19
styczeń 2015 Poniedziałek
Udałem się dziś z rana do tego Infocentro
gdzie do godziny 13.00 ogarniałem bloga i korzystałem intensywnie z kompa.
Wróciłem do mieszkania Hermidesa skąd zabrałem moje ubrania z poręczy na której
się suszyły. Wróciłem do parku rozrywki z boiskiem piłkarskim gdzie zawiesiłem
ubrania w celu kontynuacji suszenia co przy tutejszej pochmurnej pogodzie nie
jest łatwe. Testowałem w między czasie nowy aparacik który znalazłem i udało mi
się skończyć ebooka "Papillon". Pod wieczór gdy wpierdzielałem jak
głupi jabłka siedząc na schodach w tym parku spotkałem moją znajomą z tego
biura informacji turystycznej. Przyszła ze swoim synkiem i usiadła koło mnie.
Zaprezentowałem jej aparat sony wx350 który mam zamiar sprzedać, chciałaby go
kupić za cenę 350$ którą ustaliłem do sprzedaży lecz akualnie nie ma ona
pieniążków. Diana bo tak ma na imię moja nowa znajoma zaprosiła mnie na posiłek
do domu jej rodziców gdzie ich poznałem oraz jej siostrę Paolę. Również
zachęciłem i Paolę do zakupu tego aparatu z wifi prezentując niesamowitą
funkcję kontroli aparatu z pozycji smartfona. Posiłkiem który wspólnie
zjedliśmy była zupa z gotowanym mięsem z kury oraz gotowana juka. Po posileniu
się dwoma talerzami zupy otrzymałem kolejne zaproszenie lecz tym razem w
miejsce pracy Paoli czyli do "Municipio"-urząd miasta aby tam jej
znajomych poinformować o sprzedaży aparatu. Mało tego gdy dowiedzieli się, że
jestem fizjoterapeutą i akualnie chcę trochę popracować aby zarobić na podróż
zaproponowali mi że mogę również zapytać pracowników w urzędzie miasta. -
Genialnie! Dziękuję za zaproszenie i pyszną kolację. Wychodzę z Dianą i jej
synkiem i dzwonię do Hermidesa u którego śpię na mojej macie na podłodze i
dowiaduje się że skończył już pracę i jest
w domu. Gdy zasypiam muszę włożyć do uszu stopery bo mój znajomy hrapie.
20
styczeń 2015 Wtorek
Zawędrowałem z rana do tego urzędu miasta
gdzie pracuje Paola i tam prezentowałem aparat do sprzedania oraz proponowałem
masaże. Jakoś nie było chętnych albo byli tylko, że większość mówiła "nie
mam pieniążków jak narazie". Poszedłem więc z jednym z pracujących w
urzędzie do warsztatu samochodowego za tym budynkiem. Tam pracujący mechanicy
się zainteresowali aparatem, wymieniłem więc numery telefonów z paroma osobami.
Wróciłem pod budynek mieszkalny Hermidesa ale tam go nie było więc zawitałem do
warsztatu samochodowego który prowadzi. Oczekiwałem na kanapie gdy Hermides
naprawiał silnik pickupa należącego do ojca sióstr którego poznałem wczoraj na
kolacji. Jest tu malutki czarny szczeniaczek którego porządnie wygłaskałem. Za
jakiś czas po krótkiej drzemce na samochodowej podziurawionej kanapie staje się
coś strasznego. Widzę, że wyjeżdza ten Facet tym pickupem aby przetestować
zmiany, nagle rozlega się pisk i skowyt tego czarnego małego szczeniaczka.
Idziemy z Hermidesem i dziewczynami z drewnianej chatki obok na ulicę. Tam leży
przejechany piesek i skowyczy z bólu. Gdy Hermides go dotyka ten próbuje go
ugryźć skowycząc jeszcze bardziej co znaczy, że jest poważnie ranny. Kurwa jak
on mógł go nie zauważyć gdy wyjeżdzał z warsztatu, nawet nie zauważył że go
przejechał bo pojechał dalej. Piesek skowyczy i oddycha ciężko nie ruszając
się. Po ok 25min umiera mi na własnych oczach! Przed chwilą go jeszcze
głaskałem i czułem jego delikatny język na mojej dłoni a teraz umarł z bólu po
przejechaniu przez tego faceta! Coś strasznego! Dziewczyna wraz z siostrą
których to piesek został uśmiercony mówi do sprawcy, że będzie musiał kupić jej
nowego lub zapłacić. Hermides kopie dół pod żywopłotem a dziewczyna wkłada go
do niego po czym dół zostaje zasypany a piesek pogrzebany. Biedny Negrito;/
Gram z dzieciakami na ulicy w piłkę aby oderwać się myślami od tego smutnego
zdarzenia. Wydaje mi się w ogóle, że chyba to ja najbardziej się przejmuje tym zdarzeniem
może to dlatego, że kocham psy i sam straciłem swojego ukochanego owczarka
niemieckiego pare lat temu. Od tej pory po stracie mojego pierwszego psa zawszę
gdy widzę inne psy kocham je bardziej. Gdy jest już ciemno wracam z Hermidesem
na mieszkanie. On gdzieś wybywa ja zaś oglądam filmy.
dziecko we wraku auta w El Chaco |
21
styczeń 2015 Środa
Rankiem Hermides wspomina,że dziś będę się
musiał się przenieść z apartamentu bo chcę sprowadzić na noc jakąś kobietę.
Mówię mu, że nie ma problemu i nie chcąc zawracać głowy mu dziś pakuję się od
razu rano i idę do parku. Postanawiam zapytać smsowo tych chętnych do kupna
aparatu czy dalej są zainteresowani. Jeden odpisuje, że może zapłacić tylko
200$ a dla drugiego tego mechanika Oscara też za drogo. Decyduje się więc o
wyjeździe dziś z El Chaco i udaniu się w góry do wioski Papallacta która jest
na drodze do Quito - stolicy Ekwadoru. Gdy korzystam z neta z infocentro
zaczyna znów padać deszcz... . Idę do restauracji gdzie kupuje jedzenie i
posilam się obiadem zamawiając również jedną porcję na wynos. Postanowiłem
zapytać ostatni raz tego mechanika Oscara czy chce kupić aparat. Doszedłszy do
terenu auto-napraw przywitał mnie przy bramie łysy ochroniarz i zaprosił do
jego budki abym poczekał na Oscara i schronił się przed deszczem. Tam w środku
on słucha licznych opowieści z podróży i o Polsce, pozaję również jego ładną
córkę która była na tyle kochana że przyniosła mu obiad do pracy. Po przyjściu
Oscar ogląda aparat wraz ze swoimi znajomymi. Widać wyraźnie na jego twarzy, że
intensywnie myśli o zakupie gdy obniżyłem cenę z 350$ na 300$ ale pomimo tego
mówi, że akualnie nie ma tyle. Kolejny facet jest zainteresowany zakupem ale
gotówkę będzie miał w piątek dopiero. Pytam ostatecznie Oscara mówiąc gdy nie
zechce kupić to ja ruszam teraz do wioski Papallacta. On powiada mi iż chce
kupić aparat ale gotówkę będzie miał wieczorem lub z rana, poza tym właśnie
jutro jedzie przez tą wioskę gdzie chce się udać bo zmierza do stolicy.
Umawiamy się wstępnie na rano ale się skontaktuje ze mną telefonicznie jeszcze.
W budce ochroniarza dostaję zaproszenie na nocleg od jednego z tam pracujących.
Spędzam po południe w parku a wieczorem zachadzam do drewnianego,piętrowego
budynku na wprost posterunku policji gdzie zostałem zaproszony przez faceta o
imieniu Miguel. Wchodzimy na górę tego drewnianego domu przechodząc niskimi i
wąskimy korytarzami. Dostaję pusty pokoik ze światłem i gniazdkiem, idealne
miejsce aby rozłożyć moją matę i przespać do jutra w nadziei sprzedania
znalezionego aparatu. W domku mieszka bardzo duża rodzina tego Miguela. Wszyscy
jednak są jakoś zajęci sobą bo nie miałem okazji z nikim pogadać. Poza tym
Oscar miał mi dać znać odnośnie jutra ale się nie odezwał i ma wyłączony
telefon także myślę, że chyba się rozmyślił co do zakupu. Muszę się skontaktować
z nim rano, jeśli mi się to nie uda to spadam stąd a aparat sobie zatrzymam jak
narazie.
22
styczeń 2015 Czwartek
Rano po wysłaniu wiadomości do Oscara nie
otrzymuję żadnej odpowiedzi. Dzwonię również po 6 a połączenie zostaje
odrzucone. Przecież powiedział mi, że wyjazd jest o 6.30 a teraz nie odbiera.
"Na pewno się rozmyślił " - myślę sobie ale mógł mi chociaż napisać o
tym bo nienawidzę gdy ktoś mnie stawia w niepewności. Pisz chłopie tak lub nie!
Gdy już pakuje się po zjedzeniu owsianki i gotów jestem do opuszczenia domku,
zrobienia zakupów i łapania stopa nagle rozbrzmiewa się dźwięk smsa. To Oscar.
Zapytał mnie gdzie jestem. Napisałem mu w którym miejscu się znajuję i
podjedzie za kilka minut. Jest już 7.30 mógł napisać wcześniej o tym w sumie a
nie gdy już miałem iść łapać stopa. Podjechał srebrny pickup a w nim Oscar,
jako kierowca ten facet którego poznałem wczoraj i mi powiedział o swoim
zainteresowaniu do zakupu i kasie piątkowej. Wsiadam z tyłu gdzie siedzi
ciemnoskóra kobieta w sumie jak cała reszta. Jedziemy w kierunku do Papallacta,
Oscar mówi, że jednak nie będzie w stanie kupić aparatu bu mu brakuje kasy ale
za to ten kierowca jest zainteresowany. Prezentuję go jego siostrze na tyle
wyjaśniając wszystkie zalety i wspominając o 32gb pamięci sandiska o kosmicznej
prędkości 95mb/s. Cena to 300$ tak jak już obniżyłem. Oni natomiast mówią 280$,
targuję się ale krótko bo lepiej brać to co mi dają a raczej dać mają bo jadą
do stolicy coś tam załatwić i wybrać kase z banku aby kupić aparat. Mijamy
piękne wodospady jadąc zieloną doliną w górę w kierunku Papallacta. Są dwie
opcje jadę z nimi do Quito i potem mnie przywiozą spowrotem do tej wioski albo
zostane tu i przywiozą mi kasę jak będą wracać. Gdy jesteśmy w tej wiosce widzę
iż pogoda jest totalnie do dupy. Mgła, zimno i nie widać żadnych jezior które
chciałem zobaczyć co prawda są tutaj termy w których mógłbym się powygrzewać i
poczekać ale postanawiam więc udać się z nimi do stolicy. Po drodzę zostaję
zaproszony do przydrożnej restauracji na drugie śniadanie (mleko z ryżem i
cynamonem oraz empanadą) potem dojeżdżamy do miast przed stolicą Pifo, Tumbaco
i Cumbaya gdzie się zatrzymujemy. Wjeżdzamy na teren nowoczesnej galerii
handlowej parkując w podziemnym parkingu. Wystrój ścian jest niesamowity bo są
to rosnące na nich żywe roślinny! Rodzeństwo wybiera tam z banku kasę i potem
po powrocie w samochodzie dochodzi do wymiany. Wręczam im aparat a ja otrzymuję
280$ w nowiutkich 20$ banknotach bo w Ekwadorze nie istnieją większe nominały.
Chciałem 300$ ale to i tak zarąbiście 280$ tak więc wszyscy zadowoleni i
szczęśliwi. Kobieta potem wysiada i się żegnamy ja wraz ze znajomymi-kupcami i
jedziemy na górę z której widać w dolę Quito. Stolica jest ogromna i długa,
położona w dolinie pomiędzy górami. Kierujemy się na południe miasta gdzie
wjeżdzamy na parking kolejnej galerii handlowej. Tam tym razem kierowca coś
załatwia z telefonem u operatora a ja podziwiam kolejkę szynową pod sufitem
galerii. Jest to kolejka dla dzieci która jedzie przez całą galerię! Takiego
cudu jeszcze nie widziałem w dotychczasowo poznanych galeriach. Z ciekawości
zapraszam moich znajomych do salonu sony aby zobaczyć czy mają ten aparat który
mu sprzedałem. Ceny są ogromne, jakieś gówniane aparaty kompaktowe z 5x zoomem
sprzedaje się za 360$. PSP Vita 800$, 42" tv 4k sony 3000$! To jakiś
koszmar cenowy w tym ekwadorze. Aparatu tego co mu sprzedałem nawet tu nie
znają. Potem powiedziałem, że jest tak jak mówiłem aparat tu nie dostępny
a nowy byłby wart z 550$ i to bez karty pamięci prawdopodobnie. Facet
widziawszy ceny i zaskoczony moją uczciwością wręcza mi dodatkowe 20$ i
wychodzi na moje bo otrzymałem tak jak chciałem 300$ ;). Czyli generalnie
jednym słowem zajebiście bo aparat poszedł za cenę nowego w Polsce i z 32gb
kartą pamięci!
Jedziemy spotkać się ze znajomym Oscara który ma przekazać jakieś części mechaniczne. Ja teraz zastanawiam się co ja tu będę robić i jak ogarnę nocleg bo jest już 14.00 a miasto ogromne. Planem jest teraz tutaj szukanie pracy jako fizjoterapeuta - masażysta ale na to mi zejdzie trochę czasu. Muszę może ogarnąć jakiś couchsurfing lub tani hostal. Ostatecznie postanawiam dziś odpuścić sobie centrum i udać się na północ kawałek od Quito do tzw. "Mitad del Mundo" - środek świata czyli dokładnie na linię równika! Wysiadam na jakiejś ulicy i żegnam się ze znajomymi. Po zapytaniu lokalów dowiaduje się że mam pojechać autobusem na dworzec metro - Ofelia a stamtąd kupić bilet do Mitad del Mundo. Na dworcu metro okazuje się że nie ma żadnego metro to po prostu nazwa transportu autobusowego. Bilet za przejazd to jedyne 0,15$. Wysiadam na rondzie gdzie widnieje duży pomnik z kulą ziemską w środku "mitad del mundo". Zaczyna padać, okazuje się wstęp płatny i to koszt 3,5$ sprzedają też bilety z wejściem do muzeum i innymi bajerami za wyższe ceny. Teraz pada więc na razie cofam się na drugą stronę ulicy do budynków z lodziarnią, subway itp. Tam podpinam się pod wifi w lodziarni gdzie pracują piękne Ekwadorki ;) Dziś odpuszczam sobie wizitę w tym parku mitad del mundo. Jutro z rana mam zamiar tam się udać a teraz postanawiam wejść na górę znajdującym się za tym parkiem i tam postawić mój namiot. Idę więc szukać drogi, wyżej widnieje jakiś napis "Museo Inti-Nań" skręcam w tą bezasfaltową drogę. Są tutaj drewniane domki i mostek po którym się przechodzi do muzeum. Jest już zamknięte bo jest po 17.00 ja mam zamiar zapytać tylko o możliwość rozbicia mojego namiotu w środku bo na włażenie na górę jest już za późno. Zaraz po mnie przychodzi Brazylijska rodzinka i chce wejść ale facet typowy Indianin Quichua mówi że jest zamnięte lecz zjawia się inny facet i mówi, że mogą oni wejść. Ja korzystam z okazji i pytam go o rozbicie namiotu w środku, od razu odpowiada że nie ma problemu i zaprasza mnie do środka muzeum. Okazuje się, że właśnie tutaj znajduje się właściwy równik bo w tym "mitad del mundo" pomylono się o 200m. Wstęp do muzeum mam darmowy i z grupą turystów idziemy na czerwoną linię równika mierzoną wojskowym gpsem. Linia przebiega pode mną a ja stoję jednocześnie na obu półkulach. Prawą na południowej i lewą na północnej. Jestem na środku świata ;) !! Przewodnik prezentuje nam siły energetycze i dzieją się istne cuda. Stawia on mały zlew dokładnie na lini równika a do niego wlewa wodę, wrzuca małe listki i pokazuje, że wir wodny na jednej ze stron świata kręci się zgodnie z ruchem wskazówek zegara. Inne strony świata prezentują inne właściwości. Działa tutaj siła zwana "aceleration of coriolis". Facet każe mi unieść mi ręce do góry i oporować gdy będzie próbował je opuścić, poza linią przychodzi mi to z trudem natomiast na lini równika bardzo łatwo! Dodatkowo układa się jajo na gwoździu, przychodzi mi to z trudem ale w końcu udaje mi się je ustawić. Zwiedzam muzeum Indian żyjących w Ekwadorskiej dżungli i ich tradycji zmniejszania ludzkich głów która obecnie jest zakazana. Wieczorem mój znajomy przewodnik Jeferson proponuje mi miejsce w jednym z małych drewnianych domków zamiast spania w namiocie. W środku duże łóżko a na dodatek mają tutaj wifi. Przychodzi mi więc spać w komforcie i to dokładnie na środku Świata! Zasypiając tak sobie myślę, że lepiej chyba trafić mi się nie mogło ale wbrew pozorom jak się wkrótce okaże - mogło ;).
galeria handlowa z kolejka dla dzieci pod sufitem |
Jedziemy spotkać się ze znajomym Oscara który ma przekazać jakieś części mechaniczne. Ja teraz zastanawiam się co ja tu będę robić i jak ogarnę nocleg bo jest już 14.00 a miasto ogromne. Planem jest teraz tutaj szukanie pracy jako fizjoterapeuta - masażysta ale na to mi zejdzie trochę czasu. Muszę może ogarnąć jakiś couchsurfing lub tani hostal. Ostatecznie postanawiam dziś odpuścić sobie centrum i udać się na północ kawałek od Quito do tzw. "Mitad del Mundo" - środek świata czyli dokładnie na linię równika! Wysiadam na jakiejś ulicy i żegnam się ze znajomymi. Po zapytaniu lokalów dowiaduje się że mam pojechać autobusem na dworzec metro - Ofelia a stamtąd kupić bilet do Mitad del Mundo. Na dworcu metro okazuje się że nie ma żadnego metro to po prostu nazwa transportu autobusowego. Bilet za przejazd to jedyne 0,15$. Wysiadam na rondzie gdzie widnieje duży pomnik z kulą ziemską w środku "mitad del mundo". Zaczyna padać, okazuje się wstęp płatny i to koszt 3,5$ sprzedają też bilety z wejściem do muzeum i innymi bajerami za wyższe ceny. Teraz pada więc na razie cofam się na drugą stronę ulicy do budynków z lodziarnią, subway itp. Tam podpinam się pod wifi w lodziarni gdzie pracują piękne Ekwadorki ;) Dziś odpuszczam sobie wizitę w tym parku mitad del mundo. Jutro z rana mam zamiar tam się udać a teraz postanawiam wejść na górę znajdującym się za tym parkiem i tam postawić mój namiot. Idę więc szukać drogi, wyżej widnieje jakiś napis "Museo Inti-Nań" skręcam w tą bezasfaltową drogę. Są tutaj drewniane domki i mostek po którym się przechodzi do muzeum. Jest już zamknięte bo jest po 17.00 ja mam zamiar zapytać tylko o możliwość rozbicia mojego namiotu w środku bo na włażenie na górę jest już za późno. Zaraz po mnie przychodzi Brazylijska rodzinka i chce wejść ale facet typowy Indianin Quichua mówi że jest zamnięte lecz zjawia się inny facet i mówi, że mogą oni wejść. Ja korzystam z okazji i pytam go o rozbicie namiotu w środku, od razu odpowiada że nie ma problemu i zaprasza mnie do środka muzeum. Okazuje się, że właśnie tutaj znajduje się właściwy równik bo w tym "mitad del mundo" pomylono się o 200m. Wstęp do muzeum mam darmowy i z grupą turystów idziemy na czerwoną linię równika mierzoną wojskowym gpsem. Linia przebiega pode mną a ja stoję jednocześnie na obu półkulach. Prawą na południowej i lewą na północnej. Jestem na środku świata ;) !! Przewodnik prezentuje nam siły energetycze i dzieją się istne cuda. Stawia on mały zlew dokładnie na lini równika a do niego wlewa wodę, wrzuca małe listki i pokazuje, że wir wodny na jednej ze stron świata kręci się zgodnie z ruchem wskazówek zegara. Inne strony świata prezentują inne właściwości. Działa tutaj siła zwana "aceleration of coriolis". Facet każe mi unieść mi ręce do góry i oporować gdy będzie próbował je opuścić, poza linią przychodzi mi to z trudem natomiast na lini równika bardzo łatwo! Dodatkowo układa się jajo na gwoździu, przychodzi mi to z trudem ale w końcu udaje mi się je ustawić. Zwiedzam muzeum Indian żyjących w Ekwadorskiej dżungli i ich tradycji zmniejszania ludzkich głów która obecnie jest zakazana. Wieczorem mój znajomy przewodnik Jeferson proponuje mi miejsce w jednym z małych drewnianych domków zamiast spania w namiocie. W środku duże łóżko a na dodatek mają tutaj wifi. Przychodzi mi więc spać w komforcie i to dokładnie na środku Świata! Zasypiając tak sobie myślę, że lepiej chyba trafić mi się nie mogło ale wbrew pozorom jak się wkrótce okaże - mogło ;).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz