24 maj 2017 Środa - Jadę do miasta Liberia
Dzisiaj przyszedł czas na opuszczenie tego pięknego miejsca, a to z tego względu, że nie mam już nic do jedzenia ani do picia. Rankiem piję resztki wody i spakowany idę wzdłuż plaży, znalazłem nawet tam grzyba! Potem przeszedłem koło rzeki i wszedłem na drogę już. Kawałek dalej znalazłem drzewo mango, znalazłem na ziemi kilka nadających się owoców, byłem już tak głodny, że chciałem sobie już je zjeść. Stanąłem na chwilę ale dopadło mnie tyle komarów, że było to nie możliwe. Cały spocony już od tego gorąca byłem a komary nie dawały za wygraną. Wyszedłem z lasu do jakiejś główniejszej drogi oczywiście bez asfaltowej. Tam zabrałem się za jedzenie mango ale komary dalej nie dawały spokoju, jedną ręką jadłem a drugą je odganiałem i chodziłem jak głupek w tą i z powrotem aby pozostać w ruchu. Zauważyłem, że jedzie jakaś ciężarówka i wykorzystałem okazję aby złapać stopa w kierunku miasteczka Samara. Facet nie zwrócił uwagi na to, że jestem cały uwalony na twarzy od mango i zatrzymał się dla mnie! Zapytałem go czy nie podwiózłby mnie gdzieś dalej? On powiedział, że nie ma problemu szybko więc wytarłem się od soku, założyłem plecak i wsiadłem do kabiny. Powitał mnie całkiem spoko facet i pojechaliśmy po drodze wyładować piasek który wiózł na jakąś tam budowę. Następnie zawiózł mnie do samej drogi głównej Samara – Nicoya tam pożegnałem się z moim kierowcą i poszedłem na stację benzynową gdzie mogłem wziąć szybki prysznic oraz przeprać moje rzeczy, majtki, skarpety i koszulki. Poszedłem za stację aby w końcu zjeść śniadanie zasłużone. Poprosiłem też jednego z pracowników o podładowanie telefonu. Zostawiłem telefon w środku i położyłem ubrania na parkingu aby wyschły. Jeden z pracowników stacji kontroli pojazdów dał mi 2 małe mango te takie małe które lubię i są lepsze i smaczniejsze od tych dużych. Zobaczyłem, że za murem jest to drzewo z mango i na dole leżało pełno owoców, wszedłem za mur i zszedłem na dół po to mango i zebrałem całą torebkę. Niby nie można było tam wchodzić ale co tam i tak nikt by tam nie zszedł a owoce mango uległy by zmarnowaniu. Gdy telefon był podładowany a ubrania wysuszone to poszedłem na drogę przy stacji i próbowałem złapać stopa. Zawsze przy stacji benzynowej jak nie ma aut to mam dylemat czy łapać stopa z drogi czy czekać na samochody i pytać kierowców czy mnie nie zabiorą. Dlatego robię obie rzeczy stoję przy drodze a jak ktoś podjeżdża to idę szybko i pytam. Podjechała taka mała ciężarówka która z tyłu wiozła jakieś siano czy coś. Jeden z chłopaków otworzył mi tą tylną pakę i położyłem tam plecak ja natomiast wsiadłem do kabiny. Okazało się, że jadą oni do samego miasta Nicoya i wysadzili mnie na skrzyżowaniu gdzie już praktycznie byłem na wylocie. Poszedłem do sklepu Maxipali gdzie kupiłem jedzenie na dalszą podróż. Stanąłem potem przy drodze i próbowałem łapać stopa bo widziałem, że w oddali zbliża się już jakaś burza. Położyłem plecak i dwie torebki obok i na szczęście zaraz zatrzymało się auto. W środku 2 młode dziewczyny przywitały mnie i zaprosiły do środka, byłem zdziwiony bo normalnie kobiety nie zatrzymują się aby przygarnąć autostopowiczów. Okazało się, że dziewczyny są z Francji i są siostrami, przyjechały tutaj gdy były małe ze swoimi rodzicami. Podwiozły mnie do jakiejś następnej miejscowości małej chyba to było Santa Cruz. Tam poszedłem na stację benzynową i próbowałem coś złapać . A no właśnie zapomniałem napisać gdzie teraz jadę obecnie udaję się do miasta Liberia gdzie byliśmy 2 razy już z Cinthią:) Jadę tam bo powiedziano mi, że ostatnio miał tam erupcję wulkan Rincon de la Vieja. Poza tym przypomniało mi się, że chcieliśmy tam iść z Cinthią też podczas naszego pierwszego pobytu w Liberia. Może to nie jest bezpieczne ale postanawiam, że udaję się na wulkan tuż po Erupcji!
Ze stopem z miasteczka Santa Cruz nie poszło, na stacji nikt się nie chciał zatrzymać. Zaczął padać deszcz i postanowiłem, że już zapłacę tam jakieś grosze za autobus do miasta Liberia bo chciałem tam być przed zmrokiem dzisiaj i jeszcze Cinthia poprosiła mnie abym zobaczył tam na uniwerku sytuację jak małpy się mają. Poszedłem więc na autobus i wsiadłem i kupiłem bilet do miasta Liberia. Rozpoznałem też skręt na tą magiczną plażę gdzie razem byliśmy jakiś czas temu :D Wszystko mi się przypomniało i chciałem aby była teraz tutaj razem ze mną! Wysiadłem na przystanku koło uniwersytetu i poszedłem do środka. Okazało się, że jest tam pełno studentów. Była moja pora na obiad to poszedłem do takiego automatu z gorącą wodą zaraz przy samych toaletach i tam napełniłem mój garnek wrzątkiem. Wrzuciłem do niego jajka i czekałem aż się ugotują na miękko. Zrobiłem sobie też surówkę którą zjadłem najpierw. Zjawił się w tym czasie ochroniarz i zapytał mnie czy wszystko w porządku. Pewnie zastanawiał się co ja tutaj robię ale jak usłyszał, że dobrze mówię po Hiszpańsku to się zdziwił. Ja mu powiedziałem, że znam to miejsce itp. On powiedział mi, że jakbym czegoś potrzebował to żebym mu dał znać. Ja aktualnie nie potrzebowałem niczego poza spokojnym posiłkiem oraz znalezieniem miejsca na namiot i już wiedziałem gdzie go rozbiję na pewnej łące poza terenem uniwerka. Po zjedzeniu kolacji przed samym zmrokiem udałem się w drogę wzdłuż boiska piłkarskiego, przeszedłem pod drutem kolczastym a raczej dwoma i byłem już na tym pastwisku. Komarów było od groma ale postawiłem namiot i wszedłem do środka. Potem rozpętała się potężna burza w nocy i padało niesamowicie. Pioruny waliły gdzieś niedaleko byłem spokojny i oczekiwałem, że żaden piorun nigdzie tu blisko mnie nie uderzy i nic się nie stanie.
25 maj 2017 Czwartek - Jadę na Aktywny wulkan Rincon de la vieja
Obudziłem się rankiem po burzliwej nocy średnio wyspany no i spisałem sen. Wyszedłem z namiotu i wszystko było jeszcze mokre a szczególnie namiot. Wystawiłem go do wyschnięcia bo wyszło już słoneczko z którym tutaj nie ma problemu. Spakowałem wszystkie rzeczy i wyruszyłem ponownie na teren uniwerka aby sprawdzić jak tam się małpy mają i czy je słychać. Chodziłem jakiś czas tamtędy ale niestety nic nie widziałem ani nie słyszałem jeśli chodzi o małpki. Wczoraj studenci z uniwerka powiedzieli mi, że oni widzieli je jakiś czas temu i było ich dosyć sporo także bardzo pozytywna informacja. Zrobiłem zdjęcia dla Cinthii oraz nakręciłem krótkie filmiki jak tutaj sytuacja się ma i poszedłem sobie zrobić owsiankę. Nabrałem ponownie gorącej wody z maszyny i mogłem zjeść spokojnie śniadanko. Potem wyruszyłem w kierunku Centrum i supermarketu. Dokupiłem jedzenia sporo a nawet zdecydowałem się na tuńczyki w puszce bo czeka mnie wyprawa na szczyt wulkanu Rincon de La Vieja i muszę mieć co jeść. 23 maja wulkan miał jakąś tam potężną erupcję w ogóle nie można tam wchodzić podobno bo jest zamknięty już od długiego czasu a tym bardziej gdy następują erupcję. Ale co tam dla mnie nie ma rzeczy niemożliwych! Podjeżdżam autobusem drogą główną i wysiadam przy drodze do miasteczka Curubande a stamtąd mam się udać w poszukiwaniu wejścia na wulkan.
|
Pamiętne miejsce w mieście Liberia |
Szedłem drogą ale początkowo nikt się nie chciał zatrzymać. Dopiero potem zatrzymał się jakiś dziwny facet który mnie zabrał i chciał rozmawiać ale w ogóle nie koncentrował się nad tym bo bawił się telefonem i z kimś tam rozmawiał. Wysadził mnie na placu głównym w miasteczku Curubande i stamtąd poszedłem z buta, zatrzymywałem auta ale oczywiście same samochody z turystami także nikt Ci się nie zatrzyma z takich osób tutaj! Dopiero potem daleko za jakimiś zakrętami zatrzymał się facet i powiedział, że mnie podwiezie i to do samego hotelu w którym pracuje. Hotel nazywa się Hacienda Guachipelin i to było miejsce idealne, do granicy parku narodowego nawet nie chciałem się zbliżać bo nawet jakbym wszedł legalnie i się wpisał na listę gości to przecież wiadomo, że park jest czynny od którejś do którejś tam godziny i musiał bym wyjść przed zamknięciem no i wtedy nici z wejścia na wulkan. Rozpocząłem więc wędrówkę w górę za hotelem jakąś tam drogą szukając dzikiego wejścia znalazłem drogę ale potem zawróciłem i udałem się inną ścieżką, doszedłem do rzeki i wykąpałem się tam. Następnie wkroczyłem na ścieżkę rowerową MTB i cały czas nią szedłem do góry zgodnie z mapą. Znalazłem potem drogę odbijającą w lewo i była ona ślepa, wszedłem w jakieś chaszcze i chciałem przejść tamtędy ale nie dało rady. Musiałem więc wrócić do tej drogi MTB rowerowej i iść jeszcze wyżej. Na samej górze już prawie przed wejściem do tego Parku Narodowego zobaczyłem, że na mapie tuż obok jest jakiś wodospad wychodzili ludzie z tamtej strony. Przeszedłem wiszącym mostem i ukazał mi się potężny wodospad Oropendula coś niesamowitego. Były nawet schodki w dół i można było tam zejść tak więc potem zszedłem porobiłem zdjęcia i filmy i wykąpałem się w krystalicznie czystej wodzie. Woda była tak czysta, że po otworzeniu oczu było praktycznie wszystko widać! Zjadłem kolację przy wodospadzie czyli tuńczyka z warzywami i tak się najadłem, że ledwo co mogłem potem przejść przez ten most. Poszedłem dalej ścieżką do miejsca gdzie zauważyłem budynek jakiś i świeciły się tam światła. Poczekałem chwilę i potem szybko przeszedłem na pusty parking. Kolejny duży budynek który obszedłem z boku okazał się być wejściem do Parku Narodowego. Wszystko było zamknięte i nie widziałem nikogo. Była tam mała asfaltowa ścieżka i poszedłem nią i skręciłem w lewo. Szedłem wyżej i wyżej aby zniknąć z pola widzenia no i gdzieś się rozbić, znalazłem ostatnie miejsce z trawą przed wejściem do dżungli. Postawiłem namiot i udało mi się go rozbić dosłownie zaraz przez burzą! Ja nie wiem co tutaj jest z tymi burzami ostatnio no ale nie ma co się dziwić bo zaczęła się właśnie pora deszczowa. Kolejna burza i tym razem też obawiałem się piorunów. Nastawiłem budzik na wcześnie rano i będę próbował wejść na krater wulkanu Rincon de La Vieja.
|
Wulkan rincon już tuż tuż |
|
wulkan ricon de la vieja już w krótce |
|
magiczny wodospad i kąpiel:D |
26 maj 2017 Piątek - Nielegalnie wejście na aktywny wulkan rincon de la vieja
Dokładnie to są tam dwa kratery wulkanu nieaktywny krater von Seebach 1895m i aktywny krater który 2 dni temu miał erupcję 1915m, ale żeby tam wejść to najpierw muszę przejść przez dziką dżunglę. Wstałem wcześnie rano i spakowałem rzeczy, jednakże postanowiłem, że część rzeczy zostawię tutaj gdzieś schowane, ręcznik i spodenki i tak mam mokre, za dużo owsianki kupiłem i to też zostawiam i jeszcze parę innych rzeczy. Chowam to za krzakami i idę w stronę lasu dochodzę do tabliczki gdzie jest napisany kierunek do krateru wulkanu 8km. Na ziemi tabliczka „szlak zamknięty z powodu aktywności wulkanicznej” i żółta taśma. Zaraz przy tabliczce znajduje drewniany kijek, podnoszę go bo uważam, że przyda mi się w tej wędrówce. Szybko przechodzę tamtędy i jestem już na zamkniętym szlaku!! Idę szybko i biegnę kawałek aby mnie nikt nie widział. Jest godzina 6:15 a Park chyba otwierają od 8 czy 9 dopiero. Poza tym tutaj raczej nikt nie będzie szedł no chyba, że jacyś pracownicy tam gdzieś będą u góry to mogę mieć przerąbane. Dzika dżungla i wąska ścieżka idę w głąb lasu, cykady już grają. Potem gdzieś wyżej zauważyłem bardzo dziwne małpy na gałęziach one tam się szarpały i biły chyba bo coś tam zleciało. Zrobiłem zdjęcia i nakręciłem film, potem kawałek wyżej znowu widzę małpy te duże i one zamiast uciekać to zbiegają po drzewie w moją stronę!! Są nade mną i jedna z nich zaczyna szarpać za gałęzie i nagle spada duża gałąź obok! Jak bym tym dostał to mogłoby się to źle skończyć. Szybko zbieram się stamtąd bo małpy jakieś agresywne i dzikie także może być niebezpiecznie. Pomagam sobie kijkiem idąc i tempo mam dobre bo za jakiś czas jestem w miejscu gdzie drzewa są nie co mniejsze, nie słychać małp a poza tym już coś zaczęło śmierdzieć siarką, muszę być niedaleko! Wchodzę dalej i widać już jakąś potężną górę skalistą, nad nią mgła a siarką śmierdzi co raz bardziej. Skończyły się drzewa a zaczęły jakieś krzewy. Namiot i matę mam mokrą po dzisiejszej nocy jeszcze to postanawiam ją rozłożyć i namiot też do wyschnięcia. Czekam chwilę i zastanawiam się co robić i dochodzę do wniosku, że nie będę brał ze sobą na górę ani namiotu ani maty ani też jedzenia. Nie chcę sobie obciążać plecaka bo widzę, że podejście jest strome a poza tym jak wybuchnie wulkan a mi przyjdzie uciekać to wtedy będzie lekko biec. Zrywam takie duże liście rośliny i pod nimi chowam mój sprzęt do obozowania wraz z jedzeniem bo może padać nie chciałbym, żeby mi to wszystko zmokło. Zakładam plecak i idę w górę, jest tam jakaś tablica informacyjna, że do nie aktywnego krateru von seebach zostało jeszcze 1,8km a do aktywnego 2,7km. Ścieżki już praktycznie nie ma i teraz zaczyna się takie podejście, że masakra bo jest tak stromo i muszę uważać bo są jakieś dziury z wodą i jak bym tam wpadł to mógłbym sobie złamać nogę albo coś w tym rodzaju. Jest tutaj ziemia co prawda nie jest to jakieś super błoto ale i tak nie wiem jak tędy zejdę potem, a jak zacznie padać to już w ogóle nie chcę o tym myśleć. Wspinam się wyżej i potem już są same skały. Jest jakieś urządzenie meteorologiczne z panelem solarnym. Jestem już znacznie wyżej i nagle obracam się i widać za mną potężna zieloną dżunglę przez którą jeszcze przed chwilą się przedzierałem. Ścieżki już prawie nie widać ale ktoś poukładał kamienie także mogę iść wyżej, widać przepotężne skaliste zbocza wulkanu a zapach siarki jest co raz bardziej wyczuwalny. Wspinam się po stromym skalistym zboczu i teraz to dopiero są widoki! Cała panorama zielonej dżungli widok powala z nóg! Dochodzę do jakiejś tabliczki która pokazuje mi kierunek i informuje o tym, że do krateru zostało jeszcze 700m. Tutaj dopiero zaczyna się podejście strome, jest mgła a ja wchodzę po bardzo stromym zboczu nie aktywnego krateru wulkanu. Siarką już tak wali, że zakładam sobie na twarz moją koszulę z długim rękawem bo przecież nie chcę się zatruć. Jestem na górze, dalej mgła, nie wiem co robić żadnego krateru nie widać ale chyba jest na dole po drugiej stronie tam we mgle. Idę dalej w poszukiwaniu jakiejś tabliczki, że jestem na szczycie i wysokość ale nic takiego nie znajduję. Jest tylko jakiś kamień taki jakiś ze znaczkiem i to chyba znaczy, że jestem na samej górze!! Krater wulkanu zdobyty !! hurrraaa i to nielegalnie a mało tego drugi krater znajdujący się tuż obok może wybuchnąć w każdej chwili! Poszedłem dalej i okazało się że zszedłem do środka krateru. Usłyszałem wodę gdzieś niedaleko i potem zobaczyłem, że wypływa ona tutaj z krateru. Rozejrzałem się i zobaczyłem również jakąś roślinność i nawet ptaki małe. Krater okazał się pełen życia. Musiałem przejść przez szczelinę skąd wydobywała się woda a była dosyć głęboka. Po drugiej stronie zobaczyłem dziwną wulkaniczną roślinność. Zebrałem parę kamyczków i te roślinki też do szklanego pojemniczka. Cały czas była mgła i nie mogłem zobaczyć krateru w całej okazałości. Dopiero potem się na chwilę przejaśniło i byłem w stanie chociaż przez chwilę zobaczyć i zrobić zdjęcie. Zaczął kropić deszczyk, siarą śmierdziało niemiłosiernie. Postanowiłem, że już schodzę na dół także zszedłem . Zobaczyłem, że dalej jest wszędzie mgła i Zastanawiałem się czy iść do tego krateru aktywnego ale początkowo doszedłem do wniosku, że nie chcę ryzykować a poza tym i tak nic nie zobaczę. Miałem schodzić już do miejsca gdzie zostawiłem swoje rzeczy i poszedłem kawałek i rzuciłem wzrokiem ostatni raz na to miejsce jednakże zobaczyłem jakiś błękit nieba i od razu zrozumiałem, że będzie się przejaśniać i mam okazję teraz aby zobaczyć ten aktywny krater wulkanu. Jednak postanowiłem sobie, że się odważę! Zrobię to i postaram się uwinąć najszybciej jak tylko się da! Idę szybko ścieżką po kamieniach w stronę aktywnego krateru i doszedłem do tablicy informacyjnej. Tutaj się przeraziłem, cały czas oczywiście koszula na ustach i nosie aby nie wdychać być może toksycznych oparów i tego zapachu siarkowodoru. Został jeszcze kawałek, ukazały się piękne widoki oddalonego szczytu wulkanu Santa Maria pokrytego totalną dżunglą. Dalej ukazało się małe jeziorko i właśnie ten widok pokochałem! Jeden z najpiękniejszych widoków! Szybko podbiegłem nad samą krawędź aktywnego krateru i tam dopiero do mnie dotarło gdzie jestem!! W każdej chwili wulkan może wybuchnąć co zrobił zaledwie dni temu! Widok stąd przeraził mnie a zarazem zafascynował. Poza tym wiedziałem co się może wydarzyć i naprawdę obawiałem się o moje życie!! Była nawet ścieżka prowadząca nad sam krater skąd unosiły się chmury gazów ale tam już nawet nie szedłem. Nie chciałem się zatruć a poza tym jakby tam wybuchnął wulkan to mógłbym być pewny, że będzie po mnie!Piękne widoki na jeziorko małe tak wysoko i kolejny szczyt wulkanu porośnięty dżunglą. Oglądałem widoki przede mną, niesamowity zielony horyzont oraz wierzchołki jakiś gór. Cały czas zapach siarki i kłęby dymu wydostające się z krateru gdzie miał miejsce wybuch 3 dni temu!! Jestem wariatem wiem to ale dla takich chwil się żyje właśnie! Potem zobaczyłem jakiegoś pół żywego ogromnego chrząszcza który chodził tutaj koło mnie i pewnie też padł ofiarą albo nie długo padnie! Zabrałem się za robienie zdjęć i kręcenie filmu bo nie ma czasu do stracenia! Ponad to potem zauważyłem, że wydobywa się więcej dymu i udałem się na dół. Szybko w dół, i oddaliłem się od krateru. Modliłem się żeby teraz nie wybuchnął tylko. Stanąłem przed punktem widokowym i po raz ostatni spoglądnąłem na wulkan. Udało się!!!! Mega szczęśliwy rozpocząłem wędrówkę powrotną teraz mając piękne widoki na zieloną dżunglę w dole. Zejście było cięższe niż wejście oczywiście. Doszedłem już do stacji pogodowej i po chwili byłem przy miejscu gdzie zostawiłem moje rzeczy. Odkryłem liście i wyciągnąłem rzeczy, byłem wykończony pokroiłem warzywa i ugotowałem 8 jajek!! Najadłem się masakrycznie a potem rozbiłem namiocik. Coś pięknego po prostu ta wyprawa na wulkan. Jutro rano ruszam w dół przez dżunglę i mam zamiar jeszcze się udać w stronę wodospadów.
|
zlanazłem zamknięty szlak na wulkan - idziemy!! |
|
małpy jak ludzie |
|
dzikie małpy chciały mnie postraszyć i zrzucały mi gałęzie na głowę |
|
aktywny krater już tuż tuż |
|
|
zapach siarki i koszula na gębę |
|
dotarłem do nieaktywnego krateru von seebach |
|
już tylko kawałek do aktywnego krateru |
|
jestem na aktywnym kraterze 3 dni po erupcji wulkanu :D |
|
w każdej chwili może znów wybuchnąć ale jestem tu - udało się!!! |
|
Wulkan rincon de la vieja zdobyty:D:D::D |
|
Dzika dżungla którą jutro będę wracać |
|
Gotujemy jaja i warzywa |
|
Nocleg pod wulkanem rincon de la vieja |
27 maj 2017 Sobota - Powrót przez dżungle i wodospady magiczne
Wstaję bardzo wcześnie rano, pakuję wszystko, wącham po raz ostatni zapach siarki i ruszam na dół. Chcę być na ścieżce przed otwarciem parku czyli ok 8.00 rano. Idę po chwili już wchodzę w dziką dżunglę i ruszam przed siebie, nagle patrzę pod nogi i dosłownie w tym momencie dostrzegam brązowego węża!! Wystraszyłem się bo prawie na niego nadepnąłem, jednak coś mnie zatrzymało! To po raz pierwszy kiedy na mojej drodze stanął wąż, nakręciłem film i chciałem go patykiem dotknąć aby uciekał mi z drogi. Zrobiłem tak ale spojrzał na mnie groźnie i postanowiłem, że lepiej go ominąć. Tak też zrobiłem i poszedłem na dół. Schodząc drzewa stawały się co raz wyższe a dżungla co raz gęstsza. Następnie widziałem po raz kolejny te małpy wyglądające jak człowiek, dziwną jaszczurkę oraz całą rodzinę Coati na drzewie. Matka z małymi przestraszyła się i uciekała potem ale zdążyłem zrobić zdjęcia oraz nagrać film. Doszedłem do ścieżki głównej z której wchodziłem na wulkan. Przekroczyłem taśmę z zamknięciem i ruszyłem w stronę „ukrytych wodospadów – cataratas escondidas” Jest tam spory kawałek bo kilka dobrych kilometrów. Jem śniadanie a potem zauważam na szlaku mrówki złote i okazuje się, że właśnie zjadają szarańczę. Coś pięknego po raz kolejny złote mrówki. Spotykam pierwszych turystów a oni zaskoczeni, że ja tu jestem bo wchodzili pierwsi, nie wiedzieli jednak że ja tutaj wczoraj w nocy wszedłem bez biletu na teren parku i wszedłem zamkniętym szlakiem na aktywny wulkan gdzie to było surowo wzbronione:D Przechodzę kilka drewnianych mostów, ścieżka schodzi w dół a potem kończy się dżungla i wychodzę na suche tereny traw i kamieni. Słońce grzeje niesamowicie a ścieżka pnie się w górę ostro. Za mną widzę już kolejnych turystów, trzeba się śpieszyć. Na skale u góry zauważam potężną iguanę tą jaszczurkę ogromną i siedzi i patrzy się jakby podziwiała widoki i była strażnikiem tego miejsca. Coś pięknego robię jej zdjęcia z bliska i kręce film a ona się w ogóle nie boi. Potem gdy za bardzo się zbliżyłem nawet na mnie nasyczała i chyba chciała atakować. Rzeczywiście strażnik tego miejsca. Potem kolejne strome zejście w dół i schodzę do wodospadu ogromnie niebezpiecznego na samą krawędź. Wodospad jest bardzo wysoki i piękny, jakbym spadł to kaplica. To jeszcze nie koniec bo kolejny wodospad jest nieco wyżej. Zabieram plecak i cisnę tam właśnie do tego miejsca i zastaję jeden z ładniejszych wodospadów jakie widziałem, Krystalicznie czysta i lazurowa woda i piękny wodospad zapiera dech w piersiach. Jest tutaj ta para co mnie mijała, wchodzę do wody i pływam oraz nurkuje. Otwieram oczy i prawie wszystko widzę! Spędzam tam trochę czasu a potem trzeba ruszać z powrotem. Gdy już byłem niedaleko wyjścia rozpadało się potężnie i wszystko mi przemoczyło do suchej nitki!! Tutaj popełniłem błąd bo zdecydowałem, że wyjdę wyjściem głównym a mogłem tego nie robić. Myślałem, że pracownicy nie zauważą czy nie zwrócą uwagi jak wychodzę, jednakże babka mnie zatrzymała i kazała okazać bilet, ja mówię że nie mam. Oni pytają jak wszedłem a ja mówię, że z innej strony gór przyszedłem. No i wyszło na to że musiałem zapłacić i tak bilet bo mnie policją straszyli. No nie udało się wyjść bez zapłaty ale nie ważne. Gdybym wszedł na samym początku z biletem to wędrówka na wulkan była by nie możliwa bo każdy turysta w parku ricon de la vieja musi wrócić przed zmrokiem. Jeśli bym nie wrócił szukaliby mnie zapewne. Jednak opłaciło się wejść w nocy po ciemku i rozbić na namiot już po drugiej stronie przy szlaku. Dzięki temu zdobyłem aktywny wulkan 3 dni po erupcji i to nielegalnie haha :D Kolejny raz cebula wersja hard core! Żyję co najważniejsze!
|
rodzina Coati wraz z mamą |
|
złote mrówki zjadające szarańcze |
|
droga do wodospadów |
|
Iguana patrol |
|
pierwszy w wodospadów |
|
jestem w raju !:D |
|
cataratas escondidas |
Teraz ruszam w dół w nadziei, że złapię jakiegoś stopa jednak nic nie jedzie a na parkingu nie ma aut. Wyjeżdżają pracownicy firmy ICE i próbuje złapać ale nikt się nie chcę zatrzymać a przecież jadą na dół! Dopiero zatrzymał się pewien facet motorem i powiedział mi, że jedzie w dół do wioski Cabaconde tam gdzie mieszka tam też pojechaliśmy. Trzymałem się mocno aby nie spaść no i bez kasku jechaliśmy.
Pan był nawet na tyle miły, że zaprosił mnie do domu, mogłem zrobić nawet pranie moich śmierdzących rzeczy oraz podładować kolację. W domu była jego żona i dwie małe córeczki. Rozwiesiłem pranie, zjadłem kolację i z tyłu domku na posadzce mogłem rozbić swój namiot i się przespać.
28 Maj 2017 niedziela- Jadę do miasta Liberia i w stronę wulkanu Miravalles
Rankiem podziękowałem za pomoc w wypraniu rzeczy i zebrałem się w dalszą drogę. Jednakże to co się wyprało oraz buty były mokre a więc poszedłem na plac główny i tam rozłożyłem wszystkie moje rzeczy do wyschnięcia. Następnie czekałem aż wyschną ale nie było tyle słońca.
Ruszyłem łapać stopa w kierunku miasta Liberia. Zatrzymał się Suv z turystami. Okazało się, że kierowca z USA ożenił się z kobietą tutejszą i jechali właśnie do stolicy do San Jose. Ja zaplanowałem, że pojadę na zakupy do miasta Liberia a stamtąd udam się w kierunku kolejnego wulkanu Miravalles. Wysiadłem w Liberia i poszedłem do supermarketu po jedzenie. Wybrałem jakąś dziwną drogę przez centrum miasta i zebrałem w parku owoce mango. Okazało się że droga którą wybrałem do tego wulkanu tam nikt nie chciał się zatrzymać. Postanowiłem, że lepiej zawrócić i posłuchać się lokalnych ludzi i pojechać autobusem do miasteczka Bagaces i stamtąd do wioski Guayabo gdzie niedaleko wyczytałem jest pewien przewodnik który zabiera ludzi na ten wulkan Miravalles. Poszedłem więc w kierunku tego miejsca czyli drogi głównej gdzie zapłaciłem chyba 500 colones za bilet i wysiadłem w Bagaces. Tam poszedłem z buta na wylot i czekałem na stopa. Ponownie motor i facet zawiózł mnie do tej wioski Guayabo tam rozpadała się ponownie ulewa, ja usiadłem sobie pod sklepem i zrobiłem sałatkę z tuńczyka i pomidora i zjadłem z bułką. Następnie gdy przestało padać poszedłem na wylot z miasteczka ale nikt się nie chciał zatrzymać. Znów coś zaczęło padać i kropić a ja kontaktowałem się przez telefon z tym przewodnikiem, że dziś tam przyjadę ale mam jeszcze kawałek. Znajdowałem się akurat pod pizzerią, gdzie zostałem zaproszony przez kuchara z nikaragui na małą pizzę. Podziękowałem pięknie za posiłek, postawiłem plecak na ulicy ponownie i zatrzymał się jakiś samochód. Kucharz powiedział mi, żebym z nimi pogadał bo jadą do tej wioski. Przedstawiłem się i powiedziałem gdzie zmierzam, kobieta powiedziała, że nie ma problemu ale muszę chwilę poczekać. Poczekałem więc chwilę a po chwili już byłem na pace pick upa a obok mnie jakaś siatka. Niestety trochę znów się rozpadało, dojechaliśmy do tej wioski i oni powiedzieli, że jesteśmy na miejscu ale zapytali gdzie dokładnie idę. Podałem imię i nazwisko tego przewodnika i oni powiedzieli że minęliśmy już dawno ten dom. Kierowca zawrócił i mnie podwieźli pod jego dom. W środku nikogo nie było. Dom miał takie fajny szklany balkon. Mi się właśnie skończyła kasa na koncie w telefonie i nawet nie miałem jak zadzwonić czy napisać na whatsapp. Podszedłem pod dom i z drugiej strony usłyszałem, że gra muzyka w środku. W garażu był mały piesek na sznurku i się ucieszył i skakał zaraz do mnie. Ja pukałem w metalowe drzwi aby ktoś otworzył jednakże nikogo nie było a grała tylko muzyka. Znów zaczęło padać a ja zastanawiałem się co robić czy rozbijać namiot tutaj na trawie gdzieś niedaleko czy czekać na właściciela. Po chwili podjechał samochód i ja się pokazałem. Przywitałem się z Panem o ciemnej karnacji w średnim wieku i mnie zaprosił do domu. Następnie pokazał mi u góry moje miejsce do spania i okazało się że właśnie na tym balkonie obudowanym szkłem będę spał. Na samym końcu był materac ogromny gdzie było moje miejsce. Pokazał mi również łazienkę i w kuchni mogłem zostawić swoje jedzenie. Teraz miałem wypoczywać a jutro rano pogadamy jak tam z wyprawą na wulkan. Jednakże ja zastanawiałem się czy to ma sens bo mam obtartą nogę i mnie boli.
|
rozbijam namiot u pracownika ICE który ugościł mnie wraz ze swoją rodziną |
|
z moim nowym znajomym w Curubande |
|
szkoła w Curubande |
|
suszę wszystkie moje rzeczy |
29 maj 2017 Poniedziałek - Park Narodowy Tenorio i Piękna rzeka Rio Celeste
Obudziłem się na materacu rankiem i przywiałem z właścicielem, zjedliśmy śniadanie i on powiedział, że będzie dzisiaj musiał pojechać gdzieś i wróci po południu jak coś. Jak chcę to mogę zostać nie ma problemu. Zapłata za nocleg jak mnie poinformował jest dobrowolna i on bierze tyle ile ktoś mu zapłaci. Potem pożegnaliśmy się i on pojechał ja miałem dziś wypoczywać aby jutro udać się na wulkan jednakże zważywszy na moją nogę jednak zmieniłem zdanie bo idzie tam się bardzo długo i warunki są ciężkie. Zostawiłem więc kasę z podziękowaniem jako że nie miałem nic na koncie aby napisać, że jednak jadę. Postanowiłem, że ruszam dziś dalej w kierunku Rio Celeste koło wulkanu tenorio. Zamknąłem drzwi i poszedłem łapać stopa, zatrzymał się jakiś samochodów i zawiózł mnie do wioski aguas claras. Tam kończył się asfalt i miały jakieś autobusy jechać do miasta Upala ja jednak oczywiście na wylot i szedłem. Nikt tą drogą prawie nie jedzie a to droga kręta przez góry. Potem przejeżdżała ciężarówka i motor ale się nie zatrzymali. Przede mną widok na wulkan Miravalles na który miałem wchodzić ale jednak odpuściłem sobie. Dopiero jak już przeszedłem spory kawałek i w upale szedłem pod górę zatrzymał się pick up i powiedziałem,że jadę do miasta Upala. Oni tam jadą właśnie i na pakę. Miałem cudowny widok na wulkan, potem ukazało się nawet ogromne jezioro w Nikaragui. Także byliśmy w miarę wysoko. Piękne widoki i zielone tereny. Przyjechaliśmy do miasta Upala i wysiadłem na wylocie przed mostem. Przeszedłem most i zaraz już po chwili złapałem kolejnego stopa aż do samego wioski Katira. Podziękowałem pięknie za przejażdżkę i tutaj w Katira jest wejście do Parku Narodowego wulkan Tenorio z Rio Celeste. Poszedłem na tą drogę i próbowałem złapać stopa ale nic nie jechało. Potem przejechały 2 samochody chyba z turystami i oczywiście żaden nie chciał się zatrzymać. Zgłodniałem, pora zapytać kogoś w domku czy nie ma do sprzedania jajek. Podszedłem do najbliższego domku i tam zapytałem czy nie mają jajek na sprzedaż. Pani powiedziała, że mają więc kupiłem 10 jajek i zapytałem czy nie mogłaby mi od razu ich ugotować na twardo :) oczywiście pani się zgodziła, biedne dzieci podziwiały co ja tutaj robię i jak wyglądam. Miałem bułkę tak więc zjadłem sobie kilka jajek z warzywami i z bułką. Najadłem się do pełna i podziękowałem pięknie za jajka. Powiedziano mi, że jak chcę dojechać do rio celeste to tutaj zaraz autobus będzie jechał do kolejnej wioski i mam w niej wysiąść i udać się potem w prawo. Tak też zrobiłem, podjechał autobusik i załadowałem się do środka z plecakiem i po chwili jazdy byłem już na tym skrzyżowaniu. Droga bez asfaltu a więc pewnie nic nie będzie jechać. Zachmurzyło się i zaczął padać deszcz, po prawej stronie zauważyłem jakiś mały drewniany budyneczek i schroniłem się tam przed deszczem. Akurat coś jechało jak na złość, wybiegłem na drogę bez plecaka z kciukiem wystawionym ku górze i zatrzymała się mała ciężarówka. Kierowca powiedział że jedzie akurat w tamtym kierunku, następnie pobiegłem po plecak i wróciłem i wsiadłem do środka. Facet poinformował mnie, że jedzie do jakiegoś hotelu wyładować pustaki. Podjechaliśmy pod ten hotel i akurat tam było to stare wejście do Parku. Powiedziałem mu że chciałbym wejść tam aby nie płacić za wejście i kierowca powiedział, że właśnie za tym hotelem jest jakiś stary zamknięty szlak. Oczywiście powiedziałem mu, że muszę sprawdzić to czy mi się uda tam przejść. Niestety trochę padał deszcz, ale ja mając to w gdzieś ruszyłem ostro przed siebie. Minąłem hotel i tak że nikt mnie nie zauważył i myknąłem w kierunku tego szlaku. Zobaczyłem poprzeczne belki z zakazem wejścia oraz schody porośnięte mchem. Oczywiście wszedłem a poza tym zapadał mrok. Na terenach tutaj koło hotelu nie rozbijam namiotu bo nie chcę mieć problemów. Trzeba gdzieś rozbijać namiot zaraz, także poszedłem kawałek dalej i tam na ścieżce w miarę płaskim miejscu rozbiłem namiot, Jednakże na ścieżce było mokro. Zaczynało co raz mocniej padać. W końcu udało mi się postawić namiot w środku dzikiej dżungli. Miałem tylko nadzieje, że nie spadnie na mnie żadne drzewo czy konar. Rozłożyłem matę i wszedłem do środka, jednak nie było tak wygodnie jak oczekiwałem. Jutro rano ruszam dzikim zamkniętym szlakiem sprawdzać czy uda mi się przed godziną dojść do parku narodowego z rio celeste ale musiałbym tam być najpóźniej na 8.00 bo o 10.00 otwierają park.
|
widok na wulkan Miravalles |
|
jadę na pace do miasta Upala |
|
ostatnie widoki na wulkan Miravalles na który miałem wchodzić |
30 maj 2017 Wtorek - Rio Celeste i granica z Nikaraguą
Nocka spokojna ale sporo padało, rankiem zobaczyłem że cały spód jest mokry i nawet trochę wody w namiocie bo przemokła podłoga. Wytarłem wszystko ręcznikiem i spakowałem namiot ociekający wodą, Ruszyłem wcześnie rano bo już przed 6.00 tak aby być na 8.00 w parku. Tuż po wyruszeniu już musiałem przekroczyć strumyk na boso bez butów oczywiście. Ścieżka szła ostro przed siebie, pełno jakiś much latało koło mnie i mnie denerwowały. Przechodziłem, przez liczne zawalone drzewa i szedłem dalej, jednakże sprawdzałem pozycję GPS i coś mi nie pasowało bo jakbym oddalał się od tego docelowego miejsca, ścieżka szła cały czas w górę a potem już słyszałem rzekę, jednakże to niemożliwe abym szedł w dobrym kierunku. Ścieżka zrobiła się na tyle niebezpieczna i śliska, że postanowiłem odpuścić poza tym po prawej stronie miałem przepaść !! Wydaje mi się, że ten zamknięty szlak prowadzi nie nad rzekę a na szczyt wulkanu. Zawróciłem więc i próbowałem jeszcze odbić w potem w lewo bo była jakby inna ścieżka ale kolejne zawalone drzewa i brak dalszej ścieżki upewniły mnie w przekonaniu, że lepiej wracać. Zawróciłem więc, przekroczyłem ponownie strumyk i wyszedłem z dżungli. Tym razem nie było żadnego węża. Przeszedłem koło hotelu i wyszedłem na drogę główną, akurat jechał jakiś samochód i zatrzymał się tak więc krótkim stopem dojechałem pod samo wejście do Rio Celeste. Dotarłem tam grubo na godzinę przed otwarciem i było wszystko zamknięte i chciałem myknąć aby mnie nikt nie zauważył, ale zawołała mnie jakaś kobieta i powiedziała, że otwierają dopiero o 10.00 . Wykorzystałem ten czas i rozłożyłem wszystkie mokre rzeczy i namiot bo wyszło słońce, następnie zjawili się turyści i zaczęli już wchodzić do Parku ja jednak czekałem aż moje rzeczy wyschną. Potem poszedłem do kasy i ceny biletów to 800 colones lokalsi czyli nie całe 2$ a turyści UWAGA 12$!! Zapytałem kasjera czy jest jakaś opcja wejść taniej? On tak na mnie patrzy widzi ogromny plecak a chwilę wcześniej widział mnie jak suszyłem rzeczy przed kasą a więc wie że turystą nie jestem a podróżnikiem. Mówi „dobra wejdziesz jako lokals poproszę 800 colones ale dawaj szybko żeby szefowa nie widziała” ja mówię dziękuję serdeczne i zaczynam wyciągać drobne, jednakże chyba wypadł mi część ich w kieszeni i trwa to chwilę a ja szukam. Gość do mnie „dobra chowaj te klepaki bo zaraz szefowa usłyszy, masz tu bilet za darmo” hahah nie mogłem uwierzyć właśnie zaoszczędziłem 12$. Tym razem nie musiałem nawet wchodzić nielegalnie dzikim szlakiem do Parku Narodowego i mam bilecik za darmo :) idę uśmiany, i wchodzę idąc takim drewnianym podestem. Oczywiście wszędzie znaki i odległości. Pierwszą atrakcją jest potężny i piękny wodospad z lazurową wodą – coś pięknego. Trzeba zejść na dół schodami aby się tam dostać a schodów dosyć sporo, jednakże widok z góry bardziej mi się podobał. Następnie wracam do góry i idę teraz w kierunku la laguna azul czyli niebieskiego jeziorka. Po drodze widzę jeszcze rodzinkę tepizcuente pewnego zwierzątka podobnego do pancernika. Wydobywają się tutaj również gazy i woda ma niesamowicie piękny lazurowy kolor. Następnie szlak prowadzi do ostatniego punktu na trasie czyli miejsca w którym łączą się dwie rzeki. W miejscu połączenia tych rzek zachodzi reakcja chemiczna i na skutek połączenia siarki i innych substancji woda zmienia nagle kolor z przezroczystej na lazurową. Magia natury!:) No zobaczyłem to pora teraz wracać. Wychodzę z parku i planem jest teraz dotarcie do granicy bo ponownie muszę wyjechać do Nikaragui i wjechać z powrotem do Kostaryki aby przedłużyć moją wizę po raz kolejny. Zauważam na parkingu pewnego faceta z dwoma turystkami i pytam się czy czasem nie jadą w stronę miasta la fortuna. Facet mówi, że jadą. Pytam się czy mogliby mnie zabrać? On się zgadza, mój plecak ledwo mieści się w bagażniku ale jakoś dajemy radę. Siadam na przodzie i jedziemy, facet okazuje się być przewodnikiem tych dziewczyn na tyle jak się okazuje z Francji przyleciały na urlop do Kostaryki za jakieś grosze chyba 1000zł. Potem wysiadam przed miasteczkiem La Fortuna i cisnę w jakieś miejsce aby łapać stopa. Nic się nie zatrzymuje prawie dopiero potem pewien facet zabiera mnie tylko 2km do najbliższej wioski tanque, tam jem posiłek i akurat zaczyna padać. Widzi mnie jakaś kobieta z domku i obserwuje ja zapytałem czy mogę schronić się u nich w tym patio przed deszczem i pozwoliła mi zaprosiła do środka. Ponad to podładowałem sobie trochę baterie nawet. Podziękowałem i pożegnałem się i wyruszyłem w drogę na wylot miasteczka łapać kolejnego stopa Zatrzymuje się jakiś dziwny gość starym autem i zabierają mnie zjarani do samego Muelle de San Carlos. Tutaj wysiadam i będę czekać na autobus do Miasteczka Los Chiles przy granicy z Nikaragua. Próbuje złapać stopa na wylocie ale nikt się nie chce zatrzymać dalej nie ma jak łapać stopa. Wsiadam więc w autobus który przyjeżdża dopiero przed 17.00 martwię się tylko tym, że niedługo będzie ciemno a ja po zmroku chodzić nie chodzę z plecakiem szczególnie w miastach i patrzeć miejsca na rozbicia namiotu. Po ok 2 godzinach jazdy jestem w miasteczku Los Chiles wysiadam a na zewnątrz jakieś podejrzane typy i oferują jakiś nocleg. Chyba taki z którego już byś nie wyszedł żywy jak bym tam z nimi poszedł. Szybko idę za jednym z wysiadających osób i nie wiem gdzie mam iść i co robić. Nawet się nie obracam bo te dziwne typki na mnie patrzyli a mam nadzieję tylko że nie będą mnie śledzić. Potem idę dalej i uliczka wygląda na taką w miarę bezpieczną ale nie będę szedł za miasteczko i szukał po ciemku miejsca na namiot. Podszedłem więc do jednego domku i zapukałem do drzwi, otworzyła mi miła kobieta i przedstawiłem się i powiedziałem, że przyjechałem tutaj i jutro będę z rana chciał jechać na granicę. Zapytałem czy nie mógłbym rozbić namiotu u nich na ogródku za domem? Kobieta powiedziała, że zadzwonić do męża musi i zapytać. Powiedziała mi żebym sobie usiadł i poczekał, że mąż zaraz przyjedzie. Tak więc przywitałem się z mężem i wyjaśniłem sytuację oni zaprosili mnie do środka do domu, powitała mnie jedna bardzo ładna córka, druga była z zespołem Downa. Opowiedziałem im o moich historiach i o tym jak się tu znalazłem i gdzie byłem. Zaprosili mnie na kolację, mogłem wykąpać się i odświeżyć. Naprawdę kochani ludzie, potem poszliśmy za dom i rozbiłem namiot pod dachem w miejscu gdzie był kurnik, pod blaszanym dachem kury miały takie drążki na których spały. Dziewczynka z downem miała jakąś fazę i cały czas coś tam mówiła, że jest niebezpiecznie spać na zewnątrz ale tato ją uspakajał. Dostałem mój kawałek ziemi za domem i poszedłem spać.
|
po noclegu w dżungli już spakowany i gotowy do drogi |
|
Piękny wodospad w Rio celeste |
|
rodzinka zwierzątek tepiscuente |
|
a tu najważniejszy punkt gdzie łączą się dwie rzeki i zachodzi reakcja chemiczna zmieniająca kolor wody na lazurowy....... alchemia:D |