogagniam później na parkingu tuż obok gdy sam osobiście muszę się pofatygować i zapytać kierowcy odjeżdzającego mini busa który oferuje mi przejazd do jakieś tam wioski. Po drodze kupują mi cały woreczek tych owoców czerwonych, kulistych i z włoskami zwanych "Mamon"  czyli tutejszą odmianą "Liczi" które zajadam w samochodzie a część zostawiam na później. Wysadzają mnie na jakiejś stacji benzynowej gdzie stoi jedno auto a jest to jeep o sraczkowatym kolorze. Podchodzę i widzę w środku młodą kobietę i faceta tankującego paliwo, pytam czy nie jadą w kierunku San Isidro czasem? Facet odpowiada, że nie. Ja sprawdzam mapę i patrząc  na kolejne miejscowości pytam czy będa przez nie przejeżdzać. On mi mówi, że tak przejeżdzają przez nie i jednak będę się mógł z nimi zabrać. Carlos albo jak sam mówi Colombia bo jest Kolumbijczykiem i tak go nazywają zaprasza mnie do restauracji obok gdzie oni wspólnie jedzą a ja dostaję sok z mango oraz podpieczonego platana z fasolowym kremem. Ruszamy w drogę i gdy patrzę na zegarek w aucie to coś mi nie pasuje bo jest godzina wtecz a na moim telefonie jest po 17;00. Okazuje się, że godzina jest poprawna tak więc nastąpiła zmiana czasu czego nie lubię no i co znaczy, że będzie robić się ciemno ok 18;00. Jego żona śpi sobie na tylnym siedzeniu a ja rozmawiam z Kolumbią i dowiaduje się, że gdy miał dwa latka wyjechał do USA i mieszkał tam przez długi czas a teraz mieszka tutaj w Kostaryce od 17 lat pracując w biurze które zajmuje się sprzedażą ziem. Ma żonę oraz synka i jest surferem, mieszka niedaleko jednej z najlepszych plaż do surfowania "Dominical". Mówi, że jak chce to będę mógł zostać na noc w biurze w którym pracuje w miejscowości "Platanillo" gdzie są piękne wodospady i jak mam ochotę to mógę się tan jutro udać. Daje mi swój telefon i sprawdzam na internecie ten wodospad "Nauyaca" jest rewelacyjny i nawet nie ma co się zastanawiać jutro tam ruszam. Przed zmrokiem dojeżdzamy do "Platanillo" i podjeżdzamy pod jego biuro a jest nim drewniany domek z tarasem, stojący na zboczu i z widokiem na dżunglę. Tutaj mogę bez problemu sobie rozbić namiot, mam łazienkę i mało tego jest tu wifi do którego doataje hasło. Wymieniam się z Carlosem numerem i w razie problemów mam się kontaktować przez whatsapp a jutro rano o 8;00 przyjedzie do biura do pracy. Lepiej mi się nie mogło trafić, zadaszony taras gdzie rozbijam namiot,wifi i łazienka co prawda biuro jest przy samej drodze i jest hałas od ulicy ale co tam. Korzystam z internetu do późnego wieczora a potem idę spać.


najpiękniejsze pieniądze na świecie!

podsmażony platan z kremem fasolowym 

ponad 150 rodzin bez dachu nad głową a część z nich mieszka tu na moście
10 Siepień 2015 Poniedziałek

Rano na śniadanie owsianka z owocami "Mamon - liczi", pakuję wszystkie rzeczy a o 8;00 przyjeżdza Kolumbia i witamy się, może mnie nawet podwieźć do wejścia tego wodospadu. Nie ma sensu iść tam z moim ciężkim plecakiem to zostawiam go w biurze a zabieram tylko butelkę wody i spodenki kąpielowe i jedziemy w dół miasta ale potem okazuje się w połowie drogi, że trwa naprawa drogi tak więc nie zabierając czasu mojemu przyjacielowi ruszam z buta w dół mijając roboty drogowe. Niżej jest już znak na wodospady i bezasfaltową drogą dochodzę do jakieś grupy turystów gdzie stoją konie i z tego miejsca jest ok 4km do wodospadów "Nauyaca" za wstęp do których trzeba płacić 4000 Colonów czyli ok 32zł. Nie ma żadnej kontroli więc śmigam przez tropikalny las w którym jest tak duszno i gorąco, że już po chwili jestem cały mokry. Przechodzę koło domu gdzie jest się kupuję bilety, nikt nic nie sprawdza tutaj to przechodzę szybko i za jakiś czas już jestem przy bramie wejściowej na wodospad. Niżej okazuje się, że wodospady są nawet dwa, idę na prawo do tego pierwszego i ukazuje mi się potężny wysoki wodospad wokół którego pełno unoszących się kropel wody. Nie ma tu jeszcze nikogo a więc udało mi się dojść przed turystami. Dopiero za jakiś czas przychodzi para z Holandii i robią mi zdjęcia a potem wspólnie idziemy na dół do pięknego wodospadu! Po wykonaniu zdjęć przebieram się w spodenki i płynę pod wodospad. Jeden chłopak wspina się bez żadnego zabezpieczenia. Ja masuję plecy silną wodą lejącą się z góry a potem wracam na brzeg, jest już pełno turystów tutaj którzy są z USA. Zaczyna padać silny deszcz to chowam moje ubrania, porfel telefon i aparat pod jedną z małych skał.  Spędzam tutaj jeszcze trochę czasu i płynę ponownie pod wodospad a następnie wracam na górę i przebieram się w kabinie i rozpoczynam powrotną wędrówkę do drogi głównej. Idę w górę ale nikt się nie chce zatrzymać dopiero potem jakiś chłopak na motorze podrzuca mnie pod sklep gdzie zakupuję dużą bułkę, mortadelę i snikersa z migdałami. Teraz mam zamiar coś ugotować ale przecież nie mam soli no to przy jednym z budynków pytam faceta w średnim wieku czy nie ma może trochę soli. Po chwili dostaję sól w woreczku i dziękuję mu ale gdy już mam wychodzić zauważam pustą i zgniecioną puszkę to pytam czy nie ma takiej nie zgniecionej bo chcę zrobić kuchenkę na alkohol. Facet jest tak uprzejmy, że znajduje mi solidniejszą metalową puszkę w której robimy otwory gwoździem. Po raz pierwszy robię taką kuchenkę bo zawsze korzystałem z moich małych butli gazowych. Zostałem zaproszony na jutro rano na kawę i może będę mógł się zabrać z moim nowym znajomym do miasta San Isidro gdy uda mu się naprawić auto. Wracam do biura i witam ponownie w Carlosem i jestem w idealnym momencie bo mówi, że zaraz wychodzi. Żegnam się i z nim bo jutro z ranka ruszam i dziękuję za miejsce do spania tutaj na tarasie biura. Gdy odjeżdza ja próbuję gotować na tej puszce ale gdy odpalam alkohol to gaśnie i niestety nie da rady. Jest jeszcze resztka gazu na którym udaje mi się przyrządzić obiadek na tarasie i najadam się jego połową a drugą zostawiam na potem. Za jakiś czas rozpętuje się potężna tropikalna ulewa, ja korystam z niej i na zewnątrz biorę deszczowy, ciepły prysznic bo byłem cały spocony po tej wędrówce z wodospadów. Rozbijam namiot po raz kolejny na tarasie i słucham jak ulewa przybiera na sile i walą głośne pioruny. Oczywiście zapiski i internet wifi który jest na tyle silny, że ściągam sobie torrentem nowy sezon "true detective" ;). Napisałem też do Maćka Szarskiego z ekipy "Przez kontynenty" kórzy okrążyli świat i spotkałem go w Peru. Aktualnie jest w Nikaragui i zmierza do Kostaryki to może byłaby okazja aby się ponownie spotkać. Podaję mu swoją lokalizację i zobaczymy co z tego wyjdzie. Jutro ruszam do miasta San Isidro skąd chcę się udać na najwyższy szczyt Kostaryki "Cerro Chirripo 3820m".


kemping na tarasie biura

owoce Liczi


błotna twarz w dżungli wszystko widzi - streż się



Wodospad Nauyaca


drugi z wodospadów Nauyaca


krowa czy słoń??

takieeee drzewa w dżungli
Polak potrafi czyli nielegalna wędrówka na najwyższy szczyt Kostaryki

11 Sierpień 2015 Wtorek

Obudziłem się wcześniej i na śniadanie zjadłem jedzenie przyrządzone wczoraj a potem po spaakowaniu ruszyłem do tego domu gdzie ogarniałem tą puszkę na kuchenkę. Zostałem zaproszony na kawę z krakersami i poprosiłem mojego znajomego czy mógłbym dokonać korekt bo niestety alkohol w tej skonstruowanej się nie chce palić jakoś. Ostatecznie znaleźliśmy inne rozwiązanie a mianowicie metalową podstawkę w środku której przybiliśmy 4 gwoździe i wkład z puszki z alkoholem w środku na gwoździach można osadzić garnek i pali się alkohol idealnie teraz;). Po sporządzeniu nowej kuchenki survivalowej złapałem spod tego domu stopa z wytatuowaną kobietą w średnim wieku do kolejnej wioski i po tym jak mnie wysadziła nadjechał kolejny samochód w środku którego okazał się siedzieć ten facet który zawitał tam gdzie robiłem kuchenkę z moim znajomym. Pojechałem z nim do samego San Isidro i wysadził mnie na drodze prowadzącącej do "San Gerardo" czyli miasteczka z którego rozpoczyna się wędrówkę na "Cerro Chirripo". Łapię stopa na pace i koleś zawozi mnie kawałek wyżej a stamtąd kolejny ale tym razem motor. Siadam na tył i trzymając się mocno dojeżdzam prawie do samego "San Gerardo" tym motorostopem potem jeszcze kawałek pod górę, leży sobie pomarańcza więc ją rozcinam i jem i podjeżdzam wyżej minibusem pod biuro parku narodowego. W środku okazuje się, że w Parku Narodowym pabnuje całkowity zakaz kempingu u gotowania czy palenia ognisk.Dziś nie mogę tam wejść bo wymagana jest rezerwacja do schroniska za którą trzeba zapłacić w banku w San Isidro i wrócić tutaj a wtedy Pan wyda mi bilet. Za całość dwudniowej wyprawy to koszt ok 40 000 Colonów czyli ponad 300 zł - hahha chyba ich tutaj posrało i poupadali na głowy ze szczytu tej góry!! W życiu nie mam zamiaru płacić takiej kwoty za wejście na wulkan i postanawiam, że spróbuje znaleźć sposób ominięcia kontroli. Każe facetowi wypisać dane do wpłaty aby nie było podejrzanie, że przyjechałem i usłyszawszy o kosztach sobie odchodzę mówiąc "Dzięki za drogo , papa  ". Cała trasa to stąd ok 20 km na szczyt na 7km znajduje się chata z przekąskami a na 14km te "schronisko" czy ten śmieszny hotel już na wysokości 3400m. Biorę darmową mapkę z odległościami i ruszam z buta do malutkiego miasteczka gdzie pełno hostali i turystów z USA. Plecak waży nieziemsko wypełniony tym jedzeniem które targam z Panamy. Wyżej jest jakiś hotel i jakby budynek kontroli a zaraz za nim rozpoczyna się stroma ścieżka w kierunku szczytu na wulkan. Zaczynam o 14;00 i idę powoli w górę potem pojawia się pierwszy słupek z odległością i widzę, że pierwszy kilometr mam ze sobą. Dowiedziałem się, że ewentualna kontrola może być w którymś z tych punktów na górze ale mam nadzieję przemknąć nie zauważony. Wkraczam w potężny i wiligotny las dżungli górskiej którą jest lekko błotnista ścieżka a w niektórych miejscach są drewniane pnie ustawione jako schody po których idzie  się znacznie łatwiej. Potężne wysokie drzewa, zwisające liany, zarośla i potężne paprocie oraz liście drzew sprawiają, że jest tu wilgotno i ciemno. W którymś momencie zaczyna lekko padać to chowam się na chwilę pod pniem jednego z tych dużych drzew i czekam jak ustaje. Gzieś na 4 czy 5 kilometrze zaczyna tak lać, że w przeciągu minuty jestem przemoczony do suchej nitki dodatkowo poczułem zapach alkoholu i po otwarciu plecaka zauważyłem iż pół butelki mi się rozlało w plecaku i to na pokrowiec gdzie była zapalniczka.... Wkurzony z powodu ubytku alkoholu do gotowania i ulewy idę w górę bo nie ma co czekać i tak już jestem cały mokry a w butach dosłownie pływa bo słyszę takie lekkie "chlup chlup" stawiając kroki. Docieram cały przemoczony do tej chaty na 7 kilometrze która teraz jest zamknięta ale są siedziska i zlew z kranem gdzie będę mógł nabrać wody. Ściągam z siebie buty i skarpety z których wyciskam litry wody i myślę aby ugotować obiad. Przyrządam sobie ryż z warzywami, fasolą, tuńczykiem sosem pomidorowym i sojowym i posilam się do pełna połową porcji a reszta na potem. Odpoczywam trochę i postanawiam, że będę kontynuować wędrówkę w górę kolejne 7 km rejon tego schroniska aby rozbić gdzieś tam nielegalny kemping i jutro z rańca mieć tylko 5km na szczyt. Pakuję wszystkie rzeczy i zauważam, że w tej chatce ktoś jest pukam i otwiera mi chłopak w zimowej czapce i pytam go czy nie nalałby mi wrzątku bo herbatę chciałem wypić. Po chwili już piję herbatę z liści Boldo chodząc w miejscu bo jestem na boso a w stopy jest mi niesamowicie zimno po mimo drewnianej podłogi. Chłopak pyta czy idę w górę do tego hotelu to odpowiadam, że tak. On na to, że zadzwoni na górę bo na mnie czekają tam bo dojdę późno. Myślę "przecież ja nie mam rezerwacji i jak on im powie o mnie to będą ta na mnie czekać aby mnie złapać albo odesłać spowrotem i zaraz się wyda że jestem tu nielegalnie". Odpowiadam więc chłopakowi, żeby się nie martwił bo dzwoniłem z dołu do hotelu i sam ich powiadomiłem, że będę późno. On odpowiada, że ok i ruszam w drogę zakładając czołówkę i odpalając tryb energooszczędny dwóch diod led i reguluję jasność na najmniejszą. Było blisko z tym gościem teraz żałuje, że w ogóle poprosiłem o tą herbatę. Na szczęście już nie pada i mogę sobie spokojnie wędrować w górę oświetlając ścieżkę pod nogami. Nagle patrze na ścieżce świecą się jakieś oczy... myślę czy to nie jakiś tygrys lub  puma i odplam 75 lumenową diodę led po odpaleniu której ścieżka staje się jasna jak w dzień i widzę tą bestię dżungli którą okazuje się być zając... . Zając kurwa hahahaah a ja miałem nadzieję zobaczyć chociaż małpę czy coś dziwacznego no cóż cisnę dalej a zając skaczę kawałek dalej ścieżką i potem znika. Wyżej już wychodzę z tego tropikalnego lasu bo zaczyna się wolna przestrzeń gdzie widać światła z doliny z której przyszedłem a u góry piękne gwieździste niebo z ogromną drogą mleczną i spadajacą gwiazda czyli meteorytem który chyba przelatywał blisko bo okazał się bardzo duży i był wyraźny. Po ostrożnej wędrówcę jestem na trzynastym kilometrze skąd idę wypatrując schroniska i skrywajac światło latarki aby mnie nie wypatrzono. Potem po słupku z 14 kilometrem ścieżka prowadzi w dół i jestem przy budynku w którym jest już zupełnie ciemno tak więc szybko przemykam i idę dalej kawałek jakieś 200m gdzie znajduję jakieś krzaki przy ścieżce z miejscem gdzie by rozbić namiot. Myślałem aby przejść te ostatnie 5 km i być na szczycie jutro przed wschodem słońca ale się rozmyśliłem bo nie mam mojego śpiwora mogę zmarznąć w nocy a poza tym jestem już zmęczony niesamowicie. Ugniatam trawę, wyrywam jakieś kłujące rośliny i rozbijam namiot. Potem ściągam mokrawe ciuchy i przebieram się w suchę i okrywam kocem i idę w kimę.



testuję nową kuchenkę na alkohol

wędrówka w dżungli o latarce do 14 kilometra


12 Sierpień 2015 Środa

Ustawiłem budzik na 4;30 ale i tak wstałem po 5;30 chyba i po spakowaniu plecaka i zostawieniu w krzakach jedzenia oraz mokrych rzeczy ruszam w drogę o 6;20. Teraz odciążony cisnę szybciej i sprawniej, z góry wraca już pełno turystów wracających z szczytu. Pogoda tutaj jest do dupy bo nadciąga mgła i jakieś szare chmury ostatnie 2800m w górę gdzie przy stromym etapie zatrzymuję się aby zjeść śniadanie czyli ryż z wczoraj. Potem po stromym podejściu po skałach do góry jestem już na szczycie gdzie powiewa flaga Kostaryki i  znajduje się tablica z napisem "Cerro Chirripo 3820m". Udało się !!!! Najwyższy szczyt Kostaryki zdobyty i to nielegalnie nie płacąc ani grosza za wstępy, rezerwacje i hotel które niby były wymagane. Huraaaa !!;)

Na górze zimno jak cholera i wieje poza tym dookoła mgła tak więc z powodu braku widoków nie zabawiam długo i ruszam ponownie w dół. Teraz w Ameryce Środkowej jest pora deszczowa a więc trzeba mieć niesamowite szczęście aby zobaczyć coś z góry przy słońcu. Postanawiam, że zejdę dziś spowrotem do samego "San Gerardo" ale przede mną 20km w dół i teraz pada lekki deszcz przy silnym wietrze ale na szczęście niżej wychodzi słońce i mogę wysuszyć trochę rzeczy. Odbieram moje torebki foliowe z ciężkim jedzeniem i ubraniami które zostawiłem w krzakach w miejscu kempingu i ruszam w drogę. Wodę nabrałem wcześniej, mijam schronisko jak gdyby nigdy nic mówiąc tylko "Hola" do tnacych tam drewno dwóch mężczyzn i idę przed siebie. Teraz w pełni mogę rzec iż się udało zdobyć najwyższy szczyt Kostaryki nielegalnie - Polak potrafi ! Tak więc do boju Polacy zdobywajmy góry i szczyty nawet nielegalnie zamiast płacić fortuny za wejście ;). Rozwieszam sobie ciuchy na plecaku bo słońce grzeje i ruszam w dół bo przede mną 14km. Potem odpoczywam na 7 kilometrze jedząc kanapki i śpiąc chwilę. Spotkałem tu też te dwie dziewczyny z Danii i tych Amerykanów schodzących ze szczytu. Po odpoczynku kolejne 7 km ostrego schodzenia w dół, czuję że stopy mam na pewno niesamowicie obtarte bo bolą mnie.




Dach Kostaryki zdobyty!!!



znowu w dżungli czyli droga powrotna




Gdzieś tam niżej ponownie spotykam dziewczyny i tą rodzinkę z którymi idę kawałek. Potem  deszcz zaczyna znów padać i znów jestem przemoczony po chwili na szczęście nie jest tak silny jak wczoraj i dobrze, że schowałem suche ubrania do worka foliowego bo gdy tym razem przemoknie plecak one pozostaną nie tknięte przez deszcz. Jestem na dole kawałek dalej jest daszek należący do jednego z domków, siadam tam i odpoczywam bo nogi mnie tak bolą iż nie mogę prawie chodzić. Ktoś wychodzi z domku i ja pytam kobiety czy mógłbym rozbić namiot u nich na ogrodzie. Po chwili dostaję miejsce za domem na dużym ogrodzie przy kurniku gdzie jest płasko. Będę mógł wypocząć sobie bez problemu dzisiaj bo miałem szukać niżej miejsca w miasteczku ale znalazłem szybciej i w lepszym miejscu. Wyprałem sobie też od razu ubrania w kamiennym zlewie do tego służącym. Chciałem poprosić o wrzątek na owsiankę ale rodzinka mnie nakarmiła podarowując przepyszną kolację (ryż z frytkami, fasolą i dwoma mięsnymi klopsami) ;). Potem jak wróciłem do namiotu to już nie miałem sił na nic i zasnąłem bo przeszedłem dziś 25km z ok 20 kg plecakiem a wczoraj pod górę 14km czyli łącznie 39km w przeciągu 26h - masakra. Moje stopy mają potężne obtarcia które bolą niesamowicie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz