1 tydzień w Pantoja
Piątek rano, wstaję po kompletnie nie
przespanej nocy z powodu pogryzienia przez komary. Na śniadanie od tej ubogiej
rodzinki dostaję trochę małych bananów i jem z bułkami które zakupiłem w Nuevo
Rocafuerte po Ekwadorskiej stronie. Posilony niczym Adam Małysz biorę się za
pisanie. Celem na dziś jest naprawienie mojego pokrowca na dokumenty na szyję.
Kupuję więc w malutkim drewnianym sklepiku 2 małe nowe zamki płacąc za każdy po
solu. Starzec powiedział mi, że wieczorem jego żona mi wszyje na maszynie nowe
zamki. Tego dnia zwiedzam miasteczko w którym nie ma żadnych aut bo nie
prowadzą tutaj żadne drogi. Jest to totalnie odcięte od świata miejsce, cisza i
spokój, skromni, ubodzy Peruwiańczycy o brązowych odcieniach skóry od jasnego
do ciemniejszego. Mieszkają oni w drewnianych domkach o dachach wyłożonych
palmowymi liśćmi lub metalowymi blachami. Większość jest zbudowana na ok 1-2m
palach gdzie pod nimi znajduje się pusta przestrzeń.Nie mają szyb, w domkach są
po prostu wycięte otwory. W celu wentylacji niektóre domki mają małe otwory w
niektórych miejscach.
Gdy idę wyżej przechodząc koło małej szkoły
i boiska pytam miłej i ładnej Peruwianki o drogę do budynku z internetem. Ona
jak informuje, że znajduje się niedaleko miejsca gdzie mieszkam bo na górce
przy szpitalu. Idę więc w tym kierunku kolejnym chodnikiem. Drzwi do lokalu z
internetem są zamknięte, dowiaduje się, że internet jest dostępny od
10.00-13.00 i od 20.00-23.00. Chadzam więc po miasteczku,potem postanawiam
kupić w jednym ze sklepów moskitierę. Płacę za nią 28soli. Po powrocie do domku
postanawiamy wszyć nowy zamek do mojego pokrowca na dokumenty lecz nie działa
maszyna. Idę więc ze starcem wyżej i w jednym z domków on rozmawia ze swoją
znajomą w moim imieniu i okazuje się ona być miłą kobietą i ręcznie wypruwa
stare zamki wszywając nowe. W trakcie rozmowy dowiaduje się, że jestem
fizjoterapeutą i chce masaż. Umawiam się z nią w jej chacie na godzinę 19.00.
Tak się szczęśliwie składa, że spotykam jednego faceta o i imieniu Jesus, który
też sobie życzy masaż pleców. Umawiam się z nim na godzinę 6.00 rano pod
hostalem gdzie mieszka. Przychodzę o
umówionej godzinie do tej kobiety w średnim wieku i wykonuje jej masaż lewej
nogi z kremem mentolowym. Policzyłem jej połowe mojej ceny czyli 10 soli bo
wszyła mi te nowe zamki do mojego pokrowca na dokumenty. Przed wykonaniem
masażu jak zawsze przeprowadzam wywiad z pacjentem i przeciwskazań nie było.
Tutaj ludzie pałają niesamowitym
zdrowiem, żadnych problemów z sercem czy innymi schorzeniami lub operacjami w
wyniku złego odżywiania czy też z innych powodów. Jestem zdumiony w jak dobrym
stanie zdrowia są tutaj osoby w średnim i podeszłym wieku! Po powrocie do chaty
jem zupę rybną z gotowanymi platanami. Przywieszam moskitierę i układam się do
snu gdy głośna muzyka z klubu obok przestaje hałasować.
W nocy jednak kiepsko ze spaniem na
podłodze nawet z moskitierą bo dalej czuje na sobie jakieś muszki czy inne małe
robaczki.
Kolejnego dnia czyli w sobotę wędruję
kawałek wyżej od tego przy rzecznego domu gdzie mieszkam znajduje się wejście
do bazy wojskowej przy której leży Migraciones (miejsce gdzie załatwiamy sprawy
paszportowe), tuż obok posterunek policji i centro de salud (szpital).
Następnie jest budynek z internetem, lecz aktualnie jest nieczynne bo mają
wizitację jakiegoś reportera. Mam wrócić ok 15.00. Koło budynku szpitalnego
jest mała ławka znajdująca się pod dużym drzewem. Siadam tam więc i łapię
trochę orzeźwiającego powiewu powietrza bo jest straszny upał. To miejsce
akurat znajduje się na górce tak więc jest trochę wiatru w porównaniu z jego
brakiem na dole przy rzece. Po chwili zagaduje do mnie jakiś chłopak ze
szpitala i pyta skąd jestem itp. Dowiaduje się, że to drzewo pod którym siedzę
ma pyszne owoce. Patrzę w górę i rzeczywiście na gałęziach wiszą długie,
zielone i ogromne jakby fasole. Mój nowy znajomy Dentysta Armando w którego
żyłach płynie Francuzka krew, ponieważ dziadkowie przypłyneli z Francji
uciekając przed II Wojną Światową. Zrywa on specjalnym kijem ze sznurkiem jednego
owoca. W środku tej metrowej fasolki są małe, białe i włochate owoce jeden przy
drugim. Jest miękki i słodkawy, z dużą czarną pestką której się nie spożywa.

 |
motyl ognisty |
Zagaduje do mnie kolejny facet którego
spotkałem w Nuevo Rocafuerte i miałem z nim płynąć do Pantoja. Informuje mnie o
wizycie tego reportera i prosi o udzielenie wywiadu. Idziemy do budynku z
internetem i tam zapoznaje się z tym kamerzystą. Opowiadam o przebytej podróży.
Prosi mnie o udzielenie krótkiego wywiadu odnośnie zalet internetu w tak odciętym
od świata miejscu jak miasteczko Pantoja znajdującym się w dżungli przy
Amazonce.Internet poza tym tutaj istnieje zaledwie od roku. Mój Hiszpański nie
jest na tyle dobry abym w tym języku udzielal wywiadów więc odpowiadam na
pytania po Angielsku. Po przeprowadzonym wywiadzie Peruwiańczyk obiecuje, że mi
wyśle link do filmu gdy ten będzie gotowy. Za to że udzieliłem wywiadu również
będę mógł skorzystać z internetu pierwszą godzinę za darmo. Potem idę szukać
restauracji i znajduję ten dom gdzie rozmawiałem z tą dziewczyną. Domek
znajduje się koło boiska piłkarskiego z małymi trybunami. Kupuję obiad, tutaj
nie ma dwuczęściowego posiłku tak jak wcześniej spożywałem zupę i drugie danie.
Jest tylko drugie danie i napój (refresco). Jest to ryż, podsmażane platany,
sałata, pomidor oraz sos z aji. Po zjedzeniu obiadu rozmawiam z tą dziewczyną o
pięknym imieniu Marilin. Przy okazji pytam czy może nie mieli by miejsca dla
mnie na rozbicie namiotu bo w tamtym domku przy rzece gdzie mieszkam to mam
tragedię co nocy z jakimiś muszkami itp. i nie mogę spać. Matka dziewczyny
decyduje że zamiast namiotu na ogrodzie to mogę spać na górze na pierwszym
piętrze. Dziękuję i mówię, że mam zamiar zjawić się wieczorem. Wracam do
rodzinki z przy rzecznego domku i informuję o tym, że dostałem zaproszenie od
innej rodzinki do ich domku i się przenoszę aby też z nimi trochę pomieszkać.
Nie wspominam nic o panujących u nich w domu trudnych warunkach czyli o
gryzących mnie insektach i codziennej głośnej muzyce w barze bo obraziliby się na
mnie zapewne.
Idę potem się wykąpać, schodzę do
malutkiego portu gdzie dzieciaki skaczą i pływają w brązowej wodzie Amazonki.
Ja mam lekką obawę co do wejścia do tej wody. Mogą mnie zaatakować piranie,
kajmany lub jakieś inne niebezpieczne zwierzęta, ale skoro małe dzieci się
kąpią to czemu ja nie miałbym spróbować? Są dwie opcje kąpieli tutaj. Woda z
wiadra lub w rzece. Nie istnieje tutaj żadne rozprowadzanie wody do kranów w
domach. Ewentualnie można wziąść prysznic z deszczówki która jest zbierana w specjalnych
beczkach. W tym domku w którym mieszkam nie ma takiego luksusu. Wchodzę do
rzeki, namydlam się a potem pływam z dzieciakami a raczej spływam wraz z silnym
nurtem rzeki.Lecz tylko kawałek, zatrzymując się przy łodziach, wracając na
pieszo w to samo miejsce i powtarzając zabawę. Gdy żartuję mówiąc małym
chłopcom, że płytnę do Iquitos wiosłując moimi nogami i rękoma chcą płynąć ze
mną i popisują się podczas swojego pływania i skoków do wody. Pierwsza kąpiel w
rzece Napo udana, nie dopadła mnie żadna pirania czy też kajman nie odgryzł mi
moich dłoni więc dalej mogę wykonywać moje masaże. Pakuję plecak, zabieram
moskitierę i wędruję do tej restauracji (comedor). Marilin prowadzi mnie na
górę gdzie mam miejsce na drewnianej podłodze. Całe to piętro jest odkryte, nie
ma żadnych ścian. Od strony boiska jest tylko mała pół metrowa ścianka
połączona z podłogą oraz obok ławeczka. Przenoszę ławeczkę na drugą stronę i
przywiązuje do niej i do belki moją moskitierę pod którą układam moją matę do
spania. Łóżko mam gotowe, w restauracji wieczorem jedzą Ci żołnierze z bazy
wojskowej. Potem ja dostaję darmową kolację i jest to po raz kolejny pyszny
kurczak z ryżem i podpiekanymi platanami. Potem opowiadam o swoich wojażach. 21
letnia dziewczyna Marilin ma małego dwuletniego synka, ma również dwie siostry
które znajdują się w Iquitos wraz z jej ojcem. Po kolacji i rozmowach idziemy
spać. Wnętrze domku to te cienkie deski z których zrobione są ściany sypialni.
 |
tak spałem na piętrze przez ponad 2 tygodnie |
Podczas kolejnych dni generalnie wstaję
rano ok 6, jem śniadania, obiady i kolację zostając zaproszonym przez rodzinkę
u której mieszkam a więc nie płacę nic. Czytam tego genialnego ebooka
"Papillon" o ucieczce z więzienia i przygodach w dżungli Ameryki
południowej. Chadzam się kąpać nad rzekę i pływam kawałek z jej szybkim
nurtem.Zrywam z palm pomarańczowe owoce kokosów i po zrobieniu w nich dziury
moim nożem wypijam ze środka wodę. Z powodu panującego upału a szczególnie gdy
brak wiatru sypiam w ciągu dnia na trawie , na trybunach czy w innych
miejscach. Pomagam przy koszeniu trawy na ogrodzie przy domku gdzie mieszkam.
Wycinam ją siekając maczetą. Mają oni również 2 domki z kurami z których
przyrządają posiłki. Jem na śniadania pyszne małe jajka żółwi które są w środku
tłuste i bardzo smaczne. Co do żółwii to pewnego dnia gdy wędrowałem aby użyć
komputera to spotkałem mojego znajomego dentystę - Armando. Czekał on przy
jednym z drewnianych domków na kolację, którą szykował jego szef. Zostałem
zaproszony również na kolację. Przy stole wraz z Peruwiańczykiem i jego żoną i
dziećmi poczęstowano mnie mięsem z żółwia i to prosto ze skorupy leżącej na
stole! Żółw został upieczony na grillu. Podano mi go z ryżem, juką oraz do
popicia owsiankowy gęsty napój. Mięso bardzo smaczne i smakiem przypominające
cielęcinę. Dowiaduje się, że sezon na żółwie zaczyna się od listopada do
stycznia, a więc trafiłem idealnie. Można je złapać kawałek w górę rzeki na
małych plażach lub rzecznych jeziorkach. Żółw ten ważył ok 8kg. Łapie się
również i spożywa małe krokodyle a nawet małpy. Przy okazji dostaję informację,
że ojciec tej kobiety dobrze zna wędrowanie po dżungli do której można się udać
z tej wioski. Postanawiam, że zapytam go o to czy mógłbym się z nim wybrać gdy
przypłynie ten stateczek z Iquitos wraz z jej ojcem. Potem udaje się do tego
budynku z internetem gdzie tu kosztuje niesamowicie drogo jak na Peru. 3 sole
trzeba zapłacić za godzinę, normalnie gdy przemierzałem Peru płaciłem 1 sola.
Przez 2 godziny zaledwie 20 zdjęć jestem w stanie wysłać. Tragdia z prędkością
wysyłania! Każdego wieczora na boisku przy domku w którym mieszkam rozgrywane
są mecze piłki nożnej 6 na 6 lokalnych zawodników. Mecz trwa od momentu gdy
słońce jest już niżej czyli ok 17 do ok 18.20 gdy jest już ciemno bo boisko nie
posiada oświetlenia. Tak w ogóle to jest tutaj problem z prądem bo koło
szpitala znajduje się duży, paliwowy generator prądu który dostarcza go do
domów od ok godziny 10.00-13.00 i od 18.00-23.00. Potem zapada już noc, podczas
której wszędzie dookoła słychać dźwięki cykad, jakiś ptaków tropikalnych a przy
bezchmurnym niebie można oglądać w mroku nieskończone ilości gwiazd w tym
oriona, którego nigdy nie udało mi się dostrzec w Polsce. Zajadam się owocami
Mamey,guaba oraz próbuję caimito (wyglądem przypominające awokado, białe w
środku i bez pestek i bardzo słodkie). Udało mi się, że trafiłem tutaj właśnie
o tej porze roku bo sezon na te owoce i żółwie właśnie trwa;)
 |
porcik w Pantoja |
Piątek 19 Grudnia 2014 jest bardzo smutnym
dniem. Gdy przychodzę do domu kolejnego pacjenta, który życzył sobie masaż
dowiaduje się, że od jego żony iż zginęła wczoraj mała 8 letnia dziewczynka.
Okazuje się, że dziecko się utopiło w rzece gdy bez opieki weszła do wody.
Zwłoki wyłowiono w jakiejś wiosce niżej. Opowiada mi, że twarz i oczy
dziewczynki zjadły piranie czy inne ryby. Coś strasznego!! Gdzie kurwa byli
rodzice? Dlaczego nikt jej nie pilnował? Przecież ta rzeka jest cholernie
niebezpieczna bo nurt porywisty a w środku gałęzie i inne zagrożenia! 8 letnie
dziecko, pozbawione opieki musiało stracić życie aby dać lekcję nieodpowiedzialnym rodzicom. Wiem, że takie
tragedie się zdarzają nie bez powodu, aby nauczyć czegoś rodziców. Tylko
dlaczego małe dzieci mają płacic cenę życia za głupotę i nieodpowiedzialność
rodziców? W ponurym nastroju wykonuje masaż w jednym z tych ubogich drewnianych
domków dla kolejnego Znajomego o imieniu Roy. Płaci mi 10 soli za wykonany
masaż, który był jego pierwszym w życiu zarówno jak tych wszystkich ludzi
których masowałem. Zachwala bardzo gdy kończę a od jego żony dostaje zimny
napój robiony z słodkiego bloku trzciny cukrowej (panela). Ostatnio poznałem
też dwójkę podróżników z Chile z którymi wymieniałem się wrażeniami z podróży.
Dziś również przypłynęli nowi podróżnicy jeden chłopak-żongler z Urugwaju z
jakąś nowo poznaną koleżanką która pochodzi z Australii. Wieczorem kolejna
kąpiel w rzece i wracając zauważam, że z domku niedaleko tego w którym mieszkam
wychodzą różne osoby odwiedzając rodzinę tej małej dziewczki która się utopiła.
Jedna z wracających kobiet opowiada mi, że dziewczynka nie miała matki która
odeszła z powodu nagannego zachowania swojego męża. To teraz już doszło do mnie
dlaczego doszło do tej tragedii. Nieodpowiedzialny ojciec wychowujący samotnie
trójkę dzieci. Podobno zwłoki małej leżą na stole, ja nawet nie mam zamiaru tam
wchodzić i ich oglądać z brakiem twarzy zjedzoną przez ryby i piranie.
Wystarczy mi, że sobie to wyobraziłem. Poza tym jeszcze wyrwałoby mi się i
wygarnąłbym ojcu co myślę o jego osobie. Ten smutny dzień kończy się dla
rodziny (ojca i rodzeństwa) zmarłej i znajomych zapaleniem świec w środku domu.
Dla mnie oglądaniem meczu na boisku i zjedzeniem pysznej a wieczorem medytacji
w intencji dziewczynki.
2 tydzień w Pantoja
W Sobotę rano z domu zmarłej dziewczynki
wyrusza garstka ludzi niosiących trumnę z ciałem małej. Nie ma tu żadnej
procesji z udziałem kapłana czy tego rodzaju spraw. W wiosce nie istnieje nawet
Kościół, jest tylko jeden malutki ale znajdujący się w bazie wojskowej. Ludzie
idą po prostu na cmentarzyk zakopać ciało małej. Peruwiańczycy tu miejszkający
mówią, że wierzą w Boga i są Katolikami lecz nie ma tutaj żadnych oznak tej
religi. Są natomiast ludźmi którzy według mnie są bardziej szlachetni,pomocni,
dobroduszni i otwarci aniżeli jeden Praktykujący Katolik. Po wycięciu kolejnej
partii trawy maczetą na ogrodzie postanawiam spróbować więcej tych tropikalnych
owoców - Kaimito. W tym celu wspinam się na drzewo, dziewczynka Rosita podaje
mi kij bambusowy którym strącam te żółtawe owoce. Jest trochę niebezpiecznie bo
jestem na ok 10 m a wieje wiatr co jakiś czas poruszając całym drzewem. Strącam
chyba z 20 tych owoców i schodzę. Okazuje się, że pękły w większości. Pakuję do
miski i przynoszę do domu. Tam oczyszczam je w wodzie i obieram ze skóry. Są
słodkie i pyszne, natomiast bardzo klejące. Gdy się dotyka rękoma to za jakiś
czas zostaje na nich istny klej jak ten do butów prawie;). Po południe spędzam
na czytaniu ebooka.
 |
Nawet najbrzydsze psy potrzebują pieszczot. Pies rasa Peruwiańska ;) |
Kolejne dni z rana to "maczeta zabija
4" czyli koszenie trawy. Rozmowy z moim przyjacielem Armando, który
jednego dnia zaprosił mnie na darmowe czyszczenie zębów specjalistyczną
maszynką. Nie to żebym miał brudne ale profilaktyka jest bardzo ważna. Do tego
poczęstował mnie fluorem, po takiej terapii moje zęby od razu poczuły się
lepiej.
Któregoś dnia gdy odwiedzałem Armando w tym
malutkim szpitalu poznałem również pewną bardzo ładną Panią Doktor tu
pracującą. Czarne kręcone włosy, duży biust a w żyłach Brazylijska Krew. Odcień
skóry znacznie jaśniejszy niż Peruwiańskich Indian a więc typowy dla ludzi
Brazylii. Zostałem zaproszony na wigilię dla pracowników szpitala i posterunku
policji która zwana jest "Reunion" i odbędzie się jutro o północy.
Tego samego dnia chciałem pomóc trochę w
budowie domku należącego do jednego z członków rodziny Don Nico czyli męża
Marceli u których mieszkam. Kawałek niżej idziemy do domku brata Nicolasa i tam
pomagam przy budowie. Jest to jak narazie drewniana konstrukcja, podaję z dołu
ostre blachy które on wraz z bratem kładą jako dach.
 |
baza wojskowa |
 |
statek płynący do Iquitos |
W dzień Wigilii postanowiłem się trochę
ogarnąć i po 6 miesiącach zapuszczania brody zgoliłem ją w końcu. Gdy
zobaczyłem swoją twarz nastąpił szok i nie mogłem siębie poznać;) Potem gdy
rozmawiałem już ogolony przy porcie z jedną, ładną tutejszą Peruwianką zaczepił
mnie podróżnik z bardzo gęstą czarną brodą (w tym momencie pożałowałem zgolenia
mojej ;\ ) ale nie chcąc przeszkadzać w rozmowie powiedział tylko, że pogadamy
później.
Wigilia tutaj zwana jest "Noche
Buena" i zaczyna się nie tak jak zwykle gdy pojawi się pierwsza gwiazdka
na niebie. Tu rozpoczyna się ona o północy i w ten Świąteczny dzień spożywa się
Indyka. Nie ma wielu potraw tak jak to mamy w zwyczaju jeść w Polsce. Jest to
normalny posiłek z rodziną w przypadku tej wioski gdzie się znajduję, nie ma tu
żadnych świątecznych ozdób na domkach. Zauważyłem tylko w jednym jakieś
świecidełka i że w lokalnym sklepiku się sprzedaje ozdóbki. Sztucznych i tym
bardziej prawdziwych choinek oczywiście brak. Rodziny są tutaj bardzo biedne
tak więc nie ma tradycji kupowania prezentów dla dzieci. Jedyną miłą świąteczną
niespodzianką było w dniu wczorajszym rozdawanie dla wszystkich mleka kakaowego
wraz z kawałkiem keksa tu zwanego - paneton. Udało mi się też spróbować tego
dobrego ciasta z tym smacznym mlekiem. Okazuje się, że to nie wszystko,bo moja
znajoma Pani doktor o pięknym imieniu Emily poinformowała mnie, że dziś od
godziny 17.00 w szpitalu jest organizowana Wigilia dla dzieci. Poszedłem więc
zobaczyć i wewnątrz budynku stało pełno dzieci ustawionych w kolejce z
kubeczkami w ręce. Pracownicy szpitala czyli Emily, Armando, Jema, William i
szef Tulio byli dla dzieci świętymi mikołajami lecz ubrani w normalne robocze
ciuchy. W środku pomieszczenia zostały puszczone kreskówkowe bajki wyświetlane
z projektora i świąteczną muzyką. Na
stole przy którym stali Armando i Emily znajdowały się zabawki dla dzieci.
Każde dziecko podchodziło do stołu i wybierało sobie zabawkę dostając przy tym
tego keksa "paneton" i kubeczek mleka czekoladowego od Pani przy
dużym garnku. Jest to naprawdę genialne bo dla tych biednych dzieci jest to
jedyna okazja na otrzymanie jakiegokolwiek prezentu. Dziewczynki wybierają
jakieś małe torebeczki do szycia i świecące zawieszki a chłopcy samochodziki.
Potem gdy już maluchy zostały uszczęśliwione prezentami ja wraz z pracownikami
posilamy się panetonem i mlekiem czekoladowym. Wracam do rodziny u której
mieszkam, przychodzi również mój przyjaciel Armando. Wraz z całą rodzinką jemy
ciasto popijając oranżadą. Wieczorem ok 22.00 gdy ponownie wracam do szpitala
wszyscy śpią. Ja korzystam w tym czasie z internetu. O północy przechodzimy do
budynku policji. Prawie wszyscy dzwonią i odbierają telefony od najbliższych i
znajomych składając sobie życzenia. Na tyłach budynku na tarasie jemy wszyscy
kolację. Jest to bardzo tłuste mięso "chancho"i ziemniaki. Do picia
mój ulubiony napój Inca Kola a na deser kolejna porcja mleka i keksa (paneton).
Po Świątecznej kolacji wracam z Emily do szpitala, reszta idzie na imprezkę do
lokalnego baru. W środku spędzamy czas przy jej komputerze do późna.
 |
Wigilia dla biednych dzieciaczków |
 |
Ciasto wigilijne z rodzinką u której mieszkałem |
Następnego dnia w końcu spotykam tego
podróżnika przy porcie. Jest to 21 letni Hiszpan, który jest w podróży 3
miesiące. W jego żyłach płynie Polska krew bo jego dziadek jest Polakiem
dlatego też ma on na nazwisko - Malinowski ;). W czasie II wojny światowej
uciekli oni z Europy i aktualnie mieszkają w stolicy Argentyny - Buenos Aires.
Mało tego dwa razy odwiedził Polskę którą bardzo zachwala i mówi że Polki to
najpiękniejsze kobiety na Świecie. Zwiedził kilka miejsc np. Warszawę i Gdańsk
oraz swoją rodzinę w Cieszynie. Jeszcze bardziej jestem zaskoczony gdy opowiada
mi, że przypłynął tutaj na tratwie z Ekwadoru! Pomógł mu ją skonstruować pewien
Indianin Ekwadorczyk w Wiosce Tiputini. Nie zapłacił nic za 3 dniową
konstrukcję tej tratwy. Spłynięcie tu do Pantoja zajęło mu 2 dni. Miał nią płynąć
aż do Iquitos ale rozmyślił się i ma zamiar poczekać na łódkę która go tam
zabierze. Podziwiam go za ten pomysł i odwagę oraz za to że podróżuje
praktycznie bez pieniędzy mając w kieszeni grosze. Przypomniał mi się bohater
filmu "Into the Wild" który zrobił sobie nielegalny spływ w Wielkim
Kanionie.Edi swoją podróż zaczął na Kubie z której przyleciał do Quito czyli
stolicy Ekwadoru.
Kolejne dni mijają na rozmowach w naszej
tzw. "Świątyni" czyli okrągłej kamiennej platformie, pokrytej dachem
i z siedziskami która znajduje się przy porcie. Ważnymi tematami rozmów są
również lokalne dziewczyny których większość imion już tutaj znam;). Któregoś
dnia od mojej znajomej Pani doktor czyli Emili dostałem zaproszenie aby
popracować trochę w ich szpitalu. Przyszedłem i przebrałem się w robocze ciuchy
i gdy pacjenci przychodzili do szpitala informowałem iż jestem fizjoterapeutą.
W rezultacie masowałem jedną kobietę
która prowadzi lokalny sklep. Pozostałe osoby albo z innych wiosek albo nie
stać ich na terapię. Tak w ogóle to złapałem problem z żołądkiem bo znów
skusiło mnie aby spróbować "Chicha" jest to sfermentowany napój który
tu akurat przyżądzany jest z juki. Kobiety robią z niej coś w rodzaju papki
którą przeżuwają w ustach, a następnie wypluwają i wtedy po kilku dniach
zachodzi proces fermentacji. O sposobie przyrządzania tego kwaśnego napoju
dowiedziałem się po fakcie. Poza tym w dzień Wigili zmieszała się ona z tym
mięsem tłustym - Chancho i to spowodowało rewolucję w moim żołądku jak mi
powiedzieli moi znajomi. W piątek już poczułem się lepiej i problem ustąpił.
Tego samego dnia o ile dobrze pamiętam Edi chciał spłynąć swoją tratwą kawałek
aby nagrać film na swojej kamerce GoPro 3. Dogadał się z miejscowymi aby potem
go przyholowali spowrotem. Pomogłem mu odcumować tratwę i zaczął spływ. Ja wraz
z dwoma Peruwiańczykami popłyneliśmy za nim łódką, wsiadłem również na jego
tratwę zbudowaną z 4 kłód,podłogi z desek, i półkrągłego dachu z liści
palmowych. Po przywiązaniu liny do małej łodzi facet ma problem z silnikiem i
zamiast płynąć spowrotem w góre płyniemy w dół i zatrzymujemy się przy jednej z
malutkich plaż. Tam czekamy w środku tratwy wraz z Edkiem i tym chłopakiem aż
tamten drugi wróci z nowym silnikiem. Gdy czekamy tną mnie te cholerne małe
muszki bo jestem w krótkich ciuchach. Po jakiś 30 minutach wraca ten facet i
płyniemy w górę rzeki lecz płyniemy tak wolno że zajmuje nam to ok 20min aby
wrócić odcinek ok 400m. Edek postanowił oddać tratwę facetowi o imieniu Roy
którego masowałem wcześniej. Cumujemy tratwę koło jego domku i wracamy łodzią
do portu. Poleciłem mu wcześniej aby tego nie robił tylko spłynął tą tratwą do
Iquitos tak jak zamierzał. Podróż zajęłaby z 10 dni ale musiałby zatrzymywać
się na noc w małych wioskach po drodze. On jak sam mówi jednak poczuł lęk i
zmienił zdanie. Zaproponował mi że gdybym z nim popłynął to tak ale sam się
obawia podróży. Ucieszyłem się gdy mi zaproponował przygodę tratwą, napewno
było by to coś niesamowitego ale ja po Nowym Roku wracam do Ekwadoru. Czekam tu
w Pantoja już od 12 grudnia aby wrócić do tego kraju. Odmówiłem mu więc, gdybym
nie wracał na pewnobym się z nim zabrał. Teraz i tak już za późno bo tratwa
należy już do Roy'a.
 |
Moja koleżanka Pani Doktor |
 |
Edi Malinowski - Hiszpan który przypłynał tu swoją tratwą |
 |
na tratwie Edka |
27 Grudnia 2014 w Sobotę poszedłem z Edkiem
do Szpitala gdzie po znajomości używam komputera i internetu który raz jest a
raz go nie ma. Tam skopiowałem mu zdjęcia z naszego wczorajszego spływu tratwą.
Jak się okazało posiada nawet taki sam dysk twardy WD Elements 1tb jak ja. Gdy
on korzystał z internetu jak dostałem bardzo szybkie zaproszenie od Emily aby
popłynąć z nią i jej pacjentami do szpitala w Nuevo Rocafuerte w Ekwadorze. W
porcie już czeka wojskowa, metalowa łódź, w niej leżąca kobieta w zaawansowanej
ciąży wraz z mężem, mały chłopczyk z matką który ma problemy z oddychaniem,
oraz inna kobieta której problemu nie znam. Emily podpina kobiecie w ciąży
kroplówkę a jej mąż trzyma ją w górze. Siadam z Emi na przodzie gdzie jest
jeden żołnierz z tyłu drugi sterujący łodzią. Odpala silnik i ruszamy ale
zatrzymujemy się przy porcie bazy wojskowej, gdzie dostajemy przeciwdeszowe
wojskowe poncho. Widać że w górze rzeki leje, aktualnie ma ona bardzo niski
poziom który obniża się z powodu braku opadów a podwyższa wraz z ich
obecnością. W pewnym momencie coś uderza pod spodem łodzi, trzęsie się ona na
boki i stajemy. Okazuje się że stoimy na mule bo jest niski poziom rzeki.
Żołnierz odpycha wiosłem łódkę i finalnie udaje nam się znaleźć inną drogę
bliżej brzegu. Rzeka teraz jest bardzo niebezpieczna bo zarówno pod spodem jak
i u góry znadują się liczne piaskowe wyspy. Omijamy je wraz z mnóstwem
wystających z wody konarów. Nagle nastaje jakiś problem z silnikiem, Wojskowy
go wyłącza i znosi nas do brzegu pod zwisjące gałeźie zarośli. Wbijam wiosło w
muł aby łódź nie spływała niżej. Żołnierz na tyle robi coś na tyle z silnikiem
i udaje się go ponownie odpalić. Kłopoty z silnikiem i niskim poziomem rzeki,
chorzy na wojskowej łodzi w tym kobieta w ciąży pod kroplówką. Cóż za przygoda!
Załadamy nasze wojskowe poncha bo pada lecz tylko trochę i przez chwilę. Po ok godzinie jesteśmy w Nuevo Rocafurte.
Idziemy do tego szpitala gdzie mają znacznie lepszą opiekę medyczną. Pacjenci
są przyjęci bez żadnego problemu, bo tutaj opieka medyczna w Ekwadorze jest za
darmo. Nie ma różnicy z jakiego kraju pochodzisz! Kobieta w ciąży ma problem z
płodem lecz nie groźny. Emily pokazała mi zdjęcie rentgena tego chłopczyka
który ma problemy z oddychaniem. Gdy je ujrzałem zamurowało mnie. Na zdjęciu w
przełyku widnieje moneta! Jest to 50 centów Peruwiańskich, takiego widoku jeszcze
moje oczy nie widziały. Chłopczykowi w tym szpitalu też nie mogą pomóc i muszą
popłynąć do szpitala w Coca. Gdy mama chłopca idzie gdzieś tam z Emi prosi mnie
o popilnowanie chłopczyka. Biorę go więc na kolana na których śpi aż do powrotu
mamy. Fajną rzeczą jest tutaj w Ekwadorze, że w szpitalach mają automaty z
darmowymi prezerwatywami marki "made in Korea" ;). Pacjenci zostają w
szpitalu a ja z Emily i w towarzystwie żołnierza sterującego łodzią wracamy do
Pantoja. Tym razem łódź dociera z nurtem znacznie szybciej i nie napotykamy
żadnych przeszkód. Po powrocie idę do domku Roy'a gdzie mieszka aktualnie
Edward. Idziemy do "świątyni" i rozmawiamy do późna ok 23.30 gdy już
nie ma światła. Wracam do domu na piętro zupełnie po ciemku bo nie mam ze sobą
latarki i bateria w telefonie mi padła. W nocy gdy rozpętuje się burza,
przenoszę moją matę do spania i śpiwór bo kropi na mnie deszcz. W chwili gdy
się przenoszę zauważam dopiero przy błysku pioruna że zawieszony jest hamak
tutaj i ktoś w nim śpi! Myślę "co do cholery ten ktoś tu robi?"
świecę latarką i pytam go jak się on tu znalazł? Odpowiada, że jadł kolację i
zapytał o miejsce na nocleg tak jak ja wcześniej. Rano wstaję i okazuje się, że
kojarze tego chłopaka to on wczoraj przypłynął zaraz po nas z Rocafuerte.
Okazuje się być Szkotem mieszkającym i pracującym aktualnie w Barcelonie. Jemy
razem śniadanie w postaci pieczonych bułeczek z juki z warzywami w środku. Ja
jestem tak głodny że płacę rodzince 5 soli za normalne śniadanie, czyli rybę z
ryżem i podsmażonymi platanami. Kolejne wspólne rozmowy w "świątyni"
kolega ze Szkocji miał płynąć tak ja ja do Iquitos ale też się rozmyślił i chce
wracać do Ekwadoru aby stamtąd szybko dostać się do Cusco w Peru gdzie 10
stycznia ma samolot powrotny do Barcelony. Przed Nowym rokiem przypływa do
portu ponownie mały stateczek tzw. lancha.
Sylwester 2014/2015
Gdy przechadzałem się po wiosce zauważyłem
że pod sklepem siedzi na krześle kukła z winiaczem i panetonem. Okazuje się
bowiem że ostatniego dziś robi się kukły ze szmat a następnie o północy podpala
tym samym paląc nowy rok. Gdy spotykam Edwarda on też będzie takową pomagać
robić w domu gdzie mieszka wraz z tymi dzieciakami. Ja też przy okazji składam
wizytę w domu u jednej z koleżanek, ona akurat wraz chrześnicą przygotowują
kukłę. Pomagam więc wypychać szmatami. Wieczorem spotykam się z Edkiem i
postanawiamy zaprosić nasze koleżanki na sylwestra z tego domu gdzie pomagałem
z kukłami. Gdy one się szykują ja kupuję butelkę alkoholu - Cańa Linda jest to
coś w rodzaju 35% wódki z trzciny cukrowej. W trakcie gdy obalamy buteleczkę
wznosząc toasty "na zdrowie" i po Hiszpańsku "Salud"
przychodzą wystrojone koleżanki, ale mówią że idą teraz palić tą kukłę i wrócą
za 10min. My czekaliśmy jakiś czas i one się nie zjawiły. Idziemy więc do
lokalnego baru, tam właśnie palą jedną z kukieł. Ludzie wystrzeliwują stuczne
ognie, ja składam noworoczne życzenia znajomym z wioski, potem gdy mamy iść z
Edkiem w miejsce spotkania z tymi dziewczynami widzę moją kolejną znajomą
Kolumbiankę którą poznałem kilka dni wcześniej. Składamy również źyczenia i
potem idziemy na ławkę, rozmawiamy. Finalnie idziemy razem na dyskotekę która
się znajduję w jednym z drewnianych domków. Tańczymy przy dużej ilości muzyki
Peruwiańskiej do ok 5.00. Nowy rok 2015 witam więc w Peru , w towarzystwie
pięknej młodej Kolumbianki z którą spędzam również miło pierwszy dzień Nowego
Roku;)
 |
takie kukły się pali w Nowy Rok |
2 stycznia 2015 w Piątek następują dwa
pożegnania. Mianowicie mój przyjaciel Edward opływa statkieczkiem do Iquitos.
Życzę mu powodzenia w dalszej podróży i mamy nadzieje się zobaczyć gdzieś w
Patagonii do której on też zmierza. Mi coś się dłuży jak narazie pierwotny plan
dotarcia w to miejsce. Na chwilę obecną przebywam prawie na samej górze Ameryki
Płd. a czeka mnie zjazd na sam dół tego
kontynentu. Kolejna osoba wybywa stąd a mianowicie jest to ta Kolumbianka z
którą się bawiłem i miło spędziłem czas. Płynie ona wraz z ojcem i bratem do
Ekwadoru do miasta Nueva Loja. Ja zostaję dłużej tutaj na pare dni bo mam
problem z widzeniem. Odwodniony chyba nie jestem ale muszę przyznać, że odkąd
tu jestem mało jadłem i też nie za dużo się ruszałem. Może problem jest z tym
związany albo z tym, że na moim śpiworze i plecaku i jednej z koszul już jakiś
czas temu zauważyłem czarne plamki wilgoci. Jestem pewny, że stało się to
podczas mojego pobytu i noclegów na piętrze domku. Pomyślałem sobie, że mogłem
też wdychać tą wilgoć i mam przez to problemy z widzeniem. Mam nadzieje, że nie
ale postanowiłem zmienić miejsce spania na ostatnie dni mojego pobytu tutaj.
Przeniosłem się więc do szpitala jak mi wcześniej już zaproponowano. Wysuszyłem
na słońcu moje rzeczy. Wyprałem też ręcznie śpiwór ale te czarne plamki wilgoci
nie zniknęły. Słońce je zabiło mam nadzieję i problemu nie będzie. Przeniosłem
wszystkie swoje rzeczy do pokoju gdzie śpi Armando mój przyjaciel dentysta.
Naprawił mi zęba, w dzień nocy sylwestrowej, który mnie już dłuższy czas
pobolewał tylko w momencie gdy jadłem. Teraz ząb już jest w stanie idealnym ale
aby wyruszyć chciałbym aby tak samo było z moim widzeniem. Może po prostu muszę
się zacząć ruszać z moim plecakiem,bo ostatnio się rozleniwiłem. Przyleciał też samolot z Iquitos aby zabrać chorą pacjentkę do dużego szpitala w tym mieśćie. Ta Pielęgniarka Jema poleciała wraz z nią.
6 styczeń 2015 Wtorek
Czas ruszać spowrotem do Ekwadoru. W tym
celu wybrałem się wczoraj nad rzekę i pytałem ludzi czy nie płyną do Nuevo Rocafuerte.
Dostałem wiadomość, żeby spróbować kolejnego dnia wcześnie rano ok 6.00 bo
teraz już nikt nie płynie. Wieczorem udałem się do Migraciones i dostałem
wyjściową pieczątkę z Peru.
7 styczeń 2015 Środa
Dziś wstałem rano o 5 i spakowawszy plecak wyszedłem
na korytarz szpitala. Wszyscy jeszcze śpią, zauważyłem jedynie małą tarantulę
łażącą po podłodze. Chciałem ją z początku rozgnieść ale przecież tak na prawdę
lubię ptaszniki sam posiadając jednego w domu w moim terrarium. Zlitowałem się
nad nim więc i ruszyłem ponownie nad rzekę. Gdy tam dotarłem byłem praktycznie
sam, dopiero później zjawiły się pierwsze osoby których zacząłem wypytywać
kierunek do Rocafuerte. Zjawił się potem jeden z mieszkańców którego znam.
Powiedział mi, że wypływa dziś w południe. Zaraz po nim zauważyłem jednego
faceta niosącego w misce do swojej łódeczki mnóstwo platanów. Zapytałem gdzie
je zabiera. Powiedział, że dla zwierząt. Poprosiłem go o możliwość otrzymania
paru i dostałem 4 platany bardzo miekkie. Po zjedzeniu słodkiego śniadania,
przyszedł również Nicolas u którego na pięterku mieszkałem. Również szuka
możliwości dostania się do Rocafuerte. Postanowione wypływamy o 11.00.
Zapłaciłem temu całemu Peterowi 15 soli za przeprawę. Przed wypłynięciem mam
zamiar kupić jeszcze sobie na drogę 2 obiadki zapakowane do pudełek. Gdy
przychodzę do jadłodajni gdzie mieszkałem przez długi czas, niestety nie ma
jedzenia. Będzie dopiero na obiad, idę na dół nad rzękę i szukam tego całego
Petera. W porcie nie ma łódki którą mi wcześniej pokazywał. Myślę, że odpłynął
beze mnie i zaczynam jego poszukiwania. Finalnie znajduję go w miejscu gdzie
wpadł do rzeki ten metalowy domek. Żołnierze linami do niego przywiązanymi
próbują go jakoś wyciągnąć. Pompa pracuje wypompowując wodę ze środka. Peter
mówi, że jednak wyruszamy o godzinie 12.00. Po powrocie do szpitala mój
przyjaciel Armando w prezencie wręcza mi koszulę polo w żółto-brązowe paski
oraz zajebiste spodnie supertrampa w kratę! Jestem niesamowicie ucieszony z
nowego ubioru;). Ja w prezencie wręczam mu 1 groszową monetę z Polski, których
zostało mi jeszcze trochę. Trzymam je na takie właśnie specjane okazje gdy ktoś
mi pomógł bardzo, okazał gościnę itp. Tu w Ameryce płd. monety z danego kraju
są bardzo wartościowym i docenianym prezentem, szczególnie gdy są podarowane
dla ludzi ubogich. Robimy pamiątkowe zdjęcia przed szpitalem. Żegnam się z całą
i ruszam w dół nad rzekę.
 |
Moi znajomi ze szpitala od lewej William,Tulio,Emily,Ja i Armando |
Pora wrócić na smoczą ścieżkę, kontynuować przygodę i
ruszać w nieznane! Mam tylko nadzieję, że problem z tym nieostrym widzeniem
zniknie wkrótce. Emily napisała mi skierowanie na badanie krwi, cukru,
cholesterolu itp. Mam zamiar udać się do szpitala po Ekwadorskiej stronie gdzie
opieka jest całkowicie darmowa i sprawdzić co jest grane z moim wzrokiem. Na
dole zamawiam 2 porcje obiadu i czekam na Petera. Dostaję zapakowane w pudełka
2 porcje ryżu z mięsem i smażonymi bananami. Nicolas już siedzi na ławce i gdy
wychodzi ze swojego domku Peter idziemy i wsiadamy do drewnianej, małej łodzi
wraz z dziewczyną, kobietą i jej dzieckiem. Płyniemy w górę rzeki, której
poziom wody w tym miejscu jest bardzo niski. Część rejsu łódką śpię a część
oglądam bujne zielone drzewa z lianami i wygrzewające się na drewnianych
kłodach żółwie. Dopływamy do strefy wojskowej gdzie żołnierz prosi mnie o moje
dane i numer paszportu. Podaje mu je jako jedyny i ruszamy dalej. Ponownie
jestem w Ekwadorze. Pierwsze co robie po dopłynięciu do Rocafuerte to idę do
sklepu i tam zakupuje za 70 centów 3 pomidory i 2 czerwone papryki! Witaminy!
Przez ponad 3 tygodnie prawie nie jadłem pomidorów i papryki. W Pantoja jest
straszny dificyt warzyw i owoców. Można je tylko kupić po Ekwadoskiej stronie.
Nawet w tych jadłodajniach nie serwowali dodatków warzywnych do tego ryżu,miesa
i bananów. No może raz na jakiś czas skubnąłem kawałek pomidora. Pożądam teraz
cholernie wszystkiego rodzaju warzywa i owoce które znam. Coś czuje że jak
wróce do Coca to posypią się płatki owsiane z masakryczną wręcz ilością owoców.
Zjadam więc mój obiad z dwoma pomidorami. Zauważyłem, że w porfelu zostało mi
9,50 sola w monetach. Na miejscu wkurzyłem się na swoją głupotę dlaczego nimi
nie zapłaciłem za obiadki tylko w banktnocie. Nie mając zamiaru ich targać
szukam sposobu aby zamienić je na dolary, których powinno być 3. W sklepach mi
nie chcą zamienić. Idę więc do Migraciones wbić pieczątkę wlotową do kraju. Mój
znajomy policjant, który wcześniej mnie odprawiał do Pantoja zgodnie z tym co
powiedział teraz wpisuje mi kolejne 90 dni pobytu w Ekwadorze! Tak więc
wszelkie rodzaje plotek i nieprawdziwych informacji o tym gdy upłynie twoje
90dni pobytu to trzeba czekać 6 miesięcy czy dłużej. Jak się okazuje Nowy Rok kasuje wszystko!
Haha udało się! Mam kupę czasu teraz aby zwiedzić o wiele więcej tego kraju i
może z początku popracować i przyrobić sobie w dolarach. Potem udaję się do
tego szpitala gdzie ostatnio przypłyneliśmy z Emily wraz z jej pacjentami w tym
tego dzieciaka z monetą w gardle. Daję lekarzowi skierowania na badania i
informuję o lekko poruszającym się i zamazanym obrazie. Mam iść z papierkiem do
okienka, tam lekko otyła kobieta informuje mnie uprzejmie, że muszę zapłacić
12$. Ja od razu zdziwiony pytam dlaczego skoro opieka jest tu za darmo. -
szpital jest na wpół prywatny i za badanie trzeba płacić. - Słyszę od niej.
Postanawiam więc zrezygnować i gdy przybędę do miasta Coca tam udać się do
całkiem publicznego szpitala i jak mi powiedziała nowo wybudowanego. Gdy
wychodzę na zewnątrz spotykam faceta na któtko ściętego z czarną brodą. Widać,
że jest turystą i zaraz zagaduje po Angielsku. Pochodzi z Turcji i nie potrafi
rozmawiać po Hiszpańsku. Teraz ma zamiar się udać do Coca a stamtąd do Kolumbii
do miasta Cali gdzie znajduje się jego znajomy. W sumie ostatnie wieści jakie
dostałem od mojego kolegi Kamila z Polski, którego poznałem pod Machu Picchu
też pochodziły z Cali. Może też się wybiorę do Kolumbii, wszyscy podróżnicy
których do tej pory spotkałem zachwalają tej kraj i mówią iż jest
superbezpiecznie. Gdy Siedzę na ławce i rozmawiam z moim nowo poznanym kolegą
zjawia się dwóch Gringo. Są oni Australijczykami i szukają miejsca na nocleg.
Polecam im więc to miejsce z hostalem gdzie ostatnio tu spałem w tym bambusowym
domku na podłodze. Ja potem również tam się udaję i pytam moich znajomych o
możliwość przespania na podłodze w domeczku. Dostaję pozwolenie i tym razem
całkiem za darmo, nawet dostałem zaproszenie na kolację. Tradycyjnie to samo co
zazwyczaj kura, ryż i smażone platany. Było mi dane też pobawić się chwilę
nowym iPhonem 5 z tą funkcją zabezpieczenia na odcisk palca. 1200 $ zapłaciła
ta kobieta za niego! Nigdy chyba się nie przekonam do tej marki sprzętu tym
bardziej do imacków. Pamiętam gdy podłączyłem mój dysk twardy do jednego z nich
kompletnie nie działał w systemie Apple'a. Po kolacji udało mi się również
skorzystać z łazienki i wziąść prysznic. Pogawędziłem chwilę z Australijczykami
bujającymi się na hamakach i powiedziałem im mniej więcej kiedy powinien
przypłynąć stateczek płynący do Iquitos gdzie się udają. Jutro łódź odpływa do
Coca o 5 rano, idę więc spać bo czeka mnie pobudka jakoś o 4.30.