21 listopad 2016 Poniedziałek - wyruszam do Panamy
Wcześnie
rano pakuję się, zabieram wszystkie moje rzeczy. Część zostawiam
w kanciapie jakieś pudło ze starymi butami, kocyk i jakieś
drobiazgi. Oddaje Bernalowi klucze do mieszkania i żegnam się z
dwoma współlokatorami, z pozostałymi nie mam okazji bo ich nie ma
w domu aktualnie. Bernal zawozi mnie na wylot miasta Cartago skąd
mam zamiar łapać stopa. Żegnamy się, dziękuję za gościnę i
widzimy się w styczniu także mówię mu „hasta luego – czyli do
zobaczenia”.
Oczywiście
już wcześniej pożegnałem się z Cinthią bo powiedziałem jej iż
jadę do Panamy odwiedzić Polskich podróżników i zarabiać tam do
stycznia grając na ulicy.
Teraz
już sam ponownie z plecakiem na stacji benzynowej, pogoda dziś
tutaj jest akurat dobra na łapanie stopa bo jest chłodno i
pochmurnie a lepsze to niż stanie w palącym słońcu. Pytam trochę
osób na stacji benzynowej lecz większość mówi mi iż jest stąd.
Czuję, że coś tu nie za bardzo miejscówka to idę jednak na drogę
główną i tam ustawiam się przy drodze i wystawiam kciuk. Nie
czekam długo bo zaledwie parę minut i już zatrzymuje się samochód
– nowy srebrny SUV a w nim jakieś małżeństwo w średnim wieku.
Pytam czy jadą w kierunku przełęczy „Cerro de la muerte – góra
umarłych” która jest najwyższą przełęczą w Kostaryce bo
osiąga wysokość 3491m. Jadą w tym kierunku i zabierają mnie
wysoko drogą niedaleko miejsca zwanego „San Gerardo de Dota” i
wysiadam pod restauracją. Od razu idę pytać kolejne osoby w
samochodach tutaj na parkingu i jeden facet jedzie do miasta „San
Isidro” ale mówi mi, że zabierze mnie jeśli mu coś odpalę
kasy. Ja mu tłumaczę iż podróżuję autostopem i nie mam
pieniędzy aby płacić. Facet taki trochę dziwny ale jednak dobra
każe mi plecak włożyć do bagażnika co do mądrych decyzji nie
należy ale jednak go tam wkładam. Nie ufam facetowi zupełnie bo
rozpoczynamy jazdę i pyta się mnie jak to tak bez kasy? Od razu
zaczyna tematy o finansach podróży czyli o tym o czym ja nie lubię
rozmawiać oraz jest to bardzo niebezpieczny temat. Tłumaczę mu jak
wygląda podróż autostopem i jak to się ogarnia i śpi za darmo w
różnych krajach świata. Dojechaliśmy na tą najwyższą przełęcz
i potem zaczęliśmy zjeżdżać w dół i facet sam się przyznał
iż przysypia, zakrętów pełno także zacząłem się niepokoić.
Zatrzymał się w końcu na zatoczce i tam ja postanowiłem wyciągnąć
mój plecak z bagażnika pod pretekstem zjedzenia banana. On
zdrzemnął się w aucie jakieś 15min i ja czekałem na niego. Gdy
się obudził włożyłem tym razem plecak już na tylne siedzenie.
Pojechaliśmy do miasta i tam dostałem od niego w prezencie jakiś
napój a on sam kupił sobie browara i 2 butelki 300ml tutejszej
flaszki robionej z trzciny cukrowej która ma ok 35%. Pojechaliśmy
na myjnię bo facet jak sam opowiada pracuje w jakiejś wypożyczalni
samochodów dla turystów i trzeba oddać auto w ładnym stanie.
Facet powiedział, że zabierze mnie aż do samej granicy prawie bo
jedzie do miasteczka „El golfito”. Ja myślałem, że jedzie do
tego San Isidro gdzie mieszka ale jak się okazało jedzie dalej.
Następnie zaczyna jechać i pić tą flaszkę ja tylko patrzę i
obserwuję i oczywiście pasy zapięte w razie czego.
Jedziemy
przez piękne zielone doliny, rozmawiam z nim i podziwiam widoki.
Finalnie dojeżdżamy do małej wioski „Rio Claro” 30km od
granicy z Panamą. Tutaj facet się zatrzymuje i jeszcze potem
proponuje mnie, że jak chcę to możemy pojechać kawałek dalej i
pokaże mi okolice. Moja intuicja mówi mi wyraźnie iż coś jest
nie tak z tym gościem. Odpowiadam mu iż idę do granicy zanim znów
zacznie padać deszcz, wysiadam i dziękuję za podwózkę.
Na
prawdę dziwny ten gość i wyczułem jakieś niebezpieczeństwo.
Deszcz się ponownie zbliża bo tak w ogóle na Kostarykę zbliża
się huragan i ma uderzyć w miasto „Limon” na wybrzeżu po
stronie Karaibów. Stąd te deszcze i stan alarmowy. Mam tylko
nadzieje, że tutaj nie dotrze bo w sumie jestem zaraz przy wybrzeżu
Oceanu Spokojnego.
uprawy trzciny cukrowej gdzieś na trasie |
górskie wodospady |
widoki podczas autostopowej wyprawy do granicy |
Idę
na stację zjeść owoce oraz idę do banku wymienić Colony na
Dolary i dostaję ich 230. Potem ustawiam się przy drodze i łapię
kolejnego stopa do samego przejścia granicznego w „Paso Canoas”.
Idę zapłacić podatek wyjściowy z kraju wynoszący 8$ i idę do
okienka aby wbili mi pieczątkę wyjściową. Następnie idę do
granicy po stronie Panamy i tam kamerka robi mi zdjęcie, muszę
przykładać moje 4 palce do specjalnego skanera, potem kciuk prawej
dłoni. Babka każe mi jeszcze 2 rękę przyłożyć ja jestem
zaskoczony totalnie przecież mam kurwa paszport biometryczny to z
jakiej racji mam jej drugą rękę na skaner kłaść? Pytam więc
dlaczego 2 rękę mam położyć na skaner?? Ona do mnie po
Hiszpańsku „cuanto manos usted tiene – ile masz rąk”? Mówię,
że chyba jasne, że dwie. To ona na to „to dlatego, że ma Pan 2
ręce to skanujemy dwie”. Kładę więc 2 dłoń na tym zasranym
skanerze, lampki zmieniają kolor na zielony czyli jest ok, potem
kciuk, zapala się ponownie zielona dioda i zabieram rękę stamtąd.
Strażniczka wbija mi 180dni pobytu w Panamie i jestem wolny. Nikt mi
nie sprawdzał nawet mojego dużego bagażu co jest dla mnie
zaskoczeniem.
Wkurzyłem
się tylko na ten skaner bo nie chcę być skanowany jak jakiś
przestępca, że muszę 2 dłonie kłaść na skaner linii
papilarnych. Im mniej technologii i śledzenia mojej własnej
prywatności tym lepiej. Wcześniej jak przekraczałem granicę w
sierpniu tamtego roku takich skanerów nie było jeszcze – teraz
już są.
Napisałem
wcześniej do moich znajomych w Paso Canoas tutaj przy granicy gdzie
w tamtym roku u nich rozbijałem namiot na ogródku. Zapytałem czy
nie mógłbym się przekimać dzisiaj i ruszyć jutro z rana w stronę
miasta Panama. Powiedzieli mi iż nie ma problemu. Przyszedłem więc
pod dom okazało się iż jest ten młody chłopak i gra z kolegami w
fifę. Przywitaliśmy się po ponad roku i opowiedział mi iż tato w
pracy i przyjdzie za jakiś czas a jego mama pojechała do szpitala w
Kostaryce. Zapytałem co się stało to powiedział mi iż mama
zachorowała na nowotwór ponownie i pojechała tam na Konsultację
bo ona pochodzi z Kostaryki. Smutna to informacja, a mało tego
zapytałem o dużego psa którego widziałem rok temu na ogrodzie i
chłopak powiedział iż zdechł bo zachorował na nowotwór....... W
tym momencie się przeraziłem i zasmuciłem bardzo :/ .
Tutaj
w Panamie przestawia się tak w ogóle czas o godzinę do przodu
także z 17:00 przestawiłem na 18:00 i powiedziałem do chłopaka iż
jest zajęty i ma kolegów u siebie w domu to ja nie będę zawracał
głowy może i pójdę do drogi i spróbuje złapać jeszcze jakiegoś
stopa przed zmrokiem a ewentualnie jak mi się nie uda to wrócę i
zostanę na noc.
Poszedłem
i rozmawiałem z kierowcami tirów ale jednak nie udało mi się nic
znaleźć poza tym odradzali mi podróżowanie po nocy w sumie mają
rację bo przecież jedną z moich zasad jest unikanie podróżowania
po zmroku. Wróciłem więc do domku znajomych i przywitałem się z
gospodarzem. Porozmawialiśmy trochę potem wieczorem zaproponowali
mi iż jak nie chcę rozbijać namiotu to przyniosą mi materac do
spania. Położyłem go na tarasie, zamocowałem moją moskitierę na
hamaku i doczepiłem do krzesełka i mam teraz królewskie łoże do
spania :D. Jutro z rana wcześniej wstaję i ruszam w stronę do
miasta Panama na spotkanie z Polskimi Podróżnikami z mojego rejonu
:).
22 listopad 2016 Wtorek
Wstaje
rano jakoś po 6:00 deszcz jeszcze leje potężnie to tylko myślę
jak ja teraz stopa będę łapać jeśli nie ustanie. Na śniadanie
oczywiście owsiankę jem a potem pakuje rzeczy, ściągam moskitierę
i dziękuję mojemu znajomemu za nocleg na tarasie i mówię do
zobaczenia.
moje miejsce noclegowe u znajomych - moskitiera przypięta do ławeczki oraz hamaka, materac i kocyk |
Deszcz pada lecz nie tak mocno jak przedtem, kupiłem małą parasolkę składaną to sobie ją otwieram i idę. Przy granicy zero tirów.... jestem rozczarowany, idę dalej za most do stacji benzynowej gdzie nie ma żadnych samochodów tak naprawdę, deszcz cały czas pada i nie wiem co robić. Mam tylko nadzieję, iż nie przyjdzie tutaj ten huragan który już w Panamie spowodował ogromne deszcze które wywołały liczne szkody.
Idę
jakieś 100m wyżej do takiej kontroli wojskowej gdzie zatrzymują
się auta i pytam strażników czy pomogliby mi może złapać
jakiegoś stopa. Oni jednak mówią iż niby nie mogą robić takich
rzeczy i informują mnie iż mam iść na przystanek i tak łapać.
Deszcz dalej pada to odpuszczam sobie stanie i moknięcie i biorę
autobus za 2,10$ do miasta „David” gdzie wysiadam przy głównej
drodze czyli Panamericanie. Jednak stąd na wylot jest ogromny kawał
to idę na stację benzynową gdzie pytam ludzi. Jeden z kierowców
oferuje mi, że zabierze mnie na wylot miasta, pakuję plecak i jadę
z nim na kolejną stację. Okazuje się iż tutaj jest jeszcze gorzej
bo nie ma zupełnie żadnych aut. Za chwilę jednak przyjeżdża
jakiś pickup i pytam kierowcy czy nie jedzie czasem gdzieś dalej i
nie zabrałby mnie do kolejnej stacji. Mogę wsiadać i jedziemy,
zamiast dowozić mnie tylko kawałek mówi iż jedzie jakieś niecałe
60km do miasteczka „San Felix” przyjeżdżam tam z nim i to się
dopiero okazuje być zadupie!! Droga jest w przebudowie, deszcz leje
także można zapomnieć o ustawieniu się przy drodze i łapaniu
stopa a poza tym nawet nie ma gdzie. Jest tutaj jakiś supermarket
jedynie, parking i mały dworzec autobusowy. Pytam jednego z
kierowców czy nie jedzie czasem do miasta Panama, on niestety nie
jedzie ale wskazuje mi autobus. Pytam ile kosztuje mówi, że 12$.
Ile? To strasznie drogo! - Odpowiadam. Facet się uśmiecha i wyciąga
z kieszeni dolary i mówi, żebym je brał. Odmawiam, ale on nalega i
wręcza mi 7$ na podróż :). Postanawiam, że skoro dostałem hajs
to dołożę te 5$ i kupie bilet autobusowy do miasta Panama. Poza
tym jeśli bym próbował łapać stopa przy takiej pogodzie to nie
dość, że na pewno dziś bym tam nie dojechał to jeszcze bym
zmoknął.
Autobus
przyjeżdża o 12:30, pakuję plecak i wsiadam do środka. Staje
gdzieś po drodze w mieście „Santiago” tam kupuję obiadek i
komunikuję się z Maćkiem Badziakiem i daje mu znać, że będę
wieczorem na 18:00 czy 19:00 w mieście Panama. Maciek powiedział
mi, że przyjdzie po mnie z Olkiem na ten cały dworzec autobusowy na
Albrook'u.
Panama - indianie Chiriqui w autobusie |
Przejeżdżam
mostem na kanałem Panamskim gdzie widać te wszystkie statki –
kontenerowce i zaraz potem jestem na dworcu. Zapomniałem iż tutaj
godzina jest zmieniona to myślałem że jest 19:00 bo na tą godzinę
się umówiliśmy na terminalu. Dzwonie do Olka przez Whatsappa i
tłumaczy mi jak się dostać do miejsca gdzie będą na mnie czekać.
Tutaj jest metro normalne przyłączone do tego dworca autobusowego
także mam pojechać metrem i wysiąść na stacji „12 de octubre”
oni tam będą na mnie czekać na stacji metra. Aby przejechać
metrem trzeba mieć kartę metra ale przejazd kosztuje 0,35$ . Idę i
proszę jednej kobiety aby mi przesunęła kartą abym mógł przejść
przez bramkę wejściową i daję jej 35 centów. Pierwszy raz w
ogóle jadę metrem, metro nowe jak widać wybudowane oczywiście
przez Amerykanów zresztą jak całe miasto Panama i kanał Panamski.
W metrze cholerny ścisk, ludzie się przepychają i nie ma w ogóle
miejsca!
Dojeżdżam
na stację i schodzę po schodach i już widzę czekających na mnie
chłopaków! Witam się z Maćkiem oraz z Olkiem jest powitanie
kolegów podróżników z mojego rejonu bo Maciek jest z Pieszyc a
Olek z Bielawy czyli mojego miasta :). Rozmawiamy i idziemy do
miejsca gdzie mieszkają. W ogóle plany Maćka się zmieniły też
bo miał on siedzieć w mieście Panama a okazało się iż dostał
zaproszenie od rodziny na Święta do USA i w piątek już tam leci
czyli pojutrze! Chce tam pracować i dorobić sobie hasju. Zapłacił
tutaj za mieszkanie do 12go grudnia także mogę zostać na jego
miejscu. W mieszkaniu mieszka ponad 10 Wenezuelczyków bo teraz jest
potężny kryzys w Wenezueli i mieszkańcy tego kraju przyjechali tu
do Panamy aby pracować i uciec przez biedą.
Co
mnie rozwaliło tutaj na wejściu do jest fakt iż za dzielony pokój
gdzie są 2 piętrowe łóżka i jedno normalne trzeba tu płacić
180$ za miesiąc!! To kosmiczna cena za pokój i to dzielony! Ceny za
wynajem podobno zaczynają się od 180$ w górę!!
Na
mieszkaniu po przyjściu zaraz robimy sobie kolacyjkę w postaci
jajecznicy z makaronem i fasolą mieloną :) Nie ma to jak posiłek z
Polakami podróżnikami :)
Widzę
iż Maciek z Olkiem już poduczyli Wenezuelczyków trochę Polskiej
mowy a dokładnie łaciny:) Potem wychodzimy sobie na zewnątrz,
siadamy na krzesełkach i rozmawiamy do późna.
W końcu się spotkaliśmy !! Kolacja mistrzów podróży - od lewej Olek z Bielawy, Ja i Maciek z Pieszyc !:D |
23 listopad 2016
Czwartek
Rankiem
kolejnego dnia postanowiliśmy wspólnie pójść do tego
największego centrum handlowego w Ameryce Środkowej zwanego
„Albrook Mall” gdzie znajduje się ponad 550 sklepów. Jutro jest
czarny piątek i chciałem zobaczyć sobie czy mają tam te całe
maty samopompujące. Po śniadaniu wybraliśmy się więc metrem na
ostatnią stację jaką jest właśnie Albrook Mall i poszliśmy do
ogarniać sklepy, ja nie przepadam za centrami handlowymi ale jeśli
jutro ma być ten czarny piątek i mają być promocje nawet do -50%
no to może uda mi się znaleźć ten materac samopompujący. Maciek
jutro wylatuje do USA także powiedział iż wraca się na chatę aby
tam się ogarnąć przed wylotem. Ja wraz z Olkiem i Wenezuelczykiem
Carlosem chodziliśmy więc i patrzeliśmy na sklepy. Olek chciał
sobie jakieś spodnie ogarnąć ja ten materac.
Po
przejściu przez cały Mall okazało się, że były tylko 3 sklepy
zaledwie z takimi rzeczami i o macie samopompującej mogę zapomnieć.
Tutaj w ogóle nie sprzedaje się takiego sprzętu! Nie ma
praktycznie nic odnośnie kempingu oraz typowo górskiego. W sumie
nie ma co się dziwić w Panamie w ogóle nie ma gór ale myślałem,
że będzie ta mata chociaż.
Celem
tutaj w Panamie jest zarobek, granie na ulicy. Olek z Maćkiem grali
na takim moście tutaj właśnie na Albrook'u i zarobili kupę hajsu.
Problemem jest to, że policja goni bo most należy do stacji metra
która jest prywatna i należy do Amerykanów. Na granie trzeba mieć
pozwolenie od władz metra. Napisaliśmy więc pismo dzisiaj rano o
pozwolenie. Poszliśmy do takiego biura władz metra i tam złożyliśmy
podanie. Aby tam wejść trzeba było mieć długie spodnie, bo
inaczej Ochrona nie wpuszcza. Potem przebrałem się w z powrotem w
krótkie ciuchy i japonki.
Poszliśmy
potem na jedyny targ warzywno – owocowy „Mercado Abastos” gdzie
udało nam się znaleźć darmowe warzywa. Ja miałem jeden taki dość
nietypowy incydent bo gdy sobie dreptałem tam wpadłem po pas w
śmierdzący kompost!! Wyciągnął mnie Olek podając mi rękę !
Jak mogłem być tak ślepy i nie zauważyć iż to pode mną to nie
ziemia tylko kompost!
Przy
wyciąganiu stóp zgubiłem japonki, całe szczęście byłem w
krótkich spodenkach i zabrałem ciuchy na przebranie bo inaczej
miałbym przerąbane!! Poszedłem szybko na ten market i tam
skorzystałem ze szlaucha i opłukałem się z tej gnojówki do
której wpadłem. Pierwszy dzień w Panamie a ja wpadłem po pas do
gnojówki przez swoją nieuwagę hahaha . W sumie zawsze to jakieś
nowe doświadczenie :D ! Przebrałem się z powrotem w długie
jeansy, założyłem buty i wróciliśmy do mieszkania!! Od razu z
miejsca wskoczyłem pod prysznic aby pozbyć się zapachu z kompostu
oraz ubrania do pralki wrzuciłem!
Nawet
dobrze z Maćkiem nie zdążyłem się zapoznać i pogadać a on już
musi wylatywać to USA. Leci tam do rodziny i do pracy. Chłopaki
chcą szukać łodzi z Panamy do Australii jakoś pod koniec stycznia
lub na początku lutego także tutaj wraca Maciek na pewno. Kolejny
członek wyprawy – Maniek jest aktualnie w Kostaryce i gdy ja
wyjeżdżałem z Kostaryki on do niej wjeżdżał także się
minęliśmy Pożegnaliśmy się więc przed jego wylotem, pojechał
na lotnisko a ja zostałem w mieszkaniu na jego miejscu.
24 listopad – 6 grudzień 2016 „Pobyt w Panamie – nie tak to miało wyglądać !!! ”
W
czarny piątek pojechałem sam na most w Metrze na stacji Albrook
Mall gdzie wcześniej grał Maciek z Mankiem i zgarniali hajs.
Posiedziałem na moście godzinę grając na okarynie i przechodnie
wrzucali mi pieniążki. Ucieszyłem się bo zauważyłem, że
wpadają prawie same monety dolarowe oraz banknoty. Tutaj w Panamie
monety są bite własne i noszą one nazwę starej panującej tutaj
waluty „Balboa”. Nie nacieszyłem się długo bo nie minęła
jeszcze godzina a przyszedł jakiś pracownik metra i powiedział iż
tutaj jest zakazane granie itp. i nie mogę tu przebywać. Ustąpiłem
więc i podliczyłem hajs i wyszło 29$ w godzinę!! Rewelacja!
Pojechałem metrem na ulicę „5 de mayo” gdzie jest taka ulica w
rodzaju promenady gdzie samochody nie mogą się poruszać. Myślałem
iż będzie to wyglądało coś na wzór tej głównej ulicy gdzie
gram w Kostaryce w San Jose. Przyszedłem i okazało się jednak, że
ulica ta jest opanowana przez samych czarnych, oraz rdzennych
mieszkańców Panamy. Dodatkowo bieda cholerna tam panowała aż się
bałem tam chodzić w sumie. Ludzie patrzyli na mnie ze zdumieniem bo
byłem jedynym białasem!! Policja patrolowała ulicę także trochę
poprawiło mi się poczucie bezpieczeństwa. Cała ta ulica to liczni
sprzedawczyki handlujący warzywami i owocami i jakieś tanie sklepy
gdzie można kupić ciuchy i buty za parę dolców. Wszedłem do
jednego bo musiałem kupić sobie jakieś klapki czy japonki bo
wczoraj mi je zassało w kompoście :D. Kupiłem za 2$ jakieś
podróbki crocksów, zakupiłem trochę platanów, awokado i wróciłem
na most na Albrooku gdzie ponownie rozłożyłem się aby grać. Nie
minęło nawet 5 min a już przyszła Policja i powiedziała iż to
jest tu zabronione! W ogóle postraszyła mnie mandatem i już
chcieli mnie zabierać do biura aby mi go wlepić a wynosi on 400$!!
Udawałem głupiego i powiedziałem iż nie wiedziałem iż to tu
jest zabronione. Policja powiedziała, że most należy do stacji
metra a jego granicy kończy się się na dworcu autobusowym za
schodami i tam być może mogę grać. Za schodami już ich nie
obchodzi co ja będę robił. Poszedłem więc aby się rozstawić na
dworcu i grać aby zgarniać hajs i zaraz ochrona przyszła i też
mnie wygonili.
Totalna
lipa! Nic nie zarobię więcej tutaj i mam pozamiatane ! Jestem
wkurzony na maksa bo dziś czarny piątek w cholerę ludzi tędy
przechodzi a ja nie mogę grać. Pojechałem na tą stację z
powrotem na ulicę „5 de mayo” i ustawiłem się pod wejściem do
metra i jestem na ulicy teraz która jest publiczna! Tutaj nikt nie
ma prawa mi zwrócić uwagi oraz policja wygonić lecz nie ma to
znaczenia w sumie bo siedziałem godzinę i zarobiłem zaledwie 2$!
Sam się zwinąłem stamtąd bo ludzie w ogóle nie wykazują
zainteresowania! Wróciłem do mieszkania i powiedziałem Olkowi jaki
dzisiaj miałem dzionek ! Dosłownie podsumowałbym go jako Czarny
Piątek!!
Wygląda
na to, że bez tego pozwolenia nie pogramy sobie na Albrooku. Musimy
czekać na pozwolenie i jeśli w ogóle je dostaniemy. Powiedziano
nam, że w 3dni powinni nam dać odpowiedź.
Kolejne
dni mijają tak naprawdę na opierdzielaniu się bo już wiemy iż
nie ma nawet co próbować grać i zarabiać na ulicy a tym bardziej
na stacji metra gdzie jest potężne siano ale jest to zabronione.
Nie chcemy ryzykować.
W
mieszkaniu jest na szczęście klimatyzacja bo jest tutaj w Panamie
strasznie gorąco, można z nich korzystać od 21:00 – 7:00 rano
potem przychodzi właściciel i ją wyłącza zabiera pilot. O 15:00
przychodzi dziewczyna i sprząta całe mieszkanie. Jest kuchnia to
możemy sobie gotować obiadki.
Miasto
Panama jest cholernie droga, najtańszym supermarketem jest tutaj
„Super 99”. Poszliśmy więc z Olkiem zrobić jakieś zakupy.
Kupiliśmy jajka, ryż, fasolę, soczewicę oraz owsiankę.
Co do
warzyw to nie braliśmy nic bo mamy darmowe na tym „Mercado
Abastos” gdzie się wyrzuca tony dobrego jedzenia!! Jest to jedna z
rzeczy których nie cierpię! Marnotrastwo jedzenia!
Na
świecie 50% produkowanego jedzenia wyrzuca się do śmietnika!! 50%
!!! Pierdolona połowa produkowanego jedzenia na świecie się
marnuje ! Ludziom już dawno się w głowach popierdoliło! Mówimy o
ekologii, o ochronie środowiska, o ociepleniu klimatu, oraz o
biedzie i głodzie i staramy się pomagać innym i organizować akcje
pomocy lecz tak naprawdę wyrzucamy do śmietnika połowę światowego
jedzenia! To jest przerażające! Tym jedzeniem które się marnuje
można by nakarmić całą Afrykę i połowę Azji!!
Większość ludzi kupuje jedzenie na zapas pakując do koszyka
wszystko co się da, potem ładując do lodówek i nawet nie jest w
stanie tego wszystkiego zjeść. Skończy się termin ważności to
zakupione jedzenie idzie do śmietnika! Tak to właśnie wygląda!!
Niby się mówi aby chlebem nie rzucać bo jak rzucisz to zaraz
zostaniesz za to skarcony i upomniany a może nawet wyzwany! Ale jak
ktoś wyrzuca jedzenie do śmietnika to jest już niby w porządku?Co
za pierdolenie!! Chleb to tylko symbol jedzenia! Mało takie samo
marnotrawstwo następuje w przypadku supermaketów które wszystkie
rzeczy poza terminem ważności wypieprzają do śmietnika! Klienci
restauracji którzy najpierw płacą gruby hajs za gotowe jedzenie a
potem zostawiają na talerzach bo już „nie mogą i mają pełne
bebechy” to po ch..j tyle zamawiałeś?? Trzeba wiedzieć ile się
jest w stanie zjeść!
Jak
ktoś nigdy nie podróżował lub nie głodował to nie ma szacunku
do jedzenia oraz własnych pieniędzy na nie wydane!!
Ja
już dawno się nauczyłem jak szanować jedzenie, każdy jego kęs,
czasem nie jesz pizzy przez miesiące podróży a ktoś Cię na taką
pizzę zaprasza i odczuwasz niesamowite szczęście, szacunek do tego
co otrzymujesz i zaczynasz szanować każdy kęs.
Ja
nauczyłem się tzw. recyklingu już na wyspach Kanaryjskich gdzie to
inni wspaniali podróżnicy nauczyli mnie jak to robić! Idziesz
wieczorem pod supermarket i czekasz gdy pracownicy pchają koszyki
wypchane jedzeniem po terminie ważności. Prawda jest taka iż
produkty które są przeterminowane są jeszcze świeże przez
minimum miesiąc !! Ten cały zasrany termin ważności to jedynie
chwyt marketingowy. Ja na Kanarach z takiego supermarketu miałem
wszystko, chleb, jogurty, warzywa i owoce który miały zaledwie
obicie lekkie na skórce!! Miałem nawet torty, ciasta a nawet lody
MAGNUM!!
Dostawałem
w jednej z restauracji od dwóch ładnych dziewczyn tam pracujących
wieczorkiem kanapeczki z kurczakiem, tuńczykiem itp. Wszystko świeże
a nawet ciepłe!! Bo przecież trzeba rano przygotować nowe kanapki
! Dostawałem w warzywniaków ładne owoce i warzywa które normalnie
szły by na śmietnik!! Miałem prawie każdego wieczora 3 reklamówki
jedzenia! Miałem go tyle, że rankiem kolejnego dnia szedłem i
rozdawałem połowę dla biedaków pod supermarketem którzy nie
potrafiliby go zapewne ogarnąć tak jak ja! Dzieliłem się połową
tego jedzenia z biednymi i żebrakami! Ja byłem w stanie tak łatwo
je zdobyć a może innym przyszłoby to z wielkim trudem!
Na
Kanarach żyłem prawie za darmo a jedyne pieniądze jakie wydawałem
to na browary i jakieś słodycze z tego co pamiętam !
Jeśli
jesteś w podróży to możesz pytać w każdym warzywniaku lub targu
o takie dary! Warzywa i owoce które są bardzo często w stanie
idealnym.
Tutaj
w Panamie na tym „mercado abastos” zdobyliśmy za darmo piękne
lśniące pomidorki, czerwoną paprykę, pomarańcze oraz przyprawę
do gotowania. Wszystko nówka! Nawet jak bym chciał to mógłbym
nabrać tego w cholerę i rozstawić się gdzieś na ulicy i zacząć
sprzedawać te warzywa i owoce i na pewno znalazłoby się mnóstwo
chętnych aby to kupić bo niczym się nie różniły te warzywa i
owoce od tych które sam kupuję.
Cały
ten czas tak naprawdę czekaliśmy z Olkiem do tego 6 grudnia bo on
zapłacił do tego dnia za mieszkanie. Nie dostaliśmy zgody na
granie na metrze! Ludzie tutaj w Panamie okazali się być bardzo nie
przyjaźni szczególnie w sklepach i na tym „mercado abasto” gdy
chciałem kupić kokosy i papaje to nie dość, że podwoili cenę
bezczelnie to jeszcze byli wulgarni. Ludzie tutaj jak widać
nienawidzą białych. Myślą, że jesteś Gringo z USA i dlatego
mają na Ciebie wyrąbane i są nie uprzejmi. A to zapewne z powodu
tego iż tutaj przecież w Panamie była inwazja przez Amerykanów
gdy była ta cała wojna o kanał Panamski. Całe miasto Panama
zostało wybudowane przez Amerykanów. Liczne wieżowce, hotele i
apartamentowce oraz mini drapacze chmur robią tutaj wrażenie
takiego amerykańskiego stylu. Tak poza tym to nawet Donald Trump
tutaj ma swój hotel „Trump Ocean Club” i parę wysp! Dajcie
spokój! To zupełnie nie dla mnie takie miasto.
Ludzie
stąd Cię nie lubią, miasto zbyt nowoczesne, w metrze ludzie się
przepychają niczym bydło. Niesamowity ścisk, tłok, wysokie ceny.
Nie da rady pracować na ulicy i grać na metrze bo policja goni,
Olek też już tu siedzi prawie od miecha i roboty nie może znaleźć
bo jeszcze tu jakiś pozwoleń podobno wymagają.
Jakie
jest rozwiązanie? Już oboje wiemy z Olkiem, że 6go grudnia spadamy
do Kostaryki za którą już mi się cholernie tęskni.
Jeszcze
nawet w ostatnich dniach pobytu tutaj na mieszkaniu miała miejsce
jedna bardzo nieprzyjemna sytuacja. Mianowicie tej sympatycznej
dziewczynie która sprząta mieszkanie zginął telefon. Już piszę
jak to się stało. Gdy ja siedziałem sobie w garażu i pisałem na
kompie przyszedł z pracy jeden Wenezuelczyk, po nim drugi ale tym
razem Kolumbijczyk i wszedł do mieszkania i zaraz po zaledwie 3
minutach wyszedł. Ja tylko obserwowałem siedząc i pisząc bo nie
wiedziałem wtedy jeszcze co się stało. Poszedłem do kuchni a
dziewczyna Irina powiedziała, że ktoś jej ukradł chyba telefon bo
była w jednym z pokojów sprzątnąć na 3 minuty a telefon zniknął
zaraz. Nie może go znaleźć także na pewno nie ma go na
mieszkaniu. Poza tym nie tylko zniknął jej telefon ale też drugi
który dostała od właściciela mieszkania jako służbowy. Dzwonili
oni na ten numer aby może zadzwonił i się odnalazł ale okazało
się iż telefon został wyłączony. Także ktoś go na pewno zabrał
i wyłączył. W tym momencie zaskoczyłem co się stało i
przypomniałem sobie tego gościa który tu mieszka i wrócił do
mieszkania na chwilę zaraz wyszedł. Powiedziałem że był on
jedyną osobą która wychodziła na zewnątrz. Za jakieś 15min
wrócił z fajką, wszyscy już na niego dziwnie popatrzeliśmy.
Zapytali oni czy nie widział telefonu Iriny bo zginął gdzieś i
zapytali gdzie wyszedł ? On powiedział, że po fajkę bezczelnie
kłamiąc. Powiedziałem wprost że był jedyną osobą która
wychodziła z mieszkania i dziwne, że telefonu nie ma a ona akurat
wychodził. Podszedł do mnie i zaczął coś się do mnie pluć i
burzyć, że go oskarżam o to. Wstałem też i powiedziałem iż
lepiej żeby się uspokoił i nie ma prawa do mnie wyklinać.
Zgasiłem go tym i usiadł i coś tam się tylko czwaniaczkowo
uśmiechał i udawał debila. Tym samym upewnił mnie że to on go
ukradł i bezczelnie kłamał i to przy płaczącej Irinie.
Przyjechał właściciel i powiedziałem mu co zaobserwowałem
siedząc w garażu i kto jako jedyny wychodził z garażu, oczywiście
nie miał o żadnego telefonu przy sobie bo na pewno go gdzieś
schował na zewnątrz. Irina zapłakana wyszła z mieszkania i poszła
do domu to był jej ostatni dzień w pracy tutaj bo znalazła nową
robotę! Na zakończenie pracy ten frajer z Kolumbii ukradł jej
telefon.
Jakoś
tak się potem złożyło, że jeden z lokatorów wyszedł z
mieszkania na ulicę i znalazł telefon w doniczce zaraz przy domku!!
Właściciel mieszkania od razu skontaktował się z dziewczyną i
pojechał jej wręczyć telefon. Ten drugi telefon się nie znalazł
ale jednak cała historia zakończyła się szczęśliwie bo
dziewczyna odzyskała telefon! Potem przez messengera podziękowała
mi ładnie za to jak się zachowałem i stanąłem w jej obronie i w
ogóle za to iż zauważyłem tego gościa wychodzącego z mieszkania
bo gdybym tego nie widział to nie wiadomo byłoby nic co się stało.
Wszystkie
znaki na ziemi i niebie wskazują na to że trzeba stąd spadać i
nie mamy zamiaru mieszkać ze złodziejem pod jednym dachem. Poza tym
nie ma roboty i tak to nic nas tu nie trzyma. Nie opłaca się tutaj
zostawać na dłużej i marnować czasu i pieniędzy i jak widać
nerwów też.
metro w Panamie |
Drapacze chmur - w tym gdzieś jest tam hotel Donalda Trumpa ! |
Mos na stacji Albrook gdzie niestety nie mogliśmy zarabiać grając bo goniła nas policja i straszyła mandatami :/ |
6 grudzień 2016 Wtorek „Ruszam z Olkiem do Kostaryki :) ”
Pakujemy
się rano, oddajemy klucze właścicielowi mieszkania i ruszamy w
drogę. Idziemy na stację metra gdzie o tej godzinie rano jest tyle
ludzi, że upychamy się jak bydło środku. Co z tego, że Panama ma
metro jak nie ma w nim w środku zupełnie miejsca w godzinach
szczytu a ludzie przepychają się niczym szaleńcy aby się z niego
wydostać potem. Wysiadamy na stacji albrook i żegnamy znajdujący
się na nim most gdzie niestety nie udało nam się zarabiać.
Ustaliłem, że stopa zaczniemy od miasteczka La Chorrera gdzie jest
stacja benzynowa na której zatrzymują się auta jadące na północ
kraju.
Wsiadamy
do tzw” chicken bus” czyli starego amerykańskiego szkolnego
autobusu. Bilet kosztuje 0,90$ do La Chorrera gdzie dojeżdżamy po
ponad godzinie. Autobus podjeżdża pod samą stację gdzie chciałem
dojechać. Tam na stacji pytamy kierowców o transport na północ a
najlepiej do miasta David z którego już nie daleko do granicy z
Kostaryką. Znalazł się jeden kierowca ale chciał żeby mu płacić
jakieś pieniądze za transport także zrezygnowaliśmy.
Olek
ustawił się przy drodze z kciukiem wystawionym i próbował łapać
stopa tam a ja czekałem na podjeżdżające auta na stację i
pytałem kierowcę. W końcu trafił się jakiś gość z wypasionym
pickupem i powiedział, że jedzie do miasta Santiago i może nas tam
zabrać. Wrzuciliśmy więc plecaki na pakę, wsiedliśmy do środka
wszystko full wypas, skóra, gps, automatyczna skrzynia biegów –
dawno takim ekskluzywnym autem nie jechałem. Mało tego dostaliśmy
po coca coli w puszce od kierowcy. Facet gadał z nami w większości
po Angielsku bo Olka Hiszpański strasznie kaleczy także aby
wszystko dobrze zrozumieć to przeszliśmy na inny język.
Dojechaliśmy
do tego miasta Santiago i kierowca wysadził nas na stacji benzynowej
w mieście która podobno jest najlepszym punktem do łapania stopa.
Zgłodnieliśmy i posililiśmy się pieczywem z masłem orzechowym a
potem po raz kolejny przyszło nam łapanie stopa. Ja ponownie na
stacji zagadywałem ludzi a Olek przy drodze z kciukiem. Minęły już
ponad 2 godziny a my wciąż nie załatwiliśmy żadnego transportu.
Potem jakoś po 3 godzinach podjechał jakiś facet z brodą nowym
małym autem suzuki z jeszcze ofoliowanymi siedzeniami. Powiedział,
że jedzie do samego miasta David i może nas zabrać ale tutaj znowu
nie miła niespodzianka bo chciał nas skasować za przejazd. Mówimy,
że jeździmy autostopem i nie płacimy za transport a gość na to
że niby on to rozumie bo sam podróżował ale moglibyśmy coś
odpalić. Pytam Olka co i jak bo kierowca zgodził się na 5$, za nas
obu dobra jedziemy.
Potem
gdzieś na trasie zatrzymała nas policja za prędkość kierowca
wystrachany, że będzie mandat ale jakoś wybłagał i nie dostał.
Nasz kierowca należy do klubu motocyklistów czy raczej harlejowców
i opowiadał mi jego historię. Nawet miał dziewczynę z Polski
która tu przyleciała do Panamy i prezentowała jakieś tańce
ludowe których on nazw nie zna i o dziwo nawet imienia tej Polki. Z
jego opowieści wynikało iż dziewczyn miał tak dużo iż w sumie
nie dziwne iż nie pamięta ich imion.
Dojechaliśmy
do miasta David już po zmroku jakoś ok 19:00 i kierowca nam
zaproponował, że jak nie mamy gdzie się przekimać to możemy
rozbić namioty za klubem harlejowców i jest tam spoko. Zadzwonił
do znajomego i zapytał o zgodę i możemy tam się udać. Gdy się z
nim żegnaliśmy to powiedział, że żadnej kasy za przejazd od nas
nie będzie brał jednak i wyjaśnił taksówkarzowi gdzie ma nas
zawieźć.
Jesteśmy
pod tym klubem harlejowców i wita nas typek co tam za ochronę robi,
pokazał nam miejsce gdzie możemy się rozbić i zawinął się do
domu. Olek poszedł do sklepu kupić jedzenie na kolację którą
zjedliśmy sobie a potem ładnie z tyłu budynku rozbiliśmy nasze 2
namioty na posadzce pod dachem. W razie jakby padało to mamy ochronę
przed deszczem.
7 grudzień 2016 Środa
nasz kemping z tyłu klubu harlejowców |
symbol klubu harlejowców - strach się bać |
Wstajemy rano, myjemy się i składamy namioty. Nocka minęła bardzo spokojnie bez problemów żadnych, po śniadanku ruszamy w drogę do centrum miasta. Tam zatrzymujemy się przy Maku aby skorzystać z neta bo Maniek chce się z nami spotkać. Ustalamy miejsce docelowe czyli plaże w miejscu Uvita w Kostaryce po Stronie Pacyfiku. Kupujemy busa do granicy za 2,10$ do przejścia w Paso Canoas. Wysiadamy i idziemy najpierw do okienka aby dostać pieczątkę wyjazdu z Panamy i idziemy na zakupy do supermarketu i tam kupujemy makarony, 3 puszki sardynek, ogórka oraz cebulę na ten kemping na plaży. Ja mam kartusz gazowy także spoko.
Idziemy
do granicy po stronie Kostaryki i tutaj zaczynają się problemy!
Strażniczka
w okienku żąda ode mnie okazania biletu, że opuszczam kraj. Bez
tego nie wjadę! Mówię z oburzeniem, że jakiego biletu wcześniej
tu wjeżdżałem i nikt ode mnie żadnego biletu nie chciał. Babka
coś tam zagadała do kolegi i on do nas z Olkiem, że mamy się
ustawić na bok. Czekamy i już wkurzeni, że mamy przesrane i będą
problemy.
Wkurzyłem
się strasznie, że żądali jakiś bilet wyjazdowy z kraju, mam im
okazać kiedy wyjeżdżam z Kostaryki bo inaczej mnie nie wpuszczą.
W ogóle to jest jakieś nie zgodne z prawem bo to nie jest wyspa
gdzie żądać mogą takiego czegoś. To jest normalny ląd i ja
podróżuje po lądzie. Maniek chciał przekraczać granicę z
Kostaryki do Panamy na północy kraju i powiedzieli mu jeszcze
gorzej jakieś brednie!! Żądali biletu lotniczego!
Strażnik
wpuszcza nas do środka i pokazuje jakieś dwa papiery i każe
podpisywać. Ja pytam co to jest bo nie będę podpisywać nic dopóki
się nie zapoznam z tego treścią chyba gościa porąbało, że mu
podpiszę w sekundę jakiś dokument ! On się wkurza i wychodzimy z
nim na zewnątrz i prowadzi nas do granicy z Panamą. Mówi po
drodze, że mamy mu pokazać bilet wyjazdowy z kraju bez tego nie
wjedziemy. Tam w biurze po Panamskiej stronie oddają nam paszporty i
teraz zastanawiamy się jak kupić bilet na autobus przekraczający
granicę. W końcu udaje nam się to załatwić i kupujemy bilet
autobusowy z Kostaryki z San Jose do Panamy miasta David. Przychodzi
nam zapłacić 21$ za to!! Bilet można wykorzystać podobno przez 3
miesiące.
Idziemy
z powrotem do okienka granicznego i tym razem babka nie robi
problemów i wbija pieczątkę wjazdową. Na reszcie jesteśmy
Kostaryce bo licznych problemach w Panamie i tu na granicy czego po
Kostaryce w życiu bym się nie spodziewał. Podobno taka sytuacja ma
teraz miejsce, że trzepią ludzi i utrudniają im życie bo jest
pełno tutaj nielegalnych imigrantów z Afryki, wcześniej byli
Kubańczycy także może jakieś przepisy zaostrzono!
Olek udający, że autostopuje :) |
Ustawiamy
się przy drodze i łapiemy stopa do miasteczka „Ciudad Nelly'”
gdzie łapiemy kolejnego o dziwo z Kobietą do samej Uvity gdzie mamy
spotkać się z Mańkiem i jego koleżanką.
Idziemy
szukać drogi do plaży i weszliśmy w jedną ze ślepych uliczek
gdzie nie mogliśmy przejść z powodu dużej rzeki ale za to
przywitał nas kolorowy tukan. Potem z powrotem do drogi głównej i
dotarliśmy do właściwego wejścia. Poszliśmy do centrum wioski
gdzie ogarnialiśmy wejście na plażę ale jakiś chłopak
powiedział nam, że tamto jest płatne i zna inne i polecił nam
abyśmy szli do przystanku autobusowego i za nim skręcili w prawo. W
międzyczasie skontaktował się ze mną Maniek przez neta i
powiedział, że dojechali do tego miasta Dominical ale to kawałek
stąd. Powiedziałem żeby cisnęli tutaj do nas. My w międzyczasie
poszliśmy na ten przystanek autobusowy gdzie ugotowaliśmy sobie
kolacyjkę, makaron z sardynkami i oliwkami oraz cebulą. Maniek
napisał, że są w tym Uvita to powiedziałem iż spotkamy się na
boisku piłkarskim. Poszedłem po nich i przyszli z plecakami –
Maniek czyli kolejny rodak z Polski oraz jego koleżanka Juanita.
Poszliśmy na przystanek a stamtąd po napełnieniu butelki z wodą
poszliśmy w kierunku plaży. Niestety rozpadał się deszcz i
schroniliśmy się w otwartym garażu na jednej z hotelowych posesji
po uzgodnieniu z właścicielem. Kolejne gotowanie tym razem Maniek z
koleżanką. Potem ruszyliśmy do tej plaży i znaleźliśmy świetne
miejsce na kemping pod uschniętymi palmami kokosowymi także nam nie
spadnie kokos na głowę w razie czego. Rozbiliśmy nasze 3 namioty i
pogadaliśmy trochę tylko tak naprawdę bo jakieś komary czy muszki
zaczęły nas straszliwie gryźć. Jeszcze poszliśmy z Olkiem się
wykąpać w oceanie o świetle księżyca.
przywitał na przepiękny tukan |
schronieni przed deszcze pod dachem hotelowego garażu - Olek, Ja oraz Maniek wraz z koleżanką |
8 grudzień 2016
Czwartek
Rankiem
obudziłem się na magicznej plaży, gdzie widniały skały wystające
z oceanu, po lewej stronie zauważyłem już te ogromne jaszczurki –
iguany wygrzewające się na słońcu na drzewie obok. Dorwałem
aparat oczywiście i zacząłem cykać fotki i kręcić filmy bo
udało mi się podejść do nich bardzo blisko i nie płoszyły się
wcale. Gdy się przesuwasz bardzo wolno albo czołgasz bez
gwałtownych ruchów to jest duża szansa na zbliżenie się do
zwierząt.
Potem
powstawała cała ekipa i każdy sobie przyrządzał śniadanko
swoje. Następnie totalny relaks na plaży ja z iguanami, Maniek
gdzieś poszedł z koleżanką. Potem wygrzewałem się na słońcu i
kąpałem w oceanie oraz surfowałem na klatce piersiowej tak jak
lubię. Olek też trochę podłapał nawet technikę moją do tej
niesamowitej zabawy.
Po
obiedzie poszliśmy z Olkiem do tego sławnego punktu „cola de
ballena” czyli ogon wieloryba który jest specyficznym punktem.
Otóż z lotu ptaka wygląda on dokładnie jak ogon czyli tyla płetwa
wieloryba. Jest to naturalny twór połączony z brzegiem plaży
wąskim przesmykiem z piaskiem oraz ten cały ogon tworzą skały!
Coś niesamowitego! Potem zaczęło padać także wróciłem do
namiotu. Wszyscy już pozamykani w nich siedzieli. Ja natomiast
postanowiłem wykorzystać deszcz i obmyć się z soli bo wcześniej
się kąpałem w oceanie. Także do namiotu wchodzę czyściutki.
Potem na kompie odpalam film gdy na zewnątrz cały czas pada.
taki kemping !! |
przepiękna plaża w Uvita |
panoramka |
nasz kemping pod palmami |
widok po wyjściu z namiotu |
iguana |
iguana jak dinozaur |
tutejszy król terytorium |
lustro wody na plaży |
jesteśmy na ogonie wieloryba |
Oceanie rozstąp się!! No i się stało ocean z lewej i ocean z prawej można iść po piasku :) |
Wszechobecne palmy kokosowe |
![]() |
Ogon Wieloryba - widok z powietrza!! Niesamowite |
suszymy nasze namioty i ubrania |
9 grudzień 2016 Piątek
Rankiem
po śniadaniu w postaci owsianki z papają zaczynamy się wszyscy
pakować. Suszymy nasze rzeczy i namioty bo pora ruszać w drogę.
Maniek z koleżanką jadą do Panamy a my z Olkiem ciśniemy do San
Jose a raczej do miasta Cartago gdzie mieszkam. Olek chyba zostanie u
mnie na noc bo ma załatwiony couchsurfing na sobotę u jakiejś
klientki z San Jose.
Spakowani
opuszczamy piękną plaże w Uvita i idziemy w kierunku do drogi.
Prowadzimy z Olkiem potem oglądamy się a Maniek z koleżanką już
stopa ogarnęli i to jeszcze przed dotarciem do głównej drogi a jak
się jeszcze potem okazało z Polakami złapali stopa. No nic machamy
im na pożegnanie. My natomiast mamy kawał do przejścia, dochodzimy
do drogi głównej a stamtąd do parkingu gdzie mamy nadzieję złapać
stopa. Znalazłem na ziemi 1000 CRC czyli jakieś 2$ dobry początek
myślę sobie jednak jak mówią kasa szczęścia nie daje i to racja
bo czekamy w cieniu drzewa jakieś dobre 2,5 h a nikt się nie
zatrzymuje. Potem jednak ratuję nam dupę facet i nas zabiera
jeszcze nie pytałem dokładnie dokąd jedzie ale powiedział w
trakcie, że nie daleko alajuela to przy samym San Jose – super!!
Nasz kierowca okazuje się być policjantem i jedziemy z nim na
sławny most z krokodylami w tarcoles. Most ten jest sławny bo był
tutaj Dawid Fazowski i schodził on do krokodyli na dół pod most
aby nakręcić je swoim go pro. My z Olkiem jednak na górze mostu bo
po zobaczeniu tych bestii oraz ile ich tam było to zrezygnowaliśmy
z pomysłu aby tam schodzić to znaczy ja zrezygnowałem bo przed
przyjechaniem tam się nad tym zastanawiałem ale potem mi się
odechciało. Tak czy siak pierwszy raz widziałem krokodyle w naturze
tak i w takiej ilości oraz z tak bliska! Niesamowicie emocjonujące
wrażenie!
jeden fałszywy ruch i po tobie - krokodyl już czeka ! |
bestie - czyli ogromne krokodyle na moście w tarcoles |
ptaki jak widać mają wyrąbane i się nie boją :D |
prawdziwy Smok |
!! |
Następnie
udaliśmy się z kierowcą do jakiejś mieściny nie daleko miasta
san ramon i tam czekaliśmy na jakieś leki które kierowca miał
odebrać dla swojego ojca. W międzyczasie wszyscy zgłodnieliśmy i
nasz znajomy zaprosił nas na jedzenie u chińczyka czyli ryż z
krewetkami. Posileni pojechaliśmy dalej dojeżdżając do miasta san
ramon i tam pożegnaliśmy się z naszym uprzejmym kierowcą i
kupiliśmy autobus do stolicy Kostaryki czyli miasta San Jose aby być
w Catago jakoś przed nocą. Były straszne korki i zanim
dojechaliśmy do miasta to już 21 prawie była. W mieście ulewa to
taksówkę tanio udało się ogarnąć na terminal autobusowy do
Caratgo aby nie łazić po nocy w deszczu poza tym jest
niebezpiecznie po zmroku łazić z plecakami i wyglądać jak
turysta.
Na
dworcu kupiłem tylko jeszcze mleko i kakao i dojechaliśmy do
Cartago jakoś po 21:00 musiałem się spotkać z moim kolegą z
mieszkania w barze w którym pracuje aby odebrać klucze do
mieszkania bo nikogo tam teraz nie ma.
Przyszliśmy
i rozpakowaliśmy się i po kubku kakao wypiliśmy, Olek sobie walnął swoją matę na podłodze ja
zarzuciłem na łóżko moją moskitierę i poszliśmy w kimę.
10 grudzień 2016
Sobota
Olek
dziś zbiera się na ten couchsurfing do San Jose do jakiejś
dzielnicy w San Pedro. Pospaliśmy sobie na spokojnie dziś do późna,
zjedliśmy śniadanko i obiadek czyli ostanie sardynki oraz makaron
które nam zostały jeszcze z Panamy. Olek aby nie targać ekwipunku
kolegi to zostawił u mnie na mieszkaniu plecak i rzeczy Maćka który
poleciał do USA z Panamy. Potem pojechaliśmy wspólnie autobusem do
miasta San Jose i do tego San Pedro gdzie Olek się miał spotkać z
Couchsurferką. Przyszła potem i odebrała go. Pożegnaliśmy się i
wkrótce się widzimy bo Olek chce też jakąś robotę ogarniać ale
nie wie czy na mieście będzie robił tak jak ja czy inaczej. Także
odprawiłem bezpiecznie kolegę w ręce koleżanki z couchsurfingu.
Niedługo Święta Bożego Narodzenia – zobaczymy gdzie tym razem i
w jakich okolicznościach przyjdzie mi je spędzić :)!