26 – 30 Grudzień 2015
W
ciągu kolejnych dni generalnie nic ciekawego nie robiłem bo
skupiliśmy się z Cinthią na ogarnianiu spraw z blogiem ale przy
okazji odkryłem fajny park niedaleko naszego mieszkania. Myślałem
iż nie ma tu żadnej zieleni w pobliżu a jednak okazało się, że
jest fajny park idealny do ćwiczeń jogi czy krótkich biegów dla
mojej przyjaciółki.
Napisała
do mnie Asia iż ma kontakt z pewną Polką – Olą i jest tutaj w
Kostaryce i podobno jest bez pieniędzy i podała kontakt do mnie.
Zobaczyłem
na moim facebooku zaproszenie od tej Oli i skontaktowaliśmy się za
pomocą telefonów komórkowych bo mi wysłała wiadomość w postaci
SMS. Zapytałem jej jak jej mogę pomóc bo Asia tylko tyle mi
powiedziała iż ona potrzebuje zrobić przelew na konto i kogoś aby
wypłacił jej te przelane pieniądze. Ola napisała iż jakbym był
w stanie to czy właśnie mógłbym jej pomóc z tymi pieniędzmi. Ja
odpowiedziałem iż nie ma problemu i możemy spotkać się w San
Jose 30 grudnia. Następnego dnia poszedłem do pracy grać na ulicy
na okarynie i pierwszy raz wrzucono mi tak duży banknot jakim było
20$. Większość ludzi oczywiście wrzuca pieniądze w obecnej
walucie CRC ale też zdarzają się dolary.
30 grudzień 2015 Środa
( Spotkanie z Olą )
Umówiliśmy
się o 15:20 w miejscu w którym gram na okarynie czyli niedaleko
poczty i zauważyłem Olę gdy przechadzała się ze swoim hostem z
couchsurfingu tuż koło mnie. Podeszła do mnie sympatyczna
blondynka o oczach koloru prawie identycznych jak moje i
przywitaliśmy się serdecznie. Przyszła nie co wcześniej tak więc
poprosiłem ją aby wróciła za godzinę gdy skończę grać na dziś
i będę wolny. Potem ponownie się spotykamy w miejscu grania i ja
pakuję moje rzeczy i idziemy do pobliskiego parku porozmawiać.
Ola z
wykształcenia jest nauczycielką języka Angielskiego i skończyła
też psychologię. Miała już dość tego nudnego życia i monotonii
i postanowiła spełniać marzenia!
Okazuje
się iż nie została okradziona tak jak się spodziewałem a po
prostu bankomat wciągnął jej kartę i nie ma jak wybrać pieniędzy
z konta. Przyleciała ona ok 4 miesiące temu na Kubę którą
krytykuje z powodu panującego tam powszechnie naciągania turystów.
Jeśli jesteś turystą możesz nawet zapłacić do 30 razy więcej
niż lokalni ludzie!! Wspominała o tym, że ludzie udają miłych i
zapraszają Cię na drinki czy jakieś dania a potem każą Ci płacić
za nie grubo w dolarach albo wymykają się i uciekają! Po Kubie Ola
mówi iż poleciała do Meksyku i go zachwala niesamowicie – nie
dość, że jest bardzo tanio to ludzie mili na każdym kroku i nikt
tam nie myśli nawet aby Cię oszukać czyli gorące serca Latynosów
które są mi dobrze znane. Przejechała też przez Gwatemalę którą
opisuje jako niebezpieczną a już nie wspominając o kolejnym kraju
jakim jest Salwador. Pracowała trochę tutaj w Kostaryce aby sobie
dorobić a teraz ma plany jechać na Amerykę Południową.
Idziemy
następnie do KFC aby użyć Wi-fi aby mogła zrobić ten przelew na
moje konto ale wychodzi na to iż nie może zrobić ekspresowego
przelewu ale decydujemy się na normalny przelew i po zobaczeniu
potwierdzenia jego wykonania idziemy wspólnie do bankomatu gdzie
wybieram dla niej gotówkę ale niestety całości nie mogę wybrać
tak więc daję jej też w gotówce to co dziś zarobiłem na ulicy.
Ola teraz super zadowolona, że ma w końcu pieniążki ale obojgu
nam się zgłodniało więc proponuję abyśmy poszli na pizze do
tego lokalu gdzie wcześniej udałem się z Asią i Gają. Ola
opowiada o tym swoim hoście z couchsurfingu, że ma jakieś fobie i
lęki bo ona w swoim pokoju podobno okna nie może otworzyć bo
wszyscy będą widzieli coś tam w jego domu. Ostrzegam ją aby
zachowała czujność a najlepiej zmieniła mieszkanie. Powiedziałem
też o możliwości zarobku na ulicy gdyby chciała sobie dorobić na
podróż to Kostaryka jest do tego idealnym krajem :). Żegnam się z
moją rodaczką – Olą i życzę jej szczęśliwego nowego roku bo
jutro już 31 Grudzień. Całujemy się na pożegnanie typowo po
Polsku czyli trzykrotnie w policzek i mamy nadzieję się spotkać
ponownie już w Nowym 2016 roku gdy wróci z powrotem do San Jose.
Jutro
wraz z moją przyjaciółką Cinthią planujemy spędzić Sylwestra w
górach z daleka od tego zgiełku i szumu stolicy. Sprawdzamy na
mapie google gdzie udamy się w te góry bo miejsc jest sporo do
wyboru ale ostatecznie pada aby pojechać nie daleko miejsca gdzie
mieszka jej kuzynka czyli w '' Las Nubes'' i tam znajdujemy jakiś
punkt bez drzew w góry na mapie wyglądający całkiem spoko na
kemping. Jutro jakieś przygotowania i ruszamy.
Ostatni dzień 2015 roku ( płonące drzewo i kemping w górach )
Po
wczorajszym ogarnięciu trasy i bardzo późnej pobudce bo ok 9:30
jesteśmy prawie gotowi do wyruszania w drogę bo jak na razie tylko
mentalnie a nie zrobiliśmy jeszcze żadnych przygotowań.
Po
śniadaniu szykujemy rzeczy na wyprawę ( mój duży plecak, namiot,
matę do spania, koc, długie spodnie, mój tableto – pc, aparat )
moja przyjaciółka udała się do swojego domu z którego weźmie
dwa śpiwory bo ja swój zostawiłem w Kolumbii. Do jedzenia
słodycze, bułkę, ser biały warzywa, orzeszki ziemne, owsiankę i
banany. Zabrałem też oczywiście swój garnek aby w nim móc potem
przyszykować nasze śniadanie.
Spotykamy
się na dworcu autobusowym przed 14.00 i pakujemy jeden ze śpiworów
do mojego plecaka a drugi montujemy u góry plecaka Cinthii. Wsiadamy
do autobusu i płacimy 290 CRC za przejazd do miasteczka Coronado
gdzie mamy 27 minut w oczekiwaniu na kolejny autobus. Idziemy do
chyba najtańszego z supermarketów w tym kraju czyli ''Pali'' i
zaopatrujemy się w Nachos i pastę z fasoli oraz 1,5 coca colę oraz
2 słodkości w celu dostarczenia nam energii przed czekającą nas
wędrówką. Wracamy na dworzec i płacimy kolejne 290 CRC za bilet
do ''Cascajal'' małej wioski w górach. Sprawdzam mapę na moim GPS
gdzie jesteśmy i rozpoczynamy wędrówkę właściwą, małą
asfaltową drogą Świeci pięknie słońce a powietrze jest
niesamowicie rześkie i ogromnie się cieszę iż mogę w końcu
uciec z tego przepełnionymi ludźmi miasta San Jose w którym tylko
i wyłącznie zostaję ze względu na pracę i moją przyjaciółkę
która też nie lubi w nim przebywać.
Droga
pnie się w górę i dochodzimy do pierwszych gospodarstw z liczną
ilością krów. Pojawił się nawet taki niesamowity zapach gnojówki
jaką się czuję u nas w Polskich wsiach i poczułem się prawie jak
w swoim kraju. Z lewej strony nachodzą chmury i lekko kropi deszcz a
raczej mżawka. Po prawej stronie widnieje bardzo ładne wzgórze
które jak dla mnie wygląda na idealne miejsce do rozbicia namiotu.
Zgodnie z naszą trasą którą sprawdzaliśmy na mapie powinniśmy
iść drogą na wprost ale potem po dojściu do kolejnego
gospodarstwa okazuje się iż ta droga prowadzi w głąb lasu i gór
i raczej gdy tam pójdziemy to o widokach możemy zapomnieć o czym
informuje nas chłopak z tego gospodarstwa gdzie poprosiliśmy o
napełnienie naszych butelek wodą. Powiedział również iż ta
droga prowadzi do wulkanu Irazu podobno. My natomiast chcemy mieć
fajny widok tak więc decydujemy się wejść na tą górę z zieloną
łąką na górze ale problemem jest to, że znajduje się ona po
drugiej stronie kanionu. Mamy do wyboru zejść drogą którą
przyszliśmy i szukać niżej jakiegoś w miarę płaskiego wejścia
lub zejść na dół po bardzo stromym zboczu po pastwiskach i wspiąć
się na to po przeciwnej stronie gdzie widać pasające się krowy.
Sprawdzamy najpierw jak wygląda to zbocze i z tego co wygląda jest
to ogarnięcia. Ponownie wchodzimy na teren gospodarstwa i pewien
chłopak pokazuje nam drogę aby zejść pastwiskiem aż na sam dół
do rzeki po tym stromym zboczu.
Przechodzimy więc pod drutem
kolczastym pod napięciem i rozpoczynamy zejście życząc temu
chłopakowi Szczęśliwego nowego roku. Musimy schodzić zygzakiem bo
jest tak stromo. Całe zbocze nie ma żadnej ścieżki są to tylko
wydeptane przez krowy. Na dole przy rzece mały wodospad, potem
przechodzimy przez rzekę i kolejny drut kolczasty tym razem górą.
Tutaj posilamy się orzeszkami ziemnymi i pysznym roztopionym cukrem
z trzciny cukrowej i ruszamy w górę pod prawie pionową górę.
Wbrew pozorom jest łatwiej wchodzić niż schodzić co miało
miejsce przed chwilą z tego przeciwległego zbocza. Niedługo będzie
już ciemno ale doszliśmy na tą górę w najlepszym momencie bo
udało nam się zobaczyć ostatni zachód słońca w 2015 roku.
Weszliśmy dosłownie w momencie gdy już słońce chowało się za
wysokie góry leżące na wprost nas!!! Coś niesamowitego oglądać
ostatni zachód słońca, w dole widać stolicę Kostaryki pogrążoną
już w półmroku a my tu na górze. To nie koniec - bo punkt który
wyznaczyliśmy jest nie co wyżej a nie tutaj bo jeszcze jest znaczna
ilość drzew. Ruszamy więc dalej i dochodzimy do kolejnego strumyka
i drutu kolczastego który oczywiście przechodzimy bezproblemowo.
Niestety kawałek wyżej kolejny drut kolczasty wyznaczający granice
pastwiska gdy patrzę na dół w pół mroku widzę duże drzewo a u
jego podstawy jakiś ogień. Nie widać dokładnie co tam się dzieje
na początku myślę, że ktoś pali koło niego ognisko.
Wykorzystuję potęgę technologii i moim aparatem robię zdjęcie z
maksymalnym zoomem i co widzę – z podstawy drzewa wydobywa się
ogień a obok niego nie ma nikogo!! Zostawiamy oboje plecaki i
schodzimy w dół w celu sprawdzenia sytuacji. Okazuje się iż
drzewo u podstawy się pali jest ogromna dziura na wylot a drzewo się
żarzy i tli emanując czerwonym kolorem. Mało tego drzewo wygląda
dość mistycznie i majestatycznie. Czuję się prawie jak Mojżesz
odnajdujący płonący krzew!! Wodę zostawiliśmy na górze aby je
zagasić a poza tym jest tak duży obszar palącego się w środku że
musielibyśmy schodzić po ciemku i przechodzić przez drut kolczasty
aby nabrać trochę wody. Kropi trochę deszcz tak więc powinien to
zagasić. Dochodzimy do wniosku że te drzewo podpalił ktoś bo w
sumie łatwiej je zniszczyć niż ścinać je o tak grubym pniu. Poza
tym jest to pastwisko a więc własność jakiegoś rolnika. Po
ujrzeniu „Płonącego drzewa życia” wchodzimy wyżej. Co raz
silniej pada i wieje niesamowicie.
W krajach Ameryki południowej i Środkowej płaci się za przejazd autobusem po wejściu do autobusu. Nie ma tu krętactwa i oszustwa w postaci pasażerów na gapę!! |
krzyż musi być! |
rozpoczynamy wędrówkę |
Macro World |
zejście niesamowicie strome! |
krowi wodospad |
nasza droga zejścia |
Udało się wejść i zdążyć na ostatni zachód słońca w starym 2015 roku!! |
płonące drzewo |
???? |
niesamowita przygoda z palącym się drzewem |
Znajdujemy miejsce na rozbicie namiotu z widokiem na całą stolicę Kostaryki czyli San Jose w dole. Na płaskim miejscu rozbijamy namiot i wchodzimy do środka. Oczywiście wejście do namiotu ustawione na stolicę w dole. Przyrządzamy kanapki pyszne z serem, awokado, pomidorem i ziarnami czarnego sezamu oraz pikantnym sosem.
Po kolacji przed nowym rokiem oglądamy na moim nowym sprzęcie idealny film jakim jest „MR. Nobody” którym wszystkim gorąco i serdecznie polecam. O dziwo bateria po 2,5h oglądania filmu spadła do poziomu 57% na połowie jasności ekranu co uznaję za bardzo pozytywny wynik!
Wystrzały zaczęły się już przed północą i oglądamy całą stolicę wraz z prowincjami czyli ponad milionową populację. Światła z wybuchów fajerwerków z tej wysokości na której jesteśmy czyli ok 2000m wyglądają fenomenalnie. W życiu czegoś takiego nie widziałem bo te rozbłyski pojawiały się super szybko niczym światła świetlików tylko w przyśpieszonym tempie. Efekt – zajebisty!! Miasto jest tak daleko i tak nisko iż te wszystkie wybuchy wyglądały niczym migające światełka świetlików wraz z kolorami fajerwerków! Robiłem zdjęcia tego magicznego widoku ale dużo nie wyszło – to trzeba zobaczyć na własne oczy dlatego nakręciłem film bo tylko to jest w stanie w jakimiś stopniu odwzorować te przepiękne błyski!
Zarówno ja jak i moja przyjaciółka jesteśmy zdumieni. Wspólnie oznajmiamy iż jest to nasz najlepszy Sylwester!
Wszystkim Życzę 2016 roku pełnego mnóstwa czasu, zdrowia , energii miłości i pozytywnych wibracji oraz wiary w samego siebie i spełniania wszystkich marzeń – bo nie ma rzeczy niemożliwych do zrealizowania :)!!!
Poniżej film z wędrówki na szczyt, płonącego drzewa i niesamowitego przywitania Nowego 2016 roku:
jest kolacja |
i jest wariacja :) |
przenośne kino - górskie :) |
Widok na stolicę Kostaryki - czekamy na sztuczne ognie! |
1 Syczeń 2016 Piątek
W nocy wiatr wiał bardzo silnie i prawie nie spaliśmy ale za to gdy wstaliśmy widok nam wynagrodził prawie nie przespaną nockę. Piękny poranek nowego 2016 roku z widokiem na całą stolicę Kostaryki w dole i widniejące za nim góry. Po zjedzeniu śniadania spakowaliśmy namiot ale dosyć ok 11:00 i zaczęliśmy schodzić w dół i przechodziliśmy koło tego płonącego drzewa które zauważyliśmy wczoraj i dziś już się nie paliło,wydaje mi się, że może przeżyć o ile ktoś go znów nie podpali. Przechodziliśmy przez kolejne druty kolczaste i doszliśmy do jednego z gospodarstw gdzie dostaliśmy świeże mleko prosto od krowy do butelki. Litr mleka w sklepie to ponad 2$ i to przetworzonego. Tutaj można kupić za 5krotnie mniej i to naturalne bez żadnej chemii w środku. Facet z gospodarstwa podał nam numer w razie czego gdybyśmy zechcieli kupić. Doszliśmy do pierwszych zabudowań i złapaliśmy autostop do centrum Coronado as stamtąd już autobusem do centrum San Jose i wróciliśmy na piechotę przez opustoszałą stolicę Kostaryki do naszego mieszkania.
Nowy 2016 rok właśnie się rozpoczyna !! Co przyniesie i gdzie mnie zaprowadzi? Tego to ja sam nawet nie wiem ale wiem jedno – bycie wolnym to droga do prawdziwego szczęścia w życiu, doskonałych i nie zapomnianych doświadczeń, ludzi, miejsc i wielu innych niesamowitych doznań w podróży :) . Niech Nowy 2016 rok będzie rokiem Podróży, Świadomości, Wolności, Zdrowia, Optymizmu i miłości do drugiego człowieka ! Tego wszystkiego zarówno życzę Wszystkim Wam jak i sobie:)
tak wygląda Pierwszy poranek w nowym 2016 roku!!! :) |
a tak pierwsze śniadanie (owsianka, miód, mleko w proszku,orzeszki ziemne, banan i nasiona czarnego sezamu oraz Chia ) omnomnomnom! |
kemping pod pradawnym drzewem życia :) |
kciuki w górę - mamy 2016! |
widoki na przepiękną krainę natury |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz